Skocz do zawartości

Szukając Boga (XV): mężczyzna w świecie współczesnym, czyli "W poszukiwaniu męskości"


caliah

Rekomendowane odpowiedzi

Nie wiem jak wg Was, ale moim zdaniem artykuł ten dość trafnie ujął problem.

Zapraszam do lektury :)

W poszukiwaniu męskości

 

Gdyby mnie spytano, dlaczego tak źle się dzieje w świecie, odpowiedziałbym bez wahania: ludzie odeszli od Boga i świata Jego wartości. To oczywistość! Tak, ale to odejście od Boga ma swoje ludzkie korzenie, konkretne przyczyny. Tu wskazałbym na zachwianie się tradycyjnej rodziny i jej podstawowej funkcji: przekazywania życia w miłości i wychowania do miłości.

 

Przekazywanie życia przestało być powszechnie rozumiane jako powinność małżeńska a stało się zachcianką, niemalże kaprysem, by nie powiedzieć produktem ubocznym (często niepożądanym) działań seksualnych. To właśnie działaniom seksualnym (niekoniecznie w obrębie małżeństwa) "nowoczesny" świat próbuje nadać miano "sensu życia", źródła szczęścia, ba: jedynej drogi do szczęścia w życiu człowieka. W efekcie przyjemność seksualna (jakże łatwa do doraźnego uzyskania) dla wielu, nawet tak zwanych "przyzwoitych ludzi", stała się dostatecznym usprawiedliwieniem dla pozostawienia żony i dzieci (albo męża i dzieci) i pójścia za "prawdziwą miłością swojego życia"...

 

Kryzys

Wychowanie odeszło od tradycyjnych, przez wieki sprawdzonych, fundamentalnych zasad i systemów wartości. Zamiast spójnych systemów wychowawczych proponuje się zbiory sposobów oddziaływania na wychowanka (nierzadko na granicy manipulacji), by robił to, czego chce wychowawca, najlepiej myśląc, że on sam tak chciał. Lansuje się całkowicie błędne teorie wychowawcze (np. wychowanie bezstresowe czy oparte wyłącznie na kiju i marchewce). Słowem proponowane współcześnie działania wychowawcze utraciły z pola widzenia swój jednoznaczny cel i sens i nierzadko stały się zbiorem oddziaływań losowych na fali panujących trendów i mód. Zupełnie przestało się mówić o samowychowaniu jako niezbędnym elemencie rozwoju człowieka.

 

Rodziny zachwiały się zatem w wypełnianiu swych odwiecznych funkcji, zarówno gdy chodzi o przekazywanie życia, jak i o wychowanie. Po prostu dały się oszukać fałszywym ideom i modom. Dlaczego dały się oszukać? Dlaczego tak masowo małżonkowie się gubią i w efekcie małżeństwa rozpadają? Plaga rozwodów, a i rosnące przyzwolenie na nie, są widoczne gołym okiem. Dlaczego wierzący i praktykujący rodzice tak łatwo akceptują dziś nową synową czy zięcia? Słowem, co jest przyczyną, że atak nieprzyjaciela nie został skutecznie odparty i rodzina współcześnie "chwieje się w posadach"?

 

Odpowiem bez najmniejszego wahania i jednocześnie z ogromnym smutkiem: przyczyną tego zła i jego coraz skuteczniejszego (niestety) panoszenia się w świecie, jest zanik męskiej miłości i odpowiedzialności.

 

Gdzie ci mężczyźni?

Odpowiedzialna miłość mężczyzny nie tylko skutecznie broni rodzinę przed zagubieniem i ostatecznie rozbiciem, ale ukierunkowuje rozwój całej rodziny, a w szczególności właściwe wychowanie dzieci. Właściwe, czyli ku czystości, ku miłości, ku świętości z rozróżnieniem: wychowanie dziewczynek ku powołaniu macierzyńskiemu, chłopców ku ojcowskiemu. Im bardziej świat próbuje te cele rozmywać, a nawet negować, tym bardziej niezbędny jest mężczyzna – mąż – ojciec. Mężczyzna, prawdziwa głowa rodziny, ma pilnować (jest do tego specjalnie wyposażony, predysponowany), by rodzina zmierzała do obranego celu i by on sam, żona i dzieci nie pogubili się w życiu. Najważniejszym celem dla rodziny chrześcijańskiej jest oczywiście zbawienie wszystkich jej członków, ich konsekwentne zmierzanie do świętości. Jasne wytyczenie tego celu i pilnowanie jego realizacji to pierwszoplanowa rola mężczyzny – męża – ojca, o czym nawet wierzący (nie wyłączając większości publicystów) jakby zapomnieli, a co najmniej wstydliwie milczą.

 

Ofiarna miłość mężczyzny gotowego nie tylko poświęcać się bezgranicznie w codzienności, ale nawet, w razie konieczności, oddać życie za swoją rodzinę przestała być funkcjonującym powszechnie ideałem. Nie o tym marzą wychowywani w naszych rodzinach chłopcy. W pewnej mierze przyczyniły się do tego matki, które zawładnęły wychowaniem chłopców (ściślej: jedne rzeczywiście zawładnęły, wypierając mężów z wychowania, drugie przyzwoliły na nieobecność mężów, a inne opuszczone przez nieodpowiedzialnych mężów (lub partnerów) skazane zostały na samotne wychowywanie swych dzieci). Nie chcę jednak zwalać winy na matki, lecz jedynie wskazać przyczynę chybionego, nieukierunkowanego na ojcowską miłość i odpowiedzialność, wychowania chłopców. Głównymi winowajcami takiego stanu rzeczy są nieodpowiedzialni, dysfunkcyjni mężczyźni, nie wypełniający swych zadań wychowawczych. (Może kogoś razić słowo "dysfunkcyjni", lecz jak nazwać mężczyzn, którzy nie wypełniają swoich funkcji ojcowskich?)

 

Ideał i rzeczywistość

Warto w tym miejscu zacytować Jana Pawła II (Familiaris consortio), piszącego o funkcji mężczyzny – męża – ojca:

"Mężczyzna (...) powołany jest do zabezpieczenia równego rozwoju wszystkim członkom rodziny przez: wielkoduszną odpowiedzialność za życie poczęte pod sercem matki, troskliwe pełnienie obowiązku wychowania dzielonego ze współmałżonką, pracę, która nigdy nie rozbija rodziny, ale utwierdza ją w spójni i stałości, dawanie świadectwa dojrzałego życia chrześcijańskiego..."

Uważne przeanalizowanie powyższych funkcji prowadzi do oczywistego wniosku, że gdyby mężczyźni je wypełniali, losy świata (bez żadnej przesady) odmieniłyby się radykalnie.

 

Mieliśmy jednak mówić o funkcji wychowawczej mężczyzn. Wpływ ojca na dzieci jest większy niż to się powszechnie wydaje. Wiadomo, że dzieci postawy życiowe przejmują głównie od ojców. Nie przyjmują jednak tego, co ojciec mówi, nakazuje, ale to, czym naprawdę żyje. Choćby codziennie ojciec dziecku powtarzał, że ważniejsze jest "być" niż "mieć", a potem znikał z domu, by zarabiać, już nie na prawdziwe potrzeby, ale na zbytki, to dziecko będzie dobrze wiedziało, że w życiu chodzi o kasę (owszem swoim dzieciom też będzie powtarzać, że ważniejsze jest "być". Widocznie tak trzeba). Jakże często nie są to "zbytki" rodzinne czy małżeńskie, tylko jego egoistyczne, indywidualne, "prywatne". Z tego płynie kolejny przekaz: wspólnota małżeńska jest fikcją i trzeba się samemu dobrze urządzić, choćby kosztem innych członków rodziny.

 

Najwyraźniej wpływ ojca objawia się w kształtowaniu obrazu Boga w wyobraźni i sercu dziecka. Jest ewidentny i wykazany w licznych badaniach. Jeżeli ojciec jest nieprzyzwoity, to dziecko kształtuje w sobie nieprzyzwoity obraz Boga. Takiego Boga, w okresie krytycyzmu młodzieńczego, z dużym prawdopodobieństwem odrzuci: "jeżeli Bóg jest taki, to ja w niego nie wierzę". Problem w tym, że Bóg "nie jest taki". W efekcie dziecko w zamyśle swoim odrzuca coś, co jest karykaturą Boga (i słusznie), ale zrywa więź z Bogiem prawdziwym, z Kościołem (jedynym pośrednikiem łask sakramentalnych), z modlitwą, która mogłaby go do Boga prawdziwego przybliżyć. Głównym winowajcą zaistniałej, tragicznej sytuacji jest rodzony ojciec.

 

Tymczasem dobra więź ojca z dzieckiem jest najważniejszym elementem chroniącym dorastające dziecko przed zagubieniem w świecie. Zerwanie więzi z ojcem sprzyja odrzuceniu wartości domu rodzinnego. Otwiera to drogę do przyjęcia pseudowartości oferowanych przez świat. I mamy młodych zagubionych w sektach, seksie, narkotykach, alkoholu, w ideologiach opartych na przemocy.

***

 

 

Terenem specjalnym, gdzie ani kobiety, ani mężczyzny zastąpić się nie da jest wychowanie w rodzinie. Dziecko potrzebuje miłości. Miłości prawdziwej kobiety - matki, prawdziwego mężczyzny - ojca, a najbardziej miłości wzajemnej między rodzicami. Z tych trzech miłości pojedynczy człowiek może zaofiarować tylko jedną - swoją. Ostatecznie, najważniejsze, co ojciec może dać dzieciom to uczciwie, wiernie i dozgonnie kochać ich matkę. Jest jeszcze czwarta miłość potrzebna jak powietrze. A ściślej potrzebna jest człowiekowi świadomość, pewność, że ona istnieje. Chodzi o miłość Boga. Miłość tak wielka i bezwarunkowa, że człowiek żadnym czynem nie jest w stanie jej od siebie odwrócić. Świadomość tej miłości nie pozwala na utratę poczucia sensu życia człowieka nawet, gdy zawiodą wszystkie ludzkie miłości (ojca, matki, wzajemna rodziców).

 

Jacek Pulikowski

 

W poszukiwaniu męskości

  • Lubię to! 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Caliah pomimo kilku zdań które, nie są dla mnie to przekaz tego artykułu jest najcudowniejszy i najprawdziwszy jaki do tej pory przeczytałam .Zawarte są w nim prawdy o których mało kto chce głośno mówić .Lepiej to zdeptać niż popatrzeć prawdziwie na własne życie .

 

Zupełnie przestało się mówić o samowychowaniu jako niezbędnym elemencie rozwoju człowieka.

 

:oklasky::oklasky::oklasky:

 

A szkoda bo mielibyśmy genialne dzieciaki

 

Nie o tym marzą wychowywani w naszych rodzinach chłopcy. W pewnej mierze przyczyniły się do tego matki, które zawładnęły wychowaniem chłopców (ściślej: jedne rzeczywiście zawładnęły, wypierając mężów z wychowania, drugie przyzwoliły na nieobecność mężów, a inne opuszczone przez nieodpowiedzialnych mężów (lub partnerów) skazane zostały na samotne wychowywanie swych dzieci). Nie chcę jednak zwalać winy na matki,

 

W pewnej mierze ? Ze swojego doświadczenia wiem że tylko dzięki mnie i mojemu EGO moje dziecko nie miało ojca ale nie fizycznie a mentalnie .Dążąc do ideału matki zakłóciłam równowagę .Były momenty że udało mu się przedostać przez barykadę jaką stworzyłam na krótką chwilę .Przykre ale prawdziwe .

 

Chciałabym tylko dodać że każdy moment jest dobry by powrócić do zdrowych zasad i kierowania się miłością w wychowaniu dzieci .Efekty widoczne od zaraz ;-)

 

Dzięki Caliah za ten pełen mądrości artykuł ;-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Caliah pomimo kilku zdań które, nie są dla mnie ....

Nie chciałam zmnieniać nic w treści :)

Wiem, że wyraźne odniesienie autora artykułu do wartości religii katolickiej może u wielu osób wzbudzić w pewnym momencie odruch odrzucenia artykułu, ale uznałam, że sedno obroni się samo, a jakiekolwiek zmiany (wycinanie drażliwych fragmentów) bardziej zaszkodzą całości niż pomogą w otwarciu się na zagadnienie :)

 

Pozwoliłam sobie jedynie na podkreślenie grubszą czcionką myśli, które dla mnie w bardzo przejrzysty sposób skupiają się na istocie rzeczy, bo o takie podejście do tematu mi chodziło.

Kolejnym fragmentem, który w sposób szczególny zwrócił moją uwagę, był właśnie ten, który Ty wybrałaś :)

Krótkie stwiedzenie, w którym "Zawarte są (...) prawdy o których mało kto chce głośno mówić .Lepiej to zdeptać niż popatrzeć prawdziwie na własne życie."

 

Chciałabym tylko dodać że każdy moment jest dobry by powrócić do zdrowych zasad i kierowania się miłością w wychowaniu dzieci .Efekty widoczne od zaraz ;-)

:oklasky: :oklasky: :oklasky:

I to jest tak cudowne i niesamowite, że nie doświadczając trudno jest w to uwierzyć :)

 

Czasem wystarczy zmienić jedynie środkową część zdania:

"Kocham Ciebie i wiem, jak będzie dla Ciebie najlepiej" na "Kocham Ciebie, powiedz mi, jak będzie dla Ciebie najlepiej" ;)

Edytowane przez caliah
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam... :)

 

 

hmm... po prostu, mnie zatkało ! ;)*

 

- nie mam Nic do powiedzenia...co się raczej nie często zdarza :)^

- ale nie mam dlatego, że wszystko zostało już powiedziane i To w jak cudowny i przejrzysty sposób... :))

- jedyne co mogę powiedzieć... to To że jesteś Caliah miła, jedną z osób które najbardziej lubię na Tym Forum... :)

- Twoja niezwykła cierpliwość/opanowanie i Rozważne podejście do Tematów... wprost oczarowują Wielkością i wrażliwością Twych INTENCJI właśnie... :)

- hmm... bo jeśli porównać Cię z Silosiem, to aż nie chce się wierzyć, że to Ten Sam Kościół.(?).. Ten sam Chrystus, a jakie dwa różne bo i niemal całkowicie skrajne podejścia... a w szczególności do samych Forumowiczów właśnie... :)

- po raz kolejny z wielka radością oddaję Tobie w Twoje ręce... mojego skromnego punkcika, aby świadczył o Twej Wielkości najmilsza i obwieszczał wszem i wobec, ze jesteś Osobą ze wszech miar godną zaufania, a tym samym i Szacunku... właśnie :))

- co niniejszym... z wielka satysfakcją czynie... :)*

 

 

 

---pozdrawiam serdecznie... infedro :)

 

Ps.

- i nie ma tłumaczeń że To nie Twój artykuł... bo bez Ciebie, po prostu by go Tu nie Było... :)^*

-

Czasem wystarczy zmienić jedynie środkową część zdania:

- "Kocham Ciebie i wiem, jak będzie dla Ciebie najlepiej" na ;

- "Kocham Ciebie, powiedz mi, jak będzie dla Ciebie najlepiej" ;)

- a To jest tak Proste i Prawdziwe że aż... Genialne!... :))*

 

- Wiem, że Jesteś Tam... :)

 

[video=youtube;8YTQz0ZiJEA]

Edytowane przez infedro
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Infedro :)

 

Masz rację "to Ten Sam Kościół.(?).. Ten sam Chrystus,..." tylko różne sposoby wyrażania tego, co czujemy :)

 

Można powiedzieć, że nadajemy na różnych częstotliwościach ;)

 

Pozdrawiam cieplutko

Caliah

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Problem w tym, że w naszym społeczeństwie rozwinął się błędny wzorzec mężczyzny lub mężczyzny katolika. Już od młodych lat wmawia się chłopcom, że gwałtowność i namiętność jest zła, a liczy się spokój i opanowanie. Młodzi chłopcy ani myślą siedzieć 45 minut w ławce i ciągle z pilną uwagą słuchać o dodawaniu, oni chcą grać w piłkę i się siłować. Idealny mężczyzna katolik, to taki który przychodzi w krawacie do kościółka i przedrzemie 50 minut ciągłego siadania-wstawania-siadania-wstawania-klękania-siadania. Idealny mężczyzna to taki, który jest uczesany, czyściutki, nie przeklina, nie jest gwałtowny, nie jeździ na motorze, bo to niebezpieczne, nie przekracza 80, bo to niebezpieczne. Mają nie robić tego, co czyni ich mężczyznami, mają być prawie jak kobiety.

 

I jak tu teraz wymagać od zniewieściałego mężczyzny by ofiarował męską miłość? Ja tu wymagać od niego, by robił coś więcej niż siedział przed telewizorem z piwkiem, kiedy zabrania mu się bycia namiętnym i przeżywania niebezpiecznych przygód?

 

Polecam książkę "Dzikie Serce" Johna Eldredge'a.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hysterus, nie zwalaj całej winy na Kościół Katolicki :) , bo w żadnej nauce tego Kościoła nie ma mowy o takim wychowaniu, o jakim napisałeś.

Tworzysz teorię na potrzeby tematu :)

Z Twojej wypowiedzi wynika, że to katolicy wymyślili siedzenie na lekcji, z ich winy czas lekcji wynosi 45 i najwyraźniej zrobili to po to, aby chłopcom dokuczyć :]

Litości... :)

 

Religie chrześcijańskie, w tym katolicyzm, to religie wolności.

Nikt nie zabrania w nich odczuwania, emocji, w tym namiętności. Ograniczenia, które chyba miałeś na myśli tyczą się umiejętności kontrolowania tychże.

 

A idealny mężczyzna katolik to taki, który między innymi potrafi zadbać o rodzinę, otoczyć ją miłością, zapewnić bezpieczeństwo; to jako mąż i ojciec.

A jako partner dla kobiety? Inteligentny, z fantazją, namiętny, czuły i nie będzie niczym złym, jeżeli przy okazji będzie umiał zadbać o higienę :)

Żeby nie rozpisywać się bez końca: normalny facet z krwi i kości. Jedyne "ale" dotyczy moralności.

 

Wracając do chłopców, Ci z kolei powinni uczyć się odpowiedzialności i umieć rozdzielić czas na: czas na naukę i czas na bieganie i grę w piłkę.

I tego właśnie powinni chłopców uczyć ich ojcowie.

 

Niestety tacy, którzy "przychodzą w krawacie do kościółka i przedrzemią 50 minut" lub "prze-siedzą przed telewizorem z piwkiem" się do tego jak widać nie za bardzo nadają.

Jeżeli chcesz zajrzeć do idealnego mężczyzny-katolika od środka, zajrzyj do tego artykułu: Niewyspane ojcostwo

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hysterus, nie zwalaj całej winy na Kościół Katolicki :) , bo w żadnej nauce tego Kościoła nie ma mowy o takim wychowaniu, o jakim napisałeś.

Tworzysz teorię na potrzeby tematu :)

Z Twojej wypowiedzi wynika, że to katolicy wymyślili siedzenie na lekcji, z ich winy czas lekcji wynosi 45 i najwyraźniej zrobili to po to, aby chłopcom dokuczyć :]

Litości... :)

Chyba się źle zrozumieliśmy, a to wcale nie wynika z mojej wypowiedzi. Broń Boże nie zwalam całej, ani nawet części winy na Kościół Katolicki. On ma mało z tym wspólnego. Problemem są tu stereotypy szerzące się w społeczeństwie. Nawet o KK bym nie wspomniał, gdyby nie to, że jestem mężczyzną katolikiem i znam innych mężczyzn katolików, a to wśród nich jest jak plaga.

 

Całą winę zwalam na kobiety :) No i też ojców.

 

Ja w dzieciństwie byłem bardzo żywym dzieckiem. Tak, dzieci należy uczyć, że raz jest czas na zabawę, raz czas na skupienie. W szkole jest tylko czas na skupienie, po szkole też tylko czas na skupienie bo trzeba odrobić lekcje, a potem czas na skupienie, bo rodzice po pracy chcą spać. A w sercu chłopca wygląda to inaczej. Jakimś cudem, w drużynie harcerskiej, której byłem, genialnie potrafili wszystko połączyć. Bo oprócz zabaw, gier, zapasów i męskich przygód, siadaliśmy przy ognisku i z pełną powagą czytaliśmy Pismo Święte i każdy mógł powiedzieć co czuje o danym fragmencie. I nawet ja, który bym ciągle biegał i żartował, w tym momencie wiedziałem, że to czas refleksji, nikt nie musiał mi tego mówić. To trafiało do mojego serca, tak samo jak i pozostałych chłopców w drużynie. Problem w tym, że w codziennym życiu przygody i namiętność są niepożądane. Mam być cichy i spokojny.

 

Jak to napisał John Eldredge: Bóg stworzył nas na swoje podobieństwo. A Bóg jest łagodny i romantyczny, co możemy zaobserwować w niskich, pięknych górach, czy na łące. Jest też niebezpieczny, namiętny i gwałtowny, czego odzwierciedleniem są niebezpieczne pustynie, gwałtowne sztormy, surowe szczyty górskie. Mimo iż jestem wychowany w mieście, mam łóżko, ciepłe mieszkanie i jedzenie, czyli komfort o jakim niektórzy mogą pomarzyć, ale czasami wyobrażam sobie, że walczę o przetrwanie na pustyni, płynę statkiem na pirackiej łajbie, czy przedzieram się przez zaśnieżone przesmyki górskie.

 

idealny mężczyzna katolik to taki, który między innymi potrafi zadbać o rodzinę, otoczyć ją miłością, zapewnić bezpieczeństwo

Tak, to brzmi lepiej. Problem w tym, że w kościele widzę stare babcie i starych mężczyzn, którzy na Mszy Świętej dokładnie oglądają kogo dziś nie było w kościele, co by go tylko nazwać złym katolikiem. Co ich obchodzi czy dba o rodzinę? Nie przyszedł do kościoła - zły katolik. Z doświadczenia wiem, że kobiety robią wyrzuty swoim mężczyznom, że Ci nie idą z nimi na Mszę Św. A ten dba o rodzinę, otacza ją miłością, zapewnia bezpieczeństwo. Ale jest zły, bo nie chodzi do Kościoła. To, że mężczyzna dba o rodzinę nikt nie zauważa, nawet rodzina. Zauważa się dopiero, gdy przestaje dbać. Za to łatwo jest zauważyć czy ktoś był, czy nie był w kośćiółku.

 

A ja ich w pełni rozumiem. Rozumiem czemu nie chcą tam chodzić. Rzygam tymi wilgotnymi, szarymi murami. Nie znoszę tego znudzonego głosu księdza, który gada od niechcenia, po to tylko, żeby mówić. Nie chce mi się siedzieć i słuchać w kółko tego, co mam robić. Zasypiam nie dlatego, że chcę, bo nawet się powstrzymuję, ze zwykłego ludzkiego szacunku, zasypiam dlatego, że nie trafia to do mojego serca. Ja chcę usiąść na trawie. Chcę słuchać nauczyciela, który sam jest zafascynowany tym co mówi, ja chcę w tym uczestniczyć czynnie, a nie tylko siedzieć biernie. Chcę pytać, mówić, sprzeczać się, walczyć.

 

Ale ideałem jest ten, który grzeczniutko, cichutko siedzi.

 

A link nie działa.

Edytowane przez koteł
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Całą winę zwalam na kobiety :) ...

Nigdy nie jest tak, że całą odpowiedzialność ponosi tylko jedna strona :)

 

A ja ich w pełni rozumiem. Rozumiem czemu nie chcą tam chodzić. Rzygam tymi wilgotnymi, szarymi murami. Nie znoszę tego znudzonego głosu księdza, który gada od niechcenia, po to tylko, żeby mówić. Nie chce mi się siedzieć i słuchać w kółko tego, co mam robić. Zasypiam nie dlatego, że chcę, bo nawet się powstrzymuję, ze zwykłego ludzkiego szacunku, zasypiam dlatego, że nie trafia to do mojego serca. Ja chcę usiąść na trawie. Chcę słuchać nauczyciela, który sam jest zafascynowany tym co mówi, ja chcę w tym uczestniczyć czynnie, a nie tylko siedzieć biernie. Chcę pytać, mówić, sprzeczać się, walczyć.

Powiem Ci tylko tyle: Bóg nie lubi lizusów :)

 

Zacznij szukać Boga, powiedz Mu czego Ci potrzeba :)

 

Ale ideałem jest ten, który grzeczniutko, cichutko siedzi.

Ideałem jest ten, który swoją postawą pokazuje, że żyje tym, w co wierzy :)

Jeżeli wierzysz w Boga, w Jego istnienie, w to, że On wierzy w nas, to traktuj Go tak samo realnie jak ludzi, których spotykasz na ulicy :)

 

Ja kiedyś z podobnych przyczyn odeszłam z Kościoła. Nie mogłam znieść wszechobecnej wówczas polityki (a byłam jeszcze dzieckiem...), męczyła mnie nuda i duszność w kościele.

Wszystko zmieniło się, gdy zaczęłam Bogu zadawać pytania o sens tego wszystkiego, gdy pokazałam Mu moje zagubienie w rzeczywistości, której tak naprawdę nie rozumiałam, gdy potraktowałam Go poważnie.

 

Chcesz usiąść na trawie, dyskutować, walczyć...

Szukaj więc :)

Ja "znalazłam", a dokładnie został mi dany kapłan, który nie tylko jeździ z młodzieżą na jeziora, chodzi po górach, ale nawet jeździ konno. Każdy może z nim rozmawiać o wszystkim. Można dyskutować, sprzeczać się, walczyć i spowiadać.

 

Ktoś kiedyś powiedział, że mamy takich kapłanów, jakich sobie wymodlimy...

W przypadku moim i mojej parafii sprawdziło się to w 100%.

 

A link...

A link wstawisz następnym razem ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hysterus przekaz tego artykułu jest jeden, mężczyzna zagubił się w życiu i jego rola jako faceta i ojca w domu poszedł na dalszy plan.Pogoń za pieniądzem i inne jego cele są na piedestale niezależnie czy chodzi do kościoła czy go omija szerokim łukiem . Cele życiowe się zmieniły.

Na czym polega dbanie o dom przez mężczyznę?

 

Nie chodzi tylko o sferę finansową ale wprowadzanie w domu harmonii,spokoju i miłości do żony swojej .Dla syna jest najważniejszą osobą i nikt prócz niego tego nie zapełni .Wyprawy sam na sam - podróże z synem gdzie może nauczyć go np. zbierania grzybów budowania szałasu ta nauka jest bezcenna bo daje obraz jak ten młody człowiek będzie umiał sobie radzić w życiu ,zbierać = zarabiać ,budować =dbać o dom i wiele innych

 

Ilu facetów po pracy przesiaduje z własnym synem i bawi się z nim ? Ilu facetów wybrało się w męską podróż na każdym etapie rozwoju chłopca ?

Dziecko 'odrzucone " od ojca nabiera cech kobiecych .Dorosły chłopak wychowany pod skrzydłami matki nie potrafi być mężczyzną . Kobiety mają inną mentalność niż faceci są uczuciowe ,ciepłe i cała reszta tych cech by mogły stworzyć ognisko domowe .Kobieca rola kończy się na odchowaniu dzieci i karmieniu .Facet jest łowcą i nauczycielem twardej sztuki przetrwania .

 

Te cechy nas są po to by była równowaga .Zachwianie jej tworzy "chory i zniewieściały" kraj w którym nikt nie wie co ma robić bo natura wzywa do jednego ale świadomość mówi o czyś innym co prowadzi do ucieczki

  • Lubię to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nigdy nie jest tak, że całą odpowiedzialność ponosi tylko jedna strona :)

Tak tylko żartowałem :P Ale prawda jest taka, że często żony i matki myślą zbytnio swoją uczuciowością i delikatnością i starają się, by ich mężczyzna był taki sam. Ojcowie zaś sami zostali zniewieścieni przez swoją matkę, potem żonę, a to wszystko jeszcze za przyzwoleniem ojca, bo on też był zniewieściony, że nie potrafią dać męskiego przykładu. Winni są wszyscy ;P

 

Powiem Ci tylko tyle: Bóg nie lubi lizusów :)

 

Zacznij szukać Boga, powiedz Mu czego Ci potrzeba :)

Próbowałem i mówiłem i nic. Albo nie istnieje, albo stworzył mnie ze zbyt racjonalnym i ograniczonym umysłem bym uwierzył. Ciekawy artykuł :)

 

Zauważyłem Caliah, że masz trochę inny obraz Boga, niż ten z którym się spotykam w rozmowach, w różnych tekstach, a nawet inny niż ten który widzę czytając Biblię. Twój bardziej mi się podoba, ale jakoś ciężko jest mi w niego uwierzyć :\ Wątpię w Twój obraz, właśnie z powodu tych innych obrazów, które znam, a w te inne wątpię, bo wydają mi się złe. Problem w tym, że popierają je ludzie. W końcu dochodzę do momentu gdy od myślenia zaczyna parować mi głowa i mam dość wszystkiego. I tak za każdym razem gdy o tym myślę.

 

befadka:

Racja :) Co do jednej rzeczy jednak nie mogę się zgodzić:

bo daje obraz jak ten młody człowiek będzie umiał sobie radzić w życiu ,zbierać = zarabiać ,budować =dbać o dom i wiele innych

Wydaje mi się, że w nauce przetrwania, zbierania grzybów i budowania szałasów jest jakiś głębszy sens, taki dotykający serca chłopca, pozwalający mu być mężczyzną, niż zwykła nauka zarabiania i dbania o dom. Przecież owa pogoń za pieniądzem jest czymś, czego byśmy nie chcieli osiągnąć przez wspólne zbieranie grzybów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

befadka:

Racja :) Co do jednej rzeczy jednak nie mogę się zgodzić:

bo daje obraz jak ten młody człowiek będzie umiał sobie radzić w życiu ,zbierać = zarabiać ,budować =dbać o dom i wiele innych

Wydaje mi się, że w nauce przetrwania, zbierania grzybów i budowania szałasów jest jakiś głębszy sens, taki dotykający serca chłopca, pozwalający mu być mężczyzną, niż zwykła nauka zarabiania i dbania o dom. Przecież owa pogoń za pieniądzem jest czymś, czego byśmy nie chcieli osiągnąć przez wspólne zbieranie

 

Dokładnie .Nie chodzi głównie o to .Gdzybym chciała wypisać wszystko to post byłby kilometrowy ha ha ha

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak tylko żartowałem :P

Tak trochę się domyśliłam ;)

 

Wątpię w Twój obraz, właśnie z powodu tych innych obrazów, które znam, a w te inne wątpię, bo wydają mi się złe. Problem w tym, że popierają je ludzie. W końcu dochodzę do momentu gdy od myślenia zaczyna parować mi głowa i mam dość wszystkiego. I tak za każdym razem gdy o tym myślę.

Dlatego zapytaj Boga :)

Ja od tego zaczęłam.

Zaczęłam od pytań, bezpośrednich do Niego, właśnie wtedy, gdy już sama nie mogłam poskładać tych puzzli.

 

Próbowałem i mówiłem i nic. Albo nie istnieje, albo stworzył mnie ze zbyt racjonalnym i ograniczonym umysłem bym uwierzył.

Dlatego ja za zaczęłam od założenia: jeżeli istniejesz...

Taki był początek. Zaczęłam od zadawania pytań na zasadzie dziecka: jeżeli istniejesz, to dlaczego...

Hysterus, skoro jesteś racjonalny, rzeczowy, to równie racjonalnie i rzeczowo traktuj Boga :)

Traktuj Go jak adwersarza na właściwym poziomie dyskusji :)

 

Na początku ja też nie wierzyłam, byłam poza Kościołem.

Do kościoła zaczęłam chodzić, gdy moje córki miały ok. 7 i 14 lat, i to tylko dlatego, aby zobaczyły o co w tym wszystkim mniej więcej chodzi, aby miały jakieś pojęcie o tej religii i mogły w przyszłości wybrać to, co im bardziej będzie pasowało. Chodziłam do kościoła z wyrachowania, a nie dlatego, że w cokolwiek wierzyłam. Miałam w sobie więcej pytań i wątpliwości niż jakiegokolwiek poglądu na życie i wtedy zaczęłam szukać.

Byłam na tyle zpremedytowana, że w swoich poszukiwaniach posunęłam się do założenia zupełnie dla mnie abstrakcyjnego.

I otrzymałam odpowiedź...

 

Zauważyłem Caliah, że masz trochę inny obraz Boga, niż ten z którym się spotykam w rozmowach, w różnych tekstach, a nawet inny niż ten który widzę czytając Biblię. Twój bardziej mi się podoba, ale jakoś ciężko jest mi w niego uwierzyć :\

Ważna jest Twoja decyzja, Twój wybór, czyli to, czy rzeczywiście chcesz.

Jeżeli chcemy z kimś rozmawiać, to traktujemy go realnie, na serio, nawet, gdy z nim żartujemy :)

 

Odniesienie do Boga jest dokładnie takie samo i tak samo przekłada się na czytanie i rozumienie Biblii.

Zapytaj Go, co chce Tobie przez nią przekazać :)

On najlepiej wytłumaczy, co miał na myśli :)

 

Pozdrawiam Was cieplutko :)

 

...i do poczytania (wyjeżdżam na urlop i nie będzie mnie przez 2 tygodnie) :)

  • Lubię to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...