Skocz do zawartości

Dyskusja z wątku o klątwie


Trida

Rekomendowane odpowiedzi

A co jak ktoś niewierzący ;)?

Wybór zawsze należy do człowieka :usmiech_na:

 

A swoją drogą...

Wierzy w magię, wierzy w istnienie i działanie klątwy..., ale w Boga... boi się uwierzyć?

Edytowane przez caliah
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wybór zawsze należy do człowieka :usmiech_na:

To w sensie, że co? Nagle źle się dzieje to mam się nawracać? Gdy trwoga to do boga?

 

To się trzeba nawrócić ;]

;>

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wierzy w magię, wierzy w istnienie i działanie klątwy..., ale w Boga... boi się uwierzyć?

 

Niektórzy po prostu nie chcą, nie koniecznie musi to być związane ze strachem przed czymkolwiek/kimkolwiek.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To w sensie, że co? Nagle źle się dzieje to mam się nawracać? Gdy trwoga to do boga?

Nie musi być źle i nie musi być nagle :)

 

Damianooo zapytał: "...do kogo może się w takim razie zgłosić...?"

Moim zdaniem do Osoby najbardziej kompetentnej, która z dość rozległego punktu widzenia potrafi zaproponować najlepsze w danej sytuacji rozwiązanie.

Nie znam lepszego doradcy i osoby trafniej wyciągającej z kłopotów niż Bóg.

 

Zapytałaś: "A co jak ktoś niewierzący?"

Jeżeli ktoś chce porozmawiać z Bogiem, to poziom jego wiary/niewiary nie ma znaczenia.

Jeszcze kilka lat temu wiara, duchowość były dla mnie zjawiskiem całkiem obcym :usmiech_na:

Jednakże szukając wyjaśnienia pewnej dość złożonej kwestii zaryzykowałam założenie istnienia Boga i wychodząc z tego założenia poprosiłam Go o pomoc w zrozumieniu natury rzeczy.

Jego odpowiedź na postawione przeze mnie pytanie była osią mojego nawrócenia.

 

To, do kogo, w którą stronę zwróci się ktoś po radę czy pomoc zależy tylko od danego "ktosia".

Czasem rzeczywiście ma to charakter przysłowiowego już "jak trwoga to do Boga", z czym w pewnej sytuacji również się zetknęłam.

Wcześniej jednak otrzymałam uprzedzającą radę: "Nie bój się prosić o pomoc", z której skorzystałam...

  • Lubię to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Damianooo zapytał: "...do kogo może się w takim razie zgłosić...?"

Moim zdaniem do Osoby najbardziej kompetentnej, która z dość rozległego punktu widzenia potrafi zaproponować najlepsze w danej sytuacji rozwiązanie.

Nie znam lepszego doradcy i osoby trafniej wyciągającej z kłopotów niż Bóg.

W jaki sposób on się porozumie? Sam rozwiąże za nas problemy?

 

Zapytałaś: "A co jak ktoś niewierzący?"

Jeżeli ktoś chce porozmawiać z Bogiem, to poziom jego wiary/niewiary nie ma znaczenia.

No chyba właśnie ma.

Skoro nie wierzę i zwracam się z prośbą do kogoś w kogo nie wierze to jest lekko nielogiczne.

 

Jeszcze kilka lat temu wiara, duchowość były dla mnie zjawiskiem całkiem obcym :usmiech_na:

A ja kilka lat temu byłam małą dewotą i fanatykiem :icon_smile: (nie jest to ironią, napisałam poważnie, wiara w boga katolickiego i wszelkie nauki były mi aż nadto dobrze znane)

 

Jego odpowiedź na postawione przeze mnie pytanie była osią mojego nawrócenia.

Ponawiam pytanie – w jaki sposób odpowiadał.

 

Wcześniej jednak otrzymałam uprzedzającą radę: "Nie bój się prosić o pomoc", z której skorzystałam...

Rada akurat bardzo ok.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Ponawiam pytanie – w jaki sposób odpowiadał.

.

Normalnie.

"Kto ma uszy niechaj słucha"

Nie ważne jak odpowiada, ważne kto gotowy Go usłyszeć.

  • Lubię to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W jaki sposób on się porozumie? Sam rozwiąże za nas problemy?

Pomoże rozwiązać, poprowadzi, jeżeli Go o to poprosimy i zechcemy posłuchać Jego rad.

Tak ustawi sytuacje i okoliczności, że rozwiązania zaczną się "same" układać.

W jaki sposób Bóg się z nami porozumiewa?

Jest wiele sposobów, trzeba jednak nauczyć się "słuchać", chcieć "usłyszeć" i otworzyć się na rozwiązania, które nie zawsze zgadzają się z naszymi wyobrażeniami, ale w efekcie przynoszą dużo korzystniejsze skutki.

A Bóg mówi do nas przez to, co widzimy słyszymy, czytamy. Czasem wprost przez innych ludzi, a czasem Jego głos pojawia się w formie myśli, natchnienia. W sytuacjach krytycznych, zwrotnych może przemawiać poprzez widzenie (obraz lub słowo). W ten sposób nas prowadzi nie naruszając naszej wolnej woli wyboru.

Tyle mogę powiedzieć na podstawie własnego doświadczania.

 

Skoro nie wierzę i zwracam się z prośbą do kogoś w kogo nie wierze to jest lekko nielogiczne.

Z ludzkiego punktu widzenia tak :)

To tak, jakbyś mi nie ufała, ale ot tak dla sprawdzenia o coś poprosiła (coś w zakresie moich możliwości :).

Jak myślisz, co bym zrobiła?

 

A Bóg? On ma możliwości nieograniczone i oprócz nieskończonego miłosierdzia, wielkie poczucie humoru :)

 

A ja kilka lat temu byłam małą dewotą i fanatykiem :icon_smile: (nie jest to ironią, napisałam poważnie, wiara w boga katolickiego i wszelkie nauki były mi aż nadto dobrze znane)

Być może byłaś tak bardzo zaangażowana, że Twoje wyobrażenie, pojmowanie Boga i wiary doprowadziło do tego, że zaczęłaś Boga dopasowywać do tych właśnie wyobrażeń.

Podświadomie chciałaś stworzyć Boga na swój obraz i podobieństwo. Może więcej mówiłaś niż słuchałaś...

 

Ponawiam pytanie – w jaki sposób odpowiadał.

Na moje pytanie o Jego istnienie - poprzez moją, wówczas chyba około 7 - 9 letnią córkę.

Wówczas nie byłam jeszcze osobą wierzącą, ale czując się odpowiedzialną za otwarte wychowanie moich córek, zaczęłam chodzić z nimi do kościoła, aby im pokazać jak mniej więcej wygląda obrzęd Mszy, aby mogły się zapoznać ze zwyczajami religii, z którą w tym kraju z pewnością będą się stale spotykały i mogły świadomie wybrać swoją drogę życia, wiary itd. Mąż nie z nami nie chodził, gdyż jego zdaniem nie było mu to do niczego potrzebne, a ja nie widziałam sensu poruszania z nim tego tematu. Po jakimś czasie takich wymuszonych wyjść (każdorazowa wyprawa do kościoła, który jest po drugiej stronie ulicy była wiązała się z poganianiem i strofowaniem dziewczynek, które absolutnie nie miały na nią ochoty) młodsza z nich zapytała: "A dlaczego tata z nami nie chodzi?" No cóż, przecież małemu dziecku nie będę tłumaczyła logiki argumentacji męża, ale jak jej odpowiedzieć w miarę zwięźle, aczkolwiek z sensem? I wtedy znikąd pojawiła się w moje głowie myśl, która niejako samoistnie się wypowiedziała: "Módl się, to zacznie". W sumie taka odpowiedź wyglądała całkiem sensownie, więc nie zastanawiając się nad nią dłużej - wyszłyśmy. Po kilku tygodniach, w trakcie kolejnego wypychania córek do kościoła kątem oka zauważyłam, że mąż ubiera się do wyjścia. Poprosiłam dziewczynki, aby tego nie komentowały, ale w spokoju udały się na Mszę. Po powrocie do domu zapytałam młodszą córkę czy się modliła. Odpowiedziała: "Tak". Od tego dnia chodziliśmy na Msze całą rodziną.

 

Na moje pytanie, o którym wspomniałam w poprzednim poscie odpowiedział dużo obszerniej.

Ponieważ już wcześniej tematy związane ze światem niematerialny dość istotnie mnie intrygowały, po opisanym wyżej zdarzeniu zerwała się w mojej głowie lawina pytań o sens istnienia, o sens życia. Nie mogąc znaleźć spójnej odpowiedzi zaryzykowałam, zadałam pytanie Bogu, w którego nie wierzyłam. Niestety mimo dalszych rozważań, próby złożenia w jedną całość analizowanych elementów nie byłam w stanie poskładać czegoś, co wyglądało jak zbiór niekompletnych puzzli. To było coś jak dialog, w którym ja nie potrafiłam w sposób poprawny złożyć odpowiedzi. Trwało to do chwili, w której się podałam.

Którejś niedzieli, idąc na Mszę w mojej głowie nadal szalały myśli, ale nie miałam już siły z nimi walczyć, gdy weszłam do kościoła powiedziałam: "Poddaję się. Ja nie mam już siły. Powiedz mi, o co w tym wszystkim chodzi" i po chwili dodałam: "Bądź wola Twoja, poddaję się poślij mnie dokąd zechcesz...".

W odpowiedzi usłyszałam: "Czy wiesz, o co prosisz?"

Ja proszę? Przecież to ja oddałam siebie do dyspozycji...

 

Taki był początek odpowiedzi. Po jakimś czasie zapomniałam o tym zdarzeniu, ale Bóg nie zapomniał. Po kilku miesiącach poprowadził mnie drogą, na której zetknęłam się z rzeczami, które jeszcze niedawno włożyłabym między bajki a scenariusz filmu sensacyjnego. Historia, nawet w skrócie, na kilka stron, a i tak już zrobiłam niezły off top :] Przepraszam.

Jeśli autor wątku zażąda usunięcia, oczywiście nie będę miała o to pretensji.

 

Rada akurat bardzo ok.

Rada ok, ale skorzystanie z niej wymagało całkowitego odrzucenia siebie, swojego Ego...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żeby nie było, ja wierząca jestem, ale nie w jednego prawdziwego boga katolickiego.

 

Pomoże rozwiązać, poprowadzi, jeżeli Go o to poprosimy i zechcemy posłuchać Jego rad.

Tak ustawi sytuacje i okoliczności, że rozwiązania zaczną się "same" układać.

Tak tak to bóg prowadzi rękę lekarza podczas operacji itd. To nie ma nic wspólnego z kilkuletnią nauką i wyrzeczeniami.

Może z rzeczami natury psychicznej sobie poradzi ale z fizycznością już gorzej.

 

Jest wiele sposobów, trzeba jednak nauczyć się "słuchać", chcieć "usłyszeć" i otworzyć się na rozwiązania, które nie zawsze zgadzają się z naszymi wyobrażeniami, ale w efekcie przynoszą dużo korzystniejsze skutki.

Przepraszam, za stwierdzenie, jednak widzę tutaj typowe gadanie katolików…

Równie dobrze idąc drogą Rei KI (która przez KK jest zakazana) trzeba się otworzyć na zmiany. Na jedno wychodzi.

 

A Bóg mówi do nas przez to, co widzimy słyszymy, czytamy. Czasem wprost przez innych ludzi, a czasem Jego głos pojawia się w formie myśli, natchnienia.

Można to podpiąć pod wiele rzeczy – chociażby Opiekunów, zależy jaką kto wiarę wyznaje.

 

W sytuacjach krytycznych, zwrotnych może przemawiać poprzez widzenie (obraz lub słowo). W ten sposób nas prowadzi nie naruszając naszej wolnej woli wyboru.

Po co stawia nas w sytuacjach krytycznych?

 

To tak, jakbyś mi nie ufała, ale ot tak dla sprawdzenia o coś poprosiła (coś w zakresie moich możliwości :).

Jak myślisz, co bym zrobiła?

Nie wiem, co byś zrobiła, bo Cię nie znam ;)

Ale idąc logiką boga katolickiego byś mi dała to, o co proszę, żeby pokazać jaka to jesteś fajna, żebym się do Ciebie nawróciła a później zesłałabyś kataklizm na moje życie wspominając, ze mam w Ciebie dalej wierzyć, bo raz mi pomogłaś ^_^ a kataklizm przypisywałabyś komuś innemu oczywiście.

 

A Bóg? On ma możliwości nieograniczone i oprócz nieskończonego miłosierdzia, wielkie poczucie humoru :)

Oj tak tak, poczucia humoru mu nie brakuje…

 

Być może byłaś tak bardzo zaangażowana, że Twoje wyobrażenie, pojmowanie Boga i wiary doprowadziło do tego, że zaczęłaś Boga dopasowywać do tych właśnie wyobrażeń.

Podświadomie chciałaś stworzyć Boga na swój obraz i podobieństwo. Może więcej mówiłaś niż słuchałaś...

Eeee nie ;) po prostu zaczęłam logicznie myśleć :) i tutaj to był proces bardziej złożony.

 

Zadam to pytanie po raz 183 na tym Forum – czytałaś CAŁE PŚ? Stary i Nowy Testament?

Tak po krótce – ST – bóg zły, bóg zsyła potop itp.; NT – bóg oddaje się za nas, by pokazać swoje miłosierdzi i to, jaki jest cudowny. Czyli naprawia swój wizerunek i swoje błędy a co za tym idzie – jest bogiem niedoskonałym.

Tutaj mogłabym się rozpisać więcej, ale to chyba nie temat na takie dywagacje.

Oczywiście mogę, jak najbardziej.

 

 

Na moje pytanie o Jego istnienie - poprzez moją, wówczas chyba około 7 - 9 letnią córkę.

Wówczas nie byłam jeszcze osobą wierzącą, ale czując się odpowiedzialną za otwarte wychowanie moich córek, zaczęłam chodzić z nimi do kościoła, aby im pokazać jak mniej więcej wygląda obrzęd Mszy, aby mogły się zapoznać ze zwyczajami religii, z którą w tym kraju z pewnością będą się stale spotykały i mogły świadomie wybrać swoją drogę życia, wiary itd.

To powinnaś je zabrać również na msze prawosławne, zielonoświątkowców, jehowych, protestantów, buddystów etc. Niech mają wybór wśród wielu a nie wskazujesz im jedną drogę i niech wybierają. (Zdanie to nie ma na celu usprawnianie metod wychowawczych jednak zwrócenie uwagi na pewne kwestie, że jednak zapatrujesz się głownie na swoją wiarę, w żadnym wypadku nie chcę tym zdaniem wywołać wojny)

 

"Módl się, to zacznie".

Kolejny silny argument katolików.

 

W sumie taka odpowiedź wyglądała całkiem sensownie, więc nie zastanawiając się nad nią dłużej - wyszłyśmy. Po kilku tygodniach, w trakcie kolejnego wypychania córek do kościoła kątem oka zauważyłam, że mąż ubiera się do wyjścia. Poprosiłam dziewczynki, aby tego nie komentowały, ale w spokoju udały się na Mszę. Po powrocie do domu zapytałam młodszą córkę czy się modliła. Odpowiedziała: "Tak". Od tego dnia chodziliśmy na Msze całą rodziną.

A rozmawiałaś później z mężem, dlaczego się wybrał z Wami na mszę?

 

Taki był początek odpowiedzi. Po jakimś czasie zapomniałam o tym zdarzeniu, ale Bóg nie zapomniał. Po kilku miesiącach poprowadził mnie drogą, na której zetknęłam się z rzeczami, które jeszcze niedawno włożyłabym między bajki a scenariusz filmu sensacyjnego. Historia, nawet w skrócie, na kilka stron, a i tak już zrobiłam niezły off top :] Przepraszam.

Ja chętnie poczytam. Może niech modkownia wydzieli osobny wątek, bo temat zbacza z drogi i się rozjeżdżamy w offtopowaniu a konwersacja nie jest najgorsza.

 

Rada ok, ale skorzystanie z niej wymagało całkowitego odrzucenia siebie, swojego Ego...

Do wielu rzeczy w ezo potrzebne jest odrzucenie swojego Ego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

caliah - gdyby to było takie proste, że zwrócenie się do Boga rozwiązywałoby wszystkie problemy, to nikt (tudzież niemalże nikt) na świecie nie miałby problemów. A przynajmniej wszyscy wierzący, którzy codziennie (i to niekoniecznie katolicy, czy chrześijanie, bo w innych religiach też przecież jest Bóg itd) do niego zwracają się mieliby wszystkie sprawy załatwione "od tak".

 

Trida - dobrze prawisz. :)

 

 

PS:I jeszcze jedna kwestia, caliah. Jakoś dziwnym sposobem nie zaobserwowałem, aby w krajach bardzo religijnych ludziom się wiodło lepiej, tylko dlatego, że codziennie, czy co parę dni (tudzież raz w tygodniu) modlą się do Boga, w porównaniu do krajów, gdzie religia nie ma takiego wpływu na społeczność. A wręcz, jeśli weźmiemy kraje katolickie na ten przykład, to często okazuje się, że panuje tam bieda, syf i wysoka przestępczość - jak np. w Brazylii. Dziwne, co?

Edytowane przez arkenas
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żeby nie było, ja wierząca jestem, ale nie w jednego prawdziwego boga katolickiego.

Ok, tak wybrałaś, Twoja droga :usmiech_na:

 

Tak tak to bóg prowadzi rękę lekarza podczas operacji itd. To nie ma nic wspólnego z kilkuletnią nauką i wyrzeczeniami.

Pomoc, opieka Boga nie zwalnia nas od pracy czy nauki.

Bóg może nam w tym pomóc na tej samej zasadzie, na jakiej rodzice w sposób konstruktywny pomagają w nauce i wzrastaniu swoim dzieciom.

Jeżeli człowiek nie będzie nad sobą pracował, Bóg tego za niego nie zrobi.

 

Może z rzeczami natury psychicznej sobie poradzi ale z fizycznością już gorzej.

Poradzi sobie i z fizycznością, jeżeli będzie to miało konstruktywny wpływ na nasz rozwój duchowy.

Radził sobie w przeszłości (choćby uzdrowienia dokonywane przez Jezusa czy Apostołów) i radzi sobie również obecnie, czego przykładem są uzdrowienia, których nauka nie potrafi z żaden sposób wyjaśnić, a które opisane są w licznych świadectwach.

Poza tym, gdy psychika jest zdrowa, fizyczność w większości przypadków nie stanowi poważnego problemu.

 

Przepraszam, za stwierdzenie, jednak widzę tutaj typowe gadanie katolików…

Równie dobrze idąc drogą Rei KI (która przez KK jest zakazana) trzeba się otworzyć na zmiany. Na jedno wychodzi.

Typowe, bo gdy chcesz nauczyć się pływać, najpierw musisz wejść do wody. Niektórych zależności nie da się obejść :)

Gdy chcesz wejść głębiej w wiarę, czyli zbliżyć się w swoim istnieniu do Boga, musisz przejść określoną drogę, która w opisie teoretycznym wygląda podobnie, ale prowadzi przez bardzo odmienne doświadczenia.

W odniesieniu do Rei Ki nie wychodzi na jedno. Początki teoretycznie wyglądają podobnie, ale bardzo istotnie różni się ciąg dalszy.

 

Można to podpiąć pod wiele rzeczy – chociażby Opiekunów, zależy jaką kto wiarę wyznaje.

Masz rację, w podobny sposób kontaktują się z nami inne istoty duchowe, aniołowie, demony.

Pytanie z kim chcemy się kontaktować, do czego nas dane kontakty doprowadzają (jakie są ich owoce w naszym życiu).

Jeżeli do takich kontaktów podchodzimy w sposób świadomy, to powinniśmy postarać się o ich dobre rozeznanie.

 

Po co stawia nas w sytuacjach krytycznych?

Żeby nas pobudzić do myślenia, analizowania, działania, rozwoju…?

 

Nie wiem, co byś zrobiła, bo Cię nie znam ;)

Ale idąc logiką boga katolickiego...

Wydaje mi się, że gdybyś znała logikę Boga „katolickiego” wiedziałabyś dokładnie, co bym zrobiła.

Jednak:

„...myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami - wyrocznia Pana.

Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje - nad waszymi drogami i myśli moje - nad myślami waszymi.” Iz 55, 8-9

 

A dość istotnie obniżając loty..., w moją logikę też nie trafiłaś.

 

Dałabym Ci to, o co prosisz, gdybym przy moim zakresie wiedzy była pewna, że posłuży to Twojemu dobru i zastanawiałabym się/obserwowała co z tym zrobisz. A jeżeli dana rzecz przyniosłaby coś dobrego, cieszyłabym się, że mogłam Ci w ten sposób pomóc.

 

Odnosząc to do prawdopodobniej logiki przypisywanej Bogu, nie oczekiwałabym Twojego nawrócenia, ale logicznej analizy zdarzeń i wyciągnięcia wniosków, co do Twojej obecnej sytuacji.

Nawrócenie lub nie to sprawa Twojej indywidualnej decyzji, Bóg może Cię jedynie do tego zaprosić.

 

Kataklizm, czy też kara boża nigdy nie odnosiła się do udzielonej pomocy, ale była odpowiedzią Boga na ewidentne zerwanie przemierza przez lud.

Kolejność wyglądała za zwyczaj tak: lud wzywał Boga, Bóg odpowiadał, zawierali przymierze, lud zaczynał to przymierze łamać, Bóg przypominał, lud olewał przypomnienia, Bóg olewał lud (przestawał go chronić vel dopuszczał to, przed czy wcześniej go ochraniał).

 

Zadam to pytanie po raz 183 na tym Forum – czytałaś CAŁE PŚ? Stary i Nowy Testament?

Aż chciałoby się napisać: NIE!!!!! :mrgreen:

Ale "niestety" czytałam i czytam.

ST od dechy do dechy z powtórzeniami w odniesieniach, powrotach w czytaniach codziennych i w swoim czasie w modlitwie brewiarzowej.

NT jeszcze nie w komplecie – brakuje mi jeszcze literalnego przeczytania, a raczej przestudiowania tej części Pisma strona po stronie. Obecnie jestem w Ewangelii wg św. Mateusza.

Dlaczego dopiero tu? Już tłumaczę: moje nawrócenie miało miejsce w 2009 roku i dopiero od tamtego czasu zaczęłam się interesować Słowem Bożym.

Ale nie na zasadzie „przewalenia lektury”. Zresztą nie dałabym rady tak „na sucho”.

Dla mnie czytanie Biblii to nie przelatywanie kartka po kartce, ale poszukiwania, podążanie kolejnymi wątkami (co skutkuje kilkukrotnym wertowaniem przeczytanych już ksiąg).

 

Tak po krótce – ST – bóg zły, bóg zsyła potop itp.; NT – bóg oddaje się za nas, by pokazać swoje miłosierdzi i to, jaki jest cudowny. Czyli naprawia swój wizerunek i swoje błędy a co za tym idzie – jest bogiem niedoskonałym.

Niczego nie naprawiał i niczego nie zmieniał. :)

„ Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę. bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni.” Mt 5, 17-18

NT opiera się na nauczaniu Jezusa, a Ten przyszedł wyjaśnić ludziom błędy w pojmowaniu przez nich Prawa, gdyż logika Boga nie jest ludzką logiką. Ludzie popełniają wiele błędów podejmując się interpretacji Słowa, gdyż czynią to opierając się jedynie na wycinku informacji, które posiadają.

Jezus w czasie swojej misji tłumaczył Prawo, objaśniał Pisma. Na koniec zaś dopełnił Prawa w akcie, który bynajmniej nie kojarzy się z miłosierdziem.

 

Bóg „Starego Testamentu” owszem, jawi się nam obecnie jako ktoś srogi, okrutny. Jeżeli jednak odniesiemy relacje dotyczące ówczesnych wydarzeń do warunków kulturowo-społecznych, do mentalności, wartości etycznych żyjących wówczas plemion wschodu, to sposób w jaki Bóg do nich przemawiał, w jaki odpowiadał na ich deklaracje da obraz Boga sprawiedliwego i niezmiennego w swych postanowieniach.

 

Bóg zesłał potop…, a wiesz dlaczego?

Pytanie, wiem szkolne, na zasadzie „czy czytałaś Biblię”. :]

Ale czy tatuś zły, bo przylał w tyłek…

Proponowałabym rozważyć ten fragment pisma również jako tekst moralizatorski.

 

To powinnaś je zabrać również na msze prawosławne, zielonoświątkowców, jehowych, protestantów, buddystów etc. Niech mają wybór wśród wielu a nie wskazujesz im jedną drogę i niech wybierają. (Zdanie to nie ma na celu usprawnianie metod wychowawczych jednak zwrócenie uwagi na pewne kwestie, że jednak zapatrujesz się głownie na swoją wiarę, w żadnym wypadku nie chcę tym zdaniem wywołać wojny)

Wróćmy zatem do początku…

Zbierając je do kościoła nie byłam jeszcze osobą wierzącą. Religia katolicka była jedyną, z którą kiedykolwiek miałam bliższy kontakt, ale z którą się w żaden sposób nie identyfikowałam.

Wiedziałam, że istnieje wiele innych, ale nie interesowałam się wiarą, a w odniesieniu do córek wyszłam z założenia, że jeżeli będą chciały, to same poszukają sobie osób, które im te religie przybliżą.

Bo niby co ja im mogę powiedzieć nt czegoś o czym sama nic nie wiem. W kościele to sobie przynajmniej popatrzą i będą wiedziały przynajmniej jak to mniej więcej wygląda.

Nie za bogato, ale tylko tyle byłam wówczas w stanie zrobić.

 

Kolejny silny argument katolików.

Być może nie napisałam tego wystarczająco wyraźnie, ale to nie były moje słowa, to nie były słowa wypływające z moich myśli. W sumie to sama byłam nimi zaskoczona.

A sięgając głębiej…

O potrzebie modlitwy mówiono już o wiele wcześniej, tak więc nie jest ona wymysłem katolików.

 

A rozmawiałaś później z mężem, dlaczego się wybrał z Wami na mszę?

Tak, zapytałam go dlaczego poszedł z nami do kościoła.

Odpowiedział: ”Po prostu. A czy musi być jakiś istotny powód?”

 

Ja chętnie poczytam…

Jeżeli w nawiązaniu do jakiegoś tematu będą to wartościowe odniesienia, to przypuszczam, że we fragmentach będę mogła co nieco napisać.

 

Do wielu rzeczy w ezo potrzebne jest odrzucenie swojego Ego.

Ego można "pokonywać" z różnych powodów, trudno jest jednak prosić o pomoc w zakresie, który dla wielu ludzi jest jedynie wytworem fantazji, a osoba, do której się o tą pomoc zwracasz może potraktować cię zupełnie niepoważnie.

Co innego, gdy „rezygnuje się” ze swojego ego w zaciszu tajemnic swoich, co innego natomiast, gdy musi się je przed kimś otworzyć. Przed kimś, kto zupełnie nie jest na to przygotowany, podobnie jak osoba, która prosi o pomoc.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

caliah - gdyby to było takie proste, że zwrócenie się do Boga rozwiązywałoby wszystkie problemy, to nikt (tudzież niemalże nikt) na świecie nie miałby problemów. A przynajmniej wszyscy wierzący, którzy codziennie (i to niekoniecznie katolicy, czy chrześijanie, bo w innych religiach też przecież jest Bóg itd) do niego zwracają się mieliby wszystkie sprawy załatwione "od tak".

 

arkenas :)

Gdyby to było takie proste...

Masz rację, to niej jest proste.

Nie chodzi tu o zwrócenie się do Boga, bo nie jest On stolikiem spełniającym życzenia, ale o Wiarę, tą żywą, rzeczywistą, a ta wcale nie jest tematem ani prostym, ani łatwy,

Ja, patrząc z perspektywy na wszystkie moje doświadczenia, i te z okresu nawrócenia, i te późniejsze powinnam mieć wiarę silną, niepodważalną, a co za tym idzie moje życie powinno być wzorem, wręcz ideałem.

Tym czasem moja wiara jest mała i krucha.

Słaba do tego stopnia, że po krótkim czasie od wydarzeń zaczęłam się zastanawiać czy to, czego doświadczyłam aby na pewno zaszło, czy przypadkiem nie są to jakieś moje fantazje, nadinterpretacji, urojenia...

A i samo codzienne życie również dalekie jest od ideału zgodnego z Prawem.

 

Masz rację, gdyby to było proste....

Ale jak wielu jest ludzi prawdziwie, tak na co dzień żyjących wiarą?

Nawet Żydzi, którzy w odłamach ultraortodoksyjnych mogą uchodzić za tych najbardziej poprawnych popełniają wiele błędów/grzechów, którymi sami oddalają się od Boga.

 

Dlaczego tak się dzieje?

Przyczyn jest co najmniej kilka a leżą one zarówno w słabości duchowej ludzi, jak i przewrotnym działaniu istot, które nam trochę w tym życiu mieszają.

 

PS:I jeszcze jedna kwestia, caliah. Jakoś dziwnym sposobem nie zaobserwowałem, aby w krajach bardzo religijnych ludziom się wiodło lepiej, tylko dlatego, że codziennie, czy co parę dni (tudzież raz w tygodniu) modlą się do Boga, w porównaniu do krajów, gdzie religia nie ma takiego wpływu na społeczność. A wręcz, jeśli weźmiemy kraje katolickie na ten przykład, to często okazuje się, że panuje tam bieda, syf i wysoka przestępczość - jak np. w Brazylii. Dziwne, co?

Patrząc na mentalność tamtych ludzi: nie, nie dziwne.

Czym jest religijność? To zewnętrzne okazywanie wiary, którą się oficjalnie wyznaje. Ale religijność nie jest tożsama z wiarą.

Cóż po religijności, gdy po zakończonej modlitwie człowiek nie żyje zgodnie z wiarą?

 

Pytanie co oznacza to „lepiej”?

Czy większą ilość pieniędzy, większe mieszkania…

Jeżeli posiadanie dawałoby szczęście, to w porównaniu z ubogimi mieszkańcami wspomnianej Brazylii obywatele Europy powinni trwać w ciągłej euforii.

A jednak tak nie jest.

 

A może "lepiej", to być szczęśliwym, być z drugim człowiekiem, któremu ufasz i na którego możesz liczyć, żyć w miłości?

Szczęście, stan bycia szczęśliwym nie jest zależny od stanu posiadania.

Może nie patrz w kontekście kraju, ale na konkretnych ludzi, na tych realnie żyjących Bogiem.

Oni nie uzależniają swojego szczęścia od posiadania, od ilości pieniędzy. Oni opierają swoje szczęści na miłości, miłości do Boga i do drugiego człowieka.

Takich ludzi znajdziesz zarówno w ubogiej Brazylii, jak i w bogatej Szwajcarii.

Nie jest ich wielu i różnią się oni od pozostałych. Są cisi, pogodni, spokojni, niezależnie od stanu posiadania.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie chodzi tu o zwrócenie się do Boga, bo nie jest On stolikiem spełniającym życzenia, ale o Wiarę, tą żywą, rzeczywistą, a ta wcale nie jest tematem ani prostym, ani łatwy,

A co jeśli Ci powiem caliah, że ja tak samo wierzę w Boga i zwracam się również niejednokrotnie do istot także tych chrześijańskich, tyle, że po prostu się nie zamykam na jedną religię, tradycje religijną, dogmaty etc? :) Tylko nie ograniczam się po prostu do religii katolickiej? :) (Już nie wspominając, że różne istoty powtarzają się w wielu religiach, jak np. niektórych Archaniołów także masz w Islamie... jest wiele podobnych przykładów).

 

Religie mają w sobie moc... choćby przez ilość osób wierzących, czy też istoty, do których się powołują... egregory religii katolickiej są dosyć silne, dlatego też zwracanie się do znanych istot religijnych jak najbardziej ma sens, zresztą one oczywiście one istnieją (tak jak istoty w wielu innych tradycjach religijnych, czy wierzeniach). Zdarzały się też w historii niesamowite uzdrowienia wśród katolików... były też wśród osób związanych z innymi tradycjami religijnymi, wierzeniami... a były też takie, gdzie ktoś nie wierzyć w nic, poza mocą swojego umysłu... jeśli zwrócisz się z wiarą do Boga, czy na ten przykład istot z hiduizmu, to również możesz doznać cudownego uzdrowienia... Tak samo należy pamiętać, że sam umysł, wiara ma w sobie dużą moc... Jednak widzisz, ja do tego nie podchodzę tak samo jak Ty - nie ograniczam się po prostu do religii katolickiej, jej dogmatów, wolę samemu poszukiwać prawdy. Czaisz bazę mam nadzieję, że tak powiem? ;)

Tak samo nie zamierzam się ograniczać do rytuałów akurat katolickich, tylko dlatego, że są one powszechnie dostępne. Co oczywiście nie zmienia faktu, że mają one swoją moc, energię, etc itd itp.

 

 

Wiesz caliah, żyjemy w mocno przesiąkniętym katolicyzmem kraju.. myślę, że zdecydowana większość z nas zna te "klimaty" i Twoje opinie w sumie są mocno przesiąknięte katolickim podejściem - nawet używasz tej typowej dla katolików terminologii... Dlatego trochę mnie to zniechęca do dyskusji, bo widzę tą typową katolicką terminologię, widzę co piszesz, z jakiego typu myślenia wychodzisz i jak odbierasz sprawy związane z duchowością, rozwojem itd, to już wiem, że Twoje poglądy prawdopodobnie mogą być mocno zawężone (przypuszczenie - może się mylę, bo Cię nie znam itd)... I powiem Ci, że trochę Cię nie rozumiem, w sensie - i nie odbierz tego, jako złośliwy przytyk, bo nie jest to moim celem - nie bardzo rozumiem, jaki jest Twój cel "nawracania na jedyną słuszną prawdę" ludzi na forum ezoterycznym. ;) Nie sądzisz, że znaczna większość z nas (ludzi, którzy siedzą na tym forum) najprawdpodobniej "przerabiała" ten okres w życiu, gdy była zagorzałym katolikiem? Trida Ci napisała, że była katoliczką praktykującą. Ja również nim kiedyś byłem. A skoro jesteśmy na takim forum, to nie pomyślałaś, iż "być może" coś stało się, że zaczęliśmy poszukiwać czegoś więcej, iż z jakiś względów dogmatyzacja umysłów nie koniecznie każdemu pasuje? Mówię teraz może trochę na wyrost, w imieniu także innych userów tego zacnego forum, ale w moim przypadku jest to dosyć oczywiste i wydaje mi się, że jest podobnie w przypadku wielu innych ludzi tutaj. ;) Nie chodzi o to, że katolicyzm jest zły, ale serio... czytając Twoje posty trochę się czuję, jakbym słyszał przemówienie jakieś - co prawda miłej - ale dziewczyny z jakieś młodzieżowej wspólnoty katolickiej. ;) Oczywiście nie mówię, że katolicyzm jest zły, czy coś - ale myślę, że zamykasz jednak swoje poglądy niektóre do dogmatów tej religii. ;) Pamiętaj, dogmatyzm nie jest dobry.. nie warto ograniczać swojego myślenia do przyjętych schematów ludzi, którzy de facto ze poziomem świadomości prezentowanym przez Jezusa (już pomijając to, kim on był, bo dla mnie osobiście z pewnością istotą oświeconą, manifestacją miłości/współczucia, choć może niekoniecznie manifestacją samego Boga) nie mieli nic wspólnego...

 

 

PS: I tak sobie pomyślałem, że dobrze, że na tekst Tridy o ReiKi nie odpisałaś, że to szatan w czystej postaci, ale i tak tak enigmatycznie odpisałaś (o tych różnych efektach w przyszłości), że nie wiem co myśleć o Tobie caliah, o niej wiem... ;) taki żarcik. ;)

 

 

PS#2:

, czego przykładem są uzdrowienia, których nauka nie potrafi z żaden sposób wyjaśnić, a które opisane są w licznych świadectwach.

Poza tym, gdy psychika jest zdrowa, fizyczność w większości przypadków nie stanowi poważnego problemu.

Akurat obecnie, dzięki dobrodziejstwom fizyki kwantowej oraz całkiem sensownej teorii dotyczącej nieskończonej ilości wymiarów każde praktycznie, nawet najbardziej cudowne uzdrowienie ma naukowe podstawy.

A co do tego, że jeśli psychika jest zdrowa, to fizyczność w większości przypadków nie stanowi poważnego - no właśnie: w większości przypadków - bo są np. wypadki (czasem bardzo poważne), czy efekty chorób (również poważne), których sama zdrowa psychika nie jest w stanie niestety uleczyć. Prawda jest taka, że fizyczność może mieć tak samo silny wpływ na psychikę, jak psychika na fizyczność.

Edytowane przez arkenas
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Radził sobie w przeszłości (choćby uzdrowienia dokonywane przez Jezusa czy Apostołów) i radzi sobie również obecnie, czego przykładem są uzdrowienia, których nauka nie potrafi z żaden sposób wyjaśnić, a które opisane są w licznych świadectwach.

Ale proszę nie bazujmy na książce, która nie ma podstaw naukowych i była tłumaczona przez wielu ludzi, którzy swoje dokładali, na przestrzeni wieków i jest tzw metaforą.

 

Poza tym, gdy psychika jest zdrowa, fizyczność w większości przypadków nie stanowi poważnego problemu.

Powiedz to Stephenowi Hawkingowi ;)

 

Gdy chcesz wejść głębiej w wiarę, czyli zbliżyć się w swoim istnieniu do Boga, musisz przejść określoną drogę, która w opisie teoretycznym wygląda podobnie, ale prowadzi przez bardzo odmienne doświadczenia.

Równie dobrze możesz to zrobić bez boga, którego trzeba czcić etc.

Bóg dla wielu jest ułatwieniem, by było na kogo zrzucić winę albo komu dziękować.

Ludzie mają w sobie coś takiego, że nie wierzą w to, że sami coś zrobili dobrze lub w drugą stronę – coś ‘zepsuli’.

 

W odniesieniu do Rei Ki nie wychodzi na jedno. Początki teoretycznie wyglądają podobnie, ale bardzo istotnie różni się ciąg dalszy.

No tak, bo w RK nie musisz oddawać pokłonu nikomu w gruncie rzecz.

 

Pytanie z kim chcemy się kontaktować, do czego nas dane kontakty doprowadzają (jakie są ich owoce w naszym życiu). Jeżeli do takich kontaktów podchodzimy w sposób świadomy, to powinniśmy postarać się o ich dobre rozeznanie.

No tu przyznam Ci rację.

 

Żeby nas pobudzić do myślenia, analizowania, działania, rozwoju…?

I dlatego zabiera nam bliskich w wypadkach, nas samych doświadcza głodem, ubóstwem itd… Sorry ale tak obiektywnie patrząc – nie znam zbyt wielu wielce wierzących katolików (pomijając kler), którzy są mega bogaci, szczęśliwi i do czegoś doszli.

A kataklizmy nie są ludziom potrzebne.

Ok. – skłania nas to do działań itd ale chyba ten cały bóg nie zna umiaru. Bo nie raz spotkałam się z sytuacją, gdy ludzie byli / są na skraju wyczerpania psychicznego ale dalej pokładają wiarę i nadzieję w bogu a wszystkie ‘niepowodzenia’ nazwijmy to uważają właśnie za próbę ich wiary, niczym jak współczesny Hiob… No na Rany Chrystusa opamiętajmy się…

 

Wydaje mi się, że gdybyś znała logikę Boga „katolickiego” wiedziałabyś dokładnie, co bym zrobiła.

Opisałam wyżej ;)

 

Jednak:

„...myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami - wyrocznia Pana.

Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje - nad waszymi drogami i myśli moje - nad myślami waszymi.” Iz 55, 8-9

Sorry, jehówkami mi zajechało. Na prawdę nie musisz mu rzucać fragmentami z PŚ żeby mnie do czegoś przekonać, bo zaraz obalę Ci ten i każdy inny fragment i przedstawię go tak, ze bóg jednak jest zły i pyszny.

 

Dałabym Ci to, o co prosisz, gdybym przy moim zakresie wiedzy była pewna, że posłuży to Twojemu dobru i zastanawiałabym się/obserwowała co z tym zrobisz. A jeżeli dana rzecz przyniosłaby coś dobrego, cieszyłabym się, że mogłam Ci w ten sposób pomóc.

No to już robisz coś innego niż miłosierny bóg :)

Przez lata modlitw, zagłębiania się w PŚ, KK itd miałam bardzo mało sytuacji, gdy wielki miłosierny bóg litował się nad moją biedną duszą. Dlatego wolę pracować na własny rachunek.

Ale to moje spostrzeżenia nt jego pracy wyciągnięte z dotychczasowych doświadczeń.

 

Odnosząc to do prawdopodobniej logiki przypisywanej Bogu, nie oczekiwałabym Twojego nawrócenia, ale logicznej analizy zdarzeń i wyciągnięcia wniosków, co do Twojej obecnej sytuacji.

Nawrócenie lub nie to sprawa Twojej indywidualnej decyzji, Bóg może Cię jedynie do tego zaprosić.

Zależy, czy rozmawiamy o logice boga ze ST czy z NT.

ST by mnie spalił piorunem a NT no to by zapraszał i przekonywał, fakt.

 

Kataklizm, czy też kara boża nigdy nie odnosiła się do udzielonej pomocy, ale była odpowiedzią Boga na ewidentne zerwanie przemierza przez lud.

Tu mi się kojarzy szlagier z Internetu – dam Ci wolną wolę, spalę Cie za niewypełnienie moich poleceń ;)

 

Kolejność wyglądała za zwyczaj tak: lud wzywał Boga, Bóg odpowiadał, zawierali przymierze, lud zaczynał to przymierze łamać, Bóg przypominał, lud olewał przypomnienia, Bóg olewał lud (przestawał go chronić vel dopuszczał to, przed czy wcześniej go ochraniał).

A potop? Tam ludzie postępowali źle ale przymierza z bogiem nie było.

Po prostu ‘zabawki się popsuły’, trzeba było zrobić nowe ale pierw starych się jakoś pozbyć.

Proste i logiczne :)

 

Dla mnie czytanie Biblii to nie przelatywanie kartka po kartce, ale poszukiwania, podążanie kolejnymi wątkami (co skutkuje kilkukrotnym wertowaniem przeczytanych już ksiąg).

Kicia a podejdź do tego jak do lektury a nie jak do wielkiej księgi ple ple. Przeczytaj to z podejściem jak do nie wiem… Harlequina czy czegokolwiek…. Bo z takim podejściem to nawet ‘5 lat kacetu’ można wynieść na piedestał i się z tego uczyć.

That’s the point – żeby podejść z czystym umysłem a nie wielbiąc boga. Bo czytając o rzeziach wojennych będzie można dostrzec tam miłosierdzie boga – że zabierał swoje owieczki do siebie….

 

Niczego nie naprawiał i niczego nie zmieniał. :)

No b/k….

 

„ Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę. bowiem powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni.” Mt 5, 17-18

Nt cytatów wypowiedziałam się wyżej.

A co miał mówić? Na wstępie wejść i z grubej rury – przyszedłem Was nawracać etc?

Wiesz, co jak co Czizas był prorokiem, wiedzącym, uczonym, Mistrzem. Nawet RK go pod to podpina (to osobna historia) wiec miał jednocześnie podejście do ludzi. Toć małe kłamstewko jeszcze nikogo nie zabiło a mądre gadanie skupiło uwagę wielu.

 

Jezus w czasie swojej misji tłumaczył Prawo, objaśniał Pisma. Na koniec zaś dopełnił Prawa w akcie, który bynajmniej nie kojarzy się z miłosierdziem.

Masz na myśli ukrzyżowanie?

 

w jaki odpowiadał na ich deklaracje da obraz Boga sprawiedliwego i niezmiennego w swych postanowieniach.

Tutaj odnoszę się do całego cytatu, ale żeby nie robić tasiemca zostawiam fragment.

Bóg sprawiedliwy zabierający Hiobowi wszystko, co ma.

Bóg zsyłający potop.

Bóg sprawiedliwy, który każe zabić Izaaka

Bóg sprawiedliwy, który pozwala zabijać niemowlaki (historia Mojżesza)

Mam nadal wymieniać? A to początek PŚ

Pokaż mi sprawiedliwość boga, która nie bd zakrawała o jego pyche.

 

Bóg zesłał potop…, a wiesz dlaczego?

Generalnie wchodząc w jakąkolwiek dyskusję byłoby ogromnym niedopatrzeniem z mojej strony, gdybym nie wiedziała.

Jednak ja zobaczę w tym fragmencie coś zupełnie innego niż Ty wg mnie :)

 

Zbierając je do kościoła nie byłam jeszcze osobą wierzącą.

I tu znów odniesienie, do całego fragmentu.

Same sobie poszukają – na pewno mając 8-10-12 lat zaczną się interesować innymi religiami… No Caliah proszę…

Skoro Ty nie wiedziałaś za dużo to mogłaś doczytać, dowiedzieć się o tym i owym. A Ty poszłaś, wg mnie, po najmniejszej linii oporu.

Ludzie czasami z niewiedzy, ze mają wybór nie szukają dalej.

Ja dopiero w wieku 10 lat dowiedziałam się, że katolicyzm nie jest jedyna wiarą. Myślałam, że wszyscy na świecie wierzą w jednego boga etc a dlaczego – bo nikt mi nie wskazał innej drogi, bo w domu katolików zostałam wychowana etc.

 

O potrzebie modlitwy mówiono już o wiele wcześniej, tak więc nie jest ona wymysłem katolików.

Potrzebie modlitwy a nie klepania wierszyków…

Wiesz, co by nie było, ja modlę się codziennie ;)

 

Tak, zapytałam go dlaczego poszedł z nami do kościoła.

Odpowiedział: ”Po prostu. A czy musi być jakiś istotny powód?”

I chodzi z Wami co niedziela czy był to jednorazowy wybryk?

 

Masz rację, gdyby to było proste....

Ale jak wielu jest ludzi prawdziwie, tak na co dzień żyjących wiarą?

I tu się mogę wtrącić ja, bo swego czasu moje życie zaliczało się do ‘prawdziwie żyjącego wiarą’. (wstyd się przyznać ale byłam nastoletnią fanatyczną TT_TT)

Ksiądz proponował mi jakieś tam świecenia dla świeckich – powołanie do życia konsekrowanego. Jednak nie mogłam ich przyjąć ze względu na mój młody wiek (nie ukończyłam wtedy 18 lat) a wierz mi – nie miałam lekko ;)

 

Arkenas dobrze prawisz :)

 

PS. Caliah…. Jesteś katolikiem wiec co robisz na Forum ezoterycznym O_O tak mnie to teraz zaczęło zastanawiać…

Edytowane przez Trida
boshe literówka O_O
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj Arkenas

 

A co jeśli Ci powiem caliah, że ja tak samo wierzę w Boga i zwracam się również niejednokrotnie do istot także tych chrześijańskich, tyle, że po prostu się nie zamykam na jedną religię, tradycje religijną, dogmaty etc? :)

Nic :)

Postawa taka jak Twoja nie jest dla mnie niczym nowym, ani szokującym.

Tak, jak wcześniej odpisałam Tridzie - to Twój wybór :)

Nie wnikam i nie oceniam.

Ważne, abyś obserwował skutki swoich decyzji w relacjach z innymi ludźmi i potrafił wyciągać z nich wnioski.

 

Twoje poglądy prawdopodobnie mogą być mocno zawężone (przypuszczenie - może się mylę, bo Cię nie znam itd ;)... I powiem Ci, że trochę Cię nie rozumiem, w sensie - i nie odbierz tego, jako złośliwy przytyk, bo nie jest to moim celem - nie bardzo rozumiem, jaki jest Twój cel "nawracania na jedyną słuszną prawdę" ludzi na forum ezoterycznym.

A czy ja tu kogoś nawracam :)

Spokojnie odpowiedziałam na post z prośbą o radę, proponując rozwiązanie alternatywne, na co, nie autor wątku, ale Trida zagadnęła mnie pytaniem i od tamtej pory dyskusja toczy się na zasadzie odpytywania mnie z tematyki wiary i etyki.

Nie rozpisuję się po całym forum, nie ścigam osób, które się na nim udzielają i nie wpieram im swoich "racji".

Sugerujesz, że moje poglądy mogą być zawężone, a tymczasem to ja zostałam zaszufladkowana w stereotyp :]

 

Zastanawiałam się, co odpisać w poruszonej przez Ciebie kwestii dotyczącej różnych religii, powiązań między nimi, ezoteryki oraz innych tematów dotyczących duchowości i mojej wiedzy w tym zakresie. Wędrowałam kilka razy przez Twój post i co jakiś czas zatrzymywałam się na akcencie zwróconym na "to forum".

Trochę na nim jest, a przynajmniej jakiś czas temu było, nt moje wiedzy, ale musiałbyś poszukać w nieco starszych postach, tych z 2009 roku i starszych.

To okres przed moim nawróceniem, czas, w którym poruszałam się między snami, magią a filozofiami różnych religii.

 

Nie chodzi o to, że katolicyzm jest zły, ale serio... czytając Twoje posty trochę się czuję, jakbym słyszał przemówienie jakieś - co prawda miłej - ale dziewczyny z jakieś młodzieżowej wspólnoty katolickiej. ;)

Z młodzieżówki z pewnością nie jestem, wiek nie bardzo pasuje :)

Miałam natomiast okazję zweryfikować już skutki moich różnorodnych postaw i poszukiwań, i zmieniając język na nieco bardziej ezo ;), najlepsze efekty przyniosła mi współpraca i kontakty z Bogiem chrześcijan.

 

PS: I tak sobie pomyślałem, że dobrze, że na tekst Tridy o ReiKi nie odpisałaś, że to szatan w czystej postaci, ale i tak tak enigmatycznie odpisałaś (o tych różnych efektach w przyszłości), że nie wiem co myśleć o Tobie caliah, o niej wiem... ;) taki żarcik. ;)

Może to, że Bóg nie zamyka ludzi w schematach ;)

Droga, którą mnie poprowadził, wydaje mi się dość nietypowa.

Na moją prośbę, którą do Niego skierowałam, pokazał mi rzeczywistość duchową w wymiarze dość istotnie wykraczającym poza popularnie pojmowane nauczanie Kościoła.

 

Akurat obecnie, dzięki dobrodziejstwom fizyki kwantowej oraz całkiem sensownej teorii dotyczącej nieskończonej ilości wymiarów każde praktycznie, nawet najbardziej cudowne uzdrowienie ma naukowe podstawy.

Ja, jak na razie, nie spotkałam się z jakimkolwiek badaniem z zakresu fizyki kwantowej, które wyjaśniałoby jakieś konkretne uzdrowienie.

Jeżeli zaś teoria, nawet sensowna, nie jest sprawdzalna, to nie można nazwać jej nauką, bo nie da się jej potwierdzić empirycznie.

Niepotwierdzona natomiast opiera się jedynie na założeniach i (paradoksalnie) na wierze w to, że te założenia są słuszne.

Ponieważ nie chcę powielać tekstów, wrzucę w odpowiedzi dla Tridy dwa przykłady oczekujące na ich naukowe wyjaśnienie ;)

 

A co do tego, że jeśli psychika jest zdrowa, to fizyczność w większości przypadków nie stanowi poważnego - no właśnie: w większości przypadków - bo są np. wypadki (czasem bardzo poważne), czy efekty chorób (również poważne), których sama zdrowa psychika nie jest w stanie niestety uleczyć. Prawda jest taka, że fizyczność może mieć tak samo silny wpływ na psychikę, jak psychika na fizyczność.

Nie chodzi o uleczenie, ale o życie w zgodzie z samym sobą, o spokój wewnętrzny otwartość i radość życia pomimo ułomności fizycznej.

Ten wątek też będzie nieco szerzej rozwinięty w ww. poscie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy mi się tylko zdaje, czy ten mega offtop powinien zostać wydzielony do osobnego tematu? :>

 

Ważne, abyś obserwował skutki swoich decyzji w relacjach z innymi ludźmi i potrafił wyciągać z nich wnioski.

Szczerze? ;) Jedyne skutki moich poglądów obserwuję w relacjach z osobami, które są zagorzałymi katolikami tudzież, zatwardziałymi ateistami (w przypadku, gdybym o nich powiedział). :)

Wiesz, chodziłem rok temu do wspólnoty katolickiej (choć powiedzmy bardziej w celach towarzyskich;>) i ciężko było udawać, że nie spędzam każdego weekendu na rekolekcjach, tudzież, jako jeden z niewielu nie przystępuję do komunii świętej.. oj ciężko. ;] Wtedy - przyznać muszę - miało to wręcz bezpośredni wpływ, indeed. ;] Wnioski wyciągnąłem następujące: dziewczyny ze wspólnot katolickich, choć bywają fajne, to - niestety - trochę zamknięte pojęciowo-poglądowo. ^^

A ateiści.. cóż, ci to mają dopiero klapki na oczach, w moim mniemaniu.

 

 

Sugerujesz, że moje poglądy mogą być zawężone, a tymczasem to ja zostałam zaszufladkowana w stereotyp :]

Oj tam od razu zaszufladowałem, bez przesady. ;) Aczkolwiek fakt faktem, gdybyś była taką typową katoliczką, to pewnie tak długo byś na takim forum, pełnym "zbłądzonych owieczek" nie siedziała. Łatwo chyba wyczuć w moich postach, że daleko mi do ocen Ciebie, czy szufladek.

 

 

Z młodzieżówki z pewnością nie jestem, wiek nie bardzo pasuje :)

Miałam natomiast okazję zweryfikować już skutki moich różnorodnych postaw i poszukiwań, i zmieniając język na nieco bardziej ezo ;), najlepsze efekty przyniosła mi współpraca i kontakty z Bogiem chrześcijan.

Chodziło mi o taką typową wspólnotę katolicką dla młodych osób, w której jak wspomniałem sam siedziałem, a to chyba dosyć popularne się w całej Polsce zdaje się zrobiło.

Aczkolwiek cieszę się, że Twoje wnioski wywodzą się z różnorodnych postaw, poszukiwań i że to opinia wyrobiona na ich podstawie, a nie na przyjęciu czegoś, co akurat "default'owo" jest tłoczone w umysł prawie każdego Polaka za młodu.

 

 

Zastanawiałam się, co odpisać w poruszonej przez Ciebie kwestii dotyczącej różnych religii, powiązań między nimi, ezoteryki oraz innych tematów dotyczących duchowości i mojej wiedzy w tym zakresie. Wędrowałam kilka razy przez Twój post i co jakiś czas zatrzymywałam się na akcencie zwróconym na "to forum".

A nad czym się zastanawiałaś konkretnie? Dla mnie to od dawna oczywiste, że w sumie wszystkie religie, to pewne drogi prowadzące do tego samego celu tak naprawdę... czy też pomagające w osiągnięciu tego samego celu... Tyle, że różni byli - mistrzowie - nazwijmy ich tak. Tyle, że jeszcze dochodzi kwestia indywidualnej wiary, umysłu, tego, w co się wierzy etc, a przede wszystkim drogi, jaka najbardziej pasuje... Można ten cel (czy nazwiemy to bardziej po wschodnioreligijnemu/ezoterycznemu oświeceniem, czy też bardziej po chrześcijańsku: zbawieniem) osiągnąć, niekoniecznie nawet podążając konkretną religią.. można czerpać z więcej, niż jedna oraz posiłkować się osobami, które mają coś powiedzenia na ten temat, a niekoniecznie są związani z konkretną religią (np. Mooji, Eckhart Tolle), czy po prostu - swoim własnym wnętrzem, obserwacjami, przemyśleniami, przeżyciami etc.

 

 

Może to, że Bóg nie zamyka ludzi w schematach ;)

Droga, którą mnie poprowadził, wydaje mi się dość nietypowa.

Na moją prośbę, którą do Niego skierowałam, pokazał mi rzeczywistość duchową w wymiarze dość istotnie wykraczającym poza popularnie pojmowane nauczanie Kościoła.

Ależ oczywiście, że nie zamyka. Przecież to ludzki, szalony umysł ustawia sobie schematy, podziały, spory i jest nawet toczyć bitwy o to, że ktoś wyznaje inną religię, czy ma inne poglądy, do drugiej osoby.

Cóż, to, że dostrzegasz rzeczywistość duchową poza wymiar nauczania nauki Kościoła, to akurat doskonale się składa... w innym przypadku, gdybyśmy żyli w średniowieczu, to pewnie spłonęłabyś na stosie za samą obecność na forum pełnym czarownic, heretyków, innowierców i szarlatanów. ;) A wtedy takie postępowanie było wtedy zgodne i pojmowane przez nauki kościoła (jakoś nie mogę się przemóc pisać kościół z dużej litery, bo ile sama religia katolicka jest jak najbardziej ok, czy też jej główne założenia, o tyle ta instytucja już ma zbyt wiele - jak dla mnie - do zarzucenia... ale to temat na dłuższą dyskusję).

 

Ja, jak na razie, nie spotkałam się z jakimkolwiek badaniem z zakresu fizyki kwantowej, które wyjaśniałoby jakieś konkretne uzdrowienie.

Jeżeli zaś teoria, nawet sensowna, nie jest sprawdzalna, to nie można nazwać jej nauką, bo nie da się jej potwierdzić empirycznie.

Niepotwierdzona natomiast opiera się jedynie na założeniach i (paradoksalnie) na wierze w to, że te założenia są słuszne.

Ponieważ nie chcę powielać tekstów, wrzucę w odpowiedzi dla Tridy dwa przykłady oczekujące na ich naukowe wyjaśnienie ;)

W takim razie bardzo polecam zapoznać się z serią Briana Greene'a o nazwie "Struktura Kosmosu" (polecam zacząć od filmików "Przeskok kwantowy" i "Iluzja czasu")... Na YT jest cała seria z polskim tłumaczeniem (jeśli nie znasz angielskiego), to raz.

A dwa, nie nie było konkretnych badań, nad konkretnym uzdrowieniem (przynajmniej z tego, co mi wiadomo). Aczkolwiek fizyka kwantowa, a dokładnie jej najnowsze odkrycia w tej dziedzinie udowadniają, że wszystko tak naprawdę jest energią, informacją. A nasz świat składa się tak naprawdę z... energii informacyjnej... i właściwie wszystko sprowadza się do świadomości. Tzn. to, że siedzisz teraz np. na krześle, nie jest przyczyną tego, że jest to stała, fizyczna struktura - wydaje się ona taka tylko w makroskali. W rzeczywistości kwantowej jest to tak naprawdę zbiór informacji, a właściwie świadomość człowieka sprawia, że ten obiekt nie rozlatuje się w przestrzeni... Może trochę niedokładnie wyjaśniłem, ale mniej więcej tak to wygląda w ujęciu fizyki.

Poza tym - jest teoria na temat nieskończonej ilości wymiarów i ma ona całkiem ciekawe sensowne teorie.. Te wymiary, to nieskończone możliwości tego, co mogłoby się zdarzyć. Na zasadzie nitek przeznaczenia - podejmując jakąś decyzję, automatycznie przechodzisz po rozwidleniu nitek na kolejną sub-ścieżkę. Czyli, jeśli ktoś jest poważnie chory, czy uległ wypadkowi i np. stracił nogi, to istnieje wymiar, w którym nie uległ takowemu i jest całkiem zdrowy... A to, że akurat nasz umysł postrzega ten wymiar, w którym uległ wypadkowi za bardziej realny jest czysto relatywnym, subiektywym odczuciem umysłu (tak samo zresztą jak iluzja czasu). To nie jest żadna religia, czy wiedza ezoteryczna - to jest akurat czystymi faktami oraz wiarygodnymi hipotezami z dziedziny fizyki, mającymi podstawy naukowe.

 

A jeśli już o cudownych, udokumentowanych uzdrowieniach mowa, to z pewnością może spodobać Ci się taki oto przypadek (żeby nie było, związany z tradycją katolicką właśnie): Znak dla niewierzących - Cuda - Adonai.pl

Oczywiście można tutaj dyskutować na ile miało miejsce działanie zewnętrznych istot, Boga, a na ile działanie umysłu, kreacji rzeczywistości etc (przypomnę, że w tamtych czasach wiedza medyczna i wiedza ówczesnych ludzi była na tyle znikoma, że bohater owego wydarzenia mógł być nawet nieświadomy tego, że to, co się stało, jest - teoretycznie przynajmniej - niemożliwe)... o czym zresztą wspominałem, tego nie da się czasem tak naprawdę określić...

 

 

Nie chodzi o uleczenie, ale o życie w zgodzie z samym sobą, o spokój wewnętrzny otwartość i radość życia pomimo ułomności fizycznej.

Ten wątek też będzie nieco szerzej rozwinięty w ww. poscie.

Jasne. Aczkolwiek oczywiście sposób wewnętrzny, otwartość, radość życia, pomimo ułomności fizycznej można uzyskać na różne sposoby, prawdaż?

Edytowane przez arkenas
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale proszę nie bazujmy na książce, która nie ma podstaw naukowych i była tłumaczona przez wielu ludzi, którzy swoje dokładali, na przestrzeni wieków i jest tzw metaforą.

Zgodnie z życzeniem - nie tylko z tej Książki :)

Link może być?

Cuda i Łaski - Sanktuarium Matki Bożej Kębelskiej w Wąwolnicy

 

A żeby nie było zupełnie na sucho:

 

Justyna Korczyńska zamieszkała w Lublinie. 26 lipca 2008 roku umierająca w szpitalu na ostrą białaczkę szpikową (99% komórek rakowych). W czasie nabożeństwa o uzdrowienie duszy i ciała w sanktuarium w Wąwolnicy, na którym jej rodzina modliła się o jej zdrowie, o godzinie 20.30 nagle sama usiadła na łóżku, a parę godzin później sama poszła do łazienki. Po przeprowadzeniu badań, nie wykryto żadnej komórki rakowej w jej organizmie.

 

W 1996r. ks. Stanisław Kultys - kapłan archidiecezji lubelskiej chorując od 40 lat na stwardnienie rozsiane, nie mógł już o własnych siłach wstać z łóżka. Poprosił, aby go przywieziono do Matki Bożej w Wąwolnicy. Do kaplicy trzeba go było wnieść, siedzieć jeszcze nie mógł o własnych siłach. Po modlitwie u Matki Bożej wrócił do domu. Kiedy na drugi dzień obudził się poczuł, że jego ręce odzyskały władzę. Podparł się rękami i ucieszony o własnych siłach usiadł, wtedy też uświadomił sobie, że jego nogi są sprawne. Powoli stanął jedną nogą na podłodze, potem drugą czyniąc to przy samym łóżku na wypadek upadku. Stanął, postąpił jeden krok potem drugi i nie wierząc sobie zaczął chodzić po pokoju zupełnie sprawny i zdrowy. W tym czasie zadzwonił dzwonek przy drzwiach, poszedł i otworzył drzwi. W drzwiach jego rodzinnego domu na terenie parafii Najświętszego serca Pana Jezusa w Lublinie stanął jego szkolny kolega lekarz, który go leczył przez 40 lat. Kiedy zobaczył wykrzyknął zdumiony - to ty chodzisz? Kazał ks. Stanisławowi położyć się i po zbadaniu go powiedział: - Ty jesteś zupełnie zdrowy! Podszedł do telefonu, zadzwonił do swojej żony i powiedział: - czy ty możesz zrozumieć? Ks. Kultys jest zupełnie zdrowy, bo ja nie mogę. W kilka dni potem wypisał ks. Stanisławowi długą listę historii choroby i wysłał go do Warszawy na badanie aparatem badającym stwardnienie rozsiane. Po przeczytaniu historii choroby lekarka poddała badaniu ks. Kultysta i po sprawdzeniu wyników powiedziała, że ks. Kultys nigdy nie chorował na stwardnienie rozsiane. Do końca życia nigdy nie pojawiły się ślady stwardnienia rozsianego. W historii łask w Wąwolnicy można to zdarzenie uważać za największy cud w klasie uzdrowień.

 

Powiedz to Stephenowi Hawkingowi ;)

Chyba nie muszę :)

"Pomimo tak zaawansowanego inwalidztwa Hawking jest bardzo aktywny w fizyce, a także w życiu publicznym. Przebieg choroby u Hawkinga jest nietypowy, cierpi na wyjątkowo przewlekłą formę ALS. Przeżycie 10 lat jest nietypowe, a Hawking choruje już ponad pięćdziesiąt lat. Twierdzi, że mimo choroby jest szczęśliwy. Jej powolny postęp umożliwił mu dokonanie znaczących odkryć i nie uniemożliwił mu posiadania, jak to mówi, „bardzo atrakcyjnej rodziny”.

Reszta na: Stephen Hawking

 

A słyszałaś może o Nicku Vujicicu? :)

 

Równie dobrze możesz to zrobić bez boga, którego trzeba czcić etc.

Bóg dla wielu jest ułatwieniem, by było na kogo zrzucić winę albo komu dziękować.

Ja odbieram to nieco inaczej.

Bóg jest dla mnie Przyjacielem, któremu podobnie jak każdej innej osobie wypada podziękować za np. udzieloną pomoc, radę etc.

Zrzucać winę? Za co? Za skutki własnych decyzji?

Co jeszcze..., potrafi pokazać to, czego ja sama nie jestem w stanie dostrzec, pomóc tam, gdzie ja nie jestem w stanie czegokolwiek zrobić.

Jak już wcześniej napisałam, Jego działanie nie wyklucza mojego, ale jest wsparciem tam, gdzie ludzka pomysłowość zawodzi.

Mówi się, że Jego miłość jest uprzedzająca, wykracza poza nasze, ludzkie pojmowanie planowania i przewidywania skutków.

I takiej Jego miłości i pomocy doświadczyłam (nie prosząc o coś konkretnego, ale o poprawę danej sytuacji). Czasem w odniesieniu do siebie, czasem do osób z bardzo zadawnionymi problemami.

 

No tak, bo w RK nie musisz oddawać pokłonu nikomu w gruncie rzecz.

Podobno nie ma nic za darmo, a jakoś podziękować zawsze trzeba :]

Niezależnie od tego czy jest to Bóg, bóstwo czy energia.

To chyba coś blisko teorii ezoterycznych, prawda?

A tak przy okazji: mam w rodzinie osobę, która zajmuje się Rei Ki.

 

I dlatego zabiera nam bliskich w wypadkach, nas samych doświadcza głodem, ubóstwem itd… Sorry ale tak obiektywnie patrząc – nie znam zbyt wielu wielce wierzących katolików (pomijając kler), którzy są mega bogaci, szczęśliwi i do czegoś doszli.

A kataklizmy nie są ludziom potrzebne.

W życiu doświadczamy różnych sytuacji. Pytanie jak się wówczas zachowujemy, co dobrego potrafimy z nich wyprowadzić.

Na forum ezoterycznym rozwój duchowy nie powinien być aż tak niezrozumiałym zagadnieniem.

Dla ułatwienia filozofia chrześcijańska wskazuje na konieczność mentalnego rozdzielenia rzeczywistości materialnej od wzrastania duchowego.

 

Co się zaś tyczy wielce wierzących katolików i nie tylko, pytanie: co to jest szczęście?

Do czego trzeba dojść, żeby być szczęśliwym? Czy stan posiadania jest dawcą owej szczęśliwości?

A może to właściwe, oparte na miłości, relacje z innymi ludźmi czynią nas szczęśliwymi?

 

A kataklizmy?

Wcześniej stwierdziłaś, że ludzie zbyt wiele przypisują Bogu, jako sprawcy danej sytuacji, przyczynie ich sukcesów czy niepowodzeń.

Może zatem i owe kataklizmy nie mają z Jego wolą nic wspólnego.

Może po prostu żyjemy w dynamicznym świecie, w którym zachodzą określone procesy, ciagi przyczynowo-skutkowe.

Taki mamy klimat :]

 

Ok. – skłania nas to do działań itd ale chyba ten cały bóg nie zna umiaru. Bo nie raz spotkałam się z sytuacją, gdy ludzie byli / są na skraju wyczerpania psychicznego ale dalej pokładają wiarę i nadzieję w bogu a wszystkie ‘niepowodzenia’ nazwijmy to uważają właśnie za próbę ich wiary, niczym jak współczesny Hiob… No na Rany Chrystusa opamiętajmy się…

Jeżeli do zagadnienia próby podejdziemy od strony silnej wiary, to i owszem, obecnie również zdarzają się przypadki na miarę Hioba.

Jest jednak pewna zasada: Bóg nie daje ciężaru większego, niż dana osoba może unieść. Tu nie chodzi o złamanie wiary, ale o jej utwierdzenie.

Temat dość trudny do zrozumienia w teorii i wymagający w każdym przypadku solidnego, dogłębnego rozeznania. Dopiero doświadczenie spaja to zagadnienie.

 

Sorry, jehówkami mi zajechało. Na prawdę nie musisz mu rzucać fragmentami z PŚ żeby mnie do czegoś przekonać, bo zaraz obalę Ci ten i każdy inny fragment i przedstawię go tak, ze bóg jednak jest zły i pyszny.

Jehówkami?

Fragment odnosił się do Twojego stwierdzenia: "Ale idąc logiką boga katolickiego..." i znajduje się prawdopodobnie w każdym egzemplarzu Biblii, gdyż pochodzi z jednego z jej najstarszych i najlepiej zachowanych rękopisów.

 

Taki mały fragment, a tyle złości...

Jeżeli jednak jesteś w stanie udowodnić, że znasz Jego logikę, a tym samym obalić choćby ten fragment mówiący o błędnym przez ludzi jej pojmowaniu...

Dość poważne wyzwanie sobie postawiłaś, ale chętnie poczytam.

 

No to już robisz coś innego niż miłosierny bóg :)

Bynajmniej :)

Tudzież logika ST i NT nie różnią się między sobą. Gdyby tak było, to misja Jezusa nie byłaby dopełnieniem obietnic Proroków zawartych w ST.

Co zaś się tyczy "pioruna", to jakoś nie przypominam sobie, aby Bóg tak gorliwie nim obdarzał. No chyba, że mówimy o Zeusie :]

Zaś w NT Jezus niejednokrotnie napominał, ostrzegając o konsekwencjach dalszego złego postępowania. I bynajmniej nie zapraszał i przekonywał, ale stanowczo odnosił do Prawa i Przykazań.

Ciekawe jest to, że wszyscy gorliwie zwracają uwagę na kary, zżymając się nad "złym bogiem", a jakoś nikt nie rozpatruje przyczyny tej kary. Jakoś nikt nie rozważa powagi uczynionego prze ludzi zła i dalszych skutków, które czynionen nadal przyniosłoby w przyszłości.

Ludzie są cacy, cokolwiek by robili.., czyżby propagowanie wychowania bezstresowego na większą skalę.

 

Tu mi się kojarzy szlagier z Internetu – dam Ci wolną wolę, spalę Cie za niewypełnienie moich poleceń ;)

A, to stąd wzięły się te pioruny. :)

 

A potop? Tam ludzie postępowali źle ale przymierza z bogiem nie było.

Po prostu ‘zabawki się popsuły’, trzeba było zrobić nowe ale pierw starych się jakoś pozbyć.

Proste i logiczne :)

Nawet bardzo. W sam raz jako opowieść moralizatorska dla dzieci :)

Przekładając na wersję dla dorosłych: miał nadejść kataklizm, Bóg ostrzegł Nego, poradził mu co trzeba zrobić i w ten sposób zachował przy życiu człowieka (wraz z jego rodziną), który swą ufność pokładał w Bogu, zachowywał jego Prawa.

A zabawki, z takich popsutych już nic dobrego oby nie było, co najwyżej przedłużałaby się agonia gatunku infekując to, co jeszcze było zdrowe.

 

 

Kicia a podejdź do tego jak do lektury a nie jak do wielkiej księgi ple ple.

Wiesz, odpuść sobie doradzanie, bo jakoś Ci nie wychodzi, nie trafiasz w odbiorcę.

Harlequina nie czytałam i nie przeczytam podobnie, jak nie oglądam serialowych tasiemców. Nie mój klimat.

Zbyt dużo już doświadczyłam, aby takie wywody robiły na mnie wrażenie.

 

Nt cytatów wypowiedziałam się wyżej.

A co miał mówić? Na wstępie wejść i z grubej rury – przyszedłem Was nawracać etc?

Ale Jezus właśnie wzywał do nawrócienia, cała Ewangelia, którą głosił jest wezwaniem do nawrócenia, do zmiany myślenia, a co za tym idzie sposobu życia :)

I tu ku Twojemu zmartwieniu cytat:

"Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego." Mt 18, 1

 

Ciekawi mnie w czym dopatrujesz się owego "małego kłamstewka"?

 

Masz na myśli ukrzyżowanie?

Bingo!

I tu znowu Bóg będzie zły, bo oczekuje od nas, że weźmiemy swój krzyż i będziemy go naśladować, prawda?

Wrzuć do tego trochę ezoteryki, zamieszaj w lewą stronę i będziesz miała -> rozwój duchowy.

 

Bóg sprawiedliwy zabierający Hiobowi wszystko, co ma.

Księga Hioba nie jest tekstem łatwym i do szczegółowego jej rozważenia trzeba by było sporej rozprawki :)

Jeśli jednak odniesiemy się jedynie do sprawiedliwości Boga i tego, że zabrał Hiobowi wszystko, co miał, właściwym będzie dodanie, że zwrócił mu to z naddatkiem.

 

Radziłaś mi, abym czytała Biblię na luzie, a może to jednak Ty powinnaś przeczytać ją nieco uważniej? Może wtedy nie miałabyś problemu z odpowiedzią na tego typu pytania, bo nie umknęłyby Ci niektóre jej fragmenty.

 

Bóg zsyłający potop.

Ten temat przewinął się już nieco wyżej, ale można go nieco uzupełnić.

Podchodząc to tej historii literalnie, należy pamiętać, że odnosimy się do okresu, w którym Bóg bezpośrednio kontaktował się z ludźmi, przemawiał do nich, uczył ich.

Jednakże część z nich odeszła od Boga i ujmując to dość infantylnie, zaczęło czynić zło. Przy czym wiadomo, że zło jest bardziej agresywne, ekspansywne.

Co zatem powinien zrobić Bóg? Pozwolić, aby całe dzieło stworzenia upodliło się i uległo samozniszczeniu?

Czy ocalić to, co jeszcze rokowało nadzieję na dalszy rozwój i istnienie?

 

Ogrodnik mając w ziemi dwie rośliny: zdrową i chorą usuwa chorą, aby ocalić zdrową.

A gdy zakażona jest cała plantacja?

 

Bóg sprawiedliwy, który każe zabić Izaaka

I co, w Twojej Biblii został zabity?

Jeśli tak, to w mojej jest inna wersja:

„Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego! Teraz poznałem, że boisz się Boga, bo nie odmówiłeś Mi nawet twego jedynego syna." Rdz 22,12

Poszperaj trochę w historii, tam powinnaś znaleźć wzmianki nt ówczesnych kultów i tradycji. To pomoże Ci zrozumieć, dlaczego akurat na taką próbę wystawił Bóg Abrahama.

A wracając do wydarzenia i sprawiedliwości Boga:

"Przysięgam na siebie, wyrocznia Pana, że ponieważ uczyniłeś to, a nie oszczędziłeś syna twego jedynego, będę ci błogosławił i dam ci potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie i jak ziarnka piasku na wybrzeżu morza; potomkowie twoi zdobędą warownie swych nieprzyjaciół. Wszystkie ludy ziemi będą sobie życzyć szczęścia [takiego, jakie jest udziałem] twego potomstwa, dlatego że usłuchałeś mego rozkazu." Rdz 22, 16-18.

Jeżeli taka rekompensata za gotowość oddania jedynego dziecka nie jest wyrazem sprawiedliwości, to może być chyba jedynie nadmiarem hojności.

 

Sorki za nielubiane przez Ciebie cytaty, ale nie da się rozmawiać o Biblii, bez Biblii.

 

Bóg sprawiedliwy, który pozwala zabijać niemowlaki (historia Mojżesza)

Tak jak teraz pozwala zabijać dzieci nienarodzone i godzi się na eutanazję?

Sama niedawno podważałaś zrzucanie winy za ludzkie decyzje na Boga...

Ustabilizuj może przynajmniej nieco swoje poglądy, bo się w nich sama rozmijasz.

To, o czym wspomniałaś, dotyczy w tym przypadku decyzji faraona:

„Faraon wydał wtedy całemu narodowi rozkaz: "Wszystkich nowo narodzonych chłopców Hebrajczyków należy wyrzucić do rzeki, a dziewczynki pozostawić przy życiu.” Wj 1, 22

W jakim zakresie została ona wykonana, o tym Biblia nie wspomina.

 

Mam nadal wymieniać? A to początek PŚ

Pokaż mi sprawiedliwość boga, która nie bd zakrawała o jego pyche.

Możesz wymieniać, co najwyżej dysputa nieco się przeciągnie :)

 

Generalnie wchodząc w jakąkolwiek dyskusję byłoby ogromnym niedopatrzeniem z mojej strony, gdybym nie wiedziała.

Jednak ja zobaczę w tym fragmencie coś zupełnie innego niż Ty wg mnie :)

W takim razie podchodzisz to tematu dość powierzchownie.

Ale skoro czytałaś Biblię jak Harlequina..., to różnica w Jej odbiorze, o której wspominasz, nie jest niczym dziwnym.

 

Same sobie poszukają – na pewno mając 8-10-12 lat zaczną się interesować innymi religiami… No Caliah proszę…

Tak, jak wcześniej: Trida odpuść sobie pouczanie, bo Ci to nie idzie.

Znam osobę zajmującą się magią, która zaczęła samodzielnie interesować się tymi tematami w wieku lat 7 (siedmiu – słownie, żeby nie było, że pomyłka ).

Dzieci w tym wieku już bardzo uważnie obserwują i zadają mnóstwo pytań, na które dobrze jest odpowiadać z sensem.

Co zaś do mojego dokształcania z zakresu religioznawstwa, to tak, jak wcześniej napisałam, te tematy mnie nie interesowały, co za tym idzie, nie było moim zamiarem wnikanie w te zagadnienia czy wbijanie dziewczynkom do głów takiej lub innej prawdy, ale pokazanie im zjawiska jako takiego.

No ale styknie już tej spowiedzi.

 

Potrzebie modlitwy a nie klepania wierszyków…

Wiesz, co by nie było, ja modlę się codziennie ;)

Jeśli ktoś nie umie modlić się inaczej, to i wierszyki są dobre.

Czasem są jedynym wyjściem.

 

I chodzi z Wami co niedziela czy był to jednorazowy wybryk?

Chodzi co niedziela i w sumie to on przejął „obowiązek” koordynowania wyjścia.

I nie jest to jedyna zmiana, jaka zaszła w odniesieniu mojego męża do wiary.

 

I tu się mogę wtrącić ja, bo swego czasu moje życie zaliczało się do ‘prawdziwie żyjącego wiarą’. (wstyd się przyznać ale byłam nastoletnią fanatyczną TT_TT)
Fanatyzm to nic dobrego, z tym się w pełni zgadzam. Podobnie jak niekontrolowany wybuch – nie przynosi niczego dobrego. W takich okolicznościach Twoje odejście od Kościoła jest reakcją naturalną, klasycznym odreagowaniem.

 

PS. Caliah…. Jesteś katoliczkom wiec co robisz na Forum ezoterycznym O_O tak mnie to teraz zaczęło zastanawiać…

Trafiłam tu ... po drodze, i możesz to określenie potraktować bardzo wieloznacznie.

Tak, jak odpisałam Arkenasowi: Bóg, na moją prośbę, którą do Niego skierowałam, pokazał mi rzeczywistość duchową w wymiarze dość istotnie wykraczającym poza popularnie pojmowane nauczanie Kościoła. Sporo wówczas udzielałam się w kilku działach. Było to jeszcze przed moim nawróceniem. Kontakty nawiązane za pośrednictwem tego forum przyczyniły się do wydarzeń, które pozwoliły mi dotknąć tego, co niematerialne.

Po jakimś czasie przestałam tu zaglądać, nie działo się tu już nic, co mogłoby mnie w jakiś sposób interesować.

A kilka dni temu, w sposób właściwy dla tego forum, ściągnął mnie tu problem jednej z użytkowniczek, więc przy okazji zajrzałam do kilku tematów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pięknie pięknie. Tylko na moje proste pytanie jakoś brak odpowiedzi.Napisalas w jednym z wątków, że Bóg ma poczucie humoru. Rozumiem, że całe to sq.....synstwo jakie jest na tym świecie jest Bożym żartem...Tylko nie wklejaj cytatów z PSI i PSII czy wywodow jakiegoś klechy. Możesz poradzić się w tej sprawie swojego duszpasterza.Pracowalem jako wolontariusz w takim hospicjum.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj, wiem, że winna Ci jestem odpowiedź w innym wątku i postaram się tą zaległość jak najszybciej nadrobić.

Niestety nie mam zbyt wiele czasu na pisanie i stąd ta zwłoka.

 

Rozumiem, że całe to sq.....synstwo jakie jest na tym świecie jest Bożym żartem...

Chcesz wszystko wrzucić do jednego wora? Tak się niestety nie da.

Brałeś pod uwagę czynnik ludzki?

Bóg wszystkiego za nas nie zrobi i nie odbierze nam naszej wolnej woli.

Możemy czynić dobro, możemy czynić zło. Mamy wpływ na ten świat, ale w większości przypadków wolimy o tym nie wiedzieć i zamknąć się w wygodnej dla nas przestrzeni.

 

Hospicja, szpitale, domy pomocy, ośrodki socjalne - tam spotykamy ludzką słabość, kruchość naszej natury. I nie jest to bynajmniej żart Boga, ale jeden z obrazów człowieczeństwa. Tacy po prostu jesteśmy. Niektórzy nie chcą tego widzieć, niektórych to przeraża.

 

Tylko nie wklejaj cytatów z PSI i PSII czy wywodow jakiegoś klechy. Możesz poradzić się w tej sprawie swojego duszpasterza.

Hmm, i znowu stereotypowe uwagi zakładające ograniczoność rozmówcy...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

caliah dla mnie dalsza konwersacja jest bezsensowna, bo masz głowę przesiąkniętą bogiem katolickim, katolami i cała pochodną resztą. Nie patrzysz obiektywnie tylko tak, jak wmawia KK, jak bóg nakazał, jaki to on wielki i wspaniały.

Dla mnie typowe gadanie katolika. Już się z Wami nagadałam i wiem, ze nie przegadam.

Na każdy mój logiczny argument zarzucisz mi txt z Biblii, wypiszesz "mądre" cytaty zasłyszane na mszy świętej i tyle.

Możesz uznawać, ze wygrałaś ohh ahh ale wiesz dlaczego dzwon głośny... ;)

 

Powodzenia w dalszej drodze nawracania ludzi :)

Edytowane przez Trida
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ograni co? Nie ważne.To było proste pytanie a odpowiedź?Bez posilkowania się cytatami za wiele nie napisałaś. Może to właśnie Ty chcesz prowadzić życie łatwe, lekkie i przyjemne, nie zwracając uwagi na to co naprawdę nas otacza.Wg Ciebie jestem ograniczony bo..?Bo nie przyjmuję propagandy KK? Przepraszam z góry za złośliwa uwagę ale Twój mąż ma ciężkie życie.Oby Ci tylko rogów nie przyprawil.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako, że Trida skapitulowała z dalszej dyskusji, a ja mam ochotę odpisać Ci jeszcze, bo jednak trochę kole w oczy nielogiczność niektórych Twoich wniosków. ;>

 

A zatem, shall we? ;]

 

Chyba nie muszę :)

"Pomimo tak zaawansowanego inwalidztwa Hawking jest bardzo aktywny w fizyce, a także w życiu publicznym. Przebieg choroby u Hawkinga jest nietypowy, cierpi na wyjątkowo przewlekłą formę ALS. Przeżycie 10 lat jest nietypowe, a Hawking choruje już ponad pięćdziesiąt lat. Twierdzi, że mimo choroby jest szczęśliwy. Jej powolny postęp umożliwił mu dokonanie znaczących odkryć i nie uniemożliwił mu posiadania, jak to mówi, „bardzo atrakcyjnej rodziny”.

Reszta na: Stephen Hawking

 

A słyszałaś może o Nicku Vujicicu? :)

Ekhm... Czy Ty widziałaś tego człowieka w ogóle? To, że ma stalową psychikę i odnosi sukcesy na polu naukowym, nie znaczy, że fizyczność nie stanowi dla niego problemu... Serio sądzisz, że on w pełni akceptuje swoje kalectwo?

A Nick Vujicic.. jeden wyjątek na cały świat... akurat on przyjął poglądy chrześijańskie.. Hawking z kolei jest z tego, co mi wiadomo, zatwardziałym ateistą (i generalnie Hawking teoretycznie jest w gorszej sytuacji, bo on jest totalnie sparaliżowany)... No ale ładnie napisali o nim w Wikipedii (którą de facto każdy może edytować), to na pewno znaczy, że jest szczęśliwy i jest ok, tylko dlatego, że ma sukcesy w oczach świata...

 

Nick V. faktycznie zdaje się być szczęśliwym człowiekiem, ale nigdy nie uwierzę, że w pełni akceptuje ten stan rzeczy.. po prostu przeniósł identyfikację siebie ze swojego ciała, do wnętrza, umysłu.

Tylko osoba w pełni oświecona może nie przejmować się faktem kalectwa, niedyspozycji fizycznej, dużej choroby. A dopóki istnieje identyfikacja z ego, tożsamością, ciałem, cierpienie zawsze jest - nawet, jeśli mocno się je wyciszy, to niestety ono występuje. Dziwne, że o tym w Biblii nie wspominają.

Owszem, cierpienie przyczynić się może do rozwoju, owszem, te osoby dają radę, ale fakt, że widzisz gościa uśmiechniętego, który się nie przejmuje swoim ogromnym kalectwem itd, nie znaczy od razu, że nie wpływa na niego jego fizyczność i że w ogóle ten fakt go nie rusza...

 

 

Dla ułatwienia filozofia chrześcijańska wskazuje na konieczność mentalnego rozdzielenia rzeczywistości materialnej od wzrastania duchowego.

Że co? ;o Przecież po to się chyba rodzimy, aby wzrastać duchowo... To jaki jest cel w mentalnym rozdzielaniu materii od wzrostu duchowego? ;o

 

 

Podobno nie ma nic za darmo, a jakoś podziękować zawsze trzeba :]

Niezależnie od tego czy jest to Bóg, bóstwo czy energia.

Ej ej ej, no to jest Bóg w (rozumieniu katolickim) nieskończenie miłosierny, czy "nic nie ma za darmo"... to jak to w końcu jest...? Sama sobie przeczysz...

 

 

Mówi się, że Jego miłość jest uprzedzająca, wykracza poza nasze, ludzkie pojmowanie planowania i przewidywania skutków.

A myślałem już, że "nic nie ma za darmo"... ufff. :>

 

 

Taki mały fragment, a tyle złości...

Jeżeli jednak jesteś w stanie udowodnić, że znasz Jego logikę, a tym samym obalić choćby ten fragment mówiący o błędnym przez ludzi jej pojmowaniu...

Dość poważne wyzwanie sobie postawiłaś, ale chętnie poczytam.

Tyle w niej złości... tak reagować na słowa Pisma Świętego (zmodyfikowanego notabene tysiącpińcet razy w średniowieczu, aby kler mógł zbijać kasę na odpustach, łatwiej manipulować ciemnym ludem etc) to pewnie dziecko nieczyste... ;)

 

A jaka to Jego logika? Bo jakoś trudno mi ją znaleźć, w kontekście skrajnie sprzecznych sobie faktów. W samych cytatach z Biblii, które podałaś wraz z kontekstem Twoich wypowiedzi są jest ze sobą niejeden skrajnie nielogiczny fakt...

 

 

 

Co zatem powinien zrobić Bóg? Pozwolić, aby całe dzieło stworzenia upodliło się i uległo samozniszczeniu?

Czy ocalić to, co jeszcze rokowało nadzieję na dalszy rozwój i istnienie?

 

Ogrodnik mając w ziemi dwie rośliny: zdrową i chorą usuwa chorą, aby ocalić zdrową.

A gdy zakażona jest cała plantacja?

Że co? Nie wiem czemu, ale ta filozofia z roślinkami przypomina mi filozofię pewnego niemiłego pana z wąsem...

I znów, było o miłosierdziu, ale teraz znów o masowej eksterminacji "nieczystych plonów"... ojojoj ;< A potem dziwić się, że tak wielu ateistycznych hejterów pluje się na YT, jaki to z Boga socjopata itd, skoro posiłkują się tylko wiedzą na temat powyższego na podstawie Biblii...

Edytowane przez arkenas
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ograni co? Nie ważne.To było proste pytanie a odpowiedź?Bez posilkowania się cytatami za wiele nie napisałaś. Może to właśnie Ty chcesz prowadzić życie łatwe, lekkie i przyjemne, nie zwracając uwagi na to co naprawdę nas otacza.Wg Ciebie jestem ograniczony bo..?Bo nie przyjmuję propagandy KK? Przepraszam z góry za złośliwa uwagę ale Twój mąż ma ciężkie życie.Oby Ci tylko rogów nie przyprawil.

Rany, Lucy...

Czytaj proszę ze zrozumieniem i mniejszą dawką emocji.

"stereotypowe uwagi" - czyje były te uwagi? Twoje i cytat z nimi umieściłam tuż nad moją odpowiedzią.

Zakładały co? "ograniczoność rozmówcy"

Kto w naszym dialogu jest Twoim rozmówcą? Chyba ja?

Więc czyją ograniczoność w swoich opiniach zakładałeś?

Więc nie fochaj się na to, co sam napisałeś ;)

 

Twoje pytanie było oryginalnie w innym wątku i tam znajdziesz nieco szerszą odpowiedź.

Staram się nie powielać tematów i postów, bo po prostu czas mi na to nie pozwala.

Wykaż więc proszę nieco cierpliwości.

 

Uwaga nt męża jest zdecydowanie nietrafiona i bezsensownie złośliwa.

Jeżeli chcesz porozmawiać na jego temat, to bardzo proszę na pw.

Tu mogę Ci przyznać rację co do tego, że lekko ze mną nie ma. Nie łatwy mam charakter.

Ale taką mnie sobie upolował i mimo tego, że znał mnie przed ślubem ponad 4 lata uparcie nie chciał szukać innej.

 

Arkenas, mam nadzieję, że Ty masz nieco więcej cierpliwości :)

Obiecuję, odpowiem, ale nie dziś.

Dziś już zmykam spać :)

Mąż na mnie czeka ;p

 

I Wam również życzę dobrej nocy :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy mi się tylko zdaje, czy ten mega offtop powinien zostać wydzielony do osobnego tematu? :>

Zdecydowanie powinien, ale skoro nie przeszkadza to ani autorowi, ani modkom... ;D

 

Szczerze? ;)

Tylko i wyłącznie :)

 

Jedyne skutki moich poglądów obserwuję w relacjach z osobami, które są zagorzałymi katolikami tudzież, zatwardziałymi ateistami (w przypadku, gdybym o nich powiedział). :)

(…)

Wnioski wyciągnąłem następujące: dziewczyny ze wspólnot katolickich, choć bywają fajne, to - niestety - trochę zamknięte pojęciowo-poglądowo. ^^

A ateiści.. cóż, ci to mają dopiero klapki na oczach, w moim mniemaniu.

Nie każdy jest gotowy na takie rozległe poszukiwania :)

Mówi się o rozwoju, o dojrzewaniu duchowym. Takie dojrzewanie powinno iść równolegle z dojrzewaniem intelektualnym i emocjonalnym. Jeżeli sfery te zaczną się dość istotnie rozmijać, to mamy kłopotek albo z fanatyzmem, albo z zagubieniem.

A jaki jest czas dojrzewania?

Różny, każde drzewko rośnie w swoim tempie ;)

 

Oj tam od razu zaszufladowałem, bez przesady. ;) Aczkolwiek fakt faktem, gdybyś była taką typową katoliczką, to pewnie tak długo byś na takim forum, pełnym "zbłądzonych owieczek" nie siedziała. Łatwo chyba wyczuć w moich postach, że daleko mi do ocen Ciebie, czy szufladek.

Ja odbieram je raczej nie jako ocenianie, ale jak delikatne badanie gruntu… ;D

Ale podoba mi się Twój styl wypowiedzi. Jest otwarty, potrafisz się zdystansować i starasz się zrozumieć, co Twój rozmówca chciał Ci powiedzieć pisząc... :)

I jak widzę wiele z tego korzystasz (nie mam na myśli rozmowy ze mną), bo zakres wiedzy masz dość rozległy :)

 

Aczkolwiek cieszę się, że Twoje wnioski wywodzą się z różnorodnych postaw, poszukiwań i że to opinia wyrobiona na ich podstawie, a nie na przyjęciu czegoś, co akurat "default'owo" jest tłoczone w umysł prawie każdego Polaka za młodu.

Od dziecka mam umysł bardzo odporny na indoktrynację :]

I dzięki temu nie mam dziś problemów np. z reklamami. Po prostu ich nie widzę :):bezradny:

 

A nad czym się zastanawiałaś konkretnie?

Na tym, czy opisywać Ci zakres owej wiedzy, ale widzę, że dobrze zrobiłam odpuszczając ten temat, gdyż dla Ciebie nie wniósłby on niczego konstruktywnie nowego :)

A mogłabym się co najwyżej niepotrzebnie zagłębić w jakieś szczegóły.

 

Co zaś do samego rozwoju i poszukiwań, to nie ujęłabym tego lepiej :)

Uczymy się poprzez obserwacje i porównania, cóż mogę dodać więcej…? :)

 

Cóż, to, że dostrzegasz rzeczywistość duchową poza wymiar nauczania nauki Kościoła, to akurat doskonale się składa... w innym przypadku, gdybyśmy żyli w średniowieczu, to pewnie spłonęłabyś na stosie za samą obecność na forum pełnym czarownic, heretyków, innowierców i szarlatanów. ;)

Paradoksalnie to właśnie owe czarownice, heretycy, innowiercy i szarlatani usypali mi w pewnym momencie na tym forum stosowny stosik ;)

Ale dzięki wstawiennictwu pewnego maga nie został on podpalony ;D

 

(jakoś nie mogę się przemóc pisać kościół z dużej litery, bo ile sama religia katolicka jest jak najbardziej ok, czy też jej główne założenia, o tyle ta instytucja już ma zbyt wiele - jak dla mnie - do zarzucenia... ale to temat na dłuższą dyskusję).

To może tak w skrócie :)

Instytucją można nazwać hierarchię kościelną, czy struktury administracyjne.

Zaś określeniem „Kościół” nazywana jest wspólnota osób wierzących. Owszem, oprócz osób świeckich zaliczają się do niej zarówno kapłani, jak i wspólnoty zakonne, ale jedynym, stałym czynnikiem łączącym osoby należące do tej wspólnoty jest wiara oparta na nauczaniu Jezusa.

A ponieważ jest to nazwa własna, wypada pisać ją z dużej litery :)

Poza tym daje to pewne rozróżnienie rzeczowe pojęć, gdyż „kościół” oznacza po prostu budynek sakralny.

 

W takim razie bardzo polecam zapoznać się z serią Briana Greene'a o nazwie "Struktura Kosmosu" (polecam zacząć od filmików "Przeskok kwantowy" i "Iluzja czasu")... Na YT jest cała seria z polskim tłumaczeniem (jeśli nie znasz angielskiego), to raz.

Temat względności czasu przerobiłam „doświadczalnie”… ;]

Podobnie jak względność przestrzeń.

Są to pojęcia współistniejące jedynie w odniesieniu do doświadczania materii.

 

A dwa, nie nie było konkretnych badań, nad konkretnym uzdrowieniem (przynajmniej z tego, co mi wiadomo). Aczkolwiek fizyka kwantowa, a dokładnie jej najnowsze odkrycia w tej dziedzinie udowadniają, że wszystko tak naprawdę jest energią, informacją. A nasz świat składa się tak naprawdę z... energii informacyjnej... i właściwie wszystko sprowadza się do świadomości.

Czyli nauka zaczyna odkrywać Boga…

Heh, nie chcę cytować Biblii, ale zdążyli to tam opisać już jakiś czas temu :)

 

Poza tym - jest teoria na temat nieskończonej ilości wymiarów i ma ona całkiem ciekawe sensowne teorie..

Jest dosyć stara, podobnie jak teoria światów równoległych. Co nie znaczy, że jest całkowicie błędna.

Ot choćby takie wymiary, jak świat materialny i świat duchowy, tak na początek… :)

 

A jeśli już o cudownych, udokumentowanych uzdrowieniach mowa, to z pewnością może spodobać Ci się taki oto przypadek…

Dzięki za link :)

Co prawda spotkałam się już z opisem dotyczącym tego zdarzenia, ale nie w tak rozwiniętym ujęciu.

 

…bohater owego wydarzenia mógł być nawet nieświadomy tego, że to, co się stało, jest - teoretycznie przynajmniej - niemożliwe...

Prawdę mówiąc nie bardzo rozumiem tą myśl.

Co jest niemożliwe lub czego mógł nie być świadomy? Odrośnięcia nogi, działania w tym zakresie Boga czy siły wiary/potęgi umysłu?

 

Jasne. Aczkolwiek oczywiście sposób wewnętrzny, otwartość, radość życia, pomimo ułomności fizycznej można uzyskać na różne sposoby, prawdaż?

Hmmm, no nie wiem.

A może jednak w jeden sposób, aczkolwiek różnie opisany? ;)

 

Jako, że Trida skapitulowała z dalszej dyskusji, a ja mam ochotę odpisać Ci jeszcze, bo jednak trochę kole w oczy nielogiczność niektórych Twoich wniosków. ;>

 

A zatem, shall we? ;]

Ok, let's patataj, jak powiadają starożytni kowboje ;D

 

Ekhm... Czy Ty widziałaś tego człowieka w ogóle? To, że ma stalową psychikę i odnosi sukcesy na polu naukowym, nie znaczy, że fizyczność nie stanowi dla niego problemu... Serio sądzisz, że on w pełni akceptuje swoje kalectwo?

Na zdjęciach, osobiście nie spotkałam.

Z pewnością wolałby być zdrowy, ale wiedząc, że nie może zmienić tego stanu rzeczy nie zamyka się w sobie, ale żyje konstruktywnie. Po prostu żyje.

 

Mam teścia przykutego do wózka od ok 20 lat.

Krótka historia: ogólnie zdrowy, ok. 40 letni mężczyzna idzie do szpitala na badania w trakcie których mają lekarze dokonują wkłucia w okolicy rdzenia kręgowego. Po kilku dniach dzieje się z pacjentem coś dziwnego: nie poznaje ludzi, mówi nieskładnie.

Okazało się, że doszło do jakiejś infekcji i mózg jest uciskany przez płyn, który z jakichś powodów gromadzi się pod czaszką. Zakładają cewnik dootrzewnowy i wydaje się, że sytuacja jest unormowana.

Niestety po kilku miesiącach zaczynają się inne problemy. Kolejno: utrata czucia w palcach, drętwienie kończyn, problemy z chodzeniem, a ostatecznie utrata możliwości wykonywania jakichkolwiek czynności samodzielnie. Włącznie z jedzeniem czy piciem. Co więc robi całymi dniami ten w pełni świadomy, zdrowy na umyśle mężczyzna?

Bynajmniej nie użala się nad sobą.

Czyta książki (e-booki), słucha muzyki, ogląda telewizję i rozmawia z gośćmi, którzy go odwiedzają, a którymi w większości są jego dzieci i wnuki. Po prostu normalnie żyje, na tyle na ile ma w tym stanie możliwość.

 

A Nick Vujicic.. jeden wyjątek na cały świat...

Wyjątek?

Nie widziałeś chłopaków na wózkach grających w kosza?

A ostatnie wybory "Miss na wózku"?

Jest też podobno coś takiego jak paraolimpiady...

Nick jest o tyle wyjątkiem, że jego stopień niepełnosprawności jest wyjątkowo duży i połączony z dużą medialnością Nicka.

Choć prawdę mówiąc, w porównaniu z moim teściem Nick jest wyjątkowo sprawny.

Problem w tym, że mój teść nie jest medialny, wygląda zatem jakby nie istniał, bo nie ma go w mediach. A takich nieistniejących, a żyjących normalnie jest naprawdę wielu. Owszem, woleliby być w pełni sprawni, ale skoro nie mogą, to zajmują się czymś ciekawszym niż zżymanie się nad swoją ułomnością.

 

Nick V. faktycznie zdaje się być szczęśliwym człowiekiem, ale nigdy nie uwierzę, że w pełni akceptuje ten stan rzeczy.. po prostu przeniósł identyfikację siebie ze swojego ciała, do wnętrza, umysłu.

No i wróciliśmy do początku, czyli do mojego zdania, od którego zaczął się ten wątek dyskusji: „Poza tym, gdy psychika jest zdrowa, fizyczność w większości przypadków nie stanowi poważnego problemu.”

i odpowiem w połączeniu z dalszą częścią Twojej wypowiedzi:

Że co? ;o Przecież po to się chyba rodzimy, aby wzrastać duchowo... To jaki jest cel w mentalnym rozdzielaniu materii od wzrostu duchowego? ;o

Masz rację, rodzimy się po to, aby wzrastać duchowo. Jednak świat materialny jest dla nas swoistym torem przeszkód (w dużym skrócie i uproszczeniu), na którym zbytnie przywiązywanie się do materii, nadawanie jej wyższej wartości ogranicza nasze możliwości w zakresie poznawania tego, co niematerialne.

Dlatego umiejętność zdystansowania się do świata materialnego pozwała na odzyskanie wolności w kształtowaniu ducha. Chodzi tu o odrzucenie wartości przemijających na rzecz pracy nad tym, co stanowi istotę człowieka w dużo szerszym wymiarze.

Nie oznacza to oczywiście, że nasza cielesność, czy materia w ogóle jest zła. Bynajmniej :)

Jest całkiem fajna i można z niej korzystać, czerpać z niej radość, przyjemność, pamiętając przy tym, że nie ona jest celem naszego istnienia.

 

Tylko osoba w pełni oświecona może nie przejmować się faktem kalectwa, niedyspozycji fizycznej, dużej choroby. A dopóki istnieje identyfikacja z ego, tożsamością, ciałem, cierpienie zawsze jest - nawet, jeśli mocno się je wyciszy, to niestety ono występuje. Dziwne, że o tym w Biblii nie wspominają.

Nie bardzo rozumiem o czym nie wspominają? O tym, że cierpienie (fizyczne) jest zawsze, czy o tym, że należy dążyć do oświecenia, aby cierpienie (psychiczne) nie miało miejsca?

 

Ej ej ej, no to jest Bóg w (rozumieniu katolickim) nieskończenie miłosierny, czy "nic nie ma za darmo"... to jak to w końcu jest...? Sama sobie przeczysz...

Niezupełnie.

Moja wypowiedź, do której nawiązujesz odnosiła się do słów Tridy: „No tak, bo w RK nie musisz oddawać pokłonu nikomu w gruncie rzecz.”

Być może znowu zastosowałam zbyt duży skrót myślowy, dlatego nieco tą myśl rozwinę, aby nie było kolejnych niedopowiedzeń.

Trida zasugerowała w swoim komentarzu, jakoby w Kościele istniał z założenia obowiązek oddawania pokłonu Bogu, co przedstawione w negatywnym brzemieniu może wyglądać na bezsensowne przymuszanie człowieka do poniżania siebie przed Stwórcą.

Jako pozytywny kontrast wskazała zaś domniemaną niezależność RK.

Stwierdzenie „Podobno nie ma nic za darmo, ...” Odnosi do wspomnianego przez Tridę RK, a oparte jest na znanej w ezoteryce zasadzie odpłatności. W przypadku RK – aby korzystać z energii RK musisz przejść inicjację, czyli wejść w jakąś zależność, w której „w gruncie rzeczy” pokłonów nie oddajesz, ale która w określony sposób wiąże i narzuca swoje warunki. Czyli wcale nie taki wolne halo…, cena jest.

 

„Niezależnie od tego czy jest to Bóg, bóstwo czy energia.”

Rozgraniczając osoby na Boga, bóstwo i energię miałam na myśli różnorodność pojęć stosowanych w odniesieniu do „sił”, z którymi ludzie podejmują współpracę.

Zakładając jedność Boga ze wszystkimi związanymi z Nim istotami, w określeniu „bóstwo” zawarłam te istnienia, które z Bogiem nie współpracują. Z reguły są to różnego rodzaju demony, które z natury nie dają niczego za darmo. Cena wiąże się zazwyczaj z jakimś stopniem utraty wolności człowieka lub szkodą bezpośrednią.

 

„…,a jakoś podziękować zawsze trzeba.”

W odniesieniu do Boga nie chodzi tu o literalną zapłatę.

Podziękować zawsze trzeba, albo przynajmniej wypada. To taki gest grzecznościowy znany chyba we wszystkich kulturach. Niezależnie od tego, czy się go wykona w formie dosłownego ukłonu, czy prostego „dziękuję”. Nie powinien być formą wymuszoną, ale wyrazem prostej wdzięczności.

Oczywiście można Bogu nie dziękować, nie odpowiadać na Jego działanie, ale co w ten sposób wyrazimy?

Chyba nie tego mamy się uczyć, nie na tym polega droga ku doskonałości…

 

A myślałem już, że "nic nie ma za darmo"... ufff. :>

:)

 

Tyle w niej złości... tak reagować na słowa Pisma Świętego (zmodyfikowanego notabene tysiącpińcet razy w średniowieczu, aby kler mógł zbijać kasę na odpustach, łatwiej manipulować ciemnym ludem etc) to pewnie dziecko nieczyste... ;)

Ot, jaki cięty języczek ;p

A z drugiej strony, skąd w takim razie ta złość. Przecież to zwykłe słowa. Ktoś powiedział, ktoś napisał, ktoś zacytował. Nie powinny w sumie budzić niczyich emocji. No chyba, że budzą demony?

Co zaś do modyfikacji treści Pisma Świętego, to być może w „wydaniach średniowiecznych” trochę nabałaganiono, ale od wielu lat powstają tłumaczenia na podstawie tekstów oryginalnych nawet z III - II w. p.n.e. Wtedy o klerze chyba jeszcze nie słyszano ;)

W rękopisach z Qumran znaleziono wręcz całą Księgę Izajasza (z niej właśnie pochodzi ów cytat) i liczne fragmenty innych ksiąg, na których podstawie bez problemu można stwierdzić, czy cokolwiek we współczesnym tłumaczeniu Pisma Świętego zostało zmienione.

 

A jaka to Jego logika?

Oto Jego musisz zapytać :)

Ot choćby w tej przypowieści:

„Albowiem królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy. Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: "Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam". Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił. Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: "Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?" Odpowiedzieli mu: "Bo nas nikt nie najął". Rzekł im: "Idźcie i wy do winnicy!" A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: "Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych!" Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: "Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty". Na to odrzekł jednemu z nich: "Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje i odejdź! Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?" Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi.” Mt 20, 1-16

 

Bo jakoś trudno mi ją znaleźć, w kontekście skrajnie sprzecznych sobie faktów. W samych cytatach z Biblii, które podałaś wraz z kontekstem Twoich wypowiedzi są jest ze sobą niejeden skrajnie nielogiczny fakt...

Podaj, proszę, przykład/przykłady, a ja spróbuję wyjaśnić, co miałam na myśli pisząc dany komentarz :)

 

Że co? Nie wiem czemu, ale ta filozofia z roślinkami przypomina mi filozofię pewnego niemiłego pana z wąsem...

I znów, było o miłosierdziu, ale teraz znów o masowej eksterminacji "nieczystych plonów"... ojojoj ;< A potem dziwić się, że tak wielu ateistycznych hejterów pluje się na YT, jaki to z Boga socjopata itd, skoro posiłkują się tylko wiedzą na temat powyższego na podstawie Biblii...

Jeżeli czytają Biblię podobnie jak Trida, czyli „po łebkach”, na wyrywki wybranymi fragmentami, nie analizując tego, co przeczytali, pod kątem społeczno-kulturowych uwarunkowań historycznych, to nie ma bata, żeby zrozumieli ST.

Z NT jest już nieco łatwiej, ale tam z kolei są przypowieści…, a w nich hebraizmy i różne inne takie, których bez chęci zagłębienia się w temat też nie rozbierzesz.

 

Nie wiem, o którego pana z wąsem Ci chodzi, bo było ich przynajmniej dwóch, jednak ich działania w odniesieniu do ludzi były ograniczone do poziomu bytu materialnego/cielesnego.

Zakładając, że wydarzenia opisane w Biblii miały miejsca, a ich sprawcą był Bóg, sprawa wygląda zupełnie inaczej, choćby ze względu na Jego nieograniczone możliwości pokierowania duszą po śmierci.

 

Podobno Aniołowie zazdroszczą ludziom cielesności. Można by zatem przypuszczać, że owa cielesności jest pewnego rodzaju nagrodą czy wyróżnieniem. Wraz z nią otrzymujemy zmysły oraz czas.

Idąc tym tokiem rozumowania, odebranie życia (odnoszę tą myśl do rozpoczynającego ten wątek potopu) byłoby swoistą karą za ogrom czynionego na ziemi zła.

 

Co zaś do miłosierdzia, to czy jest gdzieś powiedziane, że ci, którzy zginęli w potopie, po należytym zadośćuczynieniu nie zostali w owym miłosierdziu przeniesieni na niebieskie łąki?

Jezus podobno złożył ofiarę przebłagalną za wszystkich ludzi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdecydowanie powinien, ale skoro nie przeszkadza to ani autorowi, ani modkom... ;D

Myślę, że może nawet nie podejrzewają, że tutaj się taka zaawansowana dysputa nam pojawiła. ;) Aczkolwiek whateva. ;d

 

Ok, let's patataj, jak powiadają starożytni kowboje ;D

;>

 

 

Nie każdy jest gotowy na takie rozległe poszukiwania :)

Mówi się o rozwoju, o dojrzewaniu duchowym. Takie dojrzewanie powinno iść równolegle z dojrzewaniem intelektualnym i emocjonalnym. Jeżeli sfery te zaczną się dość istotnie rozmijać, to mamy kłopotek albo z fanatyzmem, albo z zagubieniem.

A jaki jest czas dojrzewania?

Różny, każde drzewko rośnie w swoim tempie ;)

Powiem więcej - większość z tych ludzi raczej nie poszukiwało dalej, niż to, czego się dowiedzieli w rodzinach (zazwyczaj z bardzo wierzących rodzin wywodzą się takie osoby, z tych ze wspólnoty, które dane mi było poznać), w kościele etc. Takie osoby z automatu odrzucają wszystko, o czym powiem im ksiądz, że jest złe. Właściwie w tych osób z tej wspólnoty jedna dziewczyna w miarę ogarniała tematy inne, niż to, o czym im mówi ksiądz w kościele i można z nią była trochę porozmawiać np. o wschodnich religiach. Miałem też koleżankę, która zawsze była zagorzałą katoliczką, aczkolwiek kiedyś jeszcze dało się z nią porozmawiać o ezoteryce itp (interesowała się tym), aczkolwiek z czasem zauważyłem, że nim dłużej w tym siedzi, tym bardziej jej umysł stał się dosyć się zamknięty. Poza tym mam trochę z tych osób ze wspólnoty w znajomych na FB i widzę, jakie linki wklejają... W większości to moim zdaniem w porządku osoby, ale strasznie zindoktrynowane do szpiku kości... Niestety dosyć zaślepieni poglądowo... Nawet swoje poglądy polityczne są zgodne z tym, co kościół wyznaje... Z jednej strony najczęściej to miłe, sympatyczne osoby (przynajmniej z tych wspólnoty, których poznani), ale jednak trochę takie młode mohery, jeśli o poglądy chodzi... niestety. :)

Są tam osoby, które wcześniej broiły, rozrabiały, jakieś inne akcje robiły i teraz jak to twierdzą - "nawróciły się" - aczkolwiek myślę, ze większość znaczna z nich raczej nie poszukiwała... chociaż i tacy się zdarzają.

Zauważyłem jednak również, że większość z tych osób ze wspólnoty miała tzw. dobre życie, bez większych problemów... Raczej były to osoby, którym się dobrze układa w życiu itp. Co prawda, owszem, były tam osoby dotknięte bardziej przez los, ale jednak myślę, że katolicyzm w formie, w jakiej jest "sprzedawany" w kościołach implikuje założenie, iż osoby, który się dobrze wiedzie - to zasługa Boga, to dlatego, że są wybrani, etc... A jak na samym początku dyskusji wspomniałem Ci, statystyki pokazują, że tak nie jest i wcale osoby, które są katolikami, czy chrześijanami nie mają życia zazwyczaj bardziej szczęśliwego, niż np. wyznawcy innych religii, ezoterycy, czy ateiści... Aczkolwiek mając dobre, szczęśliwe życie z pewnością łatwo nie poszukiwać i wierzyć, że jest mi dobrze, bo mnie Bóg wyróżnia...

 

 

Ja odbieram je raczej nie jako ocenianie, ale jak delikatne badanie gruntu… ;D

Ale podoba mi się Twój styl wypowiedzi. Jest otwarty, potrafisz się zdystansować i starasz się zrozumieć, co Twój rozmówca chciał Ci powiedzieć pisząc... :)

I jak widzę wiele z tego korzystasz (nie mam na myśli rozmowy ze mną), bo zakres wiedzy masz dość rozległy :)

Tak, można tak powiedzieć z tym badaniem gruntu. ;>

A miło mi, że Ci się podoba mój styl wypowiedzi. Zgadza się to, co napisałaś. Mi z Tobą też się dobrze rozmawia, dlatego postanowiłem kontynuować. ;) To też Ci posłodzę. :) - Odnoszę wrażenie, odczuwam Cię intuicyjnie, że jesteś przyjaźnie i pokojową do ludzi nastawioną osobą, masz w sobie wewnętrzny i zapewne zewnętrzny uśmiech, piszesz w "łagodnym stylu" i czuć od Ciebie spokój wewnętrzny, dlatego mimo różnic poglądów dobrze się dyskutuje, bo cenię takie cechy w ludziach. ;)

A i owszem, na zakres wiedzy na tego typu tematykę (+ tryliony skutków własnych przemyśleń, kontemplacji, efektów obserwacji) nie narzekam. :]

 

 

Od dziecka mam umysł bardzo odporny na indoktrynację :]

I dzięki temu nie mam dziś problemów np. z reklamami. Po prostu ich nie widzę :)

To bardzo dobrze. ;)

 

 

Na tym, czy opisywać Ci zakres owej wiedzy, ale widzę, że dobrze zrobiłam odpuszczając ten temat, gdyż dla Ciebie nie wniósłby on niczego konstruktywnie nowego :)

A mogłabym się co najwyżej niepotrzebnie zagłębić w jakieś szczegóły.

 

Co zaś do samego rozwoju i poszukiwań, to nie ujęłabym tego lepiej :)

Uczymy się poprzez obserwacje i porównania, cóż mogę dodać więcej…? :)

 

 

 

Na zdjęciach, osobiście nie spotkałam.

Z pewnością wolałby być zdrowy, ale wiedząc, że nie może zmienić tego stanu rzeczy nie zamyka się w sobie, ale żyje konstruktywnie. Po prostu żyje.

 

Mam teścia przykutego do wózka od ok 20 lat.

Krótka historia: ogólnie zdrowy, ok. 40 letni mężczyzna idzie do szpitala na badania w trakcie których mają lekarze dokonują wkłucia w okolicy rdzenia kręgowego. Po kilku dniach dzieje się z pacjentem coś dziwnego: nie poznaje ludzi, mówi nieskładnie.

Okazało się, że doszło do jakiejś infekcji i mózg jest uciskany przez płyn, który z jakichś powodów gromadzi się pod czaszką. Zakładają cewnik dootrzewnowy i wydaje się, że sytuacja jest unormowana.

Niestety po kilku miesiącach zaczynają się inne problemy. Kolejno: utrata czucia w palcach, drętwienie kończyn, problemy z chodzeniem, a ostatecznie utrata możliwości wykonywania jakichkolwiek czynności samodzielnie. Włącznie z jedzeniem czy piciem. Co więc robi całymi dniami ten w pełni świadomy, zdrowy na umyśle mężczyzna?

Bynajmniej nie użala się nad sobą.

Czyta książki (e-booki), słucha muzyki, ogląda telewizję i rozmawia z gośćmi, którzy go odwiedzają, a którymi w większości są jego dzieci i wnuki. Po prostu normalnie żyje, na tyle na ile ma w tym stanie możliwość.

Nikt tutaj nie twierdzi, że ci dwaj, czy Twój teść nie żyją w normalny sposób. Aczkolwiek mnie bardziej interesowało, co jest w ich duszy. Widzisz, chodzi o to, że często ludzie odnoszą duże sukcesy w życiu i nikt nie poznałby po nich, że coś jest nie tak, a potem nagle jedno zdarzenie odsłania wiele prawdy. Niech za ten przykład posłuży Robin William, który nie dawno popełnił samobójstwo i głośno się o tym zrobiło. Czy ktoś przypuszczał w ogóle, że ten - odnoszący sukcesy przez całe życie komik, któremu niby nic nigdy w życiu nie brakowało - mógłby cierpieć na zaawansowaną depresję? A czy dało się to poznać w najmniejszym stopniu?

Chodzi o to, że pozory często mylą, a ludzie czasem ukrywają w zakamarkach swojej duszy najciemniejsze tajemnice. I to często osoby zdrowe. A co dopiero osoby ciężko kalekie?

Wiesz, wielu ludzi przykutych np. do wózka zapewne też czytają ebooki, słuchają muzyki, oglądają telewizję, siedzą na necie i niby nic się nie dzieje, spotykają się z ludźmi, są niby spokojni i wyluzowani... a w środku mogą w tej samej chwili krzyczeć z rozpaczy...

 

 

Hmmm, no nie wiem.

A może jednak w jeden sposób, aczkolwiek różnie opisany? ;)

Chodziło mi akurat tutaj o przedstawienie Ci, że ten sposób wewnętrzny, radość etc można na różne sposoby uzyskać. :) A odnalezienie tej drogi akurat w religii katolickiej, to jedna z dróg (chociaż religie same z siebie już są ograniczające, ale o tym chyba wspominałem;)

 

 

Na tym, czy opisywać Ci zakres owej wiedzy, ale widzę, że dobrze zrobiłam odpuszczając ten temat, gdyż dla Ciebie nie wniósłby on niczego konstruktywnie nowego :)

A mogłabym się co najwyżej niepotrzebnie zagłębić w jakieś szczegóły.

 

Co zaś do samego rozwoju i poszukiwań, to nie ujęłabym tego lepiej :)

Uczymy się poprzez obserwacje i porównania, cóż mogę dodać więcej…? :)

Przez obserwację, analizę, zgodność ze swoim własnym rozumem i zdrowym rozsądkiem najlepiej się uczyć, dokładnie tak. :)

 

 

Paradoksalnie to właśnie owe czarownice, heretycy, innowiercy i szarlatani usypali mi w pewnym momencie na tym forum stosowny stosik ;)

Ale dzięki wstawiennictwu pewnego maga nie został on podpalony ;D

Rozumiem, że chodzi o sytuacje, w których wkurzałaś ludzi tutaj swoimi poglądami? ;>

No cóż, zapewne z uwagi na to, że w naszym kraju doktryny katolickie są wtłaczane do młodych umysłów, niczym nadzienie do czekolad wiele osób potem czuje niechęć do tego typu poglądów. Mnie w sumie nie tyle rażą te poglądy, co zamknięte umysły co niektórych katolików. Na szczęście ja na Ciebie jeszcze stosu nie szykuje... a przynajmniej na razie. ;>

 

 

Wyjątek?

Nie widziałeś chłopaków na wózkach grających w kosza?

A ostatnie wybory "Miss na wózku"?

Jest też podobno coś takiego jak paraolimpiady...

Nick jest o tyle wyjątkiem, że jego stopień niepełnosprawności jest wyjątkowo duży i połączony z dużą medialnością Nicka.

Choć prawdę mówiąc, w porównaniu z moim teściem Nick jest wyjątkowo sprawny.

Problem w tym, że mój teść nie jest medialny, wygląda zatem jakby nie istniał, bo nie ma go w mediach. A takich nieistniejących, a żyjących normalnie jest naprawdę wielu. Owszem, woleliby być w pełni sprawni, ale skoro nie mogą, to zajmują się czymś ciekawszym niż zżymanie się nad swoją ułomnością.

Tak, wyjątek. Najpierw pytasz, czy wyjątek, a potem sama odpowiadasz sobie na to pytanie... Eh. Jego stopień niepełnosprawności i sposób w jaki rozwiązuje ten problem. Chociaż przypomnę, że Hawking teoretycznie wydaje się mniej niepełnosprawny, lecz praktycznie - jest bardziej niepełnosprawny, niż Nick, gdyż jest całkowicie sparaliżowany (poza częścią ust), natomiast Nick po prostu bardziej "uderza" swoją zewnętrznością... Chodziło też o wyjątek w rozumianiu tego, o czym jest dyskusja, czyli jego typowo chrześcijańskich poglądów. - A przypominam, że Hawking jest zatwardziałym ateistą (nawet opracował teorię, w która rzekomo wyjaśnia, jak Wielki Wybuch - początek stworzenia Wszechświata - mógł mieć miejsce bez działania sił wyższych).

 

 

No i wróciliśmy do początku, czyli do mojego zdania, od którego zaczął się ten wątek dyskusji: „Poza tym, gdy psychika jest zdrowa, fizyczność w większości przypadków nie stanowi poważnego problemu.”

Cóż, odpowiedziałem moją opinię na ten temat już wtedy i powtarzać jej nie widzę sensu.

 

 

Masz rację, rodzimy się po to, aby wzrastać duchowo. Jednak świat materialny jest dla nas swoistym torem przeszkód (w dużym skrócie i uproszczeniu), na którym zbytnie przywiązywanie się do materii, nadawanie jej wyższej wartości ogranicza nasze możliwości w zakresie poznawania tego, co niematerialne.

Dlatego umiejętność zdystansowania się do świata materialnego pozwała na odzyskanie wolności w kształtowaniu ducha. Chodzi tu o odrzucenie wartości przemijających na rzecz pracy nad tym, co stanowi istotę człowieka w dużo szerszym wymiarze.

Nie oznacza to oczywiście, że nasza cielesność, czy materia w ogóle jest zła. Bynajmniej :)

Jest całkiem fajna i można z niej korzystać, czerpać z niej radość, przyjemność, pamiętając przy tym, że nie ona jest celem naszego istnienia.

Świat materialny jest szkołą dla duszy, tudzież placem zabaw, a jednocześnie jest największą prawdą dla ego oraz umysłu. Ego i umysł z samej racji swojej natury jest przywiązany do fizycznego świata i materii i zawsze nadawał, nadaje i będzie nadawał jej wyższą wartość - taka jest natura ego, taka jest natura umysłu. Dzieje się tak, gdyż ego, umysł są pełne identyfikacji, tożsamości. Nadawanie ogromnej wartości materii, fizyczności nie jest dla nas ograniczające - jest w istocie sposobem, dzięki którym dusza może doświadczyć go w pełni, w każdym aspekcie, każdym sposobem etc. A dopiero, gdy go całkowicie pozna, doświadczy każdego z jej zakamarków, ogarnie to wszystko, wtedy dopiero może dokonać transcendecji, czyli przekroczenia tej - w istocie - iluzji. Na tym polega wzrost duchowy, czy jak to nazwiesz "kształtowanie ducha".

W życiu Buddhy np. jest to dobrze pokazane. Najpierw wiódł życie, jako książę, miał wszystko pod względem bogactw i przyjemności materialnych i używał sobie do woli, że tak powiem. Potem postanowił zostawić to wszystko, by stać się całkowitym ascetą. By w końcu doznać oświecenia i przekroczyć iluzję ego, umysłu. Myślę, że to dobrze pokazuje "o co kaman". Tak właśnie to ma działać - dusza musi tego wszystkiego doświadczyć i "naużywać" sobie życia pod każdą postacią, doświadczyć wszystkich wzlotów, choć niestety także upadków, przy okazji rozwijając różne aspekty siebie samej, rozwijając swoją istotę, aspekty boskości po prostu. Jednocześnie wirować w różnych karmicznych akcjach i reakcjach (tworząc, czy odpracowywując dobrą, czy złą karmę).

I tutaj dochodzimy to, co jest wadliwe w doktrynach katolickich - czyli te odgórne "odrzucanie" wartości przemijających... Ci, którzy wymyślili tego typu doktryny najwyraźniej nie czaili, że te "odrzucanie" nie powinno być czymś narzucanym odgórnie, ale to tego typu wybory dziać się powinny - jeśli już - we wnętrzu. To nie tędy droga. ;) Wolność uzyskać można dopiero po tym, jeśli przejdzie się wszystkie lekcje i doświadczy czegoś, czego się pragnie... Dam Ci taki przykład, aby zobrazować lepiej to, co mam na myśli...

Załóżmy mamy człowieka biednego, samotnego, z jakiegoś biednego kraju... który upatruje swojego szczęścia dużych pieniądzach, marzy sobie i pragnie dużej kasy, życiu w innym, lepszym miejscu i określa to, co mógłby robić i kim być, gdyby ową kasę miał... Stworzył pragnienie, więc i karmę (bo na polu pragnień tworzymy karmę), jego dusza zatem nie przekroczy świata fizycznego, dopóki nie doświadczy tego danego pragnienia... Np. w kolejnym wcieleniu... Chodzi o to, że przekroczenie fizyczności, materii może mieć miejsce dopiero po doświadczeniu, uświadomieniu sobie itd... Nie ma tak, jak myślisz, że ktoś sobie powie: o to teraz nie będę pragnął pieniędzy i to sprawi, że oświecę się... To tak nie działa. ^^

 

Materia, fizyczność nie jest ani dobra, ani zła. To po prostu poziom doświadczenia. Fajna/niefajna - akurat to zależy jakie się ma życie. ;) Sama materia w sobie nie ma sensu, sens nadaje jej umysł. Dla ego i umysłu jest czymś bardzo realnym i poważnym. Dla czystej świadomości - zwykłą iluzją, snem. Tak, jak to zwykli mówić osoby oświecone.

 

 

Nie bardzo rozumiem o czym nie wspominają? O tym, że cierpienie (fizyczne) jest zawsze, czy o tym, że należy dążyć do oświecenia, aby cierpienie (psychiczne) nie miało miejsca?

O tym, że dopóki istnieje identyfikcja z formą, ego, umysłem cierpienie, czy też ograniczenia fizyczne zawsze będą wpływać na cierpienie psychiczne i vice versa.

W Biblii nie ma konkretów, jest ona napisana takimi symbolami i tak niejasno, że trudno tam takie konkretne fakty znaleźć.

 

 

Trida zasugerowała w swoim komentarzu, jakoby w Kościele istniał z założenia obowiązek oddawania pokłonu Bogu, co przedstawione w negatywnym brzemieniu może wyglądać na bezsensowne przymuszanie człowieka do poniżania siebie przed Stwórcą.

No i dobrze zasugerowała. W KK często przedstawia się to, iż człowiek powinien stosować pewną formę poniżenia się przez Bogiem. Stosuje się techniki klęczenia, a sam fakt klęczenia jest dosyć niewygodny i pokazuje pewien dystans człowieka nad Bogiem. Poza tym w katolicyzmie dużą wagę przykłada się do cierpienia i jego zbawiennego znaczenia - przez cierpienie Jezusa etc, jak mniemam. Osobiście bardzo mi się nie podoba taka gloryfikacja cierpienia.

 

 

Stwierdzenie „Podobno nie ma nic za darmo, ...” Odnosi do wspomnianego przez Tridę RK, a oparte jest na znanej w ezoteryce zasadzie odpłatności. W przypadku RK – aby korzystać z energii RK musisz przejść inicjację, czyli wejść w jakąś zależność, w której „w gruncie rzeczy” pokłonów nie oddajesz, ale która w określony sposób wiąże i narzuca swoje warunki. Czyli wcale nie taki wolne halo…, cena jest.

Tyle ile ludzi znający RK, tyle poglądów na temat tej energii. Ja już ze wszystkim się spotkałem - od tego, że jest to energia pochodząca od Boga/Absolutu, po teorie na temat tego, iż to energia pochodząca z astrala. Oczywiście o opiniach katolików, iż jakoby to czysty diabeł nie wspominając.

Jest nawet teoria, iż 90% reikowców, pochodzących od jednej z nauczycielek, która wniosła RK na zachód (wypadło mi jak się nazywa, musiałbym pogooglować) posługuje się - przez zmodyfikowane inicjacje itp - "fałszywym" (czyli nie energią pochodzącą od Absolutu, ale podłączają się do egregora w astralu) RK i znam osobę, która rzekomo posiada duże zdolności jasnowidzenia i potwierdza tą teorię. Osobiście też przeszedłem I i II stopień RK, a potem wykasowałem sobie symbole RK z aury (co prawda niechcący, ale to też dłuższa historia...). Obecnie myślę, by znów przejść I i II stopień u kogoś, kto bezpośrednio brał u jakiegoś japońskiego sensei'a, aby samemu się przekonać ile w tym prawdy. Także nie jest to taka prosta i oczywista sprawa, jakby Ci się mogło wydawać i jest to trochę bardziej ambiwalentny temat, jeszcze na dłuższą dyskusję...

 

A zasada odpłatności? To jest zasada tylko znana z ezoteryki, ale z systemu zwanym kapitalizmem, droga koleżanko. :> Nikt raczej powietrzem nie żyje, a niestety ezoteryków nie finansuje państwo, jak ma to miejsce w przypadku kościoła. :)

 

 

Ot, jaki cięty języczek ;p

A z drugiej strony, skąd w takim razie ta złość. Przecież to zwykłe słowa. Ktoś powiedział, ktoś napisał, ktoś zacytował. Nie powinny w sumie budzić niczyich emocji. No chyba, że budzą demony?

Co zaś do modyfikacji treści Pisma Świętego, to być może w „wydaniach średniowiecznych” trochę nabałaganiono, ale od wielu lat powstają tłumaczenia na podstawie tekstów oryginalnych nawet z III - II w. p.n.e. Wtedy o klerze chyba jeszcze nie słyszano ;)

W rękopisach z Qumran znaleziono wręcz całą Księgę Izajasza (z niej właśnie pochodzi ów cytat) i liczne fragmenty innych ksiąg, na których podstawie bez problemu można stwierdzić, czy cokolwiek we współczesnym tłumaczeniu Pisma Świętego zostało zmienione.

Hehe, no tak napisałaś, co ja poradzę. ;> A skąd złość u Tridy? Nie wiem, nie odpowiadam za emocje innych, ale pewnie ma swoje powody. Aczkolwiek muszę przyznać, że mnie rozbawiłaś tym stwierdzeniem o tej złości, że aż nie mogłem się powstrzymać i musiałem tak napisać. :D

 

A o modyfikacji to raczej myślę, że wiele rzeczy nie wyszło nigdy za bramy klasztorów etc, dlatego też nie ma sensu przekonywania w tym zakresie.

 

 

Oto Jego musisz zapytać :)

Ot choćby w tej przypowieści:

(...)

Pytałem wielokrotnie, ale jakoś kurde nie chce odpowiedzieć. Aczkolwiek rozmawiam z Tobą i chciałbym Ciebie pytać o opinię - wklejone cytaty z Biblii mnie nie interesują, tylko to, co Ty masz do powiedzenia na ten temat...

 

 

Podaj, proszę, przykład/przykłady, a ja spróbuję wyjaśnić, co miałam na myśli pisząc dany komentarz :)

Przecież podałem w poprzednim poście... No powtarzać mi się nie chce pięć razy, sorry... tym bardziej, że już i tak sporo Ci odpowiadam. ;o

 

 

Nie wiem, o którego pana z wąsem Ci chodzi, bo było ich przynajmniej dwóch, jednak ich działania w odniesieniu do ludzi były ograniczone do poziomu bytu materialnego/cielesnego.

O Adolfa... Pisałaś o eksterminacji nieczystych plonów w kontekście potopu w Biblii o ile pamiętam.. Ok, teraz to już widzę zaczynasz udawać chyba, że do Ciebie nie docierają pewne jasne konkretne przesłanki... Pisałaś o tym, że Bóg w rozumieniu katolików jest miłosierny, a potem zapodawałaś temat potopu i porównywałaś to, z zepsutymi plonami.. No nie wiem, sądzę, że jasno się wyraziłem i wytłumaczyłem w poprzednim poście o co chodzi...

 

 

Podobno Aniołowie zazdroszczą ludziom cielesności. Można by zatem przypuszczać, że owa cielesności jest pewnego rodzaju nagrodą czy wyróżnieniem. Wraz z nią otrzymujemy zmysły oraz czas.

Idąc tym tokiem rozumowania, odebranie życia (odnoszę tą myśl do rozpoczynającego ten wątek potopu) byłoby swoistą karą za ogrom czynionego na ziemi zła.

Że co? Aniołowie przebywają w planie duchowym, od atmanicznego, czy monadycznego bodajże, do mentalnego (mentalny, to najniższy poziom, na jakim się przejawiają Aniołowie w swojej naturalnej formie - choć mogą zejść niżej czasami...). W planach duchowych nie istnieją takie emocje, jak zazdrość... Dlatego też istoty duchowe, istoty światła, jakimi są aniołowie, nie przejawiają na tym planie swojego istnienia tego typu emocji. W planach tak wysokich każdy przejaw negatywności manifestuje się błyskawicznie. Dlatego mówi się, iż to, aby Anioł stał się demonem wystarczy tylko jedna, najmniejsza myśl, dotycząca buntu... Z tego, co mi wiadomo nie ma tam odcieni dobra... istota, typu anioł ma tylko dwa wyjścia - służyć światłu, czyli być czystym przejawem światła, jedną z idei, emanacji boskości, lub stać się demonem, czyli przyjąć jakoby negatywny wektor swojego oddziaływania... (natomiast, aby człowiek przekształcił się w anioła, czy demona potrzeba masę wysiłku... i to nie tylko w swojej fizycznej formie) Tak ja temat aniołów postrzegam... ale też potwierdzone przez osoby jasnowidzące, postrzegające takie istoty jak anioły, czy demony... Poza tym jak wyobrażasz sobie, żeby istota światła miała "fochy", typu zazdrość wobec ludzkiej cielesności? Skoro są to istoty będące kanałami energii doskonałości, jak np. siedem Archaniołów, odpowiadających za siedem elementów boskiej energii, odpowiadające energii siedmiu głównych planet, aspektów przejawiania itd itp...

Także niestety nie będę szedł tym tokiem rozumowania... Już nawet nie wspominając o tym, iż istota taka, jak Bóg/Absolut/etc nie może być istotą osobową w rozumieniu kogoś, kto "zsyła potop, bo uważa, że ludzi trzeba ukarać"... say what? O Czym Ty do mnie piszesz. ;> Według mnie Bóg jako taki nie jest osobowy... a śmierć w potopie nie może być karą, skoro istnieje coś takiego jak reinkarnacja (swoją drogą ciekawe jak godzisz oddanie dla KK, który reinkarnacji nie uznaje, ale to jeszcze dłuższy temat...). Tak samo, jak z aniołami - nie sądzę, że Bóg ma "focha" i topi ludzi masowo, dokonuje eksterminacji, bo nie spełnili jego oczekiwań... Skoro uznaje się istotę Boga za abstrakcyjny wyraz Absolutu, nie może jednocześnie przyjmować się takiej personalifikacji jego istoty, jaka ma miejsce w Biblii..

Teraz mam nadzieję także rozumiesz moje sugestie wobec skrajnych, sprzecznych poglądów na temat osoby Boga.. już o innych istotach nie wspominając...

 

Nawet wyrażając się do Boga nie wyrażasz się bezpośrednio istoty, jaką jest Bóg/Absolut, tylko np. idzie to przez istoty pośredniczące powiedzmy... Niektórzy twierdzą, że wyrażając się do Boga wyrażasz się tak naprawdę do swojej nadświadomości... tudzież do istoty, która w Twoim mniemaniu ów Bogiem jest... Jeśli mocno wierzysz w coś, to może to być spełnione, gdyż siła wiary, jest siła umysłu, podświadomości etc... Moim zdaniem to działa, ale niekoniecznie może tak, jak myślą katolicy. ;)

W kontekście istnienia nieskończonej ilości wymiarów wszystko jest wszystkim, a jednocześnie niczym.. Myślę, że w pewnym sensie zrozumienie istot związanych, czy to z religią chrześijańską, czy też innymi do końca mija się z celem... Nie można natomiast rozumieć owych istot w znaczeniu takim samym, jak np. ludzi i na ten przykład nie powinno przypisywać się istotom światła ludzkich emocji, czy cech, gdyż przejawiają się w wymiarach na innych zasadach, niż nasz fizyczno-emocjonalno-egotyczny wymiar ziemski...

 

 

A przebywanie w rzeczywistości fizycznej nie jest ani nagrodą, ani wyróżnieniem, ani też karą. Jest w ujęciu w tego, jak ja to widzę po prostu metodą doświadczania Absolutu/Boga w postaci oddzielonych wiecznych cząstek samego siebie, zwanych duszami/energiami/istotami świadomości w celu pełnego powrotu do wyżej wymienionego po odpowiednim skompletowaniu doświadczeń, czyli pełnego uświadomienia sobie tego, czym jest się w istocie.

 

 

 

Co zaś do miłosierdzia, to czy jest gdzieś powiedziane, że ci, którzy zginęli w potopie, po należytym zadośćuczynieniu nie zostali w owym miłosierdziu przeniesieni na niebieskie łąki?

Jezus podobno złożył ofiarę przebłagalną za wszystkich ludzi.

Co znaczy należytym zadośćuczynieniu? Jak to ma powiedz mi do tematyki karmy, inkarnacji etc? Dla mnie to nie ma żadnego sensu i cały czas Ci próbuję powiedzieć, że dla mnie spojrzenie katolickie nie ma logicznej spójności...

Edytowane przez arkenas
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że może nawet nie podejrzewają, że tutaj się taka zaawansowana dysputa nam pojawiła. ;)

No to konspirujemy dalej? ;D

 

Zauważyłem jednak również, że większość z tych osób ze wspólnoty miała tzw. dobre życie, bez większych problemów...

I to właśnie, w pewnym momencie moich poszukiwań, zaczęło mnie zastanawiać.

Stąd też wzięła się myśl zadania Bogu pytania o senes życia na ziemi.

 

A jak na samym początku dyskusji wspomniałem Ci, statystyki pokazują, że tak nie jest i wcale osoby, które są katolikami, czy chrześijanami nie mają życia zazwyczaj bardziej szczęśliwego, niż np. wyznawcy innych religii, ezoterycy, czy ateiści...

Statystyczny katolik…

Statystyka nie pokazuje „poziomu” wiary lub inaczej – życia duchowego badanej osoby.

Jak myślisz, ilu statystycznych katolików lekceważy autorytet Boga szukając pomocy we wróżbach, sennikach itp.?

Zgodnie ze starym powiedzeniem: „Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek” i temat uważają za załatwiony. A później się dziwią, że proszą, a Bóg nie słucha…

Skoro oni nie słuchają…

A Bóg jest w swoim nauczaniu bardzo konsekwentny.

I można to bardzo prosto odnieść do relacji międzyludzkich, w których ktoś ignoruje głos drugiej strony, a później statystycznie wychodzi, że ta druga strona również nie utrzymuje z nim bliskiego kontaktu.

 

Aczkolwiek mając dobre, szczęśliwe życie z pewnością łatwo nie poszukiwać i wierzyć, że jest mi dobrze, bo mnie Bóg wyróżnia...

Może nie tyle wyróżnia, bo to trąci pychą, ale mi pomaga. I tak to w rzeczywistości wygląda.

I nie dlatego, żebym sobie czymś tam zasłużyła, ale dlatego, że przyjmuje Jego rady.

 

Nie pochodzę ani z rodziny wierzącej, ani moje wcześniejsze życie nie było jakoś szczególnie szczęśliwe, abym z tego powodu przypisywała cokolwiek Bogu.

Możesz poddawać w wątpliwość wpływ Boga na życie ludzi, którzy w relacjach z Nim poszukują „recepty” na dobre życie, ale dla mnie faktem jest, iż od czasu gdy poprosiłam Go o pomoc bardzo wiele w moim życiu zmieniło się na lepsze, oj tam na lepsze, na dużo lepsze :)

Można by to tłumaczyć pracą nad sobą. Owszem bez tej się nie obyło, intrygujące są jednak niezwykłe sploty zdarzeń, które jakby otwierają przede mną drzwi do kolejnego etapu w prostowaniu danej sytuacji. W przypadki już dawno przestałam „wierzyć” ;)

 

Wiesz, wielu ludzi przykutych np. do wózka zapewne też czytają ebooki, słuchają muzyki, oglądają telewizję, siedzą na necie i niby nic się nie dzieje, spotykają się z ludźmi, są niby spokojni i wyluzowani... a w środku mogą w tej samej chwili krzyczeć z rozpaczy...

Masz rację i często taki krzyk jest podświadomy, zagłuszany. A do czyjejś duszy przeniknąć się nie da.

Ale jest coś, co można zrobić i to nie tylko w odniesieniu do ludzi niepełnosprawnych.

Można nie pozwolić im na samotność w tłumie.

Robinowi Williamsowi niestety na to „pozwolono”. Był znany, ale był sam.

Czasem nie trzeba wiele. Wystarczy od czasu do czasu przyjść, porozmawiać, podpowiedzieć rozwiązanie jakiegoś problemu, albo pomóc zrozumieć, że dany „problem” nie jest rzeczą istotną.

 

Chodziło mi akurat tutaj o przedstawienie Ci, że ten sposób wewnętrzny, radość etc można na różne sposoby uzyskać. :) A odnalezienie tej drogi akurat w religii katolickiej, to jedna z dróg (chociaż religie same z siebie już są ograniczające, ale o tym chyba wspominałem;)

Owszem różnymi drogami można dojść do danego celu, wszak wszystkie drogi prowadzą do Rzymu (choć niektóre z Warszawy przez Madagaskar ;)

Mówisz, że religie ograniczają, spotkałam się też z opinią, że to droga dla leniwych.

Dla mnie to ścieżka z drogowskazami dla tych, którym znudziło się już ganianie po okolicznych krzakach ;D

Albo dla tych, którzy na owo ganianie nie mają ochoty i wolą sprawdzone, utarte szlaki.

 

Na szczęście ja na Ciebie jeszcze stosu nie szykuje... a przynajmniej na razie. ;>

Ufff, dzięki ;D

Ale dasz znać, gdy zaczniesz zbierać chrust? ;D

 

Tak, wyjątek. Najpierw pytasz, czy wyjątek, a potem sama odpowiadasz sobie na to pytanie... Eh. Jego stopień niepełnosprawności i sposób w jaki rozwiązuje ten problem.

Ano wyjątkowy wyjątek :)

 

Chodzi o to, że przekroczenie fizyczności, materii może mieć miejsce dopiero po doświadczeniu, uświadomieniu sobie itd... Nie ma tak, jak myślisz, że ktoś sobie powie: o to teraz nie będę pragnął pieniędzy i to sprawi, że oświecę się... To tak nie działa. ^^

A Jezus nauczał, że działa :)

Nie musiał jak Budda „używać” życia, On był w stanie nad tym życiem zapanować. I o to chodzi. Mniej problemów, więcej czasu.

I nie tylko On nie miał z tym kłopotu. Obecnie również żyją tysiące ludzi, którzy potrafią w zgodzie z własna wolą zrezygnować z owego doświadczania, z nieuporządkowanych pragnień, nad którymi potrafią zapanować i skupić się na duchowości. Mam tu na myśli różnego rodzaju zgromadzenia zakonne, klasztory. Ale nie tylko. Wśród ludzi świeckich również są tacy, którzy bez bezpośredniego doświadczania potrafią ocenić wartość, a raczej dostrzec brak wartości tych pragnień i przejść nad nimi do innych tematów.

 

Ci, którzy wymyślili tego typu doktryny najwyraźniej nie czaili, że te "odrzucanie" nie powinno być czymś narzucanym odgórnie, ale to tego typu wybory dziać się powinny - jeśli już - we wnętrzu. To nie tędy droga. ;) Wolność uzyskać można dopiero po tym, jeśli przejdzie się wszystkie lekcje i doświadczy czegoś, czego się pragnie...

Tak się składa, że tym, który to wymyślił jest Jezus ;D. To On proponował, aby odrzucić wszystko i iść za Nim.

I nie jest to doktryna Kościoła, ale wskazanie przez Mistrza drogi do doskonałości (zob. Mt 19, 21).

Na drodze proponowanej przez Jezusa nie musisz doświadczać „wszystkiego”. Wiele z tych rzeczy jest zbędnych i w efekcie przyczyniają się one jedynie do cierpienia.

Napisałeś o karmie i inkarnacjach. Jeżeli ktoś koniecznie chce spróbować wszystkiego, to rzeczywiście przy takim podejściu dojście do równowagi może zająć mu nieco więcej czasu, więc kolejne życie może być tu rozwiązaniem.

Patrząc jednak z punktu widzenia nauczania chrześcijańskiego panem tego świata jest szatan i jest on żywo zainteresowany posiadaniem człowieka.

Po co zatem tkwić tu i kręcić się w kółko?

Jezus proponuje prostą drogę, bez zbędnego błądzenia po tematach, które w podsumowaniu końcowym okazują się być bez wartości.

 

O tym, że dopóki istnieje identyfikcja z formą, ego, umysłem cierpienie, czy też ograniczenia fizyczne zawsze będą wpływać na cierpienie psychiczne i vice versa.

W Biblii nie ma konkretów, jest ona napisana takimi symbolami i tak niejasno, że trudno tam takie konkretne fakty znaleźć.

Biblia napisana jest prostym językiem dla ludzi prostych. Tam nie ma żadnej wyższej filozofii, ale proste wskazania, niezbędne w życiu codziennym. Tego słuchali ludzie, gdy Jezus nauczał tłumy.

Ci, którzy chcieli sięgnąć wyżej sami odwiedzali Jezusa wieczorami i zostawali na długie nocne dysputy.

Tak jest do dziś. Jeśli ktoś ma więcej pytań musi wyjść poza samo suche czytanie Pisma.

 

No i dobrze zasugerowała. W KK często przedstawia się to, iż człowiek powinien stosować pewną formę poniżenia się przez Bogiem. Stosuje się techniki klęczenia, a sam fakt klęczenia jest dosyć niewygodny i pokazuje pewien dystans człowieka nad Bogiem.

Szukajcie, a znajdziecie, a kto pyta nie błądzi.

Dlaczego klęczenie... Wbrew temu co napisałeś nie jest to żadna zalecana konkretnie postawa. Tak się utarło zwyczajowo, bo jest ona najprostsza z możliwych do wytłumaczenia, a wyrażająca szacunek.

Bóg nie kazał nikomu w uniżeniu przed sobą klękać. Nic o tym w Biblii nie ma.

Są natomiast w Psalmach wezwania do wielbienia Boga, ale są to zawołania ludzi, którzy chcą Bogu oddać cześć, podziękować, którzy zachęcają, a nie nakazują.

A dlaczego nie padamy na twarz i nie bijemy pokłonów? Przecież tak robili Izraelici? Ano dlatego, że inna u nas tradycja w tym zakresie.

A zalecenia ogólne Kościoła są takie, że w czasie modlitwy należy przyjąć postawę godną, wyrażającą szacunek.

Można zatem stać, siedzieć, klęczeć, chodzić… wszystko stosownie do miejsca i czasu.

 

Poza tym w katolicyzmie dużą wagę przykłada się do cierpienia i jego zbawiennego znaczenia - przez cierpienie Jezusa etc, jak mniemam. Osobiście bardzo mi się nie podoba taka gloryfikacja cierpienia.

To nie gloryfikacja, ale mówiąc prosto – docenienie.

Ktoś (Jezus) za nas sporo poświęcił (dał się skatować i zabić), aby pokazać człowiekowi, że nad tym wszystkim można panować i że ewidentnie jest coś po. Stąd pierwszy szacunek i wdzięczność dla Jezusa cierpiącego.

Druga odsłona cierpienia to cierpienie, którego część ludzi doświadcza na co dzień. Dla wielu z nich przeżycie każdego dnia jest ogromnym trudem i jak każdy trud, wysiłek może on zostać komuś dedykowany. I tu propozycja Kościoła, aby dedykować to cierpienie Bogu.

Tak, jak możemy pochwalić się przed Nim owocami naszej pracy, życia rodzinnego, tak samo możemy jako „owoc” ukazać Mu swój wysiłek wynikający z cierpienia. I tu znowu nie chodzi o gloryfikację, ale o szacunek (oprócz możliwej pomocy) dla ludzi cierpiących.

 

A zasada odpłatności? To jest zasada tylko znana z ezoteryki, ale z systemu zwanym kapitalizmem, droga koleżanko. :> Nikt raczej powietrzem nie żyje, a niestety ezoteryków nie finansuje państwo, …

No popatrz drogi kolego ;) mnie również państwo nie finansuje i również nie żyję powietrzem. Po prostu poszłam do pracy.

 

Co zaś się tyczy finansowania Kościoła przez państwo, to nie wiem czy wiesz skąd wziął się ów fundusz kościelny?

Ano stąd, że w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku państwo zawłaszczyło potężną ilość majątku kościelnego. Ukradli na mocy prawa, fajne co? :] Ale taka była wtedy moda.

I teraz po prostu spłacają to, co wówczas chcieli wziąć za darmo. Tak więc państwo bynajmniej nie daje tych pieniędzy Kościołowi, ale je zwraca.

A sam Kościół w większości utrzymuje się z własnych środków. Większa ich część to darowizny, a poza tym prowadzi różnego rodzaju działalność gospodarczą (fundacje, wydawnictwa, działalność gospodarcza zakonów, najem/dzierżawa majątku itd.).

 

Aczkolwiek muszę przyznać, że mnie rozbawiłaś tym stwierdzeniem o tej złości, że aż nie mogłem się powstrzymać i musiałem tak napisać. :D
Mnie zaś zaskoczył jej wybuch złości i też nie mogłam powstrzymać się od komentarza ;D

 

A o modyfikacji to raczej myślę, że wiele rzeczy nie wyszło nigdy za bramy klasztorów etc, dlatego też nie ma sensu przekonywania w tym zakresie.

Przekonywać Ciebie nie mam zamiaru, ale to o czym wspomniałam to uznane już naukowo źródła historyczne, a nie jakieś tajne zakamarki klasztornych bibliotek :)

 

Pytałem wielokrotnie, ale jakoś kurde nie chce odpowiedzieć. Aczkolwiek rozmawiam z Tobą i chciałbym Ciebie pytać o opinię - wklejone cytaty z Biblii mnie nie interesują, tylko to, co Ty masz do powiedzenia na ten temat...

Czy uważasz, że można poznać drugą osobę poprzez opowieści o niej zasłyszane od kogoś innego?

Owszem, mogę Ci opowiedzieć jak ja postrzegam logikę Boga, ale odbierzesz to jako katolickie banały. Taka forma zawierania znajomości nie da Ci poznania wewnętrznego, a o takie tu chodzi :)

 

A odnosząc się do cytatu, który Ci zaproponowałam, to zasada logiki Boga w nim przedstawiona jest bardzo prosta: jest prawdomówny, uczciwy i szczery. Umówił się ze wszystkimi o denara? Umówił. Wypłacił wszystkim uzgodniona kwotę? Wypłacił.

Nie naruszył tym niczyjej wolności. Podważył jedynie logikę ludzkiego rozumowania.

 

Przecież podałem w poprzednim poście... No powtarzać mi się nie chce pięć razy, sorry... tym bardziej, że już i tak sporo Ci odpowiadam. ;o

Wydawało mi się, że na wszystkie Twoje pytania odpowiadałam, ale że jest ich sporo, to któreś mogło mi umknąć i stąd moja prośba :) Ale ok. Jedziemy dalej… :)

 

O Adolfa... Pisałaś o eksterminacji nieczystych plonów w kontekście potopu w Biblii o ile pamiętam.. Ok, teraz to już widzę zaczynasz udawać chyba, że do Ciebie nie docierają pewne jasne konkretne przesłanki... Pisałaś o tym, że Bóg w rozumieniu katolików jest miłosierny, a potem zapodawałaś temat potopu i porównywałaś to, z zepsutymi plonami.. No nie wiem, sądzę, że jasno się wyraziłem i wytłumaczyłem w poprzednim poście o co chodzi...

Było dwóch: Adolf i Józek, obaj warci siebie. I nie było celem mojej wypowiedzi ustalenie, o którego z nich Ci chodziło, ale to, że działania obu ograniczone były ludzką cielesnością. Resztę opisałam w poprzednim poscie.

 

Że co? Aniołowie…

No tak, zapomniałam, że wyraz „zazdrościć” może być odebrany jako określenie negatywne.

Powinnam ująć je w cudzysłów, albo zastąpić wyrazem „podziwiają” albo może byłoby trafniej „są pełni zachwytu”.

Ale mniejsza o to, nie chce mi się już powtarzać tego wywodu.

 

Według mnie Bóg jako taki nie jest osobowy... a śmierć w potopie nie może być karą, skoro istnieje coś takiego jak reinkarnacja…

O ile coś takiego jak reinkarnacja istnieje ;)

A może Bóg jest osobowy, a reinkarnacji nie ma? :)

 

…(swoją drogą ciekawe jak godzisz oddanie dla KK, który reinkarnacji nie uznaje, ale to jeszcze dłuższy temat...).

A z czym godzę?

 

Tak samo, jak z aniołami - nie sądzę, że Bóg ma "focha" i topi ludzi masowo, dokonuje eksterminacji, bo nie spełnili jego oczekiwań... Skoro uznaje się istotę Boga za abstrakcyjny wyraz Absolutu, nie może jednocześnie przyjmować się takiej personalifikacji jego istoty, jaka ma miejsce w Biblii..

Ale ani judaizm, ani chrześcijaństwo (muzułmanie również) nie uznaje Boga jako abstrakcyjnego wyrazu Absolutu :)

To nie ta „bajka”.

Wiara w obu tych religiach opiera się o jak najbardziej spersonifikowaną postać Boga i co trudne jest do zrozumienia w logice człowieka, spersonifikowaną, ale nieograniczoną.

 

Teraz mam nadzieję także rozumiesz moje sugestie wobec skrajnych, sprzecznych poglądów na temat osoby Boga.. już o innych istotach nie wspominając...

Jedynym, co zrozumiałam, jest to, że przypisałeś mi nie moje poglądy :)

Muszę bardziej uważać na wyrazy i formy, których używam, bo jak widzę czasem na podstawie jednego wyrazu wyciągasz błędne wnioski.

Ale z drugiej strony mogę szerzej poznać Twoje poglądy w tematach, o które bym zapewne nie zapytała. Więc nie ma tego „złego’, co by na dobre nie wyszło ;)

 

Co do Boga i Aniołów, to oczywiście, że fochów nie strzelają.

Co zaś się tyczy samego potopu, to tu trzeba by powrócić do rozważań nt. logiki Boga, ale w aspekcie życie wiecznego.

 

Nawet wyrażając się do Boga nie wyrażasz się bezpośrednio istoty, jaką jest Bóg…

Jak nie jak tak?

Chociażby zaczynając od podstawowego „Ojcze nasz”.

Modlitwa niezależnie od treści ma konkretny kierunek i adresata.

 

Ale jeżeli ktoś woli zaadresować swoją „modlitwę” do jakiegoś nieokreślonego Absolutu, to oczywiście jego wybór.

 

Jeśli mocno wierzysz w coś, to może to być spełnione, gdyż siła wiary, jest siła umysłu, podświadomości etc... Moim zdaniem to działa, ale niekoniecznie może tak, jak myślą katolicy. ;)

To nawet nie jest kwestia myślenia.

Bo co mam myśleć o tym, że dostaję coś zanim dowiem się, że będzie mi to potrzebne w sytuacji, która w niedługim czasie się wydarzy?

Tu nawet nie można mówić o sile sprawczej silnej woli, bo wola zaistnienia tego, co otrzymałam nie powstała nawet w moje podświadomości, ponieważ wydarzenie było dla mnie całkowitym zaskoczeniem.

Takich sytuacji miałam już kilka. A do Boga zawsze zwracam się w odniesieniu do Osoby.

 

W kontekście istnienia nieskończonej ilości wymiarów wszystko jest wszystkim, a jednocześnie niczym…

I to się nawet zgadza z filozofią chrześcijańską :)

Bóg jest wszystkim we wszystkich i wszyscy są w Bogu.

Co jednak nie oznacza, że nie istniejemy równolegle jako jednostki, aczkolwiek z drugiej strony nikogo z nas nie ma w oderwaniu.

 

A przebywanie w rzeczywistości fizycznej nie jest ani nagrodą, ani wyróżnieniem, ani też karą. Jest w ujęciu w tego, jak ja to widzę po prostu metodą doświadczania Absolutu/Boga w postaci oddzielonych wiecznych cząstek samego siebie, zwanych duszami/energiami/istotami świadomości w celu pełnego powrotu do wyżej wymienionego po odpowiednim skompletowaniu doświadczeń, czyli pełnego uświadomienia sobie tego, czym jest się w istocie.

Świetnie to ująłeś :)

Podobnie jak opis natury Aniołów.

 

Co znaczy należytym zadośćuczynieniu? Jak to ma powiedz mi do tematyki karmy, inkarnacji etc?

Karma to odpracowanie błędów jakiegoś wcielenia w kolejnym. Aby to było możliwe konieczne jest istnienie czegoś takiego jak reinkarnacja. I tu wkręcamy się w koło samsary/sansary.

Wg nauczania w chrześcijańskiego człowiek raz się rodzi i w bieżącym życiu powinien starać się wszystkie popełnione przez siebie błędy/grzechy naprawić, czyli przeprosić tych, wobec których owego zła się człowiek dopuścił oraz wynagrodzić za szkodę jakiej od niego doznali (można to porównać do spłacenia karmy).

 

Ponieważ niektórych wyrządzonych szkód nie da się naprawić/wynagrodzić w sposób bezpośredni istnieje pojęcie zadośćuczynienia w formie pośredniej poprzez np. modlitwę, post, uczynki miłosierdzia itd.

I takie zadośćuczynienia może dokonać się również po tzw. śmierci, czyli odejściu z życia ziemskiego.

 

Dla mnie to nie ma żadnego sensu i cały czas Ci próbuję powiedzieć, że dla mnie spojrzenie katolickie nie ma logicznej spójności...

Zauważyłam :)

To może zacznijmy od tego, czym w pojęciu katolickim jest grzech, co to jest kara i na co tak naprawdę oddziałuje zadośćuczynienie.

 

W założeniu wiary katolickiej Bóg jest uosobieniem Miłości.

Grzech jest odejściem/odrzuceniem Boga i Jego nakazów (wskazówek umożliwiających zachowanie człowiekowi czystości zarówno cielesnej jak i duchowej), a tym samym odrzuceniem Miłości. Jest skutkiem nieuporządkowanego przywiązania do rzeczy materialnych, stworzeń, przez co narusza wspólnotę z naturą, Kościołem i samym sobą.

W odniesieniu do człowieka jest szkodą wyrządzoną w wymiarze materialnym bądź/i duchowym/psychicznym. Szkodą nie tylko wobec innych osób, ale także wobec osoby dopuszczającej się grzechu (samego siebie).

Wydawałoby się, że popełniając grzech dana osoba wyrządza szkodę komuś innemu, tymczasem, równocześnie sama ponosi szkodę, ponieważ w swojej świadomości lub podświadomości zaciąga dług, który objawia się poczuciem winy.

 

I tu dochodzimy do kary. Czy Bóg karze ludzi?

Po analizie nauczania KK stwierdzam, że nie. Dlatego w poprzednim poscie napisałam o „swoistej karze”, a rozwinięciem tej myśli była moja odpowiedź w we wcześniejszym poscie do Tridy.

Czym zatem jest kara, o której tak głośno?

Nie jest „zemstą” Boga, ale wewnętrznym skutkiem grzechu.

To stan duszy człowieka, który pozbawiony, na skutek grzechu, bezpośredniej bliskości Boga nie może się na Jego miłość otworzyć, nie może czerpać z jej Źródła i odłączony od miłości Boga, cierpi.

Dlatego grzesznik wzywany jest do nawrócenia. Do podjęcia drogi oczyszczenia, aby mógł powrócić do pełni Miłości, do zjednoczenia z Bogiem.

Stan kary jest dla osób poszukujących bliskości Boga motywacją do pracy nad sobą.

 

Popełniliśmy grzech, czujemy się winni i cierpimy z powodu kary. A tu, jakby tego wszystkiego było mało, ktoś żąda od nas jakiegoś zadośćuczynienia. A niby po co?

A po to, że po pierwsze wobec osoby skrzywdzonej jest ono wyrównaniem uczynionej krzywdy (sprawiedliwość), a po drugie jest wewnętrzną spłatą zaciągniętego długu, oczyszczeniem serca z pozostałości grzechu. Należyte, czyli proporcjonalne do uczynionego zła.

Dusza bliska Bogu to dusza doskonała, czyli wolna od wszelkich obciążeń.

 

Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to konspirujemy dalej? ;D

Konspiracja, to moje drugie imię. ;>

 

 

I to właśnie, w pewnym momencie moich poszukiwań, zaczęło mnie zastanawiać.

Stąd też wzięła się myśl zadania Bogu pytania o senes życia na ziemi.

Cóż, ja takie pytanie zadawałem sobie już jako dziecko, tudzież wczesny nastolatek. I wierz mi od zadawania tego typu pytań Bogu - Bogu w ujęciu katolickim właśnie - zaczynałem.

 

 

Statystyczny katolik…

Statystyka nie pokazuje „poziomu” wiary lub inaczej – życia duchowego badanej osoby.

Jak myślisz, ilu statystycznych katolików lekceważy autorytet Boga szukając pomocy we wróżbach, sennikach itp.?

Zgodnie ze starym powiedzeniem: „Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek” i temat uważają za załatwiony. A później się dziwią, że proszą, a Bóg nie słucha…

Skoro oni nie słuchają…

A Bóg jest w swoim nauczaniu bardzo konsekwentny.

I można to bardzo prosto odnieść do relacji międzyludzkich, w których ktoś ignoruje głos drugiej strony, a później statystycznie wychodzi, że ta druga strona również nie utrzymuje z nim bliskiego kontaktu.

Pewnie i nie pokaże, ale jakiś wyznacznik miarodajności by się przydał, nieprawdaż?

Znaczy... właściwie w pewnym sensie pokaże... Myślę, że np. statystki dotyczące różnych postaw ludzkich pokazują, ile jest dusz na tych tzw. wyższych poziomach rozwoju, a ile na niższych.

Poza tym nie uważam, iż korzystanie z wróżek, senników itp jest lekceważeniem autorytetu Boga. To, że tak mówią w KK, nie znaczy, że tak jest. Teraz po prostu wyrażasz swoje poglądy na ten temat, a właściwie pogląd KK (nie wiem dokładnie jak z innymi odłamami chrześijaństwa, ale z tego, co mi wiadomo, to katolicyzm jest najbardziej restrykcyjny i zdogmatyzowany - nawet w prawosławiu jest większy "liberalizm" poglądowy, o protestantach, czy innych odłamach nie wspominając).

 

 

 

 

Może nie tyle wyróżnia, bo to trąci pychą, ale mi pomaga. I tak to w rzeczywistości wygląda.

I nie dlatego, żebym sobie czymś tam zasłużyła, ale dlatego, że przyjmuje Jego rady.

 

Nie pochodzę ani z rodziny wierzącej, ani moje wcześniejsze życie nie było jakoś szczególnie szczęśliwe, abym z tego powodu przypisywała cokolwiek Bogu.

Możesz poddawać w wątpliwość wpływ Boga na życie ludzi, którzy w relacjach z Nim poszukują „recepty” na dobre życie, ale dla mnie faktem jest, iż od czasu gdy poprosiłam Go o pomoc bardzo wiele w moim życiu zmieniło się na lepsze, oj tam na lepsze, na dużo lepsze :)

Można by to tłumaczyć pracą nad sobą. Owszem bez tej się nie obyło, intrygujące są jednak niezwykłe sploty zdarzeń, które jakby otwierają przede mną drzwi do kolejnego etapu w prostowaniu danej sytuacji. W przypadki już dawno przestałam „wierzyć” ;)

Ja mówiłem o ogólnej postawie.

Ale ok, jeśli już porównamy życie "przed" i "po", to powiem Ci, że moje życie dopiero troszkę się poprawiło po tym, jak... przeszedłem inicjację Reiki (miałem wtedy 15 lat). Tak naprawdę od tego momentu, zaczęło się zmieniać na lepsze - a może powiem tak: na pewno lepiej było, niż wcześniej. Wtedy w sumie przestałem chodzić do kościoła, bo zrozumiałem, że w sumie chodzenie co niedziela i błaganie o to, czy o tamto (katolickiego Boga, z perspektywy katolika, ze świadomością katolika), nie przynosi mi właściwych rezultatów. W sumie po inicjacji Reiki moja świadomość znacznie wzrosła, zacząłem patrzeć inaczej na życie i w pewnym sensie zaczął się mój bardziej świadomy rozwój. No niestety nie przez chodzenie na sumy i proszenie o to, czy tamto.

 

 

Masz rację i często taki krzyk jest podświadomy, zagłuszany. A do czyjejś duszy przeniknąć się nie da.

Ale jest coś, co można zrobić i to nie tylko w odniesieniu do ludzi niepełnosprawnych.

Można nie pozwolić im na samotność w tłumie.

Robinowi Williamsowi niestety na to „pozwolono”. Był znany, ale był sam.

Czasem nie trzeba wiele. Wystarczy od czasu do czasu przyjść, porozmawiać, podpowiedzieć rozwiązanie jakiegoś problemu, albo pomóc zrozumieć, że dany „problem” nie jest rzeczą istotną.

Nie chodziło mi o to, aby przenikać do czyjejś duszy (i szczerze, zdecydowanie nie chciałbym nawet czuć się tak, jak osoba dotknięta jakimś poważnym kalectwem). Tylko chciałem uświadomić Ci, że sukcesy w życiu, czy pozory można stwarzać będąc bardzo nieszczęśliwym człowiekiem. Czasem trzeba niewiele - owszem, czasem zapewne tak. Ale jak chodzi o głębokie, trwające wieloletnie cierpienie, mające głębokie korzenie, to zwykła rozmowa nie pomoże niestety (choć pewnie w niektórych przypadkach na pewno - w końcu po coś ludzie chodzą do psychologów, czy psychoterapeutów).

 

 

Owszem różnymi drogami można dojść do danego celu, wszak wszystkie drogi prowadzą do Rzymu (choć niektóre z Warszawy przez Madagaskar ;)

Mówisz, że religie ograniczają, spotkałam się też z opinią, że to droga dla leniwych.

Dla mnie to ścieżka z drogowskazami dla tych, którym znudziło się już ganianie po okolicznych krzakach ;D

Albo dla tych, którzy na owo ganianie nie mają ochoty i wolą sprawdzone, utarte szlaki.

"Konduktorze kochany, byle nie do Warszawy..." ;>

Ja sądzę, że religie, to droga nie tak szybkiego rozwoju, jak rozwój duchowy, rozwój świadomości, poszukiwania własne.

 

Spotkałem się z opinią, że są dwie drogi. Pierwsza, to droga rozwoju duchowego, rozwijanie świadomości czystej, droga rozsądku, obserwacji, analizy, własne poszukiwania, nie zamykanie swojego umysłu na dogmaty jakiejś konkretnej religii, czy filozofii, tylko własne poszukiwania itd - to jest najszybsza droga rozwoju moim zdaniem i ja właśnie taką drogą podążam... a przynajmniej tak myślę (tą też drogą podążali wielcy mistrzowie, którzy tworzyli religie... oni przecież sami szukali, wyznaczali swoje, indywidualne drogi, myślę...). A potem mamy religie - już wolniejsza, ale praktykowana przez większość osób na świecie (tych wierzących w świat niematerialny rzecz jasna). I jestem skłonny się do niej przychylić. Sam korzystam z "dobrodziejstw" różnych religii. Jak potem przeczytałaś w moim poście kontaktuję się archaniołami, aniołami, istotami powiązanymi z chrześcijaństwem... Nie mam nic przeciwko wybrać się np. do cudownego miejsca uzdrowień itp cudów, które jest związane z chrześcijaństwem.. Tak samo nie miałbym nic przeciwko wybrać się do takiego miejsca, które związane byłoby z buddyzmem, hinduizmem, zen, czy inną religią. Ja uważam, że to wszystko ma moc, działa, jest tak samo właściwie - tak zresztą, jak pisałem wcześniej. Po prostu się nie ograniczam do rytuałów np. stosowanych w KK, co nie zmienia, że np. nie doceniam ich roli (jak byłem w tej wspólnocie uczestniczyłem dla przykładu w uzdrowieniach, widziałem tzw. upadki w Duchu Św. i wiem, że faktycznie osoby upadały i raczej nie wyglądało to na mistyfikację, czy aktorstwo i jak najbardziej jestem gotów przyznać, że energia im towarzysząca jest jak najbardziej realna i pomocna ludziom, bo po prostu sam jej odczułem). Choć na tej samej zasadzie mógłbym uczestniczyć w rytuałach innej religii... I też by było to dla mnie ok, że tak powiem.

 

Może to zobrazuję.. Załóżmy, że duchowość zdobyta przez duszę, to taka wielokolorowa chmura dymu, z ładnymi, mieniącymi się kolorami... każdy ma swoją, niektórzy większą (ci bardziej rozwinięci) i bardziej kolorową, niektórzy mniejsza, mniej kolorową... Podczas, gdy religie, to takie pudełka w różnych kształtach przestrzennych figur geometrycznych (takie z szyby).. I jedna religia, to np. pudełko w kształcie gwiazdy, inne w kształcie kulki, inne z kolei sześcianu etc... Podejmując jedną, konkretną religię, to z mojej perspektywy tak, jakby próbować wcisnąć tą swoją duchowość w te pudełko z przezroczystego plastiku... Nie koniecznie się mieści, narzuca swoje ramy, ograniczenia.. być może, może i pomagać - szczególnie w przypadku osób mających mniejszy rozwój - a nawet dla niektórych wyznaczyć drogę (np. dla takich, którzy mają problemy z wyczuciem własnej moralności i muszą jej szukać w jakiejś z religii już istniejących)... a dla innych to po prostu ograniczenie... To coś jak z subkulturami.. Ludzie przypisują siebie do jednej z subkultur, ale tak naprawdę tracą swoją własną indywidualność i podstosowywują się do ram, zachowań, słuchanej muzyki, sposobu i stylu życia, wyznawanych wartości do jakiejś z nich... Mam nadzieję, że dokładnie wyjaśniłem mój punkt widzenia w tym zakresie. :)

 

 

Ufff, dzięki ;D

Ale dasz znać, gdy zaczniesz zbierać chrust? ;D

Eeeee, wiesz, co? Może Cię jeszcze oszczędzę. ;) Kto wie, może bym się stęsknił potem za tymi naszymi dysputami i konspiracjami? ;)

 

 

A Jezus nauczał, że działa :)

Nie musiał jak Budda „używać” życia, On był w stanie nad tym życiem zapanować. I o to chodzi. Mniej problemów, więcej czasu.

I nie tylko On nie miał z tym kłopotu. Obecnie również żyją tysiące ludzi, którzy potrafią w zgodzie z własna wolą zrezygnować z owego doświadczania, z nieuporządkowanych pragnień, nad którymi potrafią zapanować i skupić się na duchowości. Mam tu na myśli różnego rodzaju zgromadzenia zakonne, klasztory. Ale nie tylko. Wśród ludzi świeckich również są tacy, którzy bez bezpośredniego doświadczania potrafią ocenić wartość, a raczej dostrzec brak wartości tych pragnień i przejść nad nimi do innych tematów.

Nauczał, że działa? Zapytałbym gdzie dokładnie.. ale nie chce mi się czytać za dużo, więc jeśli coś wkleisz w Biblii, to prosiłbym skrótem. ;>

A co do "musiał", "nie musiał". No moja droga koleżanko trochę pomyśl... Budda urodził się jako książę, a Jezus urodził się w rodzinie biedaków. Toteż dziwne, żeby na równi doświadczyli życia... Przecież wiadomo, że skoro wiódł życie jako książę, to miał dostęp do wszystkich jego uroków itd. Gdyby Jezus się urodził w takiej rodzinie również by mógł mieć podobne... Buddha od młodości przejawiał cechy istoty wysoce rozwiniętej duchowo, co nie znaczy, że od razu musiał sobie z tego tytułu wszystkiego odmawiać (choć przez okres czasu, gdy wiódł życie ascety tak właśnie świadomie czynił)... Po prostu zaznał dobrego życia, potem z niego zrezygnował, aby na końcu stwierdzić, ze "ogarnął fizyczność" i móc ją przekroczyć... ot, i cała filozofia Buddyzmu w mega mega skrócie.

A co do "używania" życia przez Jezusa, to o ile mi wiadomo krążą różne teorie, iż w Biblii było coś o tym, że miał żonę, miał dzieci, niejedna osoba, która interpretuje Biblię tłumaczy, iż to nie prawda, że Jezus był biedny - wręcz przeciwnie - wiele wskazuje na to, że wiódł dostatnie życie. Nawet w słynnym filmie "Sekret" gościu tłumaczy co nieco na ten temat...

 

Życie Buddy jest symbolem drogi (tak, jakby x inkarnacji wyrazić w jednym życiu, w mega skrócie). Życie Jezusa jest symbolem drogi (jest właściwie symbolem człowieka w Erze Ryb, jeśli spojrzymy na to ezoterycznie - Jezus się urodził, kiedy nastała Era Ryb właśnie). Jak widzisz, dla mnie to jasne i znów powtórzę tutaj, iż obie religie są to pewne przedstawione drogi....

 

 

Co do ludzi, którzy umieją dostrzec brak wartości tych pragnień - tzn. o jakich ludziach konkretnie mowa? O ludziach oświeconych, którzy faktycznie na tyle przekroczyli, dokonali transcendencji tego świata i na tyle nie utożsamiają się ze swoim ego, ciałem, umysłem, iż nie przykładają wartości do tego typu pragnień? Czy ludziach, którzy na wzór księży katolickich (przypomnę, że tylko w katolicyzmie kapłani żyją w celibacie i samotności - kapłani prawosławni oraz protestanccy pastorzy mogą mieć żony, dzieci etc) wybierają np. samotność, celibat, życie w ubóstwie, gdyż - podobnie jak duchowni - ustalają sobie w głowie wyższy sens, który na tyle im przyświeca, iż świadomie rezygnują z tych rzeczy, mimo, iż i tak odczuwają cierpienie z powodu ich braku?

 

Ujmę to tak: o ile nie doznałaś oświecenia, to zawsze będziesz odczuwała potrzeby i pragnienia (niektóre z nich mogą się różnić, bo różnie to z ludźmi bywa, mogą mieć różne nasilenie etc itd itp). Jednak jako ludzie mamy pewne wspólne pragnienia, potrzeby, podobnie czujemy, odczuwamy, mamy podobne emocje (w sensie tak wiele podobieństw z racji samego bycia w tym samym fizycznym gatunku)... Nie widzę sensu w sztucznym odrzucaniu czegoś, o ile oczywiście nie jest to uzasadnione w jakiś racjonalny sposób - bo wtedy to zupełnie inna historia. No ale w katolicyzmie nie jest często uzasadnione w racjonalny sposób... który często po prostu się kłóci z najzwyklejszymi potrzebami człowieka...

 

Jednak jak tak patrzę na księży czasem (czy zakonnice), to powiem szczerze, że trochę jest mi w pewien sposób żal tego, iż sami z siebie rezygnują z rzeczy, które w sumie są częścią natury człowieka. Skazują się sami na samotność, tłumacząc to sobie pewnymi katolickimi przekonaniami, dogmatami. Takie skazywanie się na pewien rodzaj cierpienia z własnej woli jak dla mnie... Hm powiem szczerze, że w tym ujęciu religia katolicka wydaje się w pewien sposób ze swoimi niektórymi dogmatami... mało ludzka, tak naprawdę. ;) Ta idea ograniczeń nie jest moim zdaniem dobrą rzeczą... już nie wspominając jakie potem negatywne ślady takie życie księdza/zakonnika/zakonnicy może powodować w kolejnych inkarnacjach... Gdzie potem ktoś nie chce być sam, a wzorce ślubowań czystości, kapłańskie i inne takie (które jakby nie patrzeć również są rodzajami rytuałów magicznych, przysiąg itd...) wpływają potem na taką osobę... ale to też jeszcze inny temat...

 

 

Biblia napisana jest prostym językiem dla ludzi prostych. Tam nie ma żadnej wyższej filozofii, ale proste wskazania, niezbędne w życiu codziennym. Tego słuchali ludzie, gdy Jezus nauczał tłumy.

Ci, którzy chcieli sięgnąć wyżej sami odwiedzali Jezusa wieczorami i zostawali na długie nocne dysputy.

Tak jest do dziś. Jeśli ktoś ma więcej pytań musi wyjść poza samo suche czytanie Pisma.

Nie, nie jest *kiwa głową przecząco*. ;> Wiele tam symbolizmu. O wiele prostszym językiem są napisane Wedy hinduskie, czy księgi buddyjskie (nie czytałem całych, ale niektóre kawałki - szczególnie słów Buddy bardzo dużo czytałem swego czasu, kiedy mocno zainteresowany bylem buddyzmem). W buddyźmie masz kawę na ławę. Co do hinduizmu, to tam szczególnie.

Na YT masz kanał Hare Kryszna, gdzie masz filmiki, w których przemawia na polskim Woodstocku hindus i wszystko wręcz obrazowo tłumaczy. W wedach hinduskich masz wszystko opisane wręcz z naukową precyzją. Astrologia, czakry, plany mentalne, astralne... to wszystko, z czego składa się ezoteryka w dużej mierze właśnie z Wed hinduskich powstało...

Przykładowy filmik:

Jak poświęcisz godzinkę, to się zdziwisz jak dokładnie w Wedach masz opisany świat duchowy, jak i fizyczny (mam nadzieję, że poświęcisz).

A w Biblii masz napisane wiele rzeczy metaforami, wręcz poetyckimi... To interpretatorzy robią błąd, że metaforyczny język w Biblii traktują często dosłownie.

 

 

To nie gloryfikacja, ale mówiąc prosto – docenienie.

Ktoś (Jezus) za nas sporo poświęcił (dał się skatować i zabić), aby pokazać człowiekowi, że nad tym wszystkim można panować i że ewidentnie jest coś po. Stąd pierwszy szacunek i wdzięczność dla Jezusa cierpiącego.

Druga odsłona cierpienia to cierpienie, którego część ludzi doświadcza na co dzień. Dla wielu z nich przeżycie każdego dnia jest ogromnym trudem i jak każdy trud, wysiłek może on zostać komuś dedykowany. I tu propozycja Kościoła, aby dedykować to cierpienie Bogu.

Tak, jak możemy pochwalić się przed Nim owocami naszej pracy, życia rodzinnego, tak samo możemy jako „owoc” ukazać Mu swój wysiłek wynikający z cierpienia. I tu znowu nie chodzi o gloryfikację, ale o szacunek (oprócz możliwej pomocy) dla ludzi cierpiących.

Dobra, już mnie nie "nawracaj", bo serio zacznę ten chrust szykować. ;D

Tak, wiem to wszystko, znam to. ;) Słuchaj, powiem Ci tak - nawet sam symbol wiary jest symbolem cierpienia. Człowiek wiszący na krzyżu i konający w cierpieniach... no sorry, ale to jest czymś więcej, niż tylko docenianiem... to już gloryfikacja... OK, powiesz, że na Jezusie opiera się przecież chrześcijaństwo - jasne, że tak. Ale czy na serio nie można było innego symbolu wybrać? Już ta ryba jest o wiele lepsza, jak dla mnie... Wiesz, ja doceniam wiele rzeczy w życiu... Co nie znaczy, że od razu robię tego symbole i uznaję je jako klucz do jakiejś filozofii, np. religijnej. Samo wybranie takiego symbolu oznacza już pewien sposób gloryfikację tego aspektu rzeczywistości, że tak to ujmę.

 

 

No popatrz drogi kolego ;) mnie również państwo nie finansuje i również nie żyję powietrzem. Po prostu poszłam do pracy.

Ale to, że ktoś wykonuje konkretne usługi (w tym wypadku ezoteryczne), np. jest mistrzem RK, uzdrowicielem, oczyszcza ludzi itd nie znaczy, że nie ma prawa pobierać za to kasy. Fakt faktem ezoteryka, to delikatna sprawa, bo jednak osoby, które zajmują się pomaganiem ludziom i biorą horendalną kasę za to, to jednak trochę nie fair wobec tych, którzy cierpią. Co nie zmienia faktu, że przecież jedyną drogą zarobku nie musi być praca na etacie... Są też inne opcje...Ale to też w sumie rozmowa na inny temat...

 

 

Co zaś się tyczy finansowania Kościoła przez państwo, to nie wiem czy wiesz skąd wziął się ów fundusz kościelny?

Ano stąd, że w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku państwo zawłaszczyło potężną ilość majątku kościelnego. Ukradli na mocy prawa, fajne co? :] Ale taka była wtedy moda.

I teraz po prostu spłacają to, co wówczas chcieli wziąć za darmo. Tak więc państwo bynajmniej nie daje tych pieniędzy Kościołowi, ale je zwraca.

A sam Kościół w większości utrzymuje się z własnych środków. Większa ich część to darowizny, a poza tym prowadzi różnego rodzaju działalność gospodarczą (fundacje, wydawnictwa, działalność gospodarcza zakonów, najem/dzierżawa majątku itd.).

Szczerze? Nie lubię o polityce gadać, a tutaj już wchodzimy na takie tematy. ;P Jak Ci mówiłem, mi KK nie przeszkadza, tak samo jak i sami katolicy - przynajmniej w sensie, jako osoby (do instytucji mam ambiwalentne uczucia, jak pisałem wcześniej). Sam na YT oglądam różne rzeczy, to także ciekawi mnie, co mają do powiedzenia księża etc. Dla mnie to tylko jedna z dróg, jak Ci wspominałem. Nie jestem przeciwnikiem. Ot, religia. Dla mnie tylko trochę szkoda, że Polska jest krajem takim monoreligijnym, także jeśli oczekujesz, że będę się tutaj pienił, że Kościół okrada Państwo, czy coś z tych rzeczy - to zdecydowanie nie moja bajka. ;) A niech nawet i finansuje, i tak w porównaniu do całej tej kasy, jaka idzie na różne rzeczy i wobec tego, co się w tym kraju dzieje, to moim zdaniem jest najmniejszy problem akurat. ;)

 

 

Mnie zaś zaskoczył jej wybuch złości i też nie mogłam powstrzymać się od komentarza ;D

To już nie wnikam, między sobą to załatwcie. Możecie zorganizować catfight, a ja mogę ew. sędziować. ;>

 

 

Czy uważasz, że można poznać drugą osobę poprzez opowieści o niej zasłyszane od kogoś innego?

Owszem, mogę Ci opowiedzieć jak ja postrzegam logikę Boga, ale odbierzesz to jako katolickie banały. Taka forma zawierania znajomości nie da Ci poznania wewnętrznego, a o takie tu chodzi :)

Hm, no cóż, pisałem Ci, że droga bycia katolikiem jest drogą, którą już podążałem, także cóż, nie wiem co Ci mam jeszcze powiedzieć tutaj...

 

 

No tak, zapomniałam, że wyraz „zazdrościć” może być odebrany jako określenie negatywne.

Powinnam ująć je w cudzysłów, albo zastąpić wyrazem „podziwiają” albo może byłoby trafniej „są pełni zachwytu”.

Ale mniejsza o to, nie chce mi się już powtarzać tego wywodu.

No w każdym razie zgadzamy się, że nie mogą mieć negatywnych emocji, bo to przeczy wibracją, na których przebywają. Tak to ujmę. :)

 

 

Wydawało mi się, że na wszystkie Twoje pytania odpowiadałam, ale że jest ich sporo, to któreś mogło mi umknąć i stąd moja prośba :) Ale ok. Jedziemy dalej… :)

No to jedziemy. ;)

 

 

O ile coś takiego jak reinkarnacja istnieje ;)

A może Bóg jest osobowy, a reinkarnacji nie ma? :)

To wierzysz w reinkarnację, czy nie wierzysz w końcu? :o

 

 

A z czym godzę?

No to właśnie zależy od tego, czy wierzysz w reinkarnację, czy nie... Bo jeśli tak, to przeczysz dogmatom katolickim.

 

 

Ale ani judaizm, ani chrześcijaństwo (muzułmanie również) nie uznaje Boga jako abstrakcyjnego wyrazu Absolutu :)

To nie ta „bajka”.

Wiara w obu tych religiach opiera się o jak najbardziej spersonifikowaną postać Boga i co trudne jest do zrozumienia w logice człowieka, spersonifikowaną, ale nieograniczoną.

Że co? Przecież jest mowa o tym, że Bóg jest: nieskończenie potężny, nieskończenie dobry, nieskończenie mądry, jest wszędzie, w każdym miejscu, jest poza czasem, przestrzenią, jest alfą i omegą (jest nawet gdzieś tekst w Biblii, że Bóg jest alfą i omegą etc). Co to według Ciebie jest, jak nie wyraz Absolutu? Nie może mieć cech persony byt, który jest stwórcą wszystkiego... No ale katolicy nie widzą niestety tej nielogiczności...

Personalizm w pewien sposób zabija ideę absolutności... Coś, co może mieć osobowość, nie może być jednocześnie istotą nieskończenie nieskończoną... To tak samo, jakby ktoś powiedział, że Wszechświat, czy raczej energia pustki (czy jak się to nazywa w fizyce) występująca we Wszechświecie jest jednocześnie człowiekiem... Coś, co jest wszędzie i jednocześnie nie mogłoby mieć cech persony, bo ta personalność jednocześnie przeczy wszechwystępowaniu i nieskończoności...

 

 

Co zaś się tyczy samego potopu, to tu trzeba by powrócić do rozważań nt. logiki Boga, ale w aspekcie życie wiecznego.

Wyjaśnijmy sobie coś... Dla mnie brak reinkarnacji = brak sprawiedliwości. Brak sprawiedliwości dla mnie - zaprzeczenie porządkowi. Życie wieczne to metafora do oświecenia - katolicy rozumieją to, jako: piekło, niebo, czyściec (ew. protestanci: piekło, niebo). Ja to rozumiem inaczej. Dla mnie brak wiary w reinkarnacje, a jednocześnie uważanie sprawiedliwości Boga, to absurd.

 

 

To nawet nie jest kwestia myślenia.

Bo co mam myśleć o tym, że dostaję coś zanim dowiem się, że będzie mi to potrzebne w sytuacji, która w niedługim czasie się wydarzy?

Tu nawet nie można mówić o sile sprawczej silnej woli, bo wola zaistnienia tego, co otrzymałam nie powstała nawet w moje podświadomości, ponieważ wydarzenie było dla mnie całkowitym zaskoczeniem.

Takich sytuacji miałam już kilka. A do Boga zawsze zwracam się w odniesieniu do Osoby.

Gdzie ja pisałem o sile woli? Pisałem o sile umysłu (umysłu, a nie myślenia), o silne nadświadomości. Są różnego typu metody, które wykorzystują siłę nadświadomości.

 

 

Jak nie jak tak?

Chociażby zaczynając od podstawowego „Ojcze nasz”.

Modlitwa niezależnie od treści ma konkretny kierunek i adresata.

 

Ale jeżeli ktoś woli zaadresować swoją „modlitwę” do jakiegoś nieokreślonego Absolutu, to oczywiście jego wybór.

Nie, bo każdy inaczej może modlitwę zaadresować. Pisałem o modlitwie ogólnie, a nie klepaniu wierszyków, typu "Ojcze nasz", które z góry są ustalone intencjonalnie, jako modlitwy wobec katolickiego Boga... Ale osoby, które żyły 4000 tysiące przed naszą erą, też mogły modlić się do Boga i dla nich Bogiem mogło być Słońce... Hindusi też uznają jednego Boga (no... wiele odłamów, bo są też takie, w których uznawanych jest kilku bogów, ale to chyba mniejszość o ile mi wiadomo)... Co ciekawe w hinduiźmie też masz trzy postacie Boga (swoistą trójcę również), chociaż inaczej jest ona nieco rozumiana, niż w chrześijaństwie... Każdy modląc się do Boga nie adresuje swojej modlitwy do konkretnej istoty. Dla przykładu, jeśli np. modlisz się do chrześcijańskiej Matki Boskiej, albo hinduskiej istoty o imieniu Ganeśa (google it jakby co;), albo np. do Zeusa - to jest to nakierowana modlitwa, do konkretnej istoty, która operuje na zasadzie swoistym pośrednikiem między Tobą, a jakimś konkretniejszym aspektem, emanacją energii Absolutu - czyli Boga. Każda z istot, czy to w chrześcijańskie, czy w innych tradycjach religijnych posiada pewne atrybuty cech boskich, które są jakby pewnymi zobrazowanymi emanacjami energii Boga... Modląc się bezpośrednio do Boga (o ile nie jest to intencjonalna modlitwa, jak np. katolickie Ojcze Nasz, gdzie wiadomo, o jakiego Boga chodzi) swoją modlitwę adresować możesz w różne miejsca, gdyż nie jest to kontakt z jakąś konkretną istotą, ale bytem, który różnie ludzie rozumieją w różny sposób (tudzież różnie rozumieli na przestrzeni wieków). Mam nadzieję, że dobrze wyjaśniłem, co mam na myśli. :)

 

 

I to się nawet zgadza z filozofią chrześcijańską :)

Bóg jest wszystkim we wszystkich i wszyscy są w Bogu.

Co jednak nie oznacza, że nie istniejemy równolegle jako jednostki, aczkolwiek z drugiej strony nikogo z nas nie ma w oderwaniu.

Jak może być jednocześnie wszystkim i wszyscy są w Bogu, skoro z drugiej strony go personifikujesz? No jest to nielogiczne myślenie po prostu.

 

 

Świetnie to ująłeś :)

Podobnie jak opis natury Aniołów.

O no proszę, jednak widzisz, nawet innowierca mojego pokroju potrafi docenić Anioły. ;)

Ale dzięki. :)

 

 

Karma to odpracowanie błędów jakiegoś wcielenia w kolejnym. Aby to było możliwe konieczne jest istnienie czegoś takiego jak reinkarnacja. I tu wkręcamy się w koło samsary/sansary.

Wg nauczania w chrześcijańskiego człowiek raz się rodzi i w bieżącym życiu powinien starać się wszystkie popełnione przez siebie błędy/grzechy naprawić, czyli przeprosić tych, wobec których owego zła się człowiek dopuścił oraz wynagrodzić za szkodę jakiej od niego doznali (można to porównać do spłacenia karmy).

 

Ponieważ niektórych wyrządzonych szkód nie da się naprawić/wynagrodzić w sposób bezpośredni istnieje pojęcie zadośćuczynienia w formie pośredniej poprzez np. modlitwę, post, uczynki miłosierdzia itd.

I takie zadośćuczynienia może dokonać się również po tzw. śmierci, czyli odejściu z życia ziemskiego.

Uuuuu koleżanko *kiwa głową z dezaprobatą*. ;> Jak Ty nie wierzysz w reinkarnację, to chyba sobie nie pogadamy... ;]

A nie chce mi się pisać wywodów na temat tego, dlaczego wiara w jedno życie (które może być totalnie różne, losowe, mieć zarówno 1 dzień, jak i 110 lat), a jednocześnie wiara w Boga idealnie sprawiedliwego to totalna nielogiczność...

 

 

Zauważyłam :)

To może zacznijmy od tego, czym w pojęciu katolickim jest grzech, co to jest kara i na co tak naprawdę oddziałuje zadośćuczynienie.

 

W założeniu wiary katolickiej Bóg jest uosobieniem Miłości.

Grzech jest odejściem/odrzuceniem Boga i Jego nakazów (wskazówek umożliwiających zachowanie człowiekowi czystości zarówno cielesnej jak i duchowej), a tym samym odrzuceniem Miłości. Jest skutkiem nieuporządkowanego przywiązania do rzeczy materialnych, stworzeń, przez co narusza wspólnotę z naturą, Kościołem i samym sobą.

W odniesieniu do człowieka jest szkodą wyrządzoną w wymiarze materialnym bądź/i duchowym/psychicznym. Szkodą nie tylko wobec innych osób, ale także wobec osoby dopuszczającej się grzechu (samego siebie).

Wydawałoby się, że popełniając grzech dana osoba wyrządza szkodę komuś innemu, tymczasem, równocześnie sama ponosi szkodę, ponieważ w swojej świadomości lub podświadomości zaciąga dług, który objawia się poczuciem winy.

 

I tu dochodzimy do kary. Czy Bóg karze ludzi?

Po analizie nauczania KK stwierdzam, że nie. Dlatego w poprzednim poscie napisałam o „swoistej karze”, a rozwinięciem tej myśli była moja odpowiedź w we wcześniejszym poscie do Tridy.

Czym zatem jest kara, o której tak głośno?

Nie jest „zemstą” Boga, ale wewnętrznym skutkiem grzechu.

To stan duszy człowieka, który pozbawiony, na skutek grzechu, bezpośredniej bliskości Boga nie może się na Jego miłość otworzyć, nie może czerpać z jej Źródła i odłączony od miłości Boga, cierpi.

Dlatego grzesznik wzywany jest do nawrócenia. Do podjęcia drogi oczyszczenia, aby mógł powrócić do pełni Miłości, do zjednoczenia z Bogiem.

Stan kary jest dla osób poszukujących bliskości Boga motywacją do pracy nad sobą.

 

Popełniliśmy grzech, czujemy się winni i cierpimy z powodu kary. A tu, jakby tego wszystkiego było mało, ktoś żąda od nas jakiegoś zadośćuczynienia. A niby po co?

A po to, że po pierwsze wobec osoby skrzywdzonej jest ono wyrównaniem uczynionej krzywdy (sprawiedliwość), a po drugie jest wewnętrzną spłatą zaciągniętego długu, oczyszczeniem serca z pozostałości grzechu. Należyte, czyli proporcjonalne do uczynionego zła.

No, ale tylko co z tego, że tak jest w ujęciu katolickim, skoro ja nie uznaję ujęcia katolickiego, tylko takie, o którym już pisałem tutaj parę razy?

 

Nie bardzo rozumiem po co ten wywód poniżej tego stwierdzenia, skoro już wiesz, że ja inaczej na to patrzę. :) A może powiem tak - w sumie jakbyś użyła innego słownictwa, to stwierdziłabyś, że w sumie to, o czym jest w Biblii na ten temat i o czym sama napisałaś bardzo jest spójne z ideami, które paradoskalnie wielu katolików uznaje za heretyzm. :)

 

 

No bo popatrz... W katolickiej filozofii, w formie, w jakiej jest ona "sprzedawana", osobiście nie znalazłem sensu (już dawno), a już na pewno nie znalazłem tam logiki, dlatego zacząłem szukać po swojemu. Jednak jeśli zacząłem się coraz bardziej zgłębiać w różne tematy, powoli zacząłem rozumieć, że terminologia, jakiej używają chrześcijanie tylko czasem blokuje wgląd w to, czego one tak naprawdę dotyczą...

 

Bo zobacz... W ujęciu karmy sprawa jest prosta - ktoś czyni źle, to za to - uwaga, użyję chrześijańskiego sformułowania: odpokutuje w obecnym, czy w którymś wcieleniu (jeśli np. dusza uzyska odpowiednie cechy, wrażliwość itd). Jeśli czyni dobrze, to dostanie "nagrodę od Pana" - a czymże jest ta nagroda? Ano po prostu pozytywną karmą i tyle. :)

Jeśli dusza bardzo "nabroiła", to dostaje się do czyśćca. A czymże jest ten czyściec? Ano - np. inkarnacją karmiczną, gdzie dusza doświadcza "na sobie" efektów swoich działań. Czym jest chrześcijańskie niebo? Oświeceniem po prostu. Czym jest chrześcijańskie piekło? Ano stanem, gdzie dusza tak nisko zleciała wibracyjnie, że Wyższe Ja/Nadświadomość zaczyna powoli odklejać się od istoty, i zaczyna mieć ona powoli cechy demoniczne... Taka istota po śmierci jest niejako odcięta od wyższych wymiarów (po chrześcijańsku: od Nieba, Domu Pana Boga), więc grzęźnie w najniższych planach astrala (czyli w przestrzeni, którą chrześcijanin nazwie Piekłem). Jest pewien punkt, do którego ma jeszcze odwrót, potem już chyba nie. Dotyczy to oczywiście istot, które za życia dopuszczały się wielkiego zła itd. W Biblii nie jest to jasno wytłumaczone - są słowa, metafory etc. Nie należy ich rozumieć dosłownie. Zresztą, jak napisałem wyżej - zapoznanie się z innym religiami - np. w hinduizmem, dużo daje w relacji rozumienia tego, o czym mówi się w różnych ezoterycznych rzeczach i jak ma się to do religii katolickiej/odłamów religii chrześijańskich.

Dlatego właśnie widzisz - sądzę, że idee katolicyzmu są dobre, tylko jak dla mnie katolicy błądzą we mgle często. ;) Przez właśnie te niejasności w Biblii i metaforyczny język w niej, i niekoniecznie zawsze prawidłowe interpretacje.

 

Przemyśl to... ale serio... przemyśl to. Zastanów się... Czy to na prawdę jest takie rozbieżne i na ile faktycznie jest rozbieżne, a na ile jednak klei się w całość.

 

 

Dusza bliska Bogu to dusza doskonała, czyli wolna od wszelkich obciążeń.

Tak dokładnie, tak jest. :) Dusza bliska Bogu, to dusza doskonała. Inaczej powiem, dusza doskonała, to istota w pełni oświecona, czyli taka, która ma szansę ponownie połączyć się ze świadomością Boga. :)

 

 

I tym pozytywnym akcentem kończymy na dzisiaj. ;D

 

 

Pozdrawiam również i życzę miłego wieczora, tudzież dnia (w zależności, kiedy czytasz mój wywód). ;)

Edytowane przez arkenas
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sami zaczynacie rozmowę, jeśli ktoś już odpisze sensownie z argumentami, podkulacie ogon i uciekacie z niepoważnymi i obraźliwymi argumentami. Więc wolicie kółko wzajemnej adoracji gdzie będzie cie wygłaszać swoje niepoważne teorie na temat Boga, którego nawet nie poznaliście mając za fałszowanie obraz, i Kościół którego nie rozumiecie, lepiej pisać oszczerstwa niż napisać nie rozumiem, nie potrafię zrozumieć lub na koniec nie chcę zrozumieć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajny temat. Ale ostatnia strona to jakaś masakra :DD W życiu tego nie przeczytam.

 

Ani jednego postu nie przeczytałem, ale zgadzam się z Caliah. Większość ludzi rzucających ciosy przeciw Kościołowi i/lub chrześcijaństwu, po prostu ma braki w wiedzy i uraz w sercu stworzony przez nadopiekuńczych rodziców.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajny temat. Ale ostatnia strona to jakaś masakra :DD W życiu tego nie przeczytam.

 

Ehhh, a ja właśnie piszę odpowiedź dla Arkenasa... ;D

 

...czyli, Hysterus, głowa do góry c.d.n. ;D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ani jednego postu nie przeczytałem, ale zgadzam się z Caliah. Większość ludzi rzucających ciosy przeciw Kościołowi i/lub chrześcijaństwu, po prostu ma braki w wiedzy i uraz w sercu stworzony przez nadopiekuńczych rodziców.

 

Hys - albo przeczytaj temat albo się nie wypowiadaj...

Twój post mnie zmotywował do powrotu na łono dyskusji także dziś / jutro wtrącę jeszcze swoje 3 grosze.

 

Dla Twojej informacji - braków w wiedzy mi raczej zarzucić nie można (nie miejcie mi za złe braku skromności) a uraz w sercu w sensie po czym?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hys - albo przeczytaj temat albo się nie wypowiadaj...

Twój post mnie zmotywował do powrotu na łono dyskusji także dziś / jutro wtrącę jeszcze swoje 3 grosze.

 

Dla Twojej informacji - braków w wiedzy mi raczej zarzucić nie można (nie miejcie mi za złe braku skromności) a uraz w sercu w sensie po czym?

 

Lubię się wypowiadać na tematy, o których nie mam pojęcia, więc będę to robił :)

 

Cieszę się, że Cię zmotywowałem i dla Twojej informacji, nie mówiłem, że Ty masz braki w wiedzy :) Powiedziałem, że większość, czyli nie wszyscy. Oczywiście rozumiem, że są ludzie bardziej inteligentni od osobników o których wspomniałem :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hysterus

 

Większość ludzi rzucających ciosy przeciw Kościołowi i/lub chrześcijaństwu, po prostu ma braki w wiedzy i uraz w sercu stworzony przez nadopiekuńczych rodziców

 

Dobrze żeś się przyznał "Lubię się wypowiadać na tematy, o których nie mam pojęcia". Czasami lub w większości przypadków taka postawa świadczy o odrzuceniu przez rodzinę ,znajomych , społeczeństwo. Wobec tego szuka się sytuacji by być zauważonym . Wtedy bycie inteligentnym to nie prosta sprawa i nie do końca wiadomo jak się tam zapisać .

 

Hysterus Większości ludzie którzy tu piszą mają ten temat (chrześcijaństwo) przerobiony. Druga sprawa jakby nie było by opozycji w temacie religia toby wiało nudą . A tak można poczytać za i przeciw.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobrze żeś się przyznał "Lubię się wypowiadać na tematy, o których nie mam pojęcia". Czasami lub w większości przypadków taka postawa świadczy o odrzuceniu przez rodzinę ,znajomych , społeczeństwo. Wobec tego szuka się sytuacji by być zauważonym . Wtedy bycie inteligentnym to nie prosta sprawa i nie do końca wiadomo jak się tam zapisać .

 

Nie jestem pewny czy to Twoje zdolności wróżbiarskie czy wrodzona przenikliwość, ale kurde, rozgryzłeś mnie! :)

 

A tak serio doceniam dodanie przez Ciebie słów, które pogrubiłem. Takie zabezpieczenie przed ewentualną pomyłką :) A prawdę mówiąc nie widzę związku, jednym a drugim, ale może Ty masz większe doświadczenie z ludźmi takiego typu jak ja :)

 

Hysterus Większości ludzie którzy tu piszą mają ten temat (chrześcijaństwo) przerobiony. Druga sprawa jakby nie było by opozycji w temacie religia toby wiało nudą . A tak można poczytać za i przeciw.

Boli mnie, że opozycja do religii jest tak słaba. Przez to zawsze muszę opowiadać się po stronie religii, której nawet nie jestem wyznawcą :( Ale masz rację, cieszę się, że jest. Przynajmniej jest fun :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Boli mnie, że opozycja do religii jest tak słaba. Przez to zawsze muszę opowiadać się po stronie religii, której nawet nie jestem wyznawcą :( Ale masz rację, cieszę się, że jest. Przynajmniej jest fun :)

 

To wesprzyj ,, opozycję" bo jak do tej pory to takie ,, nyto" z Ciebie

Edytowane przez Seid
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i wyśledzili nas… :icon_frown: ;D

 

Poza tym nie uważam, iż korzystanie z wróżek, senników itp jest lekceważeniem autorytetu Boga. To, że tak mówią w KK, nie znaczy, że tak jest. Teraz po prostu wyrażasz swoje poglądy na ten temat, a właściwie pogląd KK..

Skoro rozważamy relacje Boga do człowieka i człowieka do Boga w odniesieniu do statystyki dotyczącej katolików czy ogólnie chrześcijan, to wydaje mi się, że należałoby się odnieść do wartości funkcjonujących w tych obszarach oraz obrazu świata duchowego, jaki z nich wynika.

Zgodnie z tym, co zostało zapisane w Biblii zwracanie się do magów, wróżbitów i wykładaczy snów jest zabronione. Ponieważ w świetle nauk chrześcijańskich oraz judaizmu Pismo Święte jest spisanym Słowem Bożym, nieprzestrzeganie tego zakazu jest lekceważeniem Boga.

Lekceważymy Boga → skutek → nie żyjemy w Jego łasce, więc nie doświadczamy szczególnej Jego opieki.

Statystycznie katolik? Statystycznie tak.

 

Oczywiście odchodząc od treści zawartej w Biblii można rozważać różne za i przeciw, ale to już zupełnie inny temat.

 

Ja mówiłem o ogólnej postawie.

Lenistwo duchowe jeszcze nikomu na zdrowie nie wyszło :)

„Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł.” (1Kor 10, 12)

„Kto ma, temu będzie dane, a kto nie ma, temu zabiorą i to, co mu się wydaje, że ma” (Łk 8,18).

 

Ale ok, jeśli już porównamy życie "przed" i "po", to powiem Ci, że moje życie dopiero troszkę się poprawiło po tym, jak... przeszedłem inicjację Reiki (miałem wtedy 15 lat).

Być może dlatego, że zacząłeś wierzyć/szukać „aktywnie”.

Wyszedłeś z biernego odtwarzania podstawowych schematów i zacząłeś zadawać konkretne pytania.

Bóg nakazuje człowiekowi szukać, o czym jakoś ludzie nie pamiętają.

Msza św „nie załatwi” tego za nikogo, tym bardziej, że wiele osób nawet nie wie, nie ma wewnętrznej świadomości tego, czym jest Msza.

 

Tylko chciałem uświadomić Ci, że sukcesy w życiu, czy pozory można stwarzać będąc bardzo nieszczęśliwym człowiekiem.

No wyobraź sobie, że jestem tego świadoma ;>

I stąd wyniknął ten wątek, ponieważ niestety takich przypadków jest bardzo dużo.

Nie chodziło mi o to, jak jest, gdy człowiek nie może sobie z czymś poradzić, ale o to, że ludzie zamiast zatapiać się w swoich problemach powinni aktywnie szukać wyjścia.

A ponieważ czasem trudno jest samemu takie wyjście „dojrzeć”, to rolą innych, patrzących z innego punktu widzenia, jest wsparcie, pomoc w tych poszukiwaniach, wskazanie innej alternatywy.

 

"Konduktorze kochany, byle nie do Warszawy..." ;>

Ja sądzę, że religie, to droga nie tak szybkiego rozwoju, jak rozwój duchowy, rozwój świadomości, poszukiwania własne.

Jeżeli postrzega się religie w sposób ograniczony, jako jedyną istniejącą linię kolejową, a nie sieć połączeń… ;)

Nie gniewaj się, ale z tego co piszesz wynika, że pojmujesz i przedstawiasz, przykładową tu religię katolicką, w bardzo zawężonym ujęciu, opisującym tylko jej podstawy.

W sumie to ograniczasz ją jedynie do religijności, zabierając jej niejako prawdo do poznawania, poszukiwań indywidualnych i wewnętrznej różnorodności, nie pozostawiając w niej miejsca na rozwój świadomości. W Twoim widzeniu religii przypisujesz te właściwości wszystkim innym nurtom, ale „broń Boże” ;) nie religii katolickiej.

Wygląda to tak, jakbyś to Ty próbował wtłoczyć tą religię w przykładowo podane przez Ciebie pudełko.

 

Oczywiście są ludzie, którzy w zgodzie z wyznawaną wiarą chcą żyć spokojnie, bez rozterek, pytań, ale prosto i z ufnością. Moim zdaniem jak najbardziej mają do tego prawo i w niczym nie ustępują tym, którzy mogą się poszczyć tym, że udało im się jakieś pojęcie „podzielić na czworo”.

Bo czy pomidor będzie smakował inaczej, jeżeli będziesz umiał wymienić jego pełną systematykę? ;)

 

Spotkałem się z opinią, że są dwie drogi. Pierwsza, to droga rozwoju duchowego, rozwijanie świadomości czystej, droga rozsądku, obserwacji, analizy, własne poszukiwania, nie zamykanie swojego umysłu na dogmaty jakiejś konkretnej religii, czy filozofii, tylko własne poszukiwania itd - to jest najszybsza droga rozwoju moim zdaniem

Nawet zupełnie swobodnie poszukując, przyjmujesz jakieś założenia (choćby wiarę w reinkarnację), dlaczego więc uważasz, że przyjęcie innych założeń, np. dogmatów jakiejś religii jest zamknięciem?

Zamknięciem jest lenistwo duchowe, brak poszukiwań, dążenia do rozwoju poprzez obserwacje i analizy. A to, o czym piszesz, to również narzędzia rozwoju duchowego w Kościele i nie jest to żadna herezja z mojej strony :)

 

Tak samo nie miałbym nic przeciwko wybrać się do takiego miejsca, które związane byłoby z buddyzmem, hinduizmem,...

W drodze, o której wspominałam, dostałam od Boga dziwny prezent, którego z początku nie rozumiałam. Pojechałam na kilkutygodniową wycieczkę do Nepalu. Dzięki temu miałam okazję zetknąć się z tamtejszymi wierzeniami i różnymi rodzajami kultów. Od „religii” naturalnej szerpów, po zwyczaje świątynne. Tak więc znam te zagadnienie nie tylko od strony teoretycznej.

Czasem próbujesz nawrócić mnie na buddyzm :), przekonać do teorii reinkarnacji, ale niestety jakoś mi to nie leży. Zbyt dużo tam demonów.

I nie jest to moje subiektywne wyobrażenie, wniosek jedynie z tego, co być może „skrzywionym okiem katolika” oceniłam, ale zbiór informacji potwierdzony spokojnym oświadczeniem jednego z przewodników, który zapytany „po co kupił prawie metrowej wysokości płaskorzeźbę przedstawiającą twarz demona w otoczeniu pomniejszych demonów” odpowiedział, że „muszą je czcić, aby im nie szkodziły”. Ot taki u nich klimat…

 

Ja uważam, że to wszystko ma moc, działa, …

Przypomniało mi się jeszcze jedno ciekawe zdarzenie z tamtej wyprawy.

Przejazdem, w drodze powrotnej, mieliśmy jedną noc spędzić w Indiach, w Delhi. Tak się akurat złożyło, że tej nocy odbywał się festiwal z okazji święta Kali. Pokręciliśmy się trochę po dzielnicy obserwując nocne życie tego miasta, ale prawdę mówiąc bardziej błądziliśmy po mrocznych zakamarkach, niż poruszaliśmy się zgodnie z zaplanowaną trasą.

Następnego dnia rano, gdy okazało się, że mamy jeszcze ponad pół godziny do śniadania, postanowiliśmy z mężem wyjść na mały spacer. Udaliśmy się w tym samym kierunku, co poprzedniego wieczoru i ku naszemu zdziwieniu, po minięciu terenów, na których odbywały się nocne uroczystości, w świetle dnia, na wprost nas ujrzeliśmy otwarty kościół – co ciekawe – katolicki.

A była akurat niedziela…

Przypadek? W mieście tak rozległym jak Delhi?

 

Eeeee, wiesz, co? Może Cię jeszcze oszczędzę. ;) Kto wie, może bym się stęsknił potem za tymi naszymi dysputami i konspiracjami? ;)

Mam nadzieję, że nie zmieniasz zdania zbyt szybko ;)

 

Nauczał, że działa? Zapytałbym gdzie dokładnie.. ale nie chce mi się czytać za dużo, więc jeśli coś wkleisz w Biblii, to prosiłbym skrótem. ;>

A co do "musiał", "nie musiał". No moja droga koleżanko trochę pomyśl... Budda urodził się jako książę, a Jezus urodził się w rodzinie biedaków.

No, do czytania to miałbyś sporo, tak w skrócie, to co najmniej pół Nowego Testamentu ;)

Ale oszczędzę Ci tych cierpień ;)

Po pierwsze dlatego, że sam Jezus był przykładem tego, że tak można i tu musiałabym przytoczyć liczne fragmenty o Jego życiu. I żył tak nie dlatego, że był biedny, ale że taką drogę obrał. Aby „doświadczyć życia” w różnych jego aspektach, nie trzeba być bogatym z urodzenia. Owszem bogaczem nie był, ale do biedaków też nie należał. Z tego, co wiadomo, Ojciec Jezusa miał zawód - był cieślą i ta praca zapewniała im skromne, ale godne życie. To na początek, później, w czasie, gdy Jezus nauczał, chodziły za Nim tłumy, mnóstwo kobiet mu usługiwało, gdyby czegoś zapragnął, z pewnością by to otrzymał. Tym bardziej, że w pewnym momencie te tłumy chciały go obwołać królem.

O tym, że miał duże możliwości „używania życia” na poziomie ludzi bogatych świadczy również fakt, że gdy pod krzyżem dzielili Jego szaty na pół, to o tunikę rzucili losy, ponieważ była zbyt cenna, aby ją zniszczyć, gdyż była zrobiona z jednego kawałka (czyli tkana w całości, bez szwów). W ówczesnych czasach było to drogie odzienie, a więc nie dla biedaków.

Mógł „korzystać” z życia?

Mógł, ale ta droga go nie interesowała.

Po wtóre część z Jego uczniów (Apostołów) poszła Jego śladem, czyli się dało…

Idąc dalej – w Biblii: „Jeśli kto chce iść za mną, niech się zaprze samego siebie niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje.” (Łk 9, 23)

Jezus nigdy nikomu nie nakazywał: „spróbujcie życia”, „porównajcie”, „przekonajcie się”.

Gdyby wiedział, że „to nie działa”, to z pewnością nauczałby inaczej. Ale on znał swoje przeznaczenie, dokładnie wiedział, co Go czeka, tak by robił. A za swoją prawdomówność i bezstronność chwalony był nawet przez wrogich mu faryzeuszy.

Tymczasem On kazał wręcz unikać sposobności do życia niezgodnego z Prawem, bo wiedział, że „próbując życia” ludzie narażają siebie i innych na dodatkowe, niepotrzebne kłopoty i cierpienie.

„Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze. Jeśli twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie u'łomnym wejść do życia wiecznego, niż z dwiema rękami pójść do piekła w ogień nieugaszony.” (Mk 9, 42-43, i dalej.. do 50)

„Cóż bowiem za korzyść stanowi dla człowieka zyskać świat cały, a swoją duszę utracić?” (Mk 8, 36)

 

Zachęcał do odrzucenia tego, co w jakikolwiek sposób wiąże człowieka nawet tych, którzy choć bogaci, nie korzystali ze wszystkich „uroków życia”, a wypełniając Prawo wydawało się im, że zrobili już wszystko. (zob. Mk 10, 17-30).

Tak więc choć nie jest to łatwe, ale jest możliwe.

Poza Biblią potwierdzają to przykłady życia wielu osób uznanych w późniejszym czasie przez Kościół za świętych, czyli godnych naśladowania.

 

A Budda, on miał trochę ciężej, bo został z racji urodzenia wtłoczony w życie dworskie, a wręcz w nim uwięziony. Może gdyby nie „zapobiegliwość” tatusia, to dużo wcześniej obrałby inną drogę życia bez narzuconego mu poznawania „radości tego świata”.

Nie bez powodu jest powiedziane:

„Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego.” (Mt 19, 24).

 

Tak, czy inaczej, buddyzmu, który proponuje koło samsary zamiast prostego wyjścia z dołka, nadal mnie to nie przekonuje. Jakoś nie kręci mnie perspektywa kolejnych inkarnacji i bezsilnego patrzenia choćby na narastającą w świecie przemoc.

Jezus natomiast naucza, że ciało dąży do czego innego niż duch, a duch do czego innego niż ciało i wskazuje zdecydowanie prostszą drogę, ukazując jednocześnie naturę świata, do którego dążymy (zob. Mk 12, 24-27).

 

A co do "używania" życia przez Jezusa, to o ile mi wiadomo krążą różne teorie, iż w Biblii było coś o tym, że miał żonę, miał dzieci, niejedna osoba, która interpretuje Biblię tłumaczy, iż to nie prawda, że Jezus był biedny - wręcz przeciwnie - wiele wskazuje na to, że wiódł dostatnie życie. Nawet w słynnym filmie "Sekret" gościu tłumaczy co nieco na ten temat...

O tym, że nie żył w nędzy (o czym powyżej wspomniałam) można po prostu przeczytać w Biblii. Bez potrzeby jakiejś szczególnej jej „interpretacji”.

 

Co zaś się tyczy różnych krążących teorii, to już niejednokrotnie spotkałam się z opiniami tworzonymi na zasadzie: „skoro byli razem na spacerze, to on na pewno ją już przeleciał”.

Jedni chcą zabłysnąć lub zwyczajnie na przekór plotą bzdury, inni to powtarzają i po jakimś czasie taka „teoria” zaczyna żyć własnym życiem.

Takie typowe dla ludzi wtłaczanie w ustalone ramy czegoś, czego zrozumieć nie potrafią.

Gdyby istniały jakiekolwiek materiały świadczące choćby w części o prawdziwości tych teorii, to już dawno przestałyby one być teoriami.

 

Życie Buddy jest symbolem drogi (tak, jakby x inkarnacji wyrazić w jednym życiu, w mega skrócie). Życie Jezusa jest symbolem drogi (jest właściwie symbolem człowieka w Erze Ryb, jeśli spojrzymy na to ezoterycznie - Jezus się urodził, kiedy nastała Era Ryb właśnie). Jak widzisz, dla mnie to jasne i znów powtórzę tutaj, iż obie religie są to pewne przedstawione drogi....

No popatrzy Ty się, a ja właśnie spod tego znaku jestem ;)

Czyli Budda też pokazał, że w jednym życiu da się.

Po co zatem mydlić ludzi tymi reinkarnacjami. Toż to perfidna złośliwość straszyć ich perspektywą kolejnego życia i obciążać ich sumienia tym, że coś znowu będą musieli odpracowywać. I to nie wiadomo ile razy. Bo w następnym życiu znowu mogą coś skopsać i tak w kółko.

Nie lepiej pokazać im prostą drogę do wolności?

 

Co do ludzi, którzy umieją dostrzec brak wartości tych pragnień - tzn. o jakich ludziach konkretnie mowa?

O wszystkich, którzy są w stanie dostrzec brak tych wartości :)

 

Może zacznijmy od tego, że świadomie rezygnując z czegoś, wcale nie musimy odczuwać jakiegokolwiek cierpienia. Bo niby z jakiego powodu, skoro dana rzecz całkowicie utraciła dla nas wartość?

Cierpimy tylko wtedy, gdy tracimy coś lub doznajemy szkody na czymś, co miało dla nas wartość.

Jeśli uznam, że pieniądze, drogie samochody, luksusowe domy/mieszkania nie są mi do niczego potrzebne, to po prostu ich nie pragnę.

Jeżeli odrzucę seks, to po prostu nie odczuwam takich potrzeb, bo nie kłębią się te myśli w mojej głowie.

Itd., itd.

To dotyczy zarówno osób świeckich, jak i duchownych.

Owszem nie jest to proste, bo świat bombarduje przeróżnymi obrazami, wmawiając, że to, czy tamto jest tym, co stanowi o normie, o tym, że mieścimy się w średniej krajowej akceptowalnej (akceptacja to jedna z podstawowych potrzeb socjalnych człowieka). Lansowana jest moda na to lub tamto, a jak się nie dostosujesz, to nikt cię nie pokocha…

Tak nakręca świat.

Tymczasem odskocznią od tego wszystkiego jest bezpośrednie odniesienie do Boga, który kocha nas takimi, jakimi jesteśmy i podpowiada, co powinniśmy zrobić, aby pozbyć się owego światowego obciążenia i czystą miłością pokochać samych siebie (do tego oczywiście nieodzowna jest również miłość bliźniego :) .

Oczywiście trzeba mieć świadomość, że świat nie odpuści, ale tu ważna jest konsekwentność w wyborze, który powinien być stosowny do wybranego stanu (kapłański, małżeński, wolny).

 

No ale w katolicyzmie nie jest często uzasadnione w racjonalny sposób... który często po prostu się kłóci z najzwyklejszymi potrzebami człowieka...

A nie wpadłeś na to, że to człowiek z „lekką” pomocą świata sam sobie kreuje większość z tych potrzeb (poza tymi rzeczywiście podstawowymi)?

Bo co tak naprawdę potrzeba człowiekowi, jakie są te podstawowe potrzeby?

Coś do jedzenia (kawior i szampan nie są nieodzowne), miejsce do spania (ciche, ciepłe, bezpieczne), możliwość jakiejś realizacji siebie (jakaś pożyteczna praca) i miłość, czyli akceptacja wyrażona przez innego człowieka.

Żadnej z tych rzeczy katolicyzm nie zabrania i nie zaleca wyrzekania się.

Czy z tą świadomością nie można wyrzec się pozostałej „nadbudowy”?

 

Jednak jak tak patrzę na księży czasem (czy zakonnice), to powiem szczerze, że trochę jest mi w pewien sposób żal tego, iż sami z siebie rezygnują z rzeczy, które w sumie są częścią natury człowieka. Skazują się sami na samotność, tłumacząc to sobie pewnymi katolickimi przekonaniami, dogmatami. Takie skazywanie się na pewien rodzaj cierpienia z własnej woli jak dla mnie...

Rany, przyjacielu, skąd taki posępny obraz?

Przeczytaj choćby „Dzienniczek św. siostry Faustyny Kowalskiej” albo „Dzieje duszy” św. Teresy z Lisieux.

Tam nie ma ani smutku, ani żalu czy choćby przygnębienia. Wręcz przeciwnie.

Obcowanie z Bogiem jest tak niesamowitym przeżyciem, że ziemskie tematy całkowicie przy tym bledną.

Ale zacznijmy może od tego, że skoro ktoś wybiera stan zakonny czy kapłański, to nie musi sobie tego niczym tłumaczyć. To byłoby nielogiczne i wskazywało na jakieś zaburzenia w obrębie psychiki. Taka osoba po prostu to wybiera i akceptuje wiążące się z tym warunki.

Nikt nikomu nie każe być księdzem czy zakonnikiem/zakonnicą, aby ten musiał sobie później jakoś tłumaczyć ten stan, który przecież sam wybrał.

A to czy ktoś potrafi być konsekwentny w swoim wyborze, zależy oczywiście od jego dojrzałości. Zdarza się też, że ktoś źle odczyta swoje powołanie lub da się skusić „marketingowi tego świata” i wtedy dochodzi do odejścia za zakonu, czy porzucenia stanu kapłańskiego. I nie jest to niczym nadzwyczajnym, bo takie przypadki niestałości dotyczą wyborów dokonywanych niezależnie od stanu.

 

…już nie wspominając jakie potem negatywne ślady takie życie księdza/zakonnika/zakonnicy może powodować w kolejnych inkarnacjach...

Jeżeli wybór drogi zależy od danego człowieka, a Ty jesteś osobą otwartą na indywidualne ścieżki poszukiwań, to nie powinieneś się tym martwić i tracić czasu na takie rozważania :)

Oni wybrali drogę, na której nie ma reinkarnacji, więc nie mają tego zmartwienia. Temat rozliczą sam na sam z Bogiem natychmiast po odejściu z tego świata ;)

 

Nie, nie jest *kiwa głową przecząco*. ;> Wiele tam symbolizmu.

Symboliki hebrajskiej, którą przy odrobinie dobrej chęci można poznać.

Były propozycje przepisania Biblii z zastosowaniem języka i pojęć współczesnych, ale z tego zrezygnowano.

Co się zaś tyczy tłumaczenia bardziej obrazowego i objaśniania metafor, to tak jak napisałam w poprzednim poscie: „Jeśli ktoś ma więcej pytań musi wyjść poza samo suche czytanie Pisma.”

Tak więc ja również mogę odesłać Ciebie do YT i licznych wykładów i konferencji np. ks. Piotra Pawlukiewicza, który wręcz łopatologicznie wykłada to, co dla niektórych czytających Biblię nie jest zrozumiałe. Wrzuć temat, który Cię interesuje, a na pewno coś znajdziesz.

Ciekawą serią zawierającą odpowiedzi na przeróżne nadsyłane pytania jest „Katechizm poręczny”.

 

Słuchaj, powiem Ci tak - nawet sam symbol wiary jest symbolem cierpienia. Człowiek wiszący na krzyżu i konający w cierpieniach... no sorry, ale to jest czymś więcej, niż tylko docenianiem... to już gloryfikacja... OK, powiesz, że na Jezusie opiera się przecież chrześcijaństwo - jasne, że tak.

Powiem Ci coś innego :)

To symbol bezgranicznej miłości i oddania, symbol pokonania śmierci i wszystkich przeciwności tego świata. To również symbol zmartwychwstania po śmierci.

Zależy, jak na ten krzyż spojrzysz...

Rybką nie dałoby się tego wyrazić ;)

 

A z chrustem może jeszcze trochę poczekaj, aż się chłodniej zrobi. To przynajmniej jakiś pożytek z tego stosiku będzie. Może ktoś się przy nim przynajmniej ogrzeje ;)

 

Ale to, że ktoś wykonuje konkretne usługi (w tym wypadku ezoteryczne), np. jest mistrzem RK, uzdrowicielem, oczyszcza ludzi itd nie znaczy, że nie ma prawa pobierać za to kasy.

Ok., to sprawa jego wyboru i sumienia.

Apostołom zaś Jezusa przykazał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy! Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie! Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów.” (Mt 10, 8-9)

Na swoje utrzymanie pracowali więc, wykonując popularne zawody.

To taka drobna różnica między posługiwaniem i źródłem mocy, z którego się korzysta.

 

To już nie wnikam, między sobą to załatwcie. Możecie zorganizować catfight, a ja mogę ew. sędziować. ;>

Oj, byłoby na co popatrzeć :)

Nie wiem, czy Trida coś trenowała, ale z moje strony mógłbyś liczyć na małe ubarwienie spektaklu ;)

 

Hm, no cóż, pisałem Ci, że droga bycia katolikiem jest drogą, którą już podążałem, także cóż, nie wiem co Ci mam jeszcze powiedzieć tutaj...

Podążałeś, ale jak widzę, wielu rzeczy nie rozumiałeś i nadal są Ci one obce. Stąd moja poprzednia wypowiedź. Możesz ją potraktować jako luźną myśl, bez konieczności odpowiadania na nią :)

 

To wierzysz w reinkarnację, czy nie wierzysz w końcu? :o

Staram się rozważać różne nurty i aspekty. Badać ich sensowność, szukać części wspólnych i na ich podstawie konstruować wnioski.

Po przeanalizowaniu zagadnień związanych z teorią reinkarnacji doszłam do wniosków, o których wspomniałam już powyżej i odrzuciłam tą drogę, jako ułudę mającą uwięzić człowieka w świadomości przywiązania do tego świata, w którym demony robią ludziom wodę z mózgu i wybrałam opcję chrześcijańską, otwierającą się na kontynuację życia w kolejnych wymiarach.

Nie z powodu dogmatów KK, ale w wyniku własnych doświadczeń, dociekań i rozważań.

 

Że co? Przecież jest mowa o tym, że Bóg jest: nieskończenie potężny, nieskończenie dobry, nieskończenie mądry, jest wszędzie, w każdym miejscu, jest poza czasem, przestrzenią, jest alfą i omegą (jest nawet gdzieś tekst w Biblii, że Bóg jest alfą i omegą etc). Co to według Ciebie jest, jak nie wyraz Absolutu? Nie może mieć cech persony byt, który jest stwórcą wszystkiego... No ale katolicy nie widzą niestety tej nielogiczności...

I znowu wracamy do tematu: „Logika Boga, a logika człowieka” :)

Cóż ja na to poradzę, że energia pustki, o której wspomniałeś, jest może nie tyle w pełni człowiekiem, ale jakąś jego częścią :)

Mam wrażenie, że ciągle starasz się zrozumieć duchowość przez pryzmat postrzegania materialnego. Przecież człowiek, to coś więcej niż ciało :)

Energetycznie jesteśmy z tą „pustką” połączeni i wzajemnie na siebie oddziałujemy w mniejszym lub większym stopniu. Pewnie z racji wielkości pustka bardziej na nas niż my na nią, ale nie o tym mowa ;)

I mimo tego wzajemnego oddziaływania człowiek nie staje się w naszym/ziemskim/materialnym pojęciu kosmosem. Zachowujemy swoją indywidualność, osobowości.

Przełóż to teraz na potęgę istoty duchowej, jaką jest Bóg.

 

 

Wyjaśnijmy sobie coś... Dla mnie brak reinkarnacji = brak sprawiedliwości. Brak sprawiedliwości dla mnie - zaprzeczenie porządkowi. Życie wieczne to metafora do oświecenia - katolicy rozumieją to, jako: piekło, niebo, czyściec (ew. protestanci: piekło, niebo). Ja to rozumiem inaczej. Dla mnie brak wiary w reinkarnacje, a jednocześnie uważanie sprawiedliwości Boga, to absurd.

Kolejna inkarnacja = możliwości popełnienia kolejnych błędów (czynienia kolejnego zła).

Odpracowanie błędów przez zadośćuczynienie = brak kolejnych błędów → rachunek zamknięty.

 

W czym niby lepsze jest odpracowanie karmy w kolejnej inkarnacji niż odkupienie grzechów w zadośćuczynieniu?

Przecież jeżeli ktoś zabił, to w kolejnym wcieleniu nie przywróci tej osobie życia. Nie odda tego, co zabrał, ale będzie musiał zrobić coś w zamian.

 

Dokładnie tak samo „działa” zadośćuczynienie - „dajesz” coś w zamian. Ale nie na zasadzie nieświadomego błądzenia w kolejnej inkarnacji, lecz świadomej pracy dotyczącej naprawienia/zrównoważenia konkretnej szkody. Co jest moim zdaniem bardziej logiczne. Krócej, na temat i bez zbędnego obciążenia nowymi problemami. Jest odpracowanie/wyrównanie rachunku, jest sprawiedliwość.

 

Życie wieczne to nie metafora oświecenia, ale egzystencja w kolejnym „wymiarze”:

„Jezus im rzekł: „Czyż nie dlatego jesteście w błędzie, że nie rozumiecie Pisma ani mocy Bożej? Gdy bowiem powstaną z martwych, nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, ale będą jak aniołowie w niebie.” (Mk 12, 24-25)

Oświecenie, to doskonałość duchowa i jest ona potrzebna do przyszłej egzystencji, ale nią nie jest. Vide powyżej: człowiek a kosmos.

 

Piekło, niebo, czyściec, to w skrócie: całkowite odejście od Boga, całkowite zjednoczenie z Bogiem, zadośćczynienie w po odejściu z życia ziemskiego-> warunek/droga do osiągnięcia doskonałości duchowej i zjednoczenia z Bogiem.

 

Gdzie ja pisałem o sile woli? Pisałem o sile umysłu (umysłu, a nie myślenia), o silne nadświadomości. Są różnego typu metody, które wykorzystują siłę nadświadomości.

Napisałeś: „Jeśli mocno wierzysz w coś, to może to być spełnione, gdyż siła wiary, jest siła umysłu, podświadomości etc... „

Wiara jest raczej dość silnie związana z myśleniem i związanym z nim wyrażeniem woli.

A umysł? Czymże jest innym niż wyrazem aktywności mózgu, która polega m.in. na myśleniu?

A jeżeli odnosimy naszą wiarę do pod/naświadomości, to również poprzez oczekiwanie czegoś, a więc wyrażenie woli/chcenie, ale nieukierunkowane.

 

Ja zaś wskazałam na sytuację, w której nie było możliwości zastosowania żadnej metody/aktywności świadomej czy nieświadomej.

Po prostu Ktoś, kto wiedział, co się wydarzy, zaaranżował okoliczności towarzyszące ;)

 

Modląc się bezpośrednio do Boga (o ile nie jest to intencjonalna modlitwa, jak np. katolickie Ojcze Nasz, gdzie wiadomo, o jakiego Boga chodzi) swoją modlitwę adresować możesz w różne miejsca, gdyż nie jest to kontakt z jakąś konkretną istotą, ale bytem, który różnie ludzie rozumieją w różny sposób (tudzież różnie rozumieli na przestrzeni wieków). Mam nadzieję, że dobrze wyjaśniłem, co mam na myśli. :)

Wyobrażenia, czy też intuicyjne przeczucie istnienia Boga, to dość rozległy temat.

I tu się zgodzę, że w różnych kulturach i na przestrzeni wieków ludzie w różny sposób próbowali Go określić i w różny sposób starli się z Nim kontaktować.

 

Jednak inną już kwestią jest stwierdzenie, że Bóg nie jest jakąś konkretną istotą, ale bezosobowym bytem, czyli czymś, co nie myśli, nie ma woli ani ukierunkowanej siły sprawczej. Jako „coś” np. tzw. Absolut byłby wyłącznie nieskończonym zbiorem wypadkowych, sił działających we wszechświecie.

A co zatem idzie modlitwy czy inne intencje kierowane do Niego obijałyby się jedynie kosmicznym echem na zasadzie całkowitego przypadku.

Idąc dalej – wyrażenie naszej woli również nie miałoby tu siły sprawczej.

 

Jak może być jednocześnie wszystkim i wszyscy są w Bogu, skoro z drugiej strony go personifikujesz? No jest to nielogiczne myślenie po prostu.

Wszystkim, w znaczeniu: jako istota duchowa przenika sobą wszystko i wszystkich.

Inaczej: w każdym z nas jest Jego Duch, tak jakby cząstka.

W ezoteryce mówi się o różnego rodzaju energiach. Może w takim razie wyobraź Go sobie, jako pewien rodzaj energii, która wszystko kształtuje i „napędza”, ożywia. Dlatego wszyscy w Nim żyjemy i poruszamy się. Tą substancję energii potraktuj, jako swoiste, duchowe wiązki nerwowe, łączące się w wielką całość, w gigantyczny umysł o nieograniczonych możliwościach równoczesnego przetwarzania danych.

 

O no proszę, jednak widzisz, nawet innowierca mojego pokroju potrafi docenić Anioły. ;)

Eee tam, od razu innowierca :)

Raczej poszukujący :)

 

Uuuuu koleżanko *kiwa głową z dezaprobatą*. ;> Jak Ty nie wierzysz w reinkarnację, to chyba sobie nie pogadamy... ;]

A nie chce mi się pisać wywodów na temat tego, dlaczego wiara w jedno życie (które może być totalnie różne, losowe, mieć zarówno 1 dzień, jak i 110 lat), a jednocześnie wiara w Boga idealnie sprawiedliwego to totalna nielogiczność...

W takim razie jeszcze raz zapraszam do lektury przypowieści o winnicy: Mt 20, 1-16 (fragment w poscie 27 tematu), w połączeniu z tematem zadośćuczynienia ;)

 

Nie bardzo rozumiem po co ten wywód poniżej tego stwierdzenia, skoro już wiesz, że ja inaczej na to patrzę. :)

Może dlatego, żebyś doszedł do wniosków, które przytoczyłeś w dalszej części Twojej wypowiedzi ;)

 

A może powiem tak - w sumie jakbyś użyła innego słownictwa, to stwierdziłabyś, że w sumie to, o czym jest w Biblii na ten temat i o czym sama napisałaś bardzo jest spójne z ideami, które paradoskalnie wielu katolików uznaje za heretyzm. :)

A ilu katolików w rzeczywistości czyta Pismo Święte?

Jeżeli chcesz zobaczyć coś ciekawego, to zajrzyj, albo raczej poczytaj tu (uwaga strona katolicka ;) :Parafia Siennica

 

Zresztą, jak napisałem wyżej - zapoznanie się z innym religiami - np. w hinduizmem, dużo daje w relacji rozumienia tego, o czym mówi się w różnych ezoterycznych rzeczach i jak ma się to do religii katolickiej/odłamów religii chrześijańskich.

Dlatego właśnie widzisz - sądzę, że idee katolicyzmu są dobre, tylko jak dla mnie katolicy błądzą we mgle często. ;) Przez właśnie te niejasności w Biblii i metaforyczny język w niej, i niekoniecznie zawsze prawidłowe interpretacje.

Katolicy i ogólnie chrześcijanie często błądzą nie dlatego, że w Biblii są metafory, ale dlatego, że się rozleniwili. Czekają, aż się samo zrobi. W miarę możliwości najmniejszym wysiłkiem i najmniejszym kosztem. Jak wielu tzw. wiernych prawdziwie żyje wiarą i angażuje się w życie Kościoła? Jak wielu w rzeczywistości nie tylko czyta, ale i analizuje Biblię?

 

Masz rację, poznanie innych religii, filozofii pomaga zrozumieć, ale takie poznanie jest właśnie skutkiem żywego zainteresowania wiarą, aktywnych poszukiwań i dociekań.

A skoro doszliśmy już do tego tematu, to powiem Ci, że tuż przed moim nawróceniem Bóg, w ramach odpowiedzi na zadane przeze mnie pytanie, a w sumie prośbę, aby pokazał mi, o co w tym wszystkim chodzi, „zafundował” mi wycieczkę w świat ezoteryki, dokładnie przez to forum. Wszystkie zdarzenie, które wcześniej opisałam następowały w czasie późniejszym.

 

Przemyśl to... ale serio... przemyśl to. Zastanów się... Czy to na prawdę jest takie rozbieżne i na ile faktycznie jest rozbieżne, a na ile jednak klei się w całość.

Klei się i to bardzo. Ale jak powiada stare przysłowie: diabeł tkwi w szczegółach ;)

 

Tak dokładnie, tak jest. :) Dusza bliska Bogu, to dusza doskonała. Inaczej powiem, dusza doskonała, to istota w pełni oświecona, czyli taka, która ma szansę ponownie połączyć się ze świadomością Boga. :)

No i po co ja się tak gimnastykuję z tymi odpowiedziami ;)

 

Życzę Ci miłego wieczoru i dobrej nocy.

Niezależnie od tego, kiedy uda Ci się dobrnąć do końca tego "wypracowania" ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hysterus

 

Nie jestem pewny czy to Twoje zdolności wróżbiarskie czy wrodzona przenikliwość

 

Wystarczy analiza stylistyczna tekstu.

 

Boli mnie, że opozycja do religii jest tak słaba. Przez to zawsze muszę opowiadać się po stronie religii, której nawet nie jestem wyznawcą

 

Nie musisz być wyznawcą . Wystarczy że masz zakodowany strach przed potępieniem.Szerzej o tym w odnośniku caliah.

"Jeżeli chcesz zobaczyć coś ciekawego, to zajrzyj, albo raczej poczytaj tu (uwaga strona katolicka ;) "

:Parafia Siennica

 

"Boli mnie........ stronie religii" Mogę przyjąć że ten cytat jest żartem . Nie chcę się rozpisywać o . Pomyśl ? .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i wyśledzili nas… ;D

Hehe.

Teraz jak zaczną się dopisywać, to aby wszystkim odpisać zejdzie pół dnia. :zacieszacz:

 

 

SPECIAL NOTE: Zalecane, a wręcz mocno sugerowane jest przeczytanie całości ze zrozumieniem, przed rozpoczęciem odpisywania, aby potem nie było sytuacji, iż będę musiał odpowiadać na kwestie, które wyraźnie już wyjaśniłem, tudzież na które odpowiedziałem w mojej obecnej wiadomości.

 

 

Zgodnie z tym, co zostało zapisane w Biblii zwracanie się do magów, wróżbitów i wykładaczy snów jest zabronione. Ponieważ w świetle nauk chrześcijańskich oraz judaizmu Pismo Święte jest spisanym Słowem Bożym, nieprzestrzeganie tego zakazu jest lekceważeniem Boga.

Ta? A niby gdzie o tym w Biblii jest napisane? Z tego, co wiem, to zwracanie się do tego typu osób zabronili, na podstawie pierwszego przykazania ("Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną" - które można zinterpretować na MILION innych sposobów).

 

 

Lekceważymy Boga → skutek → nie żyjemy w Jego łasce, więc nie doświadczamy szczególnej Jego opieki.

Według katolików, aby zyskać "Łaskę Boga", wystarczy iść do spowiedzi, odklepać parę "paciorków" i już jesteśmy w łasce. Czy tego typu łaskę mas na myśli?

 

 

Lenistwo duchowe jeszcze nikomu na zdrowie nie wyszło :)

Lenistwo duchowe... Hm, ja osobiście nie rozpatruję duchowości, jako pracy, ale ok. Po prostu albo się coś czuje, ma do czegoś potrzebę, chce coś rozwijać, albo nie.

Tutaj mógłbym się w sumie rozpisać, ale może sobie daruję, bo i tak jeszcze czeka mnie w tej wiadomości trochę odpisywania (xd).

 

 

Być może dlatego, że zacząłeś wierzyć/szukać „aktywnie”.

Wyszedłeś z biernego odtwarzania podstawowych schematów i zacząłeś zadawać konkretne pytania.

Bóg nakazuje człowiekowi szukać, o czym jakoś ludzie nie pamiętają.

Niestety, nie zgadłaś. Szukać "aktywnie" jak to określasz zacząłem parę ładnych lat wcześniej. :)

Natomiast co do wiary - nie, miałem ją wcześniej równie silną. Poza tym rozumiem, że pytasz o wiarę w świat niematerialny? Gdyż właśnie po inicjacji RK moja wiara w tzw. katolckiego Boga znacznie zmalała, wobec nowych faktów, rozszerzonej świadomości po inicjacji itd... Także w ujęciu wiary katolickiej/chrześijańskiej - właściwie ta wiara zmalała. Bardziej raczej wzrosła wiara we własne możliwości - jeśli już. ;)

 

 

Msza św „nie załatwi” tego za nikogo, tym bardziej, że wiele osób nawet nie wie, nie ma wewnętrznej świadomości tego, czym jest Msza.

Co to jest wewnętrzna świadomość? To jest jeszcze zewnętrzna świadomość? ;>

Czym jest dla Ciebie "wewnętrzna świadomość tego, czym jest Msza"?

 

 

No wyobraź sobie, że jestem tego świadoma ;>

I stąd wyniknął ten wątek, ponieważ niestety takich przypadków jest bardzo dużo.

Nie chodziło mi o to, jak jest, gdy człowiek nie może sobie z czymś poradzić, ale o to, że ludzie zamiast zatapiać się w swoich problemach powinni aktywnie szukać wyjścia.

A ponieważ czasem trudno jest samemu takie wyjście „dojrzeć”, to rolą innych, patrzących z innego punktu widzenia, jest wsparcie, pomoc w tych poszukiwaniach, wskazanie innej alternatywy.

Świadoma wewnętrznie, czy zewnętrznie? :figielek:

j/k

 

Jasne, jeśli jest jakiś problem, człowiek powinien szukać sposobu na rozwiązanie problemu - oczywista oczywistość. A inni powinni powinni pomóc, wesprzeć, zaproponować swoją alternatywę. Jak najbardziej tak.

 

 

Jeżeli postrzega się religie w sposób ograniczony, jako jedyną istniejącą linię kolejową, a nie sieć połączeń… ;)

Nie gniewaj się, ale z tego co piszesz wynika, że pojmujesz i przedstawiasz, przykładową tu religię katolicką, w bardzo zawężonym ujęciu, opisującym tylko jej podstawy.

W sumie to ograniczasz ją jedynie do religijności, zabierając jej niejako prawdo do poznawania, poszukiwań indywidualnych i wewnętrznej różnorodności, nie pozostawiając w niej miejsca na rozwój świadomości.

Oczywiście są ludzie, którzy w zgodzie z wyznawaną wiarą chcą żyć spokojnie, bez rozterek, pytań, ale prosto i z ufnością. Moim zdaniem jak najbardziej mają do tego prawo i w niczym nie ustępują tym, którzy mogą się poszczyć tym, że udało im się jakieś pojęcie „podzielić na czworo”.

Bo czy pomidor będzie smakował inaczej, jeżeli będziesz umiał wymienić jego pełną systematykę? ;)

OK, widzę, że koleżanka zaczyna jechać ostrzej. ;> Ok, ok. ;>

Bez urazy, pisze to ktoś, kto nawet nie potrafi za bardzo swoimi własnymi słowami opisać niektórych rzeczy, tylko musi używać nawet typowej terminologii katolickiej. Ten Twój przesiąknięty mózg dogmatami widać na każdym kroku, a delikatne próby poszerzenia spojrzenia zaczynają się spotykać z blokadą.

Postrzegasz rzeczywistość duchową jednostronnie i jednotorowo. Cały czas próbowałem Ci wyjaśnić, że religia katolicka jest jedną z dróg i do tego samego celu można dojść np. będąc hindusem, buddystą, czy osobą nie związaną z żadną religią. Ba, nawet będąc ateistą - choć tutaj byłoby to "nieco" trudniejsze. A nagle czytam stwierdzenie, że to ja postrzegam religie w sposób ograniczony. Proszę Cię - nawet nie umiesz za bardzo wyjść poza terminologię i sposób odbierania rzeczywistości typowy dla - sorry, ale "typowego katola" i mi mówisz o tym, że ja czegoś nie potrafię dostrzec? ;>

 

Nie gniewaj się, ale taka prawda. :>

 

Pisałem o tym nie raz i nie wiem dlaczego mam się powtarzać, że doskonale rozumiem i mam etap bycia katolikiem za sobą i jest on u mnie ogarnięty.

 

 

W Twoim widzeniu religii przypisujesz te właściwości wszystkim innym nurtom, ale „broń Boże” ;) nie religii katolickiej.

Wygląda to tak, jakbyś to Ty próbował wtłoczyć tą religię w przykładowo podane przez Ciebie pudełko.

Tak, a gdzie tutaj niby odbieram "właściwości" wszystkim innym nurtom, poza religią katolicką? Jesteś katoliczką, rozmawiamy zatem o katolicyzmie. Znam tą religię doskonale (mimo, że widzę coraz częściej zarzucasz mi ją niedostateczną znajomość, tudzież jedynie połowiczną, czy zbyt powierzchowną znajomość), także na temat tej religii się wypowiadam.

 

A próbować wtłoczyć do pudełka wierz mi, iż nie muszę - KK sam ze swoimi dogmatami, restrykcjami i nielogicznościami, narzuconymi przez ludzi, którzy ze świadomością Jezusa chociażby nie mieli wiele wspólnego oraz zamknięciem światopoglądowym - zamyka się w pudełku. Średniowiecze jest doskonałym przykładem na to, jak bardzo "pudelkowe" i nieludzkie dogmaty można stworzyć na podstawie interpretacji tak w niejasnym języku napisanej książki, jaką jest Biblia.

 

 

Nawet zupełnie swobodnie poszukując, przyjmujesz jakieś założenia (choćby wiarę w reinkarnację), dlaczego więc uważasz, że przyjęcie innych założeń, np. dogmatów jakiejś religii jest zamknięciem?

Zamknięciem jest lenistwo duchowe, brak poszukiwań, dążenia do rozwoju poprzez obserwacje i analizy. A to, o czym piszesz, to również narzędzia rozwoju duchowego w Kościele i nie jest to żadna herezja z mojej strony :)

Pisałem o tym w poprzednim poście. Dlaczego znów mam się powtarzać?

Nieuznawanie reinkarnacji, a jednoczesne uznawanie nieskończonej sprawiedliwości Boga, to dla mnie niedorzeczność. Gdyż, rozmaitość, możliwości samorozwoju duchowego, rozwoju osobistego, szans, równych możliwości dla istot, których manifestacja w świecie fizycznym sprowadzałaby się tylko do jednej inkarnacji - pokazywałaby rzeczywistość pełną chaosu, bezsens oraz postać świata zupełnie oderwany od idei jakiegokolwiek porządku, sprawiedliwości, sensu.

 

Natomiast osoby, które automatycznie odrzucają reinkarnacje, tylko dlatego, iż są ustalone takie dogmaty w religii, którą uznają (mimo, iż w Biblii nigdzie nie jest napisane, iż manifestacja jedne duszy w świecie ograniczać się ma tylko do jednego życia) ślepo, że reinkarnacja nie istnieje, a jednocześnie głoszą na temat sprawiedliwego, dobrego Boga - są dla mnie nielogiczni, niedorzeczni i mają zamknięte umysły.

 

To tak, jakby ustawiła się kolejka ludzi, i każdemu dawać losową ilość pieniędzy w przedziale 1zł - 1 000 000 000 000 zł, twierdząc jednocześnie, iż każdy z nich ma równe szanse, a rozdający kasę jest sprawiedliwy, dobry i należy go wielbić. Zaprawdę bardzo sensowne, logiczne i będące przejawem otwartego umysłu. :>

 

Mam nadzieję, że jasno wytłumaczyłem, dlaczego odrzucenie z automatu idei reinkarnacji i jednocześnie chwalenie sprawiedliwości Boga jest nielogiczne - po prostu. Tak, jak 2 + 2 != 5, tak sprawiedliwość Boga i harmonia istnienia != brak reinkarnacji.

 

 

Tak więc znam te zagadnienie nie tylko od strony teoretycznej.

Czasem próbujesz nawrócić mnie na buddyzm :), przekonać do teorii reinkarnacji, ale niestety jakoś mi to nie leży.

Ja Cię próbuję nawrócić na buddyzm? Że co?! o__O

Przecież pisałem parokrotnie, iż nie uznaję jednej, konkretnej religii.

 

 

Zbyt dużo tam demonów.

Gdzie? W Nepalu, czy buddyzmie? A jeśli tak, to na jakiej podstawie tak twierdzisz?

I od kiedy to istoty, typu np. demony istnieją tylko w jednej religii?

 

 

I nie jest to moje subiektywne wyobrażenie, wniosek jedynie z tego, co być może „skrzywionym okiem katolika” oceniłam, ale zbiór informacji potwierdzony spokojnym oświadczeniem jednego z przewodników, który zapytany „po co kupił prawie metrowej wysokości płaskorzeźbę przedstawiającą twarz demona w otoczeniu pomniejszych demonów” odpowiedział, że „muszą je czcić, aby im nie szkodziły”. Ot taki u nich klimat…

Wiesz, a u mnie w na osiedlu można spotkać ześwirowaną starą babkę, która każdemu, kogo napotka mówi "szczęść Boże". Myślisz, że to znak, że religia katolicka źle wpływa na ludzki umysł i jest pełna demonów...? A załóżmy jakbym był obcokrajowcem z Indii, czy Nepalu i tak by mi mówili o tam o chrześcijaństwie. To przecież po takim zdarzeniu - nie znając w ogóle tej religii - powinienem, podąrzając Twoim tokiem myślenia stwierdzić, że pewnie mieli rację na temat chrześcijaństwa i katolicyzmu!

 

No proszę Cię!! :D

Na podstawie zachowania jakiegoś pojedynczego kolesia oceniasz religijność jednego z najliczebniejszych krajów na świecie, posiadającym najstarszą religię świata - mającą zresztą ponad 1 700 000 lat, co zostało udowodnione (most, o którym mowa w Wedach hinduskich, który to zbudował Rama z Indii do Sri Lanki został potwierdzony przez naukowców, jako mający ponad 1 700 000 lat)?

Kolesia, który najprawdopodobniej zrobił tak, aby zainteresować/zszokować turystów, że "łooo bo demony, bo zło, bo egzotyczne, bo może też kupię ;)" i aby częściej przyjeżdżali i korzystali z jego turystycznych usług (bo teraz taka caliah napisała na forum o tym zdarzeniu, to może ktoś to przeczyta i pomyśli też o podróży do Nepalu/Indii i co działa? działa!). I który mógł mieć taką wiedzę o hinduizmie (który notabene nie jest jedną religią, ale zbiorem wierzeń, które wyznawane są na terenie Indii, Nepalu itd), jak przeciętny polski moher?

 

Oglądałem wypowiedzi hindusów z Hare Kriszna - nie jednego. I nigdy nie słyszałem o tego typu bzdetach, jakoby należało czcić jakiekolwiek demony, aby nie szkodziły. Nigdy nikt z nich nie nawoływał do czczenia negatywnych bytów.

 

Powiem tak, ludzie świadomi wiedzą, że wszystkie religie prowadzą do jednego celu i nie ma "lepszych" i "gorszych" (mówię o tych głównych religiach).

Dla przykładu mam na FB fanpage'e różnych rzeczy związanych z ezoteryką, rozwojem duchowym, prawem przyciągania, rozwojem osobistym (mówię o takich ogónoświatowych fanpage'ach) i jest na nich bardzo wielu hindusów, mieszkających w Indiach itd.

I dziwnym sposobem, jakoś nie zauważyłem, aby te osoby - a bardzo często się udzielają, piszą, komentują, wkleją różne "obrazki motywacyjne" z sentencjami etc - KIEDYKOLWIEK, KTÓRYKOLWIEK z nich promowali jakiekolwiek demony, czy negatywne istoty, tudzież skłaniał się do ich czczenia. A wręcz przeciwnie - mogę śmiało stwierdzić, że wiele jest tam osób z otwartymi umysłami, na równi traktujący hinduskich mistrzów, istoty itd, jak i te np. chrześcijańskie.

I co ciekawe - jakbyś obejrzała wykład tego hindusa od Hare Kryszny - ale oczywiście nie obejrzałaś, mimo, że mocno namawiałem, bo byś nie pisała tego, jak mniemam - to wiedziałabyś, iż oni nic nie mają generalnie do innych religii, Jezusa mają za jednego z awatarów (co prawda nie mają do za Boga wcielonego, jak chrześcijanie, ale bardzo dobrze się o nim wyrażają), Buddę mają za inkarnację Kryszny itd itp. To chrześcijanie - a przynajmniej katolicy (tak, piszę o katolikach, gdyż znam tę religię, w niej się wychowałem itd - nie będę tutaj pisał o prawosławnych, protestantach, jehowcach, czy mormonach, bo nie znam tak dobrze tych odłamów religii chrześcijańskiej) mają ciągle jakieś "ale" do wschodnich religii darmicznych...

 

Ale co tam - olejmy inteligentnych, świadomych hindusów, mieszkańców Indii - najlepiej się kierować oceną jakiegoś pojedynczego chłopka-roztropka, który może być odpowiednikiem polskiego mohera na przykład - bo kupił płaskorzeźbę z demonami (zapewne, żeby zainteresować turystów, aby także kupowali - może miał układ ze sprzedawcą takowych nawet ;p).

 

Powiem tak - jak się chce czegoś doszukać, to się znajdzie i każdy, nawet najbardziej błahy przykład okaże się "sensownym" argumentem na potwierdzenie swoich teorii i przekonań...

 

 

 

Przypomniało mi się jeszcze jedno ciekawe zdarzenie z tamtej wyprawy.

Przejazdem, w drodze powrotnej, mieliśmy jedną noc spędzić w Indiach, w Delhi. Tak się akurat złożyło, że tej nocy odbywał się festiwal z okazji święta Kali. Pokręciliśmy się trochę po dzielnicy obserwując nocne życie tego miasta, ale prawdę mówiąc bardziej błądziliśmy po mrocznych zakamarkach, niż poruszaliśmy się zgodnie z zaplanowaną trasą.

Następnego dnia rano, gdy okazało się, że mamy jeszcze ponad pół godziny do śniadania, postanowiliśmy z mężem wyjść na mały spacer. Udaliśmy się w tym samym kierunku, co poprzedniego wieczoru i ku naszemu zdziwieniu, po minięciu terenów, na których odbywały się nocne uroczystości, w świetle dnia, na wprost nas ujrzeliśmy otwarty kościół – co ciekawe – katolicki.

A była akurat niedziela…

Przypadek? W mieście tak rozległym jak Delhi?

Nie, na pewno to znak od Boga... (pewnie tego katolickiego, bo Bóg hinduski - co z tego, że wyznają także jednego Boga - już jest bee, tak).

Albo czekaj... wiem! A może po prostu dlatego, że w innych krajach na świecie - a szczególnie w jednej ze największych światowych stolic (byłych, ale jednak) jednego z najbardziej osobliwych krajów na świecie, w którą odwiedzają turyści z całego świata, z uwagi na oryginalną, niepowtarzalną nigdzie indziej kulturę - ktoś wpadł na pomysł, aby zbudować także kościoły katolickie, dla przyjezdnych z katolickich krajów - będą się czuć bardziej u siebie, będą przyjeżdżać (nie tylko turystycznie - a któż bardziej to zrozumie, niż mega religijny naród, jakim są Hindusi), to i potencjalnie więcej hajsu od turystów, przyjezdnych, studentów, potencjalnych inwestorów etc? *Ba Dum Tss*! Kolejna zagadka wszechświata rozwiązana. :>

 

 

 

Mam nadzieję, że nie zmieniasz zdania zbyt szybko ;)

Tak szczerze, to, powoli zaczynam zmieniać, jak Twoje "argumenty" zaczynają przypominać te powyższe, tudzież kiedy odnoszę wrażenie, jakbyś nie rozumiała tego, co piszę, czy też muszę odpisywać na kwestie, na jakie nie dość, że się wypowiedziałem, to jeszcze dokładnie i - moim zdaniem bardzo jasno, logicznie i rzetelnie - już wytłumaczyłem...

 

 

No, do czytania to miałbyś sporo, tak w skrócie, to co najmniej pół Nowego Testamentu ;)

Ale oszczędzę Ci tych cierpień ;)

 

 

Po pierwsze dlatego, że sam Jezus był przykładem tego, że tak można i tu musiałabym przytoczyć liczne fragmenty o Jego życiu. I żył tak nie dlatego, że był biedny, ale że taką drogę obrał. Aby „doświadczyć życia” w różnych jego aspektach, nie trzeba być bogatym z urodzenia. Owszem bogaczem nie był, ale do biedaków też nie należał. Z tego, co wiadomo, Ojciec Jezusa miał zawód - był cieślą i ta praca zapewniała im skromne, ale godne życie. To na początek, później, w czasie, gdy Jezus nauczał, chodziły za Nim tłumy, mnóstwo kobiet mu usługiwało, gdyby czegoś zapragnął, z pewnością by to otrzymał. Tym bardziej, że w pewnym momencie te tłumy chciały go obwołać królem.

O tym, że miał duże możliwości „używania życia” na poziomie ludzi bogatych świadczy również fakt, że gdy pod krzyżem dzielili Jego szaty na pół, to o tunikę rzucili losy, ponieważ była zbyt cenna, aby ją zniszczyć, gdyż była zrobiona z jednego kawałka (czyli tkana w całości, bez szwów). W ówczesnych czasach było to drogie odzienie, a więc nie dla biedaków.

Mógł „korzystać” z życia?

Mógł, ale ta droga go nie interesowała.

Po wtóre część z Jego uczniów (Apostołów) poszła Jego śladem, czyli się dało…

Może to Cię zadziwi, ale urodziłem się i wychowałem w katolickiej Polsce i naprawdę znam historię życia Jezusa i jego uczniów... :>

Niemniej nie wiem, jak to ma się do tego, co pisałem? Napisałem Ci o przyczynach, dlaczego Budda żył jak żył, a Jezus żył w inny sposób.

 

Poza tym - co do Apostołów - to o ile wiem, tylko jeden z nich żył dokładnie tak, jak Jezus w kwestii np. nie posiadania żony. Co do stanu ich posiadania natomiast, to nie wiem jak to było do końca. Aczkolwiek zdecydowana większość z nich - poza tym, że oczywiście byli jego uczniami, podążali za nim itd - nie wyróżniała się, w sposobie i stylu swojego życia, od innych ludzi w tamtych czasach, w tamtym miejscu, w tamtej klasie społecznej.

 

I nie rozumiem stwierdzenia "czyli się dało"? Przecież wydaje mi się - i piszę to po raz kolejny - że tą sprawę wyjaśniłem w poprzednim poście. Tak, człowiek może sobie ujmować życia doczesnego, ale po co? Moim zdaniem to nie ma sensu, o ile sam nie czuje faktycznie takiej potrzeby. Zresztą... nie chcę powtarzać mojego wywodu, bo zachowujesz się tak, jakbyś nie czytała ze zrozumieniem tego, co napisałem, albo jakbyś już zapomniała w ogóle o czym pisałem w poprzednim poście na ten temat.

 

 

Tak, czy inaczej, buddyzmu, który proponuje koło samsary zamiast prostego wyjścia z dołka, nadal mnie to nie przekonuje. Jakoś nie kręci mnie perspektywa kolejnych inkarnacji i bezsilnego patrzenia choćby na narastającą w świecie przemoc.

Nie wiedziałem że religie są po to, aby nas kręciły... Hmm, myślałem, że chodzi o poznanie prawdy i znalezienie swojej drogi...

 

 

POZA TYM.

 

Zauważ swoją i moją postawę. Ja jestem otwarty na każdą religię. Ty - już teraz coraz wyraźniej pokazujesz - że inne religie są "bee", rozwój duchowy polegający na swoich własnych obserwacjach jest "bee", swój własny rozsądek jest "bee". Inne religie są be i pełne demonów (bo jakiś chłop coś tam kupił, albo, że zobaczyłaś kościół katolicki w Delhi)... No sorry, ale coraz bardziej zaczynasz ujawniać mi swój zamknięty umysł. Myślałem na początku, że jednak taki nie jest, jednak Twój sposób myślenia JEDNAK wskazuje na coś zupełnie innego....

 

 

O tym, że nie żył w nędzy (o czym powyżej wspomniałam) można po prostu przeczytać w Biblii. Bez potrzeby jakiejś szczególnej jej „interpretacji”.

To dobrze, czyli tu się zgadzamy.

 

 

Co zaś się tyczy różnych krążących teorii, to już niejednokrotnie spotkałam się z opiniami tworzonymi na zasadzie: „skoro byli razem na spacerze, to on na pewno ją już przeleciał”.

Jedni chcą zabłysnąć lub zwyczajnie na przekór plotą bzdury, inni to powtarzają i po jakimś czasie taka „teoria” zaczyna żyć własnym życiem.

Takie typowe dla ludzi wtłaczanie w ustalone ramy czegoś, czego zrozumieć nie potrafią.

Gdyby istniały jakiekolwiek materiały świadczące choćby w części o prawdziwości tych teorii, to już dawno przestałyby one być teoriami.

Wiesz, czasem od niewinnego spacerku po parku się zaczyna... a kończy w pobliskim lasku :date: ... klik ;>

A tak na serio, to cóż, tego nie wiadomo na 100%. Przecież w Biblii nie jest opisane całe życie Jezusa, dzień za dniem. "Rano Jezus wstał, poszedł umyć zęby.. itd". Tylko zbiór pewnych wydarzeń z jego życia.

 

 

No popatrzy Ty się, a ja właśnie spod tego znaku jestem ;)

Czyli Budda też pokazał, że w jednym życiu da się.

Po co zatem mydlić ludzi tymi reinkarnacjami. Toż to perfidna złośliwość straszyć ich perspektywą kolejnego życia i obciążać ich sumienia tym, że coś znowu będą musieli odpracowywać. I to nie wiadomo ile razy. Bo w następnym życiu znowu mogą coś skopsać i tak w kółko.

Nie lepiej pokazać im prostą drogę do wolności?

U, Ryby. Z Rybami czasem ciężko bywa... Jak sobie coś wbiją do głowy, to nie ma bata. ;>

Chociaż w sumie... nie tylko ryby tak mogą mieć... ;]

 

No tak, ale Buddha chyba był u skraju karmy, tudzież był faktycznie inkarnacją/awatarem Wisznu (jak twierdzą hindusi), tudzież innego rodzaju awatarem.

Ale ok, jeśli chcesz to uznać sobie za dowód do niedorzecznej idei nieistnienia reinkarnacji, to droga wolna - ja już wyżej wytłumaczyłem, dlaczego nie wierzenie w reinkarnacje, a jednocześnie wiara w Boga jest bez sensu.

 

Poza tym było o tym, iż skasowali w którymś tam wieku wpisy o reinkarnacji z Biblii... Są w Biblii zapiski świadczące i które można zrozumieć jako istnienie reinkarnacji, czy karmy: "Co zasiejesz, to zbierzesz" chociażby itp. Nie wiem czemu się tak jej istnieniu zapierasz? Czy uważasz, że jak są odrzucisz, to co - przestanie nagle istnieć?

 

Może zacznijmy od tego, że świadomie rezygnując z czegoś, wcale nie musimy odczuwać jakiegokolwiek cierpienia. Bo niby z jakiego powodu, skoro dana rzecz całkowicie utraciła dla nas wartość?

Cierpimy tylko wtedy, gdy tracimy coś lub doznajemy szkody na czymś, co miało dla nas wartość.

Jeśli uznam, że pieniądze, drogie samochody, luksusowe domy/mieszkania nie są mi do niczego potrzebne, to po prostu ich nie pragnę.

Jeżeli odrzucę seks, to po prostu nie odczuwam takich potrzeb, bo nie kłębią się te myśli w mojej głowie.

Itd., itd.

To dotyczy zarówno osób świeckich, jak i duchownych.

Owszem nie jest to proste, bo świat bombarduje przeróżnymi obrazami, wmawiając, że to, czy tamto jest tym, co stanowi o normie, o tym, że mieścimy się w średniej krajowej akceptowalnej (akceptacja to jedna z podstawowych potrzeb socjalnych człowieka). Lansowana jest moda na to lub tamto, a jak się nie dostosujesz, to nikt cię nie pokocha…

Tak nakręca świat.

Tymczasem odskocznią od tego wszystkiego jest bezpośrednie odniesienie do Boga, który kocha nas takimi, jakimi jesteśmy i podpowiada, co powinniśmy zrobić, aby pozbyć się owego światowego obciążenia i czystą miłością pokochać samych siebie (do tego oczywiście nieodzowna jest również miłość bliźniego :) .

Oczywiście trzeba mieć świadomość, że świat nie odpuści, ale tu ważna jest konsekwentność w wyborze, który powinien być stosowny do wybranego stanu (kapłański, małżeński, wolny).

No to oświeceni ludzie - tylko i wyłącznie tak naprawdę (mówię o w pełni zdrowych fizyczne, emocjonalnie i psychicznie jednostkach, rzecz jasna). I to nie na zasadzie dostrzeżeniu braku wartości. Ktoś oświecony po prostu nie identyfikuje się ze swoim ego, ciałem, umysłem, więc nie przywiązuje do tego wagi. Nie jest to dla takiego osoby ważne.

 

Np. ważne jest to dla Ciebie, czy Heniek spod monopolowego się teraz dobrze czuje? Nie. Bo nie identyfikujesz się z ego, ciałem, umysłem Heńka spod monopolowego (na szczęście nie xD), ale z Twoim ego, ciałem, umysłem... Dlatego przykładasz do tego dużą wartość. Ludzie oświeceni natomiast nie mają tej identyfikacji, tzn. przeszli poza nią, rozumieją w pełni i odczuwają, że nie są swoim ego, ciałem, umysłem... I na tym to polega. Nie na odmawianiu sobie czegoś, mimo, że w głębi jednak co innego czujesz, odczuwasz, masz pewne pragnienia itd itp.

 

Jeśli ktoś jest całkowicie zdrowy i załóżmy wybierze drogę księdza, czy zakonnicy i odrzuci seks, ale też - a może przede wszystkim - możliwość bliskości, poczucia miłości, akceptacji itd - czyli zdecyduje się na świadomą samotność. To z czasem będzie odczuwał tego brak. Po prostu mózg człowieka jest tak skonstruowany, każdy "zaprogramowany" jest w taki sam sposób, dlatego też odrzucając to - a osoba nie doznała tzw. oświecenia, czyli nadal utożsamia się ze swoim ego, ciałem i umysłem - taki człowiek będzie odczuwał tego typu braki. Może inaczej - zapytaj księdza, czy zakonnicy, czy nigdy nie czują się samotni i nie brakuje im tego, co świadomie odrzucili, ok? Z pewnością lwia część przyzna Ci rację, że brakuje - choć czasem, ale jednak.

 

Aczkolwiek to, ze tak nakręca świat - to swoją drogą i to prawda. Teraz świat w sumie idzie w drugą stronę (niejaka przeciwność, z kolei w drugą skrajność), czyli materializm i hedonizm. I rzeczywiście ludzie obecnie trochę przesadzają z cenieniem tych fizycznych, materialnych rzeczy. A to, że religia katolicka jest "serwowana" w taki sposób "mało ludzki" i te zdogmatyzowanie, tylko działa na jej niekorzyść w obecnych czasach.

 

 

A nie wpadłeś na to, że to człowiek z „lekką” pomocą świata sam sobie kreuje większość z tych potrzeb (poza tymi rzeczywiście podstawowymi)?

Bo co tak naprawdę potrzeba człowiekowi, jakie są te podstawowe potrzeby?

Coś do jedzenia (kawior i szampan nie są nieodzowne), miejsce do spania (ciche, ciepłe, bezpieczne), możliwość jakiejś realizacji siebie (jakaś pożyteczna praca) i miłość, czyli akceptacja wyrażona przez innego człowieka.

Żadnej z tych rzeczy katolicyzm nie zabrania i nie zaleca wyrzekania się.

Czy z tą świadomością nie można wyrzec się pozostałej „nadbudowy”?

I znów brak umiejętności - lub brak chęci - czytania ze zrozumieniem!

Gdzie ja pisałem o jedzeniu kawioru, szampana itd? Napisałem o NAJZWYKLEJSZYCH potrzebach człowieka. Widzisz w ogóle, co napisałem?

No ale w katolicyzmie nie jest często uzasadnione w racjonalny sposób... który często po prostu się kłóci z najzwyklejszymi potrzebami człowieka...

 

 

Rany, przyjacielu, skąd taki posępny obraz?

Własne odczucia. :)

 

 

Ale zacznijmy może od tego, że skoro ktoś wybiera stan zakonny czy kapłański, to nie musi sobie tego niczym tłumaczyć. To byłoby nielogiczne i wskazywało na jakieś zaburzenia w obrębie psychiki. Taka osoba po prostu to wybiera i akceptuje wiążące się z tym warunki.

Nikt nikomu nie każe być księdzem czy zakonnikiem/zakonnicą, aby ten musiał sobie później jakoś tłumaczyć ten stan, który przecież sam wybrał.

A to czy ktoś potrafi być konsekwentny w swoim wyborze, zależy oczywiście od jego dojrzałości. Zdarza się też, że ktoś źle odczyta swoje powołanie lub da się skusić „marketingowi tego świata” i wtedy dochodzi do odejścia za zakonu, czy porzucenia stanu kapłańskiego. I nie jest to niczym nadzwyczajnym, bo takie przypadki niestałości dotyczą wyborów dokonywanych niezależnie od stanu.

Nie no, jasne, ich wolny wybór. Jak ktoś chce - a proszę Was bardzo. Tylko dla mnie takie dogmaty, jak wymóg samotności, celibatu itd przeczą z podstawowymi potrzebami ludzkimi, o jakich zresztą była mowa zaraz powyżej...

 

 

Jeżeli wybór drogi zależy od danego człowieka, a Ty jesteś osobą otwartą na indywidualne ścieżki poszukiwań, to nie powinieneś się tym martwić i tracić czasu na takie rozważania :)

Oni wybrali drogę, na której nie ma reinkarnacji, więc nie mają tego zmartwienia. Temat rozliczą sam na sam z Bogiem natychmiast po odejściu z tego świata ;)

Bardzo interesuję się tematem reinkarnacji, karmy i ciekawi mnie to, jaki ona ma wpływ na losy ludzkie. Poza tym sam podejrzewam u siebie to, iż mogłem w poprzednim wcieleniu/wcieleniach być owym kapłanem/zakonnicą (gdyż jako wczesny nastolatek miałem różne fazy, podobne do osoby mocno religijnej i zaplątanej w katolicką ideologię - zdziwiona? a widzisz, jednak). Dlatego temat ten jest mi dosyć bliski i interesujący dla mnie. :)

Poza tym... ekhm... No i co z tego, że oni wybrali? To nie ważne, w co wierzysz za życia, jakie masz przekonania. Po śmierci każdego czeka mniej więcej to samo - ja tak sądzę. To, że ktoś nie wierzyć w reinkarnację nie znaczy, że dla niego ona nie istnieje przecież. :D

 

 

Symboliki hebrajskiej, którą przy odrobinie dobrej chęci można poznać.

I z pewnością każdy ma czas, chęci na to, aby uczyć się symboliki hebrajskiej...

 

 

Powiem Ci coś innego :)

To symbol bezgranicznej miłości i oddania, symbol pokonania śmierci i wszystkich przeciwności tego świata. To również symbol zmartwychwstania po śmierci.

Zależy, jak na ten krzyż spojrzysz...

Rybką nie dałoby się tego wyrazić ;)

Symbol bezgranicznej miłości i oddania? A nie sądzisz, że takim symbole mógłby być Jezus niekoniecznie ukrzyżowany również byłby tego wyrazem? Można by wymyślić wiele symboli, związanych z tym, o czym było w Biblii. Niekoniecznie krzyż. Mimo to, jego miłość i oddanie wyraziło się w formie cierpienia i poświęcenia. Niestety, ale tak było.

Rybką może i nie, ale przynajmniej nie przywołuje cierpienia. ;)

 

 

A z chrustem może jeszcze trochę poczekaj, aż się chłodniej zrobi. To przynajmniej jakiś pożytek z tego stosiku będzie. Może ktoś się przy nim przynajmniej ogrzeje ;)

Po przeczytaniu niektórych rzeczy w Twoim - a dokładniej tym - poście - już się zaczyna układać powoli. ;>

 

 

Apostołom zaś Jezusa przykazał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy! Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie! Nie zdobywajcie złota ani srebra, ani miedzi do swych trzosów.” (Mt 10, 8-9)

Na swoje utrzymanie pracowali więc, wykonując popularne zawody.

To taka drobna różnica między posługiwaniem i źródłem mocy, z którego się korzysta.

W sumie idea słuszna. :) Aczkolwiek były inne czasy wtedy... W pewnym sensie tutaj się zgodzę, bo tego typu "usługi" powinny być za darmo. Jednak w obecnej rzeczywistości nie zawsze jest to takie proste to pogodzenia.

 

 

Oj, byłoby na co popatrzeć :)

Nie wiem, czy Trida coś trenowała, ale z moje strony mógłbyś liczyć na małe ubarwienie spektaklu ;)

Oj tak, byłoby. :)

To co, kiedy zaczynacie? :cwaniak:

I ewentualne dodatkowe atrakcja, jak walka w samej bieliźnie (tudzież bez :zawstydzony: ) oczywiście również mile widziane. ;)

 

 

Podążałeś, ale jak widzę, wielu rzeczy nie rozumiałeś i nadal są Ci one obce. Stąd moja poprzednia wypowiedź. Możesz ją potraktować jako luźną myśl, bez konieczności odpowiadania na nią :)

Jak to dobrze, że Ty wiesz, co ja zrozumiałem a co nie.

Generalnie zdajesz sobie sprawę, iż moim zdaniem to Ty wielu rzeczy nie rozumiesz. Cóż, kiedyś zrozumiesz na pewno, jak nie w tym, to w innym wcieleniu. ;)

 

 

Staram się rozważać różne nurty i aspekty. Badać ich sensowność, szukać części wspólnych i na ich podstawie konstruować wnioski.

Po przeanalizowaniu zagadnień związanych z teorią reinkarnacji doszłam do wniosków, o których wspomniałam już powyżej i odrzuciłam tą drogę, jako ułudę mającą uwięzić człowieka w świadomości przywiązania do tego świata, w którym demony robią ludziom wodę z mózgu i wybrałam opcję chrześcijańską, otwierającą się na kontynuację życia w kolejnych wymiarach.

Nie z powodu dogmatów KK, ale w wyniku własnych doświadczeń, dociekań i rozważań.

Tak, w sumie z już wcześniej w swoim poście dałaś do zrozumienia, że w reinkarnacje nie wierzysz... w takim razie cóż, mogę to samo powiedzieć, co każdemu katolikowi, który jej nie uznaje tylko ze względu dogmatów tej religii: gratuluję (braku) logicznego myślenia (tudzież przymykania oko jawną niejasność wobec obrazu Boga katolickiego vs. braku jakiegokolwiek sensu, czy logiki w życiu ludzkim). ;>

 

 

I znowu wracamy do tematu: „Logika Boga, a logika człowieka” :)

Cóż ja na to poradzę, że energia pustki, o której wspomniałeś, jest może nie tyle w pełni człowiekiem, ale jakąś jego częścią :)

Mam wrażenie, że ciągle starasz się zrozumieć duchowość przez pryzmat postrzegania materialnego. Przecież człowiek, to coś więcej niż ciało :)

Energetycznie jesteśmy z tą „pustką” połączeni i wzajemnie na siebie oddziałujemy w mniejszym lub większym stopniu. Pewnie z racji wielkości pustka bardziej na nas niż my na nią, ale nie o tym mowa ;)

I mimo tego wzajemnego oddziaływania człowiek nie staje się w naszym/ziemskim/materialnym pojęciu kosmosem. Zachowujemy swoją indywidualność, osobowości.

Przełóż to teraz na potęgę istoty duchowej, jaką jest Bóg.

Odpisałem Ci na jawną nielogikę... Cóż na to poradzę, że jej brak w katolickim, zdogmatyzowanym spojrzeniu w takiej formie, w jakiej jest serwowana owa religia swym wyznawcom.

 

 

Kolejna inkarnacja = możliwości popełnienia kolejnych błędów (czynienia kolejnego zła).

Odpracowanie błędów przez zadośćuczynienie = brak kolejnych błędów → rachunek zamknięty.

Moja miła koleżanko, po to właśnie jest karma i kolejne inkarnacje, aby "zadośćuczynić", przez odpracowywanie karmy z poprzednich wcieleń na przykład... DUH?

 

 

W czym niby lepsze jest odpracowanie karmy w kolejnej inkarnacji niż odkupienie grzechów w zadośćuczynieniu?

Przecież jeżeli ktoś zabił, to w kolejnym wcieleniu nie przywróci tej osobie życia. Nie odda tego, co zabrał, ale będzie musiał zrobić coś w zamian.

Bo jest LOGICZNE, SPRAWIEDLIWE, JASNE, ROZSĄDNE, ZROZUMIAŁE?

Odda tracąc swoje życie w podobny sposób. Będzie dzięki temu się czuł, jak człowiek, któremu odebrał życie wcześniej.

 

 

Dokładnie tak samo „działa” zadośćuczynienie - „dajesz” coś w zamian. Ale nie na zasadzie nieświadomego błądzenia w kolejnej inkarnacji, lecz świadomej pracy dotyczącej naprawienia/zrównoważenia konkretnej szkody. Co jest moim zdaniem bardziej logiczne. Krócej, na temat i bez zbędnego obciążenia nowymi problemami. Jest odpracowanie/wyrównanie rachunku, jest sprawiedliwość.

Bo to karma, tylko nazwana innymi słowami przecież...

 

 

Życie wieczne to nie metafora oświecenia, ale egzystencja w kolejnym „wymiarze”:

„Jezus im rzekł: „Czyż nie dlatego jesteście w błędzie, że nie rozumiecie Pisma ani mocy Bożej? Gdy bowiem powstaną z martwych, nie będą się ani żenić, ani za mąż wychodzić, ale będą jak aniołowie w niebie.” (Mk 12, 24-25)

Nie ucz mnie, co znaczy symbolika słów biblijnych, ok? :)

Może jak jesteś autorem tej książki (a nie jesteś), wtedy mogłabyś takie uwagi mi serwować.

 

A ten cytat z Biblii nijak się ma do potwierdzenia tego, że nie jest to synonim oświecenia.

 

 

Piekło, niebo, czyściec, to w skrócie: całkowite odejście od Boga, całkowite zjednoczenie z Bogiem, zadośćczynienie w po odejściu z życia ziemskiego-> warunek/droga do osiągnięcia doskonałości duchowej i zjednoczenia z Bogiem.

Wyjaśniłem, jak to się ma wobec tego, w co ja wierzę. Użyłem obrazowych przykładów. A to co napisałaś, to niejasny - typowy zresztą dla opisów Biblijnych - mglisty opis tego.

Uwaga, teraz Cię zaskoczę: znam to od dawna. Ameryki nie odkryłaś. ;>

 

 

Wiara jest raczej dość silnie związana z myśleniem i związanym z nim wyrażeniem woli.

A umysł? Czymże jest innym niż wyrazem aktywności mózgu, która polega m.in. na myśleniu?

A jeżeli odnosimy naszą wiarę do pod/naświadomości, to również poprzez oczekiwanie czegoś, a więc wyrażenie woli/chcenie, ale nieukierunkowane.

 

Ja zaś wskazałam na sytuację, w której nie było możliwości zastosowania żadnej metody/aktywności świadomej czy nieświadomej.

Po prostu Ktoś, kto wiedział, co się wydarzy, zaaranżował okoliczności towarzyszące ;)

Nie będę się wdawał w tłumaczenie Ci, czym jest umysł i na czym polega potęga umysłu, bo widzę, że ewidentnie nie czaisz tego tematu, jest on Ci nie znajomy...

Dlatego też odesłać mogę (i odsyłam), to filmu The Secret, filmików na YT Eckharta Tolle, Mooji'ego (tudzież książek, ale filmiki są przedstawione w szybciej, w jaśniejszej formie, tudzież prosto do sedna), książek o tematyce potęgi umysłu itp. Z pewnością wtedy temat będzie dla Ciebie jaśniejszy i będziemy mogli porozmawiać coś o tym sobie...

 

Wyobrażenia, czy też intuicyjne przeczucie istnienia Boga, to dość rozległy temat.

I tu się zgodzę, że w różnych kulturach i na przestrzeni wieków ludzie w różny sposób próbowali Go określić i w różny sposób starli się z Nim kontaktować.

A nasza rozmowa jest niby szybka, krótka i lapidarna? ;>

Ale cieszę się, że się zgadzasz chociaż tutaj. :)

 

 

Jednak inną już kwestią jest stwierdzenie, że Bóg nie jest jakąś konkretną istotą, ale bezosobowym bytem, czyli czymś, co nie myśli, nie ma woli ani ukierunkowanej siły sprawczej. Jako „coś” np. tzw. Absolut byłby wyłącznie nieskończonym zbiorem wypadkowych, sił działających we wszechświecie.

A co zatem idzie modlitwy czy inne intencje kierowane do Niego obijałyby się jedynie kosmicznym echem na zasadzie całkowitego przypadku.

Idąc dalej – wyrażenie naszej woli również nie miałoby tu siły sprawczej.

Sam w sobie Bóg/Absolut nie jest ukierunkowany, a raczej jest ukierunkowany w każdym kierunku/wszędzie i nigdzie zarazem.

Natomiast jego emanacje mogą mieć różne kierunki, odcienie, sposobności wyrazu.

 

Stąd właśnie mamy istoty, typu archanioły (w chrześcijaństwie, judaizmie, islamie) tudzież dewy w hinduizmie (rzecz jasna chrześcijańskie istoty mają swoje odpowiedniki w hinduizmie - dla przykładu odpowiednikami aniołów w hinduizmie są gandharwy oraz apsary - przy czym zarówno apsary, jak i gandharwy występują również w buddyzmie) . One służą jakby do nakierowania się do konkretnej emanacji tejże boskości.

 

Dlatego pisałem, że można zwracać się do tych istot. Jezus również jest istotą, do której zwracając się zwracasz się do pewnej emanacji boskości. Tak samo z innymi istotami... O tym już pisałem, tak Ci wyjaśniłem i nie ma co się powtarzać...

 

A jak już o istotach hinduskich wspominam, to w hinduizmie również jest mowa i występuje bezosobowy aspekt Absolutu, nazywa się Brahman (nie mylić z Brahmą, chociaż bywa on wedle niektórych z nim tożsamy).

 

 

Wszystkim, w znaczeniu: jako istota duchowa przenika sobą wszystko i wszystkich.

Inaczej: w każdym z nas jest Jego Duch, tak jakby cząstka.

W ezoteryce mówi się o różnego rodzaju energiach. Może w takim razie wyobraź Go sobie, jako pewien rodzaj energii, która wszystko kształtuje i „napędza”, ożywia. Dlatego wszyscy w Nim żyjemy i poruszamy się. Tą substancję energii potraktuj, jako swoiste, duchowe wiązki nerwowe, łączące się w wielką całość, w gigantyczny umysł o nieograniczonych możliwościach równoczesnego przetwarzania danych.

Super, tylko nie ucz mnie z łaski swojej, jak mam sobie Boga wyobrażać. :D

Dalej twierdzę, że Bóg w sensie Absolutu nie może być jednocześnie personą. Owszem, mogą istnieć jego wyrazy, które są faktycznie spersonifikowane (jak istoty różnego rodzaju itd), ale sam Bóg/Absolut nie może być sam w sobie spersonifikowany.

 

 

Eee tam, od razu innowierca :)

Raczej poszukujący :)

Hmmm... cóż, modlę się/inwokuję (czy zdarzało mi się inwokować) na równo istoty z tradycji chrześcijańskiej, jak i hinduskiej, a nawet nie mam nic przeciwko do modlenia się do bogów rzymskich/greckich, czy też innych - jeśli uznaję, że może być to dla mnie przydatne. Jezusa mam za oświeconą istotę to fakt, jednak nie za Boga jedynego, jak chrześcijanie twierdzą. Jesteś pewna, że nie jestem innowiercą? ;>

 

A tak do rzeczy. Owszem, jestem poszukujący (nawet w tytule usera o tym wspominam ;p), aczkolwiek z góry odrzucam wszelkie dogmaty religijne, czy zapętlanie swoich poglądów do jednej religii. A już na pewno jeśli o katolicyzm chodzi. Owszem doceniam różnego rodzaju religie, jednakże interesuje mnie uchwycenie źródła, esencji takowych. Kwestie natomiast ceremonialne (jak rytuały wszelkiego typu, o podłożu religijnym) interesują mnie do poziomu, w którym mogą być dla mnie przydatne (np. uzdrowienia, poprawiające los itd). Natomiast dogmatów nie zamierzałem, jak i nie zamierzam przyjmować.

 

 

Zacytuję tutaj słowa Buddy (nie, nie nawracam na Buddyzm - po prostu uważam słowa Buddy za bardzo mądre i wielu z jego powiedzeń jestem mega fanem :) /tłumaczenie w locie/.

 

Nie wierz w cokolwiek tylko dlatego, że o tym usłyszałeś. Nie wierz w cokolwiek, tylko dlatego, że wielu ludzi o tym mówi czy plotkuje. Nie wierz w cokolwiek tylko dlatego, że jest to napisane w Twoich religijnych księgach. Nie wierz w cokolwiek, tylko polegając na autorytecie Twoich nauczycieli, czy starszych osób. Nie wierz w tradycje, tylko dlatego, że były powtarzane przez wiele pokoleń. Ale po dokonaniu obserwacji i analizy, kiedy odkryjesz, iż zgadza się to z Twoim rozumem i Twoim własnym zdrowym rozsądkiem oraz jest sprzyjające dla dobra wszystkich i każdego z osobna. Wtedy zaakceptuj to i żyj zgodnie z tym.

 

To mniej więcej oddaje to, jak ja patrzę na "problematykę", że tak się wyrażę, duchowości, religii, etc.

 

 

 

W takim razie jeszcze raz zapraszam do lektury przypowieści o winnicy: Mt 20, 1-16 (fragment w poscie 27 tematu), w połączeniu z tematem zadośćuczynienia ;)

Napisałem dlaczego odrzucanie reinkarnacji itd, a jednocześnie wiara w sprawiedliwego Boga jest nielogicznym absurdem. Wspomniałem o tym wielokrotnie. Nie będę się już więcej powtarzał na ten temat i próbował przekonywać Cię, skoro nie widzisz tak oczywistego faktu.

 

 

Może dlatego, żebyś doszedł do wniosków, które przytoczyłeś w dalszej części Twojej wypowiedzi ;)

Ja do nich nie doszedłem teraz. Ja to wiem od dawna...

 

 

A ilu katolików w rzeczywistości czyta Pismo Święte?

Jeżeli chcesz zobaczyć coś ciekawego, to zajrzyj, albo raczej poczytaj tu (uwaga strona katolicka ;) :Parafia Siennica

Nie wiem, to Ciebie powinny takie statystyki interesować.

Że tak powiem: Geezys.... Wierz mi, że naprawdę znam terminologię z zakresu KK w sprawie grzechu, zadośćuczynienia itp... ^^

Nie wiem, czemu ciągle sądzisz, że mógłbym nie znać tych pojęć i ich znaczenia, skoro pisałem Ci, że kiedyś, dawno, dawno temu, za górami, za lasami... bylem zagorzałym katolikiem.

 

 

Masz rację, poznanie innych religii, filozofii pomaga zrozumieć, ale takie poznanie jest właśnie skutkiem żywego zainteresowania wiarą, aktywnych poszukiwań i dociekań.

A skoro doszliśmy już do tego tematu, to powiem Ci, że tuż przed moim nawróceniem Bóg, w ramach odpowiedzi na zadane przeze mnie pytanie, a w sumie prośbę, aby pokazał mi, o co w tym wszystkim chodzi, „zafundował” mi wycieczkę w świat ezoteryki, dokładnie przez to forum. Wszystkie zdarzenie, które wcześniej opisałam następowały w czasie późniejszym.

Owszem. A dodatkowo poza poznaniem innych religii (a Ty jak widzę tym za bardzo nie jesteś zainteresowana, bo nawet filmiku - i nie tak długiego swoją drogą - z hindusem nie obejrzałaś, a cała ocenę hinduizmu stworzyłaś na podstawie zachowania jakiegoś tam przewodnika w Nepalu, czy tego, że w Delhi na kościół katolicki trafiłaś...) - warto byłoby, a raczej przede wszystkim - kierować się własnym zdrowym rozsądkiem, własną intuicją, rozumem, obserwacją, efektami własnych przemyśleń... Wtedy to dopiero można odkryć ciekawe rzeczy. :) Większość katolików (czy inni ludzie zamknięci w dogmatach jednej religii) nigdy nie odkryje tego, co może odkryć osoba z otwartym umysłem...

 

 

Klei się i to bardzo. Ale jak powiada stare przysłowie: diabeł tkwi w szczegółach ;)

 

A propos diabła...

Podziękowano 666 razy

Jeśli użytkowniczka na forum ezoterycznym namiętnie próbuje Cię nawrócić na religię katolicką, a jej liczba podziękowań wynosi 666, to wiedz, że coś się dzieje... :wampir:

 

 

No i po co ja się tak gimnastykuję z tymi odpowiedziami ;)

Nie wiem po co. Dla jajów? ;P

 

 

Życzę Ci miłego wieczoru i dobrej nocy.

Niezależnie od tego, kiedy uda Ci się dobrnąć do końca tego "wypracowania" ;)

Wzajemnie życzę miłego dnia chyba, ew. wieczoru/nocy.

Jak widzisz udało mi się uporać dzisiejszej nocy z Twoją "epopeją". :)

 

Katolik by powiedział, że to dzięki Bożej mocy - ja powiem, że dzięki mnie. ;>

Edytowane przez arkenas
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wystarczy analiza stylistyczna tekstu.

Wystarczy... :) Jeśli Tobie wystarczy, to jestem pełen podziwu, naprawdę :)

 

Nie musisz być wyznawcą . Wystarczy że masz zakodowany strach przed potępieniem.

Nie rozumiem, nie muszę być wyznawcą do czego? Ta wypowiedź wydaje mi się trochę wyciągnięta z kontekstu, ale może się mylę :)

 

"Boli mnie........ stronie religii" Mogę przyjąć że ten cytat jest żartem . Nie chcę się rozpisywać o . Pomyśl ? .

Nie, ten cytat żartem nie jest :) i nie wiem o czym miałbyś się rozpisywać/

Edytowane przez koteł
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wybór zawsze należy do człowieka :usmiech_na:

 

A swoją drogą...

Wierzy w magię, wierzy w istnienie i działanie klątwy..., ale w Boga... boi się uwierzyć?

Istnieją liczne różnice a także liczne podopbieństwa między magia a religią oraz wiarą w nie. Bywa też sytuacja, kiedy magia staje się religią. W religii katolickiej tez istnieje klątwa. Jest to po prostu ekskomunika-wyłączenie, wykluczenie, wyklęcie z kościelnej wspólnoty wyznaniowej. W średniowieczu ekskomunika była często orzekanym i pociągającym za sobą prześladowania narzędziem walki z przeciwnikami władz kościelnych ( klątwy biskupie czy papieskie ). Dlaczego, Twoim zdaniem każdy nie powinien bać się zostać wyznawcą katolicyzmu ( uwierzyć w katolickiego Boga-Trójcę ) ?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz jak zaczną się dopisywać, to aby wszystkim odpisać zejdzie pół dnia.

Nie liczyłabym na aż tak dużą frekwencję.

 

SPECIAL NOTE: Zalecane, a wręcz mocno sugerowane jest przeczytanie całości ze zrozumieniem, przed rozpoczęciem odpisywania, aby potem nie było sytuacji, iż będę musiał odpowiadać na kwestie, które wyraźnie już wyjaśniłem, tudzież na które odpowiedziałem w mojej obecnej wiadomości.

No proszę, a ja cierpliwie odpisywałam na tematy, które Ty n-razy poruszałeś w jednym poscie. A można było dużo krócej – „Przeczytaj ze zrozumieniem, a jak nie rozumiesz, to ja już na to nic nie poradzę”...

Prawdę mówiąc, taka uwaga nasunęła mi się na myśl już jakiś czas temu, ale mimo to, starałam się na poruszane przez Ciebie i po raz kolejny omawiane już kwestie, odpowiedzieć rzeczowo i w miarę możliwości używając innych przykładów.

Ale skoro tak, no to nie przedłużając…

 

Ta? A niby gdzie o tym w Biblii jest napisane? Z tego, co wiem, to zwracanie się do tego typu osób zabronili, na podstawie pierwszego przykazania ("Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną" - które można zinterpretować na MILION innych sposobów).

Zanim odpowiem (cytatem) mała uwaga/wyjaśnienie: dlaczego cytaty?

Ponieważ nie lubię wywarzać drzwi otwartych. Owszem mogę to samo powiedzieć "swoimi słowami", ale skoro ktoś raz już sformułował daną myśl w sposób trafny i zwięzły, to uprawianie na ten temat własnej twórczości nie ma sensu. To, już kiedyś zostało powiedziane, a to, co mogę dodać, to jedynie moje własne przemyślenia na dany temat. Co zresztą czynię.

 

Gdzie w Biblii:

 

Kpł 20, 6; 27

„Także przeciwko każdemu, kto się zwróci do wywołujących duchy albo do wróżbitów, aby uprawiać z nimi nierząd, zwrócę oblicze i wyłączę go spośród jego ludu.”

 

„Jeżeli jaki mężczyzna albo jaka kobieta będą wywoływać duchy albo wróżyć, będą ukarani śmiercią. Kamieniami zabijecie ich. Sami ściągnęli śmierć na siebie.”

 

Pwt 18, 9-14

Kulty potępione

„Gdy ty wejdziesz do kraju, który ci daje Pan, Bóg twój, nie ucz się popełniania tych samych obrzydliwości jak tamte narody. Nie znajdzie się pośród ciebie nikt, kto by przeprowadzał przez ogień swego syna lub córkę, uprawiał wróżby, gusła, przepowiednie i czary; nikt, kto by uprawiał zaklęcia, pytał duchów i widma, zwracał się do umarłych. Obrzydliwy jest bowiem dla Pana każdy, kto to czyni. Z powodu tych obrzydliwości wypędza ich Pan, Bóg twój, sprzed twego oblicza. Dochowasz pełnej wierności Panu, Bogu swemu. Te narody bowiem, które ty wydziedziczysz, słuchały wróżbitów i wywołujących umarłych. Lecz tobie nie pozwala na to Pan, Bóg twój.”

 

Zobacz też: Wj 22,17; Kpł 19,31; Kpł 20,6.27; Lb 23,23; 1 Sm 15,23; 1 Sm 28,3-25 Inicjatorem jedynego, opisanego w Biblii przykładu zapytywania zmarłych o przyszłość był król Saul, mimo że sam poprzednio wydał zakaz takich praktyk.

 

Co to jest wewnętrzna świadomość? To jest jeszcze zewnętrzna świadomość? ;>

Czym jest dla Ciebie "wewnętrzna świadomość tego, czym jest Msza"?

To takie małe coś, co daje zrozumienie wielu rzeczy ;]

Po Twoim „przemiłym” wstępie jakoś odechciało mi się cokolwiek Tobie tłumaczyć, przecież Ty już wszystko nt Kościoła wiesz.

 

Świadoma wewnętrznie, czy zewnętrznie?

To akurat pochodzi z poznania zewnętrznego.

 

OK, widzę, że koleżanka zaczyna jechać ostrzej. ;> Ok, ok. ;>

Bez urazy, pisze to ktoś, kto nawet nie potrafi za bardzo swoimi własnymi słowami opisać niektórych rzeczy, tylko musi używać nawet typowej terminologii katolickiej. Ten Twój przesiąknięty mózg dogmatami widać na każdym kroku, a delikatne próby poszerzenia spojrzenia zaczynają się spotykać z blokadą.

Ostrzej?

Widzę, że ciężko znosisz nawet tak delikatną krytykę i nie potrafisz pogodzić się z tym, że czegoś jednak nie wiesz/nie rozumiesz. Zamiast odnieść się do treści merytorycznej, szukasz szczegółu, do którego można się przyczepić. Oczekujesz, że gdy mnie spostponujesz, to potulnie dostosowuję się do Twoich oczekiwań?

 

Dlaczego terminologia katolicka? Bo ta akurat dość trafnie oddaje to, o czym piszę, więc niby dlaczego miałabym udawać, że mi przeszkadza i tylko dla Twojego „widzi Ci się” nadawać moim wypowiedziom inny kształt. Przekazuje to, co chcę przekazać, w formie, w jakiej chcę to przekazać. Jeśli Tobie się to nie podoba, trudno, Twoja sprawa.

Nie czepiam się stosowanych przez Ciebie pojęć „ezoterycznych”, które przedstawiasz czasem jako odkrycie „innowiercy”, a których nie potrafiłeś dostrzec w filozofii chrześcijańskiej. Czyżby aż tak blokowało Cię używane tam słownictwo?

 

Proszę Cię - nawet nie umiesz za bardzo wyjść poza terminologię i sposób odbierania rzeczywistości typowy dla - sorry, ale "typowego katola" i mi mówisz o tym, że ja czegoś nie potrafię dostrzec? ;>

Czy zauważyłeś, że się powtarzasz?

A później "zwracasz mi uwagę", że w kółko odpowiadam na te same kwestie.

 

Cały czas próbowałem Ci wyjaśnić, że religia katolicka jest jedną z dróg i do tego samego celu można dojść np. będąc hindusem, buddystą, czy osobą nie związaną z żadną religią. Ba, nawet będąc ateistą - choć tutaj byłoby to "nieco" trudniejsze. A nagle czytam stwierdzenie, że to ja postrzegam religie w sposób ograniczony.

Wiesz, chyba się jednak nad Tobą zlituję i ulżę w cierpieniach.

Misiu, co ty chcesz mi wyjaśnić?

Że wszystkie drogi prowadzą do Boga? (oczywiście, dla tych, którzy chcą tymi drogami podążać – wolę uzupełnić, bo jak nie będzie łopatologicznie, to znowu poczujesz się w obowiązku coś mi wyjaśnić)

Wydaje Ci się, że odkryłeś coś nowego?

Na początku naszej rozmowy dałam Ci delikatnie do zrozumienia, że „Postawa taka jak Twoja nie jest dla mnie niczym nowym, ani szokującym.”

Później z przyjemnością czytałam posty człowieka, który ruszył tyłek z miejsca i poznaje świat. Pomijałam „milczeniem” pouczający ton, w którym próbowałeś mnie oświecić Twoimi odkryciami (sorry Kolumbem nie jesteś i Ameryki nie odkryłeś). Wolałam patrzeć, jak się nimi cieszysz. Ale najwyraźniej moja cierpliwość była błędem.

 

Tak, a gdzie tutaj niby odbieram "właściwości" wszystkim innym nurtom, poza religią katolicką?

Nie odbierasz, a przypisujesz.

To tak a’propos Twojego czytania ze zrozumieniem.

 

Jesteś katoliczką, rozmawiamy zatem o katolicyzmie. Znam tą religię doskonale (mimo, że widzę coraz częściej zarzucasz mi ją niedostateczną znajomość, tudzież jedynie połowiczną, czy zbyt powierzchowną znajomość), także na temat tej religii się wypowiadam.

Znasz doskonale...

Drobiazg, że gdzieś Ci „umknął” z pamięci taki „szczegół”, jak to, że w Piśmie wielokrotnie wspomniany jest zakaz dotyczący magii, wróżb itp.

Albo wcześniej przytoczony przeze mnie w przypowieści o winnicy przykład sprawiedliwości, w której Bóg płaci każdemu, po denarze.

Ty tymczasem wyjeżdżasz z jakąś losową zapłatą od 1 do biliona. No po prostu popis znajomości i zrozumienia.

Mogłabym wrzucić jeszcze kilka przykładów z samej naszej rozmowy, ale nie chce mi się wertować wszystkiego od początku.

Ponieważ traktowałam Cię jako rzeczowego rozmówcę (pomimo Twojego pouczającego tonu wyższości) odpuszczałam takie przyziemne uwagi.

Ale skoro wolisz rozmawiać na tą nutę…

 

Natomiast osoby, które automatycznie odrzucają reinkarnacje, tylko dlatego, iż są ustalone takie dogmaty w religii, którą uznają (mimo, iż w Biblii nigdzie nie jest napisane, iż manifestacja jedne duszy w świecie ograniczać się ma tylko do jednego życia) ślepo, że reinkarnacja nie istnieje, a jednocześnie głoszą na temat sprawiedliwego, dobrego Boga - są dla mnie nielogiczni, niedorzeczni i mają zamknięte umysły.

To Twoje zdanie i jak najbardziej masz do tego prawo.

A z Biblii:

„A jak postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd,...” (Hbr 9, 27)

Raz umrzeć, a więc do jednego życia ziemskiego.

 

Gdzie? W Nepalu, czy buddyzmie? A jeśli tak, to na jakiej podstawie tak twierdzisz?

W religiach opartych o wiarę w reinkarnację.

Własnych doświadczeń i obserwacji?

 

I od kiedy to istoty, typu np. demony istnieją tylko w jednej religii?

A czy ja coś takiego powiedziałam?

Czytaj ze zrozumieniem i nie pisz mi później, że ja czegoś nie kumam.

 

Wiesz, a u mnie w na osiedlu można spotkać ześwirowaną starą babkę, która każdemu, kogo napotka mówi "szczęść Boże".

Błogosławieństwo w żadnej kulturze nie jest uznawane za zło.

Kult demonów, a i owszem.

 

Na podstawie zachowania jakiegoś pojedynczego kolesia oceniasz religijność jednego z najliczebniejszych krajów na świecie, posiadającym najstarszą religię świata - mającą zresztą ponad 1 700 000 lat, co zostało udowodnione (most, o którym mowa w Wedach hinduskich, który to zbudował Rama z Indii do Sri Lanki został potwierdzony przez naukowców, jako mający ponad 1 700 000 lat)?

Powiadasz przez naukowców.., udowodnione...

Z tego, co wiem, to jedynie hipotezy nt. ciągu wysepek i raf, które równie dobrze mogły się zapaść na skutek ruchów tektonicznych. Ale niech Ci będzie. Kultura Indii jest stara, demony też.

 

Kolesia, który najprawdopodobniej zrobił tak, aby zainteresować/zszokować turystów, że "łooo bo demony, bo zło, bo egzotyczne, bo może też kupię ;)"...

Tu już Ci całkiem płasko wyszło.

Przykład tego gościa podałam jako podsumowanie tego, co podczas całej wyprawy widziałam, czy słyszałam, a trochę tego było. A koleś był jedynie koordynatorem wyprawy i nie pełnił roli zabawiacza-opowiadacza. Mieliśmy innych przewodników. Jego nabytek zobaczyliśmy w busie, gdy już odjeżdżaliśmy.

 

Oglądałem wypowiedzi hindusów z Hare Kriszna - nie jednego. I nigdy nie słyszałem o tego typu bzdetach, jakoby należało czcić jakiekolwiek demony, aby nie szkodziły. Nigdy nikt z nich nie nawoływał do czczenia negatywnych bytów.

I o wielu innych rzeczach Ci nie powiedzą, bo to się w kulturze euro-amerykańskiej nie sprzeda.

 

I co ciekawe - jakbyś obejrzała wykład tego hindusa od Hare Kryszny - ale oczywiście nie obejrzałaś, mimo, że mocno namawiałem,...

Ehhh, ocenia, ocienia...

Nie wiem już czy się śmiać, czy płakać.

Jeżeli swoje wierzenia stawiasz na tak samo słabym gruncie, jak hipotezy na mój temat, to kiepściutki domek budujesz.

Obejrzałam i...

Jeżeli nawet posiadają jakąś starodawną wiedzę, to dość słabo podpartą praktyką. Mając do dyspozycji takie „cudo”, o jakim ten gościu mówi i mając tyle czasu (1.700.000 lat) powinni stworzyć cywilizację dostatku i miłości. A tymczasem co widzimy? Coś nieurodzajne te owocki.

 

Nie, na pewno to znak od Boga... (pewnie tego katolickiego, bo Bóg hinduski - co z tego, że wyznają także jednego Boga - już jest bee, tak).

Wiesz, nie dziwię się, że „Bóg Ci nie odpowiedział”. A dokładnie, to nie On Ci nie odpowiedział, ale po prostu Ty nie umiesz słuchać.

Stąd też problemy ze zrozumieniem Pisma.

A uważasz się za takiego otwartego...

 

Zauważ swoją i moją postawę. Ja jestem otwarty na każdą religię. Ty - już teraz coraz wyraźniej pokazujesz - że inne religie są "bee", rozwój duchowy polegający na swoich własnych obserwacjach jest "bee", swój własny rozsądek jest "bee".

Ty w ogóle czytasz, to co ja napiszę, czy tylko tak co drugie zdanie?

W poprzednim poscie wręcz zarzuciłam Ci to, że wpierasz mi poglądy dotyczące ograniczeń w rozwoju czy poszukiwaniach. A Ty dalej w kółko to samo, następny post i kolejne bzdurne teorie „opisujące” niby mój punkt widzenia.

 

Inne religie są be i pełne demonów (bo jakiś chłop coś tam kupił, albo, że zobaczyłaś kościół katolicki w Delhi)... No sorry, ale coraz bardziej zaczynasz ujawniać mi swój zamknięty umysł. Myślałem na początku, że jednak taki nie jest, jednak Twój sposób myślenia JEDNAK wskazuje na coś zupełnie innego....

Umiejętności obserwacji w połączeniu z wnioskami, które nie zgadzają się z Twoimi założeniami = zamknięty umysł.

No to chyba jesteś już oświecony, skoro stawiasz takie opinie.

 

Poza tym było o tym, iż skasowali w którymś tam wieku wpisy o reinkarnacji z Biblii... Są w Biblii zapiski świadczące i które można zrozumieć jako istnienie reinkarnacji, czy karmy: "Co zasiejesz, to zbierzesz" chociażby itp.

„Ten, kto pobiera naukę wiary, niech użycza ze wszystkich swoich dóbr temu, kto go naucza. Nie łudźcie się: Bóg nie dozwoli z siebie szydzić. A co człowiek sieje, to i żąć będzie: kto sieje w ciele swoim, jako plon ciała zbierze zagładę; kto sieje w duchu, jako plon ducha zbierze życie wieczne. (Ga 6, 6-8)

Tak to brzmi w całości i nijak się ma do teorii reinkarnacji. Dotyczy bowiem rozgraniczenia inwestycji w rzeczy doczesne od inwestycji w rzeczy duchowe.

A jeżeli chcesz poczytać co nieco, nt innych domniemanych potwierdzeń Biblijnych oraz potencjalnie skasowanych fragmentów: Jacek Salij OP: Pytania nieobojtne

 

Nie wiem czemu się tak jej istnieniu zapierasz? Czy uważasz, że jak są odrzucisz, to co - przestanie nagle istnieć?

A jak w nią wierzysz, to zaistnieje?

I nie tyle zapieram się istnieniu reinkarnacji, ale uważam tą drogę za bezsensowne „tracenie czasu” na kręcenie w kółko. Ale o tym napisałam już w którymś z poprzednich postów.

 

Może inaczej - zapytaj księdza, czy zakonnicy, czy nigdy nie czują się samotni i nie brakuje im tego, co świadomie odrzucili, ok? Z pewnością lwia część przyzna Ci rację, że brakuje - choć czasem, ale jednak.

Przypuszczasz, że nie rozmawiałam? :)

Samotni? Oni są mniej samotni niż ludzie w przeciętnym małżeństwie.

Miłość, bliskość czy akceptacja nie musi od razu wiązać się z seksem,

Poza tym mają więcej czasu na realizację siebie.

 

Owszem, tak jak wcześniej napisałam, zdarzają się osoby, które pomyliły się w decyzji, co do wyboru drogi. Ale moim zdaniem problem leży po stronie dojrzałości danej osoby, a nie samej charakterystyki drogi.

 

A to, że religia katolicka jest "serwowana" w taki sposób "mało ludzki" i te zdogmatyzowanie, tylko działa na jej niekorzyść w obecnych czasach.

Na szczęście religia nie jest celem.

 

I znów brak umiejętności - lub brak chęci - czytania ze zrozumieniem!

Gdzie ja pisałem o jedzeniu kawioru, szampana itd? Napisałem o NAJZWYKLEJSZYCH potrzebach człowieka. Widzisz w ogóle, co napisałem?

A słyszałeś o czymś takim jak hiperbola?

Kłania się czytanie ze zrozumieniem.

A Ty znowu, zamiast odnieść się do merytoryki wypowiedzi, szukasz dziury w całym.

 

Bardzo interesuję się tematem reinkarnacji, karmy i ciekawi mnie to, jaki ona ma wpływ na losy ludzkie. Poza tym sam podejrzewam u siebie to, iż mogłem w poprzednim wcieleniu/wcieleniach być owym kapłanem/zakonnicą (gdyż jako wczesny nastolatek miałem różne fazy, podobne do osoby mocno religijnej i zaplątanej w katolicką ideologię - zdziwiona? a widzisz, jednak). Dlatego temat ten jest mi dosyć bliski i interesujący dla mnie. :)

Zdziwiona? Raczej mile zaskoczona powrotem na sympatyczny poziom konwersacji :)

Wolę Ciebie poszukującego, niż wojującego ;)

 

Poza tym... ekhm... No i co z tego, że oni wybrali? To nie ważne, w co wierzysz za życia, jakie masz przekonania. Po śmierci każdego czeka mniej więcej to samo - ja tak sądzę. To, że ktoś nie wierzyć w reinkarnację nie znaczy, że dla niego ona nie istnieje przecież. :D

Tu możemy się pospierać, dowiemy się za jakiś czas.

...o ile nie wpadniemy w kolejną inkarnację, bo wtedy stary film nam wykasują i znowu nici z uprzednio zdobytej wiedzy ;>

 

I z pewnością każdy ma czas, chęci na to, aby uczyć się symboliki hebrajskiej...

A z wedyjskiej „kawy na ławę” każdy korzysta...

 

Symbol bezgranicznej miłości i oddania? A nie sądzisz, że takim symbole mógłby być Jezus niekoniecznie ukrzyżowany również byłby tego wyrazem? Można by wymyślić wiele symboli, związanych z tym, o czym było w Biblii. Niekoniecznie krzyż. Mimo to, jego miłość i oddanie wyraziło się w formie cierpienia i poświęcenia. Niestety, ale tak było.

I to w dodatku świadomego cierpienia, które sam kilkukrotnie zapowiadał...

Przez długi czas też nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego krzyż?

Może ze względu na siłę wymowy, a może dlatego, że był zapowiedziany jako szczególny znak zmiany.

 

Po przeczytaniu niektórych rzeczy w Twoim - a dokładniej tym - poście - już się zaczyna układać powoli. ;>

Eeee, i tak zamoknie przy tych deszczach ;)

 

To co, kiedy zaczynacie? :cwaniak:

I ewentualne dodatkowe atrakcja, jak walka w samej bieliźnie (tudzież bez :zawstydzony: ) oczywiście również mile widziane. ;)

Gdy tylko u z g o d n i m y szczegóły, a to może trochę potrwać ;D

 

Jak to dobrze, że Ty wiesz, co ja zrozumiałem a co nie.

I kto to mówi ;>

 

...w takim razie cóż, mogę to samo powiedzieć, co każdemu katolikowi, który jej nie uznaje tylko ze względu dogmatów tej religii: gratuluję (braku) logicznego myślenia (tudzież przymykania oko jawną niejasność wobec obrazu Boga katolickiego vs. braku jakiegokolwiek sensu, czy logiki w życiu ludzkim). ;>

No to tu się logiką i sensem wypowiedzi oraz zrozumieniem teksu popisałeś :>

Zamieściłeś tą odpowiedź pod moim tekstem, w który zacytowałeś, a w którym napisałam: „Nie z powodu dogmatów KK, ale w wyniku własnych doświadczeń, dociekań i rozważań.”

 

Moja miła koleżanko, po to właśnie jest karma i kolejne inkarnacje, aby "zadośćuczynić", przez odpracowywanie karmy z poprzednich wcieleń na przykład... DUH?

DUH?

 

Bo jest LOGICZNE, SPRAWIEDLIWE, JASNE, ROZSĄDNE, ZROZUMIAŁE?

Odda tracąc swoje życie w podobny sposób. Będzie dzięki temu się czuł, jak człowiek, któremu odebrał życie wcześniej.

Ale to nie jest logiczne, ponieważ on nie pamięta zabójstwa z poprzedniego wcielenia i nie będzie pamiętał swojej śmierci z obecnego.

A skoro nie pamięta, to żadna to dla niego nauka, czy rozwój.

 

Bo to karma, tylko nazwana innymi słowami przecież...

Karma nie ma nic wspólnego ze świadomością popełnionego czynu, więc jednak nie to samo.

 

Super, tylko nie ucz mnie z łaski swojej, jak mam sobie Boga wyobrażać. :D

Nie uczę Cię. Poruszyłeś temat, więc chciałam Ci pokazać, jak ja to widzę. Chyba na tym polega rozmowa?

Wolisz monolog bez odpowiedzi?

 

Jesteś pewna, że nie jestem innowiercą? ;>

Mam nieco inny sposób postrzegania ludzi :)

 

Zacytuję tutaj słowa Buddy (nie, nie nawracam na Buddyzm - po prostu uważam słowa Buddy za bardzo mądre i wielu z jego powiedzeń jestem mega fanem :)

Wyśmiewasz, to że zwracam uwagę na rzeczy pozornie przypadkowe. Trudno.

Ale jako ciekawostkę zacytuję fragment z czytań na dzisiejszej Mszy:

„Przyszedłszy do was, bracia, nie przybyłem, by błyszcząc słowem i mądrością głosić wam świadectwo Boże. Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego. I stanąłem przed wami w słabości i w bojaźni, i z wielkim drżeniem. A mowa moja i moje głoszenie nauki nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem ducha i mocy, aby się wiara wasza opierała nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej.” (1 Kor 2, 1-5)

 

Ewangelii nie zacytuje, bo to nieco dłuższy tekst, ale również bardzo trafnie odnosi się do licznych aspektów naszej rozmowy.

 

Wierz mi, że naprawdę znam terminologię z zakresu KK w sprawie grzechu, zadośćuczynienia itp... ^^

Nie chodziło o terminologię...

Nieważne..

 

Owszem. A dodatkowo poza poznaniem innych religii (a Ty jak widzę tym za bardzo nie jesteś zainteresowana, bo nawet filmiku - i nie tak długiego swoją drogą - z hindusem nie obejrzałaś, a cała ocenę hinduizmu stworzyłaś na podstawie zachowania jakiegoś tam przewodnika w Nepalu, czy tego, że w Delhi na kościół katolicki trafiłaś...) - warto byłoby, a raczej przede wszystkim - kierować się własnym zdrowym rozsądkiem, własną intuicją, rozumem, obserwacją, efektami własnych przemyśleń... Wtedy to dopiero można odkryć ciekawe rzeczy. :) Większość katolików (czy inni ludzie zamknięci w dogmatach jednej religii) nigdy nie odkryje tego, co może odkryć osoba z otwartym umysłem...

No i co mam Ci na to odpowiedzieć?

Po raz kolejny to samo? :]

 

 

Podziękowano 666 razy

Zastanawiałam się kto i kiedy to zauważy, i jak skomentuje?

I niniejszym moja ciekawość została zaspokojona.

 

Życzę Ci dobrej nocy.

Pozdrawiam :)

  • Lubię to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kpł 20, 6; 27

„Także przeciwko każdemu, kto się zwróci do wywołujących duchy albo do wróżbitów, aby uprawiać z nimi nierząd, zwrócę oblicze i wyłączę go spośród jego ludu.”

Dd kiedy to wszystkie osoby, które pomagają ludziom zajmują się przywoływaniem duchów?

 

I od kiedy to chęć zaznajomienia się ze swoją przyszłością jest "uprawianiem nierządu"?

Polecam skorzystać ze słownika i odkrycia znaczenia "uprawiać nierząd".

 

 

„Jeżeli jaki mężczyzna albo jaka kobieta będą wywoływać duchy albo wróżyć, będą ukarani śmiercią. Kamieniami zabijecie ich. Sami ściągnęli śmierć na siebie.”

No, no.. No to rzeczywiście - brzmi to jak słowa oświeconej istoty, jak nic! Normalnie nic, tylko przekonujesz mnie coraz bardziej do tej książki, jaką jest Biblia.

 

Już lecę czcić "Boga", który nawołuje do linczu, przemocy, okrucieństwa i mordowania ludzi...

 

Chwila, chwila... już przecież taki jeden był, który na koncercie kazał zlinczować swojego anty-fana... I daleko mu było do świadomości Boga - i ba, nawet daleko do świadomości porządnej osoby...

 

No, nic, na pewno zatem nie maczał w tym palców średniowieczny kler - no tak, przecież jakoś konkurencji trzeba było się pozbyć, wszakże to Kościół w średniowieczu rządził i dzielił! I mówił co jest "dobre", co "złe"! I ogólnie totalnie rościł sobie posiadanie do władania mózgami niewykształconych, ciemnych ludzi... tylko udowadniasz teraz hipotezy o modyfikacji Biblii przez osoby, które miały w tym osobisty interes. Ja osobiście nie wierzę, aby ktokolwiek nawet o świadomości przeciętnej, w miarę uduchowione osoby namawiał do mordowania w okrutny sposób ludzi z takiego powodu... Jak tekst nawołujący do morderstwa, linczu - jak można coś takiego uznać za słowa Boga? Zadziwiasz mnie coraz bardziej - i niestety nie jest to pozytywne zadziwienie... To już nie przeczy świadomości bliskiej Bogu - tylko godzi w najzwyklejszą, podstawową moralność wobec drugiego człowieka... Myślę, że wśród tych osób, które zapierdzielają co niedziela na sumę - powinni im czytać ten fragment - z pewnością frekwencja szybko by się zmniejszyła...

 

Ale skoro w to wierzysz, to znaczy, że Ty też powinnaś zostać ukamienowana (wedle książki, w której wszystkie słowa uważasz za czystą prawdę), bo przecież pisałaś wcześniej, iż też zajmowałaś się kiedyś wróżbami itp.

 

Jakbyś trochę pomyślała, to już sam ten tekst powinien Ci włączyć czerwoną lampkę, że coś jest nie tak z tą Twoją Biblią...

 

 

To takie małe coś, co daje zrozumienie wielu rzeczy ;]

Po Twoim „przemiłym” wstępie jakoś odechciało mi się cokolwiek Tobie tłumaczyć, przecież Ty już wszystko nt Kościoła wiesz.

Jest taka zasada, że jeśli wymyślasz neologizmy i ktoś zwraca Ci uwagę na to (czyli w domyśle oczekuje wyjaśnienia ich znaczenia), to dobrze byłoby wytłumaczyć.

Poza tym ton Twojego posta, na który obecnie odpowiadam jest jeszcze bardziej "przemiły".

 

Z pewnością wiem więcej niż Ty nt. Kościoła - a już na pewno jestem bardziej świadomy wobec machin, jakimi ta instytucja operuje.

 

 

Ostrzej?

Widzę, że ciężko znosisz nawet tak delikatną krytykę i nie potrafisz pogodzić się z tym, że czegoś jednak nie wiesz/nie rozumiesz. Zamiast odnieść się do treści merytorycznej, szukasz szczegółu, do którego można się przyczepić. Oczekujesz, że gdy mnie spostponujesz, to potulnie dostosowuję się do Twoich oczekiwań?

Żeby kogoś krytykować, to najpierw należy mieć ku temu podstawy. W przeciwnym wypadku jest to krytyka bezzasadna (zwana także hejterstwem). Twoja "delikatna krytyka" taka była - bez ładu, składu i logiki - zresztą typowe dla Ciebie nielogiczne odpowiadanie na moje argumenty - w sumie powinienem się już zacząć przyzwyczajać chyba... Zarzut dotyczący mojego niezrozumienia cudowności "Jedynej Słusznej Religii" wzięłaś z dupy, gdyż nie można udowodnić drugiej osoby jej braku zrozumienia, nie mając wystarczających faktów potwierdzających ów zrozumienia brak.

 

No może jeśli chodzi to, iż odrzucam dogmaty KK? Cóż, widocznie myślę samodzielnie, którego to procesu nie wszyscy doświadczają.

 

 

Dlaczego terminologia katolicka? Bo ta akurat dość trafnie oddaje to, o czym piszę, więc niby dlaczego miałabym udawać, że mi przeszkadza i tylko dla Twojego „widzi Ci się” nadawać moim wypowiedziom inny kształt. Przekazuje to, co chcę przekazać, w formie, w jakiej chcę to przekazać. Jeśli Tobie się to nie podoba, trudno, Twoja sprawa.

Nie czepiam się stosowanych przez Ciebie pojęć „ezoterycznych”, które przedstawiasz czasem jako odkrycie „innowiercy”, a których nie potrafiłeś dostrzec w filozofii chrześcijańskiej. Czyżby aż tak blokowało Cię używane tam słownictwo?

Tak, tak, to na pewno dlatego, że nie potrafię dostrzec filozofii chrześcijańskiej. W kraju, w którym ponad 90%, to zadeklarowani katolicy. Pewnie mi ta filozofia umknęła, a Ty mnie teraz na nią nawrócisz - tą swoją typową dla katolika paplaniną i cytatami z Biblii (której jakbyś nie zauważyła do tej pory - nie jaram się tak jak Ty i nie uważam za najwyższą prawdę)? ;)

 

 

Czy zauważyłeś, że się powtarzasz?

Powtarzam, bo ciągle to samo maglujesz. Przyganiał kocioł garnkowi.

 

 

Misiu, co ty chcesz mi wyjaśnić?

Że wszystkie drogi prowadzą do Boga? (oczywiście, dla tych, którzy chcą tymi drogami podążać – wolę uzupełnić, bo jak nie będzie łopatologicznie, to znowu poczujesz się w obowiązku coś mi wyjaśnić)

Wydaje Ci się, że odkryłeś coś nowego?

Na początku naszej rozmowy dałam Ci delikatnie do zrozumienia, że „Postawa taka jak Twoja nie jest dla mnie niczym nowym, ani szokującym.”

Później z przyjemnością czytałam posty człowieka, który ruszył tyłek z miejsca i poznaje świat. Pomijałam „milczeniem” pouczający ton, w którym próbowałeś mnie oświecić Twoimi odkryciami (sorry Kolumbem nie jesteś i Ameryki nie odkryłeś). Wolałam patrzeć, jak się nimi cieszysz. Ale najwyraźniej moja cierpliwość była błędem.

"Misiu" - czyli co, idziemy w dobrym kierunku? ;p Nasza dysputa zatem nie będzie pozbawiona choć śladów wzajemnej sympatii i nie zagryziemy się, okazując sobie choćby od czasu do czasu, choć odrobinę (zasłużonej) czułości? ;P Nooooooo dobrze, Kotku. ^^

 

Ale wracając...

 

Nie, nie, no oczywiście jedna droga prowadzi do Boga - "Jedyna Słuszna Religia", jaką jest chrześcijaństwo - a najlepiej katolicyzm (bo pewnie inne odłamy, to też szatan, czy nie?). Eh i odezwała się ta, co wielką Amerykę odkryła... Pójdę na do kościoła i każda stara babka moherowa mi to samo, co Ty powie... Posłucham księdza w kościele i mi to sama, co Ty powie... Większość trolli-katoli-maniaków w necie mi to samo co Ty powie... No takaś oryginalna, że normalnie - szczególnie w tym kraju - nikt nie ma takich poglądów, jak Twoje....

 

 

Nie odbierasz, a przypisujesz.

To tak a’propos Twojego czytania ze zrozumieniem.

Po Twoich wypowiedziach i powtarzaniu parokrotnie tych samych kwestii wyraźnie widzę brak umiejętności czytania ze zrozumieniem.

 

 

Znasz doskonale...

Drobiazg, że gdzieś Ci „umknął” z pamięci taki „szczegół”, jak to, że w Piśmie wielokrotnie wspomniany jest zakaz dotyczący magii, wróżb itp.

Albo wcześniej przytoczony przeze mnie w przypowieści o winnicy przykład sprawiedliwości, w której Bóg płaci każdemu, po denarze.

Nie przeczytałem całej Biblii i nigdy nie twierdziłem, że przeczytałem w całości (i nie zamierzam). Niemniej jednak te cytaty, które wkleiłaś tylko przekonują mnie do nie czczenia wszystkiego, co jest napisane w tej książce.

 

 

I tak w ogóle, co Ty z takimi poglądami robisz w ogóle na forum ezoterycznym, gdzie pełno jest ludzi zajmujących się wróżbami? Skoro jesteś do nich taka przekonana, to skąd ta potrzeba nawracania użytkowników tego forum na "jedyną słuszną religię i drogę"? Hm?

 

 

Ty tymczasem wyjeżdżasz z jakąś losową zapłatą od 1 do biliona. No po prostu popis znajomości i zrozumienia.

Mogłabym wrzucić jeszcze kilka przykładów z samej naszej rozmowy, ale nie chce mi się wertować wszystkiego od początku.

Ponieważ traktowałam Cię jako rzeczowego rozmówcę (pomimo Twojego pouczającego tonu wyższości) odpuszczałam takie przyziemne uwagi.

Ale skoro wolisz rozmawiać na tą nutę…

To się nazywa "obrazowy przykład", aby komuś coś wyjaśnić. Nie pień się tak, jak ktoś Ci pokazuję niedorzeczność tego, w co wierzysz, tylko zastanów się i dopiero wtedy odpisz.

Z rzeczowością Ty masz niewiele wspólnego, skoro najwyraźniej nie potrafisz pojąć znaczenia prostego, obrazowego przykładu.

 

 

To Twoje zdanie i jak najbardziej masz do tego prawo.

A z Biblii:

„A jak postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd,...” (Hbr 9, 27)

Super. To sobie dalej w to wierz, sądząc jednocześnie, że Bóg jest sprawiedliwy i wszystkich traktuje równo. I krzyż na drogę (dosłownie). Tylko po co to cytujesz? To Ty wierzysz we wszystko, co jest napisane w Biblii, a nie ja.

Mam Ci zacytować

 

Hinduizm co innego na ten temat uważa:

"Duch porzuca zużyte ciało, by nowe przyoblec, jak człowiek co odzież znoszoną na świeżą zamienia." (Bhagawadgita 2:22)

 

 

Tylko, że - o dziwo - nikt Wed hinduskich nie modyfikował "pod własną modłę", jak kler w średniowieczu, aby wyłudzać od biednych, niewykształconych ludzi kasę za odpusty i tym samym manipulować ciemnym ludem, strasząc piekłem, sądem ostatecznym etc, jak to robili w chrześcijaństwie. Ta dam!

 

Nie dość powiedzieć, że nie znalazłem w Wedach hinduskich - z tego, co sam przeglądałem - nigdy tekstów nawołujących do linczów, kamieniowania, mordowania w okrutny sposób ludzi... Wręcz hindusi są bardzo przeciwni jakimkolwiek formom przemocy przeciwko nie tylko ludziom, jak i wszelkim żywym stworzeniom, jak np. zwierzętom. Moda na wegetarianizm zresztą, wśród osób ze środowisk ezo również wzięła się z hinduizm - taka ciekawostka.

 

Są informacje o tym, iż Biblia została zmodyfikowana, aby skasować tam reinkarnację. Nie będę tutaj przytaczał źródeł historycznych, bo można je łatwo znaleźć w necie (oczywiście na stronach niezależnych, z faktami - nie na katolickich z "domniemaniami" księży).

 

 

A czy ja coś takiego powiedziałam?

Czytaj ze zrozumieniem i nie pisz mi później, że ja czegoś nie kumam.

Tak, tak zasugerowałaś. To, że w hinduizmie jest opisanych więcej istot, niż w chrześcijaństwie (oczywiście nie tylko tych negatywnych, lecz również pozytywnych także!) nie świadczy nic na temat "jakości" tej religii - a jeśli już, to raczej jest to argument "za" hinduizmem, gdyż jest bardziej opisowy.

 

 

Powiadasz przez naukowców.., udowodnione...

Z tego, co wiem, to jedynie hipotezy nt. ciągu wysepek i raf, które równie dobrze mogły się zapaść na skutek ruchów tektonicznych. Ale niech Ci będzie. Kultura Indii jest stara, demony też.

Tak, uwodownione. Most został sfotografowany przez NASA (obecnie znajduje się pod wodą), a następnie jego wiek został oceniony przez naukowców na posiadający 1 750 000 lat.

Jakie znowu hipotezy?! Wyraźnie widać to na zdjęciu satelitarnym. Naukowcy stwierdzili również, iż technologia, jaką został wybudowany ów most na stan obecnego rozwoju techniki - jest nie do powtórzenia.

 

Ale rozumiem, że z Google nie potrafisz korzystać i sama tego sprawdzić? Czyli tej umiejętności Twoje wielkie zrozumienie religijne (do którego ja nie mam rzekomo dostępu) już rozumiem nie obejmuje? :)

 

Link:

NASA Images Find 1,750,000 Year Old Man-Made Bridge

 

I rzekomo obejrzałaś podobno wykład tego Hindusa - czyli jak widać kłamiesz, bo gdybyś obejrzała, to wiedziałabyś o tym, iż jest to udowodnione.

 

Poza tym śmieszna jesteś, jeśli naukowe dowody kwitujesz stwierdzeniem "Niech Ci będzie".

 

 

Zresztą, podobno gdzieś w Biblii pisali, że Ziemia jest płaska i teraz na YT pełno świrów-katolików nagrywa filmiki udowadniające rzekomo, że to, co tam było napisane jest prawdą. Jak się do tego odniesiesz? Skoro uważasz wszystko, co jest napisane w Biblii za jedyną, słuszną i niepowtarzalną prawdą objawioną, hm?

 

 

Tu już Ci całkiem płasko wyszło.

Przykład tego gościa podałam jako podsumowanie tego, co podczas całej wyprawy widziałam, czy słyszałam, a trochę tego było. A koleś był jedynie koordynatorem wyprawy i nie pełnił roli zabawiacza-opowiadacza. Mieliśmy innych przewodników. Jego nabytek zobaczyliśmy w busie, gdy już odjeżdżaliśmy.

Pisałem o swoich doświadczeniach z hindusami, Ty o swoich z jedną osobą.

Nie będę się powtarzał.

Żyj sobie w swoim zamkniętym świecie dalej.

Aby poznać sposób życia mieszkańców, kulturę, czy religię właśnie - niekonieczne jest fizyczne przebywanie (tym bardziej, że tam byłaś tylko turystycznie, krótko czasowo, z tego, co piszesz) - wystarczy otwarty umysł i chęć poznania, dowiedzenia się.

 

Jest mnóstwo osób, zainteresowanych duchowością, wyjeżdżają do Indii na dłuższy czas i znajdują to, czego szukają. Jest tam mnóstwo osób oświeconych, joginów, którzy z chęcią podzielą się wiedzą osobom zainteresowanym i otwartym. Jednak gdy przyjeżdża ktoś odgórnie negatywnie nastawiony z zamkniętym umysłem i odgórnie oceniający wszystko co tam jest jako zło wcielone (bo ksiądz na sumie powiedział, że tam tylko diabły i szatany), to nic dziwnego, że widzi to, co chce widzieć i zwraca uwagę na to, co chce zwracać uwagę.

 

 

 

I o wielu innych rzeczach Ci nie powiedzą, bo to się w kulturze euro-amerykańskiej nie sprzeda.

Tyle, że jako osoba zainteresowana ludźmi z innych kultur - wielokrotnie oglądałem profile tych osób, patrzyłem o czym piszą między sobą itd itp i nie zauważyłem nigdy u nikogo żadnych objawów czczenia demonów. Wręcz przeciwnie.

 

 

Ehhh, ocenia, ocienia...

Nie wiem już czy się śmiać, czy płakać.

Jeżeli swoje wierzenia stawiasz na tak samo słabym gruncie, jak hipotezy na mój temat, to kiepściutki domek budujesz.

Obejrzałam i...

Jeżeli nawet posiadają jakąś starodawną wiedzę, to dość słabo podpartą praktyką. Mając do dyspozycji takie „cudo”, o jakim ten gościu mówi i mając tyle czasu (1.700.000 lat) powinni stworzyć cywilizację dostatku i miłości. A tymczasem co widzimy? Coś nieurodzajne te owocki.

Może jedno i drugie - z siebie. Wyżej udowodniłaś, że nie oglądałaś, bo ten gościu w miarę dokładnie tłumaczył na czym polegały odkrycia naukowe z zakresu tego mostu.

 

Gratuluję znajomości historii w takim razie.... Kiedyś Indie były jedną z potęg cywilizacyjnych i wraz z Chinami tworzyły jedne z najbardziej rozwiniętych krajów na świecie, mekkę dla wynalazków, rozwoju kultury, . To, jak to się stało, że teraz Indie są krajem biednym i pełnym patologii czasem nie będę Ci opisywał całej historii.

 

Poza tym od kiedy to długość istnienia religii ma wpływać na rozwój cywilizacji i danego państwa? Słyszałaś kiedykolwiek o czymś takim, jak czynniki ekonomiczno-gospodarcze w skali marko, wpływ historii, polityki, surowców naturalnych, efekty wojen etc? Czy w Biblii o tym nie pisali?

 

Zresztą jeśli by iść takim tokiem rozumowania, to JUŻ NA SAMYM POCZĄTKU dyskusji pisałem, że jakoś dziwnym trafem kraje katolickie są pełne patologii, biedy itd - jak chociażby Brazylia. Wtedy jakoś potrafiłaś znaleźć inne czynniki, niż religa. A teraz nagle całkowity zwrot, aby tylko udowodnić swoje racje? Nagle to religia jest winna? Doprawdy zadziwiająca jest Twoja hipokryzja!

 

Podążając Twoim tokiem rozumowania najbogatszy i najbardziej rozwinięty gospodarczo kraj na świecie (z najbardziej liberalnym społeczeństwem, najbliżej przypominającym cywilizację dostatku i miłości), czyli Stany Zjednoczone - nie powinny istnieć.

 

 

Wiesz, nie dziwię się, że „Bóg Ci nie odpowiedział”. A dokładnie, to nie On Ci nie odpowiedział, ale po prostu Ty nie umiesz słuchać.

Stąd też problemy ze zrozumieniem Pisma.

A uważasz się za takiego otwartego...

ZOMG, co za teksty... Jak na sumie w niedziele na kazaniu... Super, że Ty wiesz, dlaczego Bóg mi nie odpowiedział i czy umiem słuchać, czy nie. Co jeszcze się dowiem? Może jeszcze znasz całe moje życie?

 

 

Ty w ogóle czytasz, to co ja napiszę, czy tylko tak co drugie zdanie?

W poprzednim poscie wręcz zarzuciłam Ci to, że wpierasz mi poglądy dotyczące ograniczeń w rozwoju czy poszukiwaniach. A Ty dalej w kółko to samo, następny post i kolejne bzdurne teorie „opisujące” niby mój punkt widzenia.

Ja czytam i odnoszę się do wszystkiego, co piszesz. Ty, jak widać, tylko do tego, co Ci pasuje.

Teraz ich nie wypieram - teraz jestem przekonany co do Twojego ograniczonego spojrzenia na religie.

 

 

Umiejętności obserwacji w połączeniu z wnioskami, które nie zgadzają się z Twoimi założeniami = zamknięty umysł.

No to chyba jesteś już oświecony, skoro stawiasz takie opinie.

Tak, a nimi z jakimi się nie zgadzają?

KONKRETY, K O N K R E T Y.

 

Jestem chyba oświecony, że mam cierpliwość odpisywać Ci... Chociaż po dzisiejszej wiadomości doszedłem do takich samych wniosków na Twój temat, co wcześniej Trida.

Niemniej mój wrodzony upór (księżyc w Baranie :)) nie pozwoli mi tak szybko skapitulować. No, może jak już zupełnie mi opadną ręce. ;)

 

 

A jeżeli chcesz poczytać co nieco, nt innych domniemanych potwierdzeń Biblijnych oraz potencjalnie skasowanych fragmentów: Jacek Salij OP: Pytania nieobojtne

Nie, nie chcę. Nie interesują mnie DOMNIEMANIA.

Mnie interesują fakty, a nie domniemania jakiegoś księdza na ten temat.

Domniemywać, to ja sobie sam potrafię - bez pomocy innej osoby, która posiada identyczne do Twoich poglądów, zresztą.

 

 

A jak w nią wierzysz, to zaistnieje?

I nie tyle zapieram się istnieniu reinkarnacji, ale uważam tą drogę za bezsensowne „tracenie czasu” na kręcenie w kółko. Ale o tym napisałam już w którymś z poprzednich postów.

 

Wierzyć? :D Nie, ja nie muszę w nią wierzyć.

 

1. Są książki znanych hipnoterapeutów, którzy poświęcili swoją karierę badawczą, na to, czy istnieje coś takiego, jak reinkarnacja. Choćby Michael Newton i jego książki "Wędrówka dusz" oraz "Przeznaczenie dusz". I wcale nie trzeba wyjeżdżać do USA w poszukiwaniu takich ludzi. Nasz rodzimy - chyba najsłynniejszy hipnoterapeuta - Kaczorowski - również zajmuje się hipnozą reinkarnacyjną/regresingami.

 

2. Są potwierdzone i zweryfikowane co do prawdziwości zeznań przypadki osób, które pamiętają swoje poprzednie inkarnacje, tudzież osób, które sobie owe poprzednie reinkarnacje przypomnieli.

 

3. Jest mnóstwo ludzi, którzy zajmują się różnymi technikami regresji zarówno hipnotycznej, jak i niehipnotycznej.

 

4. Ba, sam doświadczyłem i wróciłem do wspomnień z dwóch z moich poprzednich wcieleń, podczas sesji autohipnozy regresyjnej, gdzie widziałem co najmniej dwie ze swoich poprzednich inkarnacji + sen, wobec którego mam przekonanie, iż pokazywał on moją poprzednią, czy też jedną z poprzednich inkarnacji.

 

 

 

To chrześcijanie "wierzą". Ja wierzyć nie muszę. Wystarczy trochę się rozejrzeć, zainteresować tematem, pomyśleć. Jest XXI w., dostęp do internetu, a tym samym szerokiej wiedzy. Nie trzeba zatem swoich przekonań budować na wierze na temat słów, które są napisane w jednej księdze.

 

A to, o czym piszesz, czyli uważanie za stratę czasu świadczy o braku Twojego zrozumienia dla jej idei, tudzież ignorancji wobec tego tematu.

 

 

Przypuszczasz, że nie rozmawiałam? :)

Samotni? Oni są mniej samotni niż ludzie w przeciętnym małżeństwie.

Miłość, bliskość czy akceptacja nie musi od razu wiązać się z seksem,

Poza tym mają więcej czasu na realizację siebie.

Wyobraź sobie, że ja też rozmawiałem. :) I nawet w szkole pamiętam (i żeby nie było, księży zawsze uważałem za najlepszych nauczycieli, a religia była jednym z moich ulubionych przedmiotów), jeden przyznawał się, że niejednokrotnie czuje się samotny.

 

Poza tym nie, nie musi wiązać się z seksem i wcześniej też o tym pisałem, że chodzi o zwykłą bliskość nawet, jest ona ograniczona. No niestety, ksiądz/czy zakonnica nie ma możliwości nawet przytulić się do nikogo. Co do akceptacji - chodzi o pełną akceptację, którą może dać tylko ukochana osoba. Owszem, ksiądz/zakonnica może się przyjaźnić, być akceptowany jako przyjaciel itd, aczkolwiek aspekt zwykłej bliskości, możliwości przytulenia się i profitów które z tego płyną... sam się po prostu tego pozbawia.

 

 

Owszem, tak jak wcześniej napisałam, zdarzają się osoby, które pomyliły się w decyzji, co do wyboru drogi. Ale moim zdaniem problem leży po stronie dojrzałości danej osoby, a nie samej charakterystyki drogi.

Albo przejrzeniem na oczy...

 

 

A słyszałeś o czymś takim jak hiperbola?

Kłania się czytanie ze zrozumieniem.

A Ty znowu, zamiast odnieść się do merytoryki wypowiedzi, szukasz dziury w całym.

Co ma hiperbola do tego, co napisałem?

 

Poza tym odezwała się taka, która nie szuka dziury w całym i odnosi się tylko do merytoryki wypowiedzi... oh, come on, don't be silly!

 

 

Zdziwiona? Raczej mile zaskoczona powrotem na sympatyczny poziom konwersacji :)

Wolę Ciebie poszukującego, niż wojującego ;)

Cóż... Bywam i poszukujący i wojujący, kiedy trzeba i jeśli tego wymaga sytuacja. Jednak zauważ, że Twoja obecna wiadomość jest również dosyć nieprzyjemna i rozważałem nawet możliwość nie odpisywania na nią. Niemniej jak pisałem wyżej - wrodzony upór nie pozwala mi odpuścić i znów zarywam nockę na odpisywanie Ci. :>

 

 

Tu możemy się pospierać, dowiemy się za jakiś czas.

...o ile nie wpadniemy w kolejną inkarnację, bo wtedy stary film nam wykasują i znowu nici z uprzednio zdobytej wiedzy ;>

O Jezu! Że tak powiem... (tak, to celowe użycie środka stylistycznego).

Reinkarnacja nie służy do zdobywania wiedzy w sensie tej książkowej... Ale rozwijaniu świadomości cech boskości... Do rozszerzenia świadomości dusza najczęściej nie potrzebuje wiedzy na temat tego, jakie zdobyło jej ego w poprzednich inkarnacjach... Serio...? Muszę Ci takie rzeczy tłumaczyć? Niby interesowałaś się ezoteryką i w tym się działać, a tematu reinkarnacji nie znasz i nie wiesz nawet, na czym ma ona polegać...? No i staram Ci się miło odpisać, a mam ochotę pojechać, bo serio... tak z tą reinkarnacją walczysz, a nie czaisz nawet jak widać po co ona jest...

 

 

A z wedyjskiej „kawy na ławę” każdy korzysta...

Wyobraź sobie, że tak. Cała ezoteryka i większość działów, które znajdziesz na tym forum, wywodzą się z hinduizmu!

Astrologia, numerologia, czakry, plany astralne, mentalne, wymiary istnienia itd, cały te naukowe spojrzenie na ezoterykę jest dzięki Hinduizmowi... Sami hindusi mówią często o sobie, że ich hinduizm to połączenie religii i nauki....

 

Poza tym masz wyżej tekst o reinkarnacji z jednej z Wed. Jest konkret? Jest. Jest kawa na ławę? Jest.

 

 

I to w dodatku świadomego cierpienia, które sam kilkukrotnie zapowiadał...

Przez długi czas też nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego krzyż?

Może ze względu na siłę wymowy, a może dlatego, że był zapowiedziany jako szczególny znak zmiany.

Świadome skazywanie się na cierpienie... To tak jak spędzanie czasu na przekomarzania z katolikami. :>

 

A tak poważnie - tak, wymowny. Wszystko, co jedzie na niskich, ludzkich emocjach, może być także wymowne. I co z tego? Mi nie pasuje taka droga, jak świadome skazywanie się na cierpienie i nie uważam tego, za dobry symbol. Niektóre zresztą chrześcijańskie nurty również go odrzucają, więc jak widać nie tylko ja to zauważyłem.

 

 

Gdy tylko u z g o d n i m y szczegóły, a to może trochę potrwać ;D

Jak dla mnie wszystko jest uzgodnione. ;>

No ale myślę, że coś mi się należy, po tych niekończących się dysputach z Tobą. xD

 

 

I kto to mówi ;>

A nie, bo ja, a nie bo Ty... Eh. Każdy ma swoją rację. Tyle, że to Ty zaczęłaś z tekstami "ja mam rację, Ty nie masz".

 

 

No to tu się logiką i sensem wypowiedzi oraz zrozumieniem teksu popisałeś :>

Zamieściłeś tą odpowiedź pod moim tekstem, w który zacytowałeś, a w którym napisałam: „Nie z powodu dogmatów KK, ale w wyniku własnych doświadczeń, dociekań i rozważań.”

Tak, Ty się bardzo logiką, sensem i rozumieniem popisałaś natomiast w miejscu, gdzie moje jasne, logiczne i łopatologiczne wyjaśnienie z rozdawaniem różnym ludziom losowej ilości pieniędzy odebrałaś wręcz jako atak, czy przyrównywanie do jakiś cytatów Biblijnych...

 

 

DUH?

Slangu z angielskiego od Ciebie nie oczekuję, ale miałem nadzieję, że jednak z Google potrafisz korzystać...

Pierwsze od góry:

Urban Dictionary: Duh

 

 

Ale to nie jest logiczne, ponieważ on nie pamięta zabójstwa z poprzedniego wcielenia i nie będzie pamiętał swojej śmierci z obecnego.

A skoro nie pamięta, to żadna to dla niego nauka, czy rozwój.

(...)

Karma nie ma nic wspólnego ze świadomością popełnionego czynu, więc jednak nie to samo.

Wytłumaczyłem wyżej, na czym ma polegać inkarnacja. Jak widać zerowy brak zrozumienia nadal...

 

 

Nie uczę Cię. Poruszyłeś temat, więc chciałam Ci pokazać, jak ja to widzę. Chyba na tym polega rozmowa?

Wolisz monolog bez odpowiedzi?

Jak do tej pory w wielu miejscach mam wrażenie, że nasza rozmowa wygląda jak monolog. Ja Ci piszę konkretne argumenty, a Ty mi jakieś cytaty z Biblii zapodajesz, tudzież sypiesz teksty, jak z ambony.

 

 

Wyśmiewasz, to że zwracam uwagę na rzeczy pozornie przypadkowe. Trudno.

Ale jako ciekawostkę zacytuję fragment z czytań na dzisiejszej Mszy:

„Przyszedłszy do was, bracia, nie przybyłem, by błyszcząc słowem i mądrością głosić wam świadectwo Boże. Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego. I stanąłem przed wami w słabości i w bojaźni, i z wielkim drżeniem. A mowa moja i moje głoszenie nauki nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem ducha i mocy, aby się wiara wasza opierała nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej.” (1 Kor 2, 1-5)

 

Ewangelii nie zacytuje, bo to nieco dłuższy tekst, ale również bardzo trafnie odnosi się do licznych aspektów naszej rozmowy.

Widzisz różnicę, między wyśmiewaniem, a prostym zwróceniem uwagi, dotyczącego niedorzeczności zarzutów, jakie mi postawiłaś (o nawracaniu), wobec kontekstu naszej rozmowy i mojej postawy vs. twojej, gdzie dobrze wiemy przecież, że moje poglądy są otwarte, natomiast Twoje - skupione na jednej konkretnej religii, którą notabene próbujesz tutaj indoktrynować, tudzież "nawracać". A ja jedynie poddaje w wątpliwość Twój system wierzeń.

 

I co ma ten cytat wspólnego niby z tematem?

 

 

Nie chodziło o terminologię...

Nieważne..

To o co?

Edytowane przez arkenas
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Istnieją liczne różnice a także liczne podopbieństwa między magia a religią oraz wiarą w nie. Bywa też sytuacja, kiedy magia staje się religią. W religii katolickiej tez istnieje klątwa. Jest to po prostu ekskomunika-wyłączenie, wykluczenie, wyklęcie z kościelnej wspólnoty wyznaniowej. W średniowieczu ekskomunika była często orzekanym i pociągającym za sobą prześladowania narzędziem walki z przeciwnikami władz kościelnych ( klątwy biskupie czy papieskie ). Dlaczego, Twoim zdaniem każdy nie powinien bać się zostać wyznawcą katolicyzmu ( uwierzyć w katolickiego Boga-Trójcę ) ?

Czym innym jest uwierzyć w Boga, np. wg Jego przedstawienia w religii katolickiej, a czym innym jest to, do czego niektórzy ludzie religię wykorzystywali czy wykorzystują.

 

Co zaś się tyczy samej klątwy, to jako ekskomunika/wykluczenie jest formą kary dla osób, które swoim postępowaniem rażąco i wielokrotnie dały do zrozumienia, że zasad panujących w danej wspólnocie nie respektują i respektować nie będą, czyli niejako same złożyły "rezygnację" z członkostwa. Na forum za trollowanie dostaje się bana, a w Kościele ekskomunikę. I tak jak na forum nikt nie obdziela banami użytkowników, którzy przestrzegają ogólnie panujących tu zasad, tak w Kościele nikt nie ściga ekskomuniką przypadkowych osób. Dlatego sam fakt istnienia ekskomuniki nie powinien być moim zdaniem przyczyną niczyich obaw.

Bać się uwierzyć w Boga z powodu ekskomuniki, to tak jakby nie jeździć samochodem z obawy przed mandatem.

 

Klątwa, której podejrzenie stało się początkiem tego tematu i do której w swoim poscie się odniosłam, ma nieco inny charakter.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A po co się pierdzielić się z klątwami i ekskomunikami? Może ich także po prostu ukamieniować na śmierć? Jak wszystkich "niepokornych", to wszystkich - jak się bawić, to się bawić, nie sądzisz?

 

Niech i oni poznają te nieskończone miłosierdzie katolickiego boga, który namawia do linczów, samosądów i okrucieństwa...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest mnóstwo osób, zainteresowanych duchowością, wyjeżdżają do Indii na dłuższy czas i znajdują to, czego szukają. Jest tam mnóstwo osób oświeconych, joginów, którzy z chęcią podzielą się wiedzą osobom zainteresowanym i otwartym. Jednak gdy przyjeżdża ktoś odgórnie negatywnie nastawiony z zamkniętym umysłem i odgórnie oceniający wszystko co tam jest jako zło wcielone (bo ksiądz na sumie powiedział, że tam tylko diabły i szatany), to nic dziwnego, że widzi to, co chce widzieć i zwraca uwagę na to, co chce zwracać uwagę.

Jest mnóstwo oświeconych chrześcijan, księży, ludzi świeckich, wcale nie mniej oświeconych od Twoich hindusów. Sęk w tym, że bardzo wielu ludzi jest odgórnie negatywnie do nich nastawionych.

Widzisz różnicę, między wyśmiewaniem, a prostym zwróceniem uwagi, dotyczącego niedorzeczności zarzutów, jakie mi postawiłaś (o nawracaniu), wobec kontekstu naszej rozmowy i mojej postawy vs. twojej, gdzie dobrze wiemy przecież, że moje poglądy są otwarte, natomiast Twoje - skupione na jednej konkretnej religii, którą notabene próbujesz tutaj indoktrynować, tudzież "nawracać". A ja jedynie poddaje w wątpliwość Twój system wierzeń.

Uważaj, ludzie są subiektywni. Nigdy nie jest tak, że moje poglądy zawsze są otwarte, a innej osoby zamknięte. Twoja wypowiedź może świadczyć o tym, że wpadłeś w pułapkę inteligencji. Bo po Twoich wypowiedziach wnioskuję, że jesteś całkiem inteligentny :) Należy pamiętać, że to nie zawsze dobrze.

 

Z mojego punktu widzenia, osoby trzeciej, negujesz każde zdanie wypowiedziane przez Caliah. Wierzysz w to, że się nigdy nie mylisz i zawsze masz rację? Jeśli tak, masz "zamknięte" poglądy, a jeśli nie... to też masz "zamknięte" poglądy :)

 

Tylko, że - o dziwo - nikt Wed hinduskich nie modyfikował "pod własną modłę", jak kler w średniowieczu, aby wyłudzać od biednych, niewykształconych ludzi kasę za odpusty i tym samym manipulować ciemnym ludem, strasząc piekłem, sądem ostatecznym etc, jak to robili w chrześcijaństwie. Ta dam!

 

Nie dość powiedzieć, że nie znalazłem w Wedach hinduskich - z tego, co sam przeglądałem - nigdy tekstów nawołujących do linczów, kamieniowania, mordowania w okrutny sposób ludzi... Wręcz hindusi są bardzo przeciwni jakimkolwiek formom przemocy przeciwko nie tylko ludziom, jak i wszelkim żywym stworzeniom, jak np. zwierzętom. Moda na wegetarianizm zresztą, wśród osób ze środowisk ezo również wzięła się z hinduizm - taka ciekawostka.

Skąd wiesz, że nikt nie modyfikował? W ślepo strzelam, że wręcz przeciwnie. Zanim zostały spisane, poszczególne fragmenty pewnie już odbiegały od oryginałów. Później przepisywania, literówki, tłumaczenia. Nie wiem tylko, czy "na własną modłę", ale śmiem twierdzić, że przynajmniej raz tak też się zdarzyło.

 

Z tego co wiem, chrześcijanie też są przeciwni jakimkolwiek formom przemocy. Może zwierzętom mniej, ale również. Nawet jeśli ich Święte Pismo mówi inaczej.

I tak w ogóle, co Ty z takimi poglądami robisz w ogóle na forum ezoterycznym, gdzie pełno jest ludzi zajmujących się wróżbami? Skoro jesteś do nich taka przekonana, to skąd ta potrzeba nawracania użytkowników tego forum na "jedyną słuszną religię i drogę"? Hm?

Skoro Ty już masz wyrobiony pogląd na wszystko, to skąd ta potrzeba nawracania użytkowników na "jedyny słuszny pogląd"? Nie odpowiadaj, to pytanie retoryczne. Nie śledzę Waszej rozmowy od początku, ale każdy chyba ma jakiś powód, żeby być na tym forum, co za różnica jaki? Coś To wnosi do tematu? I czemu mówi to osoba, którą w dyskusji interesują jedynie fakty, po co takie osobiste wycieczki?

 

No może jeśli chodzi to, iż odrzucam dogmaty KK? Cóż, widocznie myślę samodzielnie, którego to procesu nie wszyscy doświadczają.

Takiś pewny? Myślisz samodzielnie? Hah, każdy myśli, że myśli samodzielnie, ciekaw jestem jaki procent z tych myślących, rzeczywiście myśli. Myślisz samodzielnie, a jednak tak samo na temat KK, co cała masa innych "innowierców", hejtujących ateistów. Czy można nazwać to myśleniem samodzielnym? Nie jestem pewny, ale wydaje mi się, że wpadłeś w skrajne przeciwieństwo "katoli-fanatyków", w "ateizm-fanatyzm". A przecież gdy napniesz strunę zbyt mocno, to pęknie, a gdy zbyt lekko, nie zagra.

 

sądząc jednocześnie, że Bóg jest sprawiedliwy i wszystkich traktuje równo.

Sprawiedliwie nie znaczy po równo.

 

1. Są książki znanych hipnoterapeutów, którzy poświęcili swoją karierę badawczą, na to, czy istnieje coś takiego, jak reinkarnacja. Choćby Michael Newton i jego książki "Wędrówka dusz" oraz "Przeznaczenie dusz". I wcale nie trzeba wyjeżdżać do USA w poszukiwaniu takich ludzi. Nasz rodzimy - chyba najsłynniejszy hipnoterapeuta - Kaczorowski - również zajmuje się hipnozą reinkarnacyjną/regresingami.

 

2. Są potwierdzone i zweryfikowane co do prawdziwości zeznań przypadki osób, które pamiętają swoje poprzednie inkarnacje, tudzież osób, które sobie owe poprzednie reinkarnacje przypomnieli.

 

3. Jest mnóstwo ludzi, którzy zajmują się różnymi technikami regresji zarówno hipnotycznej, jak i niehipnotycznej.

 

4. Ba, sam doświadczyłem i wróciłem do wspomnień z dwóch z moich poprzednich wcieleń, podczas sesji autohipnozy regresyjnej, gdzie widziałem co najmniej dwie ze swoich poprzednich inkarnacji + sen, wobec którego mam przekonanie, iż pokazywał on moją poprzednią, czy też jedną z poprzednich inkarnacji.

 

 

 

To chrześcijanie "wierzą". Ja wierzyć nie muszę. Wystarczy trochę się rozejrzeć, zainteresować tematem, pomyśleć. Jest XXI w., dostęp do internetu, a tym samym szerokiej wiedzy. Nie trzeba zatem swoich przekonań budować na wierze na temat słów, które są napisane w jednej księdze.

Ale swoje przekonania można budować na "wiedzy" zaczerpniętej z Internetu? Nie, Ty musisz wierzyć. Nie istnieje wiedza stuprocentowa, możesz jedynie wierzyć, że coś jest prawdą lub że nie jest. Nie ważne jak mocne masz dowody, jak mocne doświadczenia. To co kiedyś było wiedzą potwierdzoną, zdobytą empirycznie, z biegiem czasu stawało się fikcją, błędem. Było wyparte przez nową wiedzę potwierdzoną. Ludzie wtedy byli tak samo przekonani, że coś jest prawdą, jak Ty i ja teraz. Wyciągnijmy wnioski z przeszłości: wiedzieć czegoś na pewno, nigdy nie można.

 

Ciekawi mnie powrót do poprzednich wcieleń. Jeśli bodźce odbieramy za pomocą narządów ciała, opracowujemy przy pomocy mózgu, który jest ciałem i przechowujemy w postaci wspomnień w ciele - mózgu, jak to możliwe, że po śmierci ciała mamy dostęp do wspomnień z poprzedniego ciała? Reinkarnacja wydaje mi się bardziej prawdopodobna niż Bóg, ale powrót do wspomnień z poprzednich wcieleń? Na wiedzę, którą posiadam, stwierdzam, że to absurd.

 

Reinkarnacja nie służy do zdobywania wiedzy w sensie tej książkowej... Ale rozwijaniu świadomości cech boskości...

Od kiedy reinkarnacja do czegoś służy? A nie jest tak, że ona po prostu JEST?

 

Ogólnie to jesteś błyskotliwy, masz dobre argumenty. W wielu aspektach się zgadzam. W wielu miejscach mówisz absurdy. Oczywiście według mnie. Zmień trochę ton, więcej pokory, poczytaj o pułapce inteligencji. Dlaczego Ci to radzę? Ano dlatego, że jesteś, jak siebie sam nazywasz, poszukujący. Jesteś otwarty. Jeśli chcesz taki być, miej świadomość, że jesteś tylko człowiekiem. A ludzie mają swoje ego, które nie znosi się mylić. Jeśli podczas dyskusji z innymi ludźmi nie przezwyciężysz potrzeb swojego ego i nie spróbujesz najpierw poszukać prawdy w słowach innych, nigdy nie zmądrzejesz i nigdy nie będziesz otwarty. Będziesz taki sam jak każdy inny, bo niewielu jest takich, którzy potrafią wyjść ponad swojego ego. Jeśli w ogóle tacy istnieją.

Edytowane przez koteł
  • Lubię to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czym innym jest uwierzyć w Boga, np. wg Jego przedstawienia w religii katolickiej, a czym innym jest to, do czego niektórzy ludzie religię wykorzystywali czy wykorzystują.
Right! I agree.

 

Co zaś się tyczy samej klątwy, to jako ekskomunika/wykluczenie jest formą kary dla osób, które swoim postępowaniem rażąco i wielokrotnie dały do zrozumienia, że zasad panujących w danej wspólnocie nie respektują i respektować nie będą, czyli niejako same złożyły "rezygnację" z członkostwa.

Niekoniecznie. Może to być również forma zemsty i represji wobec chrześcijan ujawniających grzechy elit kościelnych.

 

Na forum za trollowanie dostaje się bana...
Nie zawsze. Na polskich forach dyskusyjnych bana dostaje się zazwyczaj za poglądy odmienne od poglądów moderacji (tzw.poglądy niepoprawne politycznie).

 

I tak jak na forum nikt nie obdziela banami użytkowników, którzy przestrzegają ogólnie panujących tu zasad
Oh, Wait! Wymień, plz. jakich zasad.

 

tak w Kościele nikt nie ściga ekskomuniką przypadkowych osób. Dlatego sam fakt istnienia ekskomuniki nie powinien być moim zdaniem przyczyną niczyich obaw. Bać się uwierzyć w Boga z powodu ekskomuniki, to tak jakby nie jeździć samochodem z obawy przed mandatem.
Kula w płot. Comparatio non est ratio
Klątwa, której podejrzenie stało się początkiem tego tematu i do której w swoim poscie się odniosłam, ma nieco inny charakter.

Tematem jest Chrześcijaństwo. Nie róbmy off-topu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest mnóstwo oświeconych chrześcijan, księży, ludzi świeckich, wcale nie mniej oświeconych od Twoich hindusów. Sęk w tym, że bardzo wielu ludzi jest odgórnie negatywnie do nich nastawionych.

Dlaczego "moich"? Teraz akurat było o hinduizmie, co nie znaczy, że z hindusami automatycznie się jakoś szczególnie identyfikuję.

Zresztą, kto tutaj przeczył, że księża, czy osoby świeckie nie mogą być oświeceni? Przecież pisałem o Eckhart'cie Tolle, czy też Mooji'm - więc o co kaman? Czy w ogóle czytałeś moje o nich wzmianki?

 

 

Uważaj, ludzie są subiektywni. Nigdy nie jest tak, że moje poglądy zawsze są otwarte, a innej osoby zamknięte. Twoja wypowiedź może świadczyć o tym, że wpadłeś w pułapkę inteligencji. Bo po Twoich wypowiedziach wnioskuję, że jesteś całkiem inteligentny :) Należy pamiętać, że to nie zawsze dobrze.

Każdy jest do pewnego stopnia subiektywny. Oczywiście pełna obiektywność nie jest do końca możliwa, jeśli weźmiemy pod uwagę to, iż każdy z ludzi odbiera rzeczywistość na podstawie własnych przemyśleń, doświadczeń, myśli etc.

 

Co składania Cię do przypuszczań na temat mojego wpadnięcia w pułapkę inteligencji?

 

Aczkolwiek dzięki za komplement. :)

Cóż, a to, że nie zawsze dobrze być inteligentnym - na pewno są sytuacje w życiu, kiedy to może przeszkadzać, nie przeczę. :)

 

 

Z mojego punktu widzenia, osoby trzeciej, negujesz każde zdanie wypowiedziane przez Caliah. Wierzysz w to, że się nigdy nie mylisz i zawsze masz rację? Jeśli tak, masz "zamknięte" poglądy, a jeśli nie... to też masz "zamknięte" poglądy :)

Na jakiej podstawie wysnuwasz wniosek, na temat tego, iż uważam się za kogoś nieomylnego?

 

Jeśli nie, to mam "zamknięte" poglądy, a jeśli tak, to też "zamknięte"? Jeśli czarne jest czarne, to jest czarne, a jeśli czarne jest białe, to też jest czarne? :P

 

 

 

Skąd wiesz, że nikt nie modyfikował? W ślepo strzelam, że wręcz przeciwnie. Zanim zostały spisane, poszczególne fragmenty pewnie już odbiegały od oryginałów. Później przepisywania, literówki, tłumaczenia. Nie wiem tylko, czy "na własną modłę", ale śmiem twierdzić, że przynajmniej raz tak też się zdarzyło.

(...)

Z tego co wiem, chrześcijanie też są przeciwni jakimkolwiek formom przemocy. Może zwierzętom mniej, ale również. Nawet jeśli ich Święte Pismo mówi inaczej.

Wobec tego - jeśli nie były faktycznie modyfikowane - przeczytaj uważnie na post caliah (tak wspominam, bo pisałeś, że podobno nie czytasz całości, tylko "po łepkach"...), gdzie przytacza ona cytat ze Starego Testamentu, w którym Bóg rzekomo nakazuje się zabijać kamieniami wszystkie osoby, które zajmują się wróżbami. A potem powiedz mi, jak to się ma do bycia przeciwnym jakimkolwiek formom przemocy?

Jeśli nawet faktyczne Biblia nie była nigdy modyfikowana, to tylko działa na niekorzyść wobec tej religii, skoro teksty o obrzucaniu i mordowaniu kamieniami wszystkich osób zajmujących się wróżbami są faktycznymi słowami katolickiego Boga.

 

 

Skoro Ty już masz wyrobiony pogląd na wszystko, to skąd ta potrzeba nawracania użytkowników na "jedyny słuszny pogląd"? Nie odpowiadaj, to pytanie retoryczne. Nie śledzę Waszej rozmowy od początku, ale każdy chyba ma jakiś powód, żeby być na tym forum, co za różnica jaki? Coś To wnosi do tematu? I czemu mówi to osoba, którą w dyskusji interesują jedynie fakty, po co takie osobiste wycieczki?

Znów wysnuwasz wniosek na mój temat i nie wiem na jakiej podstawie...? Dlaczego sądzisz, że mam wyrobiony pogląd na wszystko?

 

Nie śledzisz naszej rozmowy od początku, a wypowiadasz się na jej temat, oceniając może tylko po jednym, dwóch ostatnich postach...? Nie świadczy to dobrze o Twoich ocenach.

 

 

 

Takiś pewny? Myślisz samodzielnie? Hah, każdy myśli, że myśli samodzielnie, ciekaw jestem jaki procent z tych myślących, rzeczywiście myśli. Myślisz samodzielnie, a jednak tak samo na temat KK, co cała masa innych "innowierców", hejtujących ateistów. Czy można nazwać to myśleniem samodzielnym? Nie jestem pewny, ale wydaje mi się, że wpadłeś w skrajne przeciwieństwo "katoli-fanatyków", w "ateizm-fanatyzm". A przecież gdy napniesz strunę zbyt mocno, to pęknie, a gdy zbyt lekko, nie zagra.

Widać, że chyba nawet jednego mojego posta nie przeczytałeś, skoro uważasz mnie za ateistę (i jeszcze do tego podobno fanatyka). To o czym my tutaj w ogóle rozmawiamy?

 

Najpierw należy zapoznać się z dyskusją, przeczytać ją - od początku. A potem się wypowiadać.

No, może jak po prostu chcesz mnie sprowokować?

 

 

Sprawiedliwie nie znaczy po równo.

To wyjaśnij mi na czym polega sprawiedliwość w ujęciu chrześcijaństwa.

 

 

Ale swoje przekonania można budować na "wiedzy" zaczerpniętej z Internetu? Nie, Ty musisz wierzyć. Nie istnieje wiedza stuprocentowa, możesz jedynie wierzyć, że coś jest prawdą lub że nie jest. Nie ważne jak mocne masz dowody, jak mocne doświadczenia. To co kiedyś było wiedzą potwierdzoną, zdobytą empirycznie, z biegiem czasu stawało się fikcją, błędem. Było wyparte przez nową wiedzę potwierdzoną. Ludzie wtedy byli tak samo przekonani, że coś jest prawdą, jak Ty i ja teraz. Wyciągnijmy wnioski z przeszłości: wiedzieć czegoś na pewno, nigdy nie można.

A to wiedza z internetu, to jakaś inna wiedza, niż z innego medium? Kiedyś ludzie mieli dostęp jedynie do książek, potem pojawiła się telewizja, a wreszcie internet. To tylko dodatkowe medium i nośnik informacji, to raz (pomijając już fakt, iż wspomniałem także o książkach).

 

A dwa - można budować na czym się tylko żywnie podoba. Dla mnie bardziej przekonująca jest wiara w coś, jeśli ma to potwierdzenie w doświadczeniach empirycznych innych osób, tudzież mnie samego.

 

 

Ciekawi mnie powrót do poprzednich wcieleń. Jeśli bodźce odbieramy za pomocą narządów ciała, opracowujemy przy pomocy mózgu, który jest ciałem i przechowujemy w postaci wspomnień w ciele - mózgu, jak to możliwe, że po śmierci ciała mamy dostęp do wspomnień z poprzedniego ciała? Reinkarnacja wydaje mi się bardziej prawdopodobna niż Bóg, ale powrót do wspomnień z poprzednich wcieleń? Na wiedzę, którą posiadam, stwierdzam, że to absurd.

W takim razie odsyłam do przytoczonych przeze mnie książek, oraz linków, które pojawiły się w temacie, jeśli faktycznie ciekawi Cię ten temat. Jeśli natomiast uważasz to za absurd - w takim razie napisz zatem, jakie są Twoje przekonania religijne/dotyczące wiary - abym mógł się do nich jakoś odnieść (pisałeś, że podobno nie jesteś wyznawcą chrześcijaństwa, chociaż go bronisz - nie wiem po co, ale cóż).

 

 

Od kiedy reinkarnacja do czegoś służy? A nie jest tak, że ona po prostu JEST?

Tak, do niczego nie służy... pewnie Absolut/Bóg wymyślił ją dla zabawy...

 

 

Ogólnie to jesteś błyskotliwy, masz dobre argumenty. W wielu aspektach się zgadzam. W wielu miejscach mówisz absurdy. Oczywiście według mnie.

Cóż, dzięki ponownie za komplementy. :D

 

 

Zmień trochę ton, więcej pokory, poczytaj o pułapce inteligencji. Dlaczego Ci to radzę? Ano dlatego, że jesteś, jak siebie sam nazywasz, poszukujący. Jesteś otwarty. Jeśli chcesz taki być, miej świadomość, że jesteś tylko człowiekiem. A ludzie mają swoje ego, które nie znosi się mylić. Jeśli podczas dyskusji z innymi ludźmi nie przezwyciężysz potrzeb swojego ego i nie spróbujesz najpierw poszukać prawdy w słowach innych, nigdy nie zmądrzejesz i nigdy nie będziesz otwarty. Będziesz taki sam jak każdy inny, bo niewielu jest takich, którzy potrafią wyjść ponad swojego ego. Jeśli w ogóle tacy istnieją.

Kolego, jakbyś czytał od początku tę rozmowę - ale jak sam piszesz, nie czytałeś... - to wiedziałbyś, że z początku mój ton był bardzo życzliwy, serdeczny i ciepły. Absurdalnym jest, że oceniasz mój ton na podstawie ostatniego posta - może dwóch?

 

Powtarzam jeszcze raz - przeczytaj dokładnie całość, a dowiesz się, dlaczego mój ton stał się nieco ostrzejszy (faktycznie nie był on zbyt miły, ale caliah też mi swojego niemiłego tonu nie szczędziła).

Edytowane przez arkenas
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień dobry,

Przepraszam za ton poprzedniego postu, ale jakieś przeziębienie mnie dopadło i trudno było mi się pozbierać, stąd taka reakcja na Twoje „wycieczki”.

Ponieważ w międzyczasie przeedytowałeś swój "nocny" post, przy tekstach dodanych już po napisaniu przeze mnie odpowiedz wstawiłam: (edit).

 

Dd kiedy to wszystkie osoby, które pomagają ludziom zajmują się przywoływaniem duchów?

Zapytałeś, gdzie o zakazie magii itp. jest napisane w Biblii.

Podałam przykłady i nie wydaje mi się, abym napisała gdziekolwiek, że „wszystkie osoby, które pomagają ludziom zajmują się wywoływaniem duchów”. Nie wiem zatem, skąd wziąłeś podstawę do tego zapytania.

 

I od kiedy to chęć zaznajomienia się ze swoją przyszłością jest "uprawianiem nierządu"?

Polecam skorzystać ze słownika i odkrycia znaczenia "uprawiać nierząd".

Skoro korzystamy z cytatów z Biblii, to raczej należałoby sprawdzić, co to pojęcie oznacza w odniesieniu do relacji z Bogiem. SJP nie opisuje zagadnień duchowych.

Chodzi o to, że wszelkie zapytania powinny być kierowane bezpośrednio do Boga, jako Tego, który ma prawdziwą znajomości wszystkiego. Szukanie źródła wiedzy u ludzi jest błądzeniem i może się przyczyniać do wprowadzania w błąd/na błędną ścieżkę poznania innych ludzi.

 

No, no.. No to rzeczywiście - brzmi to jak słowa oświeconej istoty, jak nic! Normalnie nic, tylko przekonujesz mnie coraz bardziej do tej książki, jaką jest Biblia. Już lecę czcić "Boga", który nawołuje do przemocy...

To nie są mowy mądrościowe, ale zbiór nakazów i zakazów, które miały być zrozumiałe dla ówczesnych, prostych ludzi, którzy nie zagłębiali się w filozofię duchowości.

Małemu dziecku tłumaczy się wielokrotnie, a jeśli nadal nie słucha i dalej rozrabia, daje się klapsa lub czegoś tam zabrania.

A jeśli nie słucha dorosły człowiek, to jakie argumenty do niego przemówią?

 

Czy w religiach zakładających reinkarnację jest odpowiedzialność za los drugiego człowieka? Czy można go po prostu pozostawić samemu sobie, bo kiedyś tą karmę zapewne odpracuje?

W religiach zakładających jedno wcielenie taka odpowiedzialność występuje. Stąd nakazy i zakazy rozgraniczające to, co może szkodzić od tego, co jest w swojej naturze bezpieczne.

 

Ale skoro w to wierzysz, to znaczy, że Ty też powinnaś zostać ukamienowana (wedle książki, w której wszystkie słowa uważasz za czystą prawdę), bo przecież pisałaś wcześniej, iż też zajmowałaś się kiedyś wróżbami itp.

Napisałam: „To okres przed moim nawróceniem, czas, w którym poruszałam się między snami, magią a filozofiami różnych religii.”

Choćbyś nie wiem jak główkował, to z tego fragmentu nie ułożysz historii, której Ci nie opowiedziałam.

Jeżeli zatem wyciąganie przez Ciebie jedynie słusznych wniosków w sprawach duchowych, wygląda tak samo, jak konfabulacje na temat tego, o czym nie napisałam, to zaczynam szczerze Ci współczuć.

Wiedza, to nie to samo co mądrość.

(„edit” )

 

Jest taka zasada, że jeśli wymyślasz neologizmy i ktoś zwraca Ci uwagę na to (czyli w domyśle oczekuje wyjaśnienia ich znaczenia), to dobrze byłoby wytłumaczyć.

To nie jest neologizm wymyślony przeze mnie, ale jedno z określeń używanych w Kościele.

Oznacza osiągnięcie poznania czegoś poprzez poznanie duchowe/duchowe doświadczenie.

 

Z pewnością wiem więcej niż Ty nt. Kościoła - a już na pewno jestem bardziej świadomy wobec machin, jakimi ta instytucja operuje.

Już parę razy popisałeś się tą wiedzą...

Bez pokory daleko we wzrastaniu duchowym nie zajedziesz. (edit)

 

Czym jest dla Ciebie "wewnętrzna świadomość tego, czym jest Msza"?

Trudnym wyzwaniem, a za razem wezwaniem do pracy nad sobą.

 

Poza tym ton Twojego posta, na który obecnie odpowiadam jest jeszcze bardziej "przemiły".

Przepraszam, ale na skutek wyżej wspomnianego przeziębienia wyczerpała mi się cierpliwość do Twoich dygresji dotyczących mojej osoby.

 

Zarzut dotyczący mojego niezrozumienia cudowności "Jedynej Słusznej Religii" wzięłaś z dupy, gdyż nie można udowodnić drugiej osoby jej braku zrozumienia, nie mając wystarczających faktów potwierdzających ów zrozumienia brak.

I po co ten sarkazm? Jeszcze Ci się nie znudził?

Czy ja gdziekolwiek napisałam, że jest to jedyna słuszna religia?

Ciągle próbujesz wprasować mnie w jakiś schemat. Trudno, ja dla odmiany chyba się do tego po prostu przyzwyczaję i przestanę odpowiadać na takie dygresje.

 

Poza tym nie chciałam Ci niczego udowadniać. To o czym napisałam, napisałam na podstawie Twoich wypowiedzi w tym temacie i był to rodzaj stwierdzenia faktu. A fakty, czy będą wystarczające?

Te dotyczące niewiedzy o zakazie czarów zapewne nie wystarczą, nierozumienie znaczenia określeń używanych w Piśmie (vide „nierząd z wróżbitami”), również pewnie nie, zatem wymienianie innych również nie ma sensu.

Ale ok., skora ta wiedza z zakresu chrześcijaństwa jest dla Ciebie wystarczająca.

Nie zamierzam wchodzić głębiej w temat.

 

Nie, nie, no oczywiście jedna droga prowadzi do Boga - "Jedyna Słuszna Religia", jaką jest chrześcijaństwo - a najlepiej katolicyzm (bo pewnie inne odłamy, to też szatan, czy nie?). Eh i odezwała się ta, co wielką Amerykę odkryła... Pójdę na do kościoła i każda stara babka moherowa mi to samo, co Ty powie... Posłucham księdza w kościele i mi to sama, co Ty powie... Większość trolli-katoli-maniaków w necie mi to samo co Ty powie... No takaś oryginalna, że normalnie - szczególnie w tym kraju - nikt nie ma takich poglądów, jak Twoje....

Wiesz, znowu nie zrozumiałeś nic, z tego co napisałam.

Mam wrażenie, że cokolwiek napiszę, Ty masz już jedną jedyna „właściwą” odpowiedź.

 

Nie przeczytałem całej Biblii i nigdy nie twierdziłem, że przeczytałem w całości (i nie zamierzam).

Więc nie pisz, że znasz tą religię doskonale.

 

I tak w ogóle, co Ty z takimi poglądami robisz w ogóle na forum ezoterycznym, gdzie pełno jest ludzi zajmujących się wróżbami? Skoro jesteś do nich taka przekonana, to skąd ta potrzeba nawracania użytkowników tego forum na "jedyną słuszną religię i drogę"? Hm?

Na to pytanie odpowiedziałam na początku naszej rozmowy.

 

Tylko po co to cytujesz? To Ty wierzysz we wszystko, co jest napisane w Biblii, a nie ja.

Napisałeś, że: „mimo, iż w Biblii nigdzie nie jest napisane, iż manifestacja jedne duszy w świecie ograniczać się ma tylko do jednego życia”.

I dlatego w odpowiedzi wstawiłam cytat. Prosto i na temat.

 

Tylko, że - o dziwo - nikt Wed hinduskich nie modyfikował "pod własną modłę", jak kler w średniowieczu, aby wyłudzać od biednych, niewykształconych ludzi kasę za odpusty i tym samym manipulować ciemnym ludem, strasząc piekłem, sądem ostatecznym etc, jak to robili w chrześcijaństwie. Ta dam!

W chrześcijaństwie robili, a tam nadal są kasty i nic się nie zmieniło. Ta dam.

Co zaś się tyczy domniemanych zmian w Biblii, to może zamiast ze mną porozmawiaj o tym z Seid’em, on ma naprawdę ogromną wiedzę na ten temat (serio).

Może będzie dla Ciebie bardziej wiarygodny.

 

Tak, tak zasugerowałaś. To, że w hinduizmie jest opisanych więcej istot, …

Bynajmniej.

Napisałam, że: „Zbyt dużo tam demonów.”

Nawet nie wspomniałam o jakichkolwiek opisach.

Ja coś napiszę, Ty sobie coś do tego dodasz i później tworzysz teorie i opinie.

 

Tak, uwodownione. Most został sfotografowany przez NASA (obecnie znajduje się pod wodą), a następnie jego wiek został oceniony przez naukowców na posiadający 1 750 000 lat.

Owszem fotografia jest i oficjalnie przez NASA interpretowana jest jako zbiór wysepek i raf.

Podobno wg popularnie krążącej opinii NASA stwierdziła, że most mógł być zbudowany przez człowieka.

Natomiast wśród naukowców są różnego rodzaju spory na ten temat, w zależności od ich opcji poglądowych.

I jak do tej pory prawdopodobnie nie ma żadnego powierdzonego opracowania naukowego.

Wiek zaś został określony na podstawie teorii zmiany poziomu wód oceanicznych.

Ot i wszystko.

 

Ale rozumiem, że z Google nie potrafisz korzystać i sama tego sprawdzić? Czyli tej umiejętności Twoje wielkie zrozumienie religijne (do którego ja nie mam rzekomo dostępu) już rozumiem nie obejmuje? :)

I na tym zakończę konwersację z Tobą.

Znudziły mi się już Twoje złośliwości.

 

 

P.S.

Co do zarzucanego mi kłamstwa, też się mylisz.

Informacje o „moście Adama” przeglądałam w trakcie oglądania wykładu, do którego link wrzuciłeś.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niekoniecznie. Może to być również forma zemsty i represji wobec chrześcijan ujawniających grzechy elit kościelnych.

Każde narzędzie administracyjne może być użyte "niezgodnie z przeznaczeniem". Tu żadnej 100% gwarancji nie ma. Występuje czynnik ludzki, a ten niestety dopiero się na tym świecie doskonali.

Oczywiście można też takie zjawisko nadużycia wyolbrzymić i stosować jako straszak, jeśli ktoś ma w tym określony cel.

 

Nie zawsze. Na polskich forach dyskusyjnych bana dostaje się zazwyczaj za poglądy odmienne od poglądów moderacji (tzw.poglądy niepoprawne politycznie).

Oh, Wait! Wymień, plz. jakich zasad.

No cóż, dawno mnie na tym forum nie było.

Ale kilka lat temu, gdy byłam tu modem, to sprawa banów była rozstrzygana na moderatorskim komisyjnie i trzeba było sobie na takie wyróżnienie zapracować.

Oczywiście ci bardziej pracowici userzy nie mieli z tym większego kłopotu ;]

 

Kula w płot. Comparatio non est ratio

Ładna sentencja :)

Czyli mam Ci udowodnić, że wiara w Boga, wg filozofii katolickiej jest bezpieczna?

 

Tematem jest Chrześcijaństwo. Nie róbmy off-topu.

Ok. Nie wiedziałam, jakie kierunek chcesz nadać tej rozmowie :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bry, bry...

Tym razem chociaż się miło zaczęło... ^^

 

Zapytałeś, gdzie o zakazie magii itp. jest napisane w Biblii.

Podałam przykłady i nie wydaje mi się, abym napisała gdziekolwiek, że „wszystkie osoby, które pomagają ludziom zajmują się wywoływaniem duchów”. Nie wiem zatem, skąd wziąłeś podstawę do tego zapytania.

Zakaz magii i wywoływanie duchów nie są ze sobą tożsame (nie w każdy rytuał opiera się na odwoływaniu do bytów, a nie zawsze odwoływanie się do bytów znaczy, iż ktoś uprawia magię - w bardziej ścisłym znaczeniu tego słowa), a ok.

 

 

To nie są mowy mądrościowe, ale zbiór nakazów i zakazów, które miały być zrozumiałe dla ówczesnych, prostych ludzi, którzy nie zagłębiali się w filozofię duchowości.

Małemu dziecku tłumaczy się wielokrotnie, a jeśli nadal nie słucha i dalej rozrabia, daje się klapsa lub czegoś tam zabrania.

To nie ważne jak to nazwiesz. Dla mnie jeśli jest tekst o nawoływaniu do okrucieństwa - a zamordowanie człowieka za pomocą kamieni do niego się zalicza - w tej chwili nie może być mowy o żadnej religii, czy - w moim odczuciu - o słowach istoty choć bardziej oświeconej, niż troglodyta. Przemoc jest zasadna jedynie w formie obrony.

Jeśli natomiast wskazujesz mi na tekst, aby każą osobę, która zajmuje się wróżeniem - zamordować za pomocą kamieni, to jak dla mnie jest to dalekie nie tylko od duchowości, ale także i podstawowej moralności... Dla mnie jest to naganne moralnie, że takie coś znajduje się w Biblii. Ten, kto to napisał - a nie wierzę, że był pod wpływem Boga, czy innej istoty z przestrzeni duchowej, nazwijmy to - był albo kimś zdeprawowanym moralnie, albo pod wpływem raczej istot z tej drugiej strony.

 

 

Czy w religiach zakładających reinkarnację jest odpowiedzialność za los drugiego człowieka? Czy można go po prostu pozostawić samemu sobie, bo kiedyś tą karmę zapewne odpracuje?

W religiach zakładających jedno wcielenie taka odpowiedzialność występuje. Stąd nakazy i zakazy rozgraniczające to, co może szkodzić od tego, co jest w swojej naturze bezpieczne.

Człowiek ma wolną wolę, a kończy się ona wtedy, kiedy zaczyna się krzywda drugiej osoby, istoty. "Żyj i pozwól żyć innym", ale nie wolni Ci krzywdzić innych ludzi.

 

Odpowiedzialność zatem w jakim sensie? Nie wolno krzywdzić innych ludzi i jeśli komuś wyrządzisz krzywdę, to jest to Twoja odpowiedzialność. Osobiście nie potrzebuję żadnej religii, aby to rozumieć...

 

Natomiast co do karmy - działa ona na zasadzie akcji i reakcji. Jeśli jedna osoba pomoże drugiej (bo rozumiem, że o taką sytuację chodzi) w potrzebie, to te dobro, które wysłała wróci do niej... Jeśli natomiast nastąpi sytuacja, gdy jedna osoba "wyprze się" pomocy - mimo, że z jakiegoś względu byłaby ona wymagana (np. dana osoba była w relacji, do tej, która podlega krzywdzie) - wtedy i ten brak pomocy, również wróci do tej osoby, jako efekt karmy.

 

Jeszcze co do cytatu "w religiach zakładających jedno wcielenie" - chyba bardziej w religii, tudzież w 1,75 religii. Jedyną religią - z tych głównych, światowych religii - która odrzuca reinkarnację (a przynajmniej w jej trzech głównych odłamach) jest chrześcijaństwo. Islam natomiast odrzuca ją w większości odłamów, aczkolwiek istnieją jego odłamy uznające reinkarnację. To tak dla informacji.

 

 

Napisałam: „To okres przed moim nawróceniem, czas, w którym poruszałam się między snami, magią a filozofiami różnych religii.”

Choćbyś nie wiem jak główkował, to z tego fragmentu nie ułożysz historii, której Ci nie opowiedziałam.

Jeżeli zatem wyciąganie przez Ciebie jedynie słusznych wniosków w sprawach duchowych, wygląda tak samo, jak konfabulacje na temat tego, o czym nie napisałam, to zaczynam szczerze Ci współczuć.

A dlaczego sądzisz, że zamierzam układać historie na podstawie tego fragmentu?

 

 

Wiedza, to nie to samo co mądrość.

(„edit” )

Tak, zgadzam się. Jestem tego samego zdania.

 

 

To nie jest neologizm wymyślony przeze mnie, ale jedno z określeń używanych w Kościele.

Oznacza osiągnięcie poznania czegoś poprzez poznanie duchowe/duchowe doświadczenie.

OK.

Czyli to, co w terminologii KK nazywane jest świadomością wewnętrzną, ja nazywam po prostu świadomością.

 

 

Już parę razy popisałeś się tą wiedzą...

Bez pokory daleko we wzrastaniu duchowym nie zajedziesz. (edit)

Widzę, że bez osobistych wycieczek, nie potrafisz dyskutować, co??

Ja widzę, że Tobie brakuje pokory - choćby takie teksty jak ten o tym doskonale świadczą - a ja wykazuję naprawdę sporo cierpliwości, jeśli staram się w miarę stonowanie odpowiadać, ew. czasem się dostosowuję.

 

Jestem uprzejmy i potrafię rozmawiać na poziomie, ale tylko wobec osób, które również wykazują takie cechy i chęć. Poza tym podobno wiedza to nie to samo co mądrość. Jednak takimi tekstami sugerujesz, iż jakoby mój zasób wiedzy o KK, miałby automatycznie sugerować, że Ty lepiej rozumiesz tę religię?

 

Nie życzę sobie takich uwag, jeśli chcesz ze mną dalej dyskutować. Albo rozmawiamy kulturalnie, albo zamierzasz pokazywać, jaka jesteś mądra na, każdym kroku. To jak będzie?

 

 

I po co ten sarkazm? Jeszcze Ci się nie znudził?

Czy ja gdziekolwiek napisałam, że jest to jedyna słuszna religia?

Ciągle próbujesz wprasować mnie w jakiś schemat. Trudno, ja dla odmiany chyba się do tego po prostu przyzwyczaję i przestanę odpowiadać na takie dygresje.

Lepszy sarkazm, niż Twoje oceny mnie i mojego życia.

 

 

Ale ok., skora ta wiedza z zakresu chrześcijaństwa jest dla Ciebie wystarczająca.

Nie zamierzam wchodzić głębiej w temat.

Wystarczająca. Ewentualnie... możesz mi zacytować jeszcze jakieś części, gdzie są nawoływania do przemocy. Tylko mnie przekonasz do mojej opinii. I nie, nie jest to sarkazm - z chęcią przeczytam, gdzie tam jeszcze są akcje podobne do tej z zabijaniu kamieniami... bo stwierdzam, że zainteresowało mnie to niezmiernie...

 

 

 

Więc nie pisz, że znasz tą religię doskonale.

OK, masz rację, nie znam tej religii doskonale. Masz rację. Znam ją na tyle, aby wiedzieć, że nie mam zamiaru jej lepiej już poznawać. Znaczy... od strony czytania Biblii. Bo dla mnie religia jest czymś więcej, niż słowami na książce (do której prawdziwości i rzetelności mam spore wątpliwości).

 

 

W chrześcijaństwie robili, a tam nadal są kasty i nic się nie zmieniło. Ta dam.

A u nas, mimo tylu lat istnienia chrześcijaństwa rządzi nami Tusk. Ta dam! ;)

 

Pisałem o tym, a Ty dalej próbujesz mieszać politykę i system społeczny z religiami, ehh... to raz.

Aczkolwiek ok, fine... Jeśli już o tej polityce tak chcesz rozmawiać, to, ok:

 

1. System kast w Indiach został oficjalnie zniesiony w 1947 roku.

2. Przywileje kastowe zostały zniesione z konstytucji Indii w roku 1950.

3. Faktyczne rozumienie kast jest inne, niż przypuszczać.

4. Nie chodzi o kasy lepsze i gorsze. Nie jest to system ludzi lepszych i gorszych. Chodzi bardziej o czystość i nieczystość.

5. Mocne przywiązanie do tego systemu wyznają głównie ortodoksyjni hindusi - nie jest to system stricte przestrzegany przez wszystkich, jednak praktyki, typu - zakaz dotykania ludzi z niższych kast etc - jest praktykowany głównie przez ludzi fanatycznych religijnie.

 

I wreszcie last but not least: systemy polityczne, społeczne, kulturowe nie są tworzone koniecznie przez ludzi oświeconych, uduchowionych, blisko Boga (jakkolwiek byłby to Bóg chrześcijański, islamski, hinduski, whatever). Zazwyczaj ludzie "siedzący" w polityce są bardziej zainteresowani rozwojem własnych korzyści materialnych, poprawy swojego życia, czy też ekspansji swoich wpływów, na ludzi - niekoniecznie muszą być zainteresowani rozwojem duchowym (a często wręcz nie są).

 

Dlatego też tak, jak niekoniecznie polityce w Polsce są wyznacznikami prawowitych chrześcijan - katolików (mimo, iż w teorii wszyscy oni są wyznawcami katolicyzmu, chodzą do kościoła, na msze, uczestniczą w uroczystych, religijnych, radowych uroczystościach), tak też relatywnie przywódcy polityczni w Indiach, którzy odpowiadają za wprowadzanie w życie oraz prowadzenie tego typu systemów - mimo, iż oficjalnie mają wyznanie hinduskie, uczestniczyć mogą w ich rytuałach, ceremoniach etc - niekoniecznie muszą swoim życiem prezentować świadomość oraz nauki, jakie są przez tą religię przekazywane.

 

Poza tym, w systemie kapitalistycznym, w naszej, zachodniej cywilizacji również są kasty. Nazywają się one KASY. Polegają na tym, że ten, kto ma więcej kasy, jest lepszy, bardziej szanowany, może liczyć na większe przywileje w życiu, ludzie się z nim/nią liczą, jest bardziej atrakcyjny i ogólnie w oczach przeciętnego europejczyka/amerykana/osoby żyjącej w zachodniej cywilizacji jest "kimś" etc. :)

 

 

Co zaś się tyczy domniemanych zmian w Biblii, to może zamiast ze mną porozmawiaj o tym z Seid’em, on ma naprawdę ogromną wiedzę na ten temat (serio).

Może będzie dla Ciebie bardziej wiarygodny.

Ale to nie ważne, czy były zmiany czy nie, tak na prawdę. Bo nawet jeśli nie było, to jak napisałem w odpowiedzi do Hysterus'a - z tekstami o zabijaniu kamieni ludzi, to tylko działałoby na niekorzyść tej religii (i szczerze, to nie spodziewałem się, że takie teksty są w Biblii - moim zdaniem, nawet jeśli ktoś zmodyfikował, to musiał być nieźle zdeprawowany moralnie, aby coś takiego pisać... już nie wspominając, gdyby faktycznie było to pod wpływem rzekomej wyższej istoty)...

 

 

Owszem fotografia jest i oficjalnie przez NASA interpretowana jest jako zbiór wysepek i raf.

Podobno wg popularnie krążącej opinii NASA stwierdziła, że most mógł być zbudowany przez człowieka.

Natomiast wśród naukowców są różnego rodzaju spory na ten temat, w zależności od ich opcji poglądowych.

I jak do tej pory prawdopodobnie nie ma żadnego powierdzonego opracowania naukowego.

Wiek zaś został określony na podstawie teorii zmiany poziomu wód oceanicznych.

Ot i wszystko.

To i właśnie.

A spory zawsze są - niemniej w tym przypadku dotyczą one kwestii poglądowych, jak sama napisałaś, a nie faktów.

Jedynie oczekuję, abyś się zastanowiła nad tym. Nic więcej.

 

 

I na tym zakończę konwersację z Tobą.

Jak wolisz.

Edytowane przez arkenas
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Każde narzędzie administracyjne może być użyte "niezgodnie z przeznaczeniem". Tu żadnej 100% gwarancji nie ma. Występuje czynnik ludzki, a ten niestety dopiero się na tym świecie doskonali.
I dlatego przydaje się wtedy nieco trzeźwego rozsądku, ostrożności i dystansu, zamiast dziecinnej ufności która wynika z niewiedzy.
Oczywiście można też takie zjawisko nadużycia wyolbrzymić i stosować jako straszak, jeśli ktoś ma w tym określony cel.
Nie uważasz, ze historia tego "zjawiska" jest zbyt mroczna, aby można było ją całkowicie pominąć i zignorować? A co z wyciąganiem samodzielnych wniosków?

 

 

No cóż, dawno mnie na tym forum nie było.

Ale kilka lat temu, gdy byłam tu modem, to sprawa banów była rozstrzygana na moderatorskim komisyjnie i trzeba było sobie na takie wyróżnienie zapracować.

Oczywiście ci bardziej pracowici userzy nie mieli z tym większego kłopotu ;]

Wybacz, ale wszechobecna cenzura i propaganda w szkolnictwie i polskim necie nie pozostawia najmniejszych wątpliwości co do intencji moderujących.Takie połajanki w belferskim tonie dobre są co najwyżej dla uczniów gimnazjum. I to tych mniej inteligentnych.

 

BTW. Skąd bierze się w Tobie ta robrajająca ufność? Czy to nie jest bardzo naiwne taka ślepa wiara, że mający władzę mają zawsze rację?

 

 

Ładna sentencja :)

Czyli mam Ci udowodnić, że wiara w Boga, wg filozofii katolickiej jest bezpieczna?

Rozwiń tą myśl, plz.

 

 

Ok. Nie wiedziałam, jakie kierunek chcesz nadać tej rozmowie :)
Powiązania nazwy wątku z tematem. Czyli czym jest klątwa w chrześcijaństwie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wybacz, ale wszechobecna cenzura i propaganda w szkolnictwie i polskim necie nie pozostawia najmniejszych wątpliwości co do intencji moderujących.Takie połajanki w belferskim tonie dobre są co najwyżej dla uczniów gimnazjum. I to tych mniej inteligentnych.

 

Intencja moderujących jest taka, żeby pilnować przestrzegania przez userów regulaminu :>

Gdyby rzeczywiście na forum panowała "wszechobecna cenzura i propaganda" Twój post już dawno zostałby skasowany, a jak widać ciągle wisi.

 

Jeszcze co do cytatu "w religiach zakładających jedno wcielenie" - chyba bardziej w religii, tudzież w 1,75 religii. Jedyną religią - z tych głównych, światowych religii - która odrzuca reinkarnację (a przynajmniej w jej trzech głównych odłamach) jest chrześcijaństwo. Islam natomiast odrzuca ją w większości odłamów, aczkolwiek istnieją jego odłamy uznające reinkarnację. To tak dla informacji.

 

Większość odłamów judaizmu (poza niektórymi dynastiami chasydzkimi) także odrzuca reinkarnację.

 

Odnośnie regresji hipnotycznej - cóż, nie podzielam zachwytów środowiska ezo nad metodą, ezoterycy zdają się nie znać/nie rozumieć/odrzucać minusy metody i to, że wypowiadane przez osobę poddaną hipnozie treści wcale nie muszą oznaczać jej poprzednich wcieleń. Mieliśmy tu zresztą pewnego hipnotyzera, który, jak się okazało w czasie nagranych przez niego sesji, stosował sugestie hipnotyczne na swoich klientach.

 

Autohipnoza przy pomocy nagrania (modny jest zdaje się "kominek") to już w ogóle hit :>

 

Swoją drogą - arkenas nie rozumiem dlaczego strzelasz focha, skoro rzeczywiście wiedzą w paru miejscach raczej się nie popisałeś.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Większość odłamów judaizmu (poza niektórymi dynastiami chasydzkimi) także odrzuca reinkarnację.

Masz rację, faktycznie, zapomniałem o judaizmie.

 

 

Swoją drogą - arkenas nie rozumiem dlaczego strzelasz focha, skoro rzeczywiście wiedzą w paru miejscach raczej się nie popisałeś.

Gdzie odebrałeś mnie, że niby strzelam focha? Nie, nic z tych rzeczy. :]

Cóż, nie jestem nieomylny przecież - błądzę czasem jak każdy. :)

 

Aczkolwiek, jeśli już rozmowa o religii, to chyba nie tylko o wiedzę chodzi...

 

 

Odnośnie regresji hipnotycznej - cóż, nie podzielam zachwytów środowiska ezo nad metodą, ezoterycy zdają się nie znać/nie rozumieć/odrzucać minusy metody i to, że wypowiadane przez osobę poddaną hipnozie treści wcale nie muszą oznaczać jej poprzednich wcieleń. Mieliśmy tu zresztą pewnego hipnotyzera, który, jak się okazało w czasie nagranych przez niego sesji, stosował sugestie hipnotyczne na swoich klientach.

Cóż, nigdy nie uczestniczyłem w takiej regresji hipnotycznej. Mnie osobiście dosyć fascynuje ten temat, chociaż zastanawia jednocześnie. Jak na razie na pewno mnie dosyć przekonuje i nie widzę powodów ku jej odrzucania. A to, że znajdą się hipnotyzerzy nie do końca profesjonalni, czy uczciwi, to wiadomo - jak z ludźmi...

Edytowane przez arkenas
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak na razie na pewno mnie dosyć przekonuje i nie widzę powodów ku jej odrzucania.

 

Ja natomiast na odwrót - słyszałem różne rzeczy, które pacjenci mówili w czasie hipnozy o swoich "poprzednich wcieleniach" i sporą część z nich można o kant tyłka potłuc. Od dawna wiadomo, że pacjent zahipnotyzowany na równi z wydarzeniami faktycznymi ze swojego życia opowiada o tym co przeczytał/widział w tv/powiedzieli mu inni i uważa to za w pełni realne. Opisów literaturowych tego typu "opowieści" jest całkiem sporo, bo psychologa i psychiatria (zwłaszcza sądowe, bo tam jest to szczególnie istotne) od dawna zauważają ten problem - ezoterycy póki co chyba mają z zauważeniem tego jakiś problem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Seid - znaczy jeśli pacjent jest zahipnotyzowany, to wtedy następuje bezpośredni odczyt z podświadomości danej osoby. Wydaje mi się w takim przypadku, iż osoba musiałaby być w 100%-tach przekonana, znaczy musiałaby mieć zakodowane w swojej podświadomości pełne przekonanie na temat tego, iż dane doświadczenie należy do tej osoby, aby w trakcie hipnozy o nim mówiła, jako o swojej inkarnacji (pomijając oczywiście hipnotyzerów stosujących dodatkowe sugestie)...

 

 

Na koniec tych religijnych dysput jeszcze zapodam opinię na temat religii mądrego człowieka, który (moim zdaniem) jest osobą oświeconą (jest on poza jakąś konkretną religią; a jakby co - filmik trwa tylko niecałe 5 minut):

https://www.youtube.com/watch?v=6xRYkGqOuGk

 

Myślę, że bardzo dobrze oddaje to również mój pogląd na różne religie...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Seid - znaczy jeśli pacjent jest zahipnotyzowany, to wtedy następuje bezpośredni odczyt z podświadomości danej osoby. Wydaje mi się w takim przypadku, iż osoba musiałaby być w 100%-tach przekonana, znaczy musiałaby mieć zakodowane w swojej podświadomości pełne przekonanie na temat tego, iż dane doświadczenie należy do tej osoby, aby w trakcie hipnozy o nim mówiła, jako o swojej inkarnacji (pomijając oczywiście hipnotyzerów stosujących dodatkowe sugestie)...

 

Nieświadomość obok wypartych faktów zawiera też różnej maści wyobrażenia - np. osoba zahipnotyzowana opowiada o czymś co niby przeżyła, a potem okazuje się, że przedstawione przez nią wydarzenia opisano w książce lub przedstawiono w filmie. Nieświadomość nie różnicuje treści ze względu na ich treść, w dodatku ce****e ją bezczasowość, więc wypowiadane treści mogą być bardzo, bardzo różne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego "moich"? Teraz akurat było o hinduizmie, co nie znaczy, że z hindusami automatycznie się jakoś szczególnie identyfikuję.

Zresztą, kto tutaj przeczył, że księża, czy osoby świeckie nie mogą być oświeceni? Przecież pisałem o Eckhart'cie Tolle, czy też Mooji'm - więc o co kaman? Czy w ogóle czytałeś moje o nich wzmianki?

Podczas użycia słowa "Twoich" nie miałem na myśli, że się z nimi identyfikujesz. Dodałem to ot tak, bez zbytnego znaczenia, raczej w celu podkreślenia strony przeciwnej. Nie czytałem poprzednich postów, odniosłem się jedynie do zacytowanej przeze mnie wypowiedzi.

 

Co składania Cię do przypuszczań na temat mojego wpadnięcia w pułapkę inteligencji?

 

Aczkolwiek dzięki za komplement. :)

Cóż, a to, że nie zawsze dobrze być inteligentnym - na pewno są sytuacje w życiu, kiedy to może przeszkadzać, nie przeczę. :)

Już to napisałem w poprzednim poście :) W skrócie: twierdzisz, że masz otwarte poglądy i z mojego punktu widzenia nie dostrzegasz nawet nawet odrobiny prawdy w poglądach swojego dyskusyjnego przeciwnika. Nigdy nie jest tak, że ktoś się całkowicie myli, albo ktoś ma całkowicie prawdę, a po powyższym wnioskuję, że możesz tego nie dostrzegać. A to jeden z objawów pułapki inteligencji :) Ale to wszystko znajdziesz w moim poprzednim poście.

 

 

Na jakiej podstawie wysnuwasz wniosek, na temat tego, iż uważam się za kogoś nieomylnego?

Oj nie, nie. Nad-interpretujesz :) Zawsze staram się pilnować, by ludzi nie oceniać. Albo przynajmniej nie ujawniać tego w postach, żeby potem ktoś nie użył tego przeciwko mnie :)

Na jakiej podstawie wysnuwasz wniosek, na temat tego, że wysnułem wniosek na temat tego, że uważasz się za kogoś nieomylnego? Nie czekając na odpowiedź, wyprzedzę stosy dyskusji:

ja jedynie zauważyłem pewien fakt: negujesz każdy pogląd użytkownika Caliah. A następnie spytałem się, czy myślisz, że jesteś nieomylny. Nigdzie nie wysnułem wniosku, że tak myślisz :) Wręcz przeciwnie, uważam, że jesteś raczej typem sceptyka, który nawet swoje racje umie poddać pod wątpliwość.

 

Jeśli nie, to mam "zamknięte" poglądy, a jeśli tak, to też "zamknięte"? Jeśli czarne jest czarne, to jest czarne, a jeśli czarne jest białe, to też jest czarne? :P

Jeśli uważasz, że jesteś nie omylny, to masz zamknięte poglądy, bo nie przyjmiesz do siebie poglądów innych ludzi. Jeśli nie uważasz, że jesteś nieomylny, to masz zamknięte poglądy z powodów, o których wspomniałem wcześniej. I z jeszcze jednego powodu: każdy ma zamknięte poglądy. W jakimś stopniu. Nie ma osoby, która nie miałaby jakiś swoich nawyków przeszkadzających jej mieć "otwarte" poglądy :)

 

Wobec tego - jeśli nie były faktycznie modyfikowane - przeczytaj uważnie na post caliah (tak wspominam, bo pisałeś, że podobno nie czytasz całości, tylko "po łepkach"...), gdzie przytacza ona cytat ze Starego Testamentu, w którym Bóg rzekomo nakazuje się zabijać kamieniami wszystkie osoby, które zajmują się wróżbami. A potem powiedz mi, jak to się ma do bycia przeciwnym jakimkolwiek formom przemocy?

Jeśli nawet faktyczne Biblia nie była nigdy modyfikowana, to tylko działa na niekorzyść wobec tej religii, skoro teksty o obrzucaniu i mordowaniu kamieniami wszystkich osób zajmujących się wróżbami są faktycznymi słowami katolickiego Boga.

 

Nie zrozumieliśmy się. Ten fragment odnosi, się do mojej wypowiedzi:

Skąd wiesz, że nikt nie modyfikował? W ślepo strzelam, że wręcz przeciwnie. Zanim zostały spisane, poszczególne fragmenty pewnie już odbiegały od oryginałów. Później przepisywania, literówki, tłumaczenia. Nie wiem tylko, czy "na własną modłę", ale śmiem twierdzić, że przynajmniej raz tak też się zdarzyło.

(...)

Z tego co wiem, chrześcijanie też są przeciwni jakimkolwiek formom przemocy. Może zwierzętom mniej, ale również. Nawet jeśli ich Święte Pismo mówi inaczej.

W której:

1. Nie mówię o PŚ, tylko o Wedach

2. Stwierdzam, że Wedy były tak samo modyfikowane, jak Biblia.

A w Twojej wypowiedzi sugerujesz, że myślę iż Biblia nie była wcale modyfikowana... Masz mnie za takiego głupka? :) Nawet dwa różne polskie tłumaczenia brzmią inaczej.

 

Znów wysnuwasz wniosek na mój temat i nie wiem na jakiej podstawie...? Dlaczego sądzisz, że mam wyrobiony pogląd na wszystko?

To zdanie to nie wysnucie wniosku, tylko tekst rzucony z powodu zażenowania zacytowanym przeze mnie fragmentem. Myślałem, że poprzez podobieństwo stylistyczne i gramatyczne zrozumiesz, o co mi chodzi :)

Nie śledzisz naszej rozmowy od początku, a wypowiadasz się na jej temat, oceniając może tylko po jednym, dwóch ostatnich postach...? Nie świadczy to dobrze o Twoich ocenach.

Podkreślam, że nie śledzę rozmowy od początku nie ot tak sobie, bez powodu. Właśnie po to, by powiedzieć, że nie oceniam całej rozmowy po dwóch postach, tylko te dwa ostatnie posty, po nich samych :) Btw. każda ocena jest tak samo dobra, albo raczej zła :)

Widać, że chyba nawet jednego mojego posta nie przeczytałeś, skoro uważasz mnie za ateistę (i jeszcze do tego podobno fanatyka). To o czym my tutaj w ogóle rozmawiamy?

Masz rację, tu się źle wyraziłem. Miałem na myśli, że zachowujesz się jak reszta trolli-ateistów-maniaków (fanatyków). Ateizm rozumiałem nie jako brak wiary w boga/bogów, lecz jako trend nastoletnich buntowników. Zbyt duży skrót myślowy. Wybacz :) A ostatnie zdanie nic nie wnosi. Jak to o czym? O Twoim ostatnim poście :)

 

Najpierw należy zapoznać się z dyskusją, przeczytać ją - od początku. A potem się wypowiadać.

No, może jak po prostu chcesz mnie sprowokować?

Tak :)

To wyjaśnij mi na czym polega sprawiedliwość w ujęciu chrześcijaństwa.

Nie orientuje się za bardzo, nie jestem dobrym w chrześcijaństwie. Ja tylko stwierdzam, że sprawiedliwie nie znaczy po równo :)

 

A to wiedza z internetu, to jakaś inna wiedza, niż z innego medium? Kiedyś ludzie mieli dostęp jedynie do książek, potem pojawiła się telewizja, a wreszcie internet. To tylko dodatkowe medium i nośnik informacji, to raz (pomijając już fakt, iż wspomniałem także o książkach).

Co to za pytanie? Oczywiście, że inna. Znajdź mi proszę książkę z kotami nosorożcami jeżdżącymi na jednorożcu.

Kiedyś dostęp do książek mieli tylko ludzie, którzy umieli czytać i pisać. A było ich znacznie mniej niż dzisiaj i była to raczej elita.

Ale masz rację. Opieranie swoich przekonań na Internetach jest takie samo, jak opieranie jej na jednej książce. Dlaczego więc takie złe jest opieranie ich na jednej książce, jak to ująłeś wcześniej?

A dwa - można budować na czym się tylko żywnie podoba. Dla mnie bardziej przekonująca jest wiara w coś, jeśli ma to potwierdzenie w doświadczeniach empirycznych innych osób, tudzież mnie samego.

Potwierdzenie w doświadczenaich empirycznych (masło maślane) innych osób? Lel :P W tym nie szukałbym potwierdzenia, bo ludzie Ci potwierdzą doświadczeniami co tylko chcesz :P

Oh, wait, to może jednak spoko? :)

 

W takim razie odsyłam do przytoczonych przeze mnie książek, oraz linków, które pojawiły się w temacie, jeśli faktycznie ciekawi Cię ten temat. Jeśli natomiast uważasz to za absurd - w takim razie napisz zatem, jakie są Twoje przekonania religijne/dotyczące wiary - abym mógł się do nich jakoś odnieść (pisałeś, że podobno nie jesteś wyznawcą chrześcijaństwa, chociaż go bronisz - nie wiem po co, ale cóż).

Czy ja tu kogokolwiek bronię? Jak na razie to tylko atakuję sztywne poglądy :)

Miałem nadzieję, że powiesz mi coś pokrótce na ten temat. Tak, zdobycie wiedzy o tym, co ludzie o tym twierdzą mam gdzieś zaplanowane, ale na razie z powodu braku czasu mam inne priorytety. Ale obiecuję, kiedyś się tego dowiem :)

 

Czemu chcesz odnosić się do moich przekonań?

Tak, do niczego nie służy... pewnie Absolut/Bóg wymyślił ją dla zabawy...

Znam tylko reinkarnację buddyjską, a buddyzm nie mówi nic o żadnym Bogu-stwórcy. Przynajmniej nie ten, który ja poznałem. Nie odnoś się z takim sarkazmem tu na forum. Sarkazmu nie da się wyrazić przez same słowa, zazwyczaj używa się do tego tonu. Oprócz tego pogląd, który tak zbyłeś sarkazmem, nie jest moim, ale ludzi dużo mądrzejszych ode mnie :)

 

Kolego, jakbyś czytał od początku tę rozmowę - ale jak sam piszesz, nie czytałeś... - to wiedziałbyś, że z początku mój ton był bardzo życzliwy, serdeczny i ciepły. Absurdalnym jest, że oceniasz mój ton na podstawie ostatniego posta - może dwóch?

 

Powtarzam jeszcze raz - przeczytaj dokładnie całość, a dowiesz się, dlaczego mój ton stał się nieco ostrzejszy (faktycznie nie był on zbyt miły, ale caliah też mi swojego niemiłego tonu nie szczędziła).

 

Absurdalnym jest że oceniam Twój ton na podstawie ostatniego postu, nie przeczytawszy pozostałych postów? Przecież to absurd! Czy Twój ton teraz jest inny, gdyby wcześniej też nie był życzliwy? Czy jest teraz inny, skoro wcześniej był życzliwy? Twój ton jest jaki jest i nie ważne jaki był, mogę ocenić jaki jest teraz i to wcale nie jest absurdalne :)

 

 

Zdajesz sobie sprawę, że w dyskusji bardzo ciężko dojść do porozumienia? Szczególnie, kiedy w grę wchodzi ego. Teraz Ty odbijesz pałeczkę, doszukasz się w mojej wypowiedzi wsynuwania wniosków i ocen, zanegujesz każde moje zdanie. Potem ja odbiję, zaneguję każde Twoje zdanie. Czym dłużej będzie to trwało, tym trudniej będzie przyznać drugiemu rację. I tu nie chodzi o wolę walki, ani coś, tylko o ego. Za stary już na to jestem, zbyt wielu ludzi tak sprowokowałem, zbyt głęboko w to wszedłem, żeby nie znać zasad tej gry :) Dziwię się sobie, że już nie jestem tak uparty jak kiedyś: przegrałem, masz rację we wszystkim co napisałeś :) Nie musisz pisać kolejnej długiej wypowiedzi, ale jak chcesz to napisz. Przeczytam. Ale nie odpowiem, bo i po co? W ping ponga zagram sobie w pracy :)

Edytowane przez koteł
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hysterus, nie nie będę pisał "długiego posta", bo wyraźnie nie jesteś raczej zainteresowany dojściem do meritum, sedna dyskusji, znalezienia punktu, do jakiego powinna zmierzać konstruktywna dyskusja, dlatego też w moim odczuciu dyskusja z Tobą byłaby drogą donikąd.

 

(Tym bardziej, że Twoje podejście do rozmowy zdaje się być niepoważne - mam wrażenie, iż bardziej interesuje Cię dobra zabawa płynąca z ew. efektów Twoich prowokacji, tudzież gier słownych, niż wskazuje na faktyczną chęć porozumienia w dyskusji)

Edytowane przez arkenas
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hysterus, nie nie będę pisał "długiego posta", bo wyraźnie nie jesteś raczej zainteresowany dojściem do meritum, sedna dyskusji, znalezienia punktu, do jakiego powinna zmierzać konstruktywna dyskusja, dlatego też w moim odczuciu dyskusja z Tobą byłaby drogą donikąd.

Uwierz mi, jestem bardzo zainteresowany dojściem do meritum. Ale ja całe życie dyskutuję. Całe życie obserwuję dyskusje. To mi daje niezłą frajdę, to dlatego :) I wiem, że ludzie nigdy nie dochodzą do sedna, ale zawsze utwierdzają się w swoich własnych przekonaniach. Na palcach jednej ręki mogę zliczyć momenty, kiedyś ktoś przyznał komuś racje. Łącznie ze mną, a ja lubię przyznawać ludziom rację, bo wtedy staję się mądrzejszy :) A my jesteśmy podobni, obaj nie przyznamy drugiemu racji. To nie będzie konstruktywna dyskusja, uwierz mi :) Spójrz jak teraz to wygląda. Ping - pong, ping - pong. Rzuciłem posta, odbijasz zarzuty we mnie. Odpowiedziałem Ci i znowu to samo. Teraz ja odbijam :) Możesz powiedzieć, że na tym polega dyskusja. Z jednej strony tak. Ale strony muszą być na tyle mądre, żeby w którymś momencie wpuścić sobie gola. A strona druga musi być na tyle mądra, żeby umieć zwyciężać.

 

(Tym bardziej, że Twoje podejście do rozmowy zdaje się być niepoważne - mam wrażenie, iż bardziej interesuje Cię dobra zabawa płynąca z ew. efektów Twoich prowokacji, tudzież gier słownych, niż wskazuje na faktyczną chęć porozumienia w dyskusji)

Interesuje mnie chęć porozumienia. Głównie dlatego, że mam dobrą zabawę kiedy, ktoś przyzna mi rację, czyli kiedy prowokacja się udała :) Czy to nie poważne? A co za różnica? Życie jest zbyt krótkie żeby być poważnym. Trochę dystansu do siebie i wszyscy staniemy się mądrzejsi :) Tak długo, jak podaję argumenty nie powinno się dla Ciebie liczyć moje podejście do rozmowy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hysterus, nie jesteś zainteresowany dojściem do meritum - widać to wyraźnie w Twoich postach.

Pisałem np. o wiedzy w internecie, a Ty to skwitowałeś jakimś kotem jeżdżącym na nosorożcu. Doskonale wiesz, że internet nie składa się tylko ze zdjęć kotów i nie pełni funkcji tylko rozrywkowej (a to, że wiele osób tylko, czy głównie z tej funkcji internetu korzysta, to już inna sprawa), a książki, o dziwo, można znaleźć w internecie, a może często przede wszystkim w internecie właśnie. Nazwałeś mnie ateistą, mimo, że przy każdej dyskusji wspominam o reinkarnacji, o Absolucie/Bogu nieosobowym etc. Wzburzyłeś się o moją odpowiedź na pytanie na temat reinkarnacji, mimo, iż dokładnie w tym wątku wcześniej wyjaśniłem, jak widzę reinkarnację (jeśli prześledzisz moje poprzednie posty na tym forum, to w paru tematach bardzo dokładnie opisałem ten proces, jak ja go widzę) Twierdzisz rzekomo, że atakujesz sztywne poglądy - to w takim razie jakie są poglądy typowego katolika? Otwarte, kreatywne i podatne na zmiany...? No weź...

 

Widzę wyraźnie, że na siłę próbujesz kontrować cokolwiek bym nie napisał. Gdybym chciał Cię strollować, mógłbym zacząć z Tobą dyskutować, powoli przyznając argumenty zgodne z KK, a Ty w swoim negowaniu sam byś zaczął sobie przeczyć. ;) W moim odczuciu nie reprezentujesz jakiegoś konkretnego stanowiska (na pytanie jakie są Twoje poglądy religijne/w co wierzysz nie odpowiedziałeś - co jeszcze bardziej przypuszcza takie potwierdzenia). Ciebie interesuje głównie właśnie ten ping - pong właśnie, odbijanie piłeczki, dla samego jej odbijania (może też dlatego uznałeś, że mnie taka "zabawa" fascynuje, tylko dlatego, że wdałem się w tak długą i zawiłą rozmowę z katoliczką). Gdyż dosłownie wszystko, co napisałem - próbujesz kontrować - nie ważne w jaki sposób, ważne, żeby dać kontrę - tyle, że czasem te niedorzeczności wyglądają tak jawnie, że trudno nawet doszukać tam się chęci faktycznej dyskusji... Wydaje mi się natomiast, że rozmowa na ten typu temat (jeśli ma być konstruktywna) powinna polegać na tym, że strony w niej uczestniczące jakoś określają się, z jakiego punktu występują itd. Jeśli Twoim "punktem" jest zwyczajne stawanie w kontrze do "opozycji katolicyzmu", to nie ma w tym nic konstruktywnego.

 

 

I właściwie do jakiego meritum chciałbyś dojść w tej dyskusji katolicyzm vs reszta świata? ;) Sam nie wyznajesz tej religii, więc czego właściwie oczekujesz od tej dyskusji? Jak byś te meritum widział? :)

 

 

I wreszcie Hysterus - że tak podsumuję moje wywody: ja nie jestem przeciwnikiem żadnej z religii. Co najwyżej jestem przeciwnikiem zamkniętych umysłów, ślepego podążaniem za dogmatami, czy braniem dosłownie wszystkiego, co jest napisane w Biblii za najwyższą prawdę. I nie ważne, czy jest to chrześcijaństwo, czy inna religia.

Edytowane przez arkenas
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pisałem np. o wiedzy w internecie, a Ty to skwitowałeś jakimś kotem jeżdżącym na nosorożcu. Doskonale wiesz, że internet nie składa się tylko ze zdjęć kotów i nie pełni funkcji tylko rozrywkowej.

Przez koty na jednorożcu miałem na myśli, że Internet tworzą ludzie, którzy często nie mają pojęcia o dziedzinie, na temat której się wypowiadają. Ludzie mogą umieścić w internecie totalnie wszystko i powiedzieć, że to jest prawdą. Opieranie swojej wiedzy na medium, w którym znajdziesz koty na jednorożcu nie jest zbyt rozsądne. Do tego w czasie studiów nauczyłem się, że wiedzy z wyższej półki nie znajdziesz w Internecie. Myślałem, że skumasz to z tymi kotami, ale spojrzałeś na to zbyt płytko :)

Moje poglądy nazwałeś sztywnymi - w takim razie jakie są poglądy typowego katolika? Otwarte, kreatywne i podatne na zmiany...?

Nie, są takie same jak Twoje :) Jak powiesz, że Twoje poglądy są podatne na zmiany, to śmiechnę :)

mógłbym zacząć z Tobą dyskutować,

O, wielkoduszny Panie...

 

Swoimi wypowiedziami, w których negujesz to co powiedziałem, potwierdzasz to, co powiedziałem :)

 

Nie odniosę się do reszty, z szacunku do Ciebie. Mógłbym ciągnąć tę rozmowę i karmić się Twoimi odpowiedziami, ale dajesz się tak łatwo sprowokować, że prawie wcale nie czuję podekscytowania :) A poza tym jesteś śmieszny :)

 

 

Nazwałeś mnie ateistą, mimo, że przy każdej dyskusji wspominam o reinkarnacji

Wow, stary! TU mnie zdziwiłeś. Cofam moje słowa o tym, że jesteś błyskotliwy :)

 

Edit:

Żeby nie trzymać Cię w niepewności: większość buddystów, których znam, jest ateistami. A mantrują na Karmapę :)

Edytowane przez koteł
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez koty na jednorożcu miałem na myśli, że Internet tworzą ludzie, którzy często nie mają pojęcia o dziedzinie, na temat której się wypowiadają.

Tak, wiem - mówisz o sobie.

 

Oto cytat Wielkiego Znawcy i Myśliciela Hysterusa:

Lubię się wypowiadać na tematy, o których nie mam pojęcia, więc będę to robił :)

Brawo!

Po tonie tego posta przychylam się do teorii Wali'ego o twoim odrzuceniu społecznym i próbie wybicia intelektualnego w internecie. :)

 

 

O, wielkoduszny Panie...

Wielkoduszny, a jakże, nawet dla trolla twojego pokroju.

 

 

 

Swoimi wypowiedziami, w których negujesz to co powiedziałem, potwierdzasz to, co powiedziałem :)

Tak, tak, żyj sobie w tym przekonaniu. Powodzenia. ;)

 

 

 

Wow, stary! TU mnie zdziwiłeś. Cofam moje słowa o tym, że jesteś błyskotliwy :)

Nic nie szkodzi, ja ciebie natomiast nigdy nie miałem za zbyt błyskotliwego. ;)

 

 

 

Nie odniosę się do reszty, z szacunku do Ciebie. Mógłbym ciągnąć tę rozmowę i karmić się Twoimi odpowiedziami, ale dajesz się tak łatwo sprowokować, że prawie wcale nie czuję podekscytowania :) A poza tym jesteś śmieszny :)

Ah, dziękuję Ci mój Miłosierco, za oszczędzenie mnie... Ufff... Jaka to ulga, że Hysterus mi nie pojedzie... ^^ Może przeżyję do kolejnego dnia. :D

Edytowane przez arkenas
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, wiem - mówisz o sobie.

Cofam cofnięcie. Jesteś bardzo błyskotliwy :) Tak o sobie i całej masie innych ludzi :)

 

Ej, nie bierz wszystkiego tak do serca. Trochę dystansu trzeba mieć do siebie i do tego co mówią inni :) Odczułeś ten cały negatywny wydźwięk z mojej poprzedniej wypowiedzi, ale tak naprawdę to całkiem Cię lubię :) Spójrz za to z góry na naszą dyskusję. Jak bardzo jest schematyczna. Z tonu miłego i bezpiecznego dystansu, wszedłem na osobiste, bezpośrednie ataki na Ciebie. Zaraz potem odbiłeś to psychologią lustrzaną. I o to mamy teksty o odrzuceniu społecznym :) Sterujemy sobą nawzajem.

 

Wielkoduszny, a jakże, nawet dla trolla twojego pokroju.

Ale musisz przyznać jak kunsztowne jest moje trollowe rzemiosło. Takie subtelne i wyrafinowane :) Choć ja powiedziałem, że już więcej nie odpowiem, więc nie odpisuj mi, Ty i tak to robisz. Choć powiedziałeś, że nie zaczniesz ze mną dyskusji, to właśnie ciągle to robisz. Karmisz mnie :)om nom nom

 

Wszystkiego dobrego życzę! Nie bierz wszystkiego do siebie :) Szczególnie w internecie od randomowych ludzi :)

Edytowane przez koteł
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale musisz przyznać jak kunsztowne jest moje trollowe rzemiosło. Takie subtelne i wyrafinowane :)

Słabe, prawdę mówiąc. Najpierw schlebiasz rozmówcy, potem zaczynasz personalną wojenkę, a jak robi się zbyt "ciepło", to znów zwrot akcji i wyznania niczym w "Trudnych Sprawach" jako próba powrotu dyskusji na bezpieczne tory.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A wiesz, że nie ważne co powiesz, to jest karma? Ta dla trolla oczywiście, nie karman :)

Słabe, prawdę mówiąc. Najpierw schlebiasz rozmówcy, potem zaczynasz personalną wojenkę, a jak robi się zbyt "ciepło", to znów zwrot akcji i wyznania niczym w "Trudnych Sprawach" jako próba powrotu dyskusji na bezpieczne tory.

Odkrywczy jesteś, nie powiem. Właśnie to napisałem w poprzednim poście :)

Hysterus, dzięki :)

 

Uświadomiłeś mi kilka istotnych spraw.

 

Pozdrawiam :)

Ja również dziękuję za te słowa. Bardzo wiele dla mnie znaczą :) Pozdrawiam ciepło! :)

Edytowane przez koteł
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I dlatego przydaje się wtedy nieco trzeźwego rozsądku, ostrożności i dystansu, zamiast dziecinnej ufności która wynika z niewiedzy.

Nie uważasz, ze historia tego "zjawiska" jest zbyt mroczna, aby można było ją całkowicie pominąć i zignorować? A co z wyciąganiem samodzielnych wniosków?

Przepraszam za "odwracanie kota ogonem", ale która historia (narodu, kultury, religii) nie zawiera w sobie mrocznych elementów?

Każde nadużywanie prawa, czy przemoc są złe.

 

Ale czy my mamy żyć przeszłością?

Mam nadzieję, że nie jesteś uczulony na cytaty z Biblii (w razie co, to mów od razu ;)

"Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego." (Łk 9:51-62)

 

Nie znaczy to, że nie możemy oceniać. Wręcz przeciwnie powinniśmy uczyć się na błędach innych i sami tych błędów nie popełniać.

Ale żyć powinniśmy tworząc przyszłość na zasadzie dobrego kształtowania "dziś".

I pamiętać, że wiara zwraca się ku Bogu, a nie ku człowiekowi.

"W Bogu pokładam nadzieję, cóż może uczynić mi człowiek?" (Ps 56, 5)

Jeżeli człowiek silnie związany jest z Bogiem, to zagrożenie jakąkolwiek klątwą dla niego nie istnieje.

 

Wybacz, ale wszechobecna cenzura i propaganda w szkolnictwie i polskim necie nie pozostawia najmniejszych wątpliwości co do intencji moderujących.Takie połajanki w belferskim tonie dobre są co najwyżej dla uczniów gimnazjum. I to tych mniej inteligentnych.

Połajanki są dla tych, którzy jeszcze ich potrzebują.

Nie przypuszczam, aby dla ludzi na pewnym poziomie intelektualnym cenzura czy propaganda były problemem w odniesieniu osobistym.

Takie osoby, na forum nadzorowanym przez moderatorów funkcjonujących na zasadzie "widzi mi się", bez jakichkolwiek ogólnie przyjętych zasad, po prostu nie będą zaglądały.

Natomiast na forum, którego moderatorzy są otwarci i kierują się ustalonym regulaminem, a nie własnymi preferencjami, osoby takie nie będą miały żadnych problemów z funkcjonowaniem.

 

BTW. Skąd bierze się w Tobie ta robrajająca ufność? Czy to nie jest bardzo naiwne taka ślepa wiara, że mający władzę mają zawsze rację?

Owszem, obdarzam napotkanych ludzi kredytem zaufania, ale nie wiem skąd taki ogólny wniosek, że ślepo wierzę w to, że mający władzę zawsze mają rację.

Możesz mi powiedzieć skąd ten wniosek?

 

Rozwiń tą myśl, plz.

To było pytanie bez jakichkolwiek szerszych założeń.

Zapytałam jedynie o to, czego oczekujesz, gdyż sentencja, którą przytoczyłeś, nie nadaje konkretnego kierunku ciągowi dalszemu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A wiesz, że nie ważne co powiesz, to jest karma? Ta dla trolla oczywiście, nie karman :)

Wiem. :) I wierz mi, mam trochę doświadczenia na forach (chodzi o stronę administratorską) i widziałem niejeden przypadek trolla, którego ona dosięgła.

 

 

Odkrywczy jesteś, nie powiem. Właśnie to napisałem w poprzednim poście :)

Napisałem to dla innych użytkowników, a nie dla ciebie, Sherlocku. A dokładnie tak tych, którzy nie łapią z kim mają do czynienia. Jak np. taka caliah (która podobno była tutaj moderatorem kiedyś, więc z racji doświadczenia powinna łatwo wyczuwać takich twojego pokroju).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W moich wypowiedziach nie widzisz nic poza trollingiem. Zamknąłeś się w swoich poglądach i w swoim ego. W swoim nielubieniu mnie :) A może gdybyś spojrzał inaczej znalazłbyś coś, co byłoby mądre? Fakt, jestem raczej mało inteligentny i mało bystry, ale wyznaję zasadę, że uczyć można się od każdego, nawet od takich prostych ludzi jak ja :)

Napisałem to dla innych użytkowników, a nie dla ciebie, Sherlocku.

Użytkownicy są Ci bardzo wdzięczni, dodaj jeszcze ogłoszenie w dziale ogłoszeń. Oczywiście dla tych, którzy nie przeczytali moich postów, w których sam wyjaśniam z kim mają do czynienia, Watsonie :)

 

edit:

Ej, było mi bardzo miło, ale zaczynam mieć wyrzuty sumienia. Za dużo energii z Ciebie wysysam, a to nie ładnie :) Pozdro. Trzymaj się!

Edytowane przez koteł
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W moich wypowiedziach nie widzisz nic poza trollingiem. Zamknąłeś się w swoich poglądach i w swoim ego. W swoim nielubieniu mnie :) A może gdybyś spojrzał inaczej znalazłbyś coś, co byłoby mądre?

Blablabla, a ten znowu o zamknięciu poglądach. Zmienisz kiedyś tę śpiewkę? ;) Bo to już się nudne robić zaczyna. Czy będziesz tą płytę odtwarzał w nieskończoność?

 

 

Użytkownicy są Ci bardzo wdzięczni, dodaj jeszcze ogłoszenie w dziale ogłoszeń. Oczywiście dla tych, którzy nie przeczytali moich postów, w których sam wyjaśniam z kim mają do czynienia, Watsonie :)

Nie, na trolli stosuje się inne metody na forach internetowych, niż zamieszczanie ogłoszeń.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kurcze, sentymentalna jestem :)

 

A dokładnie tak tych, którzy nie łapią z kim mają do czynienia. Jak np. taka caliah (która podobno była tutaj moderatorem kiedyś, więc z racji doświadczenia powinna łatwo wyczuwać takich twojego pokroju).

Problem w tym Arkenas, że trafiłeś na takiego samego trolla, jakim sam jesteś :)

Tyle, że uczciwego i solidnego w swoim fachu, a takich się nie banuje, bo często tymi "oderwanymi" wypowiedziami wnoszą coś wartościowego do dyskusji.

I o ile Hysterus od początku, od kiedy dołączył się do tematu odpowiadając na post Tridy (http://www.ezoforum.pl/chrzescijanstwo/81424-dyskusja-z-watku-o-klatwie-4.html#post627618) nie ukrywał, że "trolluje", czyli nie jest zainteresowany konstruktywną dyskusją, o tyle Tobie dałam się wciągnąć w istną karuzelę bezsensu.

Cóż, mój błąd, za poważnie podeszłam do tematu :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Problem w tym Arkenas, że trafiłeś na takiego samego trolla, jakim sam jesteś :)

Żałosne jest to co piszesz, nazywając mnie trollem. Widać niepotrzebnie kontynuowałem tę dyskusję. Próbowałem ci coś przetłumaczyć, naprawdę starałem się coś przekazać, otworzyć umysł na pewne sprawy, a widzę na darmo. A Hysterusa bronisz dlatego, bo opowiedział się za twoimi poglądami.

 

A skoro ja jestem trollem, to ty nim również jesteś - bo na równi ze mną dyskutowałaś. Mało tego - to właśnie ty zaczęłaś pierwsza obraźliwe osobiste wycieczki (potem tłumacząc to rzekomym przeziębieniem), do czasu których rozmawiałem z tobą w pełni merytorycznie.

 

Dla mnie jest to jakaś paranoja, że na forum ezoterycznym wypowiadają się katolicy (których religia wyraźnie zabrania jakichkolwiek związków z osobami zajmującymi się ezoteryką) i jeszcze próbują nawracać wszystkich dookoła na swoje poglądy i a na domiar tego nazywają trollami osoby, które prezentują poglądy inne, niż "jedyna słuszna religia". Po prostu jakiś istny cyrk - do kabaretu chyba tylko się to nadaje.

Edytowane przez arkenas
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hysterus, wybacz ;)

 

Żałosne jest to co piszesz, nazywając mnie trollem. Widać niepotrzebnie kontynuowałem tę dyskusję. Próbowałem ci coś przetłumaczyć, naprawdę starałem się coś przekazać, otworzyć umysł na pewne sprawy, a widzę na darmo. A Hysterusa bronisz dlatego, bo opowiedział się za twoimi poglądami.

Nie bronię Hysterusa, ale mu dziękuję :)

To taka drobna różnica, jak między rozmową, a świadomym poniżaniem rozmówcy.

 

A może nieświadomym...?

Nie wiem, czy wiesz, ale już sama forma wypowiedzi zakładająca jakieś ograniczenia rozmówcy, choćby w stwierdzeniu, że "starałeś się otworzyć mi umysł" (w domyśle zakładając, że mam zamknięty) jest delikatnie mówiąc nietaktowna. (edit)

 

A skoro ja jestem trollem, to ty nim również jesteś - bo na równi ze mną dyskutowałaś. Mało tego - to właśnie ty zaczęłaś pierwsza obraźliwe osobiste wycieczki (potem tłumacząc to rzekomym przeziębieniem), do czasu których rozmawiałem z tobą w pełni merytorycznie.

Hmmm, pobawimy się w uczciwość i analizę tekstu, pod hasłem "kto zaczął"? :)

 

Dla mnie jest to jakaś paranoja, że na forum ezoterycznym wypowiadają się katolicy (których religia wyraźnie zabrania jakichkolwiek związków z osobami zajmującymi się ezoteryką) i jeszcze próbują nawracać wszystkich dookoła na swoje poglądy i a na domiar tego nazywają trollami osoby, które prezentują poglądy inne, niż "jedyna słuszna religia". Po prostu jakiś istny cyrk - do kabaretu chyba tylko się to nadaje.

W kwestii nawracania odpowiedziałam w tym poscie: http://www.ezoforum.pl/chrzescijanstwo/81424-dyskusja-z-watku-o-klatwie-2.html#post626176, od siódmego wersu mojej wypowiedzi.

I zauważ, że to Ty dołączyłeś do prowadzonej już dyskusji.

Poza tym religia nie zabrania kontaktu z nikim, a jedynie ostrzega o możliwych niebezpieczeństwach z tym związanych.

Edytowane przez caliah
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że Jezus, którego uznajesz za jedynego Boga, zareagował by na to w taki sposób:

 

jesus_facepalm.jpg

 

 

Miłej zabawy w wojenkach z innymi "niewiernymi".

Dla mnie dalsza dyskusja, rozmowa, konwersacja z tobą jest bezsensowna i bezcelowa.

Żałuję, że nie zakończyłem jej wraz z Tridą - doskonale cię określiła.

 

Do tego twoje kółko wzajemnej adoracji z trollem, a jednocześnie nazywanie trollem porządnego, życzliwie do ciebie nastawionego i bardzo wyrozumiałego do tej pory wobec ciebie użytkownika, tylko dlatego, że ma inne poglądy niż ty już całkowicie dla mnie jasno pokazuje jaki sens mają jakiekolwiek dalsze dyskusje, rozmowy, czy konwersacje z tobą.

 

Dość.

Edytowane przez arkenas
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam za "odwracanie kota ogonem", ale która historia (narodu, kultury, religii) nie zawiera w sobie mrocznych elementów?

Każde nadużywanie prawa, czy przemoc są złe.

Dlatego dziecinna ufność i naiwność nie powinna tu mieć miejsca.

 

Ale czy my mamy żyć przeszłością?

Mam nadzieję, że nie jesteś uczulony na cytaty z Biblii (w razie co, to mów od razu ;)

"Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego." (Łk 9:51-62)

 

Nie znaczy to, że nie możemy oceniać. Wręcz przeciwnie powinniśmy uczyć się na błędach innych i sami tych błędów nie popełniać.

Ale żyć powinniśmy tworząc przyszłość na zasadzie dobrego kształtowania "dziś".

I pamiętać, że wiara zwraca się ku Bogu, a nie ku człowiekowi.

"W Bogu pokładam nadzieję, cóż może uczynić mi człowiek?" (Ps 56, 5)

Jeżeli człowiek silnie związany jest z Bogiem, to zagrożenie jakąkolwiek klątwą dla niego nie istnieje.

To ciekawe. Jak chcesz się "związać z Bogiem" ? Przez kopiowanie wersetów?

 

 

Połajanki są dla tych, którzy jeszcze ich potrzebują.

Nie przypuszczam, aby dla ludzi na pewnym poziomie intelektualnym cenzura czy propaganda były problemem w odniesieniu osobistym.

Takie osoby, na forum nadzorowanym przez moderatorów funkcjonujących na zasadzie "widzi mi się", bez jakichkolwiek ogólnie przyjętych zasad, po prostu nie będą zaglądały.

Natomiast na forum, którego moderatorzy są otwarci i kierują się ustalonym regulaminem, a nie własnymi preferencjami, osoby takie nie będą miały żadnych problemów z funkcjonowaniem.

Dotknęłaś ważnego punktu w tym rozumowaniu-regulaminu. Często ma miejsce sytuacja, że moderator na tego typu forach udaje zwykłego dyskutanta, aby wysondować jego poglądy. Kiedy okaże się, że nie są one poprawne politycznie , a zwłaszcza gdy przebieraniec-cenzor przegrywa w dyskusji następuje seria ostrzeżeń pod dowolnym zmyślonym pretekstem zwykle kończąca się banem. Temu procederowi wielce pomocny jest celowo niejasny , mętny i niejednoznaczny regulamin forum, w którym user nie posiada żadnych praw, a moderator żadnych obowiązków.

 

 

Owszem, obdarzam napotkanych ludzi kredytem zaufania, ale nie wiem skąd taki ogólny wniosek, że ślepo wierzę w to, że mający władzę zawsze mają rację.

Możesz mi powiedzieć skąd ten wniosek?

Jesteś przemiłą osobą, I suppose. Ale bardzo naiwną. Wniosek wynika z Twojego ustawiania się od razu po stronie silniejszego.

 

 

To było pytanie bez jakichkolwiek szerszych założeń.

Zapytałam jedynie o to, czego oczekujesz, gdyż sentencja, którą przytoczyłeś, nie nadaje konkretnego kierunku ciągowi dalszemu.

Aby nastąpił dalszy ciąg dyskusji, jakiś user musiałby nawiązać do przykładów używania ekskomuniki w historii KrK i obecnie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poczytaj sobie swojego Tolle'a. Jeśli chcesz ludziom otwierać umysły to zaczynasz od dupy strony. Chory lekarz nikogo nie wyleczy :)

Odezwał się zdrowy na umyśle... dzieciak, zmieniający co chwilę swoją postawę. :)

 

 

Lel. Przejrzyj na oczy. Chodzący Ideale :)

Uuuuu, aleś mi pojechał po garach. Chyba się zamknę w sobie. ^^

Przeczytaj najpierw temat, bo przecież masz z tym problem, a potem udawaj wielkiego uczonego.

 

 

To forum dyskusyjne, czy przedszkole?

Tacy jak ty, robią z tego przedszkole.

"Jestem wyrafinowanym trollem", "posiadam wielki kunszt trolla", wklejanie zdjęcia cookie-monstera.

 

Ile ty masz lat, 13 k...a? Pomyliłeś forum ezoteryczne z forum twojej gimbazy? A może odczuwasz frustrację z powodu rozpoczęcia roku szkolnego i stąd te twoje "kozaczenie w necie"? - opanujcie się - dop. Cornelia

 

[Hysterus mode] Ale dlaczego mnie nie lubisz? :( Przecież jestem taki fajny i zabawny i w ogóle, jaki śmieszny, oh, ach[/Hysterus mode]

 

 

Ogólnie to w moim odczuciu przesadzasz z tym wywyższaniem się i nie miłym tonem.

Ojej, to takie przykre.

Oczywiście to, jaki mnie ty potraktowałeś nie jest ważne. Myślałeś, że co? Zaatakujesz mnie, pojedziesz, a, potem powiesz, że mnie lubisz, i skończy się na przytulankach? Sądzisz, że możesz traktować innych z góry i poniżać bezkarnie w internecie, a oni będą się z tobą za to miziać noskami i głaskać cię za uszkiem?

Edytowane przez Czarownica
obrażanie innego użytkownika
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(...)

Dla mnie jest to jakaś paranoja, że na forum ezoterycznym wypowiadają się katolicy (których religia wyraźnie zabrania jakichkolwiek związków z osobami zajmującymi się ezoteryką)

 

Ymmmm, a egzorcyzmy przeprowadzane przez księży to nie "ezo"?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wierzę w Was :D 4 kolejne strony, a ja nie mam kiedy tego ogarnąć :D Masakra ;)

 

Corni - jak śmiesz tak mówić!! ;)

A na poważnie (póki co tylko wtrącam) - wg KK egzorcyzmy to tylko i aż super extra fantastyczna modlitwa, która wypowiedziana i zaintonowana w odpowiedni sposób ma wypędzić demona / cokolwiek. Jest to modlitwa kierowana w sposób szczególny do Boga bla bla bla.

Kilkakrotnie miałam okazję uczestniczyć w katolickich egzorcyzmach i szczerze - są to najmniej skuteczne egzorcyzmy z jakimi się spotkałam. I powiem Wam to nie tylko ja ale również grono trochę bardziej doświadczonych osób.

Ba - nawet jeden ze znanych mi księży tak uważa ale cóż ;) robić trzeba.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisałam odpowiedź na prawie 2 strony A4 (a nie byłam nawet w połowie odpowiadania ;)) i jednak nie będę się wtrącała.

To, o jakich pierdołach piszecie, jak bardzo skrajnie nie macie pojęcia o Biblii i jak bardzo odwracacie kota ogonem to się filozofom nie śniło :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałaś Biblię? Poza tym podejrzewam, że 90% naszego społeczeństwa skrajnie nie zna Biblii.

 

Jaka jest definicja ezoteryki? SJP podaje mi zbyt ogólnikową definicję, Wikipedia bardzo szeroką. Wydaje mi się, że egzorcyzmy można zaliczyć do ezoteryki, nie ważne czy są według niektórych niezbyt wyrafinowaną jej formą. W katolicyzmie wiele jest do tego form, które istnieją też w ezo, czy jakiś innych okultystycznych rzeczach. Mantrowanie, medytacja chrześcijańska, modlitwy (wyczytałem coś o 4 adoracjach, które są przecież modlitwami, a zaliczyć je do ezo chyba można?). Nabożeństwa naszpikowane są symboliką, gestami i sentencjami.

Edytowane przez koteł
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisałam odpowiedź na prawie 2 strony A4 (a nie byłam nawet w połowie odpowiadania ;)) i jednak nie będę się wtrącała.

Oj, napisz! Trida! PLIZ! :)

Wiem, że to masz gdzieś w WORD'zie czy notatniku. Wystarczy kopiuj-wklej. ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałaś Biblię? Poza tym podejrzewam, że 90% naszego społeczeństwa skrajnie nie zna Biblii.

Ty z tym pytaniem to tak na poważnie?

 

Nabożeństwa naszpikowane są symboliką, gestami i sentencjami.

Boshe boshe... Zaczynasz pisać z sensem... ;)

 

Oj, napisz! Trida! PLIZ! :)

Wiem, że to masz gdzieś w WORD'zie czy notatniku. Wystarczy kopiuj-wklej. ;)

W wordzie ale skasowałam cały plik (w sensie w ogóle go nie zapisywałam). Sorry ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ty z tym pytaniem to tak na poważnie?

No... tak :) PŚ raczej dość ciężko wchodzi, więc przeczytanie go całego może być niemałym wyczynem, co sprawia, że niewielu śmiałkom udało się to osiągnąć. Dlatego obstawiam, że Biblii nie przeczytałaś. A pytam, żeby wiedzieć, czy wiesz o czym mówisz :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlatego dziecinna ufność i naiwność nie powinna tu mieć miejsca.

Tu, czyli gdzie? :)

Gdy idę na Mszę, czy gdy uczestniczę w jakimś nabożeństwie, czy wtedy, gdy rozmawiam z Bogiem?

Mam wrażenie, że w swoim pojmowaniu Kościoła ściśle wiążesz wiarę z instytucją.

Ja natomiast rozdzielam te dwa zagadnienia.

Dla mnie Kościół, to przede wszystkim Wspólnota ludzi wierzących.

Natomiast grzechy instytucji, to grzechy ludzkie i zmartwienie/problem tychże ludzi.

Tak, jak napisałam na początku: czym innym jest dla mnie wiara w Boga, a czym innym wybory/decyzje/postępowanie innych ludzi.

 

To ciekawe. Jak chcesz się "związać z Bogiem" ? Przez kopiowanie wersetów?

Może ;)

Bo jeżeli kopiowanie to powtarzanie, analiza, porównywanie, zadawanie pytań i rozważanie odpowiedzi, to tak ;)

 

Dotknęłaś ważnego punktu w tym rozumowaniu-regulaminu. Często ma miejsce sytuacja, że moderator na tego typu forach udaje zwykłego dyskutanta, aby wysondować jego poglądy. Kiedy okaże się, że nie są one poprawne politycznie , a zwłaszcza gdy przebieraniec-cenzor przegrywa w dyskusji następuje seria ostrzeżeń pod dowolnym zmyślonym pretekstem zwykle kończąca się banem. Temu procederowi wielce pomocny jest celowo niejasny , mętny i niejednoznaczny regulamin forum, w którym user nie posiada żadnych praw, a moderator żadnych obowiązków.

Na szczęście fora nie są „składnikiem” niezbędnym do życia :)

W sumie to wręcz przeciwnie. Zabierają czas, który można zainwestować w realne życie.

A jeżeli ktoś nie może się obyć bez cyberegzystencji, to obecnie wszelkiej maści for jest na tyle dużo, że dla każdego znajdzie się takie, na którym będzie współgrał z częstotliwością modów ;)

 

Jesteś przemiłą osobą, I suppose. Ale bardzo naiwną. Wniosek wynika z Twojego ustawiania się od razu po stronie silniejszego.

Masz na myśli Hysterusa? :)

Nie tyle ustawiłam się po jego stronie, co skorzystałam z jego pragmatycznego podejścia do sytuacji, jaka zaistniała w dość długiej już dyskusji :)

Jego wypowiedź była dla mnie m.in. zwrotnym potwierdzeniem moich wcześniejszych spostrzeżeń, dotyczących np. tego, że pomimo pytań, jakie pojawiły się na początku rozmowy, Arkenas nie tyle jest w rzeczywistości zainteresowany poznaniem mojego punktu widzenia, ile przekonaniem mnie do swoich racji, a lekceważący styl jego wypowiedzi jest skutkiem tego, że mój spokój i cierpliwość odebrał najwyraźniej jako słabość i naiwność.

Dlatego też podziękowałam mu za pokazanie mi prawdziwego charakteru tego zamieszania, a w odniesieniu do postu Arkenasa wyraziłam stanowisko, jakie onegdaj ustaliło konsylium modów na tym forum.

 

Aby nastąpił dalszy ciąg dyskusji, jakiś user musiałby nawiązać do przykładów używania ekskomuniki w historii KrK i obecnie.

Nie wkopywałam się nigdy głębiej w ten temat, ale tak naprędce: temat ks. Wojciecha Lemańskiego (czas obecny).

Biorąc pod uwagę głoszone przez niego poglądy, powinien on już dawno zostać ekskomunikowany. A jednak władze kościelne nadal nie podjęły działań w tym kierunku.

Skoro zatem tak długo nie potraktowali ekskomuniką osoby, która głośno i publicznie nie tylko wyraża opinie sprzeczne z nauką Kościoła, ale aktywnie atakuje instytucję i hierarchów (czasem słusznie), to istnienie ekskomuniki nie powinno być przyczyną jakichkolwiek obaw dla osób, dla których Kościół (jako Wspólnota) jest jedynie drogą poznawania Boga.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No... tak :) PŚ raczej dość ciężko wchodzi, więc przeczytanie go całego może być niemałym wyczynem, co sprawia, że niewielu śmiałkom udało się to osiągnąć. Dlatego obstawiam, że Biblii nie przeczytałaś. A pytam, żeby wiedzieć, czy wiesz o czym mówisz :)

Gdybyś się zagłębił odrobinę bardziej w dyskusję (przeczytał wcześniejsze posty) wiedziałbyś, zę czytałam Biblię kilka razy. I ST i NT.

Jako Księgę na poważnie, jako książkę, przypowieść, opowiastkę.... Rożnie min po to, by móc dyskutować na różnych poziomach ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdybyś się zagłębił odrobinę bardziej w dyskusję (przeczytał wcześniejsze posty) wiedziałbyś, zę czytałam Biblię kilka razy. I ST i NT.

Jako Księgę na poważnie, jako książkę, przypowieść, opowiastkę.... Rożnie min po to, by móc dyskutować na różnych poziomach ;)

 

Wiele razy podkreślałem, że nie zagłębiałem się w dyskusję. Tam jest za dużo spamu i nie potrzebnych flame'ów, szkoda na to życia :)

 

Podziwiam, podziwam... :) Biblię jako opowiastkę :D

 

Boshe boshe... Zaczynasz pisać z sensem... ;)

Czy powiesz coś więcej na ten temat? :) Bo to w sumie bardzo interesujący temat dla mnie: katolicyzm jako ezoteryzm? Chciałbym poznać Wasze zdania :)

Edytowane przez koteł
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Biblię jako opowiastkę :D

No tak... Bo można to poczytać na serio i brać jako drogowskaz życia ale poczytanie tegp, jak po prostu historii narodu wybranego też dużo pokazuje / obrazuje.

 

 

Czy powiesz coś więcej na ten temat? :) Bo to w sumie bardzo interesujący temat dla mnie: katolicyzm jako ezoteryzm? Chciałbym poznać Wasze zdania :)
Ale wiesz, ze ja stoję po stronie ezo nie po stronie katolików?

A wpis był do tego, ze zauważasz, ze na mszach są pogańskie symbole wykorzystywane.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Eeee, nie przesadzaj ;)

W ilości postów zamieszczanych dziennie nawet nie doganiam tutejszej średniej ;)

 

Tu zdecydowanie nie chodziło o ilość postów...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No tak... Bo można to poczytać na serio i brać jako drogowskaz życia ale poczytanie tegp, jak po prostu historii narodu wybranego też dużo pokazuje / obrazuje.

Oczywiście, że tak. Intryguje mnie tylko zdrobnienie - "opowiastka" :)

Ale wiesz, ze ja stoję po stronie ezo nie po stronie katolików?

A wpis był do tego, ze zauważasz, ze na mszach są pogańskie symbole wykorzystywane.

Po 1. co za różnica po której stronie stoisz?

Po 2. Żeby stać po stronie ezo, a nie katolików, musi być konflikt ezo-katolicyzm. A ja tu takie nie widzę. Widzę konflikt katolicyzm jako ezoteryka - katolicyzm to nie ezoteryka :) Ja stroję po tej drugiej stronie.

 

No to przeceniłaś mnie. Nie chodziło mi o pogańskie symbole, bo jeszcze nie za bardzo je dostrzegam :) Chodziło mi ogólnie, bardzo wiele czynności czy słów jest symbolami, albo "magicznymi gestami" mającymi psychologiczny wpływ (klękanie, opuszczanie głowy, unoszenie rąk "jak dziecko do ojca"). Zupełnie jak w rytach magicznych.

 

Do tego dochodzi tajemnica. Teoretycznie ludzie nieochrzczeni powinni wyjść w połowie Mszy, jeśli są na niej, bo to co będzie potem jest tajemnicą tylko dla wtajemniczonych. A to jest definicja ezoteryki wg sjp pwn.

Edit:

Tak się zastanawiam co w Mszy jest tą tajemnicą i nie mogę znaleźć potwierdzenia tego w Internetach. Może usłyszałem to z jakiegoś niepewnego źródła, albo katolicy po prostu nie przykładają do tego takiej wagi. Spróbuję zasięgnąć języka i dać więcej konkretów. Chyba, że ktoś tutaj się orientuje? :)

Edytowane przez koteł
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście, że tak. Intryguje mnie tylko zdrobnienie - "opowiastka" :)

Ja tak po prostu czasem mam. Takie moje skróty myślowe ;)

 

Po 1. co za różnica po której stronie stoisz?

Duża.

Zobacz na mnie i Caliah ;)

 

No to przeceniłaś mnie. Nie chodziło mi o pogańskie symbole, bo jeszcze nie za bardzo je dostrzegam :) Chodziło mi ogólnie, bardzo wiele czynności czy słów jest symbolami, albo "magicznymi gestami" mającymi psychologiczny wpływ (klękanie, opuszczanie głowy, unoszenie rąk "jak dziecko do ojca"). Zupełnie jak w rytach magicznych.

 

Do tego dochodzi tajemnica. Teoretycznie ludzie nieochrzczeni powinni wyjść w połowie Mszy, jeśli są na niej, bo to co będzie potem jest tajemnicą tylko dla wtajemniczonych. A to jest definicja ezoteryki wg sjp pwn.

Nie przeceniłam aż tak, jak widzę, bo chwytasz o co chodzi. Powiedzmy ;)

Nie chce mi się wertować całego wątku, żeby potwierdzić moją teorię, jednak z powyższych postów, wg mnie, idziesz dobrą drogą :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...