Skocz do zawartości

Sny na jawie, opuszczanie ciała przez duszę


annem

Rekomendowane odpowiedzi

Witam Państwa!

 

Jedyną motywacją do napisania do Państwa jest prośba o pomoc w zinterpretowaniu zdarzenia/zdarzeń, jakie mi się przytrafiały do tej pory, gdyż nie dają mi one spokoju, chociaż nie umiem ich racjonalnie wytłumaczyć. Prosiłabym o jak rzetelną Państwa odpowiedź. Nigdy nie interesowałam się paranauką, w ogóle nic o tym nie wiem i nie chcę sobie robić krzywdy źle interpretując zdarzenia, jakie mnie spotkały.

 

Zacznę od tego, iż od małego dziecka byłam bardzo strachliwa, najbardziej bałam się ciemności. Przebywanie samej w pokoju, zwłaszcza przy zgaszonym świetle w nocy było dla mnie ogromnym cierpieniem, non stop czułam strach, jakby coś mnie miało zaraz wystraszyć, jakieś "złe duchy", gdyż jako, że wychowana zostałam w religii katolickiej "zło" interpretowałam właśnie strasznymi zjawami, ciemnością, brakiem miłości, cierpieniem, strachem. Jako mało dziecko bardzo regularnie w noc podczas snu miałam jakby częściowe przebudzenie świadomości, co zostaje mi do dzisiaj, że dokładnie wiem, że śnię, analizuję w taki sposób jak normalnie w czasie dnia. Bardzo często miałam uczucie, jakby obce wielkie ręce, a dokładnie ich palce wbijały mi się pod żebra i zaciskały się coraz mocniej. Zawsze w tym momencie powtarzałam sobie, że to minie, że zaraz się obudzę i będzie nowy dzień. To był straszny ból fizyczny, który trwał może pięć minut, ale zawsze ustawał, ja zasypiałam z powrotem pełnym snem i budziłam się rano. Ale właśnie w tym czasie tego bólu fizycznego czułam się jakby przebudzona całkowicie z całą możliwością swojej świadomości. Obecnie już rzadziej mi się to zdarza, co jest dla mnie ulgą.

 

Nadal boję się ciemności mimo, że jestem dorosłą osobą, co jest bardzo wstydliwe, gdyż wiele osób potrafi bez żadnych obaw spać w zamkniętym ciemnym (z pozasłanianymi firankami) w pokoju i zasypiają spokojnie. Ja do dnia dzisiejszego świecę światło i nawet przy tym sztucznym świetle czuję niepokój, ale kompletnie nie umiem wytłumaczyć dlaczego. Często obwiniałam o to siebie, że po prostu mam urojenia i początki choroby psychicznej. Czuję się bezpieczniej, gdy ktoś jest ze mną, ktokolwiek nawet obca osoba i wiem, że jest obok i po prostu jest. Każdego strzykania w meblach, za oknem itp po prostu strasznie się boję.

 

Jakiej dwa lata temu, dokładnie około kwietnia, maja 2007 roku miałam dziwne uczucie, nie umiem tego nazwać. Wszystko zaczęło się we śnie. Śniłam, że jestem na jakiejś polanie i leżę beztrosko w trawie, czułam ciepło słońca, aż tu nagle poczułam coś ciężkiego, jakby głowa (chociaż nie umiem tego nazwać), która zaczęła przylegać do boku mojej szyi. Przetraszyłam się i obudziłam znowu we śnie, analizując, bojąc się, gdyż przyleganie tego czegoś sprawiało mi straszny ból. Nie dusiło mnie, ale miałam wrażenie, że chce się przebić przeze mnie i pcha się dalej i dalej, chociaż nie mogło dopiąć swego. Ręką chciałam tą głowę odepchnąć od siebie, czułam, że swoimi palcami przewiercam się między tym czymś a moją szyją i staram się to odepchnąć. To było strasznie trudne, gdyż czułam jakby małą główkę w swojej dłoni, ale o tak kolosalnej sile, że dosłownie nie mogłam uwierzyć. Wtedy zniknęła polana, a ja chyba otworzyłam oczy, bo nagle zobaczyłam swój pokój z perspektywy leżenia na plecach na swoim łóżku.Tylko, że czułam się sparaliżowana od pasa w dół, nie mogłam wstać, w ogóle nie czułam niczego od pasa w dół, tylko swoje ręce i tą głowę, którą starałam się odepchnąć swoją jedną ręką. Byłam w totalnym szoku, zdawałam sobie z wszystkiego sprawę, że to się dzieje dosłownie poza moim ciałem. Tym bardziej się w tym uświadomiłam, gdy odepchnąwszy głowę chwyciłam ręce tego czegoś. Pamiętam, że były drobniutkie i starały się mnie objąć, a ja trzymałam je w powietrzu w przegubach i nie chciałam dopuścić by to zrobiły, bo były silne i wyobrażałam sobie ten okropny ból, gdybym dopuściła do tego. Wtedy doznałam następnego szoku. Czułam, że mam uniesione ręce do góry, ale moje oczy ich nie widziały. Jedynie to czułam to i nie widziałam tego czegoś, co zapewne wisiało nade mną i chciało się do mnie przytulić. Wtedy zaczęłam zadawać pytanie, które w kółko powtarzałam "Czego ode mnie chcesz". Dostałam jedynie pytającą odpowiedź: "Ale mogę się przytulić". Nie mogłam tego pojąć, czułam, że to jest dziecko, nawet w pewnym momencie zrobiło mi się strasznie żal, poczułam współczucie, ale tak się bałam, że nie mogłam dopuścić, by to się "przytuliło", gdyż to było takie silne jak dorosły "napakowany" mężczyzna. To wszystko przerwało stuknięcie drzwiami, gdyż moja siostra weszła w tym momencie do pokoju, słyszałam to stuknięcie drzwiami i wtedy wszystko się ulotniło, a jakbym wróciła do swojego ciała i poczułam swoje ciało. To było nad rankiem, było już widno. Kiedy mnie tak zobaczyła leżącą, mówiła, że miałam wyraz twarzy na strasznie wystraszony i szeroko otwarte oczy z przerażenia, leżałam na wznak, zero reakcji przez parę sekund, gdy do mnie mówiła, czy wszystko w porządku i dopiero wtedy jakbym wyszła z transu i się ruszyłam. O wszystkim jej powiedziałam i zaraz poszłam do kościoła, bo to była niedziela rano, kiedy mi się to przytrafiło. Poszłam nieświadomie na 12 na mszę dla dzieci. Dopiero później sobie to uświadomiłam, jak siedziałam w kościele i zauważyłam, że jest dużo dzieci.

 

Drugie zdarzenie przytrafiło się mnie i mojej siostrze, również na przełomie wiosny i lata 2007 roku. Najpierw jej, później mnie, tylko, że jak jej się to przytrafiło, ja w tym samym momencie wstałam i zapaliłam światło. Obudziłam się nagle w nocy z tym samym uczuciem strachu, co zawsze, kiedy czuję, że coś jest w pobliżu. Wtedy zobaczyłam, że moja siostra zapaliła światło i była strasznie przerażona. Opowiedziała mi, że jakaś kobieta dusiła ją we śnie, rzucała po łóżku i śmiała się z niej, szczypała ją w nogi, ciągnęła a to wszystko było strasznie realistyczne niż inne koszmary. Nie mogła się uwolnić, gdyż ta kobieta była silniejsza, ale to nagle ustało, chyba dlatego, że ja się obudziłam i zaświeciłam światło. Wtedy słyszała strzykanie szaf, jakby to uciekało coraz dalej. Mnie przytrafiło się dosłownie to samo, spałam wtedy na jej łóżku, gdyż ona pojechała wtedy do domu (mieszkałyśmy wtedy w akademiku zaraz koło cmentarza,co może dużo wyjaśniać), poprosiłam swojego chłopaka, żeby spał ze mną w pokoju, on spał na moim łóżku. Tej nocy zostalam znowu "wewnętrznie obudzona", tylko nie miałam pewności, czy to kobieta, ale to coś. Dosłownie czułam się jakbym była obudzona, coś dusiło mnie kołdrą, czułam, że nie mogłam oddychać, kiedy udało mi się odepchnąć kołdrę, to coś zaczęło rzucać moją głową, gdyż chciałam się podnieść i uciec do mojego chłopaka, który był zaledwie metr ode mnie i miałam świadomość tych rzeczy. Co podniosłam się, coś brało moją głowę w swoją rękę i z łatwością odpychało do tyłu, tak że bez sił opadałam z powrotem na poduszkę. Byłam zrozpaczona i prawie płakałam. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam wydobyć z siebie głosu, jakbym go nie miała. Dopiero w czasie tych przepychanek z tym czymś z czasem mogłam krzyczeć i krzyczałam coraz głośniej "Michał pomóż mi, proszę Cię, Michał!" krzyczałam tak w kółko i z każdym krzyknięciem mój głos stawał się coraz bardziej wyraźny i głośny, a ja czułam się silniejsza. Wtedy to odeszło, a ja się obudziłam leżąca na łóżku, ale czułam jakby mnie kark bolał, jakby moje mięśnie pracowały tak jak w czasie szarpaniny z tym czymś. Zapaliłam światło i pobiegłam przerażona do mojego chłopaka i pytałam chyba milion razy, czy nic nie słyszał, o niczym nie śnił, gdyż wydawało mi się, że krzyczę tak głośno o pomoc, że nie można tego nie usłyszeć.

 

W 2008 roku znowu w maju doznałam znowu takiego uczucia, że wychodzę poza swoje ciało we śnie, który jakby nie jest snem tylko rzeczywistością równoległą, ale ma ten sam kształt co rzeczywistość odczuwana przez nas po przebudzeniu. Byłam wtedy na wyjeździe służbowym w innej miejscowości jako tłumacz i miałam swój oddzielny pokój, w którym spałam sama. Jednej nocy obudziłam się i czułam, że moja dusza wychodzi z pokoju. Było dookoła strasznie ciemno, miałam zmysł wzroku. Na wyjeździe mieszkałam w dwupiętrowym domu, a na drugie piętro prowadziły dość szerokie schody. Kiedy wyszłam z pokoju we śnie, znowu czułam straszny strach i przerażenie, tak jakby coś się niedobrego działo. Słyszałam głos bawiących się dzieci, głośno krzyczały, chyba się bawiły, przekrzykiwały wzajemnie, chociaż nie jestem w stanie powiedzieć, co mówiły, czy jakie dźwięki z siebie wydobywały dokładnie, to tak jak przechodząc obok placu zabaw pełnego dzieci, gdzie wszystko jakby zlewa się w jedną całość, ale wiadomo, że to szczęśliwe dzieci bawiące się w pobliżu. Stałam na drugim piętrze obok schodów i patrzyłam się dół, gdyż stamtąd dobywały się dźwięki i tam świeciło się też światło, co byłam w stanie zobaczyć. Bardzo się bałam, ale tak stałam obok swojego pokoju i słuchałam. Aż tu nagle usłyszałam przeraźliwy głos, jakby starej kobiety "Cicho bądźcie, bo pójdziecie do piachu" i te dzieci zamilkły. Byłam przerażona, stałam w tej ciszy i nie mogłam się ruszyć ani do przodu, żeby zobaczyć, co jest tam na dole, bo nie widziałam ani tych dzieci ani tej kobiety, tylko je słyszałam, ani do tyłu, by wejść z powrotem do swojego ciała i się obudzić by zaświecić światło. Wtedy poczułam jakby coś się wkoło mnie oplątywało i chciało zaślepić, widziałam czarną jakby chmurę wkoło własnej głowy, która chciała mnie opleść i miotała mną, była dość silna tak że ciężko było mi z nią walczyć, czułam, że wygrywa i mnie zaraz oślepi i udusi. Ale już nie pamiętam jak to się stało, czy się obudziłam w nocy czy po prostu ten stan świadomości się skończył i obudziłam się dopiero rano.

 

W tym roku byłam na tym samym wyjeździe, w tym samym domu, w tym samym pokoju, ale nic podobnego mi się nie przytrafiło. Ale tak samo około maja, między wiosną a latem tego roku miałam to samo odczucie. Mieszkałam wtedy już na nowym mieszkaniu z dala od cmentarza. Zaczęło się znowu we śnie, śniłam, że jestem w okolicy granicy między USA a Meksykiem, chociaż nigdy tam nie byłam i nawet nie wiem jak to wygląda. Było pełno ludzi,a ja się czułam jakbym przyjechała tam jako turysta i że zwiedzam. Takie miałam odczucie i stałam po stronie USA, chociaż nie wiem skąd się wzięłam we mnie ta wiedza, że wiem, że właśnie tam jestem, a nie na innym kontynencie. I widziałam przed sobą jakby góry, a poniżej ich dolinę i drogę która prowadziła do Meksyku. Udałam się nią sama, nagle weszłam pośród ludzi, którzy w moim odczuciu mówili po meksykańsku, nie umiałam nic zrozumieć, ale wiedziałam, że to ten język, szłam jakby przez stragany, jakieś knajpki, ludzie się krzątali, był dzień pełen pracy. Cały czas mówiłam do siebie, że muszę zapamiętać drogę, żeby się nie zgubić, by z powrotem wrócić na drugą stronę granicy. Ale szłam przed siebie prosto i nagle od tej drogi zobaczyłam dom, do którego prowadziła droga lekko w górę, ale nie był on daleko. I nadal czułam się jak obcokrajowiec, jak turysta, który zwiedza. Dom wydawał się starodawny, jak taki mały klasycystyczny pałacyk, bardzo mi się spodobał. Prowadziła do niego betonowa droga lekko pod górę i w trakcie jak szłam do niego, szło ze mną pełno innych ludzi i też wiedziałam, że oni są turystami i chcą zwiedzić ten dom. Tylko, że dookoła niego za bramkami wkoło te betonowej drogi były lwy, które były bardzo agresywne. Bardzo się przestraszyłam tego, bo one skakały na bramkę i wystawiały kły (może to obraz z mojej podświadomości, gdyż jako małe dziecko byłam w zoo ze szkoły i zaprowadzono nas do klatki z lwami, gdzie one rzucały się podobnie, a ja się strasznie wtedy wystraszyłam, bo były dość agresywne w stosunku do nas dzieci). Ale przeszłam tą drogę i weszliśmy wszyscy do tego pięknego domu. Ale wszyscy ludzie jakby zniknęli i zostałam sama, oni jakby odeszli gdzieś indziej i zostałam sama. Zaraz po prawej były schody i weszłam nimi na górę. Kiedy już byłam na drugim piętrze nagle znowu poczułam niepokój i wtedy z lewej strony korytarza na drugim piętrze usłyszałam dźwięki pianina/fortepianu wystukiwane bardzo chaotycznie. Muszę zaznaczyć, że w czasie tego snu nie czułam wyjścia ze swojego ciała, tylko to wszystko było wizją wewnątrz mojej głowy, jakbym zamknęła oczy i widziała to tylko jako projekcie w swoim umyśle czyli jak normalny sen. Gdy ten fortepian zaczął grać, miałam wrażenie strachu, że zaraz się coś stanie i wtedy pojawiła się ta sama czarna chmura wkoło mojej głowy i poczułam ją realnie, porwała mnie w dół schodów, jakby nie chciała dopuścić bym weszła wyżej. Co najważniejsze jak mnie porwała słyszałam z góry właśnie z tego korytarza, ale nie widziałam, męski głos "I znowu ją porwał". Wtedy się obudziłam, było rano, słoneczny dzień i znowu leżałam na wznak na swoim łóżku, tylko, że nie mogłam się podnieść. Czułam dziwne uczucie oddzielenia od ciała, ale widziałam swój pokój tak jak on wygląda w rzeczywistości i podniosłam swoje ręce do góry, nie wiem po co,ale je podniosłam i wtedy nie zobaczyłam ich swoimi oczami. Tak samo jak dwa lata temu, kiedy coś mnie zaatakowało i trzymałam ręce w górze i ich nie widziałam ani tego czegoś, tym razem było to samo. Ale miałam otwarte oczy i widziałam pokój do około, wtedy podniosłam się z łóżka, czułam się niesamowicie osłabiona, nie mogłam ustać na nogach, ledwo robiłam krok do przodu, trzymałam się ściany i chciałam wyjść z pokoju, gdy to zrobiłam nagle oślepłam i nic nie widziałam, tylko szarość przed oczami. Wyszłam z pokoju po omacku trzymając się drzwi i ściany i wiedziałam, ze wychodzę do korytarza mieszknia. Nie wiedziałam po co wstałam dokąd idę, po co, nic. Jedynie co byłam skupiona na wysiłku jakim było poruszanie się i bycie oślepionym. Gdy wyszłam z pokoju nagle sięgnęłam ręką po coś i czułam, że wzięłam z czyjejść wyciągniętej ręki jakieś małe szklane kulki, ale strasznie mnie to rozzłościło (byłam strasznie słaba i nie mogłam pojąć swojego stanu ociężałości, bo normalnie jestem sprawną,młodą kobietą) i jak wzięłam te kulki w swoją dłoń rzuciłam je gdzieś na bok bardzo energicznie. I wtedy już nic nie pamiętam, bo się obudziłam. Leżałam w swoim łóżku, było rano, tak jak po niby przebudzeniu ze snu. Zobaczyłam wtedy, że dosłownie na krawędzi mojego łóżka, wpół w powietrzu, wpół na łóżku znajduje się jeden z moich butów, które normalnie kładłam pod szafą obok łózk. Pytałam swoje koleżanki, czy robiły mi jakieś dowcipy w nocy, ale każda zaprzeczyła, gdyż spytałam bardzo poważnie. Ponadto w szklance z wodą znalazłam pestki dyni, chociaż sama ich tam nie wrzucałam,a nie mogły wpaść same, bo szklanka stała wyżej na parapecie, a pestki niżej na biurku. Poza tym zginęły mi buty, po jednym bucie z dwóch par i do dzisiaj nie mogę ich znaleźć.

 

Bardzo proszę o odpowiedź, zaznaczam, że nie chce mieć nic wspólnego z magią i nadinterpretacją. Chciałabym uzyskać odpowiedź jakby o naturze ludzkiej w kontekście moich doświadczeń, gdyż nie chcę być na to obojętna, zwłaszcza, że czuję, że to dotyczy mojej duszy i dzieje się w równoległym świecie, którego mogę tylko częściowo doświadczać. Nigdy nie prowadziłam żadnych technik doskonalenia świadomości, nie brałam udziału w żadnych seansach spirytualistycznych itp. nie korzystałam z bioenergioterapii, jestem wierzącą osobą, bardzo poważnie pochodzę do spraw związanych z dobrem, bycie lepszym człowiekiem (w sensie chrześcijańskim, gdyż w takim otoczeniu się wychowałam), staram się być dobra i jestem odbierana jako osoba bardzo przyjazna, uśmiechnięta, życzliwa. Nigdy nie należałam do żadnej subkultury, krytycznie podchodzę do współczesnego materialistycznego świata, mam ekologiczne myślenie, umiem się poświęcać i bardzo mocno kocham. Jeśli będzie to pomocne, zawsze dużo się uczyłam, mam szeroką wiedzę, interesuję się światem, lubię słuchać ludzi i z nimi rozmawiać, wręcz fascynują mnie historie ludzkie i lubie poznawać życie i przekonania innych osób. Niedawno robiłam sobie test inteligencji, wyszedł mi 147 według najnowszych standartów. Chociaż przyznam szczerze, że nie czuję się zdolną, gdyż gdy wielu ludzi bardzo szybko coś rozumie, ja potrzebuję czasu na analizę, odniesienie się, ćwiczenia, zdobycia wiedzy z szerszych źródeł, nie umiem się uczyć na pamięć. Za to umiem się wczuwać w czyjeś życie,przeżywać je jak swoje, rozumieć czyjeś zachowanie i motywy działania, jak patrze na człowieka w jego oczy mam wrażenie, że wiem kim jest, jakie ma nastawienie, co myśli mniej więcej - to bardzo pomaga mi w rozmowach, w szeroko pojętej komunikacji, dlatego jestem postrzegana jako osoba towarzyska.

 

Przepraszam za tyle tekstu, ale chciałam przekazać każdy detal swoich doświadczeń.

 

Oczywiście dziękuję za odpowiedź. To nie jest żaden żart, szczerze proszę o pomoc.

 

Pozdrawiam

AM

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

....gdyż jako, że wychowana zostałam w religii katolickiej "zło" interpretowałam właśnie strasznymi zjawami, ciemnością, brakiem miłości, cierpieniem, strachem.

 

Wyzbądź się strachu bo on nie pozwala żyć pełnią życia! Kiedy następnym razem będziesz miała wrażenie ze coś Cie "atakuje" z cala mocą zmów Ojcze Nasz. Mi zawsze pomaga. Poszukaj tez kogoś kto pomoże Ci w doskonaleniu techniki "świadomego snu". A poza tym to chyba się "budzisz". 3maj się

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...