Super User Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Ariesza Napisano 23 Stycznia 2023 Super User Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Udostępnij Napisano 23 Stycznia 2023 (edytowane) Anton Shandor LaVey jest znany z bycia autorem głośnej "Biblii Szatana". Zasadniczo jest zbiorem esejów o naturze ludzkiej i może być odbierane trojako, w zależności od stopnia dojrzałości i potrzeby czytelnika: jako głupi dowcip, instrukcja jak nie być życiowym lamusem lub jako poradnik zostania psychopatą. Z ciekawością podeszłam do jego "Współczesnej czarownicy", znanej też pod tytułem "Szatańska czarownica". W teorii ma to być poradnik uwodzenia dla kobiet aspirujących do zostania czarownicą. W praktyce wyszedł krótki przewodnik po tym, jak zostać prostytutką i manipulującą ludźmi egocentryczką. Dzieło to nie ma nic wspólnego ani z szatanem, ani z magią, ani tym bardziej z dobrym smakiem. Kilka dobrych wstawek i celnych spostrzeżeń na całą książkę nie zmienia faktu, że autor przelał na papier umysłowy rynsztok. Po paru wstępnych uwagach autor dzieli się z nami dość mętnie opisaną koncepcją "zegara osobowości", w którym każda godzina odpowiada innemu typowi charakteru. Nie za wiele wynika z wyjaśnień, ale zasadniczo sprowadza się do prostego stwierdzenia, że "przeciwieństwa się przyciągają". Niewielka byłaby to strata, gdyby autor napisał tylko tyle. Dalej autor uczy, jak stać się "prawdziwą" czarownicą, czyli jak skutecznie odsłaniać swoje wdzięki, aby mężczyźni mdleli na nasz widok i dostarczali nam tym samym "mocy magicznych". Autor udziela szczegółowych wskazówek odnośnie jedynego słusznego modelu tego, jak wygląda i zachowuje się "prawdziwa wiedźma". I tak na przykład prawdziwa czarownica: hoduje trochę smrodku między nogami, aby wabić fermonami płeć męską, dla której podobno takie aromaty są niczym najlepsze perfumy. może nosić fragment zużytej podpaski albo tamponu w sakiewce zawieszonej na piersi, aby roztaczać wokół siebie ten czarodziejski zapaszek. nie goli pach ma odwagę chwytać obcych mężczyzn za przyrodzenie robi sobie mocny makijaż - czerwona szminka i ostry makijaż oczu są wielce wskazane, nawet jeśli nas to postarza i robi z nas czupakabry nosi za małe sukienki przez które widać odciśniętą bieliznę robi zeza rozbieżnego w celu wywołania "hipnotycznego" spojrzenia pokazuje publicznie majtki, najlepiej brudne i z widocznymi plamami nosi dziurawe pończochy, bo w połączeniu z eleganckimi ubraniami taki dysonans podobno przyciąga lubieżne spojrzenia nosi 7,5 centymetrowe obcasy. Bo o! jak LaVey lubi obcasy! Rozpisuje się o nich długo, z czułością i uznaje je za niezbędne w repertuarze czarownicy, niemal za honorowy emblemat. Wyśmiewa próby wymigania się od nich stwierdzeniami, że kaleczą stopy. Co ma zrobić kobieta chodząca w trampkach albo adidasach? Tego się nie dowiemy, ale można się tylko domyślać, że dziewczyna na sportowych butach po prostu nie jest czarownicą. W którymś momencie LaVey otwiera się już całkiem ze swoimi fetyszami i stwierdza, że idealnymi czarownicami są prostytutki. O samej magii czy sztuce przewidywania przyszłości (jak np. Tarot, astrologia, numerologia itp.) LaVey poświęca niewiele uwagi, zresztą nie traktuje ich poważnie, ma je za narzędzia do manipulowania innymi. Swoim uczennicom doradza kłamanie klientom w żywe oczy, zmyślanie negatywnych wróżb i straszenie klątwami. Wszak samospełniające się przepowiednie, w które sam wpakuje się wystraszony klient, będą dostatecznym dowodem, iż czarownica posiada "moce". No i przy okazji będzie mogła sobie nabić kabzę za wciskanie ochronnych rytuałów, oczywiście czynionych za słoną opłatą. Ogółem mam wrażenie, przez całą książkę LaVey opisuje swój ideał kobiety - nieco przepoconej damy z brudnymi majtkami skrytymi pod seksownym ubraniem. Niestety świat opisany przez autora istnieje chyba tylko w jego głowie i jego rady nie są uniwersalne. Znam wielu mężczyzn, którzy nie lubią ostrego makijażu, cenią sobie higienę, brak makijażu i podoba im się, gdy kobieta ładnie się prezentuje w sportowych ubrankach. Nie są też fanami puszczalskich lewoprawodajek - co kłóci się z treścią książki. Dla mnie wisienką na torcie jest jednak jedno krótkie stwierdzenie, że można się kochać ile się chce i z kim się chce. Chciałabym się zatrzymać przy tym na dłużej. W ezoteryce, która wymaga otwartości i często pracy z własnymi cieniami, sam temat seksu nie powinien być czymś, co szokuje. Nawet jeśli same się w życiu dobrze prowadzimy, to jeśli pracujemy jako wróżki, musimy być odporne i wyrozumiałe na najbardziej wynaturzone i osobiste historie ludzi, którzy przychodzą do nas po poradę do kart. Tak, ludzie traktują często wróżkę z większym namaszczeniem niźli księdza w konfesjonale albo terapeutę i potrafią się otworzyć z bardzo mocnymi historiami. Istnieje też coś takiego jak magia seksualna. Opisana była przez wielu zachodnich ezoteryków, i jest wykorzystywana również współcześnie w niektórych ugrupowaniach ocierających się o ezoterykę. Ja tego nie popieram, ale zasadniczo z istnienia tematu i jego prób zastosowania w magii zdaję sobie sprawę. Ok, nie mój klimat, ale stanowcze "nie" czuję przy próbie namawiania młodych kobiet do "wyzwolonego stylu życia" i wskakiwania na pal każdemu, z którym się tylko ma ochotę to zrobić. I wcale nie będę tu trąbić jak katechetka o moralności, tylko o rzeczach czysto zdroworozsądkowych: o choroby weneryczne łatwiej niż o nową sukienkę, samo zbadanie ich jest dość drogie, a leczenie jest conajmniej upierdliwe. Nieleczona kiła uszkadza serce, mózg, mięśnie, kości, oczy i system nerwowy, przez co chory zaczyna chodzić w specyficzny sposób. Kończy się też chorobami psychicznymi. Drugą sprawą jest oksytocyna, hormon przywiązania. Wytwarza się w momencie seksualnego podniecenia i orgazmu - sprawia, że chcemy zostać z partnerem, z którym przed chwilą "to" zrobiliśmy. W przypadku częstego, przygodnego seksu z różnymi partnerami działanie oksytocyny zaczyna się zaburzać - skoro ignorujemy odczucia z nią związane, przestajemy także potrafić tworzyć więź ze swoimi partnerami. Zaczynamy traktować ich coraz bardziej instrumentalnie i seks przestaje być aktem okazania bliskości i uczucia. Warto też zwrócić uwagę, że "magia" LaVeya będzie działać w przypadku w miarę młodych kobiet. Jeśli macie 20-parę lat, być może opisane przez niego metody będą działać, a dziurawe pończochy faktycznie dodadzą wam powabu. Będziecie się sycić męską atencją i dostawać wszystko, czego chcecie. Ale już po 30-stce czy 40-stce uroda przemija i zainteresowanie mężczyzn gwałtownie spada. Przyzwyczajone do grania na swojej urodzie i sex-appealu takie "czarownice" przeżyją przykre spotkanie z rzeczywistością. Wmawianie kobietom, że jest tylko jeden ideał kobiety i czarownicy, że droga do serca mężczyzny wiedzie tylko przez seks i nakłanianie ich do rozwiązłości uważam za karygodne. To raczej LaVay próbuje na nas rzucić urok i uwieźć wizją, w której mężczyźni spełniają każdą naszą zachciankę z powodu kilku tanich sztuczek. Autor nie daje zresztą recepty na to, jak zatrzymać potencjalnego męża, który po zdobyciu nas może sobie dalszych ekscesów i wyrabiania opinii "puszczalskiej" nie życzyć. Książki nie ratuje kilka ciekawych, dość ironicznych spostrzeżeń (choćby o kobietach próbujących odbić drugiej kobiecie męża), bo po prostu giną one w zalewie niezdrowych poglądów autora. Na dodatek tekst niczym kwiatki ozdabiają błędy językowe, takie jak: "przekonywujący", "czarnokurestwo" czy "ta sukkuba" zamiast "sukkub". Książki nie polecam jako społecznie szkodliwą. "Czarownica" nie sprawdza się też jako żart, bo wyszedł wyjątkowo nieśmieszny. Recenzja została także opublikowana na https://www.ezoterium.pl/2023/01/czarnokurewstwo-czyli-jak-byc.html Edytowane 23 Stycznia 2023 przez Ragna 1 1 1 1 5 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Administrator Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Ismer Napisano 23 Stycznia 2023 Administrator Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Udostępnij Napisano 23 Stycznia 2023 Każdy pisze według tego, co mu się pod nierównym sufitem kłębi. I niekoniecznie jest to wiedza aktualnie praktyczna, choćby pochodziła z lektur zgromadzonych przez ZZB i choćby było się założycielem Kościoła Szatana. Jak widać, LaVey'owi czarostwo kojarzy się wyłącznie z najniższymi wibracjami czakry sakralnej skrzyżowanymi z sexfantazjami i średniowiecznymi manuskryptami. I okej, każdy ma prawo do swego poziomu, chociaż uważam, że takich głupot nie powinno się publikować, gdyż faktycznie - są społecznie szkodliwe i nie mające niczego wspólnego ani z wiedzą ani ze współczesnymi Wiedźmami. O ile ktoś wie, kim w ogóle są Wiedźmy Autorowi (1930-1997) nie ma się co dziwić, był jaki był, wyżej tyłka się nie podskoczy, ale że w dzisiejszych czasach, kiedy dostępne są nowoczesne formy magii i wcale nie gorsze niż te onegdajsze, Okultura taki badziew wypuściła... po co, dla kogo? już lepiej, gdyby to był poradnik dla osób ze specyficznymi zaburzeniami seksualnymi. Owszem, takie praktyki były powszechne, lecz magia, tak jak i wszystko, musi iść zgodnie z duchem czasu i być dopasowana do aktualnych realiów, a te opisane w tej knidze po prostu urągają godności współczesnych Czarownic i z tytułową współczesnością (!) mają tyle wspólnego, co piec na węgiel z paliwem jądrowym. 3 1 5 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.