Skocz do zawartości

Budda a Jezus


Reina

Rekomendowane odpowiedzi

dwie Wielkie, godne naśladowania postacie :icon_smile2: co tu dużo pisać... :_okok:

 

Buddha pokazał nam droge do oświecenia, a Jezus do wniebowstąpienia :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no bo jest bo przyszedł po Buddzie i pokazał następny etap czyli etap wniebowstąpienia... zresztą Jezus daje miejsca w niebie, a nie Buddha -> oczywiście nie ujmując Buddzie :)

 

Na początku był chyba jakiś Ram? poźniej Krishna? później Buddha? później Jezus i tak cały czas... później będzie Maitreya? coraz wyższy etap :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem Buddha i Jezus to dwie różne postacie :) , a o Krisznie to mało wiem ale chyba żył kiedyś taki ktoś? nie wiem -> nie interesuje się nim w sumie ;-) ale coś kiedyś czytałem to napisałem ;-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moim zdaniem jest tak że, budda nauczał czym jest czysta świadomość lub czysty umysł

-tak pojmował niebo ,a Jezus podobnie że w głębi serca każdego jest Bóg a rezyduje w niebie ,moim zdaniem to inkarnacja oświeconego mistrza duchowego.Budda-Chrystus ,tylko w każdym czasie inaczej musiał przekazywać swoje nauki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja mam troszkę odmienne zdanie od pozostałych, ponieważ jestem ateistą.

 

Wg mnie, jeżeli rozmawiamy o tych dwóch postaciach, to rozmawiamy o bytach, które potrzebne były do ujednolicenia religii i postaw w danych czasach. Nie neguje ich istnienia, bo nikt nie jest w stanie tego zrobić. Siddhartha Gautama ma dla mnie większe znaczenie emocjonalne niż postać Jezusa, a czemu? Jezus na każdym praktycznie swym kroku opisywanym w księgach czynił cuda - był męczennikiem w służbie swego ojca (którym zresztą był sam, ponieważ wg chrześcijan jest tylko jeden bóg). Siddhartha również czynił cuda, ale nie był to aż tak ważny element jego osoby. W jego postawie najważniejsza była przemiana i dojście samemu do pewnego stanu, z bogatego księcia do miłującego szlachetne prawdy mistyka. Bardzo podoba mi się "Budda jako stan" wewnętrznego oświecenia, myślę, że jest to bardzo mądre założenie tej religii, bo dążyć właśnie do takiego stanu poprzez całe swe życie. W religii chrześcijańskiej ludzie mają dążyć drogą 10 przykazań, a nagrodą za to jest życie wieczne. I tutaj (ciągle tylko wg mnie :)) Buddyzm ma znaczną przewagę, ponieważ utarła się taka postawa wśród młodych ludzi, iż wystarczy nawrócić się na starość i wtedy wyspowiadać, żyć dobrze, a ciągle będziemy mieć szanse na bycie w niebie. Wiem, że nie jest to standard, ale spójrzcie na współczesną młodzież, która nazywa siebie chrześcijanami i dla porównania młodzież buddyjską, która przez całe swe życie dąży tylko do jednego celu, starając się żyć wg słów swojego proroka.

 

Mam nadzieję że nie uraziłem nikogo tym skromnym wywodem, dla tego na wszelki wypadek nie będę go ciągnął dalej.

Każdy wierzy w to czego potrzebuje, a jeśli ktoś potrzebuje dłuższej rozmowy to zapraszam na PW.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jezus przecierz po to przyszedł na świat aby pomóc tym biednym i schorowanym... On nie musiał mieć majątku i z niego rezygnować bo już to wszystko miał obcykane że tak powiem ...On przyszedł już w konkretnym celu :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niedawno przeglądając internet ,natrafiłem na takie oto artykuły:

 

 

Author of this text: Mariusz Agnosiewicz; Original: Jezus i inni bogowie - Racjonalista

Jezus i Budda

W obu religiach spotykamy się z wyobrażeniem o praistnieniu twórców obu religii. Według mahajany bogowie co pewien czas przybierają inkarnację człowieka lub zwierzęcia (awatar) i schodzą na ziemię. Budda przed zstąpieniem na Ziemię znajdował się w niebie "tusiita" (por. J 8, 58 — „pierwej niż Abraham był, Jam jest"). Obydwaj ONI mają pochodzenie królewskie. Niepokalane poczęcie i poród występuje również w buddyzmie.

 

Rozterki Józefa i króla Siuddhodany — jemu anioły (dewa) wieszczą cudowne poczęcie "szlachetnego boddhisatwy". PsMt przytacza szereg innych cudowności, jak np. oswojenie dzikich zwierząt, drzewo zgięte pod wpływem cudownych zdolności Jezusa, fontanna tryskająca pomimo braku wody w pobliżu, obrazy bóstw świątynnych, które w obecności Jezuska spadają na ziemię i się niszczą — wszystko to odnaleźć można w "Lalitawistara". Dzieci wychwalane są przez chóry anielskie. Łk 2, 25-35: Symeon w Świątyni: Stawianie dziecka w świątyni przed Bogiem nie miało nic wspólnego z obyczajem żydowskim; Prawo przewidywało ofiarę oczyszczenia tylko dla matki; natomiast taki zwyczaj obowiązywał w Indiach, gdzie przynoszono noworodka do świątyni by okazać cześć bogom.

 

Kariera Buddy rozpoczyna się, kiedy dobiega on trzydziestego roku życia (podobnie jak Jezus). Podobnie jak Jezus Budda dobrowolnie żyje w ubóstwie, wędrując z gromadą uczniów, którym objawia swoją osobowość metaforycznie poprzez sentencje i przypowieści

 

Również Budda ma dwunastu najważniejszych uczniów, pierwszymi jego zwolennikami byli dwaj bracia (podobnie u Jezusa). Pierwsi zostali powołani, kiedy siedzieli pod drzewem figowym (symbolem buddyzmu) i pod takim drzewem spostrzega Jezus jednego ze swoich pierwszych uczniów. Oboje mają wśród uczniów swojego ulubionego oraz takiego, który ich zdradził. Budda nazywa siebie "Synem Człowieczym", tak jak Jezus, bywa również nazywany „prorokiem", „mistrzem", „Panem". Budda mówi do swoich uczniów: "Kto ma uszy, żeby słyszeć, niechaj wierzy", podobnie Jezus: "Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha" (Mk 4, 9; powtarza to: 4,23; 7,16; oraz Mt 11,15; 13,9; 13,43; Łk 8,8; 14,35; podobne zwroty występują w ośmiokrotnie w Apokalipsie św. Jana). Podobne są cuda czynione przez Buddę i Jezusa oraz ich uczniów.

 

W opowieści buddyjskiej bogacze składają w czasie pewnego zgromadzenia religijnego kosztowne dary. Ale jakaś biedna wdowa posiada tylko dwie monety. Nie ma niczego więcej, lecz ofiarowuje te pieniądze z radością. Arcykapłan docenia jej dobre intencje i chwali ją, a na dary innych ludzi nie zwraca uwagi. Paralelny fragment ewangelii Marka brzmi: "Potem usiadł naprzeciw skarbony i przypatrywał się, jak tłum wrzucał drobne pieniądze do skarbony. Wielu bogatych wrzucało wiele. Przyszła też jedna uboga wdowa i wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz. Wtedy przywołał swoich uczniów i rzekł do nich: Zaprawdę, powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała, całe swe utrzymanie." (12, 41-44)

 

 

 

I taki innego autora :

 

Budda, Jozafat, Jezus

Janusz Krzyżowski

 

 

Poniżej przedstawiamy niezwykle interesujący fragment książki Janusza Krzyżowskiego W śniegach pod Sziszapagmą, w którym mowa jest o wpływie biografii Buddy Siakjamuniego na powstanie chrześcijańskiej opowieści o Jozafacie i Barlaamie. Poruszona tu również została kwestia rzekomego pobytu Jezusa w Tybecie.

 

Więcej informacji na temat opowieści o Jozafacie można znaleźć w eseju Daniela Kalinowskiego Pradzieje buddyzmu w literaturze polskiej.

Z kolei temat domniemanego wpływu nauki Buddy na nauczanie Chrystusa został podjęty przez Holgera Kerstena i Elmara R. Grubera, autorów książki Pra-Jezus. Buddyjskie źródła chrześcijaństwa.

 

 

 

 

 

 

Literaturoznawcy twierdzą, że w europejskich kronikach Budda pojawił się pod imieniem Jozefat i po licznych przekształceniach faktów z jego biografii pozostały jedynie te ważniejsze. W efekcie zaś sama postać Oświeconego przypominała świątobliwego chrześcijanina znanego z przypowieści Ojców Pustyni. Budda-Jozafat zyskał w europejskiej opowieści nauczyciela duchowego, chrześcijańskiego pustelnika. Opowieść starożytna snuta jest wokół wątku opuszczenia dworu królewskiego i spędzenia życia na medytacji i nauczaniu ascezy.

 

Opowieść o życiu Buddy dotarła do Polski w XVI wieku i dzięki Piotrowi Skardze, w Żywotach Świętych (1579), znamy jej najstarsze w literaturze polskiej brzmienie. Skarga z rozległego wzorca łacińskiego zachował jedynie skrót. Oto krótki fragment:

 

 

 

Ujrzał syn on ślepego i trędowatego, a spytać musiał, co to jest? I zrozumiawszy, że to na tych przypada, którzy by tego nie radzi cierpieli, a iż onéj nędzy oddalić od siebie nie mogą, frasował się. Gdy zaś ujrzał starego bardzo, a dowiedział się, iż umrzeć miał, i poznał jako każdy podlegać śmierci musi, a czasu jej żaden nie wie; smucił się dziwnie, i przestać onej myśli o śmierci nie mógł, mówiąc sobie: Więc ja umrzeć mam? A co gorzej, czasu o takiej przygodzie srogiej nie wiem? I obrócę się w proch? Któż wtenczas wspomni na mnie, jeżeli jest świat inny, i żywot inny po śmierci? I był bardzo w onych myślach strwożony; wszakże ojcu nic nie oznajmnił, jedno z sługą onym, któremu dufał rozmawiając, lekarstwa od niego pragnął. A on mu do chrześcijan ukazował, którzy takie rzeczy sami leczyć umieją i śmierci się nie boją, owszem do niej jako do wesela idą.

 

Za pierwszą polską relację o Indiach można uznać sprawozdanie z poselstwa do Azji Centralnej, którą już w XIII wieku przedstawił w Rzymie franciszkanin z Wrocławia, Benedykt Polak. Był on sekretarzem i tłumaczem języków słowiańskich w papieskiej legacji Piano del Carpina. Podróżnik ten wraz ze specjalną ekspedycją wyjechał do Indii z misją zaproponowania wielkiemu chanowi mongolskiemu pokoju ze światem chrześcijańskim. Teofil Szembek zaś, wydał w 1628 roku książkę pt. Tybet Wielkie Państwo w Azyey, w której dość obszernie została omówiona religia Tybetańczyków. Oczywiście ponieważ informacje pochodziły od katolickich misjonarzy, uwagi o buddyzmie bardzo często są naiwne i nieprawdziwe. Wiele jednak danych o obyczajach religijnych, wierzeniach, organizacji duchowieństwa w Tybecie jest cenne i trafne.

 

Tkwiąc tu na manowcach tybetańskiej drogi, przypominam sobie jeszcze jeden epizod z dziejów polskiego (niezbyt chlubnego) wkładu do tutejszej i naszej religii.

 

Rosyjski pisarz polskiego pochodzenia Mikołaj Notowicz wydał w 1894 roku we Francji książkę pt. Nieznane życie Jezusa Chrystusa. Później jej tezy rozwijane były w takich książkach jak: Nieznane lata Jezusa czy Jezus żył w Indiach. Notowicz głosił, że Jezus między trzynastym a dwudziestym dziewiątym rokiem życia miał przebywać w Indiach, gdzie praktykował hinduizm oraz buddyzm. O tym wszystkim autor miał się dowiedzieć ze starożytnego rękopisu udostępnionego mu w tybetańskim klasztorze Himis przez tamtejszych lamów. Notowicz przepisał ów manuskrypt, opatrzył go tytułem Życie świętego Issy, najlepszego wśród synów ludzkich i wydał jako integralną część swojej książki.

 

Wielu naukowców sprawdzało później rewelacje Notowicza i okazało się, że lamowie nic nie wiedzieli o żadnym rosyjskim gościu, nigdy nie słyszeli o żadnej znaczącej postaci o imieniu Issa, nie były też im znane żadne księgi czy rękopisy wymieniające imię Issy. Kiedy zaś przeczytano głównemu lamie fragmenty z książki Notowicza, wykrzyknął wzburzony: „Kłamstwa, kłamstwa, same kłamstwa!” i tak pozostały oceniane informacje autora o wybujałej fantazji.

 

 

dziękuję i pozdrawiam wszystkich.

Edytowane przez Pit
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dla mnei to raczej dwie rozne postacie, jednakze ktorym dane bylo zobaczyc Prawde, i kazdy na probowal ja przekazac w na tyle prosty i piekny sposob aby kazda istota byla wstanie zaczac cala fascynacje poznania Prawdy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie Jezus i Budda to dwaj Mistrzowie wniebowstąpieni. Choć teoria jakoby Jezus był inkarnacją Buddy jest dla mnie wielce interesująca. Myślę/czuję, że jednak Jezus nie był/jest inkarnacją Buddy. Tego stanowiska się zamierzam trzymać. :) W każdym razie dla mnie Jezus jest Mistrzem Wniebowstąpionym Mistrzów Wniebowstąpionych w tym wspomnianego Buddy. :) A co za tym idzie wspólnie pracują wraz z innymi Mistrzami i Mistrzyniami Wniebowstąpionymi ku ogólnemu dobru. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie podobał mi się ten artykuł z Racjonalisty. Nie podali, skąd cytują informacje o życiu Buddy. A może o to chodziło, mało kto ma odpowiednie księgi (i chęć), by sobie to zweryfikować.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

moje spostrzezenia to moje wlasne opinie, kiedy juz cos uslysze siade sobie w spokoju i przemyslam po swojemu.

dlaczego mieliby sie w nieskonczonosc reinkarnowac nawet w tym stanie jako to ktos nazwal bothisatwy?

czy to znaczy ze tylko niektorym ''dusza'' dane jest osiagnac oswiecenie i nie ma miejsca na nowe ?

jezeli tak to kto byl zaraz po nich? w kogo z wielkich przywodcow duchowych reinakarnowali sie dalej, oczywiscie o tak samym wielkim wymiarze ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dobrze, ale patrzac np na Jezusa, tak jak mowisz jego wizeruenk stopniowo zostaje wypaczony, jednak najwazniejsze przekazy jakie glosi naszczescie nie ( taka mam nadzieje ) i zaczynaja sie pojhawic sprzecznosci miedzy Jezusem jako postac historyczna a Jezusem w religii.

wierzac historii ktora ja zaszlyszalam, nie byl naprzyklad wcale jedynakiem tylko pochodzil z wielodzietnej rodziny, byl prawdopodobnie mezem Marii Magdaleny a przynajmniej abrzdo jej bliski, byl czlwoiekiem tak jak my ( co sam zreszta podkresla)

i takiej wlasnie zwyklej osobie zostaje dane Oswiecenie , Bog , Stworzenie jakkolwiek to nazwiemy pokazalo mu piekno Prawdy i zaczyna nauke, zaczyna uczyc o krolestwie niebieskim i jak w nie wejsc.

on zapewne pojawia sie na ziemi , ale moze pod roznorodnymi postaciami, i to poztaciami roznymi od postrzegania ich w naszej rzeczywisctosci.

przeciez wykonal juz swoja prace jako Jezus, przekazal nauki, i czy musi znow wracac i od nowa jedno i to samo?

teraz kolej na inne ''dusze'' ktore dostaja oswiecen, i przekazuja Prawde dalej w sposob jaki dano im to odczuc w jaki ''oswiecenie '' na nich splynelo, plus jeszcze maja do dyspozycji zbiory swoich poprzedikow .

 

w ten sposob pojawic sie moze nadzieja ze kazdy moze dostac'' oswiecenia'' kazdy moze wejsc do Krolestwa Niebieskiego , wejsc w Nirvane i taka dalej i tak dalej

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Reinkarnacja to jedno ,sam w nią wierzę ,a co mówią przekazy historyczne

 

Wielu ludzi myli filozofię nauczaną przez Gautama Buddha z duchowością jogi i tradycją wedyjską, a trzeba wiedzieć, że do dzisiejszego dnia oryginalna nauka Buddha została przez późniejszych adeptów znacząco zdeformowana i zniekształcona, podobnie jak to się stało z nauką Jezusa Chrystusa.W praktyce medytacje spotyka się zarówno w religiach Wschodu, jak i u mistyków chrześcijańskich (medytacja chrześcijańska) oraz jako skuteczną metodę w psychoterapii. Trzeba jednak nadmienić, że medytacje chrześcijańskie powstały pod wpływem inspiracji wschodnich i bez nich nie istniały, jako że sam Jezus uczył się ich w Indii i Persji oraz w Tybecie w najwyższych górach - Himalajach. Praktykuje się ją zarówno w celach zdrowotnych, w celach psychoterapeutycznych, jak i w celach bardziej duchowych - przykładowo w celu osiągnięcia oświecenia, zespolenia z Absolutem/Bogiem, czyli z Brahmanem prościej mówiąc, w celu przezwyciężenia lęku przed śmiercią, czy wreszcie w celu rozwinięcia mistrzostwa w jakiejś sztuce.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja tez wierze w reinkarnacje, samym Jezusie przeiez mowi sie ze ''zmartwychwsatl'', jednkaze jestem przeciwna teori ze ciagle reinkarnujesz sie postaci ktora ma do spelnienia ten sam cel.

 

jeszcze jedno co mnie zainteresowalo z historycznych faktow o Jezusie, to fakt ze prawdopodobnie sama historia jego narodzin w Nowym Testamencie zostala jakby dopisana ( co nie znaczy ze nie jest piekna i pelna pieknych przekazow),

poniewaz pierwsze wzmianki o doroslym Jezusie pojawiaja sie dopiero od momentu jego Chrzstu, z tego co pamietam majac ok 30 lat.i dalej toczy sie jego piekna nauka.

jednakze ludzie spisujacy jegi nauki chcieli nadac mu od poczatku znaczenie Bostwa i musieli miec piekna historie narodzin, w ktorej jest wiele niezgodnosci faktow, pozniej pojawia sie on tylko raz w siatynu nauczajac jako mlody chlopiec...... i zniak nic o nim nie slychac i dopiero pojawia sie znow jako juz dorosly mezczyzna ze swoimi naukami...

 

podsumowujac nasze dyskusje, n iezaleznie czy utzrymujemy ze dwie osoby czy jedna, kazdy z nas zgadza sie z wielkim znaczeniem tego co glosili, wiec pozostaje tylko uwaznie sie temu przygladac,

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

alez wydaje mi sie ze ma. jezeli byloby sie reinkarnacja tak wielkeigo kogos jak Budda badz Jezus to raczej rodziloby sie wedlug mnie odrazu praktycznie Oswieconym. i od dziecinstwa robilo cuda i glosilo nauke.

Tym bardzioej ze samemu sie wybralo aby wrocic spowrotem iglosic dalej nauke.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jezeli ludzie tacy jak oni osiagneli taki satn duchowy ze byli gotowi glosic taka nauke i za ktorymi podarzaja milony ludzi, pragnac otrzymac stan choc w polowie taki jak oni, mieliby sie odradzac na ziemi , zapominajac o calym swoim poprzednim dorobku i zacynac wszystko od poczatku, bo zapomnieli to ja dziekuje.

to jaki jest sens reinkarnacji, no chyba nie jest to kolem bez wyjscia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zreszta nie robmy off tematow. nie po to wspominalam o historycznym Jezusie aby udawadniac czy on istnial czy nie, tylko zeby udowodnic moja racje co to mojego punktu widzenia.

 

co wiecej gdybym zobaczyla pytanie w stylu: Czy Jezus istnial czy nie?? wogole nie tracilabym czasu na nie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Także ciekawe artykuły znajdujesz ,a co do jezusa to racja ,jaki artykuł by nie był to tylko spekulacje,i buddyści mieli Jezusa chr. za bothisattwę "buddę przyszłości "-człowieka oświeconego ,w stanie nirwany czy też tego który osiągnął transcendentny poziom świadomości ,ja również znalazłem ciekawy artykuł ,proszę

Buddyzm a chrzecijaństwo Problem Boga i Jezusa Chrystusa w buddyzmie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Vivien ,tutaj tak ogólnie, z tego artykułu Dla chrześcijanina tym nowym życiem jest Bóg, natomiast dla buddysty “dharma”. W rzeczywistości jednak Bóg i “dharma” to tylko różne określenia jednej i tej samej rzeczywistości.76

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

widze ze caly czas przytaczacie tylko slowa innych, a w co wy wierzycie i dlaczego tak twierdzicie.?

 

ja czytam ale pozniej sama siadam i przemyslam i kontempluje i to sa moje spostrzerzenia. nie wszystko musi byc udowodnione, zreszta sam Jezuz powiedzial''blogoslawieni ktorzy nie widzieli a uwierzyli,,

 

zreszta uwazam ze powinnismy doceniac batrdziej Stworce, oczywiscie ze ludzie beda probowac wykorzystywac Prawdy dla wlasnych potrzeb, ale trzeba spatrzec sercem, tylko wtedy bedzie sie umialo czytac miedzy wierszami,

 

ludzie moga zmienac i falszowac, ale Prawda zawsze tam bedzie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście też myślę że trzeba również patrzeć sercem ,to co piszę to wynik mojego osobistego oświadczenia mistycznego ,wieloletniego studiowania religii świata ,oraz uprawiania jogi -unii z bogiem ,a nie jak niekturzy myślą że hatha-joga jest tą właściwą jogą ,polecam link z sygnatury ,czym joga jest ,i dlatego jak ktoś mnie pyta w co wierzę to nie umię tak jednoznacznie określić ,bo dla mnie to nie wiara a pewność mistyczna istnienia Boga. dziękuję.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

oczywiscie w tym lezy problem ze kazdy widzi tego Boga innaczej, Stworca sie w kazdym tym przejawia, niezalezne czy monogamicznie czy poligamicznie , w kazdej religgi, w kazdej wierze w kazdej filozofii ukryta jest czesc prawdy, nawet ateisci na swoj sposob tez maja racje, bo wszystko jest Jednym.

mowiac Stworca mam na mysli Stworce nad Sworcami, stworce ponad podzialami, stworce ktorego oblicze jest niemozliwe do opisania.

ja sama modle sie do aniolow, co wiecej wierze w moc pozytywnego myslenia, wizualizacje reinkarnacje, milosc i inne Swiaty i tak dalej i tak dalej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 tygodni później...
  • 6 miesięcy temu...

W ogóle to po co ktoś się zagłębia w dowody na istnienie Jezusa ? Uważam, że specjalnie nie ma dowodów na jego istnienie. Niech resztę każdy dopisze sobie sam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Dharma
W ogóle to po co ktoś się zagłębia w dowody na istnienie Jezusa ? Uważam, że specjalnie nie ma dowodów na jego istnienie. Niech resztę każdy dopisze sobie sam.

 

W chrześcijaństwie właśnie chodzi o WIARE.. (niewierny Tomaszu :nonono:) haha

Wiara czysta, która nie musi być podpierana jakimiś dowodami itp.

Tak jak kiedyś nie wierzono ze Ziemia jest kulista.. Dla nich byla płaska jak deska..

później przyszedł taki, który wierzył i bum. Rewolucja w głowach.. oczywiście nie obyło się od

posądzania o głoszenie bzdur.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja dodam od siebie ,że nie wszyscy Chrześcijanie są naśladowcami Chrystusa .

A Budda to nie jakaś postać historyczna ,tylko głęboka natura każdego oświeconego człowieka (czyt. oczyszczonego umysłu z wszelkich iluzji ) czy też naturalna osobowość każdego człowieka na ziemi .A tak naprawdę to był książę Siddhartha Gautama ,który po latach medytacji stał się człowiekiem przebudzonym duchowo czy oświeconym i stał się Buddą (czyt. przebudzony) .

Kim by? Budda? | Wspólnota Buddyjska Triratna

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
Problem w tym, że Budda i Jezus są postaciami historycznymi głoszącymi pewne prawdy, a Kryszna jest bóstwem.

 

tyle że na istnienie Chrystusa nie ma dowodów historycznych... Moim zdaniem bardziej chodzi o symbolikę jego istoty. O naukę, która "za jego pomocą" została nam przekazana.

Edytowane przez Asper
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

to zależy co uznasz za dowód i na ile uznasz te dowody za autentyczne.

 

Tak się składa, że dowody są ale ich interpretacja jest różna.

 

Zgadzam się w 100%.

Jednak moim zdaniem, np. branie Biblii za dowód historyczny (z czym często się spotykam), jest totalnie bezsensowne. Zapisów kronikarzy o Jezusie z czasów, kiedy czynił cuda nie ma... nie jest to dziwne?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...
dowód historyczny

Co to według ciebie jest dowód historyczny? Coś, co jednoznacznie potwierdzi prawdziwość jakiegoś faktu? Nie istnieje takie coś. Cała historia, jaką znamy, to domysły. Mamy kroniki starych kronikarzy, dzienniki, pamiętniki, ale to może być tylko bujna wyobraźnia. Mamy jakieś malowidła, zapiski, wszystko może być zmyślone. Bilbia jest źródłem historycznym, niezależnie od czyjejś wiary. To prawda, opowiada o Bogu, cudach Jezusa, co jest kwestią wiary, ale nie powiedziałem, że to co tam pisze, to na pewno prawda. Biblia jest źródłem historycznym - po pierwsze mówi o wierzeniach Żydów kilka tysięcy lat temu. To chyba oczywiste, prawda? Do tego są w niej opisane różne mniej lub bardziej fantastyczne zdarzenia, które w zestawieniu z innymi źródłami historycznymi mogą dać nam teorię tego, co mogło się naprawdę zdarzyć. Gall anonim pisał kroniki na zlecenie Bolesława Krzywoustego, to oczywiste że o dynastii piastów musiał pisać pochlebnie, więc nie możemy uznać jego kornik za obiektywne, tak jak Biblię. Jest jednak pewien niemiecki kronikarz opisujący wydarzeniu z podobnego okresu co Gall Anonim, można powiedzieć, że jest jego przeciwieństwem. O Polskich władcach wyraża się wręcz z nienawiścią i szyderstwem. Dwa te subiektywne źródła mogą dać nam jeden obiektywny obraz.

 

Ktoś mógł sobie zmyślić Jezusa i napisać o nim książkę, żeby uczyć przez to ludzi. Ktoś mógł sobie zmyślić Mieszko I i Bolesława Chrobrego, żeby historia Polski fajnie wyglądała... Ale po co się tak męczyć? Czy ludzie "oświeceni" się nie rodzą? Czy nie mógł urodzić się taki jeden mądry chłopiec, którego bolało zło tego świata i chciał nienawiść zmienić w miłość? Bardziej prawdopodobne wydaje mi się istnienie Jezusa, niż jego nie istnienie, tym bardziej, że oprócz Biblii na jego istnienie wskazuje więcej źródeł.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oo, właśnie o niego mi chodziło : ) No i tak, masz rację, przecież nie żyli dokładnie w czasach, gdy toczyły się wydarzenia przez nich opisywane, a informacje musieli skądś czerpać. I jak mówisz, nikt nie podchodził do dokumentowania tak zdarzeń jak dzisiaj, więc ich jedynym źródłem mogły być właśnie legendy, podania. Tak czy siak, mamy dwa różne punkty widzenia. To tak jak ze znajdowaniem wzoru funkcji liniowej ;) Znając jeden punkt, nic nie zdziałamy, gdy mamy drugi, bez problemu wzór funkcji znajdziemy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Budda nie miał zajawek masochistycznych (a przynajmniej w momencie, gdy został już oświecony, bo wcześniej w swoim życiu przechodził przez okres ascetyzmu - jednak wtedy z samej definicji słowa Budda - Buddą nie był). Nie skazywał się na męczarnie z własnego powodu. Nie promował systemu, polegającego na gloryfikowaniu cierpienia, ale na jego eliminowaniu. Nie promował systemu poddańczego zachowania wobec krzywdzicieli, tylko równość i sprawiedliwość. Nie kazał ludziom rezygnować z ich naturalnych potrzeb i nie nazywał ich grzechami. Nie propagował systemu cierpiętnictwa i upokarzania siebie.

Budda jest prezentowany, jako szczęśliwy, wolna od trosk postać i sama jego postać, jak i nauki Buddyzmu przekonują, iż rozwój duchowy ma jakikolwiek sens. W przeciwieństwie, do masochistycznej religii chrześcijańskiej i jej symbolu, którym to jest przybity gość do krzyża (i to ma być życie, do którego dążymy? cierpiętnictwo i jego gloryfikowanie? - w00t?). Słowa Buddy przekonują, są jasne, konkretne i mądre. Słowa Jezusa, to popieranie dogmatów cierpiętnictwa, o których pisałem wyżej.

 

Zatem wniosek nasuwa się taki, iż jak dla mnie, to Budda wygrywa. :okularnik_na:

Edytowane przez Akir
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jasne, w chrześcijaństwie były i bywają motywy na zasadzie "cierp, bo dzięki temu Bóg bardziej cię kocha!", ale na (prawie) całym świecie ludzie mogą sobie religię wybrać i dopasować do siebie. Są różne religie dla różnych ludzi, bo obojętnie jakby się ktoś ze mną nie spierał, to różnimy się nie tylko kulturą i wpojonymi przekonaniami, ale także siłą woli, inteligencją itp.

Idąc tym tropem, dla niektórych nauki buddyjskie są po prostu za trudne. Na drodze do nieuwarunkowanego niczym szczęścia może im zabraknąć sił albo po prostu nie zrozumie, o co chodzi. Nie widzę problemu, jeśli ktoś wybiera chrześcijaństwo i się w nim odnajduje i uspokaja go myśl, że jego cierpienie ma sens. Czuje się dzięki temu bardziej komfortowo, a co może być lepszego od zadowolenia drugiego człowieka?

 

Po za tym są gorsze religie od chrześcijaństwa, które mocno się ucywilizowało w porównaniu z dawnymi czasami.

Edytowane przez Reina
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na jednych rekolekcjach ksiądz obalał teorię, że Bóg kocha jednych bardziej, drugich mniej. Za cierpienie Bóg nikogo nie będzie bardziej kochał. Za grzechy Bóg nikogo nie będzie mniej kochał. Wszystkich kocha po równo.

(i to ma być życie, do którego dążymy? cierpiętnictwo i jego gloryfikowanie? - w00t?)

Nie żyjemy w średniowieczu, zmieniła się mentalność ludzi, zmieniły się wartości. Może i robi się świętych z męczenników, ale spójrzmy na to z innej strony. Nie chodzi o gloryfikowanie cierpienia, ci ludzie czynili to dla swoich wartości, w ich mniemaniu poświęcili się Bogu. O to właśnie chodzi, o życie dla wartości, za to stają się świętymi.

Jest jeszcze inny punkt widzenia, ci ludzie wierzyli tak mocno, że inni ludzie żeby powstrzymać ich od wiary, musieli ich zamęczyć i zabić. Nie oddali swoich przekonań w strachu przed śmiercią. Wydaje mi się, że nikt nie każe dążyć do bycia ukrzyżowanym. Jeszcze raz proszę o cytat.

 

edit:

http://www.buddyzm.edu.pl/cybersangha/page.php?id=827

Pozycja Dalajlamy nie pozostawia wątpliwości: nie chodzi o propagowanie za wszelką cenę buddyzmu i nawracanie nań tłumów. Przeciwnie, uważa on, że nie można negować swojej kultury i korzeni, że należy trzymać się swojej religii, jeśli się ją ma. Zresztą poza pewnymi różnicami wszystkie religie mówią o miłości, altruizmie i otwarciu, zatem mogą współistnieć w harmonii obok siebie. Dalajlama bardzo interesuje się innymi religiami i jest otwarty na dialog z nimi. Poprzez swoje nauki chce dzielić się doświadczeniem buddyjskim i wyjaśnić, jak może buddyzm pomóc w lepszym przeżywaniu świata, w nadawaniu sensu, siły i spójności naszym działaniom.
Edytowane przez koteł
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hysterus takie motywy były i są w chrześcijaństwie, jak napisała Reina. Ogólnie cała religia opiera się o motyw cierpienia, poświęcenia. Sam symbol religii, czyli postać Jezusa, symbol krzyża, to symbol cierpienia. Jezus z własnej woli "umarł za grzechy ludzi", stał się ofiarą na własne życzenie, naraził się na ogromnie cierpienie na własne życzenie. I twierdził przy tym, by inni szli jego śladami. Jeśli chodzi o mnie, to nie wyznaję obecnie ani chrześcijaństwa (aczkolwiek kiedyś byłem bardzo wierzącym katolikiem), ani też buddyzmu (aczkolwiek ta religia w swojej obecnej formie zdecydowanie bardziej do mnie przemawia, niźli chrześcijaństwo w swojej obecnej formie). Moja wiara i przekonania religijne zbudowałem i buduję na własnej intuicji, analizie, na własnych przemyśleniach, refleksjach, na tym, co moim zdaniem wydaje się być prawdziwe, logiczne, wartościowe, sensowne, przedstawiające to, co w rzeczywistości może istnieć. Nie szukam religii i autorytetów religijnych (właściwie, to ogólnie nie uznaję autorytetów). Aczkolwiek, patrząc na tych istniejących, to w doktrynach, dogmatach religii chrześcijańskiej wiele rzeczy mi się nie podoba (ot, chociażby pierwszy, prosty fakt, iż symbolem tej religii jest cierpiący, ukrzyżowany, człowiek - czyli sam, w sobie symbol cierpienia). Osobiście wierzę w tezę nowej ery Wodnika, a ogólnie w religii chrześcijańskiej widzę właśnie symbol tej, pełnej cierpienia, ofiar, niesprawiedliwości, przemocy, etc, kończącej się ery Ryb. Przez niektóre dogmaty religii chrześcijańskiej ludzie się bardzo wiele przeżyli cierpienia - chociażby w czasach średniowiecznych, czyli apogeum ery Ryb. Ery, w której ci dobrzy cierpią niesprawiedliwie, a źli tryumfują. Podobno za dwa lata na całego rozpoczyna się nowa, o wiele lepsza era Wodnika i podobno wraz z nią nastąpić ma upadek chrześcijaństwa (mowa też o końcu świata 2012 - osobiście sądzę, że chodzi tutaj o koniec świata, ale w rozumieniu tego, jaki jest on obecnie - czyli koniec ery Ryb chociażby) - zobaczymy, jak będzie w istocie, aczkolwiek jak dla mnie, to byłoby bardzo logiczne.

Edytowane przez Akir
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie ma to logiki, bo cierpienie na świecie było zawsze, będzie jeszcze bardzo długo.

patrzysz na chrześcijaństwo, jakby było czymś ważnym dla świata, podczas gdy tak już nie jest od bardzo dawna.

-obecnie religią numer jeden jest islam, a Ty słuchasz logiki plemion majów których nawet już nie ma.

czemu nie słuchać logiki plemion afrykańskich, albo mongolskich ?

 

ciągle na ziemi, w stopniu mało zmiennym będą takie zjawiska jak okaleczanie kobiet, niewolnictwo w afryce i skrajny wyzysk gdzie indziej.

za 2 lata się ma to zmienić ? bo co, bo galaktyka zacznie inaczej świecić i nas zbawi ? to nie trzyma się kupy kolego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sam symbol religii, czyli postać Jezusa, symbol krzyża, to symbol cierpienia

Nie wiem, jestem początkującym chrześcijaninem, ale dla mnie osoba cierpiąca na krzyżu jest symbolem miłości, spokoju, ratunku, mądrości a nie cierpienia.

 

Do tego zakładając, że chrześcijaństwo opiera się na faktach, więc Jezus umarł, to raczej nie mogli tego zmieniać by chrześcijaństwo było super ekstra religią bez cierpienia. Tak się stało i już, i raczej sednem chrześcijaństwa nie jest ukrzyżowanie i męczeństwo, a zmartwychwstanie i zbawienie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

patrzysz na chrześcijaństwo, jakby było czymś ważnym dla świata, podczas gdy tak już nie jest od bardzo dawna.

Nie, chrześcijaństwo jest obecnie dominującą religią na świecie. Wystarczy zobaczyć tą mapę, aby się przekonać:

Plik:Religion distribution.png ? Wikipedia, wolna encyklopedia

 

Jak również skorzystać z Wikipedii:

Chrześcijaństwo, chrystianizm (gr. Χριστιανισμóς , łac. Christianitas) – religia monoteistyczna i rodzina związków wyznaniowych głoszących nauczanie o mesjaństwie i synostwie Bożym Jezusa Chrystusa, jego męczeńskiej i odkupieńczej śmierci oraz zmartwychwstaniu. Świętą księgą chrześcijan jest Biblia. Chrześcijaństwo jest największą religią na świecie. Liczbę wierzących w Chrystusa określa się na ok. 2,1 mld ludzi (1/3 ludności świata), biorąc pod uwagę wszystkie odłamy wchodzące w jej skład. Zgodnie z Dziejami Apostolskimi (11,26) "W Antiochii po raz pierwszy nazwano uczniów chrześcijanami" (gr. Χριστιανός).

 

Natomiast co do tej ważności, to nie rozpatruję i nie rozpatrywałem religii chrześcijańskiej w kategoriach ważności. Pisałem zgodnie z tematem, czyli postać i nauki Jezusa vs. postać i nauki Buddy. Nie wiem zatem, na jakiej podstawie wysnułeś domniemanie, iż jakobym postrzegał Chrześcijaństwo, jako coś ważnego dla świata. Przecież nie napisałem: era Ryb = Chrześcijaństwo, aczkolwiek zwróciłem uwagę powiązanie jednego z drugim i na to, iż w wielu tekstach pisze o tym (i często brzmi to sensownie - przynajmniej moim zdaniem), iż Chrześcijaństwo, opowieść o Jezusie, jego życiu i dogmatach religii chrześcijańskiej istnieje podobieństwo, do charakteru ery Ryb.

 

czemu nie słuchać logiki plemion afrykańskich, albo mongolskich ?

Zapewne dlatego, iż jest to temat traktujący o perspektywie: Jezus vs. Budda (a więc i poniekąd Chrześcijaństwo vs. Buddyzm), a nie Jezus vs. Budda vs. Mohamet vs. reszta i na ten temat się wypowiadam, a nie na temat Islamu, czy plemion afrykańskich lub mongolskich?

 

ciągle na ziemi, w stopniu mało zmiennym będą takie zjawiska jak okaleczanie kobiet, niewolnictwo w afryce i skrajny wyzysk gdzie indziej.

za 2 lata się ma to zmienić ? bo co, bo galaktyka zacznie inaczej świecić i nas zbawi ? to nie trzyma się kupy kolego.

Nie wiem, może się nie zmieni. Może to tylko pusta data, a może będzie koniec świata. Ja tego nie wymyśliłem, więc nie pytaj się mnie, co wtedy się stanie, bo tego nie wiem i niczego w tym zakresie pewny nie jestem. Sam patrząc na ludzi wątpię, aby byliby oni w stanie stać się nagle wszyscy dobrzy, mądrzy i oświeceni. Nie wiem również, na jakiej podstawie wysnułeś wniosek, iż jakobym był przekonany na temat teorii ery Wodnika, czy też przekonany na temat tego, iż w 2012 roku świat nagle się zmieni i wszelkie cierpienie na świecie nim zniknie z dnia na dzień.

 

Nie wiem, jestem początkującym chrześcijaninem, ale dla mnie osoba cierpiąca na krzyżu jest symbolem miłości, spokoju, ratunku, mądrości a nie cierpienia.

Najwidoczniej zatem inaczej interpretujemy osobę przybitą do krzyża. Niektórzy każdą krowę, czy kota uważają za symbol świętości, dla mnie natomiast kot, czy krowa to zwierzęta takie same, jak każde inne. Natomiast dla mnie poraniony, umierający człowiek przybity kołkami do krzyża i z cierniową koroną na głowie symbolizuje cierpienie, smutek, poniżenie, godzenie w swoją własną godność.

Sądzę, iż na miłość, spokój, ratunek i mądrość można by znaleźć tysiące lepszych symboli, niźli wyżej opisany obrazek.

 

Nie neguję w żaden sposób tego, iż Jezus był istotą oświeconą, bo w moim mniemaniu zapewne był, jednakże nie przekonuje mnie do końca droga, jaką on prezentuje ku dojściu do owego.

Edytowane przez Akir
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Masz rację ;) Różnimy się po prostu interpretacją symboli.

mierający człowiek przybity kołkami do krzyża i z cierniową koroną na głowie symbolizuje cierpienie, smutek, poniżenie, godzenie w swoją własną godność.

Godzenie w swoją własną godność. Ja tu widzę coś zupełnie przeciwnego, zachowanie swojej godności. Spójrz na niego, on nie został przybity do krzyża za kradzież, zbrodnie, występek. On został przybity do krzyża, za nie odrzucenie swoich poglądów, wierzenie w to co według niego było dobre. Ludziom się nie spodobały jego poglądy, a on ich nie zmienił. Wrzucili mu krzyż na ramiona, a on dalej wierzył w siebie. Gdzie godzenie w swoją godność? On właśnie zachował godność, tak jak niewielu by potrafiło. Inni by stchórzyli i to oni dopiero ugodzili by we własną godność, tylko że nikt by wtedy o nich nie słyszał. Poniżenie... Znajduje się w dużej ilości domów, ludzie modlą się do Boga spoglądając na niego z czułością, ufnością, jak na króla. Czy to poniżenie? To coś zupełnie odwrotnego.

edit:

I chciałem dodać, że buddyzm to nie jest tak naprawdę religia ;P I nie ma "Budda vs Jezus", nikt nie jest przeciwko nikomu.

Edytowane przez koteł
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzenie w swoją własną godność. Ja tu widzę coś zupełnie przeciwnego, zachowanie swojej godności. Spójrz na niego, on nie został przybity do krzyża za kradzież, zbrodnie, występek. On został przybity do krzyża, za nie odrzucenie swoich poglądów, wierzenie w to co według niego było dobre. Ludziom się nie spodobały jego poglądy, a on ich nie zmienił. Wrzucili mu krzyż na ramiona, a on dalej wierzył w siebie. Gdzie godzenie w swoją godność? On właśnie zachował godność, tak jak niewielu by potrafiło. Inni by stchórzyli i to oni dopiero ugodzili by we własną godność, tylko że nikt by wtedy o nich nie słyszał.

Ja nie neguję tego, iż Jezus zachował swoją godność, wobec tego, o co został oskarżony i to, co piszesz, jest prawdą i się z tym zgadzam. Tyle, że chodzi mi jednak tutaj o całą sytuację i sposób, w jaki go potraktowano. A potraktowano go w sposób niegodnie, w sposób uwłaczający jego godność, jako człowieka (nie wnikając już w godność w ujęciu chrześcijańskim) - właśnie ze względu na to, iż tak niesprawiedliwie potraktowano go i postawiono w sytuacji uwłaczającej jego godności. Człowiek umierający na krzyżu w taki sposób za praktycznie nic, w sposób całkowicie niesprawiedliwy - jest z punktu widzenia reprezentacją tego, jak można człowieka doprowadzić do odarcia z godności nawet nie w ujęciu godności wewnętrznej, lecz tej zewnętrznej, z punktu widzenia obserwatora - z trzeciej osoby.

 

Poniżenie... Znajduje się w dużej ilości domów, ludzie modlą się do Boga spoglądając na niego z czułością, ufnością, jak na króla. Czy to poniżenie? To coś zupełnie odwrotnego.

A za czasów III Rzeszy w dużej ilości domów wisiała swastyka. "Bo wielu", "bo prawie wszyscy", "bo większość" - akurat takie argumenty w żadnej dyskusji (na jakikolwiek temat) od razu uprzedzam, iż nie przemawiają do mnie. ;) Polska to w ogromnym procencie chrześcijański kraj - także to, że w wielu domach wisi krzyż jest uzasadnione kulturą, tradycjami, a w efekcie bardzo w tym kraju zakorzenioną i rozpowszechnioną religią chrześcijańską, toteż i oczywistym jest fakt, iż w wielu domach wisi krzyż.

 

I chciałem dodać, że buddyzm to nie jest tak naprawdę religia ;P I nie ma "Budda vs Jezus", nikt nie jest przeciwko nikomu.

Religia, czy filozofia - religia, jest również rodzajem filozofii. W każdym razie - masz rację - nikt nie jest przeciwko nikomu. Ja się z tym zgadzam i nigdzie przecież nie pisałem, iż jest inaczej. Aczkolwiek, mimo, iż po użyciu wyrażenia "Jezus vs. Budda" mogłoby być to tak to zinterpretowane, aczkolwiek nie to było moją intencją. :)

Edytowane przez Akir
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja nie neguję tego, iż Jezus zachował swoją godność, wobec tego, o co został oskarżony i to, co piszesz, jest prawdą i się z tym zgadzam. Tyle, że chodzi mi jednak tutaj o całą sytuację i sposób, w jaki go potraktowano. A potraktowano go w sposób niegodnie, w sposób uwłaczający jego godność, jako człowieka (nie wnikając już w godność w ujęciu chrześcijańskim) - właśnie ze względu na to, iż tak niesprawiedliwie potraktowano go i postawiono w sytuacji uwłaczającej jego godności. Człowiek umierający na krzyżu w taki sposób za praktycznie nic, w sposób całkowicie niesprawiedliwy - jest z punktu widzenia reprezentacją tego, jak można człowieka doprowadzić do odarcia z godności nawet nie w ujęciu godności wewnętrznej, lecz tej zewnętrznej, z punktu widzenia obserwatora - z trzeciej osoby.

Hehe, w takim razie mówimy o tym samym, ale trochę Cię nie rozumiem ;) Mówisz, że zachował swoją godność, a potem że potraktowano go w sposób uwłaczający godności. Potraktowano go tak, ale właśnie przez to, że go tak potraktowano zachował swoją godność, czyli skutek był przeciwny do zamierzonego.

A za czasów III Rzeszy w dużej ilości domów wisiała swastyka. "Bo wielu", "bo prawie wszyscy", "bo większość" - akurat takie argumenty w żadnej dyskusji (na jakikolwiek temat) od razu uprzedzam, iż nie przemawiają do mnie. ;) Polska to w ogromnym procencie chrześcijański kraj - także to, że w wielu domach wisi krzyż jest uzasadnione kulturą, tradycjami, a w efekcie bardzo w tym kraju zakorzenioną i rozpowszechnioną religią chrześcijańską, toteż i oczywistym jest fakt, iż w wielu domach wisi krzyż.

W takim razie ujmę to inaczej: garstka ludzi modli się do Boga spoglądając na niego z czułością, ufnością, jak na króla, czy to poniżenie? Sednem mojej wypowiedzi nie było, "bo wielu", ale "bo patrzą". Dla tych, którzy w niego wierzą nie jest poniżony.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hehe, w takim razie mówimy o tym samym, ale trochę Cię nie rozumiem ;) Mówisz, że zachował swoją godność, a potem że potraktowano go w sposób uwłaczający godności. Potraktowano go tak, ale właśnie przez to, że go tak potraktowano zachował swoją godność, czyli skutek był przeciwny do zamierzonego.

Piszemy o symbolu, a symbol prezentuje kogoś potraktowanego w sposób uwłaczający godności

 

Dla tych, którzy w niego wierzą nie jest poniżony.

Oczywiście, że dla tych, którzy w niego wierzą nie jest poniżony, ale tak jak napisałem wyżej w tym poście - piszemy tutaj - a przynajmniej ja pisałem tutaj o symbolu samym w sobie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piszemy o symbolu, a symbol prezentuje kogoś potraktowanego w sposób uwłaczający godności

A mnie się wydaje, że ktoś potraktowany w sposób uwłaczający godności jest symbolem kogoś, kto godność zachował ;P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A mnie się wydaje, że ktoś potraktowany w sposób uwłaczający godności jest symbolem kogoś, kto godność zachował ;P

Ja natomiast twierdzę, iż człowiek ukrzyżowany i przybity do krzyża nie jest - sam w sobie - symbolem godności. ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciekawy demot, Reina. Daje do myślenia, ale tak to już jest z religią chrześcijańską... tam jest wiele sprzeczności/niedorzeczności dających do myślenia.

Edytowane przez Akir
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...
Daje do myślenia, ale tak to już jest z religią chrześcijańską...

Dokładnie, tak już jest z tą religią chrześcijańską, że daje do myślenia ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie, tak już jest z tą religią chrześcijańską, że daje do myślenia ;)

 

Przestań wycinać moje części wypowiedzi z kontekstu i całkowicie zmieniać znaczenie moich słów. Wystarczy, że w kościele katolickim tak robią. :]

Chodziło przecież o zaznaczenie sprzeczności i bezsensów zawartych w Biblii. Bo widzę, że chyba nie załapałeś zbytnio mojej wypowiedzi.

Edytowane przez Akir
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale ja nie zmieniałem znaczenia twoich słów, dałem Ci tylko nowe spojrzenie na twoje własne słowa i do tego poprawnie pod względem składniowym ;) Załapałem twoją wypowiedź i to doskonale, dlatego przedstawiłem Ci mój pogląd na tą sprawę do tego używając Twoich własnych słów. Nie wiem, czy wiesz o co mi chodzi, ale spróbuję to zobrazować na przykładzie książki "Hiperprzestrzeń wszechświaty równoległe, pętle czasowe i dziesiąty wymiar" Michio Kaku. Tak skracając:

fizycy wyodrębnili 4 fundamentalne oddziaływania: elektromagnetyczne, silne i słabe jądrowe i grawitacyjne. Sęk w tym, że nie da się tych oddziaływań zjednoczyć w jednej teorii. A przynajmniej nie dało się. Równania, czy cokolwiek opisujące dane oddziaływania wykluczają się w zestawieniu z tymi opisującymi inne oddziaływanie, ale przecież wiemy, że są. Jak to pogodzić? Na sprawę trzeba spojrzeć z nowej strony - hiperprzestrzeni. Zjawiska, które na początku wydają się sprzeczne i bezsensowne, nabierają sensu i stają się prostsze gdy weźmiesz pod uwagę istnienie większej ilości wymiarów przestrzennych, niż te 3 w których my żyjemy.

 

Dokładnie to samo myślę o sprzecznościach i bezsensach zawartych w Biblii :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 rok później...

Buddyzm to chyba filozofia a nie religia, co do zestawienia 2 postaci to reinkarnacją jednej osoby one raczej nie są. Budda z tego co wiem nie poświęcał się dla wybawienia ludzi bo tylko sam człowiek jest w stanie się "wybawić" choć w gruncie rzeczy Budda nie uczył jak osiągnąć wybawienie tylko nirwanę.

Ogólnie jestem ateistą, ale na pewno o wiele bliżej mi do filozofii buddyjskiej aniżeli religii chrześcijańskiej, a to dla tego że filozofia buddyjska przejawia szkielet logiczny no i nie przypominam sobie żeby ktoś zabijał z imieniem buddy na ustach (może po prostu wydaje mi się, że jest w niej mniej hipokryzji).

Co do pytania głównego to zestawienie tych dwóch postaci razem nie jest pozbawione logiki, ale można by było pójść dalej i podłączyć pod to Machometa czy Shive.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no bo jest bo przyszedł po Buddzie i pokazał następny etap czyli etap wniebowstąpienia... zresztą Jezus daje miejsca w niebie, a nie Buddha -> oczywiście nie ujmując Buddzie :)

 

Na początku był chyba jakiś Ram? poźniej Krishna? później Buddha? później Jezus i tak cały czas... później będzie Maitreya? coraz wyższy etap :)

Tylko, że emanacje Buddów przychodzą na świat cały czas...np. Dalajlama jest wcieleniem Avalokiteśvary, jest wielu więcej Buddów w wymiarze Sambogakaji, czy Nirmanakaji, czyli po Jezusie przyszło jeszcze mnóstwo Buddów ;))) Tak swoją drogą Jezus uczył się u lamów tybetańskich i praktykował z nimi medytację. To kogo,Jezus nazywa Bogiem, w buddyzmie zostało na długo przed nadejściem Jezusa nazwane pierwotną potencjalnością, którą ma każdy z nas ;))

Jezus i Budda...cóż dwóch nauczycieli przedstawiających różne nauki, poglądy w rezultacie dążących do tego samego innymi ścieżkami :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Buddyzm to chyba filozofia a nie religia,

 

Jednak jest to religia :) choć na tyle otwarta dla każdego, że katolik, wyznawca islamu, czy ateista może praktykować buddyzm :) W obrębie buddyzmu tybetańskiego można znaleźć wiele ścieżek, różnych linii nauczania, ogólnie są 4 główne szkoły, kagyupa , sakyapa, ningmapa, gelugpa. Poza buddyzmem tybetańskim mamy jeszcze zen koreański i japoński oparty na sutrach, wszystkie szkoły podzielone są dodatkowo na hinajanę (np. buddyzm zen), mahajnę (sutry), wadżrajanę (tantry) i dodatkowo Dzogchen(Kali Joga, Ati Joga). Linia nauk Dzogchen-Wielka Doskonałość (Ati Joga) jest esencją buddyzmu tybetańskiego, jest tym samym co Mahamudra w wadżrajanie, tzn. prowadzi do tego samego, ale różni się ścieżką.

 

"co do zestawienia 2 postaci to reinkarnacją jednej osoby one raczej nie są. Budda z tego co wiem nie poświęcał się dla wybawienia ludzi bo tylko sam człowiek jest w stanie się "wybawić" choć w gruncie rzeczy Budda nie uczył jak osiągnąć wybawienie tylko nirwanę".

 

Budda poświęcił całe życie, aby nauczać innych jak mogą wyzwolić siebie z cyklu transmigracji (czyli cyklu inkarnacji)...generalnie w buddyzmie chodzi o to, aby przynosić pożytek wszystkim istotom, całą praktykę dedykuję się dla innych. Jeśli mamy wiele problemów nie wiele możemy zrobć dla innych, a gdy doznamy urzeczywistnienia, wtedy możemy bez żadnych przeszkód działać dla innych, jednakże, wszystkie pozytywne działania, praktykę dedykujemy dla wszystkich istot, aby stały się przyczyną wyzwolenia z cierpienia. Rzeczywiście nikt za nas nie sprawi że nagle staniemy się oświeceni, więc wszystko zależy od nas samych. Nirwana to nie jest jakaś kraina, czy jakies miejsce to raczej stan oświeconego umysłu, który jest wybawieniem z sansary ;)

Edytowane przez Kerazan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 rok później...

Trudno oceniać te postacie same w sobie. Wolałbym skupić się na oddziaływaniu jakie mają na społeczeństwo. Jestem pod dużym wrażeniem pobytu w Azji i tego jak spokojni i uśmiechnięci są tam ludzie. Jest to w dużej mierze zasługa ich religii. Część osób nie traktuje Buddyzmu jako religii. W moim odczuciu jest to błąd. Ponieważ właśnie oceniając postacie na podstawie zachowania społeczeństw będących pod ich wypływami różnice w ich oddziaływaniu na społeczeństwa są kolosalne. Z mojego doświadczenia(niestety krótkiego) na korzyść Buddy.

Edytowane przez Silvey
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość beneton123

Remis. Obaj uczyli ludzkość tak i na takim poziomie, na jakim ówcześnie im żyjący ludzi byli ich nauki w stanie ich zrozumieć

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja wole świątynię zwaną Biedronka i łyk oświecającej coca coli. Jak to mój dobry kumpel powiedział, gdy opowiadałem mu o swoim doznaniu satori- oświecenie czasem ma miejsce wtedy, gdy uświadomimy sobie, że w końcu trzeba dać komuś w ryj. Nie ma sensu mówić, które oświecenie jest lepsze, wszystkie prowadzą do tego samego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

Jestem nowy na forum i dopiero się wdrażam w nauki duchowe, jednakże stwierdzenie, że Gautama Budda siedzi w piekle to wg mnie drobna przesada(również miałem parę dziwnych wizji,co nie znaczy że wierze w nie dosłownie). Według mnie Budda przede wszystkim nauczał samoświadomości, bo bez niej człowiek nie może konstruktywnie spojrzeć na siebie z dystansu, ominąć pułapki którą są nasze negatywne emocje,chore przywiązania. Uczył bycia szczęśliwym w tym świecie z kamienia, nauczał widzieć przez iluzje ego,nauczał po prostu myślenia i szanowania siebie nawzajem. Nauczał, że ty jesteś dla mnie, a ja dla Ciebie,że oddychamy tym samym powietrzem. Sam przed śmiercią powiedział, żeby nie robić z niego Boga, nie czcić. Oczywiście ludzie wszystko "zrozumieli" po swojemu, a nawet "ulepszyli" jego nauki bardzo niedługo po jego śmierci ;) aż się pokłócili i powstała schizma, a do dziś w sanghach modlą się do posążków o_O'...rozumiem,że to z szacunku,no ale chyba o coś prosił nie?... Taki już jest człowiek.

 

Co do Jezusa to nie widzę żadnej różnicy w podstawach jego nauki, a naukach Buddy. Budda nauczał myślenia i pragnął aby każdy był oświecony...Lecz ludzie to ciemne masy i musiał przyjść Jezus i pokazać prostszą drogę do źródła(Nie prostacką, po prostu przystosowaną do obecnego człowieka). Biblia wydaję się mi osobiście tak mało wiarygodnym źródłem iż kategorycznie nie powinno się jej brać dosłownie bo możesz dzięki niej usprawiedliwić każde okrucieństwo w imię wyższych racji, dla Boga(nie tylko biblia,każda "święta księga" ma taką cechę). Jezus jest drogą do zbawienia, okej zgadzam się z tym i wierzę w niego, natomiast nie wierzę, że po śmierci wystarczy tylko w niego wierzyć i już jesteś w niebie. To przekreślało by sens jego nauk,to było by niesprawiedliwe(czym Jezus się brzydził) wobec dobrego człowieka, który po prostu nie poznał Chrystusa w swym krótkim życiu. A żyjemy w czasach gdzie ludzie depczą i spluwają na duchowe dobro i prawdę. To bardzo trudne czasy, zwłaszcza ciężko odnaleźć w nich Boga - źródło, jeżeli już to boga - faszystę, który jest chorym tworem czyjegoś ego.

Dochodząc do meritum, stwierdzam, że nie musisz być chrześcijaninem aby być zbawionym i nie musisz być żarliwym buddystą aby osiągnąć oświecenie. Natomiast musisz się zmienić duchowo. Uważam,ze wystarczy korzystać z podstaw nauk tych zacnych Mędrców (same podstawy są baaaardzo trudne do osiągnięcia) i już będziesz szczęśliwszym człowiekiem bo czystszym. To droga nas umacnia,każda jest inna...ważne aby cel był ten sam :)

 

Najmocniej przepraszam jeżeli kogoś uraziłem swoim postem(czyjąś wiarę,uczucia), to wszystko to tylko moje spojrzenie na tą sprawę, a może moje małe ego ;)

  • Lubię to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość mahadeva

Istnienie takich nauczycieli jak Budda czy Jezus ma znaczenie, póki jeszcze żyją, to ich obecność odmienia ludzi, po śmierci stają się tylko bożkami, wtedy ich oddziaływanie na świadomość innych staje się znikoma, choć nie zanika całkowicie. Wokół tych postaci powstało zbyt wiele legend, gdyby dzisiaj udało się odtworzyć ich prawdziwe oblicze, okazaliby się całkiem zwyczajnymi ludźmi, którzy zapanowali nad własnym umysłem, podobnych im nie brakuje i dzisiaj, trzeba wiedzieć jedynie czego szukać, jeśli szukamy cudotwórców, natkniemy się jedynie na magików, którzy będą nas zwodzić swoimi sztuczkami. Nie raz byłem świadkiem, jak rodzi się plotka w ciągu kilku dni, powtarzana przez dziesiątki czy setki lat staje się megaplotką, takie wydają się też opowieści o wielkich ludziach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Witam Cię Nomad77

 

Podobało mi się to co napisałeś. Szczególnie o tym, by kierować się nie tym co jest zapisane w "księgach" tylko samemu odkrywać i wyciągać wnioski. Masz wg mnie bardzo trafne i zdrowe podejście do tego tematu. Podoba mi się to.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...