Skocz do zawartości

Nasz spokój i ich irytacja czyli o relacjach pomiędzy ludźmi


pkrl1979

Rekomendowane odpowiedzi

Chcialbym sie z Wami podzielic pewna obserwacja, ktora daje mi sporo ,,do myslenia", a raczej która skoniła mnie do napisania tego tematu.

 

Czy odnosicie czasem wrazenie, że im bardziej utwierdzieliście się w swojej drodze postępowania i gdy osiągacie coraz większą pewność i spokój wewnętrzny, zaczyna to wtedy w coraz większym stopniu irytować osoby kroczące w innym kierunku? Czy nieobce są Wam określenia pdające pod Waszym adresem, że Wasze postępowanie nie jest zgodne z obowiązującymi powszechnie normami etc. Czy brzmi to znajomo dla ktoregoś z Was? Czy im bardziej odstępujecie z drogi tzw. norm czyli kiedy wychodzicie powoli z ,,matrixu", w coraz większym stopniu irytuje to osoby wciąż w nim będące?

 

Jestem bardzo ciekaw Waszych odpowiedzi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

przez chwilę miałam takie wrażenie ale szybko okazało się, że to tylko moja własna ignorancja :)

 

ale generalnie im wyższa jest wibracja energii tym bardziej odrzuca te niższe. co jak co ale ludzie nie lubią być odrzucani, zaś odmienność zawsze traktowana była jako wywyższanie się lub dziwactwo i niebezpieczeństwo. zatem nie ma co się dziwić irytacji :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ignoracja wgledem czego lub kogo? Z moich obserwacji wynika, ze to ludzie, ktozy nie rozumieja ,,wyzszych" wibracji (jesli w ogole mozna podzielic ludzi na ,,nizszych" i ,,wyzszych" bez wyrzadzania im szkody poprzez stawianie ich w jakiejs hierarchii) to na pierwszy punkt wysuwa sie ich odczucie, ze my ich ignorujemy, podczas gdy tak naprawde ani nie ignorujemy ale i tez nie nadajemy na tych samych falach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

sam/a sobie odpowiedziałeś/aś na to pytanie :) to co napisałeś/łaś to owa ignorancja i przykład tego jak działa :)

 

gdy rozumiemy ten mechanizm łatwiej nam zrozumieć to, że ludzie nas nie rozumieją a co za tym idzie łatwiej wykazać się cierpliwością i nie zadzierać nosa :) a fakt iż różne istoty, różni ludzie maja różną prędkość energii to tylko informacja a nie podstawa do wartościowania :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość anatemka
Czy odnosicie czasem wrazenie, że im bardziej utwierdzieliście się w swojej drodze postępowania i gdy osiągacie coraz większą pewność i spokój wewnętrzny, zaczyna to wtedy w coraz większym stopniu irytować osoby kroczące w innym kierunku?

 

nie.

Chociaz kiedys faktycznie miałam takie odczucie: gdy wydawało mi sie, iż jestem taka niesamowita.

Przeszło mi :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wiecie, ja nie zauważam tego że jestem inna przynajmniej dopóki nie zauważę niezrozumienia lub uśmiechu pobłażania. zresztą pytanie względem czego lub kogo "inna"? przecież na swój sposób każdy jest inny :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja dostrzegłem to już dawno...

Najśmieszniej jest kiedy stanie się coś i osoba która jest koło nas bardzo się zdenerwuje, wtedy zaczyna krzyczeć, a my naszym spokojem wywołujemy u niej większy gniew.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość anatemka
Najśmieszniej jest kiedy stanie się coś i osoba która jest koło nas bardzo się zdenerwuje, wtedy zaczyna krzyczeć, a my naszym spokojem wywołujemy u niej większy gniew.

 

a czemu Ciebie to śmieszy?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ma mnie smucić?

Smutek to negatywna energia...

 

Śmieszy mnie to bo to jest zabawne. Ja czuję wtedy pogłębiający się spokój, a druga osoba rosnący gniew.

 

Później jest jednak inaczej. Kiedy osoba dojdzie do apogeum swojego gniewu, jest spokojna. Często zaraz po szczycie zaczyna płakać. Płacz wtedy całkowicie ją oczyszcza. Wtedy ja sam odczuwam radość wewnętrzną, że gniew opuścił tą osobę :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ale z drugiej strony nie można się dać zwariować. mam znajomą która zrezygnowała z rozwoju, medytacji itp bo zauważyła że się oddala od ludzi. to też nie jest droga.

 

jeśli rozwijamy się to warto patrzeć za ludźmi jednak nie ograniczać się nimi :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Racja. Powinieniembyl uzyc slowa ,,obojetnosc" a nie ,,smutek". To lepiej oddaje stan, ktory pojawia sie przynajmniej u mnie, i nie jest to bynajmniej obojetnosc na los drugiego czlowieka ale taka obojetnosc uniwersalna, cos na zasadzie ,,no coz, widocznie tak to musi byc, nie ma sensu z tym wlaczyc".

 

Sin-pao: moze nie byl jej czas i moze kiedys powroci do tego. Ja mialem podobnie, tzn jak gdzies okolo 20 roku zycia wszedlem w temat to stalem sie gorliwym neofita a teraz wiem, ze to nie mialo sensu, bo niczego sie nie przyspieszy. I na kilka lat tez zrezygnowalem i wdalem sie w uciechy swiata. Ale to mnie nauczylo (patrzac z perspektywy) wielu rzeczy i wiem, ze to doswadczenie musialo byc, poto abym teraz mogl bardziej swiadomie i ,,na luzie" podchodzic do wielu spraw.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wiesz, nie chodzi o wycofanie się, bo to bywa potrzebne. mnie wycofała ciąża ale jak wróciłam to się okazało ze czas "przyziemnyi" był zdecydowanie bardziej owocny niż ten "duchowy" wcześniej :)

 

tutaj mam na myśli raczej to, że człowiek dostosowuje się i woli być na równi z innymi z lęku niż z rzeczywistej potrzeby :) no ale faktem jest, ze wszystko w jej rekach, wszak to jej życie i jej Droga :) choć argumenty jakie przedstawiała mi w rozmowie zdecydowanie do mnie nie przemawiały ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

pkrl – cóż, wg mnie nie jest tak, że jesteśmy „my” (zainteresowani ezoteryką, skupieni na czymś takim jak rozwój duchowy) i „oni” (ludzie, którzy są zamknięci na owe treści), ponieważ każdy człowiek jest istotą duchową i w jakiś sposób mierzy się ze swoją duchowością i z nią pracuje. I też ja nie odczuwam takiego wrażenia, o jakim piszesz w pierwszym poście, przebywając w otoczeniu ludzi, dla których koncepcja wcieleń, wyższego porządku czy bytów niematerialnych jest obca.

 

Gdyby ludzie zajmujący się ezoteryką i tzw. rozwojem duchowym faktycznie byli „lepsi”, gdyby faktycznie jakoś wpływałoby to na poziom empatii, głębszego rozumienia, innymi słowy – gdyby faktycznie czyniłoby to tak po prostu ludzi „lepszymi” i spokojniejszymi wewnętrznie, to chociażby na tym forum nie spotykałoby się takiej ilości wymiany nieprzyjemnej energii, m.in. pod postacią sporów.

 

W zasadzie czytając Twój post, mam ochotę rzucić jako szybką odpowiedź – tak właśnie czuję się obserwując to forum :wesoly: Mam wrażenie, że idę w zupełnie innym kierunku, i gdybym tylko odważyła się zabrać głos i szczerze powiedzieć co myślę na temat pewnych utartych przekonań na temat ezoteryki, funkcjonujących tutaj jako normy, zaraz posypałaby się lawina głosów, jak bardzo się mylę! Oczywiście, nie mam na to ochoty...

 

Tak więc, wg mnie to nie rozwój duchowy, nie „wyrywanie się z matrixa” jest bodźcem do wywołania irytacji. Irytacja pojawia się wtedy, kiedy jedna strona głosi X, a druga Y, i nie można dojść do porozumienia, ponieważ każdy jest przekonany o swojej racji. I Ty możesz czuć, że „wiesz lepiej”, bo idziesz w stronę „rozwoju duchowego”, ale tak naprawdę to… jest to wciąż spór o rację. W którym Twoją techniką obronną jest przyjmowanie cichej postawy „Ale ja wiem lepiej, bo to ja wychodzę z matrixa”.

 

Podejście, że „ktoś mnie odrzuca, bo ja wychodzę poza iluzję, jaka otacza ludzi”, to dla mnie kolejny sposób na tłumaczenie sobie, dlaczego jestem źle przez kogoś odbierana. Można mieć swoje zainteresowania i mimo wszystko znaleźć porozumienie z człowiekiem, który tego nie rozumie, z uszanowaniem tego, że owego człowieka to po prostu nie pociąga i nie chce żadnej „indoktrynacji”.

 

Aha, jeszcze koncepcja rozwoju duchowego polegająca na odrzuceniu „życia codziennego” – kompletnie to do mnie nie przemawia. Z dwojga ludzi – jednego skoncentrowanego tylko na sobie, odrzucającego świat, jaki go otacza (normy) i drugiego, umiejącego zorganizować dobrze swój dzień i posiadającego tzw. zdrowy rozsądek – ja wolę tego drugiego, i to właśnie on jest moim ideałem, przykładem, to od niego chciałabym się uczyć. Uwielbiam rozsądek, logiczność, zdrowe podejście. I kiedy widzę człowieka, który jakoś taki mocno „szarpnięty” jest swoimi wycieczkami w astral, swoimi dokonaniami poznawczymi, swoimi rozmowami z „aniołami”, a logicznie zupełnie niespójny... to niech sobie ten człowiek myśli o mnie co chce, ale dla mnie wcale żadnym „rozwiniętym duchowo” wzorem nie jest.

 

Na podsumowanie powiedziałabym tak: jeśli ktoś czuje, że otoczenie go izoluje, bo on jest taki „uduchowiony”, to niech ten uduchowiony się sobie dobrze przyjrzy. „Szkielet” człowieka tworzy siedem czakr głównych – a takie zachowanie otoczenia może być wskazówką, że skupiliśmy się na szóstej, zapominając o pięciu poprzednich.

 

Tyle moich przemyśleń - pozdrawiam serdecznie :)

Edytowane przez Ninsig
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

pkrl – cóż, wg mnie nie jest tak, że jesteśmy „my” (zainteresowani ezoteryką, skupieni na czymś takim jak rozwój duchowy) i „oni” (ludzie, którzy są zamknięci na owe treści), ponieważ każdy człowiek jest istotą duchową i w jakiś sposób mierzy się ze swoją duchowością i z nią pracuje. I też ja nie odczuwam takiego wrażenia, o jakim piszesz w pierwszym poście, przebywając w otoczeniu ludzi, dla których koncepcja wcieleń, wyższego porządku czy bytów niematerialnych jest obca.

 

Zgadza sie - kazdy jest istota duchowa i ludzie, ktorych nazwac mozemy zajmujacych sie ezoteryka to tylko nazwa ,,umowna". Zeby bylo smieszniej, ja tez do konca jaos nie wierze w te wszystkie koncepcje, nie jest do dla mnie az tak wazne. Bardziej interesuje mnie moje wlasne zycie samo w sobie ze wszystkimi jego aspektami, jesli rozumiesz, co mam na mysli.

 

Gdyby ludzie zajmujący się ezoteryką i tzw. rozwojem duchowym faktycznie byli „lepsi”, gdyby faktycznie jakoś wpływałoby to na poziom empatii, głębszego rozumienia, innymi słowy – gdyby faktycznie czyniłoby to tak po prostu ludzi „lepszymi” i spokojniejszymi wewnętrznie, to chociażby na tym forum nie spotykałoby się takiej ilości wymiany nieprzyjemnej energii, m.in. pod postacią sporów.

 

To zalezy, co nazywamy sporem, chociaz ja tez nie jestem zwolennikiem filozofowania. Co innego wymiana zdan a co innego prawdziwy spor. Tak, jak podkreslilas - nie ma ludzi gorszych i lepszych.

 

W zasadzie czytając Twój post, mam ochotę rzucić jako szybką odpowiedź – tak właśnie czuję się obserwując to forum :wesoly: Mam wrażenie, że idę w zupełnie innym kierunku, i gdybym tylko odważyła się zabrać głos i szczerze powiedzieć co myślę na temat pewnych utartych przekonań na temat ezoteryki, funkcjonujących tutaj jako normy, zaraz posypałaby się lawina głosów, jak bardzo się mylę! Oczywiście, nie mam na to ochoty...

 

Moze jednak powinnas? Z jednej strony mozesz wywolac lawine sprzecznych reakcji, ale z drugiej .. skoro szanujesz zdanie innych i masz w sobie swoja wartosc, nie zachwieje to Toba a przeciez nie mozna byc odpowiedzialnym za to, co inni powiedza. Powiedza i tak - jesli nie tutaj w tym miejscu, co gdzie indziej. A zawsze mozna od kogos dowiedziec sie czegos nowego, nawet od ignoranta.

 

Tak więc, wg mnie to nie rozwój duchowy, nie „wyrywanie się z matrixa” jest bodźcem do wywołania irytacji. Irytacja pojawia się wtedy, kiedy jedna strona głosi X, a druga Y, i nie można dojść do porozumienia, ponieważ każdy jest przekonany o swojej racji. I Ty możesz czuć, że „wiesz lepiej”, bo idziesz w stronę „rozwoju duchowego”, ale tak naprawdę to… jest to wciąż spór o rację. W którym Twoją techniką obronną jest przyjmowanie cichej postawy „Ale ja wiem lepiej, bo to ja wychodzę z matrixa”.

 

Mi chodzilo o sytuacje, kiedy dana osoba w rozmowie ze mna stwierdza to i to i ja irytuje fakt, ze ja wlasnie sie z nia nie kloce, nie staram niczego udowodnic. Tak, jak gdyby ona oczekiwala tego, ale denerwuje ja to (zbija z tropu?), ze tego nie dostaje. Kiedys ja tez sie denerwowalem, kiedy ktos nie zgadzam sie ze mna, bo czulem, ze to ja mam racje. Ale jakos to przeszlo z czasem samo, bez zadnych rewolucji. Ja sam tez nie wiem, w jakim polozeniu tak naprawde jestem, uzylem jedynie slow mogacych oddac wyobrazenie o tym.

 

Podejście, że „ktoś mnie odrzuca, bo ja wychodzę poza iluzję, jaka otacza ludzi”, to dla mnie kolejny sposób na tłumaczenie sobie, dlaczego jestem źle przez kogoś odbierana. Można mieć swoje zainteresowania i mimo wszystko znaleźć porozumienie z człowiekiem, który tego nie rozumie, z uszanowaniem tego, że owego człowieka to po prostu nie pociąga i nie chce żadnej „indoktrynacji”.

 

Ale jednak ludzie odrzucaja sie nawzajem. Duzo zalezy od nas amych i naszego nastawienia...ale nie do konca. Czasem zrezygnowanie z kontynuowania z kims rozmowy czy przestanie uczestniczenia w czyms jest lepsze anizeli bezowocne babranie sie w czyms, co itak nie przyniesie zadnej ze stron pozytku.

 

Aha, jeszcze koncepcja rozwoju duchowego polegająca na odrzuceniu „życia codziennego” – kompletnie to do mnie nie przemawia. Z dwojga ludzi – jednego skoncentrowanego tylko na sobie, odrzucającego świat, jaki go otacza (normy) i drugiego, umiejącego zorganizować dobrze swój dzień i posiadającego tzw. zdrowy rozsądek – ja wolę tego drugiego, i to właśnie on jest moim ideałem, przykładem, to od niego chciałabym się uczyć. Uwielbiam rozsądek, logiczność, zdrowe podejście. I kiedy widzę człowieka, który jakoś taki mocno „szarpnięty” jest swoimi wycieczkami w astral, swoimi dokonaniami poznawczymi, swoimi rozmowami z „aniołami”, a logicznie zupełnie niespójny... to niech sobie ten człowiek myśli o mnie co chce, ale dla mnie wcale żadnym „rozwiniętym duchowo” wzorem nie jest.

 

Zalezy o jakich normach rozmawiamy. Wiele tzw norm to skrzywienie owego zdrowego rozsadku i nieuczestniczenie w nich moze byc dla kogos wybawieniem na sciezce jego rozwoju, jakbysmy tego rzowoju nie postrzegali.

 

Na podsumowanie powiedziałabym tak: jeśli ktoś czuje, że otoczenie go izoluje, bo on jest taki „uduchowiony”, to niech ten uduchowiony się sobie dobrze przyjrzy. „Szkielet” człowieka tworzy siedem czakr głównych – a takie zachowanie otoczenia może być wskazówką, że skupiliśmy się na szóstej, zapominając o pięciu poprzednich.

 

A moze po prostu inny. Po co od razu uzywac terminu ,,uduchowiony"? Wyzej slusznie stwierdzilas, ze kazdy jest ucuchowiony, tyle ze na roznej plaszczyznie.

 

Tyle moich przemyśleń - pozdrawiam serdecznie :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Człowiek ze zdrowym podejściem do siebie, do tego, co potrafi, czego doświadczył, jednocześnie ma zdrowe podejście do ludzi. Potrafi rozmawiać z każdym, nie kierując się schematami myślowymi, nie analizując człowieka pod kątem tego na jakim on jest 'poziomie' rozwoju. Pamięta, że zachodzi między nim a innymi pewna równość.

Sęk w tym, że nie każdy chce rozmawiać z nim i nie każdy chce go słuchać. :)

Każdy z nas jest rzemieślnikiem, wykonuje tylko pewne swoje zadanie w tym wielkim mechanizmie zwanym światem. Każdy ma swoje miejsce. Tutaj liczy się szacunek i, co za tym idzie, zrozumienie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piszesz pkrl:

Mi chodzilo o sytuacje, kiedy dana osoba w rozmowie ze mna stwierdza to i to i ja irytuje fakt, ze ja wlasnie sie z nia nie kloce, nie staram niczego udowodnic. Tak, jak gdyby ona oczekiwala tego, ale denerwuje ja to (zbija z tropu?), ze tego nie dostaje. Kiedys ja tez sie denerwowalem, kiedy ktos nie zgadzam sie ze mna, bo czulem, ze to ja mam racje. Ale jakos to przeszlo z czasem samo, bez zadnych rewolucji. Ja sam tez nie wiem, w jakim polozeniu tak naprawde jestem, uzylem jedynie slow mogacych oddac wyobrazenie o tym.

 

Oczywiście, pozostaje tylko pogratulować takiej postawy.

Jednak w temacie zostało bardzo wyraźnie sformułowane "my" i "oni", i prośba o dzielenie się spotrzeżeniami... Dlatego właśnie w ten sposób napisałam swój post. Bo to, że ktoś z jest przez otoczenie szykanowany i prowokowany, a mimo to potrafi powstrzymać się od emocjonalnego wchodzenia w prowokacje/dyskusje, albo w ogóle nie ma tego problemu - nie ma jako takiego związku z zainteresowaniami "rzeczywistością nienamacalną" i "wychodzeniem z matrixa".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odmienność zawsze będzie wzbudzała kontrowersję. W dzisiejszych czasach gdzie pogoń za dobrem materialnym przewyższyła pogoń za zdobyczami duchowymi, ci którzy mają ducha będą odstawać od reszty. Ludzie najbardziej boją się rzeczy, których nie rozumieją, dlatego będzie ich irytował sposób w jaki odczuwasz świat. Grunt w tym, żeby nie poczuć się "innym", a faktem, że ich to irytuje się nie martwić : )

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ponoc im dojarzalsza dusza, tym mniej uwagi zwraca na to, co wokol niej sie dzieje i jak ona sama egzystuje posrod innych...nie obchodza jej otaczajace warunki czy poglady innych osob, jest zawsze tolerancyjna i idzie swoim wlasnym torem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odmienność zawsze będzie wzbudzała kontrowersję. W dzisiejszych czasach gdzie pogoń za dobrem materialnym przewyższyła pogoń za zdobyczami duchowymi, ci którzy mają ducha będą odstawać od reszty. Ludzie najbardziej boją się rzeczy, których nie rozumieją, dlatego będzie ich irytował sposób w jaki odczuwasz świat. Grunt w tym, żeby nie poczuć się "innym", a faktem, że ich to irytuje się nie martwić : )

 

Mam w takim razie pytanie - jeżeli zajmuję się szeroko pojętą ezoteryką, w tym zwłaszcza własną duchowością, ale nie czuję, że jakoś "odstaję" od "reszty" (niezainteresowanych), oraz: najczęściej, z racji różnicy poglądów, reaguję emocjonalnie na wypowiedzi dotyczące ezoteryki, to czy wg Ciebie jest ze mną coś nie tak? (skromnie przyznam, że interesuje mnie również materialny poziom mojego życia)

 

Ponoc im dojarzalsza dusza, tym mniej uwagi zwraca na to, co wokol niej sie dzieje i jak ona sama egzystuje posrod innych...nie obchodza jej otaczajace warunki czy poglady innych osob, jest zawsze tolerancyjna i idzie swoim wlasnym torem.

 

Ja uważam, że nie ma to związku z czymś takim, jak "dojrzalsza dusza", ale z warunkami, w jakich tej duszy przyszło żyć. Jeżeli przez kolejne wcielenia nabywa przekonań/schematów myślowych kierujących w jednym kierunku, będzie jej łatwiej i naturalne dla niej będzie kontynuowanie tych schematów, które wciąż są zapisane na poziomie nieświadomym.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ale warunki to rzecz pozornie istotna. osoba świadoma i dojrzała potrafi się realizować niezależnie od warunków. oczywiście można mówić tu o doświadczeniu poprzednich wcieleń, ale są osoby które tych wcieleń wiele przeszły a jednak wciaż te same błędy popełniają ;) to tak jak sytuacja, gdzie można spotkać bardzo dojrzałe dziecko i bardzo zagubionego dorosłego. zatem ani wiek ani ilość doświadczeń nie ma tu wpłuwu jak sądzę. a raczej nie ma istotnego wpływu, bo ważniejsze jest to, co my z tym doświadczeniem robimy. a przecież odnalezienie się pomiędzy ludźmi czy też wyrażanie szacunku dla świata to też kwestia naszego doświadczenia i tego jak je wykorzystamy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tym bym sie zgodzil ale nie w stu procentach. Moze dojsc do takiej sytuacji, kiedy dana jednostka znajdzie sie posrod innych osob nadajacych na totalnie innych wibracjach i wtedy nie ma mocy, aby swoim ,,wplywem" moc zmienic zaistniala sytuacje. To, ze czujemy na jakims polu blokade nie musi (choc czesto tak jest) oznaczac, ze to my mamy cs nieprzerobionego - czasami zdarza sie, ze po prostu miejsce lub okolicznosci sa dla nas niekorzystne. Z jednej strony wybieramy sobie miejsce narodzin ale juz to, czy pozostaniemy w tym miejscu na reszte zycie czy nie, zalezy od nas. Tak wiec zgadzam sie, ze warunki moga wplywac na nas w tym sensie, ze albo je zaakceptujemy, albo bedziemy z nimi uparcie i na prozno walczyc albo po prostu zmienimy srodowisko, w ktorym zyjemy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ale to znów to samo: my decydujemy a brak decyzji tez jest decyzją. zatem jeśli coś jest nam nie po drodze to mamy dwa wyjście:

-zaakceptować i tyle

-nie zaakceptować i teraz znów dwa wyjście

 

1 marudzić i tyle

2 zmienić co trzeba :)

 

 

generalnie zdarzają się okolicznosci na które wpływu nie mamy, ale to nei znaczy, ze musimy pozostać bierni względem nich. zawsze są jakieś rozwiązania :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam w takim razie pytanie - jeżeli zajmuję się szeroko pojętą ezoteryką, w tym zwłaszcza własną duchowością, ale nie czuję, że jakoś "odstaję" od "reszty" (niezainteresowanych), oraz: najczęściej, z racji różnicy poglądów, reaguję emocjonalnie na wypowiedzi dotyczące ezoteryki, to czy wg Ciebie jest ze mną coś nie tak? (skromnie przyznam, że interesuje mnie również materialny poziom mojego życia).

 

Jeśli nie czujesz się "wyalienowana", to bardzo dobrze. Najważniejsze to w swoim zdaniu, czy poglądzie pozostać sobą. A co do reakcji emocjonalnej, to chyba naturalne - w końcu jesteśmy ludźmi, a póki nimi jesteśmy to różnice poglądów istnieć będą ; ) W poprzedniej wyp. głównie chodziło mi o to, żeby nie przejmować się tym, że komuś się nie podobamy, dopóki nam jest z tym dobrze, oraz dopóki nikomu nie robimy przez to krzywdy - "Żyj, ale też daj żyć innym".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ale warunki to rzecz pozornie istotna. osoba świadoma i dojrzała potrafi się realizować niezależnie od warunków. oczywiście można mówić tu o doświadczeniu poprzednich wcieleń, ale są osoby które tych wcieleń wiele przeszły a jednak wciaż te same błędy popełniają ;) to tak jak sytuacja, gdzie można spotkać bardzo dojrzałe dziecko i bardzo zagubionego dorosłego. zatem ani wiek ani ilość doświadczeń nie ma tu wpłuwu jak sądzę. a raczej nie ma istotnego wpływu, bo ważniejsze jest to, co my z tym doświadczeniem robimy. a przecież odnalezienie się pomiędzy ludźmi czy też wyrażanie szacunku dla świata to też kwestia naszego doświadczenia i tego jak je wykorzystamy.

 

Owszem, w każdym momencie możemy się zmienić, ale nie o tym wyżej pisałam. Wychodzę z założenia, że aktualna osobowość jest wypadkową "strumieni": mechanizmów, sposobów reakcji, przekonań itd, które nakładają się, sumują, niwelują przez doświadczenia w kolejnych wcieleniach. I jak najbardziej - często podążamy, choć w pewnym stopniu, utartymi "ścieżkami" (często jest to właśnie popełnianie po raz kolejny tych samych błędów). Wg mnie jakość doświadczeń ma zasadniczy i nadrzędny wpływ na to, w jaki sposób reagujemy w określonych sytuacjach (mówię o spontanicznym reagowaniu, bez wzbudzania w sobie jakichś tam stanów poprzez świadomość).

Jeżeli X reaguje spokojem na prowokacje (jakąkolwiek), a Y reaguje gniewem, to, wg mnie, nie świadczy to o niczym więcej poza tym, że reagują inaczej i nie może służyć to do wyciągania jakichkolwiek wniosków poza stwierdzeniem, że mają inne osobowiści i inaczej reagują na to samo. Nie wiadomo, czy Y kiedyś nie był "dawno, dawno temu" duchowym przywódcą o doskonałej cierpliwości, którego przez 5 kolejnych wcieleń dotykała "klątwa" wyśmiewania, lekceważenia i szyderstwa, chwiejąc całym jego przekonaniem o słuszności zachowywania spokoju i równowagi (skoro wszyscy naokoło robią inaczej).

Po prostu zbyt mało wiemy o sobie (co skąd wypływa), jeszcze mniej o innych - oczywiście, to moje zdanie, każdy ma prawo do pielęgnowania swojego :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hmmm, tak mi się nasunęło w ramach przykładu.

 

mam forumową znajomą. generalnie mamy poprawne relacje i fajnie nam się rozmawia, jednak przyszedł temat, który wzbudził emocje. generalnie nie pamiętam jaki to był temat ale chodziło o kwestie natury teologiczno-ezoterycznej. no i po raz pierwszy znajoma podjęła atak. rozmowa wyglądała generalnie tak, że zadawałam pytania a ona nie chciała wyjść poza ramy doktryny wiary. im bardziej pokazywałam jej ze jest coś jeszcze tym bardziej ona była agresywna. w pierwszym odruchu uruchomiło mi się coś, co chciało jej pokazać ze można więcej ale po kilkunastu postach uświadomiłam sobie, że to co w tej chwili robimy jest powieleniem karmy. wycofałam się ze sporu i poszukałam w przeszłości powodu, dla którego jej tak zależało na tym by mnie nawrócić i dlaczego mnie tak zależało by ona zobaczyła więcej. no i oto co znalazłam:

 

indie, ona była moim mistrzem a ja prostym uczniem podążającym zgodnie z nauką. obiecujący młody chłopak który zaczął zadawać niewygodne pytania i zaczął szukać. mistrz za wszelką cenę chciał chłopaka nawrócić jednak ten z każdym pytaniem i każdą odpowiedzią coraz bardziej oddalał się od nauk. W końcu odszedł od mistrza a za nim kilku innych uczniów.

 

gdy tylko to zobaczyłam stwierdziłam, ze nie będę mistrza przekonywać więcej. że to nie ma sensu, ze sam ujrzy jak będzie chciał. nasza wspólna droga w tej relacji się zakończyła. koleżanka już mnie nie nawraca (jak nietrudno się domyśleć ona jest owym mistrzem) a ja już nie chcę jej pokazać więcej. wzajemny szacunek i gotowość pomocy bez oczekiwań. to zdecydowanie uzdrowiło relacje i uspokoiło emocje :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

indie, ona była moim mistrzem a ja prostym uczniem podążającym zgodnie z nauką. obiecujący młody chłopak który zaczął zadawać niewygodne pytania i zaczął szukać. mistrz za wszelką cenę chciał chłopaka nawrócić jednak ten z każdym pytaniem i każdą odpowiedzią coraz bardziej oddalał się od nauk. W końcu odszedł od mistrza a za nim kilku innych uczniów.

 

Znam niemalże IDENTYCZNĄ historię, poznaną od drugiej strony :wesoly: (choć niestety, nie jest to wiedza weryfikowalna i na 100%). Pewna osoba budzi w moim znajomym bardzo negatywne odczucia i zastanawiał się, czemu tak silnie na nią reaguje (oboje oczywiście "wkręceni" w ezoterykę). Znajomy był jej nauczycielem przez wiele wcieleń, ale owa osoba trwała w swoim "zafiksowaniu" - w przekonaniu, że ma rację. Kilkakrotnie powtarzała się sytuacja konfliktu, pomówień i negowania tego, czego nauczał. Owa osoba odchodziła, niszcząc dorobek tego człowieka.

 

Każde spotkanie jest możliwością przypomnienia sobie, i z pewnością warto to robić, żeby wiedzieć chociażby "dlaczego" taka a nie inna rekacja.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Istnieje jeszcze jedna mozliwosc, ktora wymyka sie spod wszystkih innych rozwazan.

 

Czasem pojawiaja sie na tym swiecie osoby, ktore rodza sie w takich a nie innych okolicznosciach i sa obdarzone takimi a nie innymi zaletami/wadami, ze nie sa wstanie wplynac na zmiane swojej drogi zycia (losu, przeznaczenia). Ich wewnetrzne Ja jest tak zaprogramowane (jakby tego nie nazwac), ze gdziekolwiek by nie byli w jakiejkolwiek sytuacji by sie nie znalezli, zawsze beda pozostawac w tym samym polozeniu. Bardzo czesto sa to osoby obdarzone nad wyraz duza wrazliwoscia na krzywdy innych (ludzi, zwierzat), ich ich ,,sumienie" nie pozwala sie na zaanagazowanie w praktycznie zadna z czynnosci, ktorymi zajmuja sie inni i co sprowadza na nich praktycznie niemoznosc egzystowania posrod innych, czego czestym efektem jest smierc fizyczna (np. na skutek samobojstwa lub innego nieszczesliwego wypadku). W przypadku tego typu osob (istot) nie ma mozliwosci drogi wyboru, poniewaz takie osoby zyja jak gdyby w innym swiecie, ktory nie jest tozsamy ze swiatem, na ktorym egzystujemy. Skad przychodza? Tego nie wiemy, ani tez nie do konca wiemy, jaka role maja odegrac. Faktem pzostaje tylko, ze taka osoba jest calkowicie wolna od wszelkich zlych wplywow czy obciazen. Czesto moze byc posrzegana przez otoczenie jako osoba np. umyslowo niedorozwinieta lub nieudacznik zyciowy etc. poniewaz nie bierze ona absolutnie zadnego wiekszego udzialu w tzw codziennym zyciu i wynikajacych stad dzialaniach. Cecha charakterystyczna jest u niej bezwarunkowa empatia i milosc do osob trzecich i do swiata i brak checi ,,kalania sie" jakimikolwiek negatywnymi dzialaniami. Zgadzaloby sie to z bardzo starym ludowym przyszlowiem, ktore mowilo, ze smierc czyjegos czlowieka ma pokazac innym, jak wiele zla wyrzadzaja swiatu i sobie. Spotkalem sie rowniez z teoria mowiaca, ze w pewien sposob nie na darmo na wojnie ginie tylu niewinnych ludzi (czego okrotnym przykladem byly obie Wojny Swiatowe). Nie jestem jednak w stanie zweryfikowac tego typu wiadomosci.

Edytowane przez pkrl1979
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piszesz: „Faktem pzostaje tylko, ze taka osoba jest calkowicie wolna od wszelkich zlych wplywow czy obciazen.”

 

Jak dla mnie, z mojego punktu widzenia, taka osobowość jest także zmotywowana swoimi mechanizmami, pewnymi schematami. Kiedy piszę o tych mechanizmach i programach, które tworzą daną istotę, nie mam na myśli oceniania: to jest złe, a to jest dobre… Dla mnie te mechanizmy to trochę takie DNA – w świecie fizycznym istnieje jako prawda obiektywna, tworzy rzeczywistość dookoła. W przypadku tak empatycznego i oddalonego od „brudnej rzeczywistości” człowieka również ten kształt narzucają właśnie owe mechanizmy, które on ma… Uważam, że historia jaką opisałeś również mówi o „programach” tego pewnego człowieka – nieumiejętność życia wśród ludzi, nieumiejętność pogodzenia jednego i drugiego jest także pewnym wzorcem. Wg mnie świat obiektywny, jako taki, nie narzuca, co można, czego nie można, co „da radę”, a czego „nie da”. Uważam, że można mieć wielkie serce, i być wyjątkową, pełną dobroci i miłości osobą, i nie musi to nieść w konsekwencji odseparowania od rzeczywistości.

 

„w przypadku tego typu osob (istot) nie ma mozliwosci drogi wyboru, poniewaz takie osoby zyja jak gdyby w innym swiecie, ktory nie jest tozsamy ze swiatem, na ktorym egzystujemy. Skad przychodza?”

 

Ja uważam, że jeśli ktoś się wciela na Ziemi, to w pewnym momencie akceptuje przejawienie się w materii, i dotyczy to wszystkich. Uważam, że to też są przekonania, że jest kimś innym i wnosi coś „osobnego”… Pomijam to, że ogólnie uważam, że ludzie jako gatunek to różnego typu istoty duchowe – i nie wszystkie „wyprofilowały się” jako istoty duchowe na Ziemi (nie uważam, że takie istoty z zewnątrz to jakieś „wcielone anioły”, po prostu uważam, że Ziemia daje możliwość pewnej drogi rozwoju i my, żyjący tutaj – wszyscy żyjący – z tego korzystamy).

 

„Czasem pojawiaja sie na tym swiecie osoby, ktore rodza sie w takich a nie innych okolicznosciach i sa obdarzone takimi a nie innymi zaletami/wadami, ze nie sa wstanie wplynac na zmiane swojej drogi zycia (losu, przeznaczenia). Ich wewnetrzne Ja jest tak zaprogramowane (jakby tego nie nazwac), ze gdziekolwiek by nie byli w jakiejkolwiek sytuacji by sie nie znalezli, zawsze beda pozostawac w tym samym polozeniu.”

 

Nie potrafię się z tym kompletnie zgodzić. Ja patrzę przez taki pryzmat: nie ma czegoś takiego, jak narzucone z zewnątrz (jakiegokolwiek zewnątrz), że „nie można” się wyrwać ze swojego przeznaczenia. Uważam, że może to być baaardzo trudne, że pewien mechanizm może ciągle aktywować się przez kilka wcieleń, ale można go zmienić – zresztą, sam się zmienia, profilując się przez kolejne czynniki zewnętrzne i kolejne wcielenia. Nie znaczy to, że trzeba to zmienić (bo uważam, że nie ma żadnego „trzeba”, poza wewnętrzną gotowością na zmiany itp.).

 

Cały podany przez Ciebie przykład – pewien typ świętości i niezrozumienia przez świat – ja nazywam „misją zbawiania”. Uważam, że takie poczucie „To ja wam teraz będę pomagać, to nic, że swoim własnym kosztem, kosztem swojego życia, kosztem niezrozumienia” – jest to kolejny mechanizm… I że nie ma czegoś takiego, że aby kochać świat, nieść miłość i inne cnoty, trzeba być niezrozumianym przez otoczenie. Uważam, że wszystko, każda istota dąży do pełnej harmonii, a pełna harmonia pojawia się wg mnie wtedy, kiedy – ja niosę miłość i otrzymuję miłość, jestem dobra i świat jest dla mnie dobry, ponieważ nie mam wewnętrznych sprzecznych mechanizmów, np. autodestrukcyjnych, które świat zewnętrzny musi mi pokazywać, abym to zrozumiała. I uważam, że każdy człowiek wewnętrznie, przeróżnymi drogami, stara się dojść do tej „pięknej harmonii”, bez odchyleń w stylu: „ja Tobie miłość – Ty mi niechęć” itd.

 

Ogólnie uważam, że świat, otoczenie, czynniki tzw. obiektywne stanowią pewną informację zwrotną – ponieważ w dane okoliczności wchodzę poprzez swoje podatności.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale ja nie mowilem, ze te osoby cokolwiek zbawiaja. One po prostu trwaja i tyle. Nie robia doslownie nic.

 

Natomiast to, co ty opisujesz ma sie blizej ku tzw. formom niedostosowania spolecznego, ktore tak naprawde wynika wlasnie z ronego rodzaju wewnetrznych programow, i gdzie czlowiek jednoczesnie przejawia sie na planie fizycznym i na planie duchowym i gdzie tkwia sprzecznosci pomiedzy tymi dwoma rzeczami.

 

No i z kolei moze byc czasami i tak, ze czlowiek jest mniej lub bardziej wolny od programow, ale np. w danym momencie rzeczywistosc nie pozwala mu na realizacje swoich planow czy zamierzen i wtedy tez pojawic sie moze na tym polu konflikt. Jednym slowem tak jak nie mozna wszystkiego tlumaczyc swoim nierobstwem i lenistwem, to w/g mnie reinkarnacja oraz karma nie tlumaczy tez doslownie wszystkiego. Sa jeszcze inne rone prawa, ktore oddzialywuja na nas i oktorych mozemy nie miec zadnej wiedzy. Chyba nawet jest cos takiego, ze energia wiekszosci moze przychamowac lub wrecz zachamowac energie jednostki. Wtedy nawet przyslowiowy oswiecony nie ma za wiele do roboty.

 

Ponadto, jak slusznie stwierdzilas, Wg mnie świat obiektywny, jako taki, nie narzuca, co można, czego nie można, co „da radę”, a czego „nie da”, ale jakos tak sie sklada, ze wiekszosc ludzi swiat ten kompikuje poprzez swoje wlasne problemy i moze to miec negatywny wplyw na jednostki, ktore chca zyc i realizowac sie w inny sposob, jesli rozmuesz, co mam na mysli.

 

A tak troche z innej beczki...nie wiem, czy czytalas artykul pt. ,,Fala 2012", zamieszczony tutaj: http://www.ezoteryka-terapia-trojmiasto.pl/fala.html. Ogolnie ja osobiscie staram sie podchodzic nieco sceptycznie do kazdej nowej rzeczy ale jest tam taki ustep, gdzie autorka artykulu mowi, ze od pewnego momentu rozwoju Ziemi wzrosla liczba istot, ktore tutaj na Ziemi maja do wykonania jakas sprawe. Tak mi sie teraz luzno kojarzy, ze juz od dluzszego czasu psycholodzy mowia o wzroscie dzieci nadwrazliwych, majacych bardzo spore problemy z przystosowaniem sie do rzeczywistosci. Jesli przyjmiemy, ze chodzi tutaj o prawdziwa nadwrazliwosc (a raczej prawdziwa wrazliwosc i empatie z urodzenia, co jest mozliwe w/g mnie), a nie dzieci rozpieszczone przez swoich rodzicow, to uklada sie z tego bardziej logiczna calosc, gdzie coraz wieksza ilosc osob ma problemy z przystosowaniem i egzystencja nie dlatego, ze maja negatywne programy, ale wlasnie dlatego, ze ograniczaja ich programy istot o nizszych wibracjach. Ale moze to byc fantastyka, przeczytaj zreszta sama i wtedy osobiscie bedziesz mogla wyciagnac jakies wnioski. Artykul swoja droga dosc interesujacy nawet.

Edytowane przez pkrl1979
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

„Ale ja nie mowilem, ze te osoby cokolwiek zbawiaja. One po prostu trwaja i tyle. Nie robia doslownie nic.

 

Natomiast to, co ty opisujesz ma sie blizej ku tzw. formom niedostosowania spolecznego, ktore tak naprawde wynika wlasnie z ronego rodzaju wewnetrznych programow, i gdzie czlowiek jednoczesnie przejawia sie na planie fizycznym i na planie duchowym i gdzie tkwia sprzecznosci pomiedzy tymi dwoma rzeczami.”

 

Hmm... Wydawało mi się, że ja analizowałam historię, którą Ty opisujesz :) Nie ma wątpliwości, że inaczej rozumiesz moje słowa, co innego widzisz pod pojęciami, jakich używam (np. wewnętrzne programy). W tym tworzeniu hipotez to o tym pierwszym człowieku powiedziałabym: oświecony. Uważam, że człowiek oświecony utrzymuje stan, w którym całe jego jestetstwo jest, że tak to nazwę „oświetlone” i „oczyszczone”, przepełnione Światłem (które jest wiedzą, miłością, harmonią itd.) – każdy element tworzący w danym momencie jego jako człowieka żyjącego na Ziemi. Kiedy ktoś nie robi dosłownie nic, trwa, i jest po prostu doskonały sam w sobie – nie wywołuje w świecie reakcji zwrotnej w postaci niechęci, ale reakcję zwrotną w postaci akceptacji. Ale wg mnie taka harmonia nie może iść w parze z nieszczęściem, odczuwaniem, że jakikolwiek aspekt, sfera życia są „niekompletne”. Chyba nie umiem lepiej tego słowami wyjaśnić, o co mi chodzi.

 

Mimo wszystko jednak wg mnie człowiek, który „po prostu trwa i tyle. Nie robi dosłownie nic” i odczuwa w sobie miłość do świata, ale nie doświadcza jej od świata –ma jednak ciągle pewne struktury, które ściągają właśnie taki odbiór jego osoby, i jest to dla niego informacja zwrotna, że jeszcze nie wszystko w nim jest ok.

 

Może jednak zgodzimy się w jednym. Piszesz:

 

„No i z kolei moze byc czasami i tak, ze czlowiek jest mniej lub bardziej wolny od programow, ale np. w danym momencie rzeczywistosc nie pozwala mu na realizacje swoich planow czy zamierzen i wtedy tez pojawic sie moze na tym polu konflikt. Jednym slowem tak jak nie mozna wszystkiego tlumaczyc swoim nierobstwem i lenistwem, to w/g mnie reinkarnacja oraz karma nie tlumaczy tez doslownie wszystkiego. Sa jeszcze inne rone prawa, ktore oddzialywuja na nas i oktorych mozemy nie miec zadnej wiedzy. Chyba nawet jest cos takiego, ze energia wiekszosci moze przychamowac lub wrecz zachamowac energie jednostki. Wtedy nawet przyslowiowy oswiecony nie ma za wiele do roboty.”

 

Wg mnie to wszystko wiąże się ze sobą w sposób bardzo spójny. Uważam, że człowiek – a konkretniej jego istota, całość: to, co jest materialnie dostrzegalne, to co jest psychiczne, to co jest duchowe, czyli po prostu ta jednostka – jest centrum i ośrodkiem samostanowienia o sobie. Uważam, że nasze jestestwo nie istnieje wyłącznie na poziomie psychicznym (którego część obserwujemy od wewnątrz jako nasze myśli, sny, przeżycia, które potrafimy zarejestrować, reszta jest nieświadoma) istnieje jeszcze w wymiarze – na którego nie mam dobrej nazwy, tej całości, pełni, wymiarze wyższym niż psychiczny. Na potrzeby tego co teraz piszę nazwałabym to bazą, gdzie przyjmowane są informacje na temat wszystkiego tego, czego doświadcza dana dusza w danym momencie swego istnienia, gdzie są przechowywane wszelkie bodźce, jakich doznała, wszelkie informacje na temat tego, co „robiła”… Wszystko, co było dane być jej udziałem. Docierają do niej także bodźce, informacje, nie mające bezpośrednio z nią powiązania– to są jakby informacje, co się dzieje „naokoło niej”. Na tym poziomie znajomość z Janem Kowalskim to nie tylko relacja z sąsiadem z klatki: następuje „odświeżenie” wszelkich relacji z tym człowiekiem, z każdego miejsca i czasu. A ponieważ wszystko jest energią, to ta „baza” jest energią, te informacje także są energią – następuje nieustannie gromadzenie i „katalogowanie” tych informacji, i nowe informacje są wysyłane, a to wszystko pracuje ze sobą, jak... jeden spójny organizm. Przepraszam, że tak się „rozgadałam” na temat tego, jak ja to widzę, ale może da to pewien obraz mojego rozumienia zjawisk, na które „nie mamy wpływu”.

 

Otóż: uważam, że wolna wola każdego człowieka polega na decydowaniu, jakimi energetycznie aktywnymi informacjami naładowana jest jego „baza”. Jeżeli posiadam energetycznie naładowane określone „schematy”, ściągam do siebie energię określonych wydarzeń. Wraz z trwaniem mojego istnienia, sama wysyłam informację i aktywizuję energetycznie pewne programy. Teraz przykład – na poziomie zwykłego życia: w jakiejś sytuacji pragnę, aby ktoś przychylnie się do mnie odniósł, powiedzmy, polubił mnie. Robię to raz – i nie odnosi to rezultatu(oczekiwanego), ale ja wysłałam pewną (znikomą) energię naładowaną nakłonieniem kogoś do jakiegoś zachowania (ingerencja w innego człowieka). Potem chcę, aby ktoś uległ mojemu żądaniu, wbrew jego chęciom – znowu taka energetyczna porcyjka leci w innym kierunku – itd. itd. Drobnostki, powielane przez kolejne i kolejne wcielenia – tworzą całe sieci mechanizmów, energetycznie aktywnych. Powiedzmy, że jestem teraz na etapie, w którym zrozumiałam, że wywieranie presji na innych ludzi jest „be”. Ale energetycznie w mojej bazie dalej mam otwarte te szlaki, ponieważ... nie jest tak łatwo oczyścić tak wiele tak złożonych powiązań (tworzyły się przez niewyobrażalnie długi z mojego „teraz” czas, więc w czasie 1 dnia tego się nie posprząta). I te energetyczne szlaki ściągają do mnie z powrotem to, co wysłałam. Nie chodzi o to, że spotka mnie to samo, co ja zrobiłam komuś. Ale ponieważ gdzieś energetycznie krąży przekaz naładowany „presją” – ja go ściągam, ponieważ sama jestem na to podatna (sama stworzyłam taki kanał).

 

Jeśli uda mi się oczyścić (zdezaktywować) wszystkie moje energetyczne „witki” ściągające informacje: „narzucaną mi przez otoczenie, z zewnątrz, przez osoby trzecie” – nie ma siły, aby moja droga życiowa uległa pod presją innych ludzi. Natomiast posiadanie takich podatności jest otwartymi drzwiami na podrzucenie energetycznego nieszczęścia do mojej karmy. Powiedzmy, że ktoś mnie bardzo nie lubi i chce mi bardzo zaszkodzić. Ponieważ ja ingerowałam energetycznie w wolę innych (robiłam coś wbrew ich woli) ktoś może działać energetycznie na mnie. Wykorzystując to, wprowadza mi do „bazy” własne informacje, np. on chce, żeby spotkała mnie porządna krzywda. I np. wtedy w jakimś moim wcieleniu spotyka mnie masa krzywd, ponieważ – sama - energetycznie ściągam takie wydarzenia. Jeżeli w jakiś cudowny sposób uda mi się „dezaktywować” ten program, uniknę swojego „losu”. Jeżeli nie, będę musiała konfrontować się z tymi „nieszczęściami zrzucanymi przez los” tak długo, aż energetyczne przyciąganie tamtej klątwy się wypali.

 

Oczywiście, to wszystko napisałam jest także pewną tylko sytuacją modelową, ponieważ tak jak napisałam wcześniej, wszelkie inne informacje/doświadczenia/zapisy w bazie przenikają się nawzajem i wszystko to co się dzieje, jest wypadkową tych wszystkich kierunków.

 

Przez ten długi wywód, miejscami jakiś dziwaczny może nawet i bełkot, chciałam przekazać, że wiele rzeczy nie jest świadomie przez nas dyktowane. Ale działa prawo przyciągania, które, można powiedzieć, jest prawem „bezmyślnym”, działa – dla mnie – jak magnes, i jest trwałe jak kolejne prawo fizyczne. Nie dlatego, że „ktoś mnie każe”. Dlatego, że ja sama energetycznie nieustannie ściągam i tak jakby „ustawiam wydarzenia” w moim życiu.

 

Zadanie domowe odrobione, przeczytałam artykuł, o którym wspominasz ;-) Ja również podchodzę baaaardzo sceptycznie do tego typu form przekazywania, „co będzie”. Nie ufam tym przekazom, nie ufam źródłom, które je podają. Nie umiem się w żaden sposób wypowiedzieć na temat tego, czy rodzą się czy nie rodzą dzieci o podwyższonej wrażliwości. Wiem tylko tyle, że psychoza związana z rokiem 2012 i jego konsekwencjami – dosłownie – karmi astral, i unikam wszelkich przekazów z tym związanych, ponieważ nic sensownego nie wnoszą do mojego życia. Moja wiedza kończy się w zasadzie na mojej osobie, a że nie jest to pierwsze wcielenie, kiedy duchowość, karma, Tarot, praca z energiami są (w mniejszym lub większym stopniu, wiadomo) immanentnymi częściami mojego życia... ja nie widzę wielkiej różnicy. Osobiste „końce świata” też z pewnością spotkały mnie kilkakrotnie więc... staram się nie ograniczać na 2012 :))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy odnosicie czasem wrazenie, że im bardziej utwierdzieliście się w swojej drodze postępowania i gdy osiągacie coraz większą pewność i spokój wewnętrzny, zaczyna to wtedy w coraz większym stopniu irytować osoby kroczące w innym kierunku? Czy nieobce są Wam określenia pdające pod Waszym adresem, że Wasze postępowanie nie jest zgodne z obowiązującymi powszechnie normami etc. Czy brzmi to znajomo dla ktoregoś z Was? Czy im bardziej odstępujecie z drogi tzw. norm czyli kiedy wychodzicie powoli z ,,matrixu", w coraz większym stopniu irytuje to osoby wciąż w nim będące?

 

Czemu irytować? Ani ja, ani moje najbliższe otoczenie nie mamy skłonności do bycia mesjaszami narodu, wiecznie nawracającymi zbłąkane owieczki.

Pogadać zawsze można z każdym i skonfrontować swoje doświadczenia z cudzymi, a to, że przeszleś z jednego 'matrixu' do drugiego nie oznacza, że masz się irytować. To cały czas matrix. Wbrew pozorom inni ludzie wcale nie są tacy ślepi :chytry: trzeba umieć dostrzegać to co oni dostrzegają...

Co do określeń, mam na tyle rozwinięty mózg, aby myśleć samodzielnie i nikt nie będzie mi narzucał co jest dla mnie 'dobre' (co nie znaczy że z nikim nie będę rozmawiać na ten temat). Wybór należy do mnie. Ktoś chce być prowadzony za rączkę to jego sprawa. Niemowlakami nie są, weź to pod uwagę. Może mają w tym jakiś swój cel?

 

 

Z moich obserwacji wynika, ze to ludzie, ktozy nie rozumieja ,,wyzszych" wibracji (jesli w ogole mozna podzielic ludzi na ,,nizszych" i ,,wyzszych" bez wyrzadzania im szkody poprzez stawianie ich w jakiejs hierarchii) to na pierwszy punkt wysuwa sie ich odczucie, ze my ich ignorujemy, podczas gdy tak naprawde ani nie ignorujemy ale i tez nie nadajemy na tych samych falach.

 

Narzucając swoje "szerokowzroczne" dogmaty własnej Prawdy Objawionej ignorujesz ich zdanie (cyt. "im bardziej utwierdzieliście się w swojej drodze postępowania i gdy osiągacie coraz większą pewność i spokój wewnętrzny"). Moja 'droga' jest bardzo 'elastyczna' i dopasowuje się do moich doświadczen :D Dzięki temu nie jest ani 'krótkowzroczna', ani 'dalekowzroczna'. Jest po prostu moja własna, optymalna, co gwarantuje mi najlepszą ostrość widzenia;)

 

 

Najśmieszniej jest kiedy stanie się coś i osoba która jest koło nas bardzo się zdenerwuje, wtedy zaczyna krzyczeć, a my naszym spokojem wywołujemy u niej większy gniew.

 

Swoim nieszczerym spokojem pokazujesz tej osobie że masz w d*pie jej emocje i odczucia. Owszem, skutkuje jak chcesz kogoś wkurzyć, ale na bliskich już niekoniecznie :chytry:

 

W zasadzie czytając Twój post, mam ochotę rzucić jako szybką odpowiedź – tak właśnie czuję się obserwując to forum :wesoly: Mam wrażenie, że idę w zupełnie innym kierunku, i gdybym tylko odważyła się zabrać głos i szczerze powiedzieć co myślę na temat pewnych utartych przekonań na temat ezoteryki, funkcjonujących tutaj jako normy, zaraz posypałaby się lawina głosów, jak bardzo się mylę! Oczywiście, nie mam na to ochoty...

 

Cóż, szkoda.. choć wydaje mi się że to forum jednak jest otwarte na tego typu kwestie;) (zakładam, że np. nie chcesz przyzywać demonów bo Ci sie nudzi...)

 

Odmienność zawsze będzie wzbudzała kontrowersję. W dzisiejszych czasach gdzie pogoń za dobrem materialnym przewyższyła pogoń za zdobyczami duchowymi, ci którzy mają ducha będą odstawać od reszty. Ludzie najbardziej boją się rzeczy, których nie rozumieją, dlatego będzie ich irytował sposób w jaki odczuwasz świat. Grunt w tym, żeby nie poczuć się "innym", a faktem, że ich to irytuje się nie martwić : )

 

Każdy człowiek jest na swój sposób inny, wiec średnio rozumiem słowo 'odmienność'. Dla mnie większą kontrowersję wzbudza ciągłe naśladowanie kogoś. Zamiast poszukiwać i rozwijać własne talenty niektórzy starają się stać kimś innym. To najbardziej razi w oczy. Czemu odstawać od reszty? Każdy ma jeszcze 1000 innych spraw innych niż 'duchowe'. Życie w swoim światku nie jest fajne;)

 

Nie uogólniaj. Nie każdy się boi i zauważ, że niektórzy jak czegos nie rozumieją to starają się to poznać i zrozumieć, a tymi osobami nie są jedynie ezoterycy. Ten strach to w większości wymysł osób które są wygodne, leniwe albo mają to gdzieś (tudzież paplają za innymi..). Swego rodzaju wymówka.

 

ale warunki to rzecz pozornie istotna. osoba świadoma i dojrzała potrafi się realizować niezależnie od warunków. oczywiście można mówić tu o doświadczeniu poprzednich wcieleń, ale są osoby które tych wcieleń wiele przeszły a jednak wciaż te same błędy popełniają ;) to tak jak sytuacja, gdzie można spotkać bardzo dojrzałe dziecko i bardzo zagubionego dorosłego. zatem ani wiek ani ilość doświadczeń nie ma tu wpłuwu jak sądzę. a raczej nie ma istotnego wpływu, bo ważniejsze jest to, co my z tym doświadczeniem robimy. a przecież odnalezienie się pomiędzy ludźmi czy też wyrażanie szacunku dla świata to też kwestia naszego doświadczenia i tego jak je wykorzystamy.

 

A ja zgodzę się z Ninsig. Warunki to kwestia nawet bardzo istotna, bo co ma zrobić np. jakieś roczne dziecko zmarłe w Afryce? Na pewno świadomie się zrealizuje niezależnie od warunków. Cóż, zawsze możemy powiedzieć że taki był jego cel;)

 

Moze dojsc do takiej sytuacji, kiedy dana jednostka znajdzie sie posrod innych osob nadajacych na totalnie innych wibracjach i wtedy nie ma mocy, aby swoim ,,wplywem" moc zmienic zaistniala sytuacje. To, ze czujemy na jakims polu blokade nie musi (choc czesto tak jest) oznaczac, ze to my mamy cs nieprzerobionego - czasami zdarza sie, ze po prostu miejsce lub okolicznosci sa dla nas niekorzystne.

 

Słyszałeś o czymś takim jak radykalna mniejszość? Po kolejne nie zawsze rządzi ten kto najgłośniej wrzeszczy, wiem to paskudne i w ogóle be, ale łatwo sprawić żeby wrzeszczeli tak jak chcemy... bo po co męczyć własne struny głosowe? Do tego nie potrzeba żadnej "mocy", "wibracji" ani zdolności parapsychicznych.

Edytowane przez Regis_
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bo widzisz, Regis. Slowa zawsze beda ograniczac i okreslac kogos. Slowami trudno jest oddac obiektywizm. Ja nie napisalem, ze mnie irytuje zachowanie innych i ze uwazam sie za kogos ,,lepszego". Terminu ,,inny" uzylem wylacznie w celu zobrazowania tego, co chcialem przekazac i kazdy interpretuje to na swoj wlasny, subiektywny sposob.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam, bardzo ciekawy temat! :)) Dziękuje za Wasze wszystkie wypowiedzi

 

Na własnym przykładzie mogę napisać, że zajmowanie się ezoteryką/rozwojem duchowym nie wpłynęło na moją samoocenę. Hmm W rozmowach, kontaktach międzyludzkich jestem tą sama osobą (ani lepsza ani gorszą ) bardziej szczęśliwą.. i taaaaak bywam irytująca zwłaszcza gdy ktoś lubi się troszke pokłócić a nie ma kompana w mojej osobie haha :)) ale koniec końców to i tak na dobre wychodzi

 

Rozwój duchowy, ezoteryka to po prostu droga która wybrałam.. równie dobrze mogłabym o tym nic nie wiedzieć a być równie szczęśliwa tym samym nie ma lepszych (bo zajmują sie duchowością) i gorszych...(Znam wielu ludzi ktorzy nie interesują sie modną duchowością nie znaja przebudzenia itp nie wierzą w sprawy paranormalne lub są bardzo sceptyczni jednocześnie są ludźmi o wielkich sercach, czystych )

 

Ezoteryka to po prostu Prąd/ strumień/droga którym można podążać by jakoś zorganizować sobie życie.. Tym prądem drogą może być chrześcijaństwo/buddyzm itp. Jednak na koniec drogi i tak będziemy zmuszeni w jakimś stopniu porzucić drogę/grunt pod nogami (porzucić schematy ktorymi żyjemy) by iść dalej rozwijać się... duchowość ezoteryka to tez są w pewnym sensie schematy.. które My jako istoty świata materialnego jesteśmy zmuszeni przyswajać jako grunt pod nogami.. nie chodzi mi o glebe, ale o grunt w naszej psychice (jako w niebie tak i na ziemi) w tym celu istnieją wszelkie etykiety instytucje przynależymy do czegoś (Jesteśmy uczniami, Jesteśmy matkami ojcami dziećmi, polakami, jesteśmy chrześcijanami) każda z tych etykiet ma swoje zadania i zasady współżycia z innymi.. organizujemy sobie życie zarówno w materii (szkoły drogi domy) jaki i w głowie (tworzymy religie, wierzenia.. ) Naturalne sprawy..

 

Uważanie się za lepszą osobę np/ ponieważ interesuje się ezoteryka i widuje zmarłych wiem o światach niematerialnych jest żenujące. Taka osoba mierzy innych swoją miarą... Przez co nadal tkwi w swoim wyimaginowanym matriksie ego..:usmiech:

Edytowane przez Dharma
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcialbym sie z Wami podzielic pewna obserwacja, ktora daje mi sporo ,,do myslenia", a raczej która skoniła mnie do napisania tego tematu.

 

Czy odnosicie czasem wrazenie, że im bardziej utwierdzieliście się w swojej drodze postępowania i gdy osiągacie coraz większą pewność i spokój wewnętrzny, zaczyna to wtedy w coraz większym stopniu irytować osoby kroczące w innym kierunku? Czy nieobce są Wam określenia pdające pod Waszym adresem, że Wasze postępowanie nie jest zgodne z obowiązującymi powszechnie normami etc. Czy brzmi to znajomo dla ktoregoś z Was? Czy im bardziej odstępujecie z drogi tzw. norm czyli kiedy wychodzicie powoli z ,,matrixu", w coraz większym stopniu irytuje to osoby wciąż w nim będące?

 

Jestem bardzo ciekaw Waszych odpowiedzi.

 

 

mnie wielu ludzi chce zamordować za "herezję" którą rzekomo prawię. ale tak jak to widzę zwyczajnie depczę po psychicznych odciskach, naruszam idee za które większość ludzi jest gotowa poświęcić własne życie - biedne roboty

 

z resztą prowokator głęboko we mnie siedzi. prowokuję, szturcham, wywołuje różne emocje, jednocześnie dając sygnały do obserwacji obecnej sytuacji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
Gość sheina

Jeżeli ktoś uważa siebie za lepszego.... bo jest spokojny podczas gdy inni się chcą kłócić czy odczuwa jaką kolwiek wyższość wtedy mimo, ze utwierdza się w przekonaniu , że idzi ściezką rozwoju duchowego....

 

 

 

 

 

 

to jst jeszcze barrrrrrrrrrdzoooo daleko.... albo tak naprawdę jeszcze na nią nie wszedł i trwa wmiejscu pełnym zachwytu nad własną osobą i jej możliwościami, a nie innym człowiekiem i skromnością, która podczas tego rozwoju mieć powinien.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...