Skocz do zawartości

Piekło, jak wygląda obejrzyjcie, bo Wam demon prawdy nie mówi


frater

Rekomendowane odpowiedzi

Hmm a co z tymi "białymi kamykami" które miał dawać Jezus tym którzy mieli żyć "po śmierci". Czy przypadkiem te całe piekło nie jest opowieścią ludzi pod wpływem demonów mających nieco inną percepcję rzeczywistości w której istnieją z ludźmi? Z mojego punktu widzenia Jezus nie przeiwidywał dalszego życia dla grzeszników, po prostu umierali, ostateczna - śmierć jest tu jako ostateczna kara. Ci którzy mu ufali mieli dostać kamyk by żyć wiecznie w rzeczywistości którą sami stworzą. A co do percepcji demonów to już Budda wspominał o tym - tam gdzie widzą ogień może płynąć rzeka. Otchłań pełna lawy to np może być dla nich jezioro słonej wody które np je zabija. A ludzie pod wpływem ich percepcji opowiadają banialuki.

Mieszasz tu wiele wątków, wiele teorii, które nie koniecznie mogą dotyczyć piekła samego w sobie... :)

Ale od początku :)

Białe kamyki z nowymi imionami są odczytywane jako symbole włączenia do Królestwa, w którym każda istota ukazuje się w nowej osobowości, odnajduje nieznaną jej dotąd więź z Chrystusem. Więź wyjątkową, inną dla każdego i nie poznaną przez inne istoty.

A ponieważ wg nauki Kościoła wszyscy ludzie przeznaczeni są do zbawienia, to każdy, kto pójdzie drogą wskazana przez Boga, drogą Miłości, drogą Zwycięstwa, ten taki kamyk we właściwym czasie otrzyma :)

 

"Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie." J 15,6

Płonie...

Jakoś nie widzę w tej metaforze percepcji demonów...

Raczej wieczną rzeczywistość dla tych, którzy odrzucili Boga, odrzucili więź z Miłością.

A brak miłości boli, może palić jak ogień...

 

Nie przypuszczam również, aby Bóg, Bezgraniczna Miłość i Nieskończone Miłosierdzie, mógł/chciał odrzucić/zabić/wieczyście unicestwić, jakiekolwiek ze swoich stworzeń, skoro wszystkie kocha bezwarunkowo.

Bardziej mi do takiego obrazu Boga pasuje koncepcja czyśćca :)

 

I o ile piekło może być karą ostateczną lub raczej skutkiem wyboru, oznaczającym śmierć duszy, o tyle czyściec jest stanem, w którym dusza dąży do doskonałości, a cierpi z powodu poznania/zrozumienia zła, które za życia ziemskiego czyniła.

Pytanie co oznacza "śmierć duszy"? Może jej brak zdolności do miłowania, bo z pewnością, biorąc pod uwagę powyższe założenia, nie jej ostateczne unicestwienie.

 

Myślę że najpierw trzeba zwrócić się i popatrzeć na cierpienie wokół siebie zanim zacznie się myśleć o jakimś wydumanym piekle. I zamiast żebrać w modlitwach o łaskę zadbać samemu by ten świat był trochę lepszy.

Masz rację :)

A ja mam nadzieję, że nie uważasz, że takie oderwane od życia żebranie w modlitwach o łaskę coś daje, ma jakiś sens, że na tym polega bycie chrześcijaninem? :)

Bo jeżeli tak, to widzę, że zupełnie nie rozumiesz filozofii religii chrześcijańskich, która mówi m.in. o tym, że wiara bez uczynków jest pusta, martwa...

Gdybyś zajrzał nieco głębiej, np. do pism Doktorów Kościoła lub Świętych, to w wielu tekstach znajdziesz nauczanie dotyczące świadectwa wiary przez uczynki. Owszem w połączeniu z duchowością modlitewną, ale jako wsparciem dla tych pierwszych.

 

Ja nie liczę na życie wieczne czyli otrzymanie białego kamyka od Jezusa. Co automatycznie oznacza że po prostu umrę i mnie nie będzie. Bez szatańskich wymysłów ognistego piekła w którym ma się wieczne życie w cierpieniu. Bo to są szatańskie wymysły demonów które miast zostać zniszczone oczekują od kleru ofiar które ten im oddaje twierdząć że ten a ten ma iść do piekła.

Takie jest Twoje założenie, ale czy taka jest Twoje wola?

Wolałbyś nie istnieć zamiast istnieć wiecznie w komunii z Jezusem?

A co będzie, jeżeli założony przez Ciebie automatyzm nie zadziała?

 

Nie bardzo rozumiem w jaki sposób, co jest wg Ciebie ową ofiarą oddawaną przez kler bożkom/demonom?

Pomijając nawet to, że to nie duchowni decydują o ostatecznym losie człowieka.

Oni mogą co najwyżej przestrzegać przed skutkami określonego postępowania, obranej postawy życiowej. Jak to czasem jest określane straszyć piekłem. Ale skazać na piekło, jak to chyba sugerujesz zwyczajnie nie mogą :)

 

Jezus mówił o wrzuceniu w ogień tych co są letni nie po to by cierpieli po wieczność, tylko by umarli i nie szkodzili nikomu więcej, Nie oddawał ich demonom.

Ap 3, 15-16

Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś.

Obyś był zimny albo gorący!

A tak, skoro jesteś letni

i ani gorący, ani zimny,

chcę cię wyrzucić z mych ust.

 

Hmmm. Jakoś nie widzę tu słowa ani o ogniu, ani o śmierci.

Biorąc pod uwagę pozostałą treść rozdziału dopatrywałam bym się raczej odmówienia łaski tym, którzy są krótkowzroczni, opierają się na dobrach doczesnych i nie przywiązują wagi/zaniedbują swój rozwój duchowy.

 

Moim zdaniem dopuszczasz się zwykłej nadinterpretacji, którą wprowadzasz w błąd osoby nie znające treści Biblii.

A to trochę nie halo...

 

I to bez względu co mówi ta wielogłowa bestia - kler katolicki na której jedzie niepokalana Jezusem dziewica która gdy się pokazuje nakazuje nowe modlitwy zamiast stosowania się do starych przykazań. Wyobraź sobie coby było gdy babilońska dziewica fatimska zakazała chrześcijanom wojny i zabijania?

Modlitwy zamiast stosowania się starych przykazań?

No tu już pojechałeś :)

Podpowiedz mi kiedy, gdzie, w którym objawieniu Maryja nakazała jakąkolwiek modlitwę zamiast przestrzegania "starych" przykazań.

O ile wiem, to żadna litera prawa nie została zniesiona, a modlitwy są wskazane jako ofiara przebłagalna za grzechy ludzkości, a nie jako zamiennik do przykazań.

Czy zakazała wojen?

A "Nie zabijaj" nie wystarczy?

Jeżeli nie, to żadne objawienie nie pomoże. Pozostają jedynie modlitwy przebłagalne, które nakazała w intencji pokoju na świecie, czyli zaprzestania wojen w ogóle.

 

Niech będzie przeklęty po tysiąckroć przeklęty Pius XII i to nie tylko za zezwolenie na tłumaczenie pisam uznanego za święte tak że w obecnej biblii zamiast oryginalnych imion mamy imie rogatego ogoniastehgo i z kopytkami bozka lasow i pasterzy - Pana, ktorego imie nieswiadomie jest chwalone na kazdej mszy w takiej formie jaka jest ona obecnie.

A jeżeli będę modliła się w języku niemieckim?

Ogiler, te demonki naprawdę namieszały Ci w głowie :)

Nie dość, że rzucasz klątwami, a to bardzo nie ładnie, to jeszcze robisz ludziom wodę z mózgu.

Słyszałeś kiedyś o powiązaniu modlitwy z intencjami i o tym, że to właśnie intencje świadczą o jej ukierunkowaniu?

Nie słowa, ale duch modlitwy...

Są ludzie, którzy nie potrafią modlić się słowami... :)

 

 

***

Dziś muszę już kończyć. Na resztę odpowiem w najbliższym czasie :)

Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie koniecznie. Napisałam, że nie oceniam jego (Waszej) wiary,ale też prosiłam by (byście) nie oceniali mojej wiary :)

Może źle się wyraziłam... :)

 

Nie oceniasz?

Kłamstwo jest grzechem. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość mahadeva

A co do wiary w piekło, ja poprostu tak jak wierzę w Pismo Święte tak wierzę w piekło. No bo sam Jezus o nim mówił a Jemu wierzę bezgranicznie ;)

Bezgranicznie wierzysz Jezusowi czy ludziom, którzy spisali Jogo nauki?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Elutka, problem w tym,że do końca nie wiadomo ile w Piśmie Świętym jest rzeczywiście z tego co powiedział Jezus, a ile pokombinował kościół, gdy chrześcijaństwo stało się już religią panującą.

 

Wiem, że w środowisku ezo wiele osob wierzy, że pierwotnie w Biblii była reinkarnacja, karma i masa innych ezo rzeczy, które zły Kościół wymazał coby ludziom z mózgu papkę zrobić. Sęk w tym, że znaleziono całkiem sporo (z tego co pamiętam na pewno powyżej 50) fragmentów rękopisów NT datowanych na czasy wczesniejsze niż 392 rok (a wtedy chrzescijaństwo stało się religią panującą w cesarstwie). W tamtych czasach zresztą Kościoła jaki znamy dzisiaj jeszcze nie było, bo bylo az 5 równorzędnych ośrodków kościelnej władzy.

 

Ewangelie spisano długo po śmierci Jezusa - nie wiemy na ile ewangeliści przekazali nauki samego Jezusa, a na ile umieścili w ewangeliach teologię pierwszych chrzescijan. UCzeni obecnie sa zdania, że w ewangeliach jest i to i to i kłóca się zawzięcie, które słowa rzeczywiście mógł powiedzieć sam Jezus, a które autorzy włożyli mu w usta, żeby nadać im większą wagę. Od śmierci Jezusa do spisania ewangelii też minęło sporo czasu i nie wiemy na ile przekaz był wierny i czy nie zmienił się mocno w miarę przekazywania.

Niektore ewangelie są nieco problematyczne - nie wiadomo np. jak powinna się kończyć ewangelia św. Marka (jest tzw. zakończenie krótsze i dłuższe - Kościół uwaza, że dłuższe jest natchnione).

 

A co do zmiany tekstu - owszem zdarzały się. Dość znanym przykładem jest Comma Johanneum, która pojawiła się w okolicach VIII wieku, a "wypadła" z tekstu w wieku bodajże XIX.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Malibo wybacz jeżeli Cię uraziłam. Wyżej napisałam, że faktycznie mnie poniosło troszkę i moje posty są dość agresywne.

Ogilerze prosiłeś, bym znalazłą Ci werset w którym jest przedstawione, że nie ma nicości a jest piekło. Znalazłam Ci ten werset a Ty mi piszesz teraz, że to fikcja i ogólnie kłamstwo. Skąd bierzesz informacje, że Jezus żądził dopiero po śmierci? I On dopiero po śmierci mógł decydować o tym co się stanie ze zmarłym?

A te zmartwychwstania których dokonywał? Nie świadczy to o tym, że już za życia miał władzę nad życiem ludzi?

Poza tym w co Ty wierzysz? W Budde?

Ogilerze rozumiem, że wierzysz w coś innego. Szanuję to, ale nie oskarżaj, że moja wiara to bajka a Twoja to czysta prawda.

nie urazilas. wydawalo mi sie jednak ze zle postepujesz i postanowilem wytknac Ci blad ktory popelniasz, aby pomoc Ci byc lepsza ;]

 

------------------------

Said

ba.. na discovery lecial nawet kiedys program -"tajemnice biblii"? albo inny, z tego co pamietam mowili tam, ze wersji biblii mozna by liczyc w setkach - te ktore byly.. jednak ostatecznie kosciol "wybral te najlepsze i najodpowiedniejsze".. Jak ktos kojarzy to niech sprecyzuje ;D pewien jestem ze cos takiego slszalem. Przepraszam za tyle ogolnikow - ale moze ktos skojarzy temat, ja nadalem trop ;)

Poza tym masz racje najstarsze z pism jakie wogole znaleziono - zostaly napisane dlugo po smierci Jezusa, a do tego momentu z dzuym prawdopodobienstwem przekazywane byly slownie...a chyba kazdy zna zabawe pt. "gluchy telefon"? + wierzyc mi sie nie chce ze kiedy kosciol mial wybierac najodpowiedniejsze wersje pisma, to w ogole mial jak sprawdzic ktore sa najprawdopodobniejsze. Bradziej nawet nasuwa mi sie mysl- ze wybrali te, ktore lepiej wplyna na ludzi aby "byli dobrzy" +troche malych klamstewek zeby powieszc byla atrkacyjniejsza, nie dla tego ze chcieli zle.. ale takie lamstwa w imie dobra.. "zeby lud zrozumial to troche trzeba podkolorowac" troche klamstwa dla atrakcji -wkoncu to dla dobra

Sadze tez ze znajac nature ludzi mozna byc pewnym, ze w przeciagu stuleci znalezli sie tacy, ktorzy klamali bardziej- zmianiajac pismo na swoje potrzeby, lub wypaczali pismo kierujac sie czy to checia wiekszej wladzy(ze zlych pobudek), czy to po prostu znowu tak- "zeby lepiej podzialalo na lud". Ludzie sa rozni, ngdy sie nie wie czy zna sie kogos na wylot, a zawilosci psychiki czy osobowosci moga byc wielkie.. wiec nie wierze ze przez tyle lat nie znalazloby sie choc paru takich, a ktorzy by mieli mozliwosc dokonania zmian w pismach.

Edytowane przez Maliboo
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Malibo wybacz jeżeli Cię uraziłam. Wyżej napisałam, że faktycznie mnie poniosło troszkę i moje posty są dość agresywne.

Ogilerze prosiłeś, bym znalazłą Ci werset w którym jest przedstawione, że nie ma nicości a jest piekło. Znalazłam Ci ten werset a Ty mi piszesz teraz, że to fikcja i ogólnie kłamstwo. Skąd bierzesz informacje, że Jezus żądził dopiero po śmierci? I On dopiero po śmierci mógł decydować o tym co się stanie ze zmarłym?

A te zmartwychwstania których dokonywał? Nie świadczy to o tym, że już za życia miał władzę nad życiem ludzi?

Poza tym w co Ty wierzysz? W Budde?

Ogilerze rozumiem, że wierzysz w coś innego. Szanuję to, ale nie oskarżaj, że moja wiara to bajka a Twoja to czysta prawda.

 

Znalazłaś informacje że jest Otchłań w przypowieści. Dla żyjącego człowieka nawet piaszczysta, bezwodna pustynia może być piekłem więc się nie rozumiemy - ognia tam nie ma jako takiego. Ja chciałem żebyś podała mi przykład piekła w którym oddaje się demonom dusze ludzi i że mówi o tym Jezus. Ognistego piekła w którym ludzie są dręczeni przez demony. W przykładzie jedyną udręką jest widok ludzi którzy "mają się lepiej" i są dręczeni przez świadomość własnej winy oraz pragnienie, potrzebę, brak zaspokojenia potrzeby. O diabłach nie ma tu żadnej mowy. Jeśli jest prawdziwa to kto ją przekazał? Abraham, nędzarz czy bogacz Jezusowi? Tam nie ma czwartej osoby. Natomiast opowieści tego typu o Abrahamie istnieją, ale czy są prawdziwe? Jak bajki De Mello? Zauważ że jest to czyjaś opowieść o opowieści. Nie mówię o dręczeniu żywych ludzi którym byty tworzą piekło za życia - tu cały czas jest mowa o "ognistym piekle" o którym "demon prawdy nie mówi" - jak w temacie na forum. Co do ożywiania zmarłych to Szymon Mag też podobno tego potrafił dokonać, więc kto wie czy nie była to raczej kwestia poznania paru sekretów związanych z gnozą - przy czym Chrystus miał je "wymodlone" i działał bez wiedzy ale z wiarą, a Szymon "wiedział jak to działa" za co poniekąd zostaje zamordowany przez Piotra (upadek z wysoka) w imię Chrystusa - jeśli chodzi o apokryfy (aczkolwiek już przy Piotrze Ananiasz z żoną długo nie wyżywają gdy nie oddają całości swego majątku "gminie chrześcijańskiej" - pierwsze śmierci w imię kultu mamony w chrześcijańskim kościele, bez wybaczania swoim braciom i siostrom - co oznacza że o miłości niektórzy ładnie mówią a robią w rzeczywistości coś innego - dlatego "po czynach ich poznacie"). Ja nie neguję że może istnieć miejsce w którym ktoś cierpi. Ja neguję to że ma to cokolwiek wspólnego z chrześcijaństwem. Nie z Otchłanią i karą typowo Plutoniczną (Hadesową) z podziemnym królestwem jakby nie było "pogańskich wierzeń" ale z Jezusowym ofiarowaniem kamyków tym którzy mają żyć, i skazaniu na śmierć (po całym życiu) całej reszty bez wiecznego życia i cierpienia. Ja nie twierdzę że się nie mylę, uważam się za omylnego człowieka, w kwestii wiary też, zważywszy na to że istnieją metody prania mózgu które z twardzieli robią mamlasów nawet nie uważam że mogę być w 100% pewny tego w co wierzę, co nie znaczy że akurat nie stoję w tej chwili na takim stanowisku. Ja nie wierzę w Buddę. Ja wierzę w nakaz Buddy wątpienia w każdy tekst uznany za święty, sprawdzania wszystkiego i odrzucania jeśli coś nie przynosi korzyści. Prosta zasada eliminacji. Tak samo ja nie wierzę w Jezusa. Ja wierzę Jezusowi. W to że to co mówił uważał za prawdę, jednak mam swoje wątpliwości i choć mogę zrozumieć że przyjął postawę Abla który w przeciwieństwie do Kaina nie zostaje wygnany "od boga" i że przyjmuje wiarę w Stwórcę Adama - jego ojca - to nie znaczy że uważam go za nieomylnego w takim ujęciu w jakim przekazuje Jego słowa kler wszelkiego autoramentu.

Osobiście uważam się za gnostyka-buddystę :)

Edytowane przez Ogiler
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie." J 15,6

Płonie...

Jakoś nie widzę w tej metaforze percepcji demonów...

Raczej wieczną rzeczywistość dla tych, którzy odrzucili Boga, odrzucili więź z Miłością.

A brak miłości boli, może palić jak ogień...

 

Ja również nie widzę tutaj demonów i cała kwestia polega na tym że ktoś najwyraźniej widział przez paręnaście wieków. W tym np jezuici którzy ludności indiańskiej innowierczej w czasach konkwisty wyrzucali że ich przodkowie smażą się w piekle i są dręczeni przez diabły. Co skutkuje nawet dziś różnymi efektami u ich potomków święcie wierzącym kapłanom.

Kwestia uschnięcia jest związana ze śmiercią - jeśli roślina usycha to umiera, a potem się ją pali - już całkowicie martwą. W tym ujęciu jeśli nie jesteś z Chrystusem - umierasz, nie ma też późniejszego cierpienia bo "uschłeś" - jesteś martwy całkowicie, a twoje zwłoki "duchowe" zostają spalone. W takim ujęciu jeśli nie masz białego kamyka - to usychasz - umierasz. Jeśli ma to być zgodnie z tymi słowami ;)

 

Nie przypuszczam również, aby Bóg, Bezgraniczna Miłość i Nieskończone Miłosierdzie, mógł/chciał odrzucić/zabić/wieczyście unicestwić, jakiekolwiek ze swoich stworzeń, skoro wszystkie kocha bezwarunkowo.

Bardziej mi do takiego obrazu Boga pasuje koncepcja czyśćca :)

 

Bóg tak bardzo kocha, że daje możliwość istnienia demonom, nieczystym duchom itd itp. Daje możliwość wyboru i wolną wolę. W tym możliwość śmierci. Czy to zaprzecza twojej koncepcji? Jeśli człowiek sam chce umrzeć to po to Bóg mu dał wolną wolę by miał tę możliwość. Natomiast inną kwestią jest ta na ile to człowiek tego chce a na ile demoniszcza różnego autoramentu. Które Bóg najwyraźniej kocha tak samo jak istoty które dążą do miłości. Dlatego z mojego punktu widzenia kochać należy z umiarem obrzezanego serca. Kochać najpierw głową a potem sercem. I bez litości dokopywać demoniszczom, a nie cackać się z "gadającymi aniołkami, Jezuskami, matkami boskimi, elohimkami i innymi" - jak zauważyłem przez naiwną miłość skazuje się tylko kogoś innego na cierpienie dręczenia przez ten sam byt który wcześniej jest odganiany przez "egzorcystę" zamiast jego całkowitej anihilacji. Propagowanie pseudojezusowej miłości (którą jak zapewne pamiętasz propagował w sposób następujący - gdy postawiono przed nim dziecko stwierdził że co jemu uczynicie to uczynicie Jezusowi - pedofile w sutannach mają najwyraźniej gwałty na Jezusie za codzienność - Jezusie, który mówił że lepiej sobie odciąć to czym się grzeszy... to nie był typ wybaczającego idioty, z mojego punktu widzenia on by wybaczył księdzu - pedofilowi, po tym jak ten osobiście by sobie odciął genitalia w imię wiary - w innym wypadku byłby to akt zemsty niegodny chrześcijanina).

 

I o ile piekło może być karą ostateczną lub raczej skutkiem wyboru, oznaczającym śmierć duszy, o tyle czyściec jest stanem, w którym dusza dąży do doskonałości, a cierpi z powodu poznania/zrozumienia zła, które za życia ziemskiego czyniła.

Pytanie co oznacza "śmierć duszy"? Może jej brak zdolności do miłowania, bo z pewnością, biorąc pod uwagę powyższe założenia, nie jej ostateczne unicestwienie.

 

Nie, z mojego punktu widzenia jak rozumiesz piekło to jest stan cierpienia na tym świecie. Jeśli jest "na tamtym" to już nie ma nic wspólnego z Jezusem. A raczej z masą wierzeń różnych nacji na temat kar dla "złych ludzi". Z punktu widzenia Jezusa - albo jest się z nim (biały kamyk) albo się umiera bez niego - "usycha". I z mojego punktu widzenia doprowadza właśnie do ostatecznego unicestwienia.

 

Masz rację :)

A ja mam nadzieję, że nie uważasz, że takie oderwane od życia żebranie w modlitwach o łaskę coś daje, ma jakiś sens, że na tym polega bycie chrześcijaninem? :)

Bo jeżeli tak, to widzę, że zupełnie nie rozumiesz filozofii religii chrześcijańskich, która mówi m.in. o tym, że wiara bez uczynków jest pusta, martwa...

Gdybyś zajrzał nieco głębiej, np. do pism Doktorów Kościoła lub Świętych, to w wielu tekstach znajdziesz nauczanie dotyczące świadectwa wiary przez uczynki. Owszem w połączeniu z duchowością modlitewną, ale jako wsparciem dla tych pierwszych.

 

:) A co z tym Jezusowym "nie chwalcie się dobrymi uczynkami"? ;) I z dobrymi uczynkami które mają być w ukryciu a nie jako dawane "świadectwo wiary"?

 

Takie jest Twoje założenie, ale czy taka jest Twoje wola?

Wolałbyś nie istnieć zamiast istnieć wiecznie w komunii z Jezusem?

A co będzie, jeżeli założony przez Ciebie automatyzm nie zadziała?

 

Nie bardzo rozumiem w jaki sposób, co jest wg Ciebie ową ofiarą oddawaną przez kler bożkom/demonom?

Pomijając nawet to, że to nie duchowni decydują o ostatecznym losie człowieka.

Oni mogą co najwyżej przestrzegać przed skutkami określonego postępowania, obranej postawy życiowej. Jak to czasem jest określane straszyć piekłem. Ale skazać na piekło, jak to chyba sugerujesz zwyczajnie nie mogą :)

 

Z mojego obecnego punktu widzenia nieistnienie jest całkiem interesującą opcją - zresztą syna nie mam więc żyć wiecznie i tak nie będę ("żyć będzie kto ma syna"). A co do kleru to chyba umknęło ci co nieco z jego historii, ekskomunik, obkładania klątwami, procesów o czary i nie tylko. Twierdzenie że ten a ten poszedł do piekła za to co zrobił to też raczej typowe osądzanie.

 

Ap 3, 15-16

Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś.

Obyś był zimny albo gorący!

A tak, skoro jesteś letni

i ani gorący, ani zimny,

chcę cię wyrzucić z mych ust.

 

Hmmm. Jakoś nie widzę tu słowa ani o ogniu, ani o śmierci.

Biorąc pod uwagę pozostałą treść rozdziału dopatrywałam bym się raczej odmówienia łaski tym, którzy są krótkowzroczni, opierają się na dobrach doczesnych i nie przywiązują wagi/zaniedbują swój rozwój duchowy.

 

Jak dla mnie jest to odmówienie łaski życia wiecznego. Odrzucenie od Chrystusa doprowadza do ognia - co prawda jakoś inaczej ten fragment mi się zapamiętał, ale korzystając z twoich cytatów - odrzucenie jest tu warunkowe i skutkuje "uschnięciem" i spaleniem niczym winorośli. Przy czym w tym wypadku mówi duch nazywający siebie Amen (Niech się stanie - Ten Który Się Stał) i z mojego punktu widzenia nie ma on wiele wspólnego z Jezusem. Złoto nie wzbogaca tak jak choćby doświadczenie, a w Raju człowiek był nagi, określanie człowiekiem nagim to domena węża - szatana, który może i był przed człowiekiem, ale nie ma prawa do tronu Ojca, co nie znaczy że by go nie chciał. Zaś jedynym balsamem jest prawda niszcząca kłody w oczach zaślepionych. No ale cóż, z mojego punktu widzenia demoniszcz towarzyszył Jezusowi całkiem sporą część życia. I zależało mu na tym by ktoś wierzył że o tron trzeba walczyć i że z tronu da się wszystkim rządzić. A władza - pochodzi od ludu, choćby bardzo oszukanego, przez jego naiwną wiarę że z tronu da się rządzić, wiarę propagowaną przez kler o strukturze ustanowionej przez Konstantyna który wówczas nawet nie był ochrzczony, więc cała obecna hierarchia nie ma absolutnie nic wspólnego z chrześcijaństwem. Ludzie którzy postępują jak Abel tronów nie potrzebują, w przeciwieństwie do istot które potrzebują ludzi na tronach by nimi kierować, a przez nich całą resztą. Dlatego co do aniołów nad kościołami - nie ma czegoś takiego. Tam zawsze miał panować człowiek. Adam z całą swoją rodziną bez względu na kolor skóry, czy przekonania - ciało niebiańskie z rasą nie ma nic wspólnego. Kto ma oczy niechaj patrzy co pisze człowiek do duchów.

 

 

Moim zdaniem dopuszczasz się zwykłej nadinterpretacji, którą wprowadzasz w błąd osoby nie znające treści Biblii.

A to trochę nie halo...

 

A skąd wiesz że mojsza interpretacja nie jest lepsiejsza niż twojsza? ;)

 

Modlitwy zamiast stosowania się starych przykazań?

No tu już pojechałeś :)

Podpowiedz mi kiedy, gdzie, w którym objawieniu Maryja nakazała jakąkolwiek modlitwę zamiast przestrzegania "starych" przykazań.

O ile wiem, to żadna litera prawa nie została zniesiona, a modlitwy są wskazane jako ofiara przebłagalna za grzechy ludzkości, a nie jako zamiennik do przykazań.

Czy zakazała wojen?

A "Nie zabijaj" nie wystarczy?

Jeżeli nie, to żadne objawienie nie pomoże. Pozostają jedynie modlitwy przebłagalne, które nakazała w intencji pokoju na świecie, czyli zaprzestania wojen w ogóle.

 

Nie. Najpierw trzeba się pozbyć demoniszczy. A tego nie robi się przebłagalnymi modlitwami, to robi się dokopując całej masie bytków które bez problemu podają sięza Jezusów, Matki boskie, anioły i inne. Najwyraźniej babilońska dziewica fatimska robi usteczka w ciup i każe błagać o łaskę i przebłagiwać za winy które często są popełniane przez niedopilnowane przez drugą stronę byty. Ogólnie odpowiedzialność zrzuca się na kogo? Na ludzi. A babilońska dziewica fatimska rzuca kolejny tekst o prześladowaniu Kościoła... A ja się pytam ile demonów osobiście wypędziła? Ile zniszczyła? Bo widzisz, z mojego punktu widzenia matka Jezusa z tym widmem nie ma nic wspólnego, ani z żadnym widmem które się pokazuje podając się za "matkę boską". Jezus nie był Bogiem. zatem Maryja nie była matką Boga - coś takiego mógł wymyślić tylko jakiś opętany demonicznie człowiek. Jezus nie kazał modlić się do swojej matki tylko do ojca - stwórcy Adama. Osobiście wierzę w Boga - stwórcę reguł fizyki w obrębie stworzenia którego mogą istnieć byty potrafiące stworzyć Adama. Jak rozumiesz trochę różnimy się z Jezusem w poglądach - ale ja mam takie bardziej gnostyczne po prostu zwłaszcza że moje osobiste demoniszcze przedstawiało się za Ra, Elohima, Ismaela i twierdziło że przychodzi od ojca, ale to nie znaczy że tak jest w istocie - pomimo całkiem sporej ilości "efektów specjalnych" w moim życiu ;) Jezus pewnie by uwierzył :P

 

A jeżeli będę modliła się w języku niemieckim?

Ogiler, te demonki naprawdę namieszały Ci w głowie :)

Nie dość, że rzucasz klątwami, a to bardzo nie ładnie, to jeszcze robisz ludziom wodę z mózgu.

Słyszałeś kiedyś o powiązaniu modlitwy z intencjami i o tym, że to właśnie intencje świadczą o jej ukierunkowaniu?

Nie słowa, ale duch modlitwy...

Są ludzie, którzy nie potrafią modlić się słowami... :)

 

 

***

Dziś muszę już kończyć. Na resztę odpowiem w najbliższym czasie :)

Pozdrawiam :)

 

Oj widzisz my się nie rozumiemy - ja nie mam nic przeciwko interpretacjom biblii nazywanych interpretacjami w językach rodzimy z pozostawianiem nazw własnych w formie oryginalnej. Inaczej to takie "łozinizmy" wychodzą że skorzystam z przykładu najgorszego przekładu "Władcy pierścieni". To samo z modlitwami - przy czym w oryginale mają specyfikę związaną z wartościami liczbowymi no i specyficznym kodem kontrolnym "modlitwy cudów". Ale jak najbardziej kojarzę film "Sekret" (książki nie czytałem) i rozumiem że intencje sprowadzają oczekiwaną rzeczywistość. Tak jak chorobę za tolerowanie pedofilii i głoszenie potrzeby miłości, doprowadzanie innych do upadku cenzury z zakazem dyskusji we własnych encyklikach ze stawianymi tezami, oraz oddawanie się nie Bogu czy Jezusowi - tylko matce Jezusa (a raczej "matce boskiej" która ze skromną Żydówką raczej nie ma nic wspólnego) nieco ciętej na kler żydowski z jej czasów, obecny, ten najbardziej widoczny, jakoś niespecjalnie się od niego różni - poprzedniemu arcykapłanowi niepokalanej Jezusem dziewicy zafundowałem ja. Kto twierdzi że dziewica babilonu nie jest pełna miłości? A przy tym bezdennie głupia?

Edytowane przez Ogiler
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kwestia uschnięcia jest związana ze śmiercią - jeśli roślina usycha to umiera, a potem się ją pali - już całkowicie martwą. W tym ujęciu jeśli nie jesteś z Chrystusem - umierasz, nie ma też późniejszego cierpienia bo "uschłeś" - jesteś martwy całkowicie, a twoje zwłoki "duchowe" zostają spalone. W takim ujęciu jeśli nie masz białego kamyka - to usychasz - umierasz. Jeśli ma to być zgodnie z tymi słowami ;)
Ja to widzę nieco inaczej, choćby z tego względu, że dusza, jako cząstka Boga w nas, jest podobno nieśmiertelna. Jej śmierć, zatem, nie jest zgonem typowym dla istot cielesnych, ale jest rodzajem śmierci/martwoty/odrętwienia duchowego. Trzymając się litery słowa dusze takie nie „zostają spalone”, ale płoną, co wskazywałoby na to, że stan ten nie jest zakończony.

Biały kamyk natomiast rozumiem, jako formę nagrody, coś co uzyskuje się po dotarciu do mety, a nie przepustkę czy bilet wstępu :)

 

 

Bóg tak bardzo kocha, że daje możliwość istnienia demonom, nieczystym duchom itd itp. Daje możliwość wyboru i wolną wolę. W tym możliwość śmierci. Czy to zaprzecza twojej koncepcji? Jeśli człowiek sam chce umrzeć to po to Bóg mu dał wolną wolę by miał tę możliwość. Natomiast inną kwestią jest ta na ile to człowiek tego chce a na ile demoniszcza różnego autoramentu.
Wręcz przeciwnie, dość dobrze zgadza się z moim rozumieniem zagadnienia :)

Włącznie z uwagą o prawdziwości ludzkich wyborów :]

 

 

...który wcześniej jest odganiany przez "egzorcystę" zamiast jego całkowitej anihilacji.
Nie wydaje mi się, aby ludzie mieli w ogóle taką możliwość: unicestwienia jakiegokolwiek bytu duchowego.

 

 

... Jezusie, który mówił że lepiej sobie odciąć to czym się grzeszy... to nie był typ wybaczającego idioty, z mojego punktu widzenia on by wybaczył księdzu - pedofilowi, po tym jak ten osobiście by sobie odciął genitalia w imię wiary - w innym wypadku byłby to akt zemsty niegodny chrześcijanina).
Dokładnie tak, wybaczy, jeżeli człowiek okaże żal/skruchę i chęć odpokutowania i zadośćuczynienia za wyrządzone zło. Ale to musi wypłynąć od winowajcy. To ma być efekt jego dojrzewania duchowego.

I tak jak napisałeś, w innym przypadku, będzie to akt zemsty, który nie przyniesie pożądanego skutku (okaleczony będzie czuł się skrzywdzony, często nie przyjmując do świadomości ciężaru popełnionego zła).

Dlatego nie do nas należy wymierzanie tego typu kar. My możemy w celu zapobieżenia dalszej szkodliwej działalności pedofila, czy demonów ograniczyć ich możliwości dostępu do potencjalnych ofiar.

 

 

:) A co z tym Jezusowym "nie chwalcie się dobrymi uczynkami"? ;) I z dobrymi uczynkami które mają być w ukryciu a nie jako dawane "świadectwo wiary"?
A czy ja napisałam coś o chwaleniu się owymi uczynkami? :)

Chodziło mi o to, że to nasze życie, nasze czyny mają świadczyć o naszej wierze. Nie deklaracje, nie obnoszenie się z rozbudowaną, aczkolwiek pustą religijnością...

Można czynić dobro, udzielać się charytatywnie itd. i robić to jedynie z chęci pomocy innym :)

Choć czasem warto o dać świadectwo takiego działania, aby zachęcić innych :)

 

Z mojego obecnego punktu widzenia nieistnienie jest całkiem interesującą opcją - zresztą syna nie mam więc żyć wiecznie i tak nie będę ("żyć będzie kto ma syna").
To tylko kwestia Twojej woli :)

Ten ma Syna, kto pozwolił, aby On się w nim narodził :)

Tak się składa, że akurat mamy czas Adwentu i może to dla niektórych zabrzmi obrazoburczo, ale pozwól, aby Jezus narodził się również w Tobie :)

 

A co do kleru to chyba umknęło ci co nieco z jego historii, ekskomunik, obkładania klątwami, procesów o czary i nie tylko. Twierdzenie że ten a ten poszedł do piekła za to co zrobił to też raczej typowe osądzanie.
Nie tyle cokolwiek umknęło, ile musiałam przestawić się na zbliżony do Twojego sposób widzenia i poszukać „klucza”, aby rozumieć J i chyba znalazłam: „A wszak jak ujął to Jezus co się ustali na ziemi będzie obowiązywać w niebie...

Wychodząc z takiej interpretacji rzeczywiście rzecz wygląda nie ciekawie.

I trochę moim zdaniem ogranicza przymioty Stwórcy takie jak Sprawiedliwość czy Miłosierdzie.

Może zatem bardziej poprawnym tłumaczeniem byłoby: "Cokolwiek zwiążecie na ziemi, „powinno być tym, co (już) związano” w niebie"?

 

No ale cóż, z mojego punktu widzenia demoniszcz towarzyszył Jezusowi całkiem sporą część życia. I zależało mu na tym by ktoś wierzył że o tron trzeba walczyć i że z tronu da się wszystkim rządzić.
Ano towarzyszył. W końcu zależało mu na tym, aby jak najwięcej namieszać, a jak się da to całkowicie zniweczyć przekaz.

Moim zdaniem jednak wspomniany tron nie jest bynajmniej symbolem władzy, ale symbolem zwycięstwa i chwały. Zwycięstwa nad słabością świata, czego dokonał Jezus, i chwały, w której zasiadający dorównuje tym, którzy na tym Tronie już zasiadają.

 

 

Dlatego co do aniołów nad kościołami - nie ma czegoś takiego. Tam zawsze miał panować człowiek. Adam z całą swoją rodziną bez względu na kolor skóry, czy przekonania - ciało niebiańskie z rasą nie ma nic wspólnego. Kto ma oczy niechaj patrzy co pisze człowiek do duchów.

Anioł, czyli posłaniec Boży.

Moim zdaniem chodzi tu człowieka, starszego danej Gminy/Kościoła.

Tym bardzie, że przekazicielem „wiadomości” ma być człowiek :)

Gdyby Bóg chciał „powiedzieć” co istocie duchowej, to raczej nie korzystałby z pośrednictwa cielesnych :)

 

A skąd wiesz że mojsza interpretacja nie jest lepsiejsza niż twojsza? ;)
Być może jest :)

Nie uważam, aby mojsza była w jakimkolwiek stopniu lepsiejsza czy prawidłowiejsza niż Twojsza :)

Wręcz przeciwnie, lubię poznawać inne punkty widzenia, weryfikować mój, korygować go lub rozbudowywać. A przy okazji szare komórki mają pretekst do aktywniejszej gimnastyki ;)

Nie chodziło mi o samą interpretację, w sensie rozumienia Słowa, bo ono do każdego przemawia w sposób indywidualny i występujące różnice są naturalne. Jeżeli nie są one oderwanymi od treści abstrakcjami, to praktycznie nie można ich „autorytatywnie” podważyć.

Miałam na myśli to, że „dopisałeś” do treści Pisma słowa, które moim zdaniem w tym fragmencie nie występują :)

 

Nie. Najpierw trzeba się pozbyć demoniszczy. A tego nie robi się przebłagalnymi modlitwami, to robi się dokopując całej masie bytków które bez problemu podają sięza Jezusów, Matki boskie, anioły i inne.
A jeżeli my nie mamy tak naprawdę władzy/mocy, aby owym demoniszczom rzeczywiście/realnie/skutecznie dokopać?

Jeżeli to, co wydaje nam się za dokop jest iluzją z ich strony, podawaną ludziom tylko po to, aby bardziej interesowali się ściganiem ich/demonów, niż skupiali się na pogłębianiu kontaktu z Bogiem?

Goniąc za demonem tak naprawdę szukasz kontaktu z demonem, odbierasz treści, które on chce Tobie przekazać... W tym fortelu jest metoda...

 

 

A ja się pytam ile demonów osobiście wypędziła? Ile zniszczyła?
Z tego co słyszałam, wzywana podczas egzorcyzmu co najmniej pomaga w ich wypędzeniu.

Czy któregokolwiek zniszczyła.

Nie przypuszczam, to nie byłoby zgodne choćby z tym, co robił Jezus.

On nie niszczył demonów, nie unicestwiał ich, ale je przepędzał do Otchłani, w której jest miejsce dla nich przeznaczone.

I tu znowu pytanie: skoro Jezus nie niszczył demonów...?

 

 

Jezus nie był Bogiem.
Nawet Bogiem wcielonym, emanacją Boga, poprzez którą chciał On bezpośrednio pokazać ludziom, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi?

 

 

Jezus nie kazał modlić się do swojej matki tylko do ojca - stwórcy Adama.
Zgadza się :)

Pytanie: czy jest coś złego w tym, że niektórzy proszą Maryję – matkę Jezusa, o to, aby modliła się w ich intencji?

Przecież takie sam prośby kierowane są również do współwierzących.

 

 

... zwłaszcza że moje osobiste demoniszcze przedstawiało się za Ra, Elohima, Ismaela i twierdziło że przychodzi od ojca, ale to nie znaczy że tak jest w istocie - pomimo całkiem sporej ilości "efektów specjalnych" w moim życiu ;) Jezus pewnie by uwierzył :P
W charakter Twojego demoniszcza, czy owemu demonowi? :)

Nie przypuszczam, aby byty będące stworzeniami miały możliwość stworzenia Adama. Moim zdaniem istoty duchowe z dużą łatwości tworzą iluzje, naśladują to co już jest stworzone, a nasz mózg przyjmuje to tak samo realnie, gdyż nie posiada informacji o nietrwałości takich tworów.

 

 

To samo z modlitwami - przy czym w oryginale mają specyfikę związaną z wartościami liczbowymi no i specyficznym kodem kontrolnym "modlitwy cudów".
Uważasz, że jeżeli człowiek nie odklepie konkretnego kodu, to Bóg jego modlitwy nie wysłucha?

Takie kabalistyczne interpretowanie modlitwy wygląda mi bardziej na przypisywanie jej właściwości magicznych, a tym czasem Jezus mówi:

Mt 6, 7-8

„Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomówstwo będą wysłuchani. Nie bądźcie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie.”

Z powyższego wynikałoby, że nie potrzebne są nam żadne kody.

Więc po co modlitwa?

Może modlitwa jest dla nas, abyśmy w ten sposób my szukali jedności z Bogiem... :)

 

Kto twierdzi że dziewica babilonu nie jest pełna miłości? A przy tym bezdennie głupia?
Nie wiem, kto twierdzi, że nie jest pełna miłości ;p

Nie wiem też, na jakiej podstawie można pokusić się o ocenianie czyjeś mądrości, bądź jej braku, nie znając osoby.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziś skrótowo bo niestety straszliwie boli mnie głowa i zdechle się czuję. Jak przeżyję będę kontynuował.

 

Odnoście ostatniego cytatu - zakładając że nie potrzeba słów do określenia tego czego się pragnie to tzw. "Sekret" w którym dostaje się to o czym się myśli jest w zasadzie zgodny z tym cytatem - Bóg daje wszystko o co się go poprosi niekoniecznie słowami i to zanim zostanie to sformułowane słowami (może nawet nie tyle osobiście ile w ramach określonych przez siebie zasad Stworzenia oraz podobieństwa istot do Stwórcy). Łącznie z wmawianymi nieszczęściami - przez siebie albo przez innych. Wielomówstwo - "długie modlitwy" też nie jest wskazane bo rozprasza intencję (generowane pole) choć w przypadku obserwowania przez jakieś byty może dać pewne efekty (np. kazania Franciszka do "zwierząt").

Co do kodu to jest nie tyle ważny z punktu widzenia Boga (widzianego z punktu widzenia "stwórcy reguł fizyki" w tym określenia poprzedniej właściwości istniejącej w rzeczywistości) ile z punktu widzenia odpowiednich "pól informacyjnych", bytów kodujących rzeczywistość za pomocą określonego słownictwa oraz wykorzystywania pewnych zaprogramowanych, istniejących "egregorów" do wpływania na rzeczywistość, pod warunkiem dopasowania nie tylko językiem ale także kodem kontrolnym określonych słów oraz emocji związanymi z każdą z liter - nie każda kabalistyczna modlitwa jest jednakowo skuteczna (aczkolwiek chasydzcy mistycy mieli pewne sukcesy na polu "cudów" ;] ).

Modlitwa w swoim własnym języku ma oczywiście sens - raz z punktu widzenia utrwalenia pragnienia i jasnego określenia czego się oczekuje, dwa czasem wysłucha cię jakiś byt który ci pomoże, nie będąc jednocześnie Bogiem (nie wspominając o dopasowaniu się słowami do którejś gałązki "egregora" wyrastającej z konara i pnia drzewa poznania przy jednoczesnym problemie wzajemnych sprzeczności i nakładania różnych amplitud "pól informacyjnych" w zależności od różnych czynników wewnętrznych i zewnętrznych związanych z osobą modlącą się) aczkolwiek popierający jakąś ogólną filozofię zgodną z tym co robisz.

 

A kody są nam potrzebne - żeby wymienić myśli, choć czasem w dość specyficzny sposób.

 

Co do iluzji demoniszcza to burze z piorunami były całkiem niezłe, podobnie jak piorun z bezchmurnego nieba walący mi w dom czy wywalanie korków za każdym razem gdy go krytykowałem na gg ;] i inne takie.

 

Czy byty mają możliwość stworzenia Adama? Nie wiem, ale jeśli Jezus potrafił materializować np. ryby względnie uznajesz "niepokalane poczęcie" co ja np mógłbym zrozumieć (przy czym osobiście uważam Jezusa za syna Józefa) jako materializację plemnika w komórce jajowej (btw. czy to przypadkiem nie byłby to po prostu gwałt dokonany przez "ducha" zapowiedziany i pokazywany jako coś cudownego?) - przy czym z mojego punktu widzenia (materializację już kiedyś też widziałem - fascynujące zjawisko szybkiego zagęszczania z rozrzedzonej chmury cząstek) wymagałoby to znajomości kodowania DNA zarodków, energetycznego kodowania rozwoju mikro serwitorem oraz właśnie - materializacji. O ile mapa DNA powoli się tworzy wśród naukowców, mało skomplikowane serwitory chaoci wykorzystują od lat (i to czasem tak że same im szkodzą) o tyle z materializacją jest krucho - jak na razie to tylko na poziomie "energetycznych ataków" co poniektórych indywiduów (sam parę razy oberwałem :P) w sposób zanieczyszczający organizm mikrocząstkami po uszkodzeniu naturalnej bariery bioelektromagnetycznej człowieka. Jak na razie tylko raz w czasie medytacji przy zastosowaniu synchronicznie skaczących i wirujących atomów (z założeniami równania Shroedingera) udało mi się coś "przenieść z ręki" do przestrzeni międzykrystalicznych górskiego kryształu - ot takie zielonkawe coś, ciekawe czy to jest organiczne ;]

 

Czy to coś złego że się prosi o coś Marię? Osobiście po śmierci wolałbym mieć spokój, a nie tłumy które o coś proszą mnie, człowieka, żebym coś dla nich zrobił. Jeśli jednocześnie na całym świecie np. modli się w tej chwili tylko 5000 osób na dobę o wstawiennictwo (zapewne jest ich więcej ;) ), to Maria na każdego z nich miałaby 17,28 sekundy nie jedząc, nie śpiąc, nie mając możliwości kontaktu z bliskimi, w czasie tego czasu musiałaby zbadać sprawę by komuś przedstawić i ewentualnie jeszcze o coś prosić innych żeby pomogli. Zauważ że Maria jak i każdy ze świętych był i poniekąd pozostał człowiekiem nawet jeśli jest w raju. Tylko co to za raj ja cię ciągle ktoś ciąga do swoich spraw gdy ma jasno powiedziane żeby modlili się do Boga? Zauważ że ani Maria ani święci nie uważani byli za "wszechmogących" i byli na tyle dobrymi ludźmi (w założeniu, co poniektóre "nominacje na świętych" są imo totalnie bezsensowne) by cierpieć gdy nie mogą spełnić prośby - dlatego trochę umiaru w tym wszystkim by się przydało ;] Osobiście nie męczyłbym prośbami ludzi czy zdawał się na łaskę "dworków" przy poszczególnych bytach hmm anielskich (pomijając ich własne egregorialne narzędzia wpływania na rzeczywistość) tylko bezpośrednio kierował się z modlitwami do Boga - czy jak to wolisz ojca Adama. Przy pamiętaniu że wszystko czego pragniesz może się spełnić. I sama osądź czy to jest złe - proszenie o coś jednej kobiety która nie miała aspiracji do nauczania niczym Jezus i nie była wszechmogąca niczym Bóg - przez tysiące osób codziennie przez kilkanaście wieków bez chwili wytchnienia. Ja osobiście zrobiłbym w takim momencie automat - serwitora - z ckliwą formą który by się od czasu do czasu pokazywał i przekazywał wstukany swoisty kod, a kobiecie która miała wystarczająco problemów w życiu - dał święty spokój.

Edytowane przez Ogiler
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ogiler, mam nadzieję, że dziś czujesz się już lepiej :)

Dużo zdrowia Ci życzę :)

 

A odpowiedź..., dużo czasu mamy, poczekam :)

 

Odnoście ostatniego cytatu - zakładając że nie potrzeba słów do określenia tego czego się pragnie to tzw. "Sekret" w którym dostaje się to o czym się myśli jest w zasadzie zgodny z tym cytatem - Bóg daje wszystko o co się go poprosi niekoniecznie słowami i to zanim zostanie to sformułowane słowami (może nawet nie tyle osobiście ile w ramach określonych przez siebie zasad Stworzenia oraz podobieństwa istot do Stwórcy). Łącznie z wmawianymi nieszczęściami - przez siebie albo przez innych.

Dokładnie tak, daje nam doświadczać, abyśmy się uczyli.

Życie człowieka jest wypadkową, na której przebieg ma on wpływ zależny od stopnia swojej świadomości duchowej.

Nie wiedzy, nie umiejętności, ale właśnie świadomości wyrażanej wolą.

I jeżeli przy wyrażaniu owej woli zda się na wspomniane przez Ciebie zasady Stworzenia, Mądrość/Wolę Boga, to wszystko, co będzie spotykał w swoim życiu będzie dla niego jakąś formą nauki, rozwijającego doświadczenia.

 

 

...choć w przypadku obserwowania przez jakieś byty może dać pewne efekty (np. kazania Franciszka do "zwierząt").

...zależne od tego, jakie byty zechcą się o te efekty postarać ;D

 

 

Co do kodu to jest nie tyle ważny z punktu widzenia Boga (widzianego z punktu widzenia "stwórcy reguł fizyki" w tym określenia poprzedniej właściwości istniejącej w rzeczywistości) ile z punktu widzenia odpowiednich "pól informacyjnych", bytów kodujących rzeczywistość za pomocą określonego słownictwa oraz wykorzystywania pewnych zaprogramowanych, istniejących "egregorów" do wpływania na rzeczywistość, pod warunkiem dopasowania nie tylko językiem ale także kodem kontrolnym określonych słów oraz emocji związanymi z każdą z liter - nie każda kabalistyczna modlitwa jest jednakowo skuteczna (aczkolwiek chasydzcy mistycy mieli pewne sukcesy na polu "cudów" ;] ).

No to mamy tu małą niezgodność między modlitwą, która w rozumieniu teologii chrześcijańskiej oddaje efekt sprawczy woli Boga, a tym, o czym napisałeś - magią, w której sprawcą skutku jest osoba poprzez wykonywane przez siebie określonych czynności :)

 

 

A kody są nam potrzebne - żeby wymienić myśli, choć czasem w dość specyficzny sposób.

W takim ujęciu kody to dla mnie po prostu znaczenie nadane poszczególnym słowom.

Znaczenie = definicja znaczeniowa, słownikowa danego słowa + charakter intencyjny, emocjonalny nadany w trakcie przekazywania.

 

Co do iluzji demoniszcza to burze z piorunami były całkiem niezłe, podobnie jak piorun z bezchmurnego nieba walący mi w dom czy wywalanie korków za każdym razem gdy go krytykowałem na gg ;] i inne takie.

Ok, ale nie są to działania, których efektem jest stworzenie samodzielnie egzystującej istoty lub choćby rzeczy, ani nawet bezpośrednie zmienienie cech ww.

Jest to jedynie pośrednie wpływanie na to, co już istnieje.

 

Czy byty mają możliwość stworzenia Adama? Nie wiem, ale jeśli Jezus potrafił materializować np. ryby...

Czy Jezus jako człowiek?

Przed każdym uzdrowieniem, czy materializacją modlił się On o łaskę "aby się dokonało" do Boga Ojca.

Wydaje mi się zatem, że nie swoją mocą to czynił.

Ponieważ częścią Jego, Jezusa natury była również pełnia człowieczeństwa wraz z tego człowieczeństwa ułomnościami, to w chwili czynienia cudów jednoczył się On z pełnią Bóstwa, czyli Stworzycielem i reszta była już w rękach Boga :)

 

 

...względnie uznajesz "niepokalane poczęcie" co ja np mógłbym zrozumieć (przy czym osobiście uważam Jezusa za syna Józefa) jako materializację plemnika w komórce jajowej (btw. czy to przypadkiem nie byłby to po prostu gwałt dokonany przez "ducha" zapowiedziany i pokazywany jako coś cudownego?) - przy czym z mojego punktu widzenia (materializację już kiedyś też widziałem - fascynujące zjawisko szybkiego zagęszczania z rozrzedzonej chmury cząstek) wymagałoby to znajomości kodowania DNA zarodków, energetycznego kodowania rozwoju mikro serwitorem oraz właśnie - materializacji.

A może Stwórca, jako wiedzący wszystko o swoich stworzeniach, znający wszystkie prawa jakim podlegają, wg których je stworzył (również DNA :), po prostu zmienił bezpośrednio część natury stwarzając tym samym zarodek ciała Jezusa w ciele Maryi?

Nie musiał niczego "materializować", powiedział: bądź! :)

...i Słowo Ciałem się stało ;)

 

Czy gwałt?

Fizyczny, uczyniony przez człowieka...

Z takim założeniem nie zgadza się zarówno wymowa sceny nawiedzenia Elżbiety, jak i fragmenty mówiące o rozterkach Józefa, który najwyraźniej również nie uwierzył w cudowne poczęcie, a jednak po wizycie Anioła pozostawił Miriam u siebie.

Kolejne argumenty znajdują się w proroctwach ST, z których ponad 100 literalnie sprawdziło się w życiu Jezusa, m.in.: "Sam Pan da wam znak: Oto panna pocznie i porodzi syna, i nazwie go imieniem Immanuel” (Iz 7:14), (Immanuel znaczy Bóg z nami - Mt 1:23).

Przy czym (przypis z Biblii): określenie hebr. alma[h] znaczy: młoda panna lub młoda kobieta zamężna, nie będąca jeszcze matką; wyraz ten podkreśla młodość osoby i normalnie suponuje dziewictwo. LXX oddaje je przez wyraz parthenos - dziewica, który podkreśla dziewictwo osoby (podobnie jak hebr. betula[h]).

 

I nie gwałt duchowy, skoro wg tego, co nam zostało przekazane Miriam rzekła: "Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!", wcześniej pytając o formę spełnienia zapowiedzianego przez Anioła poczęcia.

 

 

...o tyle z materializacją jest krucho - jak na razie to tylko na poziomie "energetycznych ataków" co poniektórych indywiduów (sam parę razy oberwałem :P) w sposób zanieczyszczający organizm mikrocząstkami po uszkodzeniu naturalnej bariery bioelektromagnetycznej człowieka. Jak na razie tylko raz w czasie medytacji przy zastosowaniu synchronicznie skaczących i wirujących atomów (z założeniami równania Shroedingera) udało mi się coś "przenieść z ręki" do przestrzeni międzykrystalicznych górskiego kryształu - ot takie zielonkawe coś, ciekawe czy to jest organiczne ;]

Płaszczyzna energetyczna jest przestrzenią, w której w chyba najprostszy sposób możemy doświadczać kontaktów niematerialnych :)

Zarówno z istotami duchowymi, jak wtedy, gdy uprzykrzały Ci życie wyłączając kompa :) (nie przejmuj się nie tylko Ty dostajesz takie "prezenty" :) , jak i innymi ludźmi szukającymi mocnych wrażeń :]

Pytanie, czy udało Ci się coś przenieść, czy może pod wpływem pola zmieniłeś własności jakiejś części kryształu? :)

 

 

Czy to coś złego że się prosi o coś Marię? Osobiście po śmierci wolałbym mieć spokój, a nie tłumy które o coś proszą mnie, człowieka, żebym coś dla nich zrobił.

Oj tam, oj tam... ;D

Gdybyś kochał te wszystkie zagubione istotki, które potykają się na równej drodze, to "dwoiłbyś się i troił", żeby im pomóc w tym wszystkim się pozbierać ;D

A poza tym co miałbyś innego, ciekawego do roboty, gdyby nie ograniczały Cię ani czas, ani przestrzeń?

Jeść, spać?

A to, to w tzw. miedzy(czasie?), wystarczy myśl :D

O ile coś takiego jak potrzeba spania czy głód w ogóle tam istnieje :)

 

 

Zauważ że Maria jak i każdy ze świętych był i poniekąd pozostał człowiekiem nawet jeśli jest w raju. Tylko co to za raj ja cię ciągle ktoś ciąga do swoich spraw gdy ma jasno powiedziane żeby modlili się do Boga?

No bo modlić mają się do Stwórcy... :)

Ale gdy masz za zadanie np. przykręcić sztachetę, to czy nie poprosisz o pomoc, o przytrzymanie brata, siostry, kolegi czy sąsiada? :)

Albo gdy masz przenieść coś, czego sam nigdy nie będziesz w stanie nawet podnieść, to czy nie postąpisz podobnie?

 

 

Zauważ że ani Maria ani święci nie uważani byli za "wszechmogących" i byli na tyle dobrymi ludźmi (w założeniu, co poniektóre "nominacje na świętych" są imo totalnie bezsensowne) by cierpieć gdy nie mogą spełnić prośby - dlatego trochę umiaru w tym wszystkim by się przydało ;]

Umiar, jak najbardziej :)

Nie święci garnki lepią i wszystkiego za nas nie załatwią :)

 

A cierpieć z powodu niemożności spełnienia naszej prośby moim zdaniem nie będą. Bo tak jak zauważyłeś, to nie oni są wszechmogący, nie oni swoją mocą mogą wspomagać żyjących na ziemi. Będąc natomiast w jedności ze Stwórcą widzą więcej niż my, wiedzą dlaczego niektóre nasze prośby nie są spełniane, wiedzą, co jest dla nas dobre bądź złe w całej perspektywie naszego życia. A nie wszystkie nasze pomysły w swoich skutkach bliższych bądź dalszych są dobre.

Kiedy mogą cierpieć? Wydaje mi się, że wtedy, gdy widzą, że z premedytacją, pomimo wskazówek, sobie szkodzimy.

 

 

Osobiście nie męczyłbym prośbami ludzi czy zdawał się na łaskę "dworków" przy poszczególnych bytach hmm anielskich (pomijając ich własne egregorialne narzędzia wpływania na rzeczywistość) tylko bezpośrednio kierował się z modlitwami do Boga - czy jak to wolisz ojca Adama. Przy pamiętaniu że wszystko czego pragniesz może się spełnić.

Moim zdaniem właśnie o to chodzi :)

I..., wolę do Boga :)

 

 

I sama osądź czy to jest złe - proszenie o coś jednej kobiety która nie miała aspiracji do nauczania niczym Jezus i nie była wszechmogąca niczym Bóg - przez tysiące osób codziennie przez kilkanaście wieków bez chwili wytchnienia. Ja osobiście zrobiłbym w takim momencie automat - serwitora - z ckliwą formą który by się od czasu do czasu pokazywał i przekazywał wstukany swoisty kod, a kobiecie która miała wystarczająco problemów w życiu - dał święty spokój. .

Hehehe :)

Dobre :)

Rzeczywiście można by stracić cierpliwość :)

Ale...

"Miłość cierpliwa jest..., a nasza siła jest w Bogu" :)

 

Pozdrawiam :)

  • Lubię to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem grzesznikiem wiem, ale nagie kobiety to radość moich oczu.

A z innej beczki sam je stworzył czyżby nie podobało mu sie jego dzieło, przecież Ewa to po raju chodziła naga to była plugawa i nierządna, czy po prostu ktoś ma jakieś problemy z postrzeganiem swojej cielesności?

Pozdrawiam:

Sławomir

 

Człowiek powinien szanować swoje ciało i bronić się przed zmysłami zwierzęcymi. Ponieważ jesteśmy świątynią Boga.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a wiec Bog dal nam zmysly zwierzece tylko po to zebysmy mieli z czym walczyc?

 

hmm... moim zdaniem :) nasze zmysły to tylko jedna strona Medalu... ;)

- a wiec aby poznać tą drugą Stronę to musimy się ich niejako "wyrzec" a wiec zechcieć nie ulegać ich złudnym wpływom na Nas jako odbiór w Głębi tego co i w Nas Samych... a co odbieramy jako własne JA... i właśnie zależnie jak i co odbieramy takie jest i Nasze odczuwanie... a ono wcale nie musi być zgodne z neutralną rzeczywistością czyli Tu i Teraz, bo oprócz tego zostaną przez Nas Samych "domalowane"/nałożone choćby Nasze Własne Emocje, które w decydujący niemal sposób mają wpływ właśnie na Nasze Postrzeganie tego co wokół Nas...

- więc jeśli mimowolnie nasze Emocje z pogranicza "cienia"/oparte tylko niejako na "zwierzęcych" zmysłach/ tak jakby "prowokują" Nas do takiego a nie innego postrzegania i nie jesteśmy Sami w stanie ich kontrolować... to zamiast "tego co jest" widzimy To co Nam się niejako "wydaje" i to za sprawą właśnie naszego "cienia", czyli Emocji które deformują faktyczny odbiór, a następnie przekaz... zgodnie z Prawem co Wysyłasz To Odbierasz (inaczej Prawo Siewu i Zbioru)... :)

 

Transformacja cienia...

- Zachowaj dystans do każdej wątpliwości. Nie oceniaj ludzi, zjawisk i doświadczeń osobistych.

- Znajdź dostęp do swojego esencjonalnego 'JA' i poproś,aby bezpiecznie przeprowadziło cię przez wszystkie niewygody oraz pomogło uzdrowić negatywne emocje, towarzyszące procesowi wzrastania.

- Przekaż ster w procesie przekształceń swojemu Wyższemu 'JA'.

- Zrezygnuj ze wszystkiego, co podtrzymywałoby iluzje oddzielenia od reszty Bytu.

 

 

---pozdrawiam... infedro :)

Edytowane przez infedro
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Raczej po to, żebyśmy mogli przetrwać ;)

 

hmm... to raczej zależy co rozumieć pod słowem "przetrwać" ;)

- bo jeśli tylko beztroską egzystencje by dogodzić niejako "sobie"(niejako tylko "podobnie" do zwierzęcia)... to wątpię aby "Bogu" to wystarczyło ;)

- bardziej prawdopodobnym jest To że Jego zamiarem mógł być Rozwój Człowieka jako Istoty, a nie tylko jako "zwierzęcia" a to już jest niejako/lekko poza zasięgiem tylko standardowego traktowania zmysłów...

 

 

--- pozdrawiam... infedro :)

Edytowane przez infedro
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hmm... to raczej zależy co rozumieć pod słowem "przetrwać" ;)

- bo jeśli tylko beztroską egzystencje by dogodzić niejako "sobie"(niejako tylko "podobnie" do zwierzęcia)... to wątpię aby "Bogu" to wystarczyło ;)

- bardziej prawdopodobnym jest To że Jego zamiarem mógł być Rozwój Człowieka jako Istoty, a nie tylko "zwierzęcia" a to już jest niejako/lekko poza zasięgiem tylko standardowego traktowania zmysłów...

--- pozdrawiam... infedro :)

 

Przypuszczam, że chodziło o przetrwanie gatunku. A zwierzęta sobie nie dogadzają. Poza kilkoma wyjątkami. Kopulują ze sobą tylko podczas okresu godowego, w celu spłodzenia potomstwa, nie dla przyjemności. Warto zauważyć, że "dogadzają sobie" tylko jedne z najinteligentniejszych zwierząt, np. szympansy czy delfiny.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie tak. Takie są czysto biologiczne przyczyny posiadania przez nas instynktów.

 

 

ehhm... czysto biologiczne też i owszem, tylko że ja akurat nie mam na uwadze "czystej biologii"... ;)^

- czasami to mi Trudno uwierzyć że to jest w ogóle Forum Ezoteryczne... skoro przeważnie na pierwszym miejscu stawia się tylko Biologie zupełnie pomijając To co najistotniejsze, wiec?

- można by nawet tak dla żartu zapytać czy ludzie na tym Forum Ezoterycznym to "ezoterycy" czy biolodzy, raczej :]^

 

 

---pozdrawiam... infedro :)

Edytowane przez infedro
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- można by nawet tak dla żartu zapytać czy ludzie na tym Forum Ezoterycznym to "ezoterycy" czy biolodzy, raczej :]^

 

Cóż, całkiem trafnie opisales moją osobę ^^ Tak się składa, że z ezoteryką nie mam nic wspólnego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O widze ze watek sie ozywil ;]

 

bo jeśli tylko beztroską egzystencje by dogodzić niejako "sobie"(niejako tylko "podobnie" do zwierzęcia)... to wątpię aby "Bogu" to wystarczyło ;)

ale czyz nie trzeba osiagnac szczytu rozwoju aby moc doswiadczyc beztroskiej egzystencji?Wg. mnie wlasnie to jest nasza marchewka na kiju, to jest cel do ktorego kazdy dazy cel ktory bay osiagnac, musimy sie rozwinac. Niektorym rozwoj tez daje szczescie, czyli to do czego kazdy dazy (do tego stanu i utrzymania go), ale to na pewnym etapie rozwoju a jakos przeciez i na ten etap trzeba dojsc.

Bez rozwoju beztroska egzystencja nie jest mozliwa, chyba ze ktos jest chory psychicznie..no ale wiadomo, ze choroba to wypaczenie

 

Ja ogolnie sadze, ze mowic, ze zadze sa po to zeby "poddac nas boskiej probie" jest strasznym splyceniem i wypaczeniem tematu..a wypowiedzialem tamte slowa, bo mnowstwo ludzi kierowanych przez nauki kosciola wlasnie w taki sposob postrzega problem- po co nam rzadze i zmysly?

 

Mysle, ze zadze ktore sa nam dane, nie powinny byc uznawane jako przeszkode na drodze do rozwoju, zlo, wypaczenie ludzkiej natury itd. Sa nam potrzebne zeby przetrwac w obecnym swiecie, aby rozwijac cywilizacje, aby przetrwac w tym materialnym poziomie i zeby sie zylo jako tako. Nie wolno jednak poddawac sie im, ale ewentualnie traktowac jako wskazowki, zawsze miec do nich dystans. Jezeli bedzie sie chialo wejsc wyzej na drabinie rozwoju, trzeba w ogole juz patrzec na nie jak na obiekty obserwacji i nie dawac im wplywu na siebie w ogole.. ale co by sie stalo gdyby wszyscy ludzie na raz tak zrobili? Gdyby wszyscy nagle stracili zainteresowanie swiatem zewnetrznym, przestali sie kierowac rzadzami, kto by pracowal, rozwijal, wymyslal?pchal na przod rozwoj cywilizacji? Wszyscy by udiedli po turecku, a wtem okazaloby sie ze nie ma kto nawet robic chleba, bo po co? ew. chleb i mniej wymagajace wysilku intelektualnego zajecia.. ludzie by zyli jak mnisi w klasztorach, kamienne chaty, ryz i szaty..

A czy natura nie ma tendencji raczej do rozwoju? i czy wlasnie to nie jest normalne? Wobec tego musi byc duzo ludzi ktorzy nie znaja calkowitej prawdy o rzadzach, ale jakies podstawy maja + grupa tych, ktorzy moga udac sie w tym czasie do samotni, odludzia i kontemplowac. Czesc ludzi pracuje i rozwija, aby czesc ludzi w ogole mieli pojsc do jakiejs swiatyni.. Zeby wogole swiatynia i kult powstal, to ktos musial kierowac sie rzadzami zeby odkryc te rozne prawdy.

Wiec rzadze to nie jest zlo wcielone, ale srodek, do dobra. pewne rzeczy ktore nie doprowadza do oswiecienia, ale oswiecenie bez nich byloby niemozliwe

 

 

Cytat Zamieszczone przez Seid Zobacz posta

Dokładnie tak. Takie są czysto biologiczne przyczyny posiadania przez nas instynktów.

 

ehhm... czysto biologiczne też i owszem, tylko że ja akurat nie mam na uwadze "czystej biologii"... ;)^

- czasami to mi Trudno uwierzyć że to jest w ogóle Forum Ezoteryczne... skoro przeważnie na pierwszym miejscu stawia się tylko Biologie zupełnie pomijając To co najistotniejsze, wiec?

- można by nawet tak dla żartu zapytać czy ludzie na tym Forum Ezoterycznym to "ezoterycy" czy biolodzy, raczej :]^

 

 

---pozdrawiam... infedro :)

 

Ezoteryka z biologia w cale sie nie kloci, kazdy aspeckt swiata sie ze soba wiaze.. swiat to jeden wielki lancuch.. jezli ktos na prawde by zrozumial prawa biologii, i znal prawdziwe prawa ezoteryki, to jedne z drugimi nie maja prawa sie klocic. Dowiedziec sie prawdy o swiecie mozna nawet patrzac na sposoby w jakie rosna rosliny, zastanawiac sie nad instynktami itd. Pewne prawa i mechaniki sprawiaja ze rosliny rosna tak a nie inaczej. Patrzac na objawy mozna domyslec sie przyczyn.. a zrozumiec te przyczyny to zrozumiec kolejne odpowiedzi na pytanie po co to wszystko i gdzie ta dazy? Biologia i ezoteryka szukaja po prostu na na innych obiektach.. Ja osobiscie sam patrze na nature i jej przejawy aby sie domyslec o co w tym wszytskim chodzi.. proboje sie domyslc co tym wszytskim kieruje i w ktora strone.. lekcewazyc biologie to jak wyrzekac sie dobrego zrodla informacji... poza tym aby sprawdzic czy cos jest prawda trzab to sprawdzic pod kazdym katem i spojrzec od kazdej strony

Jak ktos sie skupia tylko na jednym sposobie patrzenia to nigdy nie pozna prawdy.. bedzie zyl w swoim swiecie. NIe mozna skupiac sie wylacznie na biologii, albo wylacznie na ezoteryce inne sposoby patrzenia na rzeczywistosc ignorujac.. trzeba spojrzec z jak najwiekszej ilosci punktow spojrzenia jak sie da i wtedy dopiero na podstawie gdzie to sie kloci, co nie pasuje da sie stwierdzic o co na prawde chodzi.. A trzeba sie kierowac ze swiat to krag, gdzie sa zaleznosci i jedno przechodzi w drugie i jest przyczyna czegos a zarazem skutkiem czegos.. nie ma "cudow" ze cos z niczego, albo cos->cos->cos-> proznia.

Edytowane przez Maliboo
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O widze ze watek sie ozywil ;]

- ale czyż nie trzeba osiągnąć szczytu rozwoju aby moc doświadczyć beztroskiej egzystencji?Wg. mnie wlasnie to jest nasza marchewka na kiju, to jest cel do ktorego kazdy dazy cel ktory bay osiagnac, musimy sie rozwinac. Niektorym rozwoj tez daje szczescie, czyli to do czego kazdy dazy (do tego stanu i utrzymania go), ale to na pewnym etapie rozwoju a jakos przeciez i na ten etap trzeba dojsc.

- oczywiście ze rozwój tez daje szczęście... bo On jest właściwie Sensem Istnienia, tylko że aby doznać tego prawdziwego Szczęścia a nie samej "materialnej iluzji" to Rozwój musi iść niejako dwutorowo, bo nie tylko po stronie fizycznej(materialnej) ale i Duchowej(ezoterycznej). Bez rozwoju fizycznego nie moglibyśmy rozwinąć się/dojrzeć do rozwoju Duchowego... i odwrotnie rozwój Duchowy nie może zaistnieć w zbyt "prymitywnym naczyniu" np.w zwierzętach... ;)^

- dlatego masz zupełna racje... do pewnego etapu rozwoju trzeba dorosnąć/dojrzeć, by dalej dojść już w pełni świadomie Samemu, bo Nikt nie może zrobić tego niejako za Nas Samych... :)

 

Bez rozwoju beztroska egzystencja nie jest mozliwa, chyba ze ktos jest chory psychicznie..no ale wiadomo, ze choroba to wypaczenie

- owszem Rozwój jest koniecznością... ale Ten raczej nie przyjdzie sam, bo i zarówno na jeden jak i na drugi trzeba zapracować i To Samemu... :)

 

 

---pozdrawiam... infedro :)

Edytowane przez infedro
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

tylko czy ja wiem czy zapracowac ;]? jedno wynika zdrugiego.. jak ktos bedzie cale zycie szedl materialstycznym torem, robil wszystko na opak, oddawal sie lenistwu a nawet egoistyczno-leniwym pobudkom..bedzie szedl w zupelnie przeciwna strone niz jak sadzimy droga ku rozwojowi.. to tak na prawde tez ku niemu zmierza.. przedzej czy pozniej zobaczy owoce swoich dzialan i odczuje ze tutaj szczescia ktore poszukuje, nie znajdzie.. i bardzo mozliwe ze wtedy paradoksalnie bedzie mogl dopiero poznac jak wyglada droga do "dobra", bo bedzie wiedzial na prawde co to dno. Bedzie potem (a nawet i nastepne wcielenie jesli bedzie taka potrzeba)mogl byc o wiele lepszym/wartosciowszym czlowiekiem, niz wielu ktorzy mysla ze ida ku dobru.. tak na prawde, zeby docenic w pelni dobro, wyksztalcic swoja empoatie i zrozumiec na prawde, czym jest ta droga ktora sie isc powinno, zrozumiec ja... trzeba doswiadczyc jej przeciwnosci. Trzeba samemu wyrzadzic zlo i doswiadczyc go na wlasnej skorze aby zrozumiec czym jest na prawde..Nie zrouzmiesz Jing jezeli nie rozumiesz Jang, bo to sa 2 strony kregu..jednej rzeczy, nie zrouzmiesz dobra jezeli nie zrozumiesz czym jest zlo.. Dla tego wlasnie, wiekszosc dusz, automatycznie, bedac mlodymi czynia zlo, potem karma sprawia, ze doswiadczaja zla za to co zrobili.. tak na prawde wszytsko idzie wlasnym torem, myslisz, ze pracujesz ale tak na prawde po prostu jestes na pewnym segmencie swojej sciezki.. a twoja droge mozna przewidziec

wszystko wg. mnie jest idealnie przemyslane i jakby dzieje sie samo.. wolna wola.. to iluzja, jestesmy bardziej jak rezonans na docierajace do nas tresci i zdarzenia

Edytowane przez Maliboo
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm a co z tymi "białymi kamykami" które miał dawać Jezus tym którzy mieli żyć "po śmierci". Czy przypadkiem te całe piekło nie jest opowieścią ludzi pod wpływem demonów mających nieco inną percepcję rzeczywistości w której istnieją z ludźmi? Z mojego punktu widzenia Jezus nie przeiwidywał dalszego życia dla grzeszników, po prostu umierali, ostateczna - śmierć jest tu jako ostateczna kara. Ci którzy mu ufali mieli dostać kamyk by żyć wiecznie w rzeczywistości którą sami stworzą. A co do percepcji demonów to już Budda wspominał o tym - tam gdzie widzą ogień może płynąć rzeka. Otchłań pełna lawy to np może być dla nich jezioro słonej wody które np je zabija. A ludzie pod wpływem ich percepcji opowiadają banialuki. Myślę że najpierw trzeba zwrócić się i popatrzeć na cierpienie wokół siebie zanim zacznie się myśleć o jakimś wydumanym piekle. I zamiast żebrać w modlitwach o łaskę zadbać samemu by ten świat był trochę lepszy.

 

Piekło nie jest wizją demonów co najmniej ze względu na to, że nie byłoby to żadną zachętą dla człowieka do tego by słuchał się demonów. ...Skąd posiadasz wiedzę o rzekomych "białych kamykach"? O.o W piekle ludzie czują się jakby się topili równocześnie z przeszywającym całe ich ciało i duszę ogniem. A ani ogień ani woda w piekle nie są takie same jak na ziemi. Zgadzam się, by zapracować sobie na życie w niebie należy miłować ludzi na ziemi. Z takim nastawieniem nie trzeba się obawiać o to że zostaniemy tam na wieki. ^^ Każdemu człowiekowi powinno zależeć na tym by dostać się do nieba. ;3 Należy być wdzięcznym ludziom za pomoc którą nas obdarzają, nie odpychać jej ale jednocześnie nie żądać. Wiecie jak jesteście szczęśliwi obdarowując czymś miłym drugą osobę prawda? Więc nie niszczcie tego uczucia drugiej osobie która dzięki nam chce osiągnąć takie samo szczęście. ;3 A sami powinniśmy wszystkim pomagać jak najczęściej i najlepiej. ^^

 

a wiec Bog dal nam zmysly zwierzece tylko po to zebysmy mieli z czym walczyc?

 

Bóg dał nam wolną wolę ponieważ nas kocha i nie chciał nas zmuszać do tego byśmy go kochali. Co oczywiście nie oznacza że dopóki nie umrzemy nie będzie starał się nam pomagać i wskazywać właściwą drogę.

Edytowane przez Vampirella
połączenie postów
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Każdemu człowiekowi powinno zależeć na tym by dostać się do nieba.

 

Nie każdemu ;)

 

Mhm... a jakieś teologiczne podstawy do takiego stwierdzenia?

 

Poszukaj w Ewangelii wg EzoMezo ^^

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- bardziej prawdopodobnym jest To że Jego zamiarem mógł być Rozwój Człowieka jako Istoty, a nie tylko "zwierzęcia" a to już jest niejako/lekko poza zasięgiem tylko standardowego traktowania zmysłów...

 

 

--- pozdrawiam... infedro :)

 

Ładnie to ujęłaś :)

Pozwolę sobie dodać moje przemyślenie, bardzo powiązane.

Cóż..

mamy bardzo wiele cech łączących Nas ze zwierzakami ^_^ m.in. zwierzęce instynkty, pragnienie zaspokajania własnych potrzeb, jakiekolwiek by one nie były. Taka Nasza natura.

Jednakże wyobraźmy sobie sytuację, gdyby tak każdy z Nas tylko za takimi popędami podążał, gdyby ulegać każdemu pragnieniu, kim byśmy się stali? co by się działo?

Stalibyśmy się dzikusami żyjącymi w moralnym śmietniku..

Dlatego tak ważne wydaje mi się wyważenie, zrównoważenie tej naszej zwierzęcej cząstki z tą bardziej uduchowioną, jasną, dążącą do doskonałości.

Zaakceptujmy w sobie tego zwierzaka, zarzućmy mu czasem smycz, pozwólmy mu czasem zaszaleć, ale tak, żeby nie ucierpiała na tym ta nasza jasna strona...

  • Lubię to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mhm... a jakieś teologiczne podstawy do takiego stwierdzenia? Z Biblii albo dokumentów soborowych? Zwłaszcza w kwestii tej pomocy i wskazywania właściwej drogi?

 

hmm... w kwestii Pomocy i wskazywania właściwej drogi w zupełności wystarcza Sam Dekalog...który został stworzony przecież dla Ludzi właśnie, aby to co Sami wybiorą było ich prywatnym "piekłem" lub "niebem" będącym jeszcze Tu na Ziemi...

- a tym co nie wystarcza Dekalog to i owszem posiłkują się jeszcze naukami Jezusa.... jak i innych uduchowionych Mistrzów... których przekazy także bazują na Miłości i Szacunku do innych... bo dzięki temu zdobywa/ma się szacunek do Samego Siebie...

- ale oczywiście Nic na siłę... :) bo są i tacy którym Dekalog nie pasuje wiec idą własną ścieżka która i tak doprowadzi ich Tam gdzie trzeba, tyle że najwyżej po wertepach Własnego Życia... ;)

 

---pozdrawiam... infedro :)

Edytowane przez infedro
  • Lubię to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie każdemu ;)

- Każdemu :) ... "niebo" jest tez symbolem Własnego Rozwoju, wiec i dlatego Każdemu powinno zależeć rozwijać w Sobie nie tylko "biologie" ale i Duchowość... gdyż bez niej pretendujemy w zasadzie tylko do miana raczej "zwierzęcia", może wspaniałego pod względem biologii lecz to i tak nie nasza zasługa tylko Natury(Stwórcy)... naszą zasługą w tym Życiu ma być właśnie odkrycie w Nas Samych tego czego raczej nie mogą odnaleźć zwierzęta... a czym jest niejako Nasza Druga Strona medalu i to raczej ta bardziej subtelna, niż tylko sama "biologia"... :)

 

Poszukaj w Ewangelii wg EzoMezo ^^

- Kto nie Szuka, Ten nie znajdzie ! :) wiec trzeba poszukiwać wszędzie gdzie tylko można, bo tylko Tam mozna wzbogacić Swoje poszukiwania o nowe doświadczenia/wartości... a sama "biologia" raczej do tego nie wystarczy... ;)^

 

 

--- pozdrawiam... infedro :)

Edytowane przez infedro
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ładnie to ujęłaś :)

Pozwolę sobie dodać moje przemyślenie, bardzo powiązane.

- ujęłaś to wcale nie gorzej, a może i lepiej...:) choć jestem "on" (ale nie szkodzi ;)

Cóż..

mamy bardzo wiele cech łączących Nas ze zwierzakami ^_^ m.in. zwierzęce instynkty, pragnienie zaspokajania własnych potrzeb, jakiekolwiek by one nie były. Taka Nasza natura.

- jak najbardziej :)... ale Natura jest tez pięknem wiec nie zawsze musi być kojarzona ze zwierzęcością oczywiście... ;)

 

Jednakże wyobraźmy sobie sytuację, gdyby tak każdy z Nas tylko za takimi popędami podążał, gdyby ulegać każdemu pragnieniu, kim byśmy się stali? co by się działo?

Stalibyśmy się dzikusami żyjącymi w moralnym śmietniku..

- otóż to... :) ... dlatego Natura ukazuje obydwie Strony Medalu, którą z nich pójdziemy to już każdy wybiera Sam... :)

Dlatego tak ważne wydaje mi się wyważenie, zrównoważenie tej naszej zwierzęcej cząstki z tą bardziej uduchowioną, jasną, dążącą do doskonałości.

- zgadza się tEgo "zwierzaka" trzeba zrównoważyć Naszą stroną Duchową... gdyż inaczej "zwierzę" weźmie nad Nami górę... :)

Zaakceptujmy w sobie tego zwierzaka, zarzućmy mu czasem smycz, pozwólmy mu czasem zaszaleć,

- owszem "zwierzaka" trzeba zaakceptować... ale raczej nie na zasadzie "jakim mnie Boże stworzyłeś takim mnie masz" wiec dalej robię co chce... bo to "chcę" może być również "zwierzakiem"... więc ?

- musimy/powinniśmy zaakceptować w Sobie Nasz Dualizm... gdzie ciało jest "biologią" a wiec pochodną "zwierzęcości"... a Duchowość jest tym do czego mamy niejako Dorosnąć/dojrzeć... i dopiero wtedy będzie mogło nastąpić zrównoważenie a wiec i Harmonia Jednego z Drugim... jak Jing i Jang, bo tylko Harmonia jest Unią urastająca do Nowe JEDNOŚCI.

 

ale tak, żeby nie ucierpiała na tym ta nasza jasna strona...

- jak najbardziej :)... bo jeśli nie ucierpi strona Duchowa... to i "zwierzęcość" zostanie zrównoważona... a To wzniesie Nas na Nowy Poziom postrzegania Rzeczywistości... czyli ?

- można powiedzieć... ze jedynie czystą duchowością możemy kontrolować niejako naszą "zwierzęcość"... :)^

- bo wtedy to co "zwierzęce" ma szansę przekształcić się w Piękno bijące z naszego Duchowego wnętrza... :)

 

 

---pozdrawiam... infedro :)

Edytowane przez infedro
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ROTFL

- i tyle mojego komentarza :DDDDD

 

hmm... no cóż ;) każdy komentuje Tak jak potrafi bo i jedynie na tyle go stać Kim sam Jest... ;)

- dziękuję wiec za Twą "Miłość"... której bezsprzecznie Sama jesteś autorem i obrazem...

 

 

--- pozdrawiam... infedro :)

Edytowane przez infedro
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- dziękuję wiec za Twą "Miłość"... której Sama jesteś autorem i obrazem...

 

Przynajmniej szczerze mówi co o tym sądzi ;)

Ja jednak wolę od ezoterycznej "milości" (czesto niestety podbarwionej sporą dawką hipokryzji) trzymac się z daleka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przynajmniej szczerze mówi co o tym sądzi ;)

- przecież ja tez jestem szczery... zapewniam ;)

 

Ja jednak wolę od ezoterycznej "milości" (czesto niestety podbarwionej sporą dawką hipokryzji) trzymac się z daleka.

- noo(?) cóż, to jest Twoje życie wiec i bezsprzecznie masz takie prawo... wiec i w takim samym stopniu również i inni mają takie Prawo do Własnych Wyborów, a ta Pani tego akurat nie uznaje co niejednokrotnie w jasny i ostentacyjny sposób komunikowała wszem i wobec a to w niejednym poście jak i wielu Tematach tego Forum... wiec?

- może to raczej nie o szczerość tu chodzi... a o Tolerancje i Szacunek dla innych, którzy w równej mierze jak Ty czy Ona mają Prawo do własnych Wyborów... :)

 

 

---pozdrawiam ... infedro :)

Edytowane przez infedro
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cytat Zamieszczone przez infedro Zobacz posta

- bardziej prawdopodobnym jest To że Jego zamiarem mógł być Rozwój Człowieka jako Istoty, a nie tylko "zwierzęcia" a to już jest niejako/lekko poza zasięgiem tylko standardowego traktowania zmysłów...

 

 

--- pozdrawiam... infedro :)

Ładnie to ujęłaś :)

Pozwolę sobie dodać moje przemyślenie, bardzo powiązane.

Cóż..

mamy bardzo wiele cech łączących Nas ze zwierzakami ^_^ m.in. zwierzęce instynkty, pragnienie zaspokajania własnych potrzeb, jakiekolwiek by one nie były. Taka Nasza natura.

Jednakże wyobraźmy sobie sytuację, gdyby tak każdy z Nas tylko za takimi popędami podążał, gdyby ulegać każdemu pragnieniu, kim byśmy się stali? co by się działo?

Stalibyśmy się dzikusami żyjącymi w moralnym śmietniku..

Dlatego tak ważne wydaje mi się wyważenie, zrównoważenie tej naszej zwierzęcej cząstki z tą bardziej uduchowioną, jasną, dążącą do doskonałości.

Zaakceptujmy w sobie tego zwierzaka, zarzućmy mu czasem smycz, pozwólmy mu czasem zaszaleć, ale tak, żeby nie ucierpiała na tym ta nasza jasna strona...

 

wlasnie ;] zacho0wac rownowage.. choc kiedys nadchodzi podobno taki czas, kiedy czlowiek zaowaza ze nie ma juz zadnych rzadz- a wtedy to juz niedaleko do oswiecenia..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ujmę to po mojemu: szkoda by było zrezygnować ze zwierzaka.

Mi osobiście bardzo odpowiada ten dualizm, przy założeniu, że jest w nim równowaga. Więc hmm idąc Twoim tokiem rozumowania Maliboo, tego oświecenia nie zaznam ^_^

I dobrze :) pewnie zostanie to przez niektórych z tych "oświeconych" skrytykowane. Jednak uważam, że życie jest barwniejsze, gdy ten właśnie siedzący w Nas zwierz, zabawia się czasem w malarza i miesza w naszym życiu różne kolory, tworząc niejasne sytuacje, sprawiając, że czasem dostajemy po tyłku, wywracamy się na zakrętach.... Upadamy, ale dzięki tej równowadze z duchem umiemy również powstać. A pływanie w całkowitej jasności... cóż .. wydaje mi się zbyt spokojne...

Edytowane przez _Selene_
coś tam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ujmę to po mojemu: szkoda by było zrezygnować ze zwierzaka.

- Mi osobiście bardzo odpowiada ten dualizm, przy założeniu, że jest w nim równowaga.

- Więc hmm idąc Twoim tokiem rozumowania Maliboo, tego oświecenia nie zaznam ^_^

hmm... noo(?) niby O.K. :) ale można tez na to spojrzeć i z innej strony... na przykład tak ;)^

- bo O.K. Dualizm jest właśnie po to by znaleźć w nim Równowagę, czyli Harmonie... bo i niejako tym samym, bo i JEDNOŚCIĄ w sensie właśnie Harmonii jest Stwórca. :)

- tylko?... nasuwa się pytanie ;) ... kiedy można osiągnąć Równowagę/Harmonie... ?

- i najlepszym obrazem w tym momencie jest Symbol Wagi... bo aby się zrównoważyła to muszą być Poznane czyli i w pełni świadome Dwie niby przeciwstawne wartości, a w przypadku Człowieka jedną jest pochodzenie "zwierzęce" a drugą pochodzenie "Boskie" wiec?

- pochodzenia "zwierzęcego" jesteśmy Świadomi bo nawet się z nim identyfikujemy i to nie tylko podświadomie/ego/ bo i poprzez to co sami odczuwamy... a dalej myślimy, mówimy oraz czynimy czego konsekwencją jest to że nasze myśli staja się realne w tym naszym świecie rzeczywistym... czyli innymi słowy stajemy się Tym o czym/jak myślimy...

- wiec, głównie nasze myśli decydują o tym czy będziemy się raczej staczać i pogłębiać w Sobie "zwierzęcość" czy raczej wznosić czyli od tEgo się niejako odcinać... pytanie tylko po co to jest potrzebne?

- otóż to jest potrzebne... po to by poznać/poczuć właśnie tą drugą stronę Medalu, a wiec tą niby przeciwną stronę naszej Istoty... bo dopiero znając tą drugą stronę, jesteśmy w stanie uchwycić drugi inny Punkt widzenia, czyli mamy drugi składnik Nas Samych który możemy niejako "położyć" na szali Wagi(osobowości,Duszy) naszej Istoty...

- i dopiero wtedy... [po wyparciu się "zwierzęcia" i poznaniu "anioła"] "Waga" naszej Osobowości zaczyna przechylać się z jednej skrajności w drugą... potem znowu się cofa(jak to waga) ale już z coraz to mniejszymi odchyleniami aż do momentu stabilności... czyli w pozycji ukazującej stan Harmonii i wtedy jest idealnie w samym środku... lub w pozycji jeszcze lekko odchylonej w jedną lub drugą stronę, co oznacza jeszcze brak harmonii a wiec i dalszą "prace" nad Sobą do dalszej niejako korekty...

 

I dobrze :) pewnie zostanie to przez niektórych z tych "oświeconych" skrytykowane. Jednak uważam, że życie jest barwniejsze, gdy ten właśnie siedzący w Nas zwierz, zabawia się czasem w malarza i miesza w naszym życiu różne kolory, tworząc niejasne sytuacje, sprawiając, że czasem dostajemy po tyłku, wywracamy się na zakrętach....

- Upadamy, ale dzięki tej równowadze z duchem umiemy również powstać.

- owszem :) dlatego ja za "zwierzęcość" uważam tylko To co powoduje... że tkwimy ciągle w jednym i tym samym[ego], a wiec przeważnie/raczej blokuje w tym momencie także i powstanie ;)^

- pozwole sobie w tym momencie zacytować dzisiejszy KIN z Tematu "KIN Dnia"... :)^

KIN 102 - Biały Spektralny Wiatr... 21.12.2011.

- Moje pola duchowe są niesamowicie zaśmiecone negatywnymi myślami.

- Dziś neutralizuję to, co stało się bezużyteczne lub szkodliwe.

- Dziś porządkuję pola chaotycznych myśli, jednoczę różne racje i scalam to, co rozproszone.

- Dziś wprowadzam nowego ducha do sfery zmysłów...

 

- zauważ ze aby coś scalić, to trzeba mieć dwa rożne składniki, niejako dwa różne punkty widzenia(dualizm)... gdyż scalanie tylko jednego i tego samego nie ma sensu... gdyż po prostu daje tylko to samo co było(a co najwyżej tylko to wzmacnia)... bo i Nic więcej dać nie może...;)

 

A pływanie w całkowitej jasności... cóż .. wydaje mi się zbyt spokojne...

hmm... być może ;)^

- ale zauważ że Harmonia nie jest tylko samą "jasnością" bo jest i "ciemnością" tylko tyle że obydwie są/istnieją w całkowitej zgodności bo mimo ruchu(życia) żadne nie koliduje z drugim, a nawet więcej bo tylko dlatego że są tak'jakby "Świadome Dwie Strony" możemy odczuwać niejako i Jedno, i drugie JEDNOCZEŚNIE... a ta Jedność sprawia ze jesteśmy idealnie w "złotym środku" co daje zupełnie inna Jakość Odczuwania niż tylko tak jakby samych "skrajności" a wiec albo samego "cienia" albo "światła"...

- wiec owszem dążymy do Harmonii... ale by ją osiągnąć to najpierw trzeba znaleźć w Samym Sobie To co jest przeciwwagą tEgo czym my Sami jesteśmy w Tym momencie, czyli w TERAZ... bo tylko tak nasza "Waga" będzie w ogóle w stanie ruszyć z miejsca...

 

 

--- pozdrawiam... infedro :)

Edytowane przez infedro
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sybilla

Ale skad mozesz wiedziec jak dobrze czlowiek moze sie czuc, bez zwierzaka?

MOim zdaniem, na podstawie tego co czytalem- Oswiecenie to cel dla ktorego reinkarnujemy sie raz po raz na ziemii i innych planetach jej podobnych. Jest to naturalny stan, ktory nastepuje kkiedy dusza zgromadzi wystarczajaca ilosc doswiadczen, przezyc czyli innymi slowy.. zwierzak sie wyszalej i pohasa sobie wszedzie gdzie tylko sie da..zajrzy w kazda dziure i wiecej juz dla niego sie nie znajdzie.. wszytsko juz obejrzal, wiec wszytsko juz rozumie, nie czuje tez dlaje rzadz bo nie ma po co.. nie ma juz dziur dalej do szukania w tym padole. Albo raczej zaspokaja swoje pragnienie na jakiekolwiek, juz go dalej to nie kreci.

Mozna na skroty, rozwijac sie duchowo, ale ostatecznie mysle ze jest pewna sknczona ilosc doswiadczen po ktorych dana dusza dlaje juz tutaj nie potrzebuje i przestaje byc zadna wiecej. Odtad zwierzak w niej cichnie i wszystko moze ale nic nie musi.. zadne zwierzak wewnatrz do niczego juz jej nie pociaga.

 

dobrze :) pewnie zostanie to przez niektórych z tych "oświeconych" skrytykowane.

Mysle ze jesli jest sie oswieconym, to krytyka nie istnieje, bo krytykuja tylko ci ktorzy postrzegaja dualnie. Jak ktos rozumie na prawde, to nie krytykuje niczego, akceptuje wszytsko jakim jest bo widzi jakie to jest. Nie nadaje temu sztucznej miary, po prostu romiue ze sa przyczyny i skutki, krag... nie ma lepszych i gorszych, kiedy ktos krytykuje, zanczy ze nie widzi dostatecznie wiele..

wogole mysle ze oswiecieni nigdy nic nie mowia bo czuja ze powinni, jesli juz to robia to tylko dla wlasnej przyjemnosci albo dla zabawy, poczucia empatii. Bo w sumie rozumieja, ze i tak nic nie musza, rozumieja ze wszytsko co sie dzieje i tak idzie wlasnym torem ku dobremu. Wszytsko jest dobre jakie jest.

 

Jednak uważam, że życie jest barwniejsze, gdy ten właśnie siedzący w Nas zwierz, zabawia się czasem w malarza i miesza w naszym życiu różne kolory, tworząc niejasne sytuacje, sprawiając, że czasem dostajemy po tyłku, wywracamy się na zakrętach....

coz w wierzeniach wschodu wierzy sie ze dajac szalec zwierzowi czyli inaczej poddajac sie rzadzam, euforycznym uniesieniom skazujesz sie na upadek, tak po prostu musi byc- spojrz chocazby na prawa fizyki czy na nature. Cos co sie wzniesie, musi opasc. A wiec do czego dazyc? do rownowagi bo tylko ona moze dac spokoj, i poczucie szczescia ktore nie skazuje na upadek. Wszytsko w naturze dazy do rownowagi i to ona jest najoprzystniejsza. Zawsze kiedy cos jest "za bardzo" w ktoras ze stron- za chwile dazy do przeciwnej. Njakorzystniejsza jest rownowaga, srodek

Mysle, ze pozwlanie by zwierze sobie hasalo jest tez troche jak narkotyki. Daja szczescie, ale skazuja na nieszczescie ktore przyjdzie po tym. Czlowiek juz przez sama nature jest nakierowany raczej na poczucie nieszczescia.

Chwile szczescia trwaja krotko im wiecej szczescia zaznasz, tym wiecej kolejnych pobudek potrzebujesz zeby sie nie wyczerpalo. Im wiecej zaznasz tym trudniej utrzymac i znow zaspokoic. Glod rosnie w miare jedzenia. A poczucie nieszczescia nie ma takich wymagan ;]

Moim zdaniem raczej to w rownowadze ostatecznie kryje sie prawdziwe szczescie, milosc, empatia, zrozumienie. Zwierzak jak sie wyhasa to sam ucichnie, oczywiscie pozastawiajac po sobie duzo pamiatek z przygod

 

Mysle ze czlowiek oswiecony to wlasnie taki ktory juz wszytsko przezyl, doswiaczyl wszytskiego, wszytsko rozumie, stad jako istota ludzka nie czuje juz pociagu do niczego. On juz to wszytsko zna, nie ma tez juz niczego dalej do znalezienia.. wiec moze po prostu usiasc i sie cieszyc, odczuwac promienie slonca, czuc powiew wiatru i rozkoszowac sie jednoscia, zrozumieniem, cicha potega i spokojem w jego wnetrzu..

Czy nigdy nie czulas sie tak, ze po jakims zadanoiu ktore wykonalas czulas taka radosc i spelnienie, ze moglas po prsotu usiasc i rozkoszowac sie swoim szczesciem..? Taka mysl, ahh moge nawet nic nie robi jakis czas i po prsotu siedziec i odczuwac.. czlowiek tez zazwyczaj wlasnie wtedy jest w stanie medytacji, bo wewnatrza nie ma jakis innych mysli, tylko jest w terazniejszosci, z usmiechem na ustach obserwuje to co do niego dociera i chlonie rozkoszujac sie tym. Czuje taie spelnienie, satysfakcje, ze czuje ze na razie nie musze nic robic, do niczego dazyc jakis czas- zasluzylem sobie..zadnych pragnien na jakis czas, tylko szczescie i milosc i ew. chec dzielenia sie tylko nimi.. danie im ujscia

Msyle ze mialas tak chociaz raz? Czy bylo zle? A jakby to bylo gdybys tak sie czula non stop?

Myslze, ze to jest oznaka ukocznia lekcji reinkarnacji na takich planetach jak ziemia, w tym wymiarze.. ale mysle ze to nie koniec, potem czlowiek przestaje sie tu reinkarnowac i wchodzi wyzej i zaczyna inne przygody, inne nauki i rozwoj innego rodzaju zupeklnie innego poziomu.

No bo gdzie my tak na prawde chociazby w tej ewolucji zaszlismy? Czy my az tak bardzo roznimy sie chociazby od zwierzat.. a przeciez kazdy widzi, ze otaczaja nas rzeczy potezniejsze, a jak ktos sie przyjrzy to moze zobaczyc jakas niznana wielka inteligencje, albo jej przejawy ktora tkwi tu i owdzie..gdzie my nie mozemy jej pojac na obecnym etapie.. Czym w ogole jest 200 000lat homo sapiens w sotsunku do trwania wszechswiata.. to zaledwie poczatkek..

Edytowane przez Maliboo
  • Lubię to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem raczej to w rownowadze ostatecznie kryje sie prawdziwe szczescie, milosc, empatia, zrozumienie. Zwierzak jak sie wyhasa to sam ucichnie, oczywiscie pozastawiajac po sobie duzo pamiatek z przygod

 

Mysle ze czlowiek oswiecony to wlasnie taki ktory juz wszytsko przezyl, doswiaczyl wszytskiego, wszytsko rozumie, stad jako istota ludzka nie czuje juz pociagu do niczego. On juz to wszytsko zna, nie ma tez juz niczego dalej do znalezienia.. wiec moze po prostu usiasc i sie cieszyc, odczuwac promienie slonca, czuc powiew wiatru i rozkoszowac sie jednoscia, zrozumieniem, cicha potega i spokojem w jego wnetrzu..

 

Podoba mi się to co napisałeś i mogę jedynie stwierdzić, że mój zwierz się jeszcze do końca nie "wyszalał" ^_^..

co nie znaczy, że pozwalam mu na wszystko. Staram się właśnie zachować tę równowagę znajdując w sumie dużą przyjemność z trzymania tej wagi, gdzie na jednej szali skupiają się przeróżne pożądania, namiętności, szaleństwa, a na drugiej spokojne spoglądanie w siebie i rozwijanie się od strony duchowej.

Tak więc to, że wcześniej napisałam, że stan oświecenia wydaje mi się zbyt spokojny jest powiązane z tym, że jeszcze nie potrafię, a nawet nie chcę tracić tego dualizmu, jeszcze nie pora. Choć nie ukrywam, że Twój opis stanu oświecenia wydaje się kuszący.

Pozdr

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...
Nie boję się żadnego piekła, bo wiem,że takowe nie istnieje. Kościołowi na rękę straszyć ludzi piekłem albo czyśćcem, przecież gdyby powiedzieli,że nie ma piekła, szatana, czyśćca, to ludziska przestaliby do nich biegać i kasiorę na mszę za dusze najbliższych dawać.

Uważam,że człowiek powinien żyć tak,aby nie musieć myśleć o tym co będzie dalej.Żyję tu i teraz, szczęśliwie, uczciwie , zgodnie z sobą.

A wierzę w to,że po śmierci jest zasłużony odpoczynek, a później następne wcielenie.Dusza musi się przecież rozwijać.A być może jest tak,że każdy ma po śmierci to, w co wierzył za życia?

 

Nie możesz wiedzieć co będzie po śmierci ponieważ tam nie byłeś. ;> Możesz co najwyżej przypuszczać. Moim zdaniem piekło istnieje ale raczej nie trwa ono wiecznie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a wiec Bog dal nam zmysly zwierzece tylko po to zebysmy mieli z czym walczyc?

 

Moim zdaniem byśmy nauczyli się tego co jest na prawdę najważniejsze.

 

Raczej po to, żebyśmy mogli przetrwać ;)

 

Mając tylko ciało duchowe także można przetrwać. Moim zdaniem ludzie posiadają ciało by nauczyć się przejść na wyższy poziom.

 

Mhm... a jakieś teologiczne podstawy do takiego stwierdzenia? Z Biblii albo dokumentów soborowych? Zwłaszcza w kwestii tej pomocy i wskazywania właściwej drogi?

 

Myślisz że nie mam co robić i mam czas przepisywać Ci Biblię? Sama przeczytaj. Nie uczę się dłuższych cytatów na pamięć.

 

Nie każdemu ;)

 

Każdemu. Niebo jest celem człowieka żyjącego na ziemi.

Edytowane przez Vampirella
połączenie postów
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mając tylko ciało duchowe także można przetrwać. Moim zdaniem ludzie posiadają ciało by nauczyć się przejść na wyższy poziom.

 

To nie gra RPG gdzie zdobywa się kolejne levele i nowe skille ;]

 

Każdemu. Niebo jest celem człowieka żyjącego na ziemi.

 

Cóż - we mnie ezoniebo wywołuje mdłości i uczucie obrzydzenia ;] Zdecydowanie nie jest miejscem gdzie chcialbym trafić. Zresztą to co dzieje się po śmierci jest jedną wielką spekulacją, możliwe, że każdy idzie do świata, w który wierzy i w którym zgodnie ze swoją religią/wiarą znaleźć się powinien.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podważasz naukę KK o wiecznych mękach w Piekle? Toć to grzech śmiertelny. W Piekle wylądujesz.

 

KK nie ma zawsze racji, tak samo jak katolicy, księża i wszyscy ludzie na ziemi. Wiara to sprawa indywidualna i nie można od nikogo wymagać by wierzył w to samo co ty, ponieważ sam nie możesz mieć pewności co do tego że to w co wierzysz jest prawdą. Grzechem jest czynienie zła, a nie przemyślenia na temat życia po śmierci, i na pewno z tego powodu nie wyląduję w piekle, więc się nie ośmieszaj.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To nie gra RPG gdzie zdobywa się kolejne levele i nowe skille ;]

 

 

 

Cóż - we mnie ezoniebo wywołuje mdłości i uczucie obrzydzenia ;] Zdecydowanie nie jest miejscem gdzie chcialbym trafić. Zresztą to co dzieje się po śmierci jest jedną wielką spekulacją, możliwe, że każdy idzie do świata, w który wierzy i w którym zgodnie ze swoją religią/wiarą znaleźć się powinien.

 

 

Cóż, życie można porównać do gry, to jakie punkty zbierzesz za życia taki uzyskasz wynik po śmierci.

Cóż, to tylko ukazuje na jakim jesteś poziomie. Wolałbyś trafić do piekła? Współczuje. Nikt w 100% nie wie co dzieje się po śmierci, dowiemy się gdy umrzemy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie łamiesz zasady wiary, którą wyznajesz i złej Bozi, którą czcisz.

 

Ezochrześcijanom to nie przeszkadza. Wybierają sobie po prostu z całego chrześcijańskeigo nauczania to co im pasuje i tworzą własną religię. Często dziury powstałe przez wycięcie nieprzyjemnych nauk zalepiają różnymi dziwnymi rzeczami i tezami, ot choćby reinkarnacją na ten przykład.

 

Nejti tak swoją drogą nie pisz posta pod postem, bo regulamin jest w tej kwestii dość jasny:

 

Art. 18

Pisząc posty należy unikać:

 

1. Powielania postów, czyli umieszczania postów tej samej treści w wielu tematach.

2. Powielania jednego tematu na kilku działach tematycznych.

3. Dublowania, czyli umieszczania wielu postów tego samego autorstwa jednego pod drugim. Do korygowania oraz uzupełnienia treści zamieszczonego już postu służy opcja "edytuj". Wyjątek stanowi kolejny post, który posiada inną datę wpisu.

 

Jak Ci się administracja dobierze do skóry to nawet modlitwy Ci nie pomogą ;]

 

Cóż, to tylko ukazuje na jakim jesteś poziomie. Wolałbyś trafić do piekła? Współczuje.

 

Ani tu, ani tu.

Niektórzy mają nieco szersze horyzonty myślowe i nie ograniczają się jedynie do piekła i nieba ;]

Edytowane przez Seid
...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

KK nie ma zawsze racji? Właśnie łamiesz zasady wiary, którą wyznajesz i złej Bozi, którą czcisz. Czuje tu zapach palonej smoły:D

 

Ogarnij się człowieku. Nigdzie nie napisałam że jestem katoliczką, bardziej chrześcijanką chociaż wierzę także po części w inne religie. Więc nie złamałam żadnej zasady mojej wiary i nie obrażaj Boga, ponieważ nie jest on zły. Wręcz przeciwnie-jest miłością.

  • Lubię to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ogarnij się człowieku. Nigdzie nie napisałam że jestem katoliczką, bardziej chrześcijanką chociaż wierzę także po części w inne religie. Więc nie złamałam żadnej zasady mojej wiary i nie obrażaj Boga, ponieważ nie jest on zły. Wręcz przeciwnie-jest miłością.

 

Zanim zaczniesz pisac o Bogu swoim jako miłości najpierw poczytaj Biblię. No, a skoro jesteś chrześcijanką i uznajesz inne wiary to coś ci się pomyliło, bo zaprzeczasz słowom Chrystusa,który rzekł, że tylko przez niego można dojść do prawdy i zbawienia.Kto nie przyjął Dobrej Nowiny nie będzie zbawion.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Film, istotnie, przesadzony bo jak jest naprawdę może powiedzieć tylko ten kto tam był. A nie słyszałam jeszcze świadectwa, takiego co by stamtąd powrócił. To, że piekło istnieje i jest czymś strasznym możemy sobie wyobrazić, możemy uwierzyć św. Faustynie i innym, którzy mieli ten zaszczyt usłyszeć od Boga to i owo. Sądzę jednak, a raczej czuję (i mam nadzieje, że to nie są złudzenia), że Bóg nie jest aż tak surowy. Nie wrzuci na wieczne potępienie każdego kto popełnił ciężki grzech bo inaczej nikt by nie trafiał do nieba. A podobno dobro wygrywa, czyli więcej ludzi trafia do Boga a mniej do szatana. Myślę, ze Bóg daje nam szanse poprawy, dlatego dusze trafiają do czyśćca, choć też nie jestem pewna co to jest ten czyściec? Sw. Faustyna twierdzi, ze tam dusze też cierpią tak długo aż odpokutują za grzechy. Jakoś trudno mi to sobie wyobrazić: ludzie całe wieki klęczą i błagają o litość? To byłoby bez sensu, przecież Bóg nie znęcałby się tak nad tymi, których kocha. Dobry Ojciec w końcu da się przebłagać i wybaczy, nie pozwoli długo cierpieć swojemu dziecku. Cierpienie w piekle, cierpienie w czyśćcu, a do nieba trudno się dostać (chyba, że się jest świętym). To znaczy, ze wszędzie jest cierpienie: na ziemi i po drugiej stronie? Np. osoby, które przeszły śmierć kliniczną twierdzą, ze widziały światło, czuły bliskość Dobra, czasem widziały się z bliskimi zmarłymi. A przecież ci zmarli mogli nie być tacy święci by wejść do nieba, albo umierający mogli być grzeszni i nadawać się do czyśćca. A mimo tego, wszyscy czuli się w tym świetle wspaniale. To dusza, która wychodzi z ciała idzie do nieba, a potem Bóg ją wyrzuca do piekła albo do czyśćca? To byłoby okrutne, a Bóg przecież nie jest okrutny. Nie przeczę, ze zło istnieje i piekło jest jego początkiem oraz końcem ale przecież nie każdy, kto opuszcza niedzielna mszę, kto nie odmawia regularnie pacierza, będzie się smażył w piekle. Na to trzeba sobie "zasłużyć" większymi przewinieniami.

Edytowane przez gloria
dziwne ale ukazał sie pusty post
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 rok później...
Gość mahadeva
Nieistnienie? To coś, czego bardzo chciałabym po śmierci. Rozpłynąć się w niebycie i kompletnie przestać istnieć. Niestety, niewiele religii daje taką nadzieję. A byłoby to rozwiązanie o wiele lepsze niż jakiekolwiek pośmiertne trwanie świadomości czy "ja".

 

Na pewno zgodzę się, że nieistnienie jest ciekawszym rozwiązaniem od trwania w piekle, jakie stwarza nam własny umysł, ale dlaczego by nie spróbować całkowicie uwolnić się od wpływu umysłu, to może być coś znacznie lepszego od nieistnienia, przynajmniej tak nas zapewniają ci, którzy takiego stanu doświadczyli.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość mahadeva
Ale kto chciałby trwać wiecznie? I po co?

 

Doświadczamy wciąż tej samej rzeczywistości, żyjemy w świecie gdzie istnieje czas i przestrzeń, wszystko wciąż się zmienia i prędzej czy później ulega rozpadowi, na pewno nie chciałbym wiecznie tkwić w czymś takim, jednak istnieją inne wymiary, gdzie czas nie istnieje. Takiej rzeczywistości nie zrozumie umysł, który jest związany z czasem, jeśli czas stanie w miejscu umysł znika, więc żeby poznać coś więcej należy wykroczyć poza umysł, a temu służy medytacja. Każdy, kto choć trochę medytował na pewno doświadczył stanu, kiedy czas przestał istnieć, w takiej rzeczywistości można śmiało żyć wiecznie, choć w chwili kiedy mówimy wiecznie, ulegamy na nowo wpływowi czasu, czyli tracimy to piękne doświadczenie bycia poza czasem.

Ponieważ zjawisko zatrzymania czasu podczas medytacji jest bardzo rzadkim w moim przypadku, więc wynika stąd, że ciągle tkwię w silnych szponach własnego umysłu, dlatego nie odrzucam kategorycznie Twojej teorii a traktuję ją jako jedno z możliwych prawdopodobieństw, w sumie podczas wkroczenia w niebyt czas również się zatrzyma, przynajmniej dla nas. Ogólnie żeby pojąć rzeczywistość w której nie ma czasu, potrzebne jest jakieś narzędzie, ale nie jest nim na pewno umysł.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To chyba zbyt ezoteryczne zdanie jak na mój racjonalny rozum.

 

Można wytłumaczyć to w sposób logiczny, kot zjada mysz, mysz staje się częścią kota oraz jakaś część zostaje wydalona, stając się pokarmem roślin, bakterii lub pasożytów, te zostają zjedzone przez inne stworzenia i tak w kółko. Można też poczytać o fizyce kwantowej lub doświadczyć mistycznej jedności ze wszystkim.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość rastar

No właśnie to zależy tylko z jakiego punktu rozpatrujemy wieczność, bo jeśli z punktu umysłu to będzie to tylko nie zmierzalny dla nas czas, odwołujący się do stanu początku i końca.

Zaś dla mnie dla mnie np wieczność to moment który wykracza poza czas linearny i można by powiedzieć że jeśli by ją spróbować ując umysłem to jest krótsza niż cokolwiek może on sobie wyobrazić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość rastar

tak i piekło na ziemi i w umyśle, a sam diabeł to chyba cień człowieka, często duży w zależności w którą stronę światła się ustawimy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja naprawdę nie potrafię zrozumieć, jak KTOKOLWIEK może połączyć koncepcję piekła z koncepcją Boga będącego Miłością. I nie przekonują mnie też śmieszne protezy myślowe typu, człowiek sam wybrał to piekło i Bóg tylko szanuje ten wybór. Ok, to dlaczego człowiek nie mógłby zmienić tego wyboru po śmierci? Miłosierny Bóg pozwoliłby każdemu chętnemu na opuszczenie piekła. Może zabrzmi to kontrowersyjnie, ale uważam, że skazać kogoś na męki bez końca (a nawet tylko zapowiadać, że na takie męki skaże) może tylko nieskończenie zła istota. A więc moim zdaniem takie bóstwo, które swoich nieprzyjaciół chce męczyć bez końca jest skrajnie złym bóstwem, istotą nieskończenie razy gorszą od Hitlera, który to męczył swoich wrogów "jedynie" przez parę lat, czy miesięcy.

 

Dlatego odrzucam taką wizję bóstwa, współczuję wszystkim grupą, które swoją zbiorową podświadomością wytwarzają tak złe egregory.

 

Ale póki są ludzie, którzy w taką barbarzyńską koncepcję wierzą, póki w przestrzeni astralnej będzie istniało "piekło" zgadzające się z tymi wizjami. I wierzący w nie ludzie będą tam po śmierci trafiali. A jeśli wierzenia wmówią im, że ten stan jest wieczny, będą w tym nieciekawym miejscu przebywali bez końca (aż jakaś dobra Istota/dusza nie pomoże im tej kaźni opuścić). Dlatego mam apel do wszystkich, którzy mnie czytają i kiedykolwiek przez swoje wierzenia dostaną się do swojego piekła. Według wszystkich opisów piekieł każda istota tam się znajdująca czuje jedynie nienawiść do wszystkiego i wszystkich. Dlatego postarajcie się poczuć bezwarunkową miłość do każdej istoty i Boga, a Wasza emisja myśli przestanie zgadzać się z tym miejscem i je opuścicie.

 

To tyle moich przemyśleń :-)

Edytowane przez mariuszstr
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć :)

 

Zacząłeś całkiem trafnie, ale później Twoje myśli się rozbiegły :)

 

Ja naprawdę nie potrafię zrozumieć, jak KTOKOLWIEK może połączyć koncepcję piekła z koncepcją Boga będącego Miłością. I nie przekonują mnie też śmieszne protezy myślowe typu, człowiek sam wybrał to piekło i Bóg tylko szanuje ten wybór.

To nie jest proteza myślowa, ale stwierdzenie faktu nienaruszalności woli człowieka.

 

Ok, to dlaczego człowiek nie mógłby zmienić tego wyboru po śmierci? Miłosierny Bóg pozwoliłby każdemu chętnemu na opuszczenie piekła.
Oczywiście, że by pozwolił i pozwala, inaczej nie byłby nieskończenie miłosierny.

Problem nie leży jednak w woli Boga, a tym, że osoba, która wyrzekła się Boga, odrzuciła Go całkowicie (a tylko taka opcja określana jest stanem piekła) nie wie, jak do Niego wrócić. Można ten stan porównać do stanu osoby A tkwiącej w głębokiej nienawiści do np. osoby B. Pomimo, iż inne osoby w stanie osobę B kochać, to osoba A do takiego uczucia nie jest zdolna. Nie potrafi sobie go nawet wyobrazić, w związku z czym nie wie do czego ma dążyć i nawet za tym nie tęskni, a jedynie cierpi w swojej nienawiści.

 

Może zabrzmi to kontrowersyjnie, ale uważam, że skazać kogoś na męki bez końca (a nawet tylko zapowiadać, że na takie męki skaże) może tylko nieskończenie zła istota.

Wróćmy zatem do początku.

Bóg nie skazuje żadnego człowieka na męki. Bóg, jak wynika z nauki przekazanej nam w Piśmie Świętym chce zbawienia wszystkich ludzi.

Problem leży w ludzkich wyborach i kwestionowanym tu przez niektóre osoby działaniu istot duchowych.

 

Bóg oprócz tego, że jest Istotą Doskonale Miłosierną, jest również Doskonałą Miłością, zatem wizję, którą opisałeś odrzucasz całkiem słusznie.

 

Dlatego mam apel do wszystkich, którzy mnie czytają i kiedykolwiek przez swoje wierzenia dostaną się do swojego piekła. Według wszystkich opisów piekieł każda istota tam się znajdująca czuje jedynie nienawiść do wszystkiego i wszystkich. Dlatego postarajcie się poczuć bezwarunkową miłość do każdej istoty i Boga, a Wasza emisja myśli przestanie zgadzać się z tym miejscem i je opuścicie.

To, o czym napisałeś możliwe jest jeszcze w przedsionkach piekła, kiedy widzimy dokąd zmierzamy i możemy to jeszcze porównać do tego, czego chcieliśmy się wyrzec.

Oby Twój apel trafił do jak największej liczby osób.

 

Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć :)

Cześć :-)

 

Zacząłeś całkiem trafnie, ale później Twoje myśli się rozbiegły :)

 

 

To nie jest proteza myślowa, ale stwierdzenie faktu nienaruszalności woli człowieka.

Jest to proteza myślowa, bo ten człowiek nie wybiera świadomie piekła, z jego mękami, tak pięknie pokazywanymi w filmiku otwierającym ten temat. Spytaj się kogoś, kogo uważasz za najgorszego grzesznika, czy pragnie iść do piekła. Nie pragnie prawie nikt! Dlatego tłumaczenie o wolnej woli człowieka jest raczej mało przekonujące.

 

 

 

 

 

Oczywiście, że by pozwolił i pozwala, inaczej nie byłby nieskończenie miłosierny.

Problem nie leży jednak w woli Boga, a tym, że osoba, która wyrzekła się Boga, odrzuciła Go całkowicie (a tylko taka opcja określana jest stanem piekła) nie wie, jak do Niego wrócić. Można ten stan porównać do stanu osoby A tkwiącej w głębokiej nienawiści do np. osoby B. Pomimo, iż inne osoby w stanie osobę B kochać, to osoba A do takiego uczucia nie jest zdolna. Nie potrafi sobie go nawet wyobrazić, w związku z czym nie wie do czego ma dążyć i nawet za tym nie tęskni, a jedynie cierpi w swojej nienawiści.

O - i tutaj dochodzimy do różnicy w naszych przekonaniach - ja nie uważam, żeby istniała taka nienawiść, która nie miałaby nigdy końca. Takiego stanu, o którym piszesz, moim zdaniem po prostu NIE MA! Ja wierzę, że nawet najgorsi zbrodniarze po wielu wcieleniach lekcji karmicznych się poprawiają. Nieskończonego zła NIE MA!

 

 

Wróćmy zatem do początku.

Bóg nie skazuje żadnego człowieka na męki. Bóg, jak wynika z nauki przekazanej nam w Piśmie Świętym chce zbawienia wszystkich ludzi.

Problem leży w ludzkich wyborach i kwestionowanym tu przez niektóre osoby działaniu istot duchowych.

 

No i wracamy do początku, "grzesznik" nie wybrał piekła, po prostu na swoim poziomie rozwoju jeszcze nie odkrył, że nie warto być złym. Na pewno nie ma powodu, żeby znajdował się w jakimś wiecznym piekle. Potrzebne jest mu po prostu wiele wcieleń lekcji i tyle.

 

Bóg oprócz tego, że jest Istotą Doskonale Miłosierną, jest również Doskonałą Miłością, zatem wizję, którą opisałeś odrzucasz całkiem słusznie.

No właśnie :-)

 

 

To, o czym napisałeś możliwe jest jeszcze w przedsionkach piekła, kiedy widzimy dokąd zmierzamy i możemy to jeszcze porównać do tego, czego chcieliśmy się wyrzec.

Oby Twój apel trafił do jak największej liczby osób.

Ja uważam, że stan o którym piszesz i nazywasz piekłem (czyli NIEODWRACALNY brak miłości) po prostu nie istnieje. Jest tylko to, co nazywasz "przedsionkiem piekieł". Subiektywnie duszom tam się znajdującym wydaje się to wieczne, nieodwracalne. Stąd tak dostrzegają to mistycy, wizjonerzy. Ale to pozory! Nieodwracalność tego stanu może być co najwyżej subiektywną opinią, ale prędzej czy później z pomocą innych Istot dusze opuszczą te miejsce, bo zmienią swój wzorzec myślowy nienawiści na inny.

 

Pozdrawiam :)

Również pozdrawiam !

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest to proteza myślowa, bo ten człowiek nie wybiera świadomie piekła, z jego mękami, tak pięknie pokazywanymi w filmiku otwierającym ten temat.

Filmiku, przepraszam, nie oglądałam i oglądać nie zamierzam :)

Nie przypuszczam, aby wniósł on coś wartościowego do moich poglądów nt duchowości :)

 

A co do protetyki i naszej świadomości wyboru, to niestety nikt z nas nie ma pewności, co do ostatecznych skutków obranej drogi.

Trudno jednak zakładać, aby osoba świadomie czyniąca zło, a jedynie świadome wybory należy tu rozważać, spodziewała się trafić do nieba. W przypadku takiej osoby trudno jest mówić o jakimkolwiek rozważaniu nt rzeczy przyszłych.

Gdy jednak takie rozważania w umyśle tej osoby zaczynają się pojawiać, wtedy zazwyczaj osoba ta odstępuje od zła. A wtedy z kolei znika temat piekła.

 

Spytaj się kogoś, kogo uważasz za najgorszego grzesznika, czy pragnie iść do piekła. Nie pragnie prawie nikt! Dlatego tłumaczenie o wolnej woli człowieka jest raczej mało przekonujące.

Wyraz wolnej woli, a świadomość skutków postępowania, to dwa zupełnie różne aspekty.

Spytaj złodzieja, czy chce iść do więzienia.

 

O - i tutaj dochodzimy do różnicy w naszych przekonaniach - ja nie uważam, żeby istniała taka nienawiść, która nie miałaby nigdy końca. Takiego stanu, o którym piszesz, moim zdaniem po prostu NIE MA! Ja wierzę, że nawet najgorsi zbrodniarze po wielu wcieleniach lekcji karmicznych się poprawiają. Nieskończonego zła NIE MA!

Faktycznie nasze poglądy nieco się różnią :)

Ja wybrałam wersję hard, w której możesz nie mieć drugiej szansy. W tej wersji ważne jest, aby przyłożyć się przy pierwszym podejściu. A co będzie dalej,... zobaczymy :)

 

No i wracamy do początku, "grzesznik" nie wybrał piekła, po prostu na swoim poziomie rozwoju jeszcze nie odkrył, że nie warto być złym. Na pewno nie ma powodu, żeby znajdował się w jakimś wiecznym piekle. Potrzebne jest mu po prostu wiele wcieleń lekcji i tyle.

W chrześcijaństwie nie ma pojęcia wielu wcieleń, jest natomiast odniesienie ciężaru czynu, do miejsca i czasu kształtowania się świadomości osoby, która się danego czynu dopuściła. Mówiąc językiem nieco bardziej teologicznym: każdy ma to, co jest mu do zbawienia niezbędne. Pytanie tylko, czy zechce z tego skorzystać.

Tak, jak wcześniej zauważyłeś, nawet ludzie, którzy przez wiele lat czynili zło, mogą się nawrócić. Pytanie, czy znajdą w sobie tyle silnej woli, aby to ciążenie do zła w sobie przezwyciężyć?

 

Nieodwracalność tego stanu może być co najwyżej subiektywną opinią, ale prędzej czy później z pomocą innych Istot dusze opuszczą te miejsce, bo zmienią swój wzorzec myślowy nienawiści na inny.

Oby tak było i tego możemy im życzyć.

Wszak, wg nauki Kościoła, wolą Boga jest zbawienie wszystkich ludzi :)

 

Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A co do protetyki i naszej świadomości wyboru, to niestety nikt z nas nie ma pewności, co do ostatecznych skutków obranej drogi.

Trudno jednak zakładać, aby osoba świadomie czyniąca zło, a jedynie świadome wybory należy tu rozważać, spodziewała się trafić do nieba. W przypadku takiej osoby trudno jest mówić o jakimkolwiek rozważaniu nt rzeczy przyszłych.

Pewnie nie uważają, że zasługują na wieczne piekło. I mają rację, ja również nie sądzę, iż istniałaby na ziemi zbrodnia, za którą sprawiedliwą karą byłaby niekończąca się męka.

 

Gdy jednak takie rozważania w umyśle tej osoby zaczynają się pojawiać, wtedy zazwyczaj osoba ta odstępuje od zła. A wtedy z kolei znika temat piekła.

Dość dyskusyjna teza :-)

 

 

Wyraz wolnej woli, a świadomość skutków postępowania, to dwa zupełnie różne aspekty.

Spytaj złodzieja, czy chce iść do więzienia.

Tyle że kara więzienia za kradzież jest sprawiedliwa, niekończąca się męka sprawiedliwą karą nie jest.

 

 

Faktycznie nasze poglądy nieco się różnią :)

Ja wybrałam wersję hard, w której możesz nie mieć drugiej szansy. W tej wersji ważne jest, aby przyłożyć się przy pierwszym podejściu. A co będzie dalej,... zobaczymy :)

 

W chrześcijaństwie nie ma pojęcia wielu wcieleń, jest natomiast odniesienie ciężaru czynu, do miejsca i czasu kształtowania się świadomości osoby, która się danego czynu dopuściła. Mówiąc językiem nieco bardziej teologicznym: każdy ma to, co jest mu do zbawienia niezbędne. Pytanie tylko, czy zechce z tego skorzystać.

 

No i za to cenię chrześcijan :-) Inkarnacje, w których dusza wciela się w chrześcijanina mogą powodować mocny wzrost duchowy - po prostu chrześcijanin myśli, że nie ma już więcej szans, więc naprawdę się stara :-)))

 

 

Tak, jak wcześniej zauważyłeś, nawet ludzie, którzy przez wiele lat czynili zło, mogą się nawrócić. Pytanie, czy znajdą w sobie tyle silnej woli, aby to ciążenie do zła w sobie przezwyciężyć?

Ja jestem pewien że wszyscy przezwyciężą, ale Wam, chrześcijanom jest w to trudniej uwierzyć, bo jesteście przekonani, że dusza wciela się tylko raz :-)))

 

 

 

 

Oby tak było i tego możemy im życzyć.

Wszak, wg nauki Kościoła, wolą Boga jest zbawienie wszystkich ludzi :)

 

Cieszę się, że bierzesz możliwość zbawienia dusz znajdujących się w piekle pod uwagę :-)

 

Pozdrawiam serdecznie :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja naprawdę nie potrafię zrozumieć, jak KTOKOLWIEK może połączyć koncepcję piekła z koncepcją Boga będącego Miłością. I nie przekonują mnie też śmieszne protezy myślowe typu, człowiek sam wybrał to piekło i Bóg tylko szanuje ten wybór. Ok, to dlaczego człowiek nie mógłby zmienić tego wyboru po śmierci? Miłosierny Bóg pozwoliłby każdemu chętnemu na opuszczenie piekła. Może zabrzmi to kontrowersyjnie, ale uważam, że skazać kogoś na męki bez końca (a nawet tylko zapowiadać, że na takie męki skaże) może tylko nieskończenie zła istota. A więc moim zdaniem takie bóstwo, które swoich nieprzyjaciół chce męczyć bez końca jest skrajnie złym bóstwem, istotą nieskończenie razy gorszą od Hitlera, który to męczył swoich wrogów "jedynie" przez parę lat, czy miesięcy.

 

Dlatego odrzucam taką wizję bóstwa, współczuję wszystkim grupą, które swoją zbiorową podświadomością wytwarzają tak złe egregory.

 

Ale póki są ludzie, którzy w taką barbarzyńską koncepcję wierzą, póki w przestrzeni astralnej będzie istniało "piekło" zgadzające się z tymi wizjami. I wierzący w nie ludzie będą tam po śmierci trafiali. A jeśli wierzenia wmówią im, że ten stan jest wieczny, będą w tym nieciekawym miejscu przebywali bez końca (aż jakaś dobra Istota/dusza nie pomoże im tej kaźni opuścić). Dlatego mam apel do wszystkich, którzy mnie czytają i kiedykolwiek przez swoje wierzenia dostaną się do swojego piekła. Według wszystkich opisów piekieł każda istota tam się znajdująca czuje jedynie nienawiść do wszystkiego i wszystkich. Dlatego postarajcie się poczuć bezwarunkową miłość do każdej istoty i Boga, a Wasza emisja myśli przestanie zgadzać się z tym miejscem i je opuścicie.

 

To tyle moich przemyśleń :-)

 

Idea tego całego Piekła, Czyśćca i Nieba na początku nie była wcale taka zła. Kiedy tysiąc lat przez Chrystusem pan o imieniu Zaratustra wymyślił religię, która oddziaływała później na judaizm, by w końcu zaowocować wesołym miksem zatatusztriańsko - judaistycznym pod nazwą Chrześcijaństwo, wyglądało to trochę inaczej. Owszem był dobry Bóg i jego zły przeciwnik. Owszem za złe uczynki szło się do Piekła/Czyśćca, a za dobre do Nieba. Tylko, że cierpienia w tych miejscach miały być adekwatne do popełnionych krzywd. Stanowiły równomierną odpłatę, a nie sadystyczne znęcanie się nad duszami zmarłych w nieskończoność. Owszem miał nadejść zrodzony z dziewicy, zwiastowany przez wydarzenie astrologiczne Soashyant(pierwowzór Mesjasza), po czym nastąpić Sąd Ostateczny, ale w przeciwieństwie do wizji chrześcijańskiej, gdzie dusze potępione wrzucane są do ognia i niszczone zupełnie, w wizji Zaratustry miały jedynie nie wziąć udziału w odrodzeniu się sprawiedliwych w nowym Królestwie Bożym na ziemi. Świecie, gdzie nie byłoby dualizmu zło/dobro.

To, że w chrześcijaństwie wygląda to inaczej wynika z tego, że zoroastryjska sekta chrześcijan przylepiła wesołą maskę Dobrego Boga, znanemu draniowi i łobuzowi o imieniu JHWH:D

Bozi, która łatwo wpadała w gniew, a za każdy opór wobec swojej woli karała śmiercią. Stąd też koncept Boga w chrześcijaństwie jako Pana, którego wyznawcy są określani jako "Servus Dei" lub "Rab Bożyj"(w prawosławiu). Czyli po prostu "Boży niewolnicy/ słudzy". Niewolnik ma przede wszystkim słuchać się swojego Pana, a jak nie słucha to się go torturuje, a potem unicestwia. No chyba, ze się w porę upokorzy i zacznie znowu swojemu władcy bić pokłony na kolanach i poddawać się jego woli.:P Stąd męki w chrześcijańskim Piekle nie są ściśle odpłatą za grzechy, ale karą za wyrzeczenie się swojego Pana i jego nakazów. Przecież nawet zbawienie nie zależy od dobrych uczynków, ale łaski JHWH.

Taka była wówczas mentalność i środowisko kulturowe. A że religie i Bozie to tylko wymysły ludzkie, więc wyglądają tak jak sobie je ludzie wydumali. Chrześcijańska Bozia jest jaka jest. Nie ma co zastanawiać się jak może być jednocześnie dobra i okrutna. Religia to nie logika praktyczna:)

Edytowane przez Wiedźmin
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm, ale wg. Wikipedii (wiem że to słabe źródło ) w Zaratusztrianizmie mamy także ideę wiecznego piekła, w którym dusze cierpią nieskończone męki, cytuję Wiki:

 

"Gdy zło przeważa nad dobrem - dusza jest strącana do piekła, z którego już nigdy nie wyjdzie i będzie pod kontrolą Angra Mainju cierpiała nieskończone męki."

 

"Wszyscy ludzie, którzy kiedykolwiek żyli, mają zmartwychwstać, sprawiedliwi i grzeszni. Rozpoznają znajomych, krewnych, rodziców i dzieci. Na wielkim zebraniu wszyscy ujrzą swoje uczynki, dobre i złe. Następnie ma nastąpić rozdzielenie dobrych od złych, zbawieni trafią do nieba, a potępieni ponownie do piekła."

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm, ale wg. Wikipedii (wiem że to słabe źródło ) w Zaratusztrianizmie mamy także ideę wiecznego piekła, w którym dusze cierpią nieskończone męki, cytuję Wiki:

 

"Gdy zło przeważa nad dobrem - dusza jest strącana do piekła, z którego już nigdy nie wyjdzie i będzie pod kontrolą Angra Mainju cierpiała nieskończone męki."

 

"Wszyscy ludzie, którzy kiedykolwiek żyli, mają zmartwychwstać, sprawiedliwi i grzeszni. Rozpoznają znajomych, krewnych, rodziców i dzieci. Na wielkim zebraniu wszyscy ujrzą swoje uczynki, dobre i złe. Następnie ma nastąpić rozdzielenie dobrych od złych, zbawieni trafią do nieba, a potępieni ponownie do piekła."

 

A tam wikipedia:P

Tematyka jest bardziej złożona. Przede wszystkim jak się weźmie księgę "Menog i khrad" to wychodzi na to, że w zasadzie tylko jedna część duszy idzie do Piekła. Ta tzw. cielesna. Pozostałych pięć dusz(w tym świadomość i duch opiekuńczy) idą niewiadomo gdzie:P Dusze cierpią, ale przy Sądzie Ostatecznym robiony jest myk. W wyniku sądu ******ą znowu do Piekła, ale ich Bozia wszystkich ratuje podstepem i daje nowe życie w Królestwie Bożym:P

W księdze "Dadestan i Denig" jest jeszcze inaczej. Na Sądzie Ostatecznym dusze przechodzą przez rzekę stopionego metalu. Te sprawiedliwe przechodzą bez problemu. Te niesprawiedliwe oczyszczają się w nim przez 3 dni. Potem rzeka zalewa Piekło, niszczy demony. W nowym świecie po Fraszokereti nie ma ani Piekła, ani cierpienia, ani demonów. Wszyscy ludzie (w tym grzesznicy, którzy odpokutowali swoje grzechy) mają nowy żywot.

Po prostu zoroastryjskie Piekło bardziej odpowiadało temu hinduistycznemu. Trzeba było tam odcierpieć swoje uczynki związane z naruszeniem Daeny.

Na tym tez opiera się doktryna Duzak, która głosi konieczność oczyszczenia się z win, by dostąpić życia wiecznego:P

Z reszta sam Zaratusztra w Yashnie pisał tylko, że grzesznicy wiodą "długie życie" w Piekle, aby odpokutowac za grzechy. Nie zaś wieczność.

  • Lubię to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej Mariuszstr,

Tyle że kara więzienia za kradzież jest sprawiedliwa, niekończąca się męka sprawiedliwą karą nie jest.

Uparłeś się z tą karą :)

 

Jak można czytelniej napisać, aby zostało to w końcu zrozumiane, że piekło nie jest żadną karą!

Ludzie nie lubią przykrych konsekwencji swoich wyborów i aby poprawić swoją samoocenę szukają winy w innych.

W tym przypadku skutek wyboru złego, który w efekcie prowadzi do staniu piekła nazywają karą bożą i za nic nie chcą przyjąć do wiadomości, że na to piekło skazują się sami poprzez swoje decyzje.

 

No i za to cenię chrześcijan :-) Inkarnacje, w których dusza wciela się w chrześcijanina mogą powodować mocny wzrost duchowy - po prostu chrześcijanin myśli, że nie ma już więcej szans, więc naprawdę się stara :-)))

A Ty myślisz, że takie szanse masz...

A jeżeli tak nie jest?

O ile Twojsza teoria jest bardziej prawdopodobna od mojszej? :)

 

Cieszę się, że bierzesz możliwość zbawienia dusz znajdujących się w piekle pod uwagę :-)

Biorę pod uwagę naszą ludzką, ograniczoną możliwość poznania i to, że wszyscy możemy się w naszych domysłach i interpretacjach mylić :)

 

 

 

Szamciu, ale pojechałeś :)

 

A tym zdaniem przeskoczyłeś samego siebie :)

Stąd męki w chrześcijańskim Piekle nie są ściśle odpłatą za grzechy, ale karą za wyrzeczenie się swojego Pana i jego nakazów.

Trochę brak w nim logiki, ale to już kwestia tematu dotyczącego pojęcia "grzech". :)

 

Poza tym czytając Twoją wypowiedź mam dziwne wrażenie, że naukę dotyczącą wiary chrześcijańskiej znasz li tylko z teorii, a wypowiadasz się o niej tak, jakbyś rzeczywiście coś o niej wiedział.

Ot choćby takie zdanie:

Niewolnik ma przede wszystkim słuchać się swojego Pana, a jak nie słucha to się go torturuje, a potem unicestwia.

Czy trzeba jakiegokolwiek jeszcze przykładu, aby pokazać całkowite niezrozumienie z Twojej strony idei prowadzenia człowieka przez Boga?

Boga - Istoty o doskonałym poznaniu, mogącej tak prowadzić człowieka, aby ten przeżył swoją drogę na ziemi w najbardziej doskonały sposób.

 

Przypuszczam, że swoje teorie wywodzisz z biblijnych przypowieści nie zagłębiając się w ich wychowawczą i moralizatorską głębię.

Cóż można i tak. Kiedyś też ludzie myśleli, że ziemia jest płaska...

Klucz leży w woli poznania.

Ja wolę swoje wypowiedzi opierać o wydarzenia współczesne i doświadczenie działania Boga w życiu ludzi, którzy zdecydowali się odpowiedzieć na Jego zaproszenie.

 

Poza tym cały czas obrzucasz inwektywami Osobę Boga, której de facto nie znasz. Trochę to niegrzeczne. Czyżby brakowało Ci jakichś konkretnych argumentów?

W sumie jest to bardzo prawdopodobne, bo większość Twoich wywodów nawiązuje do obrazów adekwatnych w nauczaniu przedszkolnym, które jakoś nie przystają do osoby o tak rozległej wiedzy.

Nie wydaje mi się, aby tajemnicą było, że sposób nauczania należy dostosowywać do miejsca i czasu jego przekazywania. Dotyczy to również załączanych przykładów, obrazowania przekazywanych treści.

I tak dzieciom w przedszkolu przedstawia się obrazki z "aniołkami na chmurkach" jako wizualne wyobrażenie istot duchowych, natomiast, Boga, jako osobę płci męskiej w wieku co najmniej średnim. W miarę rozwoju człowieka i wzrostu jego zdolności poznawczych przekazuję mu się tą wiedzę w formie bardziej rozwiniętej.

Podobnie jest z nauczaniem o piekle, które od średniowiecza nieco się zmieniło :)

 

Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej Mariuszstr,

Cześć :-)

Uparłeś się z tą karą :)

 

Jak można czytelniej napisać, aby zostało to w końcu zrozumiane, że piekło nie jest żadną karą!

Ludzie nie lubią przykrych konsekwencji swoich wyborów i aby poprawić swoją samoocenę szukają winy w innych.

W tym przypadku skutek wyboru złego, który w efekcie prowadzi do staniu piekła nazywają karą bożą i za nic nie chcą przyjąć do wiadomości, że na to piekło skazują się sami poprzez swoje decyzje.

No i kręcimy się w dyskusji w kółko, po prostu się nie rozumiemy. Dla mnie sprawiedliwym skutkiem (jak nie chcesz bym używał słowa kara) żadnego ziemskiego, ze swojej natury skończonego, czynu nie może być NIESKOŃCZONE cierpienie. Po prostu to NIESPRAWIEDLIWE.

Hej Mariuszstr,

 

A Ty myślisz, że takie szanse masz...

A jeżeli tak nie jest?

O ile Twojsza teoria jest bardziej prawdopodobna od mojszej? :)

Dowody na reinkarnację to już zupełnie inna kwestia, która wykracza poza temat piekła :-) Pewnie na tym forum znajdują się o tym informacje :-)

 

A jeśli chodzi o moje osobiste doświadczenie - to ja mimo braku wiary w piekło staram się z całych sił rozwijać duchowo, ale to przez to, że nie mam już zamiaru tworzyć więcej złej karmy - dosyć już przez to nacierpiałem (jestem poważnie chory) :-)

Biorę pod uwagę naszą ludzką, ograniczoną możliwość poznania i to, że wszyscy możemy się w naszych domysłach i interpretacjach mylić :)

Nic dodać, nic ująć :-)

 

Szaman_Wiejski : Dziękuję za źródła informacji o piekle w Zaratusztrianizmie, oczywiście Wikipedia jest mniej wiarygodnym miejscem zdobywania wiedzy, dlatego z pokorą przyznaję się do błędu :-)

 

Pozdrawiam ! :-)

Edytowane przez mariuszstr
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i kręcimy się w dyskusji w kółko, po prostu się nie rozumiemy. Dla mnie sprawiedliwym skutkiem (jak nie chcesz bym używał słowa kara) żadnego ziemskiego, ze swojej natury skończonego, czynu nie może być NIESKOŃCZONE cierpienie. Po prostu to NIESPRAWIEDLIWE.

 

Najpierw trzeba by było skonkretyzować o jaką koncepcję sprawiedliwości chodzi. W Stanach kara śmierci za zabójstwo jest uznawana za sprawiedliwą, a w Polsce pół roku w zawiasach za gwałt.

 

Trochę brak w nim logiki, ale to już kwestia tematu dotyczącego pojęcia "grzech". :)

 

Haha faktycznie XD Taki urok używania potocznych terminów. Chodziło mi o to, że Mariusz widzi kwestię cierpienia po śmierci jako wynik interakcji międzyludzkich na zasadzie winowajca-ofiara. Typu zabijasz człowieka, sam zginiesz w przyszłym życiu. Co jest modelem dość racjonalnym - dokonujesz zmiany w rzeczywistości i adekwatne konsekwencje z tego tytułu ponosisz. Do tego zdecydowanie oparty na koncepcji sprawiedliwości. W chrześcijaństwie opiera się to na innym modelu. Nie trafia się do Piekła za samo tylko zabicie człowieka. Bowiem zabicie człowieka w chrześcijaństwie wiąże się ze sztuczną koncepcją grzechu - jako czynu, który zrywa więź z Bozią. Jako, że trafia się do Piekła za samo , wynikające z systemu wierzeń pojęcie grzechu, nie musi tutaj być równomiernej odpłaty. Bo i niby za co? Jakaż to sprawiedliwość każe cierpieć za to, że sprzeciwiliśmy się jakiejś zmyślonej Bozi? Z pewnością żadna oparta na racjonalności. 2 tyś. lat temu założyciel pewnej sekty tak to ustalił, potem to rozwinięto i podtrzymano. Więc jeśli wchodzisz do jego owczarni, musisz grać według jego zasad. Zostać servusem/rabem poddanym jego woli i mieć świadomość, że po śmierci wrzucić cię może do Piekła:P

Z resztą w innych religiach tez bywa podobnie. Jeśli zostajesz hinduistą, to w ramach systemu wierzeń musisz przyjąć sztuczną/religijną koncepcję dharmy. A także możliwość, że za pewne naruszenia dharmy możesz skończyć w hinduskim Piekle. Przykładowo zaczniesz nauczać za pieniądze hinduskich praktyk duchowych na Zachodzie(co jest obecnie popularne). Umierasz i nagle przylatuje po ciebie jakaś równie rozmiłowana co Jezusek hinduska Bozia. Po czym ładuje Cię do specjalnego, położonego w najniższych partiach hinduskiego Piekła miejsca(przeznaczonego dla duchowych biznesmenów). Gdzie będziesz wesoło się fajczył pod okiem Assurów, póki nie zapłacisz za każdego plna, który zarobiłeś:P

I nie ma tu znaczenia, że nie skrzywdziłeś tym żadnej istoty ludzkiej . Jak się chce przyjmować sakramenty, wcinać ciało i krew Jezuska, albo pomocy od niebieskoskórego Kriszny, tudzież dziwnej Bozi z głową Słonia, to trzeba uważać. Bogowie może i są zmyśleni, ale istnieją i moc mają:P

 

Czy trzeba jakiegokolwiek jeszcze przykładu, aby pokazać całkowite niezrozumienie z Twojej strony idei prowadzenia człowieka przez Boga?

Boga - Istoty o doskonałym poznaniu, mogącej tak prowadzić człowieka, aby ten przeżył swoją drogę na ziemi w najbardziej doskonały sposób.

 

Trzeba by było przyjąć jeszcze a priori, że ów Bóg chrześcijański posiada rzeczywiście doskonałe poznanie. Co w przypadku Jezusa wydaje się mocno kontrowersyjną tezą. Niby taki mądry i wszechwiedzący, a swoje nauki czerpał m.in. od Zaratustry - poganina, który astrologią się parał i zaklęcia rzucał(a podobno jego Tata magią się brzydzi). :P

Po Bogu wcielonym i przewodniku ludzi można by się było spodziewać czegoś mniej odtwórczego:P

Ja tam bym nie oddawał swojego życia jakiejś podejrzanej zoroastryjsko-judaistycznej Bozi i nie ryzykował, że wsadzi mnie kiedyś za moje uczynki do Piekła, na wieczne męki.

 

 

Nie wydaje mi się, aby tajemnicą było, że sposób nauczania należy dostosowywać do miejsca i czasu jego przekazywania. Dotyczy to również załączanych przykładów, obrazowania przekazywanych treści.

I tak dzieciom w przedszkolu przedstawia się obrazki z "aniołkami na chmurkach" jako wizualne wyobrażenie istot duchowych, natomiast, Boga, jako osobę płci męskiej w wieku co najmniej średnim. W miarę rozwoju człowieka i wzrostu jego zdolności poznawczych przekazuję mu się tą wiedzę w formie bardziej rozwiniętej.

Podobnie jest z nauczaniem o piekle, które od średniowiecza nieco się zmieniło :)

 

Tutaj nie chodzi o zmianę sposobu przekazywania wiedzy od Boziów wszelakich, w miarę rozwoju ludzkości. Raczej o zmianę istoty i cech Boziów przez ludzi ich wyznających, w miarę tego procesu. Wizja Boga w ST, Średniowieczu była taka a nie inna, bo akurat takiej wtedy potrzebowały elity, aby lud w posłuchu trzymać i duć go z dutków. Niestety w XX wieku laba się skończyła. Ludzie przestali wierzyć w bajki o aniołkach i rogatych diabłach, JHWH nękającym przez wieczność nieposłusznych swoim przykazaniom ludzi. Więc zrobiono Vaticanum II, by kłamstwo dalej trwało, a kasa do kiesy spływała. Wymyślono JHWH o bardziej przystępnej marketingowo twarzy. Twarzy, która jak wszystkie poprzednie może być jak najbardziej prawdziwa. W końcu to ludzie wymyślają sobie Bogów. Oni potem tylko robią to do czego ich powołano: wysłu****ą modlitw i pomagają, wrzucają do Piekła, pilnują dharmy, czasami objawiają się wiernym i gadają bajki o zbawieniu, wyzwoleniu z Samsary, czy konieczności złożenia im ofiary z człowieka w zamian za zbytki i dostatki:P

Edytowane przez Wiedźmin
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najpierw trzeba by było skonkretyzować o jaką koncepcję sprawiedliwości chodzi. W Stanach kara śmierci za zabójstwo jest uznawana za sprawiedliwą, a w Polsce pół roku w zawiasach za gwałt.

No tak, ale nawet taka kara (śmierć za śmierć) jest znacznie łagodniejsza niż "sprawiedliwość" JHWH tj. np. nieskończone męki za jedno cudzołóstwo...

 

 

Ogólnie zaś poglądy użytkownika Szaman_Wiejski w tym względzie są mi bardzo bliskie. Uważam bogów za wytwór zbiorowej świadomości wyznawców, i sądzę, że to wyznawcy powołują ich do życia energią swoich myśli (czy jakkolwiek inaczej można to określić - ale istota pozostaje ta sama).

 

Trochę żałuję, że przez 10 lat byłem gorliwym wyznawcą JHWH, mam nadzieję, że bóstwo to nie rości sobie praw do mnie ;-)))

 

Pozdrawiam :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam :)

 

Przepraszam za zwłokę w odpowiedzi, ale na kilka dni wyjechałam w góry :)

 

Dla mnie sprawiedliwym skutkiem (jak nie chcesz bym używał słowa kara) żadnego ziemskiego, ze swojej natury skończonego, czynu nie może być NIESKOŃCZONE cierpienie. Po prostu to NIESPRAWIEDLIWE.
Tu nie chodzi o samą nazwę, ale od odróżnienie istoty rzeczy. To nie jest kara, czy skutek samego czynu, ale wynik ogólnego wyboru. Czyny zaś są postępowanie potwierdzającym, zgodnym z deklaracją, z konsekwentnym trwaniem w tym wyborze. Człowiek po to ma czas na ziemi, aby mógł się nad tym wyborem zastanowić. Jest to okres skończony, zamknięty.

Problem zaczyna się w momencie przejścia do nieskończoności, w momencie zadeklarowania wyboru, którego czas już nie dotyczy, czyli takiego, który odnosi się do wieczności.

 

Poza tym, nie można, moim zdaniem, mówić o wyborach względem woli sprawiedliwych bądź niesprawiedliwych.

Jeżeli ktoś czegoś nie toleruje, nienawidzi i całkowicie odrzuca, to wybiera przestrzeń, gdzie tego czegoś nie ma.

Przyglądając się relacjom demonów bardzo często tuż po użalaniu się nad cierpieniem i męką znajdowania się w określonej przestrzeni, na wspomnienie Boga, reagują natychmiastowym odrzuceniem i mową nienawiści w odniesieniu do Jego Osoby.

Ponieważ wszystkie odniesienia świata duchowego mają bardzo proste przełożenie na nasze ludzkie relacja, podobnie mogą reagować osoby, które odchodząc z tego świata pozostały przy deklaracji odrzucenia Boga. Stąd też wnioskowane wieczne przebywanie w stanie piekła. Wieczne ze względu na niemożność zmiany natury wiecznej.

 

Czy da się człowieka zmienić na siłę, wbrew jego woli?

Tu na ziemi możemy jeszcze kłamać, udawać dostosowanie. W sferze duchowej widać wszystko.

Uważasz, że stan piekła jest niesprawiedliwością. Czym zatem są decyzje, postępowanie ludzi, którzy sami, poprzez swoje wybory w ten stan się wpędzają?

 

Co zaś się tyczy pojedynczego grzechu, czynu, czy jakby to nazwać, to do niego odnosi się temat Miłosierdzia Bożego, zadośćuczynienia oraz pokuty, a nie piekła. Tu możemy mówić o karze i proporcjonalności, jak również o skończoności tego procesu.

 

Dowody na reinkarnację to już zupełnie inna kwestia, która wykracza poza temat piekła :-) Pewnie na tym forum znajdują się o tym informacje :-)

 

A jeśli chodzi o moje osobiste doświadczenie - to ja mimo braku wiary w piekło staram się z całych sił rozwijać duchowo, ale to przez to, że nie mam już zamiaru tworzyć więcej złej karmy - dosyć już przez to nacierpiałem (jestem poważnie chory) :-)

Tu nie chodzi o to, abyśmy wierzyli w piekło, ale o to abyśmy wierzyli w Miłość :)

Ludzie nie wiadomo dlaczego skupiają się na strachu i zastraszaniu, a nie na szukaniu tego, do czego tak naprawdę chcą dążyć. Bawią się w teoretyzowanie, wymyślanie coraz to innych definicji, pościg za większą ilością wiedzy zewnętrznej, a sedno jakoś im się wymyka.

Żeby rozwijać się duchowo nie musisz bać się piekła, czy kolejnej inkarnacji :)

Wystarczy, że będziesz dążył do doskonalenia się we współistnieniu, a okaże się, że wszystko dookoła zaczyna się układać :)

 

A dowody na reinkarnację…

A niech ona sobie i będzie, dla tych, którzy chcą się kręcić w kółko. Cóż, nie bez racji przedstawiana jest w postaci koła samsary.

Napisałeś wcześniej, że lubisz chrześcijan za to, że w jednym wcieleniu chcą osiągnąć cel.

Nie bez racji. To jest po prostu ta właściwa ścieżka, o której nauczał Jezus. Ścieżka, droga, na której nie ma potrzeby kręcenia się w kółko. Człowiekowi dane jest raz się narodzić i przejść drogę na sposób wskazany przez Jezusa.

Cała reszta to otoczka, która ma ludzi zatrzymać jak najdłużej w tym ziemskim oderwaniu.

Podobno szatan został zrzucony na ziemię i podobno on tu rządzi, czyż więc nie jest w jego interesie jak najdłuższe nas tu zatrzymanie? Na kolejne i kolejne wcielenia…

Nikt nie musi ludzi straszyć piekłem, aby wiekami trwali w stanie, który nie czyni ich szczęśliwymi.

 

W chrześcijaństwie opiera się to na innym modelu. Nie trafia się do Piekła za samo tylko zabicie człowieka. Bowiem zabicie człowieka w chrześcijaństwie wiąże się ze sztuczną koncepcją grzechu - jako czynu, który zrywa więź z Bozią.
Nie sztuczną, ale nie rozumianą.

Czym jest zerwanie więzi z Bogiem? (tak w skrócie, dla lepszego zrozumienia logiki chrześcijańskiej)

Człowiek, który zgrzeszył, czyli zrobił coś na szkodę swoją lub innych zawsze źle się z tym czuje. Jeżeli tego błędu nie naprawi, to z czasem wokół tego błędu zaczyna budować kolejne. Nie powracając do stanu czystości, zaczyna od niego coraz dalej odchodzić. Staje się niewolnikiem sytuacji, którą sam podtrzymuje.

Zerwaniem więzi z Bogiem na skutek grzechu, to po prostu, utrata wolności, czyli popadnięcie w niewolę grzechu. W zniewolenie, które uniemożliwia życie w Prawdzie, w zgodzie z sobą i innymi istotami.

Tymczasem jedność z Bogiem oznacza całkowite wyzwolenie, możliwość spokojnej, zgodnej egzystencji.

To nie jest sztuczna, wymyślona koncepcja, to po prostu podsumowanie pewnej zależności.

Podręcznik psychologii starszy niż obecnie stosowana nazwa tej dziedziny.

 

Jako, że trafia się do Piekła za samo , wynikające z systemu wierzeń pojęcie grzechu, nie musi tutaj być równomiernej odpłaty.
A o tym napisałam już wyżej.

Za sam grzech nie trafia się do piekła.

Taka interpretacja to zwykłe zastraszanie i fałszowanie nauki Kościoła. Wolę nie dociekać z czego ono wynika, ale wygląda mi to na kolejny, bezwolnie powtarzany populizm.

 

Jakaż to sprawiedliwość każe cierpieć za to, że sprzeciwiliśmy się jakiejś zmyślonej Bozi? Z pewnością żadna oparta na racjonalności. 2 tyś. lat temu założyciel pewnej sekty tak to ustalił, potem to rozwinięto i podtrzymano.
Ależ Szamciu, nikt Ci nie każe cierpieć :)

Jeżeli będziesz szczęśliwy bez Boga, to proszę bardzo, masz wolną wolę.

A temat nie powstał 2 tys. lat temu :)

 

Czy trzeba jakiegokolwiek jeszcze przykładu, aby pokazać całkowite niezrozumienie z Twojej strony idei prowadzenia człowieka przez Boga?

Boga - Istoty o doskonałym poznaniu, mogącej tak prowadzić człowieka, aby ten przeżył swoją drogę na ziemi w najbardziej doskonały sposób.

 

Trzeba by było przyjąć jeszcze a priori, że ów Bóg chrześcijański posiada rzeczywiście doskonałe poznanie. Co w przypadku Jezusa wydaje się mocno kontrowersyjną tezą. Niby taki mądry i wszechwiedzący, a swoje nauki czerpał m.in. od Zaratustry - poganina, który astrologią się parał i zaklęcia rzucał(a podobno jego Tata magią się brzydzi). :P

Po Bogu wcielonym i przewodniku ludzi można by się było spodziewać czegoś mniej odtwórczego:P

Ja tam bym nie oddawał swojego życia jakiejś podejrzanej zoroastryjsko-judaistycznej Bozi i nie ryzykował, że wsadzi mnie kiedyś za moje uczynki do Piekła, na wieczne męki.

"Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna". (Hbr 1, 1)

 

Piszesz tak, jakbyś był skłonny stwierdzić, że Bóg „powstał” 2 tys. lat temu…

A tym czasem Jego nauczanie widoczne jest od wielu wieków, a nawet tysiącleci w różnych kulturach na całym świecie.

 

Dość zgrabnie ujmuje to św. Jan od Krzyża:

„Główną przyczyną, dla której za dawnego Przymierza tak prorokom, jak i kapłanom dozwalano zapytywać Boga i żądać objawień i znaków, stanowiło to, że wiara się jeszcze dobrze nie ugruntowała. Nie było też Ewangelii, dlatego musieli ludzie zapytywać Boga, i On im odpowiadał czy to przez słowa, widzenia, objawienia, czy też przez obrazy, podobieństwa i inne rodzaje znaków. Wszystko zaś, co Bóg wtedy mówił i działał, obejmowało tajemnice naszej wiary i to, co się jej tyczy i do niej prowadzi.

Dzisiaj, w obecnym okresie łaski, kiedy wiara jest już utwierdzona w Jezusie Chrystusie i już ogłoszone jest prawo Ewangelii, nie ma potrzeby pytać Boga dawnym sposobem, ani też by przemawiał jeszcze i odpowiadał jak wówczas. Dał On bowiem swego Syna, który jest jedynym Jego Słowem - bo nie posiada innego - i przez to jedno Słowo powiedział nam wszystko naraz.”

(Droga na górę Karmel, księga 2, rozdz. 22, Bóg przemówił do nas przez Chrystusa)

 

Trzeba tylko spojrzeć nieco szerzej :)

Chcesz, tak jak wiele osób, Boga ograniczyć, włożyć w „ramki’, ale „to se ne da” :P

 

Więc jeśli wchodzisz do jego owczarni, musisz grać według jego zasad. Zostać servusem/rabem poddanym jego woli i mieć świadomość, że po śmierci wrzucić cię może do Piekła:P
Przede wszystkim „możesz”, a nie „musisz”.

Bóg nikogo do niczego nie zmusza. Wręcz przeciwnie „gra” z nami takimi kartami, jakie my wyjmiemy.

I z tym niewolnictwem, to znowu, kolejny straszak na niedouczonych…

"Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego."(J 15, 15)

Można to jeszcze rozwinąć o teologię wcielenia, ale może w innym temacie…

 

Tutaj nie chodzi o zmianę sposobu przekazywania wiedzy od Boziów wszelakich, w miarę rozwoju ludzkości. Raczej o zmianę istoty i cech Boziów przez ludzi ich wyznających, w miarę tego procesu. Wizja Boga w ST, Średniowieczu była taka a nie inna, bo akurat takiej wtedy potrzebowały elity, aby lud w posłuchu trzymać i duć go z dutków. Niestety w XX wieku laba się skończyła. Ludzie przestali wierzyć w bajki o aniołkach i rogatych diabłach, JHWH nękającym przez wieczność nieposłusznych swoim przykazaniom ludzi. Więc zrobiono Vaticanum II, by kłamstwo dalej trwało, a kasa do kiesy spływała. Wymyślono JHWH o bardziej przystępnej marketingowo twarzy. Twarzy, która jak wszystkie poprzednie może być jak najbardziej prawdziwa.

Szamciu :), robisz ludziom wodę z mózgu mieszając egoistyczne, ludzkie ambicje z dużo głębszymi treściami, które w przez wieki nie uległy żadnej zmianie.

To, że jakiś człowiek lub grupa ludzi wykorzystuje manipulowanie motywami religijnymi do czerpania z tego korzyści wynika z ułomności natury ludzkiej.

Owszem, zjawisko to jest bardzo przykre, jednakże jest tak stare, jak ludzka żądza władzy. Zdecydowanie starsze niż judaizm, z którego wywodzi się chrześcijaństwo, i jak sam zauważyłeś we wcześniejszym tekście, dotyczy nie tylko tego kręgu kulturowego. To, o czym napisałeś, to po prostu ludzkie słabości.

 

Tymczasem żył kiedyś jeden gościu o imieniu Jezus, który o jakimś Bogu nauczał i po jakimś czasie, ot tak, sobie powstał z martwych. Uważasz, że zmyślił sobie tego Boga? I zapewne to jego zmyślenie udzieliło się wcześniej (?) Janowi i Izajaszowi, i może jeszcze kilku innym. No i oczywiście wszystko to dla kasy, a szczególnie ta droga krzyżowa… Wskaż mi w tym jakiś ciąg logiczny, którym byłbyś w stanie poprzeć Twoje wcześniejsze wywody.

 

Problemem będzie również dowiedzenie, że jakiekolwiek nauki Starego i Nowego Testamentu zostały zmienione. Istnieją bowiem dokumenty historyczne, na podstawie których możemy porównywać obecne przekłady treści Biblii z jej manuskryptami sięgającymi II w n.e., a to jeszcze dużo przed Vaticanum II, a nawet przed Średniowieczem.

 

W końcu to ludzie wymyślają sobie Bogów. Oni potem tylko robią to do czego ich powołano: wysłu****ą modlitw i pomagają, wrzucają do Piekła, pilnują dharmy, czasami objawiają się wiernym i gadają bajki o zbawieniu, wyzwoleniu z Samsary, czy konieczności złożenia im ofiary z człowieka w zamian za zbytki i dostatki:P

Być może są i tacy bogowie, którzy „robią to, do czego ich powołano” i „gadają bajki”.

W chrześcijaństwie nazywa się ich demonami, a współpraca z nimi nie kończy się dobrze.

Istot duchowych jest sporo i w tyglu pojęć, które wypisałeś, dla każdej z nich znajdzie się jakieś przypisanie.

 

No tak, ale nawet taka kara (śmierć za śmierć) jest znacznie łagodniejsza niż "sprawiedliwość" JHWH tj. np. nieskończone męki za jedno cudzołóstwo...
Zaczynam zastanawiać się nad sensownością tej dyskusji, która wydaje się powoli przypominać monolog.

Po raz kolejny, jak mantra, wraca z Twojej strony teza, na którą już kilkukrotnie odpowiadałam, ale Ty najwyraźniej nie czytasz moich odpowiedzi.

 

„nieskończone męki za jedno cudzołóstwo” – a kto uczy o takiej zależności?

Z pewnością nie Kościół Katolicki i chyba również żadne inne wyznanie chrześcijańskie, a właśnie wokół nich kręci się ten temat.

Jeżeli mówimy o jednym cudzołóstwie, należy założyć późniejsze odstąpienie od grzechu. W takich przypadkach Kościół naucza, że za takie „wykroczenie” należy odpokutować docześnie lub w życiu przyszłym na zasadzie aktu skończonego, odniesionego do tego zdarzenia.

Już wyżej pisałam o zależności: grzech – pokuta.

To takie bardzo ludzkie spojrzenie, od strony zwolenników ścisłego rozliczania.

 

Tymczasem nie powinniśmy zapominać o Miłosierdziu Boga, które ponoć, jak On sam, jest nieskończone.

Patrząc od tej strony, nie ma możliwość osiągnięcia stanu piekła, o ile człowiek nie uprze się w swoim antagonizmie względem Boga.

 

Trochę żałuję, że przez 10 lat byłem gorliwym wyznawcą JHWH, mam nadzieję, że bóstwo to nie rości sobie praw do mnie ;-)))
Gorliwym wyznawcą? :)

Hmmm, trudno być wyznawcą Kogoś, kogo się nie zna…

Młodzieńcze zauroczenie to nie miłość.

Jeżeli nie jesteśmy w stanie przez całe życie poznać drugiego człowieka, cóż możemy powiedzieć o poznaniu Boga?

 

I nie obawiaj się, nie rości. Masz wolną wolę, w którą On nie ingeruje. To ludzie próbują ubezwłasnowolnić Boga przypisując Mu swoje słabości.

Nie miej tylko, proszę, do Boga pretensji, gdy coś Ci w życiu nie wyjdzie.

To Ty nie chcesz Jego pomocy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

caliah :

 

Odpowiem krótko, bo jeśli chodzi o dyskusję typu kara czy skutek raczej nie dojdziemy nie tylko do porozumienia, ale nawet do wspólnego rozumienia terminów, więc nie ma to za bardzo sensu :-)

 

W skrócie:

Cieszę się, że dopuszczasz możliwość reinkarnacji, i bardzo podziwiam, że chcesz się już w tym wcieleniu uwolnić od tego i osiągnąć Zbawienie. Życzę powodzenia, oby Ci się udało ! :-)

 

Piekło za cudzołóstwo - oczywiście że tak naucza Kościół Katolicki, człowiek który umiera w stanie grzechu ciężkiego (a każde wykroczenie przeciw przykazaniu "nie cudzołóż" to grzech ciężki) trafia do piekła, gdy nie wyspowiada się (lub nie okaże żalu doskonałego). Tak naucza KK. Więc jeśli ktoś zginie np. bezpośrednio po cudzołóstwie w wypadku samochodowym, JHWH bierze go do piekła. Byłem 10 lat katolikiem, i to tradycyjnym ("lefebrystą") więc coś na ten temat chyba wiem...

 

Ogólnie zaś ja mam podobne zdanie na temat JHWH co Szaman_Wiejski - tj. nie uważam Go za Prawdziwego Boga, Stwórcę świata. JHWH to wg. mnie wytwór energii myśli jego wyznawców, więc istota de facto stworzona, powołana do życia przez ludzi.

 

Dlatego ja np. jestem wyznawcą Prawdziwego Boga, ale nie JHWH, nie Allaha, ani nie Jezusa, ani nie Trójcy Świętej.

Edytowane przez mariuszstr
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najpierw o piekle. Film z pewnością jest dosyć dziwny, nie za bardzo mogę go też skomentować bo w piekle nie byłem. Natomiast zgadzam się z osobami, które napisały kilka postów wcześniej, że piekło to swoiste zerwanie więzi z Bogiem. Wg. chrześcijaństwa. Natomiast już próba definicji medium z którym to właśnie się tą więź zrywa może już być kłopotliwe.

Ogólnie zaś ja mam podobne zdanie na temat JHWH co Szaman_Wiejski - tj. nie uważam Go za Prawdziwego Boga, Stwórcę świata. JHWH to wg. mnie wytwór energii myśli jego wyznawców, więc istota de facto stworzona, powołana do życia przez ludzi.

Dlatego ja np. jestem wyznawcą Prawdziwego Boga, ale nie JHWH, nie Allaha, ani nie Jezusa, ani nie Trójcy Świętej.

Ciężko nazwać Prawdziwym Bogiem medium zrodzone z myśli wyznawców, ponieważ już sama charakterystyka myśli prowadzi nas do paradoksu czy np. nazwać myśl o fałszu prawdziwą, albo myśl o prawdzie fałszywą. Dlatego kończąc ten (w zasadzie nieskończony) wywód apropo prawdziwości Boga - trzeba w coś wierzyć, ale nie pozwalać rościć sobie praw czy wdzięczności do medium w które się wierzy, a zwłaszcza w takie, które zostało powołane przez nas samych.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlatego ja np. jestem wyznawcą Prawdziwego Boga, ale nie JHWH, nie Allaha, ani nie Jezusa, ani nie Trójcy Świętej.

Ciekawe :)

A w jaki sposób zdefiniujesz prawdziwość Boga? :)

 

Próba zaszuladkowania Boga poprzez nadawanie Mu imienia, to jedynie nieporadnie wyrażona chęć ujęcia Go w ludzkim systemie pojmowania.

 

Ale cieszę, że chcesz Go poznać i szukasz z Nim kontaktu.

 

"Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam.

Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą."

(Łk 11, 9-10, Mt 7, 7-8)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No właśnie, takie szufladkowanie Boga poprzez opisywanie Go, powoduje, że wytwarza się egregor o takich cechach, jakie wyznawcy Mu nadają. Wszelkie modlitwy trafiają do tego egregora, a nie do prawdziwego Boga.

 

A jak zdefiniuję Prawdziwego Boga? Dla mnie Prawdziwy Bóg znajduje się w każdej istocie żywej, w każdym miejscu, ożywia wszystko i wszystkich. Coś w rodzaju panteizmu :-) Jest czystą Miłością. Tym jednym słowem bym Go określił :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszelkie modlitwy trafiają do tego egregora, a nie do prawdziwego Boga.

Zbyt dużą wagę, moim zdaniem, przywiązujesz do teorii ezoterycznych :)

 

To, o czym napisałeś to zaledwie ludzka nieporadność.

Czy sądzisz, że taki drobiazg mógłby przesłonić Bogu człowieka i jego sprawy, w których się do Niego zwraca? :)

 

Gdyby celem modlitwy był świadomie konstruowany egregor, to ok, masz rację.

Ale jeżeli człowiek w swojej intencji kieruje myśli ku Bogu, nawet gdy Go w swojej ograniczoności dość nieporadnie pojmuje, to nadal adresatem jest Bóg :)

Wystarczy, że On o tym wie :)

 

Dla mnie Prawdziwy Bóg znajduje się w każdej istocie żywej, w każdym miejscu, ożywia wszystko i wszystkich. Coś w rodzaju panteizmu :-) Jest czystą Miłością. Tym jednym słowem bym Go określił :-)

No to przynajmniej w tym się mniej więcej zgadzamy :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...