Skocz do zawartości

dom/kobieta


agentkabonda

Rekomendowane odpowiedzi

witam, jestem 21 letnia studentka :) prosilabym o zinterpretowanie snu. z gory dziekuje za pomoc i poswiecony czas.

sen pamietam od momentu jak w piekny, sloneczny dzien probuje w pospiechu zamknac drzwi wejsciowe do domu. udaje mi sie to zrobic ale doslownie w ostatniej chwili. samo zatrzasniecie drzwi mi nie wystarcza (sa otwierane przez domofon) zamykma je jeszcze na zamek dodatkowy. tak pospiesznie zamykam te dzrzwi przed kobieta- farbowana brunetka, zadbana, umalowana, nie wysoka tj jakiec 165 cm wzrostu, ma na twarzy nie przyjazny usmiech, taki szyderczy, ale jej smiechu nie slysze tylko usmiech widze. szybko biegne do mieszkania bo wiem ze ta kobieta bedzie probowala wejsc do niego przez otwarte okna. udaje mi sie zamknac okno w duzym pokoju i biegne do lazienki bo przypomina mie sie tam tez jest okno otwarte, jest to okno duze, takie jak w starych kamienicach, gdzie mozna osono otworzyc dol okna i gore. w moim snie wszystkie czesci okna sa pootwierane. jak wbiegam do lazienki to ta kobieta juz prawie weszla gorna czescia okna podbiegam i je z calej sily zamykam tak ze przycinam tym oknem tej kobiecie palce ale nie robie jej zadnej krzywdy tzn krew sie nie leje. kiedy zamykam gorna czesc ona probuje wejsc dolna to jakos noga ja wypycham i ta kobieta znika by pojawic sie w dzwiach mieszkania poniewaz drzwi wejsciowe otworzyla jej nasza sasiadka (sasiadka z mieszkania obok).

ja jestem zla i zdenerwowana ze tak sie stalo. na tym konczy sie moj sen. wiemjeszcz ze w mieszkaniu jest moja mama i siostra, nie widze ich ale wiem ze sa i wiem ze nic sobie nie roba z tego ze tak kobieta koniecznie chce wejsc do mieszkania. wiem ze ta kobieta ma zle zamiary ale jakos paniecznie sie jej nie boje ale nie chce aby weszla do mieszkania.

 

ten sen tym bardziej mnie nurtuje ze nie poraz pierwszy nie chce kogos wpuscic do domu i to jest zawsze w sloneczny dzien, pare razy tylko dzialo sie to w nocy. najczescie to jest tak ze w dzien bronie domu przed kobietami a w nocy przed mezczyznami.

 

prosilabym o interpretacje tego snu

dziekuje ipozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dziekuje za odpowiedz, rzeczywiscie nie do konca jestem pogodzona z tym jak wyglada moje zycie teraz. mialo wygladac zupelnie inaczej. studia to mial byc ten "zloty czas" w moim zyciu a tak patrzac to wcale tak nie jest i chyba nigdy przed tem nie bylam tak bardzo rozczarowana soba i tym co soba teraz reprezentuje. z trzymaniem ludzi na dystans to tez prawda zawsze staralam sie nie mowic o sobie wiecej niz trzeba a napewno nie okazywalam swoich slabosci bo nigdy nie wiesz kiedy przyjaciel okaze sie wrogiem. mam jedna zaufana przyjaciolke i to mi w zupelnosci wystarczy bo mojemu mezczyznie nie moge wszystkiego powiedziec, tego jak cos czuje bo on tego nie rozumie-pare razy juz probowalam i wystarczy mi tych prob, bo za kazdym razem jak probowalam wyzbyc sie gniewu mowiac o nim konczylo sie na tym ze moj facet swierdzal ze mowiac o tym tylko sie negatywnie nakrecam i po co w ogole o tym mysle, chyba sie zagalopowalam :oops: to nie jeste miejsce na takie wywody

 

jeszce raz dziekuje za interpretacje :grin:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie postrzegam Twoich wypowiedzi jako krytykowanie mnie czy cos w tym stylu ja to traktuje jako cenne uwagi. A z ta odwaga to jest tak ze jeszce jakies 2-3 lata temu to bylam najbardziej zakrecona osoba, pewna siebie, nie balam sie ryzyka, swiat byl moj i szlam przez zycie przebojem i... to mi odpowiadalo.

do pelni szczescia brakowalo mi mezczyzny, ja zaczelam studia to bardzo sie ich balam przedewszyskim tego ze sobie nie poradze a ja przeciez zawsze dawalam sobie rade a okazalo sie ze studia moze i ciezkie ale ludzie sa okej i jakos sie uspokoilam i sie zakochalam tzn poznalam chlopaka (obecnie jestesmy w jednej grupie) z ktorym dogadywalam sie bez slow i ktory mnie zaakceptowal taka jaka jestem a przedewszystkim moj nie wypazony jezyk :) no i myslalam ze osiagnelam pelnie szczescia. ale tak po ok trzech latach tego zwiazku ktoregos dnia dotarlo do mnie ze wczesniej mialam wszystko i do szczescia brakowalo mi chlopaka,a teraz jest zupelnei odwrotnie mam chlopaka i nic wiecej.

zastanawalam sie nad tym wszystkim, nad tym co bylo a co jest i doszlam do wniosku ze przez ostatnei trzy lata to za wiele nie osiagnelam- chodzi mi o rozwuj wlasny, intelektualny, ale i taki ogolny. teraz to moje zycie ogranicza sie to studiowania i bycia z moim mezczyzna bo na nic innego nie mam czasu a wczesneij to nie tylko nauka ale i wiele zajecie dodatkowych, nowi ludzie, znajomosci- ciagle cos sie dzialo, ciagle sie rozwijalam. teraz nie ma na to czasu. a dlaczego- bo tak dostosowalam sie do trybu zycia mojego faceta i jego rodziny. czyli ludzie mieszkajacy poza miastem majacy wlasne firmy ktore trzeba dogladac i ogolnie zabiegani ludzie- a ja chcialbym odetchnac pelna piersia znowu zawojowac caly swiat, tym bardziej ze juz pare razy pozalowalam ze nie poszlam za impulsem tylko posluchalam mojego faceta i "glosu rozsadku".

tak, jestem wewnetrznei rozdarta bo nie wiem czy chce aby moje, a wlasciwie nasze przyszle wspolne zycie wygladalo tak jak rodzicow mojego chlopaka, nie wiem czy chce dalej brnac w sytuacje w ktorej kocham i jestem kochana, ale nie do konca szczesliwa. :sad:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

:) powiem Ci cos z wlasnego doswiadczenia. Ja jestem w niewiele krotszym stazu w zwiazku i dlugo tak na prawde nie bylam szczesliwa, moze nie do konca to zauwazalam. Na poczatku to zawsze jest fajnie, a potem sie czlowiek dociera, a potem przyzwyczaja. No i tu gdzie zaczyna sie przyzwyczajanie, mieismy troche ciezich starc, a nawet sie rozeszlismy (na 3 dni :razz: ).Chce tu powiedziec, ze ja sie zmienilam i przestalam byc taka prawdziwa soba w tym zwiazku, dostosoalam sie wlasnie. Ale po tych naszych wstrzasach zaczelam sie budzic i rozumiec, ze tak nie moze byc. Wiec wracam do bycia soba, po woli zeby on nie czul sie z tym zle, czy dziwnie. Gownie po prostu zaczynam cos robic itd co lubie, tak jak lubie, informuje i nie "pytam" o zdanie,ale nie agresywnie. I staram sie jaknajblepiej pokazac mu jak jestem bardzo z tym szczesliwa no i poki co dziala dobrze (no bo jak kocha to chce zebym byla szzesliwa) i ja robie swoje, jestem soba, on to rozumie/popiera albo nie, ale akceptuje, bo to mi sprawia radosc :) A dzieki temu tez zyskalam wieksza pewnosc siebie, wazniejsze jest, zeby byc soba, niz byc z kims, bo jesli nie mozesz byc soba z kims, to ten ktos nie jest po prostu dla Ciebie, tak mysle :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...