Skocz do zawartości

Z morałem...


summer44

Rekomendowane odpowiedzi

Pewnego dnia, na placu targowym, pośród tłumu ludzi siedział niewidomy z kapeluszem na datki i kartonikiem z napisem: "Jestem ślepy, proszę o pomoc"

Pewien mężczyzna, który przechodził obok niego, zauważył, że jego kapelusz jest prawie pusty, zaledwie parę groszy...

Wrzucił mu parę monet, po czym bez pytania niewidomego o zgodę wziął jego kartonik, odwrócił na druga stronę i napisał coś....

Tego samego popołudnia, ten sam mężczyzna znowu przechodził obok tego samego niewidomego i zauważył, że tym razem jego kapelusz jest pełen monet.

Niewidomy rozpoznał kroki tego człowieka i zapytał go czy to on odwrócił kartonik i co na nim napisał......

Mężczyzna odpowiedział: " nic co nie byłoby prawdą. Przepisałem Twoje zdanie tylko troszkę inaczej."

Uśmiechnął się i oddalił.

Niewidomy nigdy się nie dowiedział, że na jego kartoniku było napisane:

"dzisiaj wszędzie dookoła jest wiosna.. A ja nie mogę jej zobaczyć..."

 

Zmień swoją strategię jeśli coś nie jest tak jak być powinno. A zobaczysz, że będzie lepiej...

 

A jeśli któregoś dnia ktoś zarzuci Ci, że Twoja praca nie jest profesjonalna, powiedz sobie, że Arkę Noego zbudowali amatorzy a Titanica profesjonaliści...:_okok::_okok::_okok:

Edytowane przez summer44
Zmiana tytułu
  • Lubię to! 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

BAJKA O MIŁOŚCI

Dawno, dawno temu, na oceanie istniała wyspa, którą zamieszkiwały emocje, uczucia oraz ludzkie cechy - takie jak: dobry humor, smutek, mądrość, duma; a wszystkich razem łączyła miłość.

 

Pewnego dnia mieszkańcy wyspy dowiedzieli się, że niedługo wyspa zatonie. Przygotowali swoje statki do wypłynięcia w morze, aby na zawsze opuścić wyspę. Tylko miłość postanowiła poczekać do ostatniej chwili.

 

Gdy pozostał jedynie maleńki skrawek lądu, miłość poprosiła o pomoc.

 

Pierwsze podpłynęło bogactwo na swoim luksusowym jachcie. Miłość zapytała:

 

- Bogactwo, czy możesz mnie uratować?

 

- Niestety nie. Pokład mam pełen złota, srebra i innych kosztowności. Nie ma tam już miejsca dla ciebie - odpowiedziało Bogactwo.

 

Druga podpłynęła Duma swoim ogromnym czteromasztowcem.

 

- Dumo, zabierz mnie ze sobą! - poprosiła Miłość.

 

- Niestety nie mogę cię wziąźć! Na moim statku wszystko jest uporządkowane, a ty mogłabyś mi to popsuć... - odpowiedziała Duma i z dumą podniosła piękne żagle.

 

Na zbutwiałej lódce podpłynął Smutek.

 

- Smutku, zabierz mnie ze sobą! - poprosiła Miłość.

 

- Och, Miłość, ja jestem tak strasznie smutny, że chcę pozostać sam - odrzekł Smutek i smutnie powiosłował w dal.

 

Dobry humor przepłynął obok Miłości nie zauważając jej, bo był tak rozbawiony, że nie usłyszał nawet wołania o pomoc.

 

Wydawało się, że Miłość zginie na zawsze w głębiach oceanu...

 

Nagle Miłość usłyszała:

 

- Chodź! Zabiorę cię ze sobą! - powiedział nieznajomy starzec.

 

Miłość była tak szczęśliwa i wdzięczna za uratowanie życia, że zapomniała zapytać kim jest jej wybawca.

 

Miłość bardzo chciała się dowiedzieć kim jest ten tajemniczy starzec. Zwróciła się o poradę do Wiedzy.

 

- Powiedz mi proszę, kto mnie uratował?

 

- To był Czas - odpowiedziała Wiedza.

 

- Czas? - zdziwiła się Miłość. - Dlaczego Czas mi pomógł?

 

- Tylko Czas rozumie, jak ważnym uczuciem w życiu każdego człowieka jest Miłość - odrzekła Wiedza.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Młoda kobieta wracała do domu z pracy samochodem. Jechała bardzo ostrożnie, gdyż auto było nowiutkie, wczoraj odebrane i opłacone z oszczędności

męża, który z wielu rzeczy zrezygnował, by móc kupić właśnie ten model.

 

Na bardzo zatłoczonym skrzyżowaniu kobieta zawahała się przez moment i to wystarczyło, by uderzyła zderzakiem w tył innego samochodu. Wybuchła płaczem. Jak będzie mogła wytłumaczyć tę szkodę mężowi?

 

Kierowca drugiego auta był wyrozumiały, ale wytłumaczył jej, że muszą wymienić sobie numery prawa jazdy i inne dane. Kobieta szukała dokumentów w plastikowej torbie. Wypadł z niej kawałek papieru. Zdecydowanym charakterem pisma napisane były te słowa: "Gdy zdarzy się wypadek... pamiętaj skarbie, że ja kocham Ciebie, a nie auto!".

 

Powinniśmy o tym zawsze pamiętać. To ludzie są najważniejsi, a nie przedmioty. Ileż to czynimy dla przedmiotów, aut, domów, organizacji, materialnej wydajności!

 

Gdybyśmy poświęcali taki sam czas i taką samą uwagę osobom, świat byłby inny. Powinniśmy znaleźć czas na słuchanie, na patrzenie sobie w oczy, na wspólny płacz, na dodawanie sobie otuchy, na śmiech, spacer... tylko to zabierzemy przed oblicze Boga. Nas i naszą umiejętność kochania. Nie rzeczy, nie ubrania, ani nie to ciało...

 

Pewien tatuś i jego synek szli chodnikiem miejskiej ulicy, przy której znajdowały się sklepy i wielkie magazyny. Tatuś niósł torbę pełną paczek i ze złości mówił do dziecka:

 

- Kupiłem ci czerwony kombinezon, kupiłem ci robota, kupiłem ci zestaw piłkarzy... Co jeszcze mam ci kupić?

 

- Weź mnie za rękę - odpowiedziało dziecko

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie uciekaj przed problemami...zawsze jest sposób by je rozwiązać...

 

Pewien człowiek wiecznie czuł się przygnębiony trudnościami życia.

Pewnego razu poskarżył się znanemu mistrzowi życia duchowego.

 

„Nie mogę tak dłużej! Życie stało się nie do zniesienia.”

 

Mistrz wziął garść popiołu i wrzucił do szklanki z kryształowo czystą wodą do picia, która stała przed nim i rzekł:

 

„To są twoje cierpienia.”

 

Woda w szklance zabrudziła się, zmętniała. Mistrz wylał ją.

Mistrz wziął garść popiołu tak jak poprzednim razem i rzucił w morze.

W jednej chwili popiół rozproszył się w morzu, a woda morska pozostała tak samo czysta jak przedtem.

 

„Widzisz?”zapytał mistrz.

„Każdego ranka musisz zdecydować czy masz być szklanką wody czy morzem.”

 

Zbyt wiele jest małych serc, zbyt wiele dusz zalęknionych, zbyt wiele zamkniętych umysłów i sparaliżowanych ramion. Najpoważniejszym brakiem naszych czasów jest brak ODWAGI.

 

Nie chodzi o głupią zuchwałość, nieświadomą pochopność, ale o prawdziwą odwagę, która w obliczu każdego problemu pozwala powiedzieć:„Z pewnością jest jakieś rozwiązanie i będę go szukał i znajdę”.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak sól

 

Żył sobie kiedyś pewien król, który nosił szlachetne imię Henryk Mądry. Posiadał trzy córki, o imionach: Alba, Bettina i Szarlota. W skrytości król najbardziej uwielbiał Szarlotę. Będąc zmuszony do tego, aby zdecydować o tym, która z nich będzie następczynią tronu, wezwał je wszystkie do siebie i zapytał: "Moje kochane córki, jak bardzo mnie kochacie?".

 

Najstarsza odpowiedziała mu: "Ojcze, kocham cię jak światło dnia, jak słońce, które obdarowuje drzewa swoim ciepłem. Ty jesteś moim światłem!".

 

Szczęśliwy król, kazał usiąść Albie przy swojej prawicy, po czym zawołał drugą córkę. Bettina powiedziała mu: "Ojcze, kocham cię jak największy skarb świata, twoja mądrość jest o wiele cenniejsza od złota i drogocennych kamieni. Ty jesteś moim bogactwem!".

 

Pocieszony i uszczęśliwiony wyznaniem córki ojciec, kazał jej usiąść po swojej lewicy. Potem zawołał Szarlotę. "A ty, moja malutka, jak bardzo mnie kochasz?" - zapytał ją z czułością. Dziewczyna spojrzała mu prosto w oczy i powiedziała bez żadnego wahania: "Ojcze, kocham cię tak bardzo jak sól kuchenną!".

 

Król zaniemówił: "Co powiedziałaś?"

 

"Ojcze, kocham cię jak sól kuchenną?".

 

Król nie zdołał powstrzymać swego gniewu i krzyknął ze złością: "Niewdzięcznico! Jak śmiesz traktować mnie w ten sposób ty, która byłaś jasnością moich oczu. Precz ode mnie! Pozbawiam się mojego ojcostwa i każę ci się wynieść!".

 

Biedna Szarlota, nie mogąc powstrzymać się od płaczu, musiała opuścić dwór i królestwo swego ojca. Zaczęła więc pracować w kuchni ościennego króla. A że była piękna, dobra i umiała wspaniale gotować, już w niedługim czasie została główną kuchmistrzynią króla.

 

Pewnego dnia przybył z wizytą do pałacu król Henryk. Wszyscy mówili o nim, że był bardzo smutny i samotny. Miał trzy córki, ale pierwsza z nich uciekła z pewnym kalifornijskim gitarzystą. Druga wyjechała do Australii, aby hodować kangury, a najmłodsza z nich została wygnana przez samego króla.

 

Szarlota natychmiast rozpoznała swojego ojca. Poszła zaraz do kuchni i zaczęła przygotowywać najwspanialsze potrawy. Jednak zamiast dodawać do nich soli dosypywała cukier.

 

Podczas całego obiadu wszyscy kręcili nosami i robili miny: każdy próbował jakieś danie i w chwilę po tym w nieprzyzwoity sposób wypluwał je w serwetkę.

 

Rozwścieczony król nakazał przywołać do siebie kucharkę.

 

Wezwana Szarlota powiedziała wtedy spokojnie: "Kiedyś mój ojciec wygnał mnie z domu za to, że powiedziałam mu, iż kocham go jak sól kuchenną, która nadaje smak wszystkim potrawom. Właśnie dlatego nie chcąc mu robić kolejnej przykrości dodałam do wszystkich potraw cukier".

 

Król Henryk podniósł się ze łzami w oczach: "To sól mądrości przemawia przez twoje słowa, moja córko. Przebacz mi i przyjmij moją koronę".

 

Zarządzono wielkie przyjęcie, a wszyscy zaproszeni płakali z radości: ówczesne królewskie kroniki zaświadczają, że wszystkie ich łzy były słone.

 

 

Bruno Ferrero

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przypowieśc o starym budowniczym...

Stary budowniczy chciał przejść na emeryturę. Powiedział o tym swojemu pracodawcy, a ten poprosił go o to, aby zbudował jeszcze jeden dom. Budowniczy zgodził się, ale z czasem było widać, że nie przykłada się do pracy. Był niedokładny, używał słabych materiałów do budowy i wszystko robił, żeby tylko szybciej skończyć.

Kiedy skończył, pracodawca przyszedł na inspekcję domu. Stanął w drzwiach wejściowych wyciągnął klucze z kieszeni i powiedział do budowniczego: - To Twój dom, przyjmij go jako prezent ode mnie za te wszystkie lata pracy. Budowniczy był w szoku.

Co za wstyd! Gdyby budowniczy wiedział, że budował dla siebie, wszystko zrobiłby inaczej.

 

Tak samo jest z nami. Budujemy swoje życie dzień po dniu i często nie wysilamy się za bardzo. Później jesteśmy w szoku, kiedy zdajemy sobie sprawę, że tym życiem które budowaliśmy w niewłaściwy sposób, musimy teraz żyć. Gdybyśmy tylko wiedzieli, że to dla nas....

Gdybym tylko wiedział, że angielski będzie mi potrzebny ....

Gdybym tylko wiedział, że to tak się skończy, to nie robiłabym tego...

Gdybym tylko wiedział, że nie wolno tak robić....

Gdybym wiedział, że się przewrócę to bym usiadł...

Ile razy powtarzaliśmy sobie w duchu te zdania, albo podobne? Ile razy pukaliśmy się w głowę, myśląc: "Jak mogłam tak zrobić?", albo "Jak mogłam tego nie zrobić?"

 

Błędy zdarzają się każdemu i nie ma w tym nic złego. Gorzej jest jednak, kiedy z błędów nie wyciągamy żadnych wniosków lub nawet nie próbujemy zrobić wszystkiego, aby tym błędom zapobiec.

Przecież to my jesteśmy budowniczymi swojego życia i każdego dnia, deska po desce, budujemy je. To w jaki sposób budujesz zależy wyłącznie od nas.

Ktoś kiedyś powiedział, że życie to projekt - zrób go sam!

Nasze podejście i wybory, jakie podejmujemy, budują nasze życie - dom, w którym jutro będziemy żyli.

 

Toteż....

* rozwijajmy w sobie pozytywne emocje, takie jak szczęście, radość, być może pasje...

* zmieńmy swoje spojrzenie na przyszłość oraz jej zawartość - by pamiętać tylko to, co pozwoli być lepszym i bardziej zadowolonym z życia

* cieszmy się z każdego dnia

* umiejmy radzić sobie ze stresem i cieszyć się życiem, zamiast zamartwiać się i wiecznie denerwować

* zmieńmy złe nawyki na coś pozytywnego i dobrego

 

przecież nie urodziliśmy się, potrafiąc chodzić, pisać, czytać i mówić, prawda? Tych wszystkich umiejętności nauczono nas kiedy ich potrzebowaliśmy. Dlaczego nie mielibyśmy nauczyć się tego właśnie teraz, być może tego nowego spojrzenia na przyszłość, którego teraz być może nam potrzeba? (jak wówczas, gdy potrzebowaliśmy nauki chodzenia, mówienia... itp)

 

" Życie jest zmianą. Jeśli przestaniesz się zmieniać, przestaniesz żyć"

/ Rainer Haak/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"MOC CZŁOWIEKA"

Dawno, dawno temu w górach Tybetu zebrali się mędrcy tego świata znający tajemnice mocy człowieka. Wiedzieli, że czasem ludzie robią rzeczy straszne i wykorzystują ową potęgę przeciwko sobie. Postanowili więc ukryć moc człowieka przed nim samym. Długo medytowali, dyskutowali, szukając najlepszego miejsca na świecie. Jeden z mędrców powiedział: ” Ukryjmy tę moc w najgłębszej kopalni świata, zasypmy ją kamieniami i ogromnymi głazami- człowiek tam jej nie znajdzie” ale inni kręcili głowami mówiąc:” człowiek to arcyciekawe stworzenie, lubi badać głębokie pieczary-z pewnością ją znajdzie”

Drugi mędrzec powiedział: ” Ukryjmy moc człowieka na dnie najgłębszego oceanu, postawmy na straży żarłoczne ryby i niebezpieczne prądy- nie znajdzie jej”. Ale inni twierdzili: “I tam zagoni człowieka ciekawość i chęć przeżycia przygody- znajdzie ją”.

Następny radził, aby moc człowieka umieścić na szczycie najwyższej góry, zasypać ją śniegiem, zakuć w wiecznym lodzie, na straży postawić wicher i mróz- ale i te przeszkody zdawały się być za małym wyzwaniem dla nieposkromionej żądzy zdobywania, od wieków mieszkającej w ludziach.

I kiedy zdawało się, że nie ma już takiego miejsca, gdzie można by ukryć ludzką moc, najstarszy z mędrców powiedział:” Ukryjcie tę moc w samym człowieku, tam na pewno nie będzie jej szukał. Do głowy mu nie przyjdzie, że wszystko co najwspanialsze na świecie ma właśnie w sobie!”

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właściciel sklepu przytwierdził nad wejściem tabliczkę z napisem: "Szczeniaki na sprzedaż".

Takie ogłoszenia zazwyczaj przyciągają dzieci, toteż niebawem w sklepie pojawił się mały chłopiec.

- Po ile pan sprzedaje swoje szczeniaki? - zapytał.

- Tak po 30 do 50 dolarów - odparł właściciel.

Chłopczyk sięgnął do kieszeni i wydobył z niej kilka drobnych monet.

- Mam 2 dolary i 37 centów - powiedział. - Czy mógłbym zobaczyć te pieski, proszę pana?

Sprzedawca uśmiechnął się i zagwizdał. Z budy wyszła Lady. Truchtem pobiegła przez sklep,

a za nią potoczyło się pięć malusieńkich, drobniuteńkich kuleczek.

Jedno ze szczeniąt wyraźnie zostawało w tyle. Chłopiec natychmiast wskazał na nie nadążającego

za resztą, kulejącego psiaka i spytał:

- Co mu się stało?

Właściciel wyjaśnił mu, że badał go już weterynarz i okazało się, że psiak ma niewłaściwą budowę biodra.

Zawsze już będzie kulał, na zawsze pozostanie kaleką.

Chłopiec zapalił się natychmiast.

- Właśnie tego szczeniaka chciałbym kupić! - oznajmił.

- Nie, nie. To niemożliwe, byś chciał kupić tego pieska - odparł sprzedawca. - Jeśli naprawdę ci na nim zależy, po prostu ci go dam.

Chłopczyk wyglądał na poważnie zdenerwowanego. Spojrzał właścicielowi prosto w oczy i wskazując palcem, odezwał się:

- Nie chcę, żeby pan mi go dawał. Ten piesek jest wart co do grosza tyle samo co pozostałe szczeniaki i zapłacę za niego całą sumę.

Właściwie, to zapłacę panu teraz tylko 2 dolary i 37 centów, lecz co miesiąc będę przynosił 50 centów, dopóki go nie spłacę.

Sprzedawca zaoponował:

- Ależ ty nie możesz chcieć takiego psa. On nigdy nie będzie mógł biegać, skakać, bawić się z tobą tak, jak inne szczeniaki.

Chłopczyk schylił się i podwinął lewą nogawkę spodni, odsłaniając kaleką nogę, wspieraną dużą metalową klamrą. Spojrzał na właściciela sklepu i odparł cicho:

- Cóż, ja sam dobrze nie biegam, a ten szczeniak potrzebuje kogoś, kto to zrozumie!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewnym ludziom w pewnym mieście urodziło sie dziecko -

niewidome i głuche...matka popadła w rozpacz, ojciec nie chciał na

dziecko nawet patrzec - wiadomo, ze nieszczęście i wszyscy to

rozumieli...

 

w innym mieście, innym ludziom urodziło sie dziecko, tez niewidome i

głuche...matka popadła w rozpacz, a ojciec?

ojciec mówi do matki - kochanie, nasze dziecko ma braki, ale

pamiętasz jak mówiłaś, ze chcesz zrobic w życiu coś wielkiego? i

właśnie ten czas chyba nadszedł, bo możesz swoim podejściem do

naszego dziecka zrobic rzecz wielka...możemy razem wymyślac sposoby

na danie naszemu dziecku tak dużo, jak tylko to możliwe, możemy

zostac ekspertami w tej dziedzinie, mamy wręcz nieograniczone

możliwości twórcze...nasze dziecko może byc jak Helen Keller albo

może byc innym niesamowitym przypadkiem...przyjmijmy nasze dziecko

nie jako brzemię, ale jako dar...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powiadają, że pewnego razu spotkały się na Ziemi wszystkie uczucia i cechy ludzkich istot.

I tak: Gdy Znudzenie ostentacyjnie ziewnęło po raz trzeci, Szaleństwo, jak zwykle obłędnie dzikie, zaproponowało: - Pobawmy się w chowanego!

Intryga, niezmiernie zaintrygowana, uniosła tylko lekko brwi, a Ciekawość, nie mogąc się powstrzymać, spytała z typowym dla siebie zainteresowaniem:

- W chowanego? A co to takiego?

- To zabawa - wyjaśniło żywo Szaleństwo - polegająca na tym, iż ja zakryję sobie oczy i powoli zacznę liczyć do miliona.

 

W międzyczasie wy wszyscy dobrze się schowacie, a gdy skończę liczyć, moim zadaniem będzie was odnaleźć.

Pierwsze z was, na którego kryjówkę trafię, zajmie moje miejsce w następnej kolejce.

 

Podekscytowany Entuzjazm zaczął tańczyć w towarzystwie Euforii, Radość podskakiwała tak wesoło, iż udało się jej przekonać do gry Wątpliwość, a nawet Apatię, której nigdy niczym nie dało się zainteresować.

Jednakże nie wszyscy chcieli się przyłączyć.

Prawda wolała się nie chować, w końcu i tak zawsze ją odkrywano.

Duma stwierdziła, że zabawa jest głupia, ale tak naprawdę w głębi duszy gryzło ją, iż pomysł wyszedł od kogo innego.

Tchórzostwo z kolei nie chciało ryzykować.

 

- Raz, dwa, trzy - zaczęło liczyć Szaleństwo.

Najszybciej schowało się Lenistwo, osuwając się za pierwszy lepszy napotkany kamień.

Wiara pofrunęła do nieba, a Zazdrość ukryła się w cieniu Triumfu, który z kolei wspiął się o własnych siłach hen!

Na sam szczyt najwyższego drzewa.

Wspaniałomyślność długo nie mogła znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca,

gdyż wszystkie kryjówki wydawały się jej idealne dla przyjaciół: krystalicznie czyste jezioro było wymarzonym miejscem dla Piękności, dziupla - w sam raz dla Nieśmiałości, motyle skrzydła stworzono dla Zmysłowości, powiew wiatru okazał się natomiast najlepszy dla Wolności.

W końcu Wspaniałomyślność schowała się za promyczkiem słońca.

Z kolei Egoizm znalazł sobie, jak sądził, wspaniałe miejsce: wygodne i przewiewne, a co najważniejsze - przeznaczone tylko, tylko dla niego.

Kłamstwo schowało się na dnie oceanów, a może skłamało i tak naprawdę ukryło się za tęczą? Pasja i Pożądanie w porywie gorących uczuć, wskoczyli w sam środek wulkanu.

Niestety wyleciało mi z pamięci, gdzie skryło się Zapomnienie, lecz to przecież mało ważne.

Gdy Szaleństwo liczyło dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć

Miłość jeszcze nie zdołała znaleźć sobie odpowiedniego miejsca.

W ostatniej chwili odkryła jednak zagajnik dzikich róż i schowała się wśród ich krzaczków.

- Milion - krzyknęło na końcu Szaleństwo

i dziarsko zabrało się do szukania.

Od razu, rzecz jasna, odnalazło schowane parę kroków dalej Lenistwo.

Chwilę potem usłyszało Wiarę rozmawiającą w niebie z Panem Bogiem.

W ryku wulkanów wyczuło natomiast obecność Pasji i Pożądania.

Następnie, przez przypadek, odnalazło Zazdrość, co szybko doprowadziło je do kryjówki Triumfu.

Egoizmu nie trzeba było wcale szukać, gdyż jak z procy wyleciał ze swej kryjówki, kiedy okazało się, iż wpakował się w sam środek gniazda dzikich os.

Trochę zmęczone szukaniem Szaleństwo przysiadło na chwilę nad stawem i w ten sposób znalazło Piękność.

Jeszcze łatwiejsze okazało się odnalezienie Wątpliwości, która, niestety, nie potrafiła się zdecydować, z której strony płotu najlepiej się ukryć.

W ten sposób wszyscy zostali znalezieni: Talent wśród świeżych ziół, Smutek - w przepastnej jaskini, a Zapomnienie... cóż, już dawno zapomniało, iż bawi się w chowanego.

Do znalezienia pozostała tylko Miłość.

Szaleństwo zaglądało za każde drzewko, sprawdzało w każdym strumyczku, a nawet na szczytach gór i już, już miało się poddać, gdy odkryło niewielki różany zagajnik.

Patykiem zaczęło odgarniać gałązki...

Wtem wszyscy usłyszeli przeraźliwy okrzyk bólu.

Stało się prawdziwe nieszczęście!

Różane kolce zraniły Miłość w oczy.

Szaleństwu zrobiło się niezmiernie przykro, zaczęło prosić, błagać o przebaczenie, aż w końcu poprzysięgło zostać przewodnikiem ślepej z jego winy przyjaciółki.

I to właśnie od tamtej pory, od czasu, gdy po raz pierwszy bawiono się na Ziemi w chowanego, Miłość jest ślepa i zawsze towarzyszy jej Szaleństwo.

 

"www.kedzierzyn.gsi.pl/bajki_z_moralem/miedzy_nami_bajka_o_milosci_i_szalenstwie.htm"

Autor M.Podleśny

  • Lubię to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po piaszczystej drodze szła niziutka staruszka.

Chociaż była już bardzo stara, to jednak szła tanecznym krokiem,

a uśmiech na jej twarzy był tak promienny, jak uśmiech młodej,

szczęśliwej dziewczyny. Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać.

Na drodze ktoś siedział, ale był tak skulony, że prawie zlewał się z piaskiem.

Staruszka zatrzymała się, nachyliła nad niemal bezcielesną istotą i zapytała:

"Kim jesteś?" Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy,

a blade wargi wyszeptały: "Ja? ... Nazywają mnie smutkiem"

"Ach! Smutek!", zawołała staruszka z taką radością, jakby spotkała dobrego znajomego.

"Znasz mnie?", zapytał smutek niedowierzająco.

"Oczywiście, przecież nie jeden raz towarzyszyłeś mi w mojej wędrówce.

"Tak sądzisz ..., zdziwił się smutek, "to dlaczego nie uciekasz przede mną.

Nie boisz się?" "A dlaczego miałabym przed Tobą uciekać, mój miły?

Przecież dobrze wiesz, że potrafisz dogonić każdego, kto przed Tobą ucieka.

Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny?" "Ja ... jestem smutny."

odpowiedział smutek łamiącym się głosem.

Staruszka usiadła obok niego. "Smutny jesteś ...",

powiedziała i ze zrozumieniem pokiwała głową. "A co Cię tak bardzo zasmuciło?"

Smutek westchnął głęboko.

Czy rzeczywiście spotkał kogoś, kto będzie chciał go wysłuchać?

Ileż razy już o tym marzył. "Ach, ... wiesz ...", zaczął powoli i z namysłem,

"najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi.

Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi

i towarzyszyć im przez pewien czas.

Ale gdy tylko do nich przyjdę, oni wzdrygają się z obrzydzeniem.

Boją się mnie jak morowej zarazy." I znowu westchnął.

"Wiesz ..., ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić.

Mówią: tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać.

A ich fałszywy śmiech jest przyczyną wrzodów żołądka i duszności.

Mówią: co nie zabije, to wzmocni. I dostają zawału.

Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać.

I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane.

Mówią: tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez.

Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, byle by tylko nie czuć mojej obecności."

"Masz rację,", potwierdziła staruszka, "ja też często widuję takich ludzi."

Smutek jeszcze bardziej się skurczył. "Przecież ja tylko chcę pomóc każdemu człowiekowi.

Wtedy gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą.

Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany.

Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy.

Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany,

która co pewien czas się otwiera. A jak to boli!

Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem

i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany.

Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał.

Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem.

Albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia." Smutek zamilkł.

Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze,

potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem.

Staruszka serdecznie go objęła i przytuliła do siebie.

"Płacz, płacz smutku.", wyszeptała czule.

"Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił.

Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam.

Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim towarzystwie zniechęcenie już nigdy Cię nie pokona."

Smutek nagle przestał płakać.

Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę:

"Ale ... ale kim Ty właściwie jesteś?"

"Ja?", zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym tak beztrosko,

jak małe dziecko. "JA JESTEM NADZIEJA!"

 

PS: Osobiście dla mnie jest to najważniejszy post...

Edytowane przez summer44
dodatek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ładna bajka - niebajka i taka prawdziwa.

Tylko ten, kto doznał prawdziwej rozpaczy, a odnalazł w sobie nadzieje tylko ten jest tak naprawde szczęśliwy.

Bo nie to co wydaje się "tragedią" musi się nią okazać.:_okok:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

NIE ODTRĄCAJ..

Nie odtrącaj ręki, która ci poprawia szalik pod szyją,

przygładza włosy, strzepuje kurz z płaszcza;

nie denerwuj się, gdy cię wypytują o to,

jak się czujesz, czy cię głowa nie boli,

czy nie jesteś zaziębiony, jak ci się spało,

czy masz jakieś zmartwienie;

nie narzekaj,że się tobą interesują, że się wtrącają w twoje sprawy;

nie narzekaj, że cię upominają, ostrzegają,

przekonują.

Bo przyjdzie taki czas, bo dojdziesz do tego,

że nikogo nie będziesz obchodził, że nikt nie będzie cię pytał,

ani ostrzegał, ani prosił.

Stanie się to, czego chciałeś:

nikt się nie będzie tobą interesował.

Zostaniesz sam.

A gdy przyjdzie tragedia, wtedy może zabraknąć ręki,

która by cię uratowała przed rozpaczą.

Nie odtrącaj od siebie przyjaźni,

bo nie można jej znajdować w nieskończoność

  • Lubię to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W pewnym zakątku świata żyło kiedyś dwoje małżonków, których miłość nie przestawała rosnąć od pierwszego dnia ich ślubu. Byli bardzo ubodzy i wiedzieli, że każdy z nich nosił w swoim sercu niezaspokojone pragnienie: on miał w swojej kieszeni złoty zegarek, który otrzymał od swojego ojca. Z całego serca marzył o złotym łańcuszku. Ona posiadała długie, piękne i jasne włosy, a marzyła o perłowym grzebieniu, którym, niby diademem, mogłaby je ozdabiać.

 

Z biegiem lat mężczyzna coraz bardziej marzył o grzebieniu, kobieta natomiast robiła wszystko, aby móc zdobyć dla męża złoty łańcuszek.

 

Od długiego czasu wcale o nich nie rozmawiali, ale ich serca nie przestawały myśleć o tym ukrytym marzeniu.

 

Rano w dziesiątą rocznice ich ślubu, małżonek spostrzegł zbliżającą się w jego stronę uśmiechniętą żonę. Jej głowa była pięknie ostrzyżona i nie posiadała już swoich lśniących i długich włosów.

 

- Co z nimi zrobiłaś, kochana? - zapytał pełen zdziwienia.

 

Żona otworzyła swoje ręce, w których migotał złoty łańcuszek.

 

- Sprzedałam je, aby móc kupić złoty łańcuszek do twojego zegarka.

 

- Ach, kochanie, co ty zrobiłaś? - powiedział mężczyzna, otwierając dłonie, w których trzymał cudowny perłowy grzebień. - Ja właśnie sprzedałem zegarek, aby ci móc kupić grzebień.

 

I tak, wpadli sobie w objęcia, szczęśliwi z tego, że mają siebie nawzajem.

 

 

([email protected])

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewna kobieta podlewała rośliny w swoim ogrodzie, kiedy zobaczyła trzech staruszków, z wypisanymi na twarzy latami doświadczeń, którzy stali naprzeciw jej ogrodu.

 

Ona nie znała ich, więc powiedziała:

 

- Nie wydaje mi się, abym was znała, ale musicie być głodni. Wejdźcie, proszę, do domu i zjedzcie coś.

 

Oni odpowiedzieli:

 

- Nie ma w domu męża?

 

- Nie, odpoczywa, nie ma go w domu.

 

- W takim razie nie możemy wejść - odpowiedzieli.

 

Przed zmierzchem, kiedy mąż wrócił do domu, kobieta opowiedziała mu to, co się zdarzyło.

 

- A więc, skoro wróciłem, zatem poproś ich teraz, aby weszli.

 

Kobieta wyszła, aby zaprosić trzech mężczyzn do domu.

 

- Nie możemy wejść wszyscy do domu - wyjaśnili staruszkowie.

 

- Dlaczego? - chciała się dowiedzieć kobieta.

 

Jeden z mężczyzn wskazał na pierwszego ze swoich przyjaciół i wyjaśnił:

 

- On ma na imię "Dostatek".

 

Następnie wskazał drugiego:

 

- On ma na imię "Sukces", a ja mam na imię "Miłość". Teraz wróć i zdecyduj razem z Twoim mężem, którego z nas zaprosicie do waszego domu.

 

Kobieta weszła do domu i opowiedziała swojemu mężowi wszystko, co powiedzieli jej trzej mężczyźni. Ten się ucieszył:

 

- Jak pięknie!! Zaprosimy Dostatek, aby wszedł i wypełnił nasz dom!!!

 

Jego żona nie zgadzała się i spytała:

 

- Mój drogi, dlaczego nie mielibyśmy zaprosić Sukcesu?

 

Ich córka słuchała tej rozmowy i weszła im w słowo:

 

- Nie byłoby lepiej, gdybyśmy pozwolili wejść Miłości? W ten sposób nasza rodzina byłaby pełna miłości.

 

- Posłuchajmy rady naszej córki, powiedział mąż do żony. Pójdź i zaproś Miłość, niech będzie naszym gościem.

 

Żona wyszła i spytała:

 

- Który z Was to Miłość? Niech wejdzie, proszę i będzie naszym gościem.

 

Miłość usiadła na wózku i ruszyła w kierunku domu. Także dwaj pozostali podnieśli się i ruszyli za nią. Trochę zdziwiona kobieta pyta Dostatek i Sukces:

 

- Zaprosiłam tylko Miłość, dlaczego idziecie także wy?

 

Oni odpowiedzieli razem:

 

- Jeżeli zaprosiłabyś Dostatek lub Sukces, pozostali dwaj zostaliby na zewnątrz, ale zaprosiłaś Miłość, a tam gdzie idzie ona, idziemy i my.

 

PS: Ile w tym niezliczonej Prawdy!

 

([email protected])

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W pewnym dużym, szarym mieście, jakich wiele; nie tak daleko stąd i nie tak dawno temu, żyła sobie dziewczynka. Nie była ani ładna, ani brzydka; ani chuda, ani gruba; ani stara, ani młoda; była po prostu w sam raz. Dziewczynka starała się być pogodna, ale miała niewielu przyjaciół. Dziewczynka nie była smutna, potrafiła uśmiechać się do siebie, do innych ludzi, do ponurego nieba, do jasnego słońca, a nawet do kałuż na drodze... Ale dziewczynka była bardzo, bardzo samotna i miała jedno wielkie marzenie...

 

Dziewczynka marzyła o tym, aby być komuś potrzebna. Chciała usłyszeć, że jest lekiem na całe zło, że gestem dłoni potrafi rozpędzić smutek dnia, że jest iskierką nadziei na kolejny rok, że jednym uśmiechem rozjaśnia ponury nastrój. Dziewczynka chciała usłyszeć, że jest jak cicha przystań, do której chętnie powraca się po burzach i sztormach na oceanie prozy życia. Dziewczynka pragnęła usłyszeć, że jej słowa dają ciepło, niosą radość, przywracają wiarę w sens życia, naprawiają zło wyrządzone przez innych. Dziewczynka bardzo chciała zasłużyć sobie na zaufanie drugiej osoby.

 

Tak naprawdę dziewczynka marzyła o cieple, serdeczności i bliskości, o długich spacerach przy blasku księżyca, o trzymaniu za rękę, o skrycie kradzionych pocałunkach. Marzyła o tym, żeby zasypiać przytulona do czyjegoś ramienia i budzić się na tym samym ramieniu, żeby uśmiechnąć się i przytulić na dzień dobry, żeby nie martwić się o dzień następny, bo przy bliskiej osobie każdy dzień będzie dobry...

 

Dziewczynka marzyła o tym, żeby stać się kobietą... żeby kogoś szczerze i prawdziwie pokochać... Niestety dziewczynka tego nie potrafiła zrobić... MIAŁA BOWIEM SERCE Z KAMIENIA...

 

Szara proza życia, okrucieństwo świata, nienawiść i zazdrość ludzka, brak tolerancji, znieczulica społeczna, krzywdy wyrządzone przez innych, zawiedziona nadzieja, nadszarpnięte zaufanie, zranione uczucie, ból i cierpienie jakich doświadczyła w życiu zamieniły jej SERCE W KAMIEŃ, bo tylko tak było bezpiecznie...

 

Pewnego grudniowego dnia dziewczynka stała przy oknie, patrząc jak krople deszczu rozbijały się na szybie okna i pomału spływały smugami na parapet; jak deszcz moczył wszystkie budynki, drzewa i ludzi biegnących w pośpiechu, goniących za złudzeniem; jak na ulicy tworzyły się mniejsze i większe kałuże rozbryzgiwane pod kołami aut. Dziewczynka odwróciła się i powiedziała do siebie: I gdzie to białe Boże Narodzenie? Aleś sobie Boże pogodę wybrał...

 

Podeszła do rozstawionych na środku pudeł z ozdobami choinkowymi, z rozrzewnieniem spojrzała na choinkę... Lubiła bardzo to robić, ubieranie choinki zawsze sprawiało jej wiele radości. Z uśmiechem wieszała lampki, bombki i łańcuchy. Na koniec wzięła do ręki aniołka. Spojrzała na niego, a z oczu popłynęły jej łzy... Zamknęła oczy i wyszeptała: Pomóż mi proszę... tak bardzo Cię proszę... Trzymając kurczowo figurkę odwróciła się do okna i pozwoliła płynąć łzom... Nagle zauważyła, że krople deszczu zaczęły zamieniać się w płatki śniegu, które wcale nie topiły się na ziemi, powolutku świat dookoła zaczął pokrywać się puchową kołdrą.

 

Dziewczynka poczuła, że w pokoju jest ktoś jeszcze. Odwróciła się i go zobaczyła. Był piękny, ubrany w powłóczystą srebrno-białą szatę, z burzą srebrnych loków, delikatnie otrzepywał majestatyczne skrzydła mieniące się kolorami światłości, w oczach migały mu ogniki dobra, szczęścia i radości. Uśmiechnął się i powiedział ciepło:

- Czemu płaczesz dziewczynko? Przecież nie masz powodu...

Podniosła nieśmiało wzrok, popatrzyła na niego smutno i cicho wyszeptała:

- Przecież wiesz, że mam...

Podszedł do niej i wziął jej rękę, ogrzewając niebiańskim ciepłem:

- Już dawno nie masz... Ktoś, kto ma tak piękne marzenia, tak ciepłe uczucia i tak wrażliwą duszę nie może mieć serca z kamienia...

Spojrzała w jego piękne oczy:

- Tak myślisz?

Odwrócił jej dłoń wnętrzem do góry, nakrył skrzydłem i odpowiedział:

- Ja to wiem, a teraz zamknij oczy...

 

Dziewczynka go posłuchała, wiedziała przecież, że anioły nie kłamią. Kiedy je otworzyła już go nie było. Odwróciła się do okna i zobaczyła jak lekkim krokiem wędrował ulicą, śnieg wysypywał mu się spod skrzydeł, a w radiu zabrzmiały słowa piosenki:

"A kto wie, czy za rogiem, nie stoją Anioł z Bogiem,

I warto mieć marzenia, doczekać ich spełnienia;

A kto wie, czy za rogiem, nie stoją Anioł z Bogiem,

Nie obserwują zdarzeń i nie spełniają marzeń"

 

Dziewczynka uśmiechnęła się i spojrzała na to co trzymała w dłoniach: było to przepiękne, oblane czekoladą i posypane migdałami, najsłodsze, jakie kiedykolwiek miała, SERCE Z PIERNIKA..

 

Serce z Kamienia. Iza Bekanowska

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

summer44

 

Nie mogłam się powstrzymać, by nie zapytać, skąd masz ten "czarodziejski kuferek" z tak przepiękną zawartością, zmuszającą do refleksji?

Dziękuję Ci za wszystkie, które zamieściłeś na forum i mam nadzieję, że będzie tego więcej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rono oraz Vivien01 witam Was bardzo serdecznie na mojej małej skarbnicy:) Od pewnego czasu stałem się niepoprawnym kolekcjonerem przypowieści oraz bajek z morałem. I przyznam Wam się szczerze, ze trafiają one do mojej duszy jak strzała do celu! Ostatnim czasy wiele przeszedłem w moim życiu i to skłoniło mnie do przedstawienia Wam tutaj Wszystkim obecnym pewnego sposobu na wybranie drogi aby prowadzic spokojne, szczęśliwe, zgodne z naszymi oczekiwaniami właściwe życie! Mam nadzieję, że morały wywnioskowane z owych opowiadań pomogą Nam wszystkim w codziennym zmaganiu się z trudnościami...Bądźmy dobrej myśli i nigdy nie bójmy się próbować czegoś nowego. Pamiętając o tym, że - amatorzy zbudowali arkę, profesjonaliści Titanica " !

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Jaga_Wiedzma

To jak zbierasz takie przypowieści i mądrości (ja też jestem kolekcjonerką baśni) to zobacz temat http://www.ezoforum.pl/legendy-i-madrosci-ludowe/11016-minuta-madrosci.html

Na pewno to czytałeś, a jeśli nie, to zapewne i te madrości trafią do Twej duszy :)

 

To tu masz z ksiązki "Modlitwa żaby"

 

ZMUSZONA DO RUSZANIA GŁOWĄ

Przy pomocy INSTRUKCJI OBSŁUGI pewna kobieta przez wiele godzin próbowała złożyć nowe skomplikowane urządzenie, które ostatnio kupiła. W końcu poddała się i zostawiła części rozłożone na kuchennym stole.

Wyobraźcie sobie jej zaskoczenie, kiedy wróciła kilka godzin później i stwierdziła, że urządzenie zostało złożone przez służącą i działa doskonale.

„Jak u licha to zrobiłaś?” wykrzyknęła.

„Cóż, psze pani, jak się nie umie czytać, to się musi ruszyć głową”, padła niewzruszona odpowiedź

 

 

STRACH ZABRAŁ 50.000

Zaraza była w drodze do Damaszku i przemknęła obok karawany wodza na pustyni.

„Dokąd pędzisz?” zapytał wódz.

„Do Damaszku. Mam zamiar zabrać tysiąc istnień”.

W drodze powrotnej z Damaszku, Zaraza znowu mijała karawanę. Wódz powiedział: „Zabrałaś pięćdziesiąt tysięcy istnień, a nie tysiąc”.

„Nie”, rzekła Zaraza. „Ja wzięłam tysiąc. To strach zabrał resztę”.

 

 

KLATKA W WYOBRAŹNI

Mury, które ich więżą są myślowe, nie prawdziwe.

Niedźwiedź chodził tam i z powrotem dwadzieścia stóp, które stanowiły długość klatki.

Kiedy, po pięciu latach, usunięto klatkę, niedźwiedź dalej chodził tam i z powrotem te dwadzieścia stóp, jakby klatka tam nadal była. Bo ona była. Dla niego!

 

 

KAMIEŃ FILOZOFICZNY

Zbadaj to, co lubią nazywać

wolnym i odpowiedzialnym zachowaniem,

a prawdopodobnie stwierdzisz,

nie świadome działanie,

lecz mechaniczne odruchy.

Mówią, że kiedy spalono wielką Bibliotekę Aleksandryjską, ocalała tylko jedna książka. Była to bardzo zwyczajna książka, nudna i nieciekawa, więc sprzedano ją za parę groszy biedakowi, który ledwie umiał czytać.

Jednakże książka ta, jakkolwiek na nudną i nieciekawą wyglądała, była prawdopodobnie najcenniejszą książką na świecie, gdyż na wewnętrznej stronie tylnej okładki nagryzmolono dużymi, okrągłymi literami parę zdań, które zawierały tajemnicę Kamienia Filozoficznego - małego kamyczka, który mógł wszystko, czego dotknął, zamienić w czyste złoto.

Napis oznajmiał, że ten cenny kamyk leży, gdzieś na brzegu Morza Czarnego wśród tysięcy innych kamieni, które są identyczne jak ten, tyle tylko, że podczas gdy pozostałe kamienie są zimne w dotyku, ten jeden jest ciepły, jak gdyby był żywy. Mężczyzna uradował się swoim szczęściem. Sprzedał wszystko, co miał, pożyczył dużą sumę pieniędzy, która wystarczyłaby mu na rok i wyruszył nad Morze Czarne, gdzie rozbił namiot i rozpoczął mozolne poszukiwania Kamienia Filozoficznego.

Zabrał się do tego w następujący sposób: podnosił kamyk; jeżeli był zimny w dotyku, nie rzucał go z powrotem na brzeg, ponieważ gdyby tak zrobił, mógłby podnosić i dotykać tego samego kamienia wiele razy; nie, wrzucał je do morza. Tak każdego dnia, godzinami cierpliwie nie ustawał w swym wysiłku: podnosił kamień, jeśli był zimny, wrzucał go do morza; podnosił inny... i tak dalej, bez końca.

Spędził na tym zadaniu tydzień, miesiąc, dziesięć miesięcy, cały rok. Potem pożyczył jeszcze trochę pieniędzy i dalej usilnie szukał przez następne dwa lata. Ciągle to samo: podnosił kamień, dotykał go... był zimny, wrzucał go do morza. Godzina po godzinie, dzień po dniu, tydzień po tygodniu... nadal bez skutku.

Pewnego wieczoru podniósł kamyk i był on ciepły w dotyku - i siłą zwykłego przyzwyczajenia, wrzucił go do Morza Czarnego.'

Edytowane przez Silvey
Post pod postem
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Biło kiedys serce... malutkie, krzywe, ale serce... tak dlugo zylo spokojnie, az nadszedl dzien, ze zdalo sobie sprawe, ze bije juz tylko dzieki pewnej istocie... jednak mijaly... LATA... a serce wciaz same, wciaz nie potrafilo sie przyznac do swojej slabosci przed innymi, wciaz zbyt daleko od tej istoty... w koncu nauczylo sie bic tylko dla siebie i obiecalo: nigdy wiecej, nigdy wiecej...

mijal czas, a serce leczylo sie ze starych ran, bilo coraz piekniej i mocniej, cieszylo sie kazdym dniem... pewnego razu jednak zlamalo swoje przyrzeczenie... dalo sie poniesc falom i znow podtapialo sie przez mase miesiecy... oszalalo, gdy mialo nadzieje ona jednak zawsze byla mu odbierana... cierpialo... az dziw, ze przezylo... ale... gdy zaczynalo znow wyplywac na powierzchnie jak zlota rybka zlapalo sie na haczyk... malutki, kuszacy i zloty... nie chcialo na nowo umierac, dlatego pamietalo o haczyku, ale chcialo bic jakby bez niego... zreszta samo wiedzialo, ze ta historia z gory skazana jst na niepowodzenie... jednak słonce wschodzilo i zachodzilo juz setki razy a haczyk nadal zdobil serce swoim zlotym blaskiem... chociaz, udawalo mu sie bic jak wczesniej, te kłucie wciąż powracalo.... pewnego dnia nadeszla nadzieja... to bylo tak niesamowite, ze malutkie serduszko ogromnie sie przestraszylo i szarpnelo haczyk tak mocno, ze wbil sie jeszcze mocniej, a serce zaczelo krwawic... teraz juz haczyk nie byl zloty, krew przycmila jego blask... od tego czasu serce wciaz krwawilo... chcialo szukac jakiegos leku, chcialo szukac pomocy, ale kazda proba przynosila tylko przeswiadczenie, ze to walka z samym soba.. ze haczyk juz zawsze bedzie tkwil w serduszku... iskierki nadziei parzyly tylko serce, kaleczac je jeszcze bardziej... minely miesiace, a serce wiedzialo, ze nigdy juz nie bedzie naprawde szczesliwe... samotne i opuszczone, zmarlo... zreszta, juz nikt go nie żałował.....

__________________

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

LAZUROWA GROTA

 

Był człowiekiem biednym i prostym.

Wieczorem po dniu ciężkiej pracy, wracał do domu zmęczony i w złym humorze.

Patrzył z zazdrością na ludzi, jadących samochodami

i na siedzących przy stolikach w kawiarniach.

- Ci to mają dobrze - zrzędził, stojąc w tramwaju w okropnym tłoku.

- Nie wiedzą, co to znaczy zamartwiać się...

Mają tylko róże i kwiaty. Gdyby musieli nieść mój krzyż!

 

Bóg z wielką cierpliwością wysłuchiwał narzekań mężczyzny.

Pewnego dnia czekał na niego u drzwi domu.

 

- Ach to Ty, Boże - powiedział człowiek, gdy Go zobaczył.

- Nie staraj się mnie udobruchać.

Wiesz dobrze, jak ciężki krzyż złożyłeś na moje ramiona.

 

Człowiek był jeszcze bardziej zagniewany niż zazwyczaj.

 

Bóg uśmiechnął się do niego dobrotliwie.

 

- Chodź ze Mną. Umożliwię ci dokonanie innego wyboru - powiedział.

 

Człowiek znalazł się nagle w ogromnej lazurowej grocie.

Pełno było w niej krzyży: małych, dużych, wysadzanych drogimi kamieniami,

gładkich, pokrzywionych.

 

- To są ludzkie krzyże - powiedział Bóg. - Wybierz sobie jaki chcesz.

 

Człowiek rzucił swój własny krzyż w kąt i zacierając ręce zaczął wybierać.

 

Spróbował wziąć krzyż leciutki, był on jednak długi i niewygodny.

Założył sobie na szyję krzyż biskupi,

ale był on niewiarygodnie ciężki z powodu odpowiedzialności i poświęcenia.

Inny, gładki i pozornie ładny, gdy tylko znalazł się na ramionach mężczyzny,

zaczął go kłuć, jakby pełen był gwoździ.

Złapał jakiś błyszczący srebrny krzyż, ale poczuł,

że ogarnia go straszne osamotnienie i opuszczenie.

Odłożył go więc natychmiast. Próbował wiele razy,

ale każdy krzyż stwarzał jakąś niedogodność.

 

Wreszcie w ciemnym kącie znalazł mały krzyż, trochę już zniszczony używaniem.

Nie był ani zbyt ciężki ani zbyt niewygodny.

Wydawał się zrobiony specjalnie dla niego.

Człowiek wziął go na ramiona z tryumfalną miną.

 

- Wezmę ten! - zawołał i wyszedł z groty.

 

Bóg spojrzał na niego z czułością.

W tym momencie człowiek zdał sobie sprawę,

że wziął właśnie swój stary krzyż ten, który wyrzucił, wchodząc do groty.

 

 

 

 

"Jak noc nad ranem, tak życie staje się coraz jaśniejsze

w miarę, jak przeżywamy

a przyczyna każdej rzeczy wreszcie się wyjaśnia" (Richter

  • Lubię to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Jaga_Wiedzma

STARSZA PANI OPIEKUJE SIĘ STARSZĄ PANIĄ

Starzy ludzie są samotni nie, dlatego, że nie mają nikogo, kto by podzielił ich brzemię, lecz dlatego, że tylko swoje własne brzemię mają do niesienia.

Przeprowadzono wywiad z osiemdziesięcioletnią kobietą w dniu jej urodzin. Jaką radę mogłaby dać ludziom w swoim wieku, zapytał reporter.

„Cóż”, powiedziała staruszka, „w naszym wieku bardzo ważnym jest, żeby nadal wykorzystywać cały nasz potencjał, w przeciwnym razie wyschnie. Ważnym jest być z ludźmi i o ile to możliwe, zarabiać na utrzymanie poprzez służbę. To nas trzyma przy życiu i zdrowiu”.

„Można wiedzieć, jak właściwie zarabia pani na życie w pani wieku?”

„Opiekuję się starszą panią w sąsiedztwie”, padła nieoczekiwana, zachwycająca odpowiedź.

Miłość leczy wszystkich-zarówno tych, którzy ją otrzymują, jak i tych, co ją dają.

PROBLEM MOJŻESZA

Opowiadają, że zanim Mojżesz wywiódł naród z ziemi egipskiej, terminował u wielkiego Mistrza, przygotowując się do zostania prorokiem. Pierwszym umartwieniem, któremu Mistrz poddał Mojżesza było milczenie. Pewnego dnia wędrowali obydwaj przez okolicę i Mojżesz był tak olśniony urokami natury, że łatwo mu było zachować milczenie. Lecz kiedy dotarli do brzegu rzeki, zobaczył tonące dziecko i na drugim brzegu jego nieszczęsną matkę wzywającą pomocy.

Mojżesz nie potrafił milczeć na taki widok.

„Mistrzu”, powiedział, „czy nie możesz coś zrobić, by uratować to dziecko?” „Milczeć!” powiedział Mistrz. Więc Mojżesz zamilkł.

Lecz jego serce było wzburzone. Pomyślał: „Czy to możliwe, że ten mój Mistrz jest w gruncie rzeczy bezlitosnym, nieczułym człowiekiem? Czy też nie jest w stanie pomóc tym w potrzebie?” Bał się myśleć takie rzeczy o swoim Mistrzu, ale też nie mógł tych myśli się pozbyć.

W trakcie swej wędrówki przyszli na brzeg morza i zobaczyli, łódź tonącą razem z załogą. Mojżesz powiedział: „Mistrzu, spójrz! Ta łódź tonie!” Jeszcze raz Mistrz nakazał mu zachować milczenie, więc Mojżesz nie odezwał się już więcej.

Lecz serce było srodze zmartwione, więc kiedy wrócili, zwrócił się z tą sprawą do Boga, który powiedział do niego:

„Twój Mistrz miał rację. Dziecko, które tonęło, miało wywołać wojnę pomiędzy dwoma narodami, w której zginęłoby setki tysięcy. Nieszczęście to zostało odwrócone przez jego utonięcie. A jeśli chodzi o ten tonący statek, jego załogę stanowili piraci, którzy zamierzali dostać się do nadmorskiego miasta, żeby tam plądrować, grabić i wymordować wielu niewinnych, spokojnych ludzi”.

Służba jest cnotą, gdy towarzyszy jej mądrość.

 

 

Źródło: Anthony de Mello "Minuta Mądrości"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewna starsza pani mieszkała za miastem wraz z córką i wnuczkiem.

 

Mijały lata, a jej ręce stawały się coraz słabsze i słabsze, podobnie jak jej wzrok i słuch. Bardzo chciała być użyteczna, ale choroby i starość spowodowały, że miała niezręczne i niepewne ruchy. Tak więc babunia tłukła naczynia, gubiła sztućce, rozlewała wodę i potrawy.

 

Pewnego dnia jej córka, rozdrażniona tym, że matka zbiła jeszcze jeden cenny talerz, posłała chłopca, by kupił drewniany talerz dla babci.

 

Chłopiec ociągał się, ponieważ wiedział, że to upokorzyłoby jego babunię. Głucha na jego wywody matka zmusiła go do posłuszeństwa.

 

Ale chłopiec wrócił do domu nie z jednym, lecz z dwoma drewnianymi talerzami.

 

- Przecież ci mówiłam, żebyś kupił jeden! - zgromiła go matka. - Czy nie zrozumiałeś?

 

- Owszem - odrzekł chłopiec - ale drugi kupiłem dla ciebie, kiedy będziesz stara.

 

 

http://ansze04.blox.pl:uscisk:

Edytowane przez summer44
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dawno temu, niewiadomo gdzie, był zaczarowany las, a w nim zaczarowane "źródełko" - zwane "źródełkiem życia". Mieszkańcy lasu miłowali się wzajemnie i nawet drapieżne zwierzęta żyły w pokoju z innymi oraz mieli jedno wspólne dobro, które ich łączyło.

 

To właśnie te źródełko.

 

Wśród mieszkańców tego lasku, żył sobie biały tygrys.

 

Nie miał przyjaciół, był samotnikiem zamkniętym w sobie i ciężko mu było komuś zaufać.

 

Jednak to, co robił, nie było złe. Co prawda, aniołem ten tygrysek nie był, bo wiadomo, że też popełniał jakieś błędy, za które przepraszał, jednak ten tygrysek można powiedzieć, że był nadzwyczajny. To właśnie on najbardziej troszczył się o te źródełko.

 

Zwierzęta z lasu widziały w nim dobrego i wspaniałego przyjaciela, który zawsze niósł pomoc niezależnie od sytuacji. Dlatego darzyły go szacunkiem, czasami nawet zwracały się do niego "mistrzu". Mimo, iż sobie tego nie życzył, biały tygrys stał się szybko, bardzo sławny.

 

Jednak niektórym to się właśnie nie spodobało. Nie spodobało się, że to on jest sławny, że to on jest "mistrzem", że to on jest przedstawicielem tego całego lasku. Z wszystkich zwierząt najbardziej nienawidził go lew, ponieważ to on miał być królem.

 

Pewnego dnia, lew nie wytrzymał i zaczął obgadywać białego tygrysa za jego plecami.

 

Mówił, co ślina przyniosła mu na język - a wszystko, co mówił, było kłamstwem. Jednak dziwnym zbiegiem okoliczności, nawet zwierzęta, które przebywały z tygrysem i darzyły go szacunkiem, uwierzyły w kłamstwa lwa. Niektóre zwierzęta nawet zaczęły obrzucać go błotem. Lew swoim podłym postępowaniem chciał zmusić tygrysa do opuszczenia cudownego lasu.

 

Tygrys podejrzewał, że coś jest nie do końca w porządku, ale jednak nie unosił się gniewem, nie znienawidził mieszkańców lasu, dla niego wszystko się działo tak jakby dana sytuacja "nie zaistniała". On się tylko troszczył o źródełko, ale zaczynał się martwić o stosunki między sąsiadami w lesie...

 

Pewnego dnia pomyślał tygrys, że wybierze się w podróż, aby odnaleźć "kwiat szczęścia", który miał przywrócić pokój w zaczarowanym lesie. Powiedział znajomym, że wyrusza i niebawem wróci. Lew był bardzo dumny z siebie, że udało mu się przepędzić "wroga z lasu". Oczywiście w to też uwierzyli mieszkańcy.

 

Wszyscy zajmowali się ustalaniem "zasad", dzięki którym będzie można było żyć w spokoju przez wiele lat. Tak byli zajęci tymi sprawami, że źródełko zaczęło być zaniedbywane.

 

Rośliny powoli zaczęły usychać, w lesie zapanował chaos.

 

Wszystko nie układało się tak jak powinno. Mieszkańcy lasku zaczynali zadawać pytania "królowi" - Czy ma jakiś pomysł, aby ich kraina nie wyginęła? Lew rozejrzał się dookoła. Jako, że nie miał wystarczającego doświadczenia, powiedział:

 

"Wszystko tutaj powoli umiera i nie warto "budować" czegokolwiek." I po tych słowach poszedł szukać nowego miejsca dla siebie. Niektóre zwierzęta poszły za nim...

 

Niektóre jednak zostały w lesie i zastanawiały się, co począć.

 

Kiedy wszyscy stracili nadzieję na lepsze jutro, zjawił się biały tygrys z dziwaczną rośliną. Zauważył, że sytuacja w lesie nie jest za ciekawa. Wszystko usycha, a zwierzęta bez nadziei dopytywały się go, co mają czynić... Biały Tygrys, zasadził roślinkę blisko znanego mu dobrze źródełka, powiedział do niego: "wróciłem." i zabrał się do pracy. Po kilku dniach, las ponownie zaczął tętnić życiem...

 

[url=http://ansze04.blox.pl

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dwóch pielgrzymujących mnichów dotarło do brzegu rzeki. Ujrzało tam młodą, pięknie ubraną kobietę, która najwyraźniej nie wiedziała, co począć. Chciała bowiem przejść na drugą stronę, lecz woda w rzece była wysoka, a ona obawiała się zniszczyć swój strój. Jeden z mnichów bez większych ceregieli wziął ją na plecy i przeniósł przez rzekę na drugi brzeg.

Mnisi ruszyli w dalszą drogę. Drugi z mnichów po długich przemyśleniach zaczął narzekać:

- Przecież nie należy dotykać kobiety, to niezgodne z naszymi zasadami. Jak mogłeś postąpić wbrew regule?

Mnich, który przeniósł młodą kobietę przez potok, milczał przez chwilę.

- Ja pozostawiłem ją nad rzeką jakąś godzinę temu - odezwał się w końcu - czemu ty wciąż ją ze sobą niesiesz?

 

url=http://ansze04.blox.pl

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Jaga_Wiedzma

AKBAR W CZASIE NAMAAZ

Pewnego dnia mongolski cesarz Akbar polował w lesie. Gdy nadszedł czas wieczornej modlitwy, zsiadł z konia, rozpostarł swą matę na ziemi i ukląkł, aby modlić się, tak jak wszyscy inni pobożni muzułmanie.

A było to dokładnie w tym czasie, gdy pewna wieśniaczka zatrwożona zniknięciem swego męża, który wyjechał rankiem z domu i jeszcze nie powrócił, przebiegła obok niespokojnie poszukując go. W swoim zatroskaniu nie zauważyła klęczącego cesarza i potknęła się o niego, potem wstała i bez słowa przeprosin, pobiegła dalej w las.

Akbar był rozdrażniony tą przerwą w modlitwie, lecz będąc dobrym muzułmaninem, dostosował się do reguły, aby nie odzywać się podczas modłów namaaz.

Gdy prawie skończył się modlić, powróciła kobieta ciesząc się z towarzystwa swojego męża, którego odnalazła. Była zdziwiona i przestraszona widząc cesarza wraz ze świtą. Akbar dał ujście swej złości na nią i krzyknął: „Wyjaśnij swoje lekceważące zachowanie, albo zostaniesz ukarana”.

Kobieta nagle przestała się bać, spojrzała cesarzowi w oczy i rzekła: „Wasza Wysokość, byłam tak pochłonięta myślami o moim mężu, że cię nie zobaczyłam, nawet wtedy kiedy, jak mówisz, potknęłam się o ciebie. Skoro byłeś zajęty modlitwą, a więc tym, co jest nieskończenie ważniejsze od mojego męża, jak to się stało, że mnie zauważyłeś?”.

Zawstydzony cesarz nie odpowiedział ani słowa, a później wyznał przyjaciołom, że wieśniaczka, która nie była ani uczonym, ani mułłą, nauczyła go znaczenia modlitwy.

 

 

JEDEN Z WAS JEST MESJASZEM

Medytując w swej grocie w Himalajach, Guru otworzył oczy i ujrzał niespodziewanego gościa siedzącego tuż przed nim — był to opat słynnego klasztoru.

„Czego szukasz?”, spytał Guru.

Opat rozpoczął szczegółową, smutną opowieść. Kiedyś jego klasztor był znany w całym zachodnim świecie; jego cele były wypełnione młodymi kandydatami i świątynia rozbrzmiewała śpiewem mnichów. Teraz ludzie już więcej nie tłoczą się, aby zaspokoić swe duchowe potrzeby, młodzi kandydaci nie zgłaszają się, świątynia jest cicha. Pozostała tylko grupka mnichów, a ci wykonują swe obowiązki z ciężkim sercem.

Oto, co opat chciał wiedzieć: „Czy to z powodu jakichś naszych grzechów, klasztor tak bardzo podupadł?”

„Tak”, odparł Guru. „Z powodu grzechu niewiedzy”.

„Na czym on polega?”

„Jeden z was jest Mesjaszem w przebraniu, a wy o tym nie wiecie”. To powiedziawszy, Guru zamknął oczy i powtórnie zagłębił się w medytacji.

Podczas trudnej podróży powrotnej, serce opata biło szybko namyśl o tym, iż Mesjasz, sam Mesjasz wrócił na ziemię i był tam, w jego klasztorze. Jak to się stało, że Go nie rozpoznali. Który z nich to może być? Brat kucharz? Brat zakrystian? Brat skarbnik? Brat przeor? Nie, to nie on, niestety, jest zbyt niedoskonały.

Ale przecież Guru powiedział, że Mesjasz jest w przebraniu. Czy te niedoskonałości nie są tym właśnie przebraniem? Gdy o tym myślę, każdy w klasztorze ma jakieś wady. I jeden z nich ma być Mesjaszem? Po powrocie do klasztoru, zebrał mnichów i powiedział im co odkrył. Patrzyli jeden na drugiego z

niedowierzaniem. Mesjasz? Tutaj? To niewiarygodne. Ale ma tu być w przebraniu. Więc, całkiem możliwe. A gdyby tak był On tym, a tym? Albo tym, o tam? Albo...

Jedno było pewne, jeśli Mesjasz był wśród nich w przebraniu, było mało prawdopodobne, aby mogli Go rozpoznać. Zaczęli więc traktować siebie nawzajem z szacunkiem i względami. „Nigdy nie wiadomo”, mówili przestając z sobą, „może to właśnie ten.”

W rezultacie atmosfera w klasztorze zaczęła tryskać radością. Wkrótce tuziny kandydatów szukały przyjęcia do zakonu — i znowu świątynia rozbrzmiewała świętym i radosnym śpiewem mnichów, rozgrzanych duchem Miłości.

Co za pożytek z oczu.

gdy serce jest ślepe?.

 

TRZY OPATRZNOŚCIOWE ŁÓDKI

Kapłan siedział przy swoim biurku koło okna, przygotowując kazanie o opatrzności, gdy usłyszał coś, co brzmiało jak wybuch. Wkrótce ujrzał, ludzi biegających w panice tam i z powrotem; okazało się, że pękła tama, rzeka wezbrała i ludzie się ewakuowali.

Kapłan zobaczył, że woda zaczyna już płynąć niżej położonymi ulicami miasta. Trochę trudno przyszło mu opanować ogarniającą go panikę, ale powiedział sobie: „Oto jestem tu, przygotowując kazanie o opatrzności i daną mi jest okazja, aby wprowadzić w czyn to, o czym mówię wiernym. Nie ucieknę, tak jak reszta. Zostanę tutaj ufny, że Boża opatrzność mnie ocali”.

Gdy woda sięgała okna, podpłynęła łódź pełna ludzi. „Wskakuj ojcze”, krzyczeli. „O nie, moje dzieci”, rzekł kapłan z ufnością. „Wierzę, że Boża opatrzność mnie uratuje”.

Wdrapał się jednak na dach, a gdy woda znów się podniosła, nadpłynęła następna łódź pełna ludzi nawołujących, by ksiądz się do nich przyłączył. I kapłan znów odmówił.

Teraz wspiął się na szczyt dzwonnicy. Gdy woda zaczęła mu sięgać kolan, przypłynął oficer w motorówce wysłany, aby ratować księdza. „Nie, dziękuję”, rzekł kapłan ze spokojnym uśmiechem. „Widzi pan, ufam Bogu. On mnie nie zawiedzie”.

Kiedy kapłan utonął i poszedł do nieba, od razu zaczął się skarżyć do Boga. „Wierzyłem Ci. Dlaczego nic nie uczyniłeś, żeby mnie ratować?”.

„No cóż”, odparł Bóg. „Wiesz, wysłałem ci te trzy łódki”.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kim jesteś,że każdy twój dzień jest chaosem?

Kim jesteś, jeżeli zapomniałeś, że musisz stawać się lepszy?

Powiem Ci, jesteś nikim i będziesz nikim dotąd,

dopóki choć raz pracując nad sobą, nie upadniesz omdlały ze zmęczenia.

Dopóki choć raz zniewolony wielkością tego świata nie zrozumiesz,

że twoja radość jest nagrodą za twoją walkę.

Idź więc i pokonuj twój lęk, próżność i głupotę, lenistwo i dumę, egoizm i kłamstwo.

Idź bo ta droga nie jest drogą do nikąd. Jest to twoja droga walki ze złem.

Droga, która znosi gwałt, tworzy pokój, zrozumienie i życie w harmonii z przyrodą.

Idź więc i bądź lepszy.

 

 

http://www.insomnia.pl

Edytowane przez summer44
Dodanie tematu
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobrze znany mówca rozpoczął seminarium trzymając w ręku dwudziestodolarowy banknot. Do dwustu osób na sali skierował pytanie:

 

- Kto chciałby dostać ten banknot?

 

Ludzie zaczęli podnosić ręce. Spiker powiedział:

 

- Mam zamiar dać ten banknot jednemu z was, ale najpierw pozwólcie że coś zrobię... - i zaczął miąć banknot. Pokazał zgnieciony banknot i zapytał:

 

- Kto w dalszym ciągu to chce?

 

Ręce znowu się podniosły...

 

- A gdybym zrobił to? - zapytał mówca.... i rzucił banknot na ziemię. Podeptał go butami i podniósł - był pomięty i brudny....

 

- A teraz kto chce te pieniądze?

 

Ręce podniosły się po raz trzeci!!!

 

- Moi przyjaciele odebraliście bardzo cenną lekcję. Nie ma znaczenia co zrobiłem z tym banknotem, ciągle chcieliście go dostać,

ponieważ nie zmniejszyłem jego wartości. To jest wciąż warte 20 $!!!

 

Wiele razy w życiu jesteśmy powaleni na ziemię, zmięci i rzuceni w błoto przez decyzje, które kiedyś podjęliśmy i okoliczności, które stanęły

nam na drodze. Czujemy się przez to mniej wartościowi. Ale to nie ma znaczenia, co się stało i co się jeszcze stanie...

 

TY nigdy nie stracisz swojej wartości: brudny czy czysty, zmięty czy w dobrej formie, jesteś ciągle bezcenny dla tych, którzy Cię kochają.

 

Wartość naszego życia nie wynika z tego co robimy, ani nie zależy od tego, kogo znamy, lecz KIM JESTEŚMY!

 

Jesteś wyjątkowy! Nigdy o tym nie zapomnij !!!

 

 

 

http://www.insomnia.pl

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Był sobie mały chłopiec, który bardzo chciał spotkać Boga. Dobrze wiedział, że do miejsca,

gdzie mieszka Bóg, prowadzi długa droga, zapakował więc do swojej walizeczki sporo

herbatników, sześć butelek napoju korzennego i ruszył w drogę. Kiedy przeszedł jakieś

trzy skrzyżowania, spotkał starą kobietę. Staruszka siedziała sobie w parku i obserwowała

gołębie. Chłopiec usiadł obok niej i otworzył walizkę. Już miał pociągnąć duży łyk napoju,

gdy spostrzegł, że staruszka wygląda na głodną, więc poczęstował ją herbatnikiem.

Kobieta przyjęła go z wdzięcznością i uśmiechnęła się do niego. Jej uśmiech był tak

piękny, że chłopiec chciał go ujrzeć raz jeszcze, więc zaproponował jej butelkę napoju.

Staruszka uśmiechnęła się ponownie, a chłopczyk był zachwycony! Siedzieli tak przez

całe popołudnie, jedząc i uśmiechając się do siebie, choć nie padło ani jedno słowo.

Kiedy zaczął zapadać zmrok, chłopiec poczuł, że jest bardzo zmęczony, i podniósł się z

ławki z zamiarem odejścia. Nie zdążył jednak zrobić więcej niż kilka kroków, gdy nagle

odwrócił się, podbiegł do staruszki i uściskał ją, a ona obdarzyła go swoim

najpiękniejszym uśmiechem. Gdy chłopiec przekroczył próg swojego domu, jego matkę zdziwił

wyraz szczególnej radości malujący się na twarzy dziecka. - Cóż takiego dziś robiłeś,

że jesteś taki szczęśliwy? - spytała. - Jadłem lunch z Bogiem - odpowiedział i zanim

zdążyła zareagować, dodał: - Wiesz co? Bóg ma najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek

widziałem! Tymczasem staruszka, również promieniejąca radością, wróciła do domu. Wyraz

spokoju, który rozświetlał jej twarz, zastanowił jej syna do tego stopnia, że zapytał:

- Mamo, co dziś robiłaś, że jesteś taka szczęśliwa? - Jadłam w parku ciasteczka z Bogiem.

- I zanim jej syn zdążył cokolwiek powiedzieć, dodała: - Wiesz co? Jest znacznie młodszy,

niż sądziłam....

 

 

http://www.insomnia.pl

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dwa podróżujące anioły zatrzymały się na noc w domu bogatej rodziny. Rodzina była niegrzeczna i odmówiła

aniołom nocowania w pokoju dla gości, który znajdował się w ich rezydencji. W zamian za to anioły dostały

miejsce w małej, zimnej piwnicy. Po przygotowaniu sobie miejsca do spania na twardej podłodze, starszy anioł

zobaczył dziurę w ścianie i naprawił ją. Kiedy młodszy anioł zapytał dlaczego to zrobił, starszy odpowiedział,

"Rzeczy nie zawsze są takie na jakie wyglądają."

Następnej nocy anioły przybyły do biednego, ale bardzo gościnnego domu farmera i jego żony, by tam odpocząć.

Po tym jak farmer podzielił się, resztą jedzenia jaką miał, pozwolił spać aniołom w ich własnym łóżku, gdzie

mogły sobie odpocząć. Kiedy następnego dnia wstało słońce, anioły znalazły farmera i jego żonę zapłakanych.

Ich jedyna krowa, której mleko było ich jedynym dochodem, leżała martwa na polu. Młodszy anioł, był w szoku i

zapytał starszego anioła: "Jak mogłeś do tego dopuścić ?". "Pierwsza rodzina miała wszystko i pomogłeś im" -

oskarżył. "Druga rodzina miała niewiele i dzieliła się tym co miała, a ty pozwoliłeś, żeby ich jedyna krowa padła".

"Rzeczy nie zawsze są takie na jakie wyglądają" - odpowiedział starszy anioł. "Kiedy spędziliśmy noc w piwnicy

tej rezydencji, zauważyłem że w tej dziurze w ścianie było schowane złoto. Od czasu kiedy właściciel się dorobił

i stał się takim chciwcem niechętnym do tego by dzielić się swoją fortuną, w związku z czym zakleiłem tą dziurę

w ścianie, by nie mógł znaleźć złota znajdującego się tam." "W noc, która spędziliśmy w domu biednego farmera,

Anioł Śmierci przyszedł po jego żonę. W zamian za nią dałem mu ich krowę. Rzeczy nie zawsze są takie na jakie

wyglądają."

 

http://www.insomnia.pl

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W małej wiosce mieszkał ubogi gospodarz imieniem Jakub. Jakub był znany ze swej uczciwości i pracowitości. Był również człowiekiem bardzo bogobojnym.

Pewnego ranka Jakub idąc na pole dostrzegł w swej zagrodzie pięknego konia. Mimo iż był to dziki koń, szybko dał się oswoić i wcale nie zamierzał uciekać. Sąsiedzi Jakuba przychodzili zobaczyć wspaniałego rumaka.

- Jakubie, widzimy, że Bóg pobłogosławił Ci wyjątkowo, dając konia, który godny jest królewskich stajni.

Jakub nic nie odpowiedział.

Po kilku dniach, gdy Jakub znów szedł na swoje pole, zobaczył uszkodzone ogrodzenie. W zagrodzie nie było konia.

- Wiesz Jakubie - mówili ludzie - teraz widzimy, że jednak nie masz Bożego błogosławieństwa.

Jakub znów nic nie odpowiedział.

Minęło następnych kilka dni. Gospodarz kolejnego ranka idąc na pole zobaczył, że w jego zagrodzie jest znowu piękny mustang. Lecz tym razem nie sam. Przyprowadził do zagrody całe swoje stado.

- Jakubie, teraz jesteś najbogatszym gospodarzem w okolicy. Bóg na pewno Ci błogosławi - mówili sąsiedzi - teraz wyraźnie to widzimy.

Jakub tym razem również nic nie odpowiedział.

Syn Jakuba miał w zwyczaju jeździć na pięknym koniu. W trakcie jednej z przejażdżek, koń go zrzucił i młody człowiek złamał rękę. Przez wiele dni chłopiec leżał w łóżku z wysoką gorączką.

- Współczujemy Ci Jakubie, ale jak widzisz ten wierzchowiec nie jest jednak błogosławieństwem dla Twojej rodziny.

Jakub milczał.

Gdy syn Jakuba leżał jeszcze w gorączce, do wioski przybył wysłannik króla. Król zbierał armię do wojny z wrogami, którzy najechali królestwo. Wszyscy młodzi mężczyźni z osady zostali wcieleni do wojska. Chory syn gospodarza oczywiście został zwolniony z tego obowiązku.

Po kilku miesiącach syn Jakuba, już zdrowy, znów jeździł na mustangu. Na wojnie polegli wszyscy zabrani z wioski młodzieńcy.

 

Pewnie zastanawiacie jaki jest Morał tej Przypowieści? Każdy może dopisać swój...

 

 

http://www.insomnia.pl

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Jaga_Wiedzma

Lew został pojmany i wtrącony do obozu koncentracyjnego, gdzie, ku swemu zdumieniu, zastał inne lwy, które przebywały tam od lat, niektóre z nich przez całe życie, gdyż tam się urodziły. Wkrótce zapoznał się z działalnością społeczną lwów obozowych. Zrzeszały się w grupy. Jedna grupa składała się ze społeczników; inna zajmowała się rozrywką; jeszcze inna kulturą, gdyż jej celem było staranne przekazywanie zwyczajów, tradycji i historii z czasów, kiedy lwy były wolne; inne grupy były religijne — gromadziły się głównie, by śpiewać wzruszające pieśni o przyszłej dżungli, gdzie nie będzie ogrodzenia; niektóre grupy przyciągały tych, którzy z natury byli literatami lub artystami; jeszcze inne były rewolucyjne, spotykały się, by spiskować przeciwko swym zdobywcom lub przeciwko innym grupom rewolucyjnym. Co jakiś czas wybuchała rewolucja, jedna określona grupa była zgładzona przez inną, lub wszyscy strażnicy byli zabijani i zastępowani przez inny zespół strażników.

Gdy tak się rozglądał, przybysz zauważył jednego lwa, który zawsze wydawał się głęboko zamyślony, samotnika, który nie należał do żadnej grupy i zazwyczaj trzymał się od wszystkich z daleka. Było w nim coś dziwnego, co wzbudzało u wszystkich podziw i wrogość, gdyż jego obecność wywoływała strach i zwątpienie w siebie. Powiedział on do przybysza: „Nie przyłączaj się do żadnej grupy. Ci biedni głupcy zajmują się wszystkim oprócz tego, co jest istotne".

„A cóż to takiego?" zapytał przybysz. „Studiowanie natury ogrodzenia".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

NAJPIĘKNIEJSZY ZE WSZYSTKICH DARÓW

 

Każdego poranka bogaty i wszechpotężny król Bengodi odbierał hołdy swoich poddanych.

W swoim życiu zdobył już wszystko to, co można było zdobyć

i zaczął się trochę nudzić.

 

Pośród różnych poddanych zjawiających się codziennie na dworze,

każdego dnia pojawiał się również punktualnie pewien cichy żebrak.

Przynosił on królowi jabłko, a potem oddalał się równie cicho jak wchodził.

 

Król, który przyzwyczajony był do otrzymywania wspaniałych darów,

przyjmował dar z odrobiną ironii i pobłażania, a gdy tylko żebrak się odwracał,

drwił sobie z niego, a wraz z nim cały dwór.

Jednak żebrak tym się nie zrażał.

 

Powracał każdego dnia, by przekazać królewskim dłoniom kolejny dar.

Król przyjmował go rutynowo

i odkładał jabłko natychmiast do przygotowanego na tę okazję koszyka

znajdującego się blisko tronu.

Były w nim wszystkie jabłka cierpliwie i pokornie przekazywane przez żebraka.

Kosz był już prawie całkiem pełen.

 

Pewnego dnia ulubiona królewska małpa wzięła jedno jabłko i ugryzła je,

po czym plując nim, rzuciła pod nogi króla.

Monarcha oniemiał z wrażenia, gdy dostrzegł wewnątrz jabłka migocącą perłę.

Rozkazał natychmiast, aby otworzono wszystkie owoce z koszyka.

W każdym z nich, znajdowała się taka sama perła.

 

Zdumiony król kazał zaraz przywołać do siebie żebraka i zaczął go przepytywać.

"Przynosiłem ci te dary, panie - odpowiedział człowiek - abyś mógł zrozumieć,

że życie obdarza cię każdego dnia niezwykłym prezentem,

którego ty nawet nie dostrzegasz i wyrzucasz do kosza.

Wszystko dlatego, że jesteś otoczony nadmierną ilością bogactw.

Najpiękniejszym ze wszystkich darów jest każdy rozpoczynający się dzień"

 

Bruno Ferrero "Kółka na wodzie"

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Był sobie pewnego razu chłopiec o złym charakterze. Jego ojciec dal mu woreczek gwoździ i kazał wbijać po jednym w plot okalający ogród za każdym razem, kiedy straci cierpliwość i z kimś się pokłóci.

 

Pierwszego dnia chłopiec wbił 37 gwoździ. W następnych dniach nauczył się panować nad sobą i liczba wbijanych gwoździ malała z dnia na dzien. Odkrył, że łatwiej jest panować nad sobą niż wbijać gwoździe. Wreszcie nadszedł dzień, w którym chłopiec nie wbił w płot żadnego gwoździa. Poszedł więc do ojca i powiedział mu o tym. Wtedy ojciec kazał mu wyciągać z płotu jeden gwóźdź każdego dnia kiedy nie straci cierpliwości i nie pokłóci się z nikim. Mijały dni i w końcu chłopiec mógł powiedzieć ojcu, ze wyciągnął z płotu wszystkie gwoździe.

 

Ojciec zaprowadził chłopca do płotu i powiedział: "Synu zachowałeś się dobrze , ale spójrz , ile jest w plocie dziur. Plot nigdy już nie będzie taki, jak dawniej. Kiedy się z kimś kłócisz i mówisz mu cos brzydkiego zostawisz w nim ranę taka jak te.... Możesz wbić człowiekowi nóż, ale rana pozostanie. Nie ważne ile razy będziesz przepraszał. Rana słowna boli tak samo , jak fizyczna. Przyjaciele są rzadkimi klejnotami , sprawiają , że się uśmiechasz i dodają ci otuchy. Są gotowi Cię wysłuchać , kiedy tego potrzebujesz , wspierają Cię i otwierają przed tobą swoje serca."

 

Jeśli możesz , wybacz innym dziury, które zostawili w Twoim plocie...:uscisk:

 

 

Nibylandia - Windows Live

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewna mądra kobieta podczas wędrówki po górach znalazła w strumieniu cenny kamień. Następnego dnia napotkała podróżnika, który był bardzo głodny. Mądra kobieta otworzyła tedy torbę i podzieliła się z nim swoim jedzeniem. Głodny człowiek dostrzegł drogocenny kamień w jej tobołku, zachwycił się nim, po czym zwrócił się do niej z prośbą, by mu go podarowała. Mądra kobieta zrobiła, jak prosił, bez chwili zwłoki.

 

Podróżnik odszedł, radując się swoim szczęściem. Wiedział, że dostanie za ten klejnot taką furę pieniędzy, że już do końca życia nie będzie musiał martwić się o swoją strawę.

 

Po kilku dniach powrócił wszakże w to samo miejsce w poszukiwaniu mądrej kobiety. Kiedy ją już odnalazł, zwrócił jej kamień i powiedział:

 

"Dużo myślałem. Wiem, że ten klejnot jest bardzo wartościowy, ale oddaję ci go w nadziei, że podarujesz mi coś o wiele bardziej cennego. Jeśli możesz, ofiaruj mi tę rzecz, która pozwoliła ci dać mi ten kamień".

 

http//f.kafeteria.pl

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ojciec z synem chodzili po górach. Nagle chłopiec potknął się i upadł krzycząc:

 

- Aaach!!!

 

Ku swemu zdziwieniu usłyszał głos powtarzający gdzieś wśród gór:

 

- Aaach!!!

 

Zaciekawiony zapytał:

 

- Kim jesteś?

 

W odpowiedzi usłyszał:

 

- Kim jesteś?

 

Rozgniewał się i krzyknął:

 

- Tchórz!

 

I zaraz usłyszał:

 

- Tchórz!

 

Spojrzał na swego ojca i zapytał:

 

- O co tu chodzi?

 

Ojciec uśmiechnął się:

 

- Uważaj, mój synu.

 

I krzyknął w stronę gór:

 

- Uwielbiam Cię!

 

Głos odpowiedział:

 

- Uwielbiam Cię!

 

Ponownie człowiek krzyknął:

 

- Jesteś najlepszy!

 

Głos odpowiedział:

 

- Jesteś najlepszy!

 

Chłopiec nadal nic nie rozumiał. Ojciec wyjaśnił:

 

- Ludzie nazywają to echem, lecz tak naprawdę takie właśnie jest życie. Oddaje Ci wszystko, co powiedziałeś lub zrobiłeś. Nasze życie jest odbiciem naszego działania. Jeżeli pragniesz więcej miłości na świecie, stwórz więcej miłości w swoim sercu. Jeżeli pragniesz więcej umiejętności i odpowiedzialności w swojej grupie, pogłębiaj własne umiejętności. Wzajemność wkrada się we wszystkie aspekty życia. Życie zwraca Ci wszystko, co w nie włożyłeś. Twoje życie to nie zbieg okoliczności. To odbicie Ciebie samego.

 

http//:f.kafeteria.pl

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewnego wieczoru nasz mały syn wszedł do kuchni, gdzie jego mama właśnie przygotowywała kolację, i wręczył jej zapisaną przez siebie kartkę papieru.

 

Kiedy mama wytarła w fartuch mokre ręce i wzięła kartkę, przeczytała następujące słowa:

 

Koszenie trawy - $5.00

Sprzątanie mojego pokoju w tym tygodniu - $1.00

Pójście do sklepu za ciebie - $0.50

Pilnowanie braciszka, kiedy jesteś na zakupach - $0.25

Wynoszenie śmieci - $1.00

Dobre stopnie na półrocze - $5.00

Zmiatanie i grabienie podwórka - $2.00

 

Razem - $14.75

 

No cóż, matka popatrzyła na stojącego wyczekująco chłopca i mógłbym przysiąc, że przez głowę przemknęły jej liczne wspomnienia. Następnie wzięła pióro, odwróciła kartkę i napisała na drugiej stronie coś takiego:

 

Dziewięć miesięcy, podczas których nosiłam cię pod sercem, a ty rosłeś we mnie - za darmo.

 

Wszystkie noce, gdy czuwałam przy tobie, pielęgnowałam i modliłam się za ciebie - za darmo.

 

Wszystkie godziny próby i łzy wylane z twojego powodu przez wszystkie lata twojego życia - za darmo.

 

Kiedy dodasz to wszystko, przekonasz się, że całą moją miłość masz za darmo.

 

Wszystkie noce wypełnione lękiem i zmartwienia, których się spodziewałam - za darmo.

 

Zabawki, jedzenie, ubrania i nawet podcieranie nosa - za darmo, mój synku.

 

A kiedy dodasz to wszystko, przekonasz się, że prawdziwa miłość nie kosztuje nic.

 

Drodzy przyjaciele, kiedy nasz syn przeczytał napisane przez matkę słowa, w jego oczach pojawiły się wielkie łzy. Popatrzył na nią i powiedział: "Mamusiu, bardzo cię kocham". Potem wziął pióro i wielkimi drukowanymi literami dopisał: "ZAPŁACONO".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewien młodzieniec chwalił się że ma najpiękniejsze serce w dolinie. Chwalił się nim na rynku i zebrał się ogromny tłum by je podziwiać bowiem było w swym kształcie perfekcyjne. Nie miało żadnej skazy, było przepiękne, gładkie i błyszczące. Biło bardzo żywo. Chłopak krzyczał na cały głos że nikt nie ma piękniejszego serca od niego i wszyscy mu potakiwali bowiem jego serce było idealne.

 

Jednak w pewnym momencie jakiś starzec z tłumu krzyknął:

 

- Dlaczego twierdzisz że twoje serce jest najpiękniejsze, skoro moje jest o wiele piękniejsze od twojego?

 

Młodzieniec bardzo się zdziwił słysząc te słowa, a potem spojrzał na serce starca i się zaśmiał. Serce starca biło bardzo żywo, być może nawet żywiej od serca młodzieńca, ale było to serce poorane rozlicznymi bruzdami, serce w którym było wiele brakujących kawałków. Wiele też w nim było kawałków, które do tegoż serca nie pasowały. Było to serce brzydkie które w żaden sposób nie mogło się równać z nieskazitelnym sercem młodzieńca.

 

Chłopak zapytał się, dlaczego starzec uważa, że jego serce jest piękniejsze, skoro wszyscy widzą, że nie jest ono nawet w części tak piękne, jak jego własne serce. Wtedy starzec rzekł, że w życiu nie zamieniłby tego serca na serce młodzieńca. Powiedział też, aby młodzieniec spojrzał na jego serce i wskazując na blizny rzekł.

 

- Widzisz te blizny i brakujące kawałki? Nie ma ich tu dlatego, że ofiarowałem je z miłości dla wielu osób, a niesie to ryzyko, bo często się zdarza, że sami ofiarowujemy uczucie dla innych, ale oni nie dają nam nic w zamian. Stąd te blizny, bo choć dałem im cześć swojego serca, oni nie dali mi nic.

Jeśli natomiast spojrzysz uważnie dostrzeżesz, że wiele kawałków do mojego serca niezupełnie pasuje. Są to kawałki serca innych, które oni mi ofiarowali i które znalazły stałe miejsce w moim sercu. Dlatego moje serce jest piękniejsze od twojego.

Natomiast te bruzdy, które widzisz zrobili ludzie nieczuli, ludzie, którzy mnie zranili.

 

Wtedy młodzieniec spojrzał na starca, zrozumiał i zapłakał. Potem wziął kawałek swojego przepięknego serca i ofiarował go starcowi, a starzec zrobił to samo. Padli sobie w ramiona i rozpłakali się po czym odeszli razem w wielkiej przyjaźni.

 

Młodzieniec włożył część serca starca do swojego serca, w miejsce brakującego kawałka, który dał starcowi. Ten nowy kawałek pasował tam, choć nie idealnie, co zmąciło doskonałą harmonię serca młodzieńca. Nigdy jednak wcześniej serce młodzieńca nie było tak piękne, jak w tym momencie i młodzieniec dopiero teraz to zrozumiał.

 

:zegar:Bruno Ferrero

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gwarantuję, że to opowiadanie spodoba się Wam!

 

Zegar nad informacją na Stacji Centralnej w Nowym Jorku pokazywał godzinę za sześć szóstą. Wysoki, młody oficer uniósł swoją opaloną twarz i zmrużył oczy, aby sprawdzić dokładny czas. Serce waliło mu jak młotem, odbierając oddech. Za sześć minut zobaczy kobietę, która przez ostatnie 18 miesięcy zajmowała szczególne miejsce w jego życiu. Nigdy jej nie widział, a jednak jej słowa bezustannie dodawały mu otuchy.

Sierżant Blandford pamiętał szczególnie jeden dzień, najgorszą potyczkę, kiedy jego samolot znalazł się w środku samolotów wroga. W jednym ze swych listów przyznał się jej, że często czuje lęk. Na kilka dni przed bitwą dostał od niej odpowiedź: "Oczywiście, że się boisz... jak wszyscy odważni mężczyźni. Następnym razem, gdy zaczniesz w siebie wątpić, chcę byś wyobraził sobie mój głos mówiący: "Choć idę doliną ciemną, zła się nie ulęknę bo Ty jesteś ze mną". Przypomniał to sobie wtedy i odzyskał siły.

 

Teraz naprawdę miał usłyszeć jej głos. Za cztery minuty. Jakaś dziewczyna przeszła obok niego i odwrócił się za nią. Miała ze sobą kwiat, ale nie była to czerwona róża, na którą się umówili. Poza tym dziewczyna miała dopiero osiemnaście lat, a Hollis Maynel powiedziała, że ma trzydzieści. "I co z tego? odpowiedział jej. "Ja mam 32". Choć tak naprawdę miał 29.

 

Poszybował pamięcią do książki, którą czytał na obozie terningowym. "O więziach międzyludzkich" - brzmiał tytuł. W całej książce znajdowały się notatki pisane kobiecą ręką. Nigdy nie sądził, że jakaś kobieta potrafi zajrzeć w męskie serce tak głęboko i z takim zrozumieniem. Jej nazwisko znajdowało się na ekslibrisie: Hollis Maynel. Zajrzał do książki telefonicznej miasta Nowy Jork i znalazł jej adres. Napisał. Odpisała. Następnego dnia został zaokrętowany, ale nie przestali do siebie pisywać. Odpowiadała na jego listy przez 13 miesięcy. Pisała nawet wtedy, gdy jego listy do niej nie docierały. Żołnierz czuł, że jest w niej zakochany, a ona kochała jego.

 

Jednak odmawiała jego wszystkim prośbom, aby przysłać mu swoją fotografię. Wyjaśniała: "Jeśli twoje uczucia do mnie nie mają rzeczywistych podstaw, mój wygląd nie ma znaczenia. Może jestem ładna. A jeśli tak, to wykorzystasz to i będziesz chciał się zaangażować. Taki rodzaj miłości jednak mnie nie zadowala. Przypuśćmy, że jestem zwyczajna (musisz przyznać, że to bardziej prawdopodobne). Wtedy zaczęłabym podejrzewać, że nie przestajesz do mnie pisać tylko dlatego, że jesteś samotny i nie masz nikogo innego. Nie, nie proś mnie o zdjęcie. Kiedy przyjedziesz do Nowego Jorku, zobaczysz mnie, a wtedy będziesz mógł podjąć decyzję".

 

Minuta do szóstej. Przekartkował książkę, którą trzymał w ręce. Nagle serce sierżanta Blandforda podskoczyło. Szła ku niemu młoda kobieta. Była szczupła i wysoka. Miała długie kręcone jasne włosy. Oczy błękitne jak niezapominajki, wargi i podbródek zdradzały siłę woli. W jasnozielonym kostiumie wyglądała jak wiosna w ludzkiej postaci.

 

Ruszył ku niej, nie chcąc zauważyć, że ona nie ma ze sobą róży, a wtedy na jej ustach pojawił się nikły prowokujący uśmiech. "Idziesz w moją stronę żołnierzu?", wyszeptała. Zrobił jeszcze jeden krok. I wtedy zobaczył Hollis Maynel. Stała tuż za tą dziewczyną, kobieta po czterdziestce, siwiejące włosy wystawały jej spod zniszczonego kapelusza. Była tęga. Jej stopy o spuchniętych kostkach tkwiły w wydeptanych butach bez obcasów. Ale przy swoim zniszczonym płaszczu miała przypiętą czerwoną różę. Dziewczyna w zielonym kostiumie szybko odeszła.

 

Blandford poczuł, jakby miał rozszczepić się na dwoje. Pragnął iść za dziewczyną, równie głęboko tęsknił za kobietą, której duch towarzyszył mu i podtrzymywał w trudnych chwilach. I oto stała tu. Widział jej bladą twarz, łagodną i wrażliwą, szare oczy z ciepłymi iskierkami.

 

Sierżant Blandford nie wahał się. Jego palce zacisnęły się na egzemplarzu zniszczonej książki, który miał być dla niej znakiem rozpoznawczym. Może nie będzie to miłość, ale na pewno coś szczególnego, przyjaźń, za którą był i musi być jej wdzięczny.

 

Wyprostował ramiona, zasalutował i wyciągnął książkę ku kobiecie, choć w środku czuł gorycz rozczarowania.

- Jestem sierżant Blandford, a pani jest panią Maynel. Bardzo się cieszę, że mogliśmy się spotkać. Czy wolno mi... czy wolno mi zabrać panią na obiad? Twarz kobiety poszerzyła się w wyrozumiałym uśmiechu.

- Synu, nie wiem o co chodzi - odezwała się - ale ta młoda dama w zielonym kostiumie prosiła, abym przypięła sobie tę różę do płaszcza. Powiedziała, że jeśli zaprosi mnie pan na obiad, to mam panu przekazać, że ona czeka w tej restauracji po drugiej stronie ulicy. Powiedziała, że był to rodzaj próby.

 

S.I. Kishor

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

JAK BÓG STWORZYŁ MAMĘ

 

Dobry Bóg zdecydował, że stworzy... MATKĘ.

Męczył się z tym już od sześciu dni, kiedy pojawił się przed Nim anioł i zapytał:

- To na nią tracisz tak dużo czasu, tak?

 

Bóg rzekł:

- Owszem, ale czy przeczytałeś dokładnie to zarządzenie?

Posłuchaj, ona musi nadawać się do mycia prania,

lecz nie może być z plastiku... powinna składać się ze stu osiemdziesięciu części,

z których każda musi być wymienialna...

żywić się kawą i resztkami jedzenia z poprzedniego dnia...

umieć pocałować w taki sposób, by wyleczyć wszystko -

od bolącej skaleczonej nogi aż po złamane serce...

no i musi mieć do pracy sześć par rąk.

 

Anioł z niedowierzaniem potrząsnął głową:

 

- Sześć par?

 

- Tak! Ale cała trudność nic polega na rykach

 

- rzekł dobry Bóg.

 

Najbardziej skomplikowane są trzy pary oczu, które musi posiadać mama.

 

- Tak dużo?

 

Bóg przytaknął:

 

-Jedna para, by widzieć wszystko przez zamknięte drzwi,

zamiast pytać: "Dzieci, co tam wyprawiacie?".

Druga para ma być umieszczona z tyłu głowy,

aby mogła widzieć to, czego nie powinna oglądać,

ale o czym koniecznie musi wiedzieć. I jeszcze jedna para,

żeby po kryjomu przesłać spojrzenie synowi,

który wpadł w tarapaty: "Rozumiem to i kocham cię".

 

- Panie - rzekł anioł, kładąc Boga rękę na ramieniu - połóż się spać.

Jutro te jest dzień

 

- Nie mogę odparł Bóg a zresztą już prawie skończyłem.

 

Udało mi się osiągnąć to, że sama zdrowieje, jeśli jest chora,

że potrafi przygotować sobotnio-niedzielny obiad

na sześć osób z pół kilograma mielonego misa

oraz jest w stanie utrzyma pod prysznicem dziewięcioletniego chłopca.

 

Anioł powoli obszedł ze wszystkich stron model matki,

przyglądając mu się uważnie, a potem westchnął:

 

- Jest zbyt delikatna.

 

- Ale za to jaka odporna! - rzekł z zapałem Pan.

 

- Zupełnie nie masz pojęcia o tym,

co potrafi osiągnąć lub wytrzymać taka jedna mama.

 

- Czy umie myśleć?

 

- Nie tylko. Potrafi także zrobić najlepszy użytek z szarych komórek

oraz dochodzić do kompromisów.

 

Anioł pokiwał głową,

podszedł do modelu matki przesunął palcem po jego policzku.

 

- Tutaj coś przecieka - stwierdził.

 

- Nic tutaj nie przecieka - uciął krótko Pan. - To łza.

 

- A do czego to służy?

 

- Wyraża radość, smutek, rozczarowanie, ból, samotność i dumę.

 

- Jesteś genialny! - zawołał anioł.

- Prawdę mówiąc, to nie ja umieściłem tutaj tę łzę

- melancholijnie westchnął Bóg.

 

 

To nie Bóg stworzył łzy. Dlaczego zatem my mielibyśmy to czynić?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewnego dnia osioł farmera wpadł do głębokiej studni.Zwierzę krzyczało żałośnie godzinami, podczas gdy farmer zastanawiał się, co zrobić.

W końcu zdecydował: zwierzę i tak jest stare, a studnię i tak trzeba już zasypać. Nie warto więc wyciągać z niej osła.Zwołał wszystkich swoich sąsiadów do pomocy.Wzięli łopaty i zaczęli zasypywać studnię śmieciami i ziemią.Początkow osioł zaczął krzyczeć przerażony.Nagle, ku zdumieniu wszystkich, uspokoił się.Kilka łopat później farmer zajrzał do studni i zdumiał się tym, co ujrzał: za każdym razem, kiedy kolejna porcja śmieci spadała na ośli grzbiet, ten robił coś niesamowitego, otrząsał się i wspinał o krok ku górze.W miarę, jak sąsiedzi farmera sypali śmieci i ziemię na zwierzę, ono otrzepywało się i wspinało o kolejny krok.Niebawem, wszyscy ze zdumieniem zobaczyli, jak osioł przekracza

wrąb studni i szczęśliwy oddala się truchtem.

 

Życie będzie zasypywać Was śmieciami, każdym rodzajem brudów.I jest tylko jeden sposób, żeby wydostać się z dołka.Po prostu trzeba otrząsnąć się i zrobić krok w górę.Każdy taki strząśnięty kłopot, to jeden stopień ku wolności.Możemy wydostać się z najgłębszych tarapatów, jeśli się nie zatrzymamy, jeśli się nie poddamy!

 

Otrząśnij się więc i wejdź na kolejny stopień.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewnego razu łódź przybiła do malej meksykańskiej wioski. Amerykański turysta podziwiając ryby złowione przez meksykańskiego rybaka zapytał ile czasu zajęło mu ich złapanie.

- Niezbyt długo - odpowiedział Meksykanin

- W takim razie, dlaczego nie zostałeś na morzu dłużej żeby złapać więcej takich ryb? - zapytał Amerykanin.

Meksykanin wyjaśnił, że ta mała ilość spokojnie wystarczy na potrzeby jego i całej jego rodziny.

- A co robisz z resztą wolnego czasu? - zapytał Amerykanin.

- Długo śpię, potem złowię kilka ryb, bawię sie; ze swoimi dziećmi, spędzam sjestę ze swoja żoną. Wieczorami wychodzę do wioski i spotykam się z moimi przyjaciółmi, wypijamy kilka drinków, gramy na gitarze, śpiewamy piosenki. Żyję pełnym życiem...

Amerykanin przerywa. - Ukończyłem studia MBA na Harvardzie, myślę, że mogę Ci pomóc. Powinieneś zacząć łowić ryby dłużej każdego dnia. Możesz zacząć sprzedawać ryby skoro będziesz łowić ich więcej. Mając dodatkowy przychód możesz kupić większą łódź. Za dodatkowe pieniądze, które przyniesie Ci większa łódź możesz kupić druga łódź i trzecią i tak dalej aż będziesz miał całą flotę statków. Zamiast sprzedawać swoje ryby pośrednikom będziesz mógł negocjować bezpośrednio z przetwórniami i może nawet otworzysz swoją własną fabrykę. Będziesz mógł wtedy opuścić tą małą wioskę i przeprowadzić się do Mexico City, Los Angeles albo nawet do Nowego Jorku! Stamtąd będziesz mógł kierować' swoimi interesami.

- Ile czasu mi to zajmie? - zapyta? Meksykanin.

- Dwadzieścia, może dwadzieścia pięć lat - odpowiedział Amerykanin.

- A co później?

- Później? Wtedy dopiero się zacznie - odpowiedział Amerykanin, uśmiechając się - Kiedy twój biznes będzie naprawdę duży, możesz zacząć sprzedawać akcje i robić miliony!

- Miliony? Naprawdę?... A co potem?

- Potem będziesz mógł przejść na emeryturę, mieszkać w małej wiosce na wybrzeżu, długo spać, bawić się z dziećmi, łowić czasami ryby, spędzać sjestę ze swoją żoną i spędzać wieczory bawiąc się ze swoimi przyjaciółmi...

 

http://pinger.pl

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewien człowiek o zachodzie słońca wybrał się jak zwykle na spacer opustoszałym brzegiem morza. Idąc tak w zamyśleniu, spostrzegł nagle w oddali sylwetkę jakiegoś mężczyzny. Podszedłszy nieco bliżej, przekonał się, że to ktoś miejscowy, jakiś Meksykanin. Mężczyzna bezustannie schylał się, podnosił coś i ciskał to do wody.

Gdy zbliżył się jeszcze bardziej, dostrzegł, że Meksykanin zbiera tak rozgwiazdy, które fale oceanu wyrzuciły na plażę. Wielce zaintrygowany podszedł do mężczyzny i powiedział:

- Dobry wieczór, amigo. Przechodziłem właśnie tędy i zastanawiałem się, co robisz.

- Wrzucam te rozgwiazdy z powrotem do wody. Widzi pan, mamy odpływ i wszystkie je wyniosło na brzeg. Jeśli nie wrócę ich morzu, umrą z braku tlenu.

- Rozumiem... - odparł. - Lecz takich rozgwiazd muszą być pewnie na tej plaży tysiące i w żaden sposób nie uda ci się uratować wszystkich... Jest ich po prostu zbyt wiele. Poza tym zdajesz sobie chyba sprawę - tłumaczył - że na tym tylko wybrzeżu podobnych plaż są setki i na każdej z nich morze wyrzuciło pełno rozgwiazd. Nie sądzisz więc, przyjacielu, że to, co robisz, nie ma większego znaczenia?

Meksykanin uśmiechnął się, a potem pochylił, podniósł kolejną rozgwiazdę i wrzucając ją do wody, odrzekł:

- Ma znaczenie dla tej!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chciałbym Wam przedstawic pewną autentyczną historię ,której koniec bardzo mnie zaskoczył, a na domiar tego moim skromnym zdaniem - Nie jest to właściwe postępowanie!

 

Byłem szczęśliwy. Byłem tak szczęśliwy jak tylko mógłbym to sobie wyobrazić. Z moją dziewczyną spotykałem się ponad rok i w końcu

zdecydowaliśmy się wziąć ślub. Moi rodzice byli naprawdę zachwyceni i pomagali nam we wszystkich przygotowaniach do naszego wspólnego życia, przyjaciele cieszyli się razem ze mną a moja dziewczyna... była jak spełnienie moich najśmielszych marzeń. Tylko jedna rzecz nie dawała mi

spokoju - dręczyła i spędzała sen z powiek... jej młodsza siostra. Moja przyszła szwagierka miała dwadzieścia lat, ubierała wyzywające

obcisłe mini i króciutkie bluzeczki, eksponujące krągłości jej młodego,

pięknego ciała. Często kiedy siedziałem na fotelu w salonie, niby przypadkiem schylała się po coś tak, że nawet nie przyglądając się, nie dawało się jaj nie zauważyc. To nie mógł być przypadek, nie zachowywała się tak nigdy kiedy w pobliżu był ktoś jeszcze.

Któregoś dnia siostrzyczka mojej dziewczyny zadzwoniła do mnie i poprosiła abym po drodze do domu wstąpił do nich rzucić okiem na ślubne zaproszenia. Kiedy przyjechałem była sama w domu. Podeszła do mnie tak blisko, że czułem słodki zapach jej perfum i wyszeptała, że

wprawdzie wkrótce będę żonaty, ale ona pragnie mnie tak bardzo... i czuje, że nie potrafi tego uczucia pohamować... i nawet nie chce.

Powiedziała, że chce się ze mną kochać, tylko ten jeden raz, zanim wezmę ślub z jej siostrą i przysięgnę jej miłość i wierność póki śmierć nas nie rozłączy.

Byłem w szoku i nie mogłem wykrztusić z siebie nawet jednego słowa. Powiedziała "Idę do góry, do mojej sypialni. Jeśli chcesz, chodź do mnie nie będę czekać długo". Stałem jak skamieniały i obserwowałem ją jak wchodziła po schodach kusząco poruszając biodrami. Kiedy była już na górze zdjęła bieliznę i rzuciła je w moją stronę. Stałem tak przez chwilę, po czym odwróciłem się i poszedłem do drzwi frontowych. Otworzyłem drzwi i wyszedłem z domu, prosto, w kierunku zaparkowanego przed domem samochodu. Mój przyszły teść

stał przed domem - podszedł do mnie i ze łzami w oczach uściskał mówiąc

"Jesteśmy tacy szczęśliwi, że przeszedłeś naszą małą próbę. Nie moglibyśmy marzyć o lepszym mężu dla naszej córeczki. Witaj w rodzinie!".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Właściciel baru dał ogłoszenie: Zatrudnię 'bramkarza'

 

Tego wieczoru, kiedy lokal huczał wypełniony po brzegi, przedarł się do barmana knypek - metr sześćdziesiąt wzrostu - i mówi:

 

- Jestem Radek, ja w sprawie pracy...

 

Barman zlustrował go od stóp do głów, zaśmiał ironicznie i wracając do wycierania szklanek rzucił krótko:

 

- Wypad!!!

 

Radek wzruszył ramionami, podciągnął rękawy, rozejrzał się po sali i zaczął od kolesi przy drzwiach..."

 

A morały są dwa:

 

Nie oceniaj ludzi po wyglądzie, a książki po okładce - możesz się bardzo zdziwić.

 

Uważaj co mówisz, czasem możesz być zrozumiany opacznie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do postu "Witaj w rodzinie" - szok .Nie wiem czy bym potrafiła kiedykolwiek na jego miejscu im zaufać , czy bym wszędzie nie doszukiwała się podstępu ,czy w ogóle przekroczyła bym próg tego domu. Ta myśl by niszczyła miłość.

Może przesadzam -nie wiem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś w pewnej wiosce żyły dwa koty, które bardzo lubiły ser. Któregoś pięknego dnia, gdy kobiety z wioski były zajęte rozmową, koty ukradły trochę sera. Potem miały jednak problem z podzieleniem go na równe części. Patrzyły na siebie podejrzliwie, każdy z nich myślał, że ten drugi dostanie większą porcję.

Wreszcie jeden kot powiedział:

- Poprośmy małpę, by podzieliła nasz ser.

Drugi kot zgodził się chętnie i oba koty poszły do małpy, która tak samo chętnie wzięła ser.

- Przynieście jakąś miarkę – powiedziała.

Kiedy koty wróciły, małpa wzięła nóż i przecięła ser na dwie części. Jednak jedna z nich była wyraźnie większa od drugiej.

- A niech to! – powiedziała małpa. – To się nie zgadza. Ugryzę kęs tego większego kawałka, aby ważył tyle samo, co ten drugi.

Zanim koty zdążyły zaprotestować, małpa odgryzła kęs, który, oczywiście, okazał się za duży.

- A niech mnie! – powiedziała. – Teraz ten kawałek jest mniejszy. Muszę odgryźć nieco z drugiego, aby był tej samej wielkości, co pierwszy.

Jednak tym razem koty zdały sobie sprawę, że małpa zamierza zjeść cały ser.

- Proszę, nie przejmuj się więcej naszą sprawą. – powiedziały. – Oddaj nam ser, a my podzielimy go same.

Małpa nie przestawała przeżuwać sera.

- Nie zrobię tego. – rzekła. – Z pewnością pokłócilibyście się ponownie. Król zwierząt winiłby mnie za waszą sprzeczkę. Nie, muszę odgryźć nieco z tego pierwszego kawałka, a potem z tego, aż będą mieć tę samą wagę. Jeżeli pracując nad tym zjem cały ser, to znaczy, że tak było przeznaczone i będziecie musiały się z tym pogodzić.

Koty doszły do wniosku, że nigdy już nie dostaną sera z powrotem, więc odeszły. Małpa śmiała się i wołała za nimi:

- Dostałyście dobrą lekcję! Nigdy nie pozwólcie, by zachłanność wzięła górę nad rozumiem, co doprowadziło was do głupoty.

I z zadowoleniem skończyła chrupać ser.

 

Fantasy Gildia Miłośników Fantastyki Opowiadania Fantasy, Książki, Filmy, Gry RPG

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do postu "Witaj w rodzinie" - szok .Nie wiem czy bym potrafiła kiedykolwiek na jego miejscu im zaufać , czy bym wszędzie nie doszukiwała się podstępu ,czy w ogóle przekroczyła bym próg tego domu. Ta myśl by niszczyła miłość.

Może przesadzam -nie wiem.

 

Zgadza się. Moze Oni już mogliby być spokojni o jego lojalnosc.., ale On? :/ dziwnie....

 

Ciekawe i pouczające historyjki :)

Edytowane przez Silvey
Post pod postem
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

chciałbym wam przedstawic pewną autentyczną historię ,której koniec bardzo mnie zaskoczył, a na domiar tego moim skromnym zdaniem - nie jest to właściwe postępowanie!

 

Byłem szczęśliwy. Byłem tak szczęśliwy jak tylko mógłbym to sobie wyobrazić. Z moją dziewczyną spotykałem się ponad rok i w końcu

zdecydowaliśmy się wziąć ślub. Moi rodzice byli naprawdę zachwyceni i pomagali nam we wszystkich przygotowaniach do naszego wspólnego życia, przyjaciele cieszyli się razem ze mną a moja dziewczyna... Była jak spełnienie moich najśmielszych marzeń. Tylko jedna rzecz nie dawała mi

spokoju - dręczyła i spędzała sen z powiek... Jej młodsza siostra. Moja przyszła szwagierka miała dwadzieścia lat, ubierała wyzywające

obcisłe mini i króciutkie bluzeczki, eksponujące krągłości jej młodego,

pięknego ciała. Często kiedy siedziałem na fotelu w salonie, niby przypadkiem schylała się po coś tak, że nawet nie przyglądając się, nie dawało się jaj nie zauważyc. To nie mógł być przypadek, nie zachowywała się tak nigdy kiedy w pobliżu był ktoś jeszcze.

Któregoś dnia siostrzyczka mojej dziewczyny zadzwoniła do mnie i poprosiła abym po drodze do domu wstąpił do nich rzucić okiem na ślubne zaproszenia. Kiedy przyjechałem była sama w domu. Podeszła do mnie tak blisko, że czułem słodki zapach jej perfum i wyszeptała, że

wprawdzie wkrótce będę żonaty, ale ona pragnie mnie tak bardzo... I czuje, że nie potrafi tego uczucia pohamować... I nawet nie chce.

Powiedziała, że chce się ze mną kochać, tylko ten jeden raz, zanim wezmę ślub z jej siostrą i przysięgnę jej miłość i wierność póki śmierć nas nie rozłączy.

Byłem w szoku i nie mogłem wykrztusić z siebie nawet jednego słowa. Powiedziała "idę do góry, do mojej sypialni. Jeśli chcesz, chodź do mnie nie będę czekać długo". Stałem jak skamieniały i obserwowałem ją jak wchodziła po schodach kusząco poruszając biodrami. Kiedy była już na górze zdjęła bieliznę i rzuciła je w moją stronę. Stałem tak przez chwilę, po czym odwróciłem się i poszedłem do drzwi frontowych. Otworzyłem drzwi i wyszedłem z domu, prosto, w kierunku zaparkowanego przed domem samochodu. Mój przyszły teść

stał przed domem - podszedł do mnie i ze łzami w oczach uściskał mówiąc

"jesteśmy tacy szczęśliwi, że przeszedłeś naszą małą próbę. Nie moglibyśmy marzyć o lepszym mężu dla naszej córeczki. Witaj w rodzinie!".

 

masakra ;]!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cmentarz na N. jest stary. Chodziłam tam z babcią na grób prababci. To była cała wyprawa. Jechało się tramwajem, potem drugim. Wiozło się znicze i kwiatki, najczęściej sadziłyśmy bratki. Babcia porządkowała grób, a ja chodziłam sobie po alejkach. Kiedyś znalazłam ułana. Nie pamiętam, jak się nazywał – bo ja nigdy nie zapamiętuję nazwisk. Był porucznikiem, uczestnikiem wojny polsko-rosyjskiej (co było zapisane na płycie nagrobnej). Zmarł w 1922 roku. Pamiętam zdjęcie. Mężczyzna w mundurze, w czapce-rogatywce. Zawsze mnie zastanawiała data jego śmierci. Czy był ranny na wojnie i dlatego zmarł niedługo po jej zakończeniu? A może był chory? Gruźlica w owych czasach – ot chociażby, jak w przypadku Uniłowskiego, który przecież też był w wojsku. Dlaczego mój ułan pochowany był na N.? Jak znalazł się w wojsku? Czy po jego śmierci na ten grób przychodziła dziewczyna – taka, jak w piosence śpiewanej mi przez babcię?

 

Hej, dziewczyno, ułan w boju padł,

Choć mu dałaś białej róży kwiat,

Czy nieszczery był twej dłoni dar

Czy też może wygasł twego serca żar?

 

A może było zupełnie inaczej? Te pytania spowodowały, że wraz z siostrą, gdy babcia lub rodzice porządkowali grób rodzinny, my zajmowałyśmy się „naszym” ułanem. I już w ciągu roku na jego grobie znów pojawiały się znicze. Bo na tym cmentarzu często się bywało, jeszcze częściej po przeprowadzce babci, która zamieszkała w pobliżu. Dostawałyśmy jeden znicz, na „naszego” ułana. Na tym samym cmentarzu jest teraz grób babci i nadal tam chodzę. Ale grobu ułana już nie ma. Jakieś pięć lat temu, może sześć, gdy zjawiłam się na cmentarzu zobaczyłam, że zamiast grobu ułana, jest jakiś inny. Zamiast wysokiego nagrobka w stylistyce lat dwudziestych jest coś innego, inne nazwisko i dużo kwiatów. Ułan nie zapłacił, no to na jego miejscu pochowano kogoś innego. Rodzina nie wykupiła grobu, miejsca na cmentarzu, no to grób, który z napisem godzącym w przyjaźń międzynarodową – przetrwał lata komunizmu – w wolnej Polsce został zniszczony. Paradoksalne, właśnie wtedy, gdy zaczęło się tyle mówić o historii zapomnianej, o czasach i wydarzeniach, które mogły wrócić do podręczników.

 

Jest cała masa grobów, na które dziś już nikt nie przychodzi. Las pod Jarosławiem, gdzie po raz pierwszy w życiu widziałam kolorowe macewy. Są cmentarze, gdzie leżą właśnie tacy ułani, których nie zawsze mogą odwiedzić najbliżsi. Na przykład na Monte Cassino. Albo cmentarze żołnierzy rosyjskich lub niemieckich. A gdzie indziej z kolei rewia mody i konkurs pt. „Jak wielki ciężar wytrzyma płyta nagrobkowa – czyli postaw znicz i ty...” albo inny „Najpiękniejsze futro lub kapelusik na całym cmentarzu”.

 

Miała być historia z morałem. No to będzie. Ale ten morał, to już niech każdy dopowie sobie sam. Bo ja jestem bajarką nowoczesną i nie jestem zwolenniczką nachalnego dydaktyzmu.

 

Śpij kolego w ciemnym grobie

Śpij kolego w ciemnym grobie

Niech się Polska przyśni Tobie

Niech się Polska przyśni Tobie

 

socjopatyczna_malkontentka

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na stole stało w rzędzie kilka misek z różnymi potrawami. Pewien człowiek podszedł do pierwszej z nich i zaczął jeść. Potrawa była znakomita. Bardzo mu smakowała. Ale zaczął się zastanawiać czy w innych miskach nie znajdują się jeszcze lepsze przysmaki. Postanowił spróbować kolejnych potraw. Jednak każda z nich była gorsza od tej pierwszej. Postanowił więc wrócić do pierwszej miski. Jednak tam już usiadł ktoś inny. Nasz bohater zaczął żałować, że odszedł. Szukał czegoś lepszego i przez to stracił to co miał na początku a co było wspaniałe. Jednak potem pomyślał, że gdyby pozostał przy pierwszej misce to żałowałby, że nie sprawdził innych...

 

http://www.filmweb.pl

Edytowane przez summer44
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Głęboko w gęstym lesie stał samotny, mały domek. Mieszkała w nim mała dziewczynka o tak dobrym sercu, że zwano ją Złotym Serduszkiem.

Ale Złote Serduszko była bardzo biedna i samotna. Nie miała ani taty, ani mamy.

Pewnego dnia, kiedy ogień w kominku dogasał, a do jedzenia zostało jej tylko ciastko, Złote Serduszko postanowiła wyruszyć w świat. Z ciasteczkiem w ręce, podpierając się kijem, wędrowała przez gęsty las.

Najpierw spotkała starą kobietę, która była tak bardzo głodna, że Złote Serduszko dała jej ciastko. "Weź je, babciu, ja sobie poradzę", powiedziała.

Potem napotkała wędrowca - był stary i zmęczony. "Weź mój kij i podeprzyj się, drogi staruszku - powiedziała - jakkolwiek będzie, ja sobie poradzę."

Kiedy nastał wieczór i Złote Serduszko poczuła się zmęczona i śpiąca, położyła się w lesie aby usnąć. "Trochę tu pusto - pomyślała - ale pomodlę się i poradzę sobie".

Nazajutrz podeszła biedna dziewczynka, której było zimno w głowę. Złote Serduszko podarowała jej swoją czapkę. "Weź ją, dziewczynko, ja sobie poradzę" - powiedziała.

Przez most przechodził chłopiec. Było mu zimno, bo jego koszula była cała w strzępach. Wtedy Złote Serduszko zdjęła swoją bluzeczkę i dała ją chłopcu. "Włóż ją, ja sobie poradzę", powiedziała.

Złote Serduszko nie miała teraz już nic do oddania, była naprawdę biedna. Ale następnego dnia zdarzyło się coś niezwykłego. Spadł na nią z nieba deszcz gwiazd, które zamieniły się w pieniądze. "Teraz sobie poradzę" - powiedziała.

I pewnego pięknego dnia zjawił się książę i poprosił Złote Serduszko o rękę: "To ja jestem chłopcem, któremu podarowałaś swoją bluzkę. Twoje serce jest ze złota, dlatego chciałbym, abyś była moją księżniczką". "Weź więc moje serce" - powiedziała Złote Serduszko - "ja sobie poradzę".

 

http://www.filmweb.pl

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Byłem sam w całym przedziale pociągu.

Potem wsiadła jakaś dziewczyna - opowiadał pewien niewidomy hinduski chłopiec.

- Mężczyzna i kobieta,

którzy ją odprowadzali, musieli być jej rodzicami.

Dawali jej mnóstwo rad i wskazówek. Nie wiedziałem jak wyglądała dziewczyna,

ale podobała mi się barwa jej głosu.

 

 

Czy jedzie do Dehra Dun? - pytałem się siebie, kiedy pociąg ruszał ze stacji.

Zastanawiałem się, jak mogę nie dać po sobie poznać,

że jestem niewidomym. Pomyślałem sobie:

jeśli nie będę się ruszał z mojego miejsca powinno mi się to udać.

-Jadę do Saharanpur - powiedziała. - Tam wyjdzie po mnie moja ciocia.

A pan dokąd jedzie, można wiedzieć?

 

- Dehra Dun, a potem do Mussoorie - odpowiedziałem. - O, jaki pan szczęśliwy!

Pragnęłabym bardzo pojechać do Mussoorie. Uwielbiam góry.

Szczególnie w październiku, kiedy jest tam pięknie.

- Tak to najlepszy sezon - odpowiedziałem,

sięgając pamięcią do czasów, kiedy jeszcze widziałem.

- Wzgórza usłane są dzikimi daliami, słońce jest łągodne,

a wieczorem można sobie siedzieć wokół ogniska i rozmyślać popijając brandy.

Większa część letników już wtedy odjeżdża, ulice są bezludne i ciche.

 

Milczała, a ja zadawałem sobie pytanie czy moje słowa

zrobiły na niej jakieś wrażenie,

czy też jedynie myślała, że jestem sentymentalny. Potem popełniłem błąd i zapytałem:

- Jak jest na zewnątrz? Ona jednak w moim pytaniu nie zauważyła nic dziwnego.

Czyżby już spostrzegła, że nie widzę? Jednak słowa,

które zaraz po tym wypowiedziała, pozbawiły mnie wszelkich wątpliwości.

 

- Dlaczego pan nie spojrzy w okno? - zapytała mnie z największą naturalnością.

Przesunąłem się wzdłuż siedzenia, starając się z uwagą odszukać okno.

Było otwarte, odwróciłem się w jego stronę, robiąc wrażenie,

że przyglądam się mijanym widokom. Oczami wyobraźni widziałem telegraficzne słupy,

które przesuwały się w biegu. - Zauważyła pani - ośmieliłem się powiedzieć -

że te drzewa wydają się poruszać? - Zawsze tak się wydaje - odpowiedziała.

 

Odwróciłem się znów w stronę dziewczyny i przez pewien czas siedzieliśmy w milczeniu.

Potem powiedziałem - Ma pani bardzo interesującą twarz.

Zaśmiała się miło wibrującym i jasnym głosem.

- Przyjemnie to usłyszeć - rzekła.

- Nudzą mnie ci, którzy mówią, że moja twarz jest ładna!

Musisz mieć naprawdę ładną twarz pomyślałem sobie,

a po chwili dodałem pewnym głosem: -

Hm, interesująca twarz może być również bardzo piękna.

- Jest pan bardzo miły - powiedziała.

- Ale dlaczego jest pan taki poważny?

 

- Już niedługo będzie pani na miejscu, stwierdziłem dość nieoczekiwanie.

- Dzięki Bogu. Nie lubię długich podróży pociągiem.

Ja natomiast byłbym gotów siedzieć tak nieskończenie długo,

byleby tylko słyszeć jak ona mówi.

Jej głos posiadał tak srebrzysty dźwięk jak górski strumień.

Zaraz po wyjściu z pociągu zapomni pewnie o naszym spotkaniu;

ja jednak zachowam ją w swojej pamięci przez pozostałą cześć podróży a może i dłużej.

 

Pociąg wjechał na stację. Ktoś zawołał i zabrał ze sobą dziewczynę.

Pozostał po niej jedynie zapach.

Mrucząc coś pod nosem wszedł do przedziału jakiś mężczyzna.

Pociąg ruszył ponownie. Odszukałem po omacku okno

i usadowiłem się naprzeciwko wpatrując się w światło,

które było dla mnie ciemnością.

Jeszcze raz mogłem powtórzyć moją grę z nowym towarzyszem podróży.

 

- Szkoda, że nie mogę być tak nęcącym towarzyszem w podróży jak ta dziewczyna,

która dopiero wyszła - powiedział do mnie, starając się nawiązać rozmowę.

- To bardzo interesująca dziewczyna - stwierdziłem.

- Czy mógłby mi pan powiedzieć... czy jej włosy były długie czy krótkie?

- Nie pamiętam - odpowiedział zdawkowym tonem.

- Przyglądałem się jedynie jej oczom a nie włosom. Były rzeczywiście piękne!

Szkoda, że nie mogły jej do niczego służyć... Była niewidoma.

Nie zauważył pan tego?

------------------------------ ----------------------------

Dwoje niewidomych ludzi, którzy udają, że widzą.

Ileż ludzkich spotkań jest podobnych do tego.

Ze strachu, by nie objawić tego, jacy jesteśmy naprawdę

zaprzepaszczamy nieraz najważniejsze spotkania naszego życia.

A niektóre spotkania zdarzają się jedynie raz w życiu.

 

 

Bruno Ferrero

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewien młodzieniec zapytał najmądrzejszego z ludzi o tajemnicę szczęścia.

Mędrzec poradził młodzieńcowi,

by obszedł pałac i powrócił po dwóch godzinach.

Proszę cię jedynie o jedno - powiedział mędrzec,

wręczając mu łyżeczkę, na której umieścił dwie krople oliwy.

W czasie wędrówki nieś tę łyżeczkę tak, by nie wylała się oliwa.

Po dwóch godzinach młodzieniec wrócił i mędrzec zapytał go :

Czy widziałeś wspaniale ogrody? Czy zauważyłeś piękne pergaminy?

Młodzieniec ze wstydem wyznał, że nie widział niczego.

Troszczył się jedynie o to, by nie wylać kropel oliwy.

Wróć i spójrz na cuda mego świata -powiedział mędrzec.

Młodzieniec wziął łyżeczkę i znów zaczął wędrówkę,

ale tym razem obserwował wszystkie dzieła sztuki.

Zobaczył też ogrody, góry i kwiaty.

Powrócił do mędrca i szczegółowo zdał sprawę z tego, co widział.

Gdzie są te dwie krople oliwy, które ci powierzyłem? - spytał mędrzec.

Spojrzawszy na łyżeczkę, chłopak zauważył, że ich nie ma.

Oto jedyna rada, jaką mogę ci dać, powiedział mędrzec :

Tajemnica szczęścia tkwi w dostrzeganiu wszystkich cudów świata,

przy jednoczesnej dbałości o dwie krople oliwy na łyżeczce.

 

 

Filmweb.pl - łeb pełen filmów!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po wypełnieniu prostego i pogodnego życia zmarła pewna kobieta

i znalazła się natychmiast w długiej i uporządkowanej procesji osób,

które przesuwały się powoli w stronę Najwyższego Sędziego.

Przesunąwszy się do połowy kolejki coraz bardziej przysłuchiwała się słowom Boga.

Słyszała jak Bóg mówił do kogoś:

-Ty, co pomogłeś, kiedy miałem wypadek na drodze i zawiozłeś mnie do szpitala,

wstąp do mojego Raju.

Potem mówił do kogoś innego:

-Ty, co bez żadnego zysku pożyczyłeś wdowie pieniądze,

wstąp, aby otrzymać wieczną nagrodę.

A potem znów:

-Ty, który wykonywałeś bezpłatnie bardzo skomplikowane operacje chirurgiczne,

pomagając mi przynosić wielu ludziom nadzieję, wstąp do mego Królestwa.

I tak dalej.

Uboga kobieta przeraziła się bardzo,

bowiem - choć wysilała się jak tylko mogła

- nie była w stanie przypomnieć sobie żadnego szczególnego dokonania

czy czynu w swoim życiu.

Przepuściła nawet kolejkę, by mieć więcej czasu na penetrowanie swojej pamięci,

ale nie wymyśliła niczego ważnego.

Pewien uśmiechnięty ale stanowczy anioł

nie pozwolił jej ponownie przepuścić długiej kolejki.

Z bijącym sercem i z wielkim strachem dotarła przed oblicze Boga.

Ogarnął ją natychmiast swoim uśmiechem.

-Ty, która prasowałaś wszystkie moje koszule... Dziel się moją Radością!

Czasem jest nam bardzo trudno wyobrazić sobie

rzeczy nadzwyczajne w sposób zwyczajny.

 

Bruno Ferrero

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewien mężczyzna chciał mieć zawsze wszystko zaplanowane. Całe życie pod kontrolą. Zastanawiał się przed wypowiedzeniem niemal każdego zdania, wręcz słowa. Chciał, żeby wszyscy go lubili, więc nigdy nie narzekał, nikomu nie powiedział złego słowa. Był jednak samotny. Nie potrafił być spontaniczny, otworzyć się na ludzi. Zagłuszał w sobie uczucia, a kierował się rozumem.

Poznał w internecie dziewczynę. Przy okazji rozmowy o muzyce. Rozmawiali na GG od czasu do czasu – znajomość, jakich wiele w sieci. Dzieliło ich kilkanaście lat i setki kilometrów. Pewnego dnia ona niespodziewanie wyznała mu swe uczucie. Był zaskoczony. Przecież to nie ma szans - różnica wieku, odległość. Wiedział, że niedawno straciła kogoś dla niej ważnego i doszedł do wniosku, że ma być dla niej jakby tymczasową lokatą uczuć. Początkowo nie chciał się angażować, jednak i on zaczął coś do niej czuć. Był przekonany, że to będzie krótkotrwały związek, ale czuł się zaszczycony zainteresowaniem tej dziewczyny. Była otwarta, spontaniczna, wesoła... tak różna od niego. Pomyślał, że będzie się nią cieszył, dopóki ona nie znajdzie sobie odpowiedniego chłopaka.

Po pewnym czasie zaczął zauważać w sobie zmiany. Stał się bardziej otwarty, odważny. Postanowił też jej wzorem nigdy nie żałować tego, co już zrobił. Zaczął wierzyć w ich wspólną przyszłość.

Wtedy nadszedł ten dzień. Dzień, którego spodziewał się, wręcz wyczekiwał od samego początku... dzień, w którym ona powiedziała, że ten związek nie ma przyszłości. Że za dużo ich dzieli - nie tylko wiek i odległość, ale również charakter, zainteresowania. Chociaż myślał, że jest na to przygotowany, jednak cierpiał bardzo. Cierpiał, ale rozumiał i był jej wdzięczny za to, że nauczyła go żyć. Dzięki niej zrozumiał, że wcześniej tylko egzystował jak jakaś maszyna, komputer wiecznie analizujący fakty, zdarzenia i szukający najlepszego rozwiązania.

Zrozumiał też, że nie można przewidzieć tego, co nam da przyszłość, bo każdy dzień może przynieść niespodziewany zwrot, niespodziankę. Również poznając nową osobę, nigdy nie możemy przewidzieć, ile będzie ona dla nas znaczyć i jaki wpływ będzie miała na nasze życie.

 

Filmweb.pl - łeb pełen filmów!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W buddyjskim klasztorze nauczyciel rzekł do swych uczniów: "Chcę wam moi bracia powiedzieć, że zamierzam znaleźć kogoś, komu mógłbym przekazać całą swą wiedzę. Szukam kogoś szczególnego, podobnego do mnie. Mam wielu wspaniałych uczniów, więc myślę, że taką osobę za niedługo znajdę." Wśród uczniów zapanowała euforia. Każdy chciałby dostąpić zaszczytu bycia tym szczególnym uczniem. Mistrz powiedział, że szuka kogoś podobnego do niego. Mistrz był średniego wzrostu, więc ci niżsi stawali na palce, a ci wyżsi zginali kolana. Wszyscy zaczęli ubierać się tak jak mistrz. Mało tego: naśladowano jego gesty, miny, sposób wysławiania się, a nawet stany emocjonalne. A mistrz coraz częściej bywał niezadowolony, bo szukał i szukał i nie potrafił znaleźć kogoś podobnego do niego. Wróciła mu nadzieja, gdy pewnego dnia przyszedł do zakonu nowy uczeń. Gdy dowiedział się, że mistrz szuka kogoś szczególnego, podobnego do niego jako następcę, to nie upodabniał się. Był wysoki, ale nie zginał kolan, ubierał się po swojemu i nie małpował gestów, min, sposobu mówienia mistrza. Mistrz bardzo się uradował. Powiedział swym uczniom: "Nasz nowy brat będzie moim uczniem, któremu przekażę swą wiedzę. On jest podobny do mnie." Wszyscy byli zaskoczeni. Ktoś spytał się: "Jak to mistrzu? Czemu akurat on?" Mistrz Odrzekł swym spokojnym głosem: "Bo on jest sobą i nikogo nie naśladuje, tak jak ja zresztą."

 

http://www.insomnia.pl

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W brzuchu ciężarnej kobiety były bliźniaki. Pierwszy zapytał się drugiego:

 

- Wierzysz w życie po porodzie?

- Jasne. Coś musi tam być. Mnie się wydaje, ze my właśnie po to tu jesteśmy, żeby się przygotować na to co będzie potem.

- Głupoty. Żadnego życia po porodzie nie ma. Jak by miało wyglądać?

- No nie wiem, ale będzie więcej światła. Może będziemy biegać, a jeść buzią.

- No to przecież nie ma sensu! Biegać się nie da! A kto widział żeby jeść ustami! Przecież żywi nas pępowina.

- No ja nie wiem, ale zobaczymy mamę a ona się będzie o nas troszczyć.

- Mama? Ty wierzysz w mamę? Kto to według ciebie w ogóle jest?

- No przecież jest wszędzie wokół nas Dzięki niej żyjemy. Bez niej by nas nie było.

- Nie wierze! Żadnej mamy jeszcze nie widziałem czyli jej nie ma

- No jak to? Przecież jak jesteśmy cicho, możesz posłuchać jak śpiewa, albo poczuć jak głaszcze nasz świat. Wiesz, ja myślę, ze prawdziwe życie zaczyna się później.

 

http://www.insomnia.pl

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dwa tygodnie temu były moje czterdzieste urodziny, ale jakby nikt tego nie zauważył. Miałem nadzieję, że rano przy śniadaniu żona złoży mi życzenia, może nawet będzie miała jakiś prezent ... Nie powiedziała nawet "cześć kochanie", nie mówiąc już o życzeniach. Myślałem, że chociaż dzieci będą pamiętały - ale zjadły śniadanie, nie odzywając się ani słowem. Kiedy jechałem do pracy, czułem się samotny i niedowartościowany.

Jak tylko wszedłem do biura, sekretarka złożyła mi życzenia urodzinowe i od razu poczułem się dużo lepiej - ktoś pamiętał. Pracowałem do drugiej. Około drugiej sekretarka weszła i powiedziała: - Dzisiaj jest taki piękny dzień, w dodatku są pana urodziny, może zjemy gdzieś razem obiad? Zgodziłem się - to była najmilsza rzecz, jaką od rana usłyszałem. Poszliśmy do cudownej restauracji, zjedliśmy obiad w przyjemnej atmosferze i wypiliśmy po lampce wina. W drodze powrotnej do biura sekretarka powiedziała: - Dzisiaj jest taki piękny dzień. Czy musimy wracać do biura? - Właściwie to nie - stwierdziłem. - No to chodźmy do mnie.

U niej wypiliśmy jeszcze po lampce koniaku, porozmawialiśmy chwilę, a ona zaproponowała: - Czy nie masz nic przeciwko temu, jeśli pójdę do sypialni przebrać się w coś wygodniejszego? - Jasne - zgodziłem się bez wahania. Poszła do sypialni, a po kilku minutach wyszła... niosąc tort urodzinowy razem z moją żoną i dziećmi. Wszyscy śpiewali "Sto lat, sto lat" ...

 

... a ja siedziałem na kanapie...

 

... w samych skarpetkach...

 

http://www.insomnia.pl

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dwóch mężczyzn, obaj bardzo chorzy, byli w tym samym pokoju, w szpitalu. Jednemu wolno było siadać na łóżku,

każdego popołudnia na godzinę, żeby ułatwić mu odprowadzenie wody z płuc. Jego łóżko było na wprost jedynego

okna. Drugi musiał cały czas leżeć na wznak. Obaj rozmawiali godzinami.

 

Rozmawiali o swoich kobietach, rodzinach, domach, pracy, pobycie w wojsku, gdzie byli na wakacjach. Każdego

popołudnia, kiedy mężczyzna z łóżka przy oknie mógł usiąść, opisywał swojemu sąsiadowi wszystko co widział

przez okno. Człowiek z drugiego łóżka zaczął czekać na te godziny, kiedy jego świat się powiększał i nabierał

życia o wszystkie zdarzenia i kolory świata zewnętrznego. Okno wychodziło na park z cudownym jeziorem, kaczkami

i łabędziami pływającymi po nim, a dzieci puszczały kaczki. Młodzi, zakochani spacerowali trzymając się za ręce,

między kwiatami o wszystkich kolorach tęczy. Wielkie drzewa ozdabiały pejzaż i w oddali można było zobaczyć

piękny widok z miastem w tle. Kiedy mężczyzna w oknie opisywał to wszystko z najmniejszymi detalami, ten z

drugiego końca pokoju, zamykał oczy i wyobrażał sobie ten idylliczny widok.

 

Pewnego gorącego popołudnia opisał paradę, która przechodziła. Mimo, ze nie mógł słyszeć orkiestry, widział

ją oczami wyobraźni, tak jak ją opisywał człowiek w oknie swoimi magicznymi słowami.

 

Mijały dni i tygodnie. Pewnego poranka, dzienna pielęgniarka przyszła, żeby ich wykąpać i znalazła mężczyznę

od okna martwego, zmarł podczas snu. Wezwała pomoc i zabrano go.

 

Drugi tak szybko, jak tylko uznał to za stosowne, poprosił o przeniesienie na łóżko przy oknie. Pielęgniarka

zgodziła się i po upewnieniu się, że jest mu wygodnie, wyszła z pokoju.

 

Wolno i z trudnością mężczyzna podniósł się na łokciu, żeby rzucić pierwsze spojrzenie na świat zewnętrzny,

wreszcie mógł zobaczyć go sam. Obrócił się powoli, spojrzał przez okno przy swoim łóżku... i zobaczył

białą ścianę...

 

http://www.insomnia.pl

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mały Chad był cichym i nieśmiałym chłopcem. Pewnego dnia wrócił do domu i oznajmił matce, że chciałby przygotować

walentynkę dla każdej osoby ze swojej klasy. Serce matki ścisnęło się z bólu. Chciałabym, żeby porzucił ten zamysł,

pomyślała, gdyż wiele razy obserwowała, jak dzieci wracały razem ze szkoły. Jej Chad zawsze podążał kilka kroków

za grupą rówieśników. Dzieciaki śmiały się, rozmawiały i brały pod ręce, ale nigdy nie włączały Chada do swego

kręgu. Mimo wszystko kobieta zdecydowała, że pomoże synowi w realizacji jego zamierzenia. Kupiła mu papier, klej

i kredki. Przez trzy tygodnie każdego wieczoru Chad trudził się nad wykonaniem trzydziestu pięciu walentynkowych

kart.

Nadszedł ranek Dnia Świętego Walentego i Chad wprost nie posiadał się z podniecenia. Starannie ułożył kartki,

zapakował je do torby i wybiegł z domu. Matka postanowiła, że upiecze jego ulubione ciasteczka, które poda mu

na lunch ze szklanką mleka. Dobrze wiedziała, że jej synowi będzie przykro, więc może ciasteczka nieco złagodzą

smutek. Myśl o tym, iż Chad na pewno nie dostanie wielu walentynek, a może nawet wróci bez żadnej, sprawiała jej

ogromny ból.

 

Po południu postawiła na stole ciasteczka i szklankę mleka. Usłyszawszy gwar dziecięcych głosów, wyjrzała przez

okno. Jak zwykle dzieci zbliżały się całą gromadą, śmiejąc się i bawiąc w najlepsze. Za nimi jak zawsze maszerował

Chad. Tego dnia szedł nieco szybciej niż zazwyczaj. Była pewna, że jej synek wybuchnie płaczem jak tylko wejdzie

do domu. Zauważyła, że Chad ma puste ręce, więc kiedy otworzyły się drzwi, pospiesznie przełknęła łzy.

 

- Przygotowałam dla ciebie ciasteczka i mleko - powiedziała.

 

Chad jednak zdawał się nie słyszeć jej słów. Maszerował dziarsko z twarzą rozjaśnioną uśmiechem i powtarzał tylko:

 

- Ani jednej. Ani jednej...

 

Serce matki ścisnął ból.

 

A potem jej syn dodał:

 

- Nie zapomniałem zrobić ani jednej. Ani jednej!

 

http://www.insomnia.pl

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewien żebrak od ponad trzydziestu lat siedział przy drodze. Aż tu któregoś dnia nadszedł jakiś nieznajomy. "Ma pan trochę drobnych"?- spytał żebrak, machinalnie wyciągając rękę, w której trzymał starą czapkę. "Nie mam niczego, co mógłbym Ci dać"- odparł przechodzień, a po chwili spytał: "Ale na czym Ty właściwie siedzisz". "Och, to tylko stara skrzynka " - odpowiedział żebrak. "Siedzę na niej odkąd tylko pamiętam". "A zajrzałeś kiedyś do środka?" - zapytał nieznajomy. "NIE" - odpowiedział żebrak. " Po co miałbym tam zaglądać ? Tam nic nie ma ". "Może jednak zajrzyj" - powiedział przechodzień. Żebrak zdołał podważyć wieko. Ze zdumieniem, niedowierzaniem i uniesieniem stwierdził,że skrzynka jest pełna złota.

 

Prawie każdy jest takim żebrakiem, SPRAWDŹCIE co jest w ŚRODKU Tylko nie w skrzynce a w Tobie samym !

 

http://www.insomnia.pl

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiele lat temu żył czlowiek, który głęboko wierzył w Boga, był gorliwym chrześcijaninem, przestrzegał wszystkich przykazań...Chyba w nagrodę za to spotkała Go wielka łaska...Zawsze kiedy szedł brzegiem morza i spoglądał przez ramię widział ślady dwóch par stóp, jedne należały do niego, drugie do towarzyszącego mu zawsze Jezusa......I tak było przez wiele, wiele długich lat.........Nadszedł jednak czas w życiu tego człowieka, kiedy to spotkało Go nieszczęście, miał wiele problemów.....Pewnego wieczoru, znękany i zrozpaczony udał się nad morze....Przez chwilę szedł i myślał o swoich problemach...W pewnym momencie przypomniał sobie o śladach...Obejrzał się i .....zapłakał...ponieważ ujrzał tylko jedne ślady stóp....Zasmucił się jeszcze bardziej, ponieważ poczuł się opuszczony przez Jezusa.....Od tej pory już nie chodził nad morze.Po kilku latach w Jego życiu zaczęło się znowu dobrze dziać, minęły złe chwile. Pewnego wieczoru poszedł znów nad morze i szedł jego brzegiem.....Po jakimś czasie obejrzał się za siebie i przeżył szok! Ujrzał ślady dwóch par stóp! Wtedy z wyrzutem zawołał: Teraz jesteś?! A gdzie byłeś, kiedy przeżywałem takie cierpienia?! Dlaczego mnie wtedy opuściłeś?!....................I nagle rozległ się głos...."Oj, nieszczęsny człowieku-ja Cię wcale nie opuściłem, zawsze byłem przy Tobie...Te ślady tylko jednej pary stóp, które widziałeś przed laty na piasku nie należały do Ciebie...To były moje ślady...Kiedy Ci było najtrudniej, kiedy już upadałeś...... ja Cię wziąłem na ręce..."

 

Strona dziwnego romantyka

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chmura i wydma

 

"Wszyscy wiemy, że żywot chmury jest bardzo urozmaicony, ale nadzwyczaj krótki" - napisał Bruno Ferrero.

Oto kolejna historia:

Podczas burzy na środku Morza Śródziemnego narodziła się chmura. Nie miała jednak czasu tam dojrzeć, gdyż wiatr zaczął spychać wszystkie chmury w kierunku Afryki.

Gdy dotarły nad kontynent, zmienił się klimat. Na niebie zajaśniało gorące słońce, a poniżej rozciągały się złote piaski Sahary. Wiatr chciał je przenieść na południe, w kierunku dżungli, gdyż nad pustynią prawie nigdy nie pada deszcz.

Młoda chmura, wzorem młodych ludzi, postanowiła poznać świat i odłączyła się od rodziców i starszych przyjaciół.

- Co ty robisz? - zaprotestował wiatr. - Pustynia jest wszędzie taka sama! Wracaj do szeregu, wszyscy zmierzamy do Afryki, gdzie są góry i przepiękne drzewa.

Jednak młoda chmura nie posłuchała go, gdyż z natury była niepokorna. Powoli schodziła ku ziemi, aż osiadła na lekkim, przyjaznym wietrze unoszącym się nad złotymi piaskami. Długo spacerowała, aż zauważyła uśmiechającą się do niej wydmę.

Spostrzegła, że wydma także była młoda, niedawno usypana przez wiatr. W jednej chwili zakochała się w jej złotych włosach.

- Witaj - powiedziała. - Jak ci się wiedzie tam w dole?

- Żyję wśród innych wydm, słońca, wiatru i karawan, które tędy przechodzą. Czasem jest straszliwie gorąco, ale da się wytrzymać. A jak ci się żyje tam w górze?

- Tutaj też jest słońce i wiatr, ale za to mogę przechadzać się po niebie i poznawać świat.

- Moje życie jest krótkie - poskarżyła się wydma. - Gdy wiatr wróci z dżungli, zniknę.

- Bardzo cię to martwi?

- Wydaje mi się, że nikomu nie jestem potrzebna.

- Ja czuję to samo, bo gdy zawieje nowy wiatr, polecę na południe i zamienię się w deszcz. Taki mój los.

Wydma zawahała się, po czym spytała:

- Czy wiesz, że tu na pustyni deszcz nazywamy Rajem?

- Nie przypuszczałam, że mogę zmienić się w coś tak wspaniałego - odparła z dumą chmura.

- Słyszałam, jak stare wydmy opowiadają różne historie. Mówią, że po deszczu obrastają nas zioła i kwiaty. Mnie to nigdy nie spotka, deszcz rzadko pada na pustyni.

Tym razem zawahała się chmura, lecz po chwili uśmiechnęła się szeroko:

- Jeśli chcesz, mogę okryć cię deszczem. Kocham cię i chcę z tobą zostać na zawsze.

- Kiedy zobaczyłam cię na niebie, też się w tobie zakochałam - odparła wydma. - Ale jeśli zmienisz swoją piękną białą czuprynę w deszcz, umrzesz.

- Miłość nigdy nie umiera - powiedziała chmura. - Ona się zmienia, a ja chcę pokazać ci Raj.

I chmura zaczęła pieścić wydmę małymi kroplami. Długo były razem, aż pojawiła się tęcza.

Następnego dnia wydmę obsypały drobne kwiaty. Sunące w stronę Afryki młode chmury myślały, że tu zaczyna się dżungla, której od dawna wypatrywały, więc zostawiły parę kropel. Po dwudziestu latach wydma zmieniła się w oazę, użyczającą podróżnym cienia pod drzewem.

A wszystko dlatego, że któregoś dnia pewna chmura nie zawahała się poświęcić życia z miłości.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...
BAJKA O MIŁOŚCI

 

 

Miłość bardzo chciała się dowiedzieć kim jest ten tajemniczy starzec. Zwróciła się o poradę do Wiedzy.

 

- Powiedz mi proszę, kto mnie uratował?

 

- To był Czas - odpowiedziała Wiedza.

 

- Czas? - zdziwiła się Miłość. - Dlaczego Czas mi pomógł?

 

- Tylko Czas rozumie, jak ważnym uczuciem w życiu każdego człowieka jest Miłość - odrzekła Wiedza.

 

 

Witam ....

 

- tak to prawda, tylko po czasie można dojść do takiej wiedzy...

- można by rzec.... prorocze słowa.

- to znaczy... wydaje się, że wie się o tym wcześniej, ale... tylko czas sprawia, że się to zaczyna doceniać....

- Dziękuję... za przypomnienie...

- i polecam tym, którzy szukają...

 

pozdrawiam... miłego dnia :muza: ...infedro---

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
Zgadza się. Moze Oni już mogliby być spokojni o jego lojalnosc.., ale On? :/ dziwnie....

 

Czytałam to już gdzieś...był dopisek owego zięcia,że on owszem wyszedł z domu do samochodu po prezerwatywy!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...
BAJKA O MIŁOŚCI

Dawno, dawno temu, na oceanie istniała wyspa, którą zamieszkiwały emocje, uczucia oraz ludzkie cechy - takie jak: dobry humor, smutek, mądrość, duma; a wszystkich razem łączyła miłość.

 

Pewnego dnia mieszkańcy wyspy dowiedzieli się, że niedługo wyspa zatonie. Przygotowali swoje statki do wypłynięcia w morze, aby na zawsze opuścić wyspę. Tylko miłość postanowiła poczekać do ostatniej chwili.

 

Gdy pozostał jedynie maleńki skrawek lądu, miłość poprosiła o pomoc.

 

Pierwsze podpłynęło bogactwo na swoim luksusowym jachcie. Miłość zapytała:

 

- Bogactwo, czy możesz mnie uratować?

 

- Niestety nie. Pokład mam pełen złota, srebra i innych kosztowności. Nie ma tam już miejsca dla ciebie - odpowiedziało Bogactwo.

 

Druga podpłynęła Duma swoim ogromnym czteromasztowcem.

 

- Dumo, zabierz mnie ze sobą! - poprosiła Miłość.

 

- Niestety nie mogę cię wziąźć! Na moim statku wszystko jest uporządkowane, a ty mogłabyś mi to popsuć... - odpowiedziała Duma i z dumą podniosła piękne żagle.

 

Na zbutwiałej lódce podpłynął Smutek.

 

- Smutku, zabierz mnie ze sobą! - poprosiła Miłość.

 

- Och, Miłość, ja jestem tak strasznie smutny, że chcę pozostać sam - odrzekł Smutek i smutnie powiosłował w dal.

 

Dobry humor przepłynął obok Miłości nie zauważając jej, bo był tak rozbawiony, że nie usłyszał nawet wołania o pomoc.

 

Wydawało się, że Miłość zginie na zawsze w głębiach oceanu...

 

Nagle Miłość usłyszała:

 

- Chodź! Zabiorę cię ze sobą! - powiedział nieznajomy starzec.

 

Miłość była tak szczęśliwa i wdzięczna za uratowanie życia, że zapomniała zapytać kim jest jej wybawca.

 

Miłość bardzo chciała się dowiedzieć kim jest ten tajemniczy starzec. Zwróciła się o poradę do Wiedzy.

 

- Powiedz mi proszę, kto mnie uratował?

 

- To był Czas - odpowiedziała Wiedza.

 

- Czas? - zdziwiła się Miłość. - Dlaczego Czas mi pomógł?

 

- Tylko Czas rozumie, jak ważnym uczuciem w życiu każdego człowieka jest Miłość - odrzekła Wiedza.

 

Piękne to....aż się łza w oku kręci

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...

Dłoń i piasek

 

Trzynastoletni Tomek spacerował plażą razem ze swą matką.

 

W pewnej chwili zapytał:

 

- Mamo, jak można zatrzymać przyjaciela, kiedy w końcu uda się go zdobyć?

 

Matka zastanowiła się przez chwilę, potem schyliła się i wzięła dwie garście piasku. Uniosła obie ręce do góry; zacisnęła mocno jedną dłoń: piasek uciekał jej między palcami i im bardziej ściskała pięść, tym szybciej wysypywał się piasek. Druga dłoń była otwarta: został na niej cały piasek.

 

Tomek patrzył zdziwiony, potem zawołał:

 

- Rozumiem!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nadzieja bywa, jeżeli ktoś wierzy,

że ziemia nie jest snem, lecz żywym ciałem,

I że wzrok, dotyk ani słuch nie kłamie.

A wszystkie rzeczy, które tutaj znałem,

Są niby ogród, kiedy stoisz w bramie.

 

Wejść tam nie można. Ale jest na pewno.

Gdybyśmy lepiej i mądrzej patrzyli,

Jeszcze kwiat nowy i gwiazdę niejedną

W ogrodzie świata byśmy zobaczyli.

 

Niektórzy mówią, że nas oko łudzi

I że nic nie ma, tylko się wydaje,

Ale ci właśnie nie mają nadziei.

Myślą, że kiedy człowiek się odwróci,

Cały świat za nim zaraz być przestaje,

Jakby porwały go ręce złodziei.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Spotkałam dzisiaj Miłość..

- I co Ci powiedziała?

- Przepraszała.. Że nie zawsze trwa do końca..

- Płakała?

- Płakała.. Bo często rani..

- Krzyczała?

- Krzyczała.. Że nie zawsze jest piękna..

- Śmiała się?

- Śmiała.. Bo umie z siebie kpić..

- Żałowała czegoś?

- Żałowała.. Że ludzie nie zawsze traktują ją poważnie..

- Była zła?

- Złościła się.. Że czasem w nią wątpimy..

- Cieszyła się?

- Cieszyła się.. Że jej tak często szukamy..

- Co Ci jeszcze powiedziała?

- Powiedziała.. Że Istnieje dla Mnie i dla Wszystkich!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Drogi Pamietniku : Jestem na lozku w szpitalu, doktor mowi ze beda mnie operowac i moge tego nie przezyc. Potrzebuje nowego serca, potrzebuje rowniez kogos kto moglby mnie wesprzeć w tych trudnych momentach, ale moj chlopak jeszcze nie przyszedl.

 

Drogi Pamietniku : Oprecja skonczona, doktorzy mowia, ze wszystko poszlo zgodnie z planem, ze sie udala, ale ja nadal potrzebuje kogos kto mnie moglby wesprzec wtych trudnych chwilach, ale jego caly czas nie ma.

 

Drogi Pamietniku : Minal juz tydzien, wyszlam ze szpitala, wszystko ze mna wporzadku, moj chlopak nadal nie przyszedl wiec teraz postanowilam do niego pojsc, bo bardzo sie tym przejmuje.

 

Drogi Pamietniku : Bylam u niego, dlugo walilam w drzwi ale nie bylo nikogo, weszlam do srodka, drzwi byly otwarte i na stole byla kartka papieru ktora mowila:

 

"Kochanie, wybacz mi, ze nie moglem Cie wesprzec w tych trudnych momentach a tak wiem ze tego potrzebowalas. Chcialem zrobic ci prezent, moje serce juz dla mnie nie bije, ale jestem szczesliwy ze moge ci je dac, ze nadal zyje w Tobie .. Kocham Cie .."

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli któregoś dnia poczujesz, że chce Ci się płakać.

Zadzwoń do mnie...

Nie obiecuję, że Cię rozbawię, ale mogę płakać razem z Tobą...

Jeśli któregoś dnia zapragniesz uciec, nie bój się do mnie zadzwonić...

Nie obiecuję, że Cię zatrzymam, ale mogę pobiec z Tobą...

Jeśli któregoś dnia nie będziesz chciał/a nikogo słuchać.

Zadzwoń do mnie.

Obiecuję być wtedy z Tobą i obiecuję być cicho...

Ale jeśli któregoś dnia zadzwonisz i nikt nie odbierze...

Przybiegnij do mnie bardzo szybko.

Mogę Cię wtedy potrzebować...

Twoja przyjaciel.

Kiedy nikogo nie będzie i pomyślisz,

że nikomu nie zależy...

Kiedy cały świat opowie się przeciwko Tobie

i poczujesz się osamotniony...

Ja będę obok

Kiedy ten na kim najbardziej Ci zależy,

nie będzie dbał o Ciebie...

Kiedy ten, komu dasz swoje serce, rzuci Ci je w twarz...

Ja będę obok

Kiedy osoba, której zaufałeś zdradzi Cię...

Kiedy ten, z którym dzielisz wszystkie myśli i tajemnice,

nie będzie pamiętał nawet o Twoich urodzinach...

Ja będę obok

Kiedy wszystko, czego będziesz potrzebował,

to ktoś, kto Cię wysłucha...

Kiedy wszystko, czego będziesz potrzebował,

to ktoś, kto otrze Twoje łzy...

Ja będę obok

Kiedy Twoje serce będzie tak bolało,

że nie będziesz mógł nawet oddychać...

Kiedy będziesz chciał już tylko położyć się i umrzeć...

Ja będę obok

Kiedy zaczniesz płakać słysząc smutną piosenkę.

Kiedy łzy nie będą chciały przestać płynąć....

Ja będę obok

Więc widzisz, będę obok aż do końca.

To jest obietnica, którą mogę Ci dać...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ludzie potrafią z całego swojego życia

żyć prawdziwą pełnią zaledwie przez parę miesięcy.

Czepiają się tych przeżyć potem przez całe lata

i ostatecznie, mając lat osiemdziesiąt

trzymają w swych pustych dłoniach jako cały dorobek

zaledwie kilka chwil naprawdę przeżytych.

Dlaczego nie chcesz żyć naprawdę własnym życiem?

 

 

- Zawsze zdaje ci się, że żyć trzeba dla jutra.

Trzeba przecież "myśleć o swojej przyszłości":

swoich egzaminach, swoim zawodzie, swoim przyszłym domu;

trochę później trzeba myśleć o przyszłości dzieci:

ich egzaminach, zdobyciu zawodu, ich przyszłych domach;

potem znowu o własnych starych latach: emeryturze,

zabezpieczeniu sobie odpowiedniego domu.

Jutro będę mógł wreszcie zająć się...

Jutro będę miał nareszcie...

Jutro będę...

Dlaczego chcesz czekać jutra, żeby wreszcie zacząć żyć?

Pewnego dnia nie będzie dla ciebie żadnego więcej jutra

- okaże się, że nie miałeś kiedy żyć naprawdę.

 

- Przywiązujesz się do przeszłości, zdaje ci się ważna,

bo to twoja przeszłość.

No tak, ale to co było wczoraj

- wymknęło się już spod twojej władzy.

- Zwodzi Cię przyszłość, możesz ją w swojej wyobraźni

dowolnie kształtować, naginać do swych upodobań.

Ale przecież ona po prostu jeszcze nie istnieje

i próżno tracisz na nią czas.

- Teraźniejszość jest taka mała,

że jej wartosć łatwo ci przeoczyć.

Ale tylko ona naprawdę zależy od ciebie

- a twoje życie w gruncie rzeczy, krok za krokiem,

składa się z bieżących w teraźniejszości chwil.

 

- Zawsze ci się zdaje, że szczęście jest przed tobą,

tak jak i radość, miłość, Bóg. Złudzenie!

Zapominasz, i to jest tragiczne, że Bóg stoi obok ciebie,

dokładnie w tym miejscu i czasie, gdzie się znajdujesz,

w bieżącej chwili twego życia otwierając ci wszystko,

co trzyma w swych dłoniach.

 

- Obyś nie był tym wiecznym pielgrzymem,

który pozostawia Boga na brzegu swej drogi,

by biec za Jego wizerunkiem.

Pozbawiony odpocznienia człowiek wlecze za sobą swoją przeszłość

i próbuje jednocześnie pochwycić w swoje ręce

i przyszłość,

i teraźniejszość.

Podniecony usiłuje jakby jednocześnie złapać

owoc kilku godzin życia:

biedny żongler, pogubi wszystkie

i będzie szukał każdej z osobna.

Jeśli chcesz w swym życiu osiągnąć powodzenie,

złóż spokojnie całą swoją przeszłość w ręce Boga,

powierz Mu swoją przyszłość i żyj każdą bieżącą chwilą,

tak jak przychodzi, w całej jej treści

 

- Przy robocie dziewiarskiej

nie wolno ci "zgubić" ani jednego oczka,

powstanie skaza,

choćby niewielkie było to oczko, jest przecież niezbędne.

Nie zaniedbuj żadnej chwili.

Wszystkie są nieskończenie wartościowe,

jeśli chcesz, by twoje życie było tkaniną bez skaz.

 

- Bieżąca chwila nie jest ciężka, nie przygniecie cię;

Jest zbyt mała, by mógł się w niej zagnieździć niepokój.

Przemija tak szybko, że nie zdoła cię znużyć,

Posiada "ludzki wymiar", możesz się w niej zmieścić,

możesz ją udźwignąć.

Teraźniejsza godzina jest twoim prawdziwym życiem,

ona jest twoim pokarmem, jej głębia jest nieskończona,

w niej mieszka miłość.

 

- Nie doceniać przeszłości

i ze strachem odsuwać od siebie myśl o przyszłości

- to życiowe tchórzostwo.

Jeśli się nie żałuje przeszłości

i nie obawia przyszłości w poddaniu i zaufaniu Bogu

- to jest właśnie miłość.

 

- Właśnie w bieżącej chwili Bóg czeka na ciebie.

Jeśli pozwolisz się włączyć

- tak jak włącza się obwód prądu elektrycznego

- przejdzie przez ciebie boże światło i Jego siła.

Na tym niezmierzonym pustkowiu, gdzie się znajdujesz,

obwód prądu jest bardzo, bardzo słaby.

 

- Bieżąca chwila jest tym punktem,

w którym Bóg przenika w twoje życie

i przez ciebie w życie świata.

Ale On uzależnia swoje przyjście

od twojego wolnego przyzwolenia.

 

- Jeśli potrafisz odpowiedzieć na zaproszenie Boga,

na wezwanie każdej bieżącej chwili,

to znaczy dla ciebie, być naprawdę obecnym.

- Jeśli odpowiesz na wezwanie w bieżącej chwili,

umożliwiasz

mistyczne wcielenie się w twym życiu Bożego Syna.

- Jeżeli podejmiesz aktualny obowiązek,

umożliwiasz dokonanie przez Syna dzieła stworzenia.

 

- Jeśli zgodzisz się na właśnie teraz konieczny wysiłek,

umożliwiasz dopełnienie się Odkupienia przez Syna Bożego.

 

- Największym i najważniejszym "dziełem"

jest dzieło aktualnej minuty;

ono zobowiązuje cię do złożenia w ręce Boga

całej przeszłości i przyszłości

i oddania mu się całkowicie do dyspozycji.

Jeśli potrafisz zachować w tym wierność,

będziesz żył pełnią swojego życia

i osiągniesz niewymierne wartości.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewien człowiek wybrał się do lasu, aby znaleźć ptaka, którego chciał wziąć do domu. Znalazł młodego orła, przyniósł go i wsadził do ptasiej zagrody między kury, kaczki i indyki. Dawał mu kurze jedzenie, chociaż był to orzeł, król ptaków.

 

Po 5 latach odwiedził raz tego człowieka pewien przyrodnik. Gdy szli razem przez dziedziniec, zawołał:

"Ten ptak nie jest przecież kurą, to orzeł!"

"Tak - powiedział właściciel - to się zgadza. Ale ja wychowałem go na kurę. On nie jest już orłem, ale kurą, chociaż jego skrzydła mają 3 metry szerokości."

"Nie, powiedział tamten, on jest jednak orłem, gdyż ma serce orła, które każe mu pofrunąć w górę, w przestrzeń."

"Nie, nie, powiedział ów człowiek, on jest teraz prawdziwą kurą i nigdy nie będzie latał jak orzeł."

 

Postanowili jednak zrobić próbę. Przyrodnik wziął orła, uniósł go w górę i powiedział z naciskiem:

"Ty, który jesteś orłem, który należysz do nieba, a nie tylko do tej ziemi, rozwiń swoje skrzydła i pofruń!"

Orzeł siedział na wyciągniętej dłoni i oglądał się. Za sobą zobaczył kury dziobiące ziarna i zeskoczył do nich.

Człowiek powiedział: "Mówiłem ci, że to jest kura."

"Nie, powiedział drugi, on jest orłem. Spróbuję jutro drugi raz."

Następnego dnia wszedł z orłem na dach domu, uniósł go i zawołał: "Orle, który jesteś orłem, rozpostrzyj swoje skrzydła i pofruń!"

Ale orzeł znów obejrzał się na grzebiące w ziemi kury, zeskoczył do nich i grzebał razem z nimi.

Wtedy tamten człowiek powiedział: "Mówiłem ci, że to jest kura!"

"Nic, powiedział drugi, on jest orłem i ma ciągle jeszcze serce orła. Pozwól mi jeszcze jeden jedyny raz spróbować; jutro zachęcę go do latania."

 

Następnego dnia wstał wcześnie rano, wziął orła i wyniósł go z miasta, daleko od domów, do stóp wysokiej góry. Słońce właśnie wschodziło i ozłacalo szczyt góry; wszystkie wierzchołki rozpromieniły się radością uroczego poranka.

Przyrodnik wzniósł orła wysoko i powiedział do niego:

"Orle, ty jesteś orłem. Ty należysz do nieba, a nie tylko do tej ziemi. Rozwiń swoje skrzydła i pofruń!"

Orzeł rozejrzał się, zadrżał cały, jakby weszło w niego nowe życie - ale nie odfrunął. Wtedy przyrodnik odwrócił go tak, że patrzył prosto w słońce. I nagle orzeł rozpostarł swoje potężne skrzydła, wzniósł się z okrzykiem orła, frunął wyżej i wyżej i nie powrócił już nigdy. Był orłem, chociaż został wychowany jak kura i oswojony!

 

Jesteśmy stworzeni na obraz Boga, ale ludzie nauczyli nas myśleć jak kury i często sądzimy, że jesteśmy naprawdę kurami, chociaż jesteśmy orłami. Rozwińmy skrzydła i pofruńmy! I nie dajmy się nigdy zadowolić rzucanymi nam ziarnami.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niedaleko stąd żyła sobie dziewczynka. Ot taka - zwyczajna jakich wiele na tym świecie.

Cóż można o niej jeszcze powiedzieć?

Zawsze uśmiechnięta, ni ładna ni brzydka, otoczona wianuszkiem znajomych, potrafiła rozbawić, pocieszyć, wysłuchać...

 

Dziewczynka od zawsze miała w sobie ogromne pokłady wiary, ludzi czasem już nudził ten wrodzony optymizm dziewczynki, ale ona sie nie poddawała, zarażała nim każdego

Wierzyła w Boga, w ludzi i cały ten świat, miała mnóstwo nadziei na lepsze jutro, na lepszą godzinę, minutę...

Dziewczynka miała również miłość: kochał ja Bóg, rodzice, przyjaciele, ona również bardzo ich kochała i potrzebowała i...

w zasadzie dziewczynka miałaby wszystko, gdyby nie to, że darzyła wielkim uczuciem pewnego chłopca. Kochała go całym sercem, cała duszą, jak tylko potrafiła i tak naprawdę o wiele bardziej.

Ta nieodwzajemniona miłość była jak wielka rysa na czystej tafli lodu, jak szkiełko wybite z witraża, jak puzzle bez jednego elementu...

Ale dziewczynka nie załamywała się, nie płakała przy ludziach, nie narzekała. Starała sie mimo wszystko przekonać ludzi, że świat jest piękny, ale... czasem sama wątpiła, że jej słowa są prawdą.

Całymi wieczorami płakała, właśnie dlatego, że wierzyła, tak bardzo chciała przytulić się do owego chłopca, choćby przez chwilkę usłyszeć jego ciepły głos skierowany właśnie do niej, poczuć bicie serduszka, dotyk dłoni... ale tego nie miała, wtedy nie mogła mieć.

Dziewczynaka jednak ufała Panu Bogu. Wiedziała. Ba! Niczego nie była tak pewna jak tego, że Jezus jej pomoże.

Pisała listy do Aniołków, do Boga, do losu, do przeznaczenia... Wiedziała, że z Panem nie zginie, że przyjdzie dzień, w którym wtuli się w ramię ukochanego. Wierzyła tak mocno, iż wiara dodała jej skrzydeł, dokonała cudu, sprawiła, że coś nieosiągalnego stało się spełnionym marzeniem.

Jednak ciągle zadawała pytanie DLACZEGO? Po co ten ból, czym sobie zasłużyla... Teraz dziewczynka jest najszcześliwszą kobietą na świecie, przynajmniej tak sie czuje.

Ma u boku ukochanego mężczyznę, to na jego ramieniu budzi się i zasypia, z nim je kolację i go kocha jeszcze milion razy bardziej niż przedtem.

Może godzinami wpatrywać sie w jego romantyczne, ciemne jak kawa i słodkie jak toffi oczy. Już wie, że tylko w ten sposób: czekając cierpliwie, nie poddając się, w smutku, cierpieniu, rozgoryczeniu i bólu, tylko zaznając tego teraz potrafi docenić to, że on przy niej jest. Cieszyć się każdą sekundą spędzoną przy nim. Nie mają dużo pieniędzy, ani domu z basenem, ale mimo wszystko są największymi bogaczami - mają siebie.

To wiara sprawiła ten cud, pozwoliła tym młodym ludziom doczekać sie na siebie, połączyć dwie dusze, okazać największe szczęście, jego pełnię. Prawdziwą miłość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wróciłam do domu w nastroju najgorszym z możliwych. Dzień mijał tragicznie. Spóźniłam się na zajęcia, oblałam kolokwium a na domiar złego w czasie drogi powrotnej złapała mnie ulewa. Był to jeden z tych dni, w których świat nagle bez żadnej przyczyny wali się na głowę a człowiek czuje się smutny i opuszczony w ogromnym świecie. Każdy chyba przeżył coś podobnego w swoim życiu, każdy chyba czuł się tak, jakby świat obrócił się przeciwko niemu.

Weszłam szybko do pokoju spodziewając się wymówek za nieposprzątaną kuchnię i niezrobione zakupy. Zamknęłam za sobą drzwi i krzyknęłam w głębi duszy:

- Ile jest w stanie wytrzymać człowiek? Czy mam na to wystarczająco siły?

Patrzyłam pustymi oczami na klamkę jakbym oczekiwała, że odpowie na moje retoryczne pytanie. Byłam załamana, sfrustrowana i nie miałam kompletnie żadnych chęci do życia.

- Powiem ci ile możesz wytrzymać - usłyszałam nagle za sobą.

Odwróciłam się i zobaczyłam anioła. Miał długie kasztanowe włosy i zielone oczy, do stóp spływała długa błękitna szata. Był piękny, ale.... jego ciało nosiło ślady walki.

- Jesteś w stanie wytrzymać wszystko, co przyniesie ci los. Jeśli będziesz wierzyć. Jeśli będziesz kochać. Jeśli będziesz walczyć.

Patrzyłam jak ogłupiała na jego rany, były mi tak dziwnie znajome, że aż przeszyły mnie ciarki.

- A teraz powiedz... - Zaczął znowu - Ile jestem w stanie wytrzymać ja? I czy mam na to wystarczająco siły?

Po tych słowach wszystko zrozumiałam. Tę ranę nad czołem zadałam, kiedy powiedziałam siostrze żeby nie przychodziła do mnie z żadnymi problemami. Rana na przedramieniu to efekt tego, że zwymyślałam koleżankę za to, że znowu się spóźnia na spotkanie. Stróżka krwi na policzku z pewnością pojawiła się w chwili, gdy starałam wykręcić się od codziennych obowiązków.

Naprawdę sama to wszystko zrobiłam?

- Tak, ty możesz wszystko - wyszeptałam ledwo słyszalnie - bo... jesteś aniołem!

- My też tracimy siły. My też umieramy, jeśli nasi podopieczni nas krzywdzą i w nas nie wierzą. Wtedy powoli tracimy energię i nie możemy ich chronić. W dalszej części ich wiara coraz bardziej zanika i to znów odbiera nam moc. Koło zamyka się i toczy aż jedno z nas zginie.

- Ja w ciebie wierzę! - krzyknęłam jak małe dziecko.

- Więc przyjmij świat takim, jakim jest, znoś jego trudy. Nie krzywdź innych, nie rań mnie. I pozwól mi w ciebie wierzyć tak jak ty wierzysz we mnie, wtedy oboje będziemy mogli wszystko wytrzymać i na pewno będziemy mieli na to siłę.

 

Każdy dobry uczynek i iskierka nadziei to jedno piórko w skrzydłach Anioła Stróża

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dlaczego płaczesz? - młody chłopiec zapytał swą mamę.

- Ponieważ jestem kobietą, odpowiedziała mu.

 

- Nie rozumiem, odpowiedział.

 

Ona go przytuliła i rzekła: ...i nigdy się nie dowiesz, ale nie martw się to normalne.

 

Później chłopiec spytał swojego Ojca, dlaczego Mama płacze bez powodu?

 

Wszystkie kobiety płaczą bez powodu. ...było to wszystko co mógł mu odpowiedzieć.

 

Mały chłopiec urósł i stał się mężczyzną i wciąż nie wiedzą dlaczego kobiety płaczą. Nareszcie uklęknął złożył ręce i zapytał: Boże... Dlaczego kobiety płaczą (tak łatwo)?

 

A Bóg mu odpowiedział...

 

...Kiedy tworzyłem kobietę postanowiłem ją uczynić wyjątkową. Stworzyłem jej ramiona na tyle silne by mogła dźwigać ciężar całego świata! Dałem jej nadzwyczajną siłę, pozwalającą jej rodzić dzieci jak również znosić odrzucenie, spowodowane czasem przez jej własne dzieci! Dałem jej stanowczość, która pozwala jej na opiekę nad rodziną i przyjaciółmi.

 

Niestraszna jej choroba!

 

Stworzyłem ją wrażliwą, aby kochała wszystkie dzieci, nawet wtedy, gdy jej własne ją bardzo skrzywdzą!

 

Dałem jej siłę, aby opiekowała się swoim mężem mimo jego wad, Zrobiłem ją z żebra swego męża, tak, aby chroniła jego serce!

 

Dałem jej mądrość, aby wiedziała, że dobry mąż nigdy nie skrzywdzi swej żony. Czasem jednak testuje jej siłę i wytrwałość żony w wierze w niego. Synu, na sam koniec...

 

Dałem jej również łzę do wypłakania. Jest to jej jedyna słabość! Jeśli kiedyś zobaczysz, że płacze, powiedz jej jak bardzo ją kochasz i jak wiele robi dla innych. I jeśli nawet wciąż płacze, sprawiłeś, że poczuła się o wiele lepiej.

 

Ona jest wyjątkowa!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zasady przebaczania zaczerpnięte z książki

"Przebaczenie - najpotężniejszy uzdrowiciel"

Gerald G. Jampolsky

 

 

Będziemy mieć naprawdę o wiele spokojniejsze relacje z innymi,

kiedy przestaniemy im mówić, jak powinni żyć,

a sami zaczniemy promieniować miłością i przebaczeniem.

 

 

 

Czy jest coś, czego byś pragnął, a czego nie mogłoby ci dać przebaczenie?

Chcesz pokoju? Dzięki przebaczeniu otrzymasz go.

Chcesz szczęścia, spokojnego umysłu, pewnego celu,

poczucia wartości i piękna, które przekracza świat?

Chcesz troski, stałego poczucia bezpieczeństwa

i ciepła bezinteresownego wsparcia?

Pragniesz wyciszenia, którego nie można zakłócić,

łagodności, której nigdy nie można zranić,

głębokiej tolerancyjnej pociechy oraz odpoczynku tak doskonałego,

że nic nie może go zniszczyć? Dzięki przebaczeniu uzyskasz to wszystko,

a nawet więcej. Kiedy się budzisz, ono rozpala w twoich oczach iskry

i daje ci radość, z którą możesz powitać dzień.

Wygładza twoje czoło, kiedy śpisz, i spoczywa na twoich powiekach,

byś nie ujrzał koszmarów pełnych lęku i zła, podstępności i walki.

A kiedy znowu się obudzisz, daje ci kolejny dzień szczęścia i spokoju.

Wszystko to, a nawet więcej, daje ci przebaczenie

 

 

 

 

 

PRZEBACZENIE

 

Przebaczenie to przepis

Na szczęście.

 

Brak przebaczenia jest przepisem

Na cierpienie.

 

Czy to możliwe,

Aby wszelki ból

- Bez względu na przyczynę -

Niósł w sobie ziarno

Przebaczenia?

 

Hodowanie myśli o zemście,

Brak miłości i współczucia

Rujnuje

Nasze zdrowie

I odporność.

 

Upór przy uzasadnionym gniewie

Przeszkadza nam doświadczać

Spokoju Boga.

 

Wybaczenie

Nie oznacza

Zgody na występek;

Nie oznacza aprobaty

Oburzającego zachowania.

 

Przebaczenie oznacza

Zerwanie

Z bolesną przeszłością.

 

Przebaczenie oznacza

Koniec rozdrapywania ran,

Które ciągle krwawią.

 

Przebaczenie oznacza

Życie i miłość

W teraźniejszości,

Pozbycie się cienia przeszłości.

 

Przebaczenie oznacza

Wolność od gniewu

I agresywnych myśli.

 

Przebaczenie oznacza

Pozbycie się złudzeń

Na zmianę przeszłości.

 

Przebaczenie oznacza

Nieodmawianie

Swojej miłości nikomu.

Przebaczenie oznacza

Uzdrowienie rany w sercu

Zadanej przez zapiekłe myśli.

 

Przebaczenie oznacza

Ujrzenie światła Boga

W każdym, bez względu

Na jego zachowanie.

 

Przebaczenie nie jest tylko

Dla innych - ale dla nas,

Dla błędów, które popełniliśmy

Dla winy i wstydu,

W których z uporem trwamy.

 

Najważniejsze

To przebaczyć sobie

Za odejście od miłującego Boga.

 

Przebaczenie oznacza

Przebaczyć Bogu i naszym

Fałszywym myślom,

Że byliśmy kiedyś

Porzuceni przez Boga i samotni.

 

Wybaczyć w jednej chwili

Oznacza zamknięcie Klubu

Zwlekających.

 

Przebaczenie otwiera drzwi

Dla Ducha, byśmy

Czuli się jednym ze wszystkimi

I wszystkim w Bogu.

 

By wybaczyć -

Nigdy nie jest zbyt wcześnie.

By wybaczyć -

Nigdy nie jest zbyt późno.

 

Ile potrzeba na to

Czasu?

 

To zależy od ciebie.

Jeśli uznasz, że to nigdy nie nastąpi,

To tak się stanie.

 

Jeśli uznasz, że potrwa to sześć miesięcy,

Tyle ci to zajmie.

 

Jeśli uznasz, że potrzebujesz sekundy,

Wystarczy sekunda.

 

Całym sercem wierzę,

Że pokój nastąpi na świecie,

Kiedy każdy z nas

Zacznie wybaczać

Wszystko wszystkim i sobie.

 

Być może to,

co musimy wybaczyć innym,

jest czymś w nas, co skrywaliśmy

przed własną świadomością.

 

Osiągnięcie spokoju umysłu

może się stać

naszym głównym celem.

 

Jesteśmy odpowiedzialni

za nasze własne szczęście

 

Przebaczenie oznacza dostrzeżenie

Bożego światła w każdym człowieku -

bez względu na jego postępowanie.

 

Najszczęśliwsze małżeństwa

są zbudowane na fundamencie

przebaczenia.

 

Nie wybaczyć,

to wybrać cierpienie.

 

Aby być szczęśliwym, trzeba jedynie

zrezygnować z osądzania.

 

Przebaczenie jest najpotężniejszym

Uzdrowicielem

 

Przebaczenie jest porzuceniem

wszelkich nadziei

na odwrócenie przeszłości.

 

Moc miłości i przebaczenia

w naszym życiu

może dokonać cudów.

 

Kluczowym słowem

w nauce przebaczania

jest chęć przebaczenia.

 

Zawzięta świadomość ukrywa

przed nami fakt, że trwając w gniewie

i nienawiści, sami zamykamy się

w więzieniu.

 

Wybaczenie innym jest pierwszym

krokiem do wybaczenia sobie.

 

Kiedy wybaczamy, nasz system

immunologiczny wzmacnia się.

 

Przebaczenie uwalnia nas

od bolesnej przeszłości.

 

Albo wybaczysz zupełnie,

albo nie wybaczysz w ogóle.

 

Przebaczyć, to chcieć powierzyć

cały gniew i udręczenie Bogu.

 

Przebaczenie tworzy świat,

w którym nikomu nie odmawiamy

swojej miłości.

 

Łatwiej jest wybaczyć,

kiedy przestaniemy widzieć

w sobie ofiarę.

 

Przebaczenie jest nieprzerwanym

procesem, a nie czymś,

czego dokonujemy raz czy dwa razy.

 

Przebaczenie jest najkrótszą drogą

do Boga.

 

Przebaczenie jest jak gąbka,

która wymazuje bolesną przeszłość.

 

Przebaczenie może być

najważniejszym procesem

nie tylko dla osoby,

która umiera, ale także dla tych,

których opuszcza.

 

Wyrozumiałość i czułość są braćmi

i siostrami przebaczenia.

 

Przebaczenie czyni brzemię życia

Lżejszym

 

Na przebaczenie nigdy nie jest

za wcześnie ani za późno.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W pewnym mieście, wszyscy byli zdrowi i szczęśliwi.

Każdy z jego mieszkańców, kiedy się urodził, dostawał woreczek z Ciepłym i Puchatym, które miało to do siebie, że im więcej rozdawało się go innym, tym więcej przybywało. Dlatego wszyscy swobodnie obdarowywali się Ciepłym i Puchatym, wiedząc że go nie zabraknie. Matki dawały Cieple i Puchate dzieciom, kiedy wracały do domu.

Mężowie i żony wręczali je sobie na powitanie, po powrocie z pracy, przed snem. Nauczyciele rozdawali w szkole, sąsiedzi na ulicy i w sklepie,

znajomi przy każdym spotkaniu. Nawet groĄny szef w pracy często sięgał do swojego woreczka z Ciepłym i Puchatym. Jak już mówiłam, nikt tam nie chorował i nie umierał, szczęście i radość mieszkały we wszystkich rodzinach.

Pewnego dnia do miasta wprowadziła się zła czarownica, która żyła ze sprzedawania ludziom leków i zaklęć przeciw różnym chorobom i nieszczęściom. Szybko zrozumiała, że nic tu nie zarobi, więc postanowiła działać.

Poszła do pewnej młodej kobiety i w najgłębszej tajemnicy powiedziała jej, żeby nie szafowała zbytnio swoim Ciepłym i Puchatym, bo się skończy i żeby uprzedziła o tym swoich bliskich. Kobieta schowała swój woreczek głęboko na dno szafy i do tego samego namówiła męża i dzieci.

Stopniowo wiadomość rozeszła się po całym mieście, ludzie poukrywali Cieple i Puchate, gdzie kto mógł.

Wkrótce zaczęły się szerzyć choroby i nieszczęścia, coraz więcej ludzi umierało. Czarownica z początku cieszyła się bardzo: drzwi w jej domu nie zamykały się.

Lecz wkrótce wyszło na jaw, że jej specyfiki nie pomagają i ludzie przychodzili coraz rzadziej.

Zaczęła wiec sprzedawać Zimne i Kolczaste, co trochę pomogło, bo przecież był to - wprawdzie nie najlepszy - ale jednak jakiś kontakt.

Ludzie już nie umierali tak szybko, jednak ich życie toczyło się wśród chorób i nieszczęść.

Byłoby tak może do dziś, gdyby do miasta nie przyjechała pewna kobieta, która nie znała argumentów czarownicy.

Zgodnie ze swoimi zwyczajami zaczęła całymi garściami obdzielać Ciepłym i Puchatym dzieci i sąsiadów.

Z początku ludzie dziwili się i nawet nie bardzo chcieli brac - bali się, że będą musieli oddawać.

Ale kto by tam upilnował dzieci!

Brały, cieszyły się i wkrótce jedno po drugim powyciągały swoje woreczki

i znów jak dawniej zaczęły rozdawać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...