Skocz do zawartości

Kościół uznaje 130 cudów eucharystycznych


siloam

Rekomendowane odpowiedzi

W uroczystościach przeniesienia cudownej Hostii w Sokółce wzięło udział kilkanaście tysięcy osób. Wierni z całego kraju zastanawiają się, czy to prawdziwy cud. Trzeba przypomnieć, że historia Kościoła zna ponad 130 cudów związanych z Eucharystią takich jak przemiana Hostii w kawałek ludzkiego ciała, wina mszalnego w krew ludzką, wieloletnie posty eucharystyczne, lewitacje i cudowne uzdrowienia.

 

 

Za pierwszy cud eucharystyczny uważa się przemianę Hostii i wina w kawałek ciała i krwi w klasztorze w Lanciano we włoskiej prowincji Chieti nad Adriatykiem w VIII wieku. W tamtejszym klasztorze ojców bazylianów jeden z kapłanów dręczony był wątpliwościami co do obecności Jezusa Chrystusa pod postaciami chleba i wina. Wątpliwości te naszły go także podczas sprawowanej Mszy św. Wówczas, gdy kończył wypowiadać słowa konsekracji, Hostia zamieniła się w kawałek ciała, a wino w ludzką krew. Zakonnik powiadomił o tym swoich współbraci. Wieść rozniosła się też po okolicy. Wykonano specjalny relikwiarz, w którym Ciało i Krew przechowywane są do dziś. Krew zamieniła się w pięć grudek, ale Ciało pozostało nienaruszone. W 1970 roku zbadano dokładnie cudowną Eucharystię. Badacze orzekli, że Ciało to fragment ludzkiego serca, bez śladów konserwacji, a Krew ma grupę AB.

 

 

Stwierdzone przypadki cudów eucharystycznych pochodzą głównie z Włoch, gdzie w okresie od roku 1000 do 1772 stwierdzono ich 16. Do najsławniejszych z nich należą zdarzenia w Trani (1000 r.), Ferrarze (28 marca 1171), Alatri (1228), we Florencji (30 grudnia 1230 i 24 marca 1595), w Bolsenie (1264), Offidzie (1273), Maceracie (25 kwietnia 1356), Turynie (6 czerwca 1453), Asti (25 lipca 1535 i 10 maja 1718), Sienie (14 sierpnia 1730) i San Pietro a Patierno (27 stycznia 1772). Opisy tych cudów znaleźć można w książce "Cuda Eucharystyczne" autorstwa Joan Carroll Cruz.

 

 

Jedno z ostatnich tego rodzaju zdarzeń odnotowano w 1984 r. w Watykanie w czasie Komunii św., której Jan Paweł II udzielał w swej prywatnej kaplicy grupie pielgrzymów z Azji. Gdy Komunię przyjmowała pewna Koreanka, hostia stała się kawałkiem ciała. Ojciec Święty w głębokim milczeniu pobłogosławił kobietę i udzielał dalej Komunii.

 

 

Cuda przeistoczenia miały miejsce, by umocnić wiarę w prawdziwą obecność Chrystusa podczas konsekracji. Zdarzały się także, gdy profanowano Najświętszy Sakrament. W 1194 roku w Augsburgu pewna kobieta postanowiła trzymać Hostię u siebie w domu. Przyjęła Komunię św., ale nie połknęła jej, schowała w chustę i zaniosła do domu. Po latach, dręczona wyrzutami sumienia wyznała prawdę kapłanowi, a ten po otwarciu zrobionego przez kobietę relikwiarza, zobaczył, że hostia zamieniła się w kawałek Ciała. Taki sam cud zdarzył się ponad sto lat później we Włoszech, kiedy młoda dziewczyna ukryła Hostię, by przekazać ją kobiecie, która miała z niej uczynić eliksir miłosny, a także, gdy pewna mężatka chciała z Komunii św. sporządzić lekarstwo na niewierność męża.

 

 

Również profanacja, której dokonano nieumyślnie, z niedopatrzenia, niedbalstwa lub bezmyślności samych kapłanów była powodem przemiany Najświętszego Sakramentu. W 1330 roku w Sienie we Włoszech pewien kapłan został wezwany do chorego. W pośpiechu nie umieścił Hostii w pudełeczku, lecz włożył ją między kartki brewiarza. Wokół niej na kartkach utworzyły się ślady krwi. Jedna z tych kartek przetrwała do dziś.

 

 

Eucharystia ma także uzdrawiającą moc. Pewien dominikanin, o. Franciszek Lerm, o którym niewiele informacji przetrwało do naszych czasów, z biegiem lat tracił wzrok, aż stał się niewidomy. Na modlitwie wyprosił cud i odzyskiwał wzrok tylko na czas sprawowania przez siebie Mszy św.

 

 

Niekiedy w Hostii widywano postać dziecka lub młodego mężczyzny. Taki cud zdarzył się w Polsce w czasach zaborów, w miejscowości Dubna (dziś znajduje się ona na terenie Ukrainy). W 1867 roku podczas czterdziestogodzinnego nabożeństwa, w czasie wystawienia Najświętszego Sakramentu wierni zauważyli nagle świetliste promienie wystrzeliwujące z Hostii. Po chwili w jej środku ukazała się postać Zbawiciela. Cud ten trwał aż do końca nabożeństwa i widziany był przez wszystkich zgromadzonych w kościele.

 

 

W historii Kościoła znane są także cuda zwane postami eucharystycznymi. Osoby, które go doświadczają, przez długi czas, niekiedy przez całe lata, żyją nie przyjmując pożywienia, a ich jedynym pokarmem jest codzienna Komunia św.

 

 

Jedną z pierwszych osób, która doświadczyła postu eucharystycznego, a o której zachowały się historyczne dokumenty, jest wiejska francuska dziewczyna Alpais, żyjąca na początku XIII wieku. Po wielu ciężkich chorobach została sparaliżowana, a jej jedynym pokarmem pozostawała codzienna Eucharystia. Przybywali do niej liczni pielgrzymi, także z książęcego rodu, a Kościół oficjalnie zbadał i uznał ten cud. Po śmierci Alpais została beatyfikowana.

 

 

 

Martha Robin.

 

Bogato udokumentowana jest także historia św. Mikołaja z Flüe w Szwajcarii, który żył pod koniec XV wieku. Pochodził z wiejskiej rodziny, jako żołnierz uczestniczył w czterech kampaniach wojennych. Po powrocie ożenił się i został ojcem dziesięciorga dzieci. Po ćwierćwieczu uzyskał od żony zgodę na rozpoczęcie życia pustelnika w pobliskiej dolinie. Tam, znany jako brat Klaus, przeżył 20 lat, nie jedząc i nie pijąc niczego. Przyjmował jedynie Komunię św. - raz w miesiącu.

 

 

We współczesnych czasach osobą, która przez kilkadzeisiąt lat żywiła się wyłącznie Eucharystią była słynna francuska mistyczka Marta Robin, ur. w 1902 r. a zmarła w 1991 r. Całe życie spędziła w swej rodzinnej wiosce - Châteauneuf-de-Galaure koło Lyonu. Od dzieciństwa była pobożna i pogodna. W wieku 16 lat zachorowała na zapalenie mózgu. 15 października 1925 r. w akcie zawierzenia całkowicie oddała się Bogu. W 1926 r. została sparaliżowana, od 1928 r. nie mogła spać ani przełykać, nie jadła więc nic i nic nie piła - przez 51 lat jedynym jej pokarmem była raz w tygodniu Eucharystia. 2 października 1930 r. otrzymała stygmaty - znaki męki Chrystusa na swym ciele: na stopach, dłoniach, boku i czole. Co tydzień przeżywała w swoim ciele i w duszy mękę Jezusa Chrystusa. W lipcu 1942 r. straciła wzrok.

 

 

Leżąc sparaliżowana przez ponad 50 lat, wciąż ofiarowywała się Bogu. Mówiła, że "każde życie jest drogą przez Kalwarię i każda dusza Ogrodem Oliwnym; tam każdy człowiek powinien w ciszy pić kielich swego życia. Każde chrześcijańskie życie jest Mszą, a każda dusza jest na tym świecie «Hostią». (...) Hostia waszej Mszy to wy sami; wy, czyli to wszystko, czym jesteście, co macie, co robicie".

 

 

Marta Robin odegrała niewykle ważną role w najnowszej historii Kościoła francuskiego. Była duchową przewodniczką wielu znanych postaci, liderów powstających w tym kraju nowych wspólnot katolickich.

 

 

Bezpośrednio z jej inspiracji powstały "Ogniska Miłości" (Foyers de Charite). Pierwsze Ognisko Miłości założył na prośbę Marty Robin jej przyszły spowiednik ks. Georgres Finet (1898-1990) z Lyonu. Obecnie działają one w 40 krajach. Spośród 75 takich placówek 14 jest we Francji, a 2 w Polsce: w Olszy koło Rogowa w archidiecezji łódzkiej i w Kaliszanach koło Józefowa nad Wisłą w archidiecezji lubelskiej.

 

 

Post Eucharystyczny

 

 

Post eucharystyczny wiąże się z brakiem apetytu, niechęcią lub wręcz wstrętem do jedzenia. W bardzo drastycznej formie przeżywała go św. Katarzyna ze Sieny. Z relacji jej spowiednika wynika, że mimo starań, by odżywiać się normalnie, święta nie mogła się przemóc. Żołądek nie trawił niczego i św. Katarzyna zwracała wszystko, nawet wodę.

 

 

Postu eucharystycznego doświadczały także osoby żyjące w XX wieku, m.in. Alexandrina da Costa (zm. W 1955 r.) i Teresa Neumann (zm. W 1962 r.).

 

 

Otrzymać Komunię z rąk Pana

 

 

Święci, którzy z różnych przyczyn pozbawieni byli na jakiś czas możliwości przystępowania do Komunii św. otrzymywali łaskę cudownego jej przyjmowania. Jednym z nich był św. Stanisław Kostka (zm. W 1568 r.). Gdy przygotowywał się do wstąpienia do zakonu jezuitów, zachorował i musiał zatrzymać się u pewnej luterańskiej rodziny. Gospodarze nie zgodzili się na sprowadzenie kapłana z Komunią św. Stanisław modlił się żarliwie do św. Barbary, patronki sakramentu pokuty i Komunii św. w godzinie śmierci. Święta zjawiła się w asyście anioła i przyniosła Eucharystię.

 

 

Dominikańskie przekazy mówią o podobnym cudzie, jakiego doświadczyła najmłodsza dominikańska święta, 11-letnia Imelda. Był rok 1333. Imelda od roku już należała do zakonu. Przyjęto ją z wielkimi oporami, ale ze względu na młody wiek nie dopuszczano do Komunii. Imelda bardzo cierpiała, obserwując każdego dnia jak inne dominikanki przyjmują Eucharystię. W dniu jej śmierci zdarzył się cud i Hostia zawisła nad głową dziewczynki. Zakonnice, które były świadkami tego wydarzenia, powiadomiły o tym sprawującego mszę św. kapłana. Ów podszedł do dziewczynki, dotknął Hostii nad jej głową i podał Imeldzie. Młodziutka dominikanka umarła w chwilę po spożyciu Komunii św.

 

 

Dar łez...

 

 

Niektórzy święci otrzymali także dar łez za grzechy własne lub z powodu cierpień Jezusa Chrystusa. Podczas Eucharystii płakali ku uwielbieniu Boga i dla wynagradzania za grzechy. Najbardziej znana spośród nich jest św. Klara (zm. W 1253 roku). Inny święty, Feliks z Cantalice (zm. W 1587 r.), płakał tak bardzo podczas mszy św., że nie mógł recytować modlitw mszalnych.

 

 

Oprócz daru płaczu, święci wyróżniani byli za swoją niezwykłą miłość do Chrystusa w Eucharystii świetlistymi aurami, ognistą łuną i ekstazą. Cuda te były udziałem m.in. św. Ignacego Loyoli, założyciela zakonu jezuitów.

 

 

Ekstazie, jaką odczuwają święci adorując Najświętszy Sakrament niekiedy towarzyszyła lewitacja, czyli unoszenie się w powietrzu. Św. Józef z Cupertino (zm. w 1663 r.), którego niemal codzienne lewitacje były bogato udokumentowane, został patronem podróżujących w powietrzu. Dar lewitacji wzbudza u świadków podziw, ale także strach, niekiedy także o życie świętej osoby. Sami lewitujący zazwyczaj wspominali to zjawisko jako łagodne unoszenie się. Jedynie św. Teresa z Avili wyznała, że jej własne lewitacje wywoływały w niej również bojaźń przed niezwykłą siłą i mocą Boga, który "nie zadowala się przyciąganiem ku sobie tylko duszy, lecz pragnie także i ciała".

 

 

 

Katolicka Agencja Informacyjna

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystkie wizje Świętych to było uszkodzenie mózgu ,Padaczka (Epilepsia) nazwana nawet świętą chorobą ,dotego dochodziła jeszcze Schizofrenia i wizja nieziemska gotowa ,przekazana z mocą sugestii innym ludziom była opisywana jako cud ,bo któż z prostych ludzi nie uwierzył w cuda skoro wielu ludzi je potwierdziło.,a nie było dowodu oszustwa .

Tak siła odpowiedniej sugestii to potęga,wielu psychoterapeutów i hipnotyzerów obecnie wykorzystuje siłę,sugestii w celach terapeutycznych.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystkie wizje Świętych to było uszkodzenie mózgu ,Padaczka (Epilepsia) nazwana nawet świętą chorobą ,dotego dochodziła jeszcze Schizofrenia i wizja nieziemska gotowa ,przekazana z mocą sugestii innym ludziom była opisywana jako cud ,bo któż z prostych ludzi nie uwierzył w cuda skoro wielu ludzi je potwierdziło.,a nie było dowodu oszustwa .

 

Pit, wiesz to jest takie gadanie.... nie dojdziemy prawdy, tym bardziej,

że wszystkie OOBE, wizje, doznania pod czas medytacji czy inne rzeczy, które się dzieją u człowieka -

TEŻ możemy uznać za jakieś "uchybienia" czy psikus naszego umysłu......

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystkie wizje Świętych to było uszkodzenie mózgu ,Padaczka (Epilepsia) nazwana nawet świętą chorobą ,dotego dochodziła jeszcze Schizofrenia i wizja nieziemska gotowa ,przekazana z mocą sugestii innym ludziom była opisywana jako cud ,bo któż z prostych ludzi nie uwierzył w cuda skoro wielu ludzi je potwierdziło.,a nie było dowodu oszustwa .

Tak siła odpowiedniej sugestii to potęga,wielu psychoterapeutów i hipnotyzerów obecnie wykorzystuje siłę,sugestii w celach terapeutycznych.

 

Potrafisz to udowodnić? Że cuda to jedna wielka sciema i oszustwo?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakże nie kanibalizm? Na ołtarzu zachodzi przeistoczenie wina i chleba w krew i ciało. Boga, który był człowiekiem (sama w sobie sprzeczność, zwłaszcza wobec chrześcijańskiego zamiłowania do rzeczy absolutnych, bogów absolutnych też). Następnie pożera to kapłan. Następnie wierni. Część cudów eucharystycznych, również tych uznanych, polega na tym, że komunikanty zmieniają się w kawałek surowego, skrwawionego mięsa... jak to było w cudzie w Dubnej - niekiedy wręcz w ustach spożywającego. Więc jak tego nie nazwać kanibalizmem?

 

Łamanie tabu dotyczącego spożywania mięsa osobników własnego gatunku występuje w różnych kulturach, późniejszych niż wspólnoty plemienne, w których zresztą kanibalizm też miał konkretny cel. W wypadku chrześcijan, jest to wspólnotowa "uczta miłości" - ale czy tylko? Nie chce mi się jednak wchodzić w dalsze dywagacje nad obrzydliwością i hipokryzją tej religii... znudziło mi się :P

Edytowane przez Hrefna
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No Virusik jeszcze nie,ale wystarczy nieco rozsądku i zdroworązsądkowej krytyki ,wiem że jestem bliski udowodnienia fałszu wszelkich tzw.cudów i paranormalii ,narazie napiszę jako dowód teoretyczny tylko tyle ,a jako że nie piję od lat żadnych napojów alkoholowych nie spożywam ,nic ,ani piwa ,ani też żadnych psychotropów ,to zawsze uchodziłem za alkoholika ,Medytacja zastępuje mi wszystkie narkotyki,alkohol i psychotropy na ziemi razem wzięte :)

 

-Bo albo konsekwentny Rozwój Duchowy ,albo Schizy i Chalucynacje Alkoholowe gdzie myli się je z prawdziwymi doznaniami duchowymi i mistycznymi doznaniami .

A Promile alkoholowe świetnie przenoszą wszelkie,prawdziwe czy fikcyjne informacje z jednego umysłu podświadomego do drugiego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakże nie kanibalizm? Na ołtarzu zachodzi przeistoczenie wina i chleba w krew i ciało. Boga, który był człowiekiem (sama w sobie sprzeczność), zwłaszcza wobec chrześcijańskiego zamiłowania do rzeczy absolutnych, bogów absolutnych też. Następnie pożera to kapłan. Następnie wierni. Część cudów eucharystycznych, również tych uznanych, polega na tym, że komunikanty zmieniają się w kawałek surowego, skrwawionego mięsa... jak to było w cudzie w Dubnej - niekiedy wręcz w ustach spożywającego. Więc jak tego nie nazwać kanibalizmem?

 

Łamanie tabu dotyczącego spożywania mięsa osobników własnego gatunku występuje w różnych kulturach, późniejszych niż wspólnoty plemienne, w których zresztą kanibalizm też miał konkretny cel. W wypadku chrześcijan, jest to wspólnotowa "uczta miłości" - ale czy tylko? Nie chce mi się jednak wchodzić w dalsze dywagacje nad obrzydliwością i hipokryzją tej religii... znudziło mi się :P

 

Ludzie, skąd u was tyle jadu?...... narzeka się na innych, że są nie tacy, nieuczciwi, zawistni itd. a tak na prawdę połowa tych narzekających, co robi? ......... zachowuje się tak samo, jedynie w wygodnej dla nich formie i wypowiada się w wygodnym temacie.

Edytowane przez KataMusica
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ależ to kwestia czystej logiki. To raz. Jeśli uważa się, że bóg był człowiekiem, to jak nazwać spożywanie jego ciała, jeśli nie kanibalizmem? Zwłaszcza że w katolicyzmie, prawosławiu, u ormian i etiopczyków, przeistoczenie na ołtarzu nie jest symbolem, jest rzeczywiste, czego teoretycznie dowodzą też cuda eucharystyczne z listy przedstawionej powyżej.

 

A dwa, że nie będę tolerowała religii uznającej się za jedynie słuszną, wbijającej człowieka w poczucie, że jest słaby, mały, grzeszny i potrzebuje zbawienia (tylko co to w ogóle jest, po co i do czego służy, poza obietnicą uwolnienia ludzi od nie-wiadomo-czego, ale dopiero po śmierci, odwracając ich uwagę od życia tu i teraz), po czym mu to zbawienie oferującej; utrzymującej go - właśnie między innymi przez rytualny kanibalizm czy tabu seksualne itp. - pod kontrolą, robiącej wodę z mózgu swoim wyznawcom, sprawiając, że nie są w stanie myśleć samodzielnie, powtarzając tylko dyktowane przez urząd nauczycielski kościoła brednie i komunały, ubezwłasnowolniającej ich przez sakramenty i rzucającej na żer tworowi, którego nazywa bogiem. Tak ją postrzegam, nie tylko ja zresztą. Do swojego zdania mam prawo. To, że nie postrzegają jej tak jej nieszczęśliwi, zaślepieni wyznawcy, nie czyni z nich ludzi złych, ale nieszczęśliwych, ubezwłasnowolnionych, sterowanych zarówno przez organizację, jak i egregora czy demona, którego nazywają bogiem i mu się na pastwę oddają, tracąc własne "ja"... w każdym razie niezdolnych do samodzielnego myślenia na tematy religijne czy ostateczne.

 

Jak to napisał Alhean:

Podejrzewam, że niektórzy czytelnicy tego tekstu, o ile dotrą do tego miejsca, wyrażą swoje głębokie oburzenie na fakt targnięcia się na świętości. Im większa ich złość, tym silniej zainstalowany u nich ów egregor, o którym wspominałem. Im silniejszy protest, tym większa pewność, że mam rację. Im żarliwiej będą protestować, tym bardziej potrzebują pomocy.

 

I takiej religii będę zawsze mówiła "nie", krytykując ją wszędzie, gdzie to będzie możliwe - i pomagając uwolnić się od niej różnym ludziom którzy mają odwagę podnieść głowę i powiedzieć "dosyć". Może krytyka nie będzie tak ostra jak w wypadku Alheana i jego dwóch znanych artykułów:

Taraka: Złodzieje dusz

Taraka: Piecz czyli jak ukra czowiekowi dusz

jednak z ogólnym zarysem jego wypowiedzi i tym jak chrześcijaństwo postrzega, się zgadzam, jestem tylko nieco mniej surowa w osądzie...

 

 

Oto bardzo ładny cytat z Alheana (dowodzący zresztą, że niezależnie od zdania osób dyskutujących w tym temacie, również inni postrzegają kanibalizm jako kanibalizm i nie boją się (zapewne w imię poprawności politycznej) nazywać rzeczy po imieniu:

Kapłani karmią adepta ciałem i krwią zbawiciela. Rytualny posiłek, zamieniono w kolejny obrzęd magiczny. Najpierw mówią adeptowi że jest winny, że w mistyczny sposób brał udział w mordzie na Mesjaszu. Każą mu jeść jego ciało i pić jego krew. W ten sposób łamane jest tabu kanibalizmu. Eucharystia chrześcijańska, z konsumpcją ciała i krwi Jezusa, ma te same cechy, co rytualny kanibalizm, mimo że została przeniesiona do sfery symbolicznej. W magii coś jest tym, za co to coś uznajesz. Jeśli uznasz, że kawałek chleba jest ciałem Jezusa to w magiczny sposób on się nim staje. Działa to do tego stopnia, że odnotowano udokumentowane i zweryfikowane naukowo wypadki, że konsekrowana hostia zamieniała się w ustach adepta w kawałek skrwawionego, ludzkiego mięsa. [Tzw. Cud w Dubnej, Polska, rok 1867; Cud w Stich, Niemcy, rok 1970. Jedno z ostatnich tego rodzaju zdarzeń odnotowano w 1984 r. w Watykanie w czasie komunii , której Jan Paweł II udzielał w swej prywatnej kaplicy grupie pielgrzymów z Azji. Gdy Komunię przyjmowała pewna Koreanka, hostia stała się kawałkiem ciała ludzkiego. Znane są 132 udokumentowane przypadki podobnych wydarzeń. przyp. autora].

 

Chrześcijaństwo szkodzi ludziom i ich niszczy. Należy w końcu zacząć o tym mówić głośno, przedstawiając jego ofiarom drogi alternatywne i pokazując, że to, że w czymś wyrośli, a byli włączeni do wspólnoty w niemowlęctwie i wbrew własnej woli, nie musi być ramami, w których spędzą resztę życia. Na szczęście projekt "Anonimowych Apostatów" dzięki między innymi Jóźwiakowi, zaczyna odżywać...

Edytowane przez Hrefna
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To, że nie postrzegają jej tak jej nieszczęśliwi, zaślepieni wyznawcy, nie czyni z nich ludzi złych, ale nieszczęśliwych, ubezwłasnowolnionych, sterowanych zarówno przez organizację, jak i egregora czy demona, którego nazywają bogiem i mu się na pastwę oddają, tracąc własne "ja"... w każdym razie niezdolnych do samodzielnego myślenia na tematy religijne czy ostateczne.

 

Zależy jak kto podchodzi do wiary, ty mówisz o pełnym przestrzeganiu jakichś zasad, norm tam wlepionych,

a ja patrzę na to, jak ludzie to odbierają.

 

 

Chrześcijaństwo szkodzi ludziom i ich niszczy.

 

Href, ja znam wielu ludzi właśnie będących w tej religii i wcale bym nie powiedziała, że ich to niszczy. Są przyjaźni, szczęśliwi,

nie zawracają sobie du.y pierdołami, obgadywaniem innych, patrzeniem im na ręce. Nie mówię o tzw. moherowych beretach,

bo co te Panie robią to wszyscy widzimy, ale na ich czyny może wiele rzeczy wpływać tak naprawdę. Bardziej mi chodzi

o tych, którzy potrafią się cieszyć życiem i pokładają nadzieję w kimś, tym kimś jest tutaj Bóg. Nie wiemy czy się mylą czy nie,

ale mają tę podporę dla siebie, są tego pewni, spokojni o swoje życie - to działa na ich psychikę, więc i na nich. Proste...

Może są jakieś zasady, które nie wszystkim odpowiadają, ale większość tych nieodpowiadających, to głównie te niewygodne.

 

Należy w końcu zacząć o tym mówić głośno, przedstawiając jego ofiarom drogi alternatywne i pokazując, że to, że w czymś wyrośli, a byli włączeni do wspólnoty w niemowlęctwie i wbrew własnej woli, nie musi być ramami, w których spędzą resztę życia.

 

Wiarę można zawsze zmienić, ale muzułmanin urodzony w rodzinie z tą wiarą, też od dziecka jest jej uczony,

ktoś też wybrał za niego. Z resztą nie tylko z wiarą tak jest, a ze wszystkim, ze schematami, które się już od dawien dawna

ciągną, jak np. szkoły, praca, konieczność związku (szczególnie dawniej na wsiach, gdzie nie do pomyślenia był brak męża,

co jest dla mnie osobiście śmieszne i OGRANICZAJĄCE).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kata, mnie nie chodzi o to, czego ktoś jest uczony. Mnie tu chodzi o zależności czysto magiczne... I tak samo islam jest zresztą religią szkodliwą, odwołuje się do tego samego pola mocy, choć innego w nim podegregora... To, że ktoś mnie ocenia z tego powodu, że nie mam męża (a że zginął facet z którym byłam zaręczona, miałam 21 lat wtedy, jakoś okazało się, że i mi małżeństwo niepisane, zresztą od yyyyy....nastu (mówiąc delikatnie) lat nie żyłam w stałym związku (dobra, pomijając ojca mojej zmarłej córeczki, ale go nie liczę, bo przeraził się ciąży i zwiał :P) i związku już nie chcę, jestem klasycznym przykładem guślarki, samotnie żyjącej na skraju społeczności, chata za wsią, te sprawy - ale to dygresja) - czy ocenia z tego powodu kogokolwiek - jest, owszem, ograniczające. Ale nie rzuca go na pokarm demonowi, który się jego siłą życiową karmi, a po jego śmierci, mimo żywionego przez całe życie przekonania, że będzie taki delikwent "żyć wiecznie w jego świetle" - pożre go i uczyni cząstką siebie...

 

Ze schematów, w które zostało się wtłoczonym, które nam w procesie wychowania wbijano do głowy, wyzwolić się można, wystarczy tylko uświadomić sobie, że sie w nich wzrastało i dostrzec ich skutki. Nie potrzeba do tego nawet pomocy osób trzecich, czy jakichkolwiek bogów, można to dostrzec w sobie samemu i samemu zmienić cechy, które w ich wyniku narosły. Ze skutków mentalnych spowodowanych przez chrześcijańską magię kapłańską, z efektów jakie w psychofizyczno-duchowym konglomeracie, jakim jest człowiek, pozostawiają świadomie i z pełnym otwarciem się na nie przyjmowane sakramenty, wywikłać się już nie tak łatwo.

 

To nie jest kwestia samej wiary... to jest kwestia tego, w kogo się wierzy. Moim zdaniem ci szczęśliwi, spełnieni "katolicy" odwołują się do innej istoty, niż kościół, do którego - jak im się wydaje - należą - i całe to ich szczęście. Nazwałabym roboczo to coś egregorem "istoty wyższej", jak nazywają to Amerykanie, bogiem new age, istotą powstałą w umysłach wiernych na kanwie judeochrześcijańsiego boga, ale z nim nie tożsamą. Jest tworem masy ludzi wierzących w podobny sposób i ze względu na liczbę wyznawców uzyskał dość już sporą samodzielność - powiedziałabym że w dzisiejszych czasach na całe szczęście ma więcej wyznawców niż ten stricte chrześcijański. Zresztą to zwykle ci sami ludzie, którzy zazwyczaj religijne nakazy i zakazy traktują wybiórczo, omijają niewygodne - taki np. seks przed- czy pozamałżeński nie jest dla nich zły, nie odczuwają przymusu nawracania innych i wskazywania im drogi, nie wzdragają się przed ezoteryką, potrafią myśleć o czerpaniu z życia przyjemności, a nie tylko o tym, by zasłużyć na zbawienie... itede, potrafią głośno mówić o tym, że kościół powinien zostać zreformowany... nie naginają się do stawianych wiernym wymagań. Bóg jest gdzieś w ich głowach obecny, ale na zupełnym marginesie ich życia - bardziej na zasadzie "jak trwoga to do..." - właśnie jako ten punkt odniesienia, dajacy oparcie, gdy go zaczyna brakować w sobie lub ludziach wokół. I nie są świadomi tego, że stawia ich to poza nawiasem wspólnoty, poza marginesem kościoła - a jednocześnie to nieświadome samowykluczenie ratuje ich przed wpływem tej organizacji, w swoich założeniach i zarysach od samych podstaw szkodliwej... Nawet sam fakt, że są w stanie o sprawach religijnych myśleć samodzielnie i nie zgadzać się z urzędem nauczycielskim kościoła - już ich z tego kościoła wyklucza - na całe ich szczęście - bo albo przyjmujesz całą doktrynę co do joty i starasz się ją wprowadzać w życie, albo do określania się jako "katolik" nie masz prawa, czego jednak większość wyznawców nie jest świadoma... zresztą i kapłani dbający o liczbę duszyczek stali się w tej kwestii liberalniejsi - na nieszczęście dla trwałości przekazu religijnego, na szczęście dla wyznawców.

Edytowane przez Hrefna
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale nie rzuca go na pokarm demonowi, który się jego siłą życiową karmi, a po jego śmierci, mimo żywionego przez całe życie przekonania, że będzie taki delikwent "żyć wiecznie w jego świetle" - pożre go i uczyni cząstką siebie...

 

Nie wiem, zupełnie mam na to inne spojrzenie, te teksty o jakimś panowaniu nad ludźmi wydają mi się przesadzone.

Ale to moje zdanie.........

 

Moim zdaniem ci szczęśliwi, spełnieni "katolicy" odwołują się do innej istoty, niż kościół, do którego - jak im się wydaje - należą - i całe to ich szczęście. Zresztą to zwykle ci sami, którzy zazwyczaj religijne nakazy i zakazy traktują wybiórczo, omijają niewygodne - taki np. seks przed- czy pozamałżeński nie jest dla nich zły, nie odczuwają przymusu nawracania innych i wskazywania im drogi, nie wzdragają się przed ezoteryką, potrafią myśleć o czerpaniu z życia przyjemności, a nie tylko o tym, by zasłużyć na zbawienie... itede, potrafią głośno mówić o tym, że kościół powinien zostać zreformowany... nie naginają się do stawianych wiernym wymagań. Bóg jest gdzieś w ich głowach obecny, ale na zupełnym marginesie ich życia - bardziej na zasadzie "jak trwoga to do..." - właśnie jako ten punkt odniesienia, dajacy oparcie, gdy go zaczyna brakować w sobie lub ludziach wokół.

 

Nie, gdyby było tak jak piszesz, to nie podałabym tego przykładu :)

Właśnie jest odwrotnie, to ludzie żyjący z godnie z normami kościoła, bez wybitnych zachcianek,

wybryków seksualnych czy innych rzeczy ogólnie uznawanych za coś niezbędnie potrzebnego do życia.

A jednak i bez tego potrafią się cieszyć i żyć pełnią życia (tą która dla nich jest wystarczająca oczywiście).

Ludzie mają naprawdę różne potrzeby, wiem po sobie, że różnią się one od tych typowo zakładanych.

 

Ale przecież bycie katolikiem, to nie tylko zakazy i nakazy........

Dlaczego często same negatywy się wyciąga?

Pewnie też dlatego, że jeśli jesteśmy PRZECIWKO czemuś, to podejmuje się wyzwanie, żeby jak najwięcej

rzeczy odpychających pokazać, to dość normalne.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale zakazy i nakazy stanowią podstawę tej religii... podobnie jak każdej religii "objawionej", podobnie jak wszystkich chrześcijańskich mdyfikacji. Jeśli się ich nie przestrzega, stawia się siebie poza jej marginesem. Albo w najdelikatniejszej wersji - jest się hipokrytą. Oczywiście, są też rzeczy w obiegowym pojęciu pozytywne - jak moralność z owych zakazów i nakazów (Dekalog to przecież absolutne zakazy) wypływająca - problem w tym, że jest dyktowana... na szczęście osiem (tyle ich bodaj było chyba) błogosławieństw to już nie nakazy a tylko wskazówki ("błogosławieni cisi i pokornego serca, albowiem oni..." <-- rzyg).

 

Obecni tu chrześcijanie nawracają i krytykują pewne rzeczy przez pryzmat swojego punktu widzenia - zresztą przecież inaczej im nie wolno. Obecni tu przeciwnicy chrześcijaństwa robią dokładnie coś przeciwnego - to oczywiste i normalne, zgadzam się z Tobą. Jedni i drudzy mają do tego prawo, z jedną różnicą - chrześcijanie będą starali się NAKŁONIĆ swoich przeciwników do przyjęcia ich punktu widzenia - taki ich obowiązek, niechrześcijanie mogą tylko swoje zdanie do porzygu powtarzać, dając ludziom pod rozwagę, niech poznają i taki punkt widzenia, a potem na bazie różnych, z którymi się spotkają, stworzą sobie własny lub przyjmą któryś z prezentowanych. Ale nikogo do przyjęcia go nie będą nakłaniać czy zmuszać, nie będą też uważać, że ich zdanie jest lepsze od innego zdania - tak, moje zdanie jest moje, mojsze od zdania caliah czy siloama, ich zdanie jest ich - i przy tym pozostańmy - dla nich ich zdanie jest właściwe, dla mnie z gruntu błędne, ale niech sobie myślą co chcą, przecież to w rezultacie ich własna sprawa.

 

Trzeba ludziom pokazywać inne niż "powszechnie obowiązujące" punkty widzenia - to daje im więcej możliwości wyboru... i między innymi po to się w takich tematach wypowiadam - nie PRZEKONUJĘ nikogo do mojego zdania, jednak prezentując je pokazuję, że można myśleć inaczej... co zrobią z tym czytelnicy czy dyskutanci, to już ich własny wybór.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale zakazy i nakazy stanowią podstawę tej religii... podobnie jak każdej religii "objawionej", podobnie jak wszystkich chrześcijańskich mdyfikacji. Jeśli się ich nie przestrzega, stawia się siebie poza jej marginesem. Albo w najdelikatniejszej wersji - jest się hipokrytą. Oczywiście, są też rzeczy w obiegowym pojęciu pozytywne - jak moralność z owych zakazów i nakazów (Dekalog to przecież absolutne zakazy) wypływająca - problem w tym, że jest dyktowana... na szczęście osiem (tyle ich bodaj było chyba) błogosławieństw to już nie nakazy a tylko wskazówki ("błogosławieni cisi i pokornego serca, albowiem oni..." <-- rzyg).

 

Może nie tyle zakazy, co kierowanie człowieka ku dobremu, dla przykładu:

jeśli nie szanujesz swojej matki czy ojca, albo zabijesz kogoś, to jesteś dobry?

Raczej nie.... ALE można też rozważać sytuację (ku radości wypominającym "niakatolikom" :D) gdzie dochodzi do zagrożenia życia -

miałam dać się zabić czy sama zabić? Jestem zła jak zabiłam bo się broniłam?

 

Tak poważnie, to nie wiem czy istnieje osoba, która przestrzega codziennie, z minuty na minutę

wszystkich spaw dotyczących tej religii. Wydaje mi się, że to wszystko jak zwykle, kwestia podejścia.

Tak samo jest z księżmi, jedni powiedzą, że słuchanie Muzyki gdzie teksty nie nakłaniają do tej wiary,

a wręcz przeciwnie - to grzech, a inni stwierdzą, że jeśli traktujesz to jako zwykłe teksty, bez przekazu

dla siebie, to nic w tym złego.

 

Jedni i drudzy mają do tego prawo, z jedną różnicą - chrześcijanie będą starali się NAKŁONIĆ swoich przeciwników do przyjęcia ich punktu widzenia - taki ich obowiązek, niechrześcijanie mogą tylko swoje zdanie do porzygu powtarzać, dając ludziom pod rozwagę, niech poznają i taki punkt widzenia, a potem na bazie różnych, z którymi się spotkają, stworzą sobie własny lub przyjmą któryś z prezentowanych.

 

No tak, tylko że katolicy nawracają (ale i też nie zawsze tak jest, to nie jest jakiś jeden wielki mózg zlepiony z ludzi :D), bo mają do czego/kogo,

a ci "niekatolicy" często TEŻ krytykują, a nie mają nic do zaoferowania konkretnego, dlatego nie "nawracają" do niczego. Być może jest to jakiś

istotny punkt zaczepienia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No Virusik jeszcze nie,ale wystarczy nieco rozsądku i zdroworązsądkowej krytyki ,wiem że jestem bliski udowodnienia fałszu wszelkich tzw.cudów i paranormalii ,narazie napiszę jako dowód teoretyczny tylko tyle ,a jako że nie piję od lat żadnych napojów alkoholowych nie spożywam ,nic ,ani piwa ,ani też żadnych psychotropów ,to zawsze uchodziłem za alkoholika ,Medytacja zastępuje mi wszystkie narkotyki,alkohol i psychotropy na ziemi razem wzięte :)

 

-Bo albo konsekwentny Rozwój Duchowy ,albo Schizy i Chalucynacje Alkoholowe gdzie myli się je z prawdziwymi doznaniami duchowymi i mistycznymi doznaniami .

A Promile alkoholowe świetnie przenoszą wszelkie,prawdziwe czy fikcyjne informacje z jednego umysłu podświadomego do drugiego.

 

Widzisz, ja nie palę, nie piję (wogóle nie piję alko), nie wciągam, nie medytuję, nie cierpię na schizofrenię, nie biorę psychotropów ani jemu podobnych lub pochodnych, a sama na sobie doświadczyłam pewnego takiego zdarzenia, nie będę o tym pisać szerzej bo to moja prywatna sprawa czego on dotyczył, natomiast wiem że on był, że się dokonał i go nie neguję.

 

No :)

Edytowane przez Virus
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kata:

No tak, tylko że katolicy nawracają (ale i też nie zawsze tak jest, to nie jest jakiś jeden wielki mózg zlepiony z ludzi :D), bo mają do czego/kogo,

a ci "niekatolicy" często TEŻ krytykują, a nie mają nic do zaoferowania konkretnego, dlatego nie "nawracają" do niczego. Być może jest to jakiś

istotny punkt zaczepienia.

Dlaczego nie mają nic do zaoferowania? Katolicy oferują zbawienie... niekatolicy oferują wolność. Swobodę wyboru. Życie bez poczucia winy, pojęcia grzechu, wolne od pokory...

 

Tak poważnie, to nie wiem czy istnieje osoba, która przestrzega codziennie, z minuty na minutę

wszystkich spaw dotyczących tej religii. Wydaje mi się, że to wszystko jak zwykle, kwestia podejścia.

Tak samo jest z księżmi, jedni powiedzą, że słuchanie Muzyki gdzie teksty nie nakłaniają do tej wiary,

a wręcz przeciwnie - to grzech, a inni stwierdzą, że jeśli traktujesz to jako zwykłe teksty, bez przekazu

dla siebie, to nic w tym złego.

A jeśli ktoś NAZYWA się katolikiem a nie STARA SIĘ przynajmniej z minuty na minutę przestrzegać wszystkich spraw związanych z tą religią, nie dość że jest hipokrytą, to jeszcze świadomie grzeszy... jasne, do pozbycia się tego wymyślono sakrament pokuty (wewnętrzna hipokryzja systemu hipokrytów), cóż z tego, skoro po postanowieniu poprawy idzie się dalej grzeszyć? Takie samonapędzające się kółeczko.

 

 

Może nie tyle zakazy, co kierowanie człowieka ku dobremu, dla przykładu:

jeśli nie szanujesz swojej matki czy ojca, albo zabijesz kogoś, to jesteś dobry?

Raczej nie.... ALE można też rozważać sytuację (ku radości wypominającym "niakatolikom" :D) gdzie dochodzi do zagrożenia życia -

miałam dać się zabić czy sama zabić? Jestem zła jak zabiłam bo się broniłam?

Widzisz, przykład z zabiciem lub daniem się zabić jest dla mnie przynajmniej zupełnie z sufitu - mnie zakazy Dekalogu nie dotyczą, dotyczą mnie tylko zakazy prawne. I rozpatruję sprawy na zupełnie innej zasadzie - na przykład czy OPŁACA mi się zabić (załóżmy) człowieka, który mnie zhańbił i iść za to siedzieć - w zależności od tego, ilu i jakich świadków znajdę - od ośmiu do 25 lat? Moim DOBREM byłoby zabicie osoby, która mnie skrzywdziła, wcale niekoniecznie w samoobronie - po prostu dla samej przyjemności zemszczenia się... dlatego tutaj zupełnie w spojrzeniu na sprawę będziemy się mijać...

 

 

[EDIT] Przy czym generalnie, chrześcijanin, słuchając nakazu nadstawiania drugiego policzka, POWINIEN dać się zabić. Jeśli chce być w zgodzie ze swoją religią i Bogiem, niekoniecznie z sobą. POWINIEN w takiej sytuacji zostać męczennikiem... Zabójstwo w samoobronie jest działaniem wbrew pokorze... wbrew miłości bliźniego... jest stawianiem swojego życia ponad życie tego, który zaatakował, zamiast mu ustąpić... bliźniego przecież trzeba kochać jak siebie samego, a bardziej jeszcze trzeba kochać wrogów, bo kochanie tych, którzy nam sprzyjają, zdaniem tej religii, nie jest niczym szlachetnym...

 

A jeśli Twój ojciec pije i katuje Twoją matkę, i posuwa pięcioletnią siostrzyczkę, to czy dobrze jest go szanować? A czy dobrze jest szanować matkę, która temu ojcu pozwala się katować i patrzy na to, jak pieprzy jej małe dziecko, a w żaden sposób na to nie reaguje, bojąc się że go straci? Jakby było kogo chcieć przy sobie zatrzymać?

Edytowane przez Hrefna
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A jeśli Twój ojciec pije i katuje Twoją matkę, i posuwa pięcioletnią siostrzyczkę, to czy dobrze jest go szanować? A czy dobrze jest szanować matkę, która temu ojcu pozwala się katować i patrzy na to, jak pieprzy jej małe dziecko, a w żaden sposób na to nie reaguje, bojąc się że go straci? Jakby było kogo chcieć przy sobie zatrzymać?

 

Takie patologie zdarzają się wszędzie a matka (głupia bądź co bądź) patrzy na to i "toleruje" nie przez pryzmat miłosierdzia tylko boi się opinii "a co ludzie powiedzą", wiem że to strasznie chore, ale niestety to dosc powszechne zjawisko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hrefna,

 

Wiesz, nie wiem co o Tobie myśleć. Naprawdę. Twierdzisz, że studiowałaś teologię a nie wiesz na czym polega spożywanie Ciała i Krwi Chrystusa. Na Twoim miejscu naprawdę bym się wstydził. Owszem, Kościół naucza, że na ołtarzu zachodzi przeistoczenie. Natomiast błędne jest myślenie, że chrześcijanie zjadają Ciało tak jak zjada się kawałek mięsa. W Eucharystii jest obecny cały Chrystus. Cały. Przyjmujemy go w sposób mistyczny tj. fizyczne przypadłości Hostii czy Wina pozostają, ale pod tą zasłoną kryje się cały Chrystus - Bóg i człowiek. Te cuda są tylko przypomnieniem o tej prawdzie. Przyjmując Eucharystię upodobniamy się do Chrystusa. Jego Bóstwo i doskonałe człowieczeństwo staje się w nas obecne, a nie jest trawione jak mięso i wydalane. Ci, którzy nazywają chrześcijan kanibalami są ignorantami, bo nie wiedzą na czym polega Eucharystia. Jezus w czasie Ostatniej Wieczerzy był obecny z Apostołami. Apostołowie przecież go wtedy nie zjedli po ugotowaniu czy na żywca. Jezus został potem ukrzyżowany i zmartwychwstał.

Edytowane przez siloam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego nie mają nic do zaoferowania? Katolicy oferują zbawienie... niekatolicy oferują wolność. Swobodę wyboru. Życie bez poczucia winy, pojęcia grzechu, wolne od pokory...

 

Ale wolność oferują też media..... a mi chodzi o coś z kręgu wiary, a każda wiara to jednak jakieś choćby małe zobowiązanie.

Nie można posiadać wiary w coś bez jakiegoś "chwytu", samo wierzenie w coś jest już podporządkowaniem.

 

Moim DOBREM byłoby zabicie osoby, która mnie skrzywdziła, wcale niekoniecznie w samoobronie - po prostu dla samej przyjemności zemszczenia się... dlatego tutaj zupełnie w spojrzeniu na sprawę będziemy się mijać...

 

Ja nie jestem wyuczona współczucia i wybaczania, a jednak nie zabiłabym nikogo dla przyjemności, żeby mu "oddać".

Wiadomo, nie potrafię przewidzieć każdej swojej reakcji w danej chwili, ale sięgam do wspomnień z przeszłości,

gdzie czasem ludzie dawali mi w kość i nic im "nie dawałam w zamian" - u niektórych to kwestia słabej psychiki

(tak słabej, bo nie jest niczym wielkim krzywdzić) czy nie wiem po prostu nabrania dystansu do innych, zrozumienia ludzi,

że nie wszyscy są tacy jak on/ona (mówię o tych którzy wyrządza krzywdę innym psychiczną czy fizyczną).

 

 

A jeśli Twój ojciec pije i katuje Twoją matkę, i posuwa pięcioletnią siostrzyczkę, to czy dobrze jest go szanować? A czy dobrze jest szanować matkę, która temu ojcu pozwala się katować i patrzy na to, jak pieprzy jej małe dziecko, a w żaden sposób na to nie reaguje, bojąc się że go straci? Jakby było kogo chcieć przy sobie zatrzymać?

 

Href, żadna z wiar nie obejmuje pełną gębą wszystkich losów ludzkich, tego co może się przydarzyć, nie rozpatrzy tysięcy przypadków.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Silo... znów kategoria wiary... ja tę wiarę odrzuciłam, patrzę na to z niechrześcijańskiego punktu widzenia. Zarówno ukrzyżowanie, jak i zmartwychwstanie, jak i ostatnia wieczerza, i samo istnienie Joszuy ben Josefa to dla mnie takie same bajki, jak dla Ciebie moja mitologia. Baśnie z tysiąca i jednej nocy zdają się od nich prawdziwsze. Odrzuciłam tę religię, jako złą i szkodliwą. Zatem odrzuciłam i pryzmat przez który coś widzi, na przykład eucharystyczną kanibalistyczną brednię. Nie patrzę z jej wnętrza, jak Ty. Patrzę na nią z zewnątrz. Ty, abstra***ąc od tego, że z zewnątrz Ci na nią spojrzeć nie wolno, chyba że kiedyś zdecydujesz się ją odrzucić, nie potrafiłbyś jak sądzę tego zrobić... wierzysz w to, co dyktuje kościół, co mówi tzw. tradycja, co stoi w "świętych" pismach... więc MUSISZ pewne sprawy widzieć tak, nie inaczej. Inni, ci, którzy ten pryzmat świadomie odrzucili - nie muszą.

 

I liczebność wierzących mnie w tym momencie zupełnie nie wzrusza - jedzmy kupę - wszak kilkaset miliardów much nie może się mylić...

 

Zresztą jak wyjaśnisz zmianę w ustach osoby przyjmującej komunię opłatka w kawałek skrwawionego mięsa? Do czego znaczna część tych 132 cudów eucharystycznych się sprowadza? I jak sądzisz, "ofiara" takiego cudu powinna to mięsko wypluć czy połknąć?

 

 

 

Kata, ja współczuję tylko ludziom, którzy dla mnie coś znaczą. Wobec ludzi, którzy postąpili ze mną źle nie mam żadnych skrupułów, chyba że mnie coś z nimi w jakikolwiek sposób łączy, wtedy kwestię wybaczenia mogę ewentualnie rozważyć. Na zasadzie - znów - tego, czy mi się to opłaca czy nie. Rachunku zysków i strat. Jakie zadziałanie będzie dla mnie wygodniejsze. Dla swoich bliskich jestem gotowa poświęcić całe swoje istnienie - dla obcych - wszystko w granicach rachunku zysków i strat, przyjemności lub jej braku. Nigdy zresztą nie uważałam się za osobę "dobrą" - raczej z dumą podkreślam fakt, że jestem człowiekiem w obiegowym pojęciu "złym".

 

A zamiast wiary preferuję doświadczanie i doznawanie...

 

Owszem, żadna religia nie obejmuje wszystkiego co zdarza się w życiu - ale jeśli mam takiego ojca i matkę - to czy MAM ich czcić? Czy MAM czcić dzień święty, jeśli na przykład jedyną pracą, jaką mogę dostać i utrzymać dziecko, jest sprzątanie miejskich szaletów w niedzielę? Czy MAM moim dzieciom pozwolić umrzeć z głodu, jeśli kradzież jest jedyną metodą przyniesienia do domu czegokolwiek do jedzenia? To dylematy, które ma mnóstwo ludzi, na co dzień...

Edytowane przez Hrefna
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie,jak napisałam, to nie jest kwestia współczucia, raczej osobowości, jestem świadoma tego, że gó...no mi da "oddanie komuś"

(co lepsze wtedy jestem takim samym śmieciem jako on/ona), może niektórym to daje satysfakcję, ale wątpię że na całe życie -

może chwilową w smacznej polewie prymitywnego ludzkiego zachowania.

Potem pewnie nie jest tak różowo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na zasadzie - znów - tego, czy mi się to opłaca czy nie. Rachunku zysków i strat.

 

Akurat ja jestem przeciwna we wszystkim podejmowania takich rachunków, bo czasem to co wydaje się

nieopłacalne, tak naprawdę jest wartościowe.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie,jak napisałam, to nie jest kwestia współczucia, raczej osobowości, jestem świadoma tego, że gó...no mi da "oddanie komuś"

(co lepsze wtedy jestem takim samym śmieciem jako on/ona), może niektórym to daje satysfakcję, ale wątpię że na całe życie -

może chwilową w smacznej polewie prymitywnego ludzkiego zachowania.

Potem pewnie nie jest tak różowo.

 

U mnie cóż, jeśli zniszczenie kogoś, kto mi zabruździł sprawi mi przyjemność, to sobie tej przyjemności nie odmówię. Zazwyczaj mi to zwisa, ale są sytuacje, w których dokopanie bydlęciu łączy się z niemal fizyczną rozkoszą - i wtedy nic mnie przed takim krokiem nie powstrzyma. Empatia, a niestety jestem obciążona jej nadmiarem też nie - świadomość, jak będzie się czuć osoba, której zrobię kuku tylko mnie do zrobienia tego kuku mocniej popchnie.

 

Nie muszę nikomu wybaczać - wybaczam tylko jeśli mi się chce i mi się to opłaca. Co nie znaczy, że odgrywam się na każdym i za wszystko... zdarzają się jednak hańby, które można zmyć tylko krwią. Własną lub tego kto zhańbił - a skoro samobójstwo jest niewygodne i nieopłacalne - no to sprawa staje się jasna - chyba że znajdzie się jakikolwiek inny sposób zmycia plamy na honorze, który dla mnie stanowi wartość nadrzędną - jasne, zmycie zniewagi krwią jest wyjściem ostatecznym zawsze, należy rozważyć wszystkie inne i poszukać najkorzystniejszego właśnie.

 

 

A rachunek zysków i strat obejmuje właśnie oglądanie każdego działania i jego konsekwencji ze wszystkich możliwych stron, wymaga bardzo dokładnego przyjrzenia mu się jeszcze ZANIM się je podejmie - jeśli się taki rachunek przeprowadza prawidłowo - sytuacja, w której coś "nieopłacalnego" okaże się "wartościowe" nie nastąpi - nie będzie miała prawa.... jeśli jest "wartościowe" jest jednocześnie z JAKIEGOŚ punktu widzenia opłacalne - więc rozważając działanie w sposób mądry, przed jego podjęciem, do tej "nieopłacalnej wartości" również można dojść i i świadomie się na nią zdecydować - jeśli się do niej nie dojdzie - znaczy źle się rozważało... Jestem kompletną przeciwniczką nieprzemyślanego działania "na żywioł"...

Edytowane przez Hrefna
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Silo... znów kategoria wiary... ja tę wiarę odrzuciłam, patrzę na to z niechrześcijańskiego punktu widzenia.

Czemu starasz się mnie i resztą swoich czytelników oszukać? Gdybyś patrzyła z niechrześcijańskiego punktu widzenia to raczej obstawałabyś przy tezie, że zjadamy tylko zwykły opłatek, a nie wypisywałabyś bzdury o kanibalizmie. Tymczasem zakładasz pewne tezy katolickie, które jednak wyjaśniasz w na swój własny, pokrętny sposób próbując w najzwyklejszy sposób ośmieszyć chrześcijaństwo. Prezentujesz poziom znany mi z "Racjonalisty", czyli poziom dna. Twoje "dowodzenie" błędności chrześcijaństwa podobnie jak u Agnosiewicza polega na tymczasowym przyjęciu części tez chrześcijaństwa, które poprzez absurdalne wyjaśnienie mają być zdeskredytowane. To jest tani chwyt erystyczny, a ja na zajęciach z erystyki nie spałem.

 

Liczebność nigdy nie była dla mnie argumentem i nigdy się na to nie powoływałem. Próbujesz dyskredytować argument, który nigdy nie padł w dyskusji.

 

Owszem, żadna religia nie obejmuje wszystkiego co zdarza się w życiu - ale jeśli mam takiego ojca i matkę - to czy MAM ich czcić? Czy MAM czcić dzień święty, jeśli na przykład jedyną pracą, jaką mogę dostać i utrzymać dziecko, jest sprzątanie miejskich szaletów w niedzielę? Czy MAM moim dzieciom pozwolić umrzeć z głodu, jeśli kradzież jest jedyną metodą przyniesienia do domu czegokolwiek do jedzenia? To dylematy, które ma mnóstwo ludzi, na co dzień...

Przykazania obowiązują wtedy kiedy są realnie w sposób moralny możliwe do spełnienia. Praca w niedzielę nie jest grzechem dla kogoś kto tylko w taki sposób może wyżywić rodzinę. Podobnie kradzież jedzenia nie jest grzechem, gdy jest to jedyny sposób na przeżycie. Podobnie obowiązek uczestniczenia w niedzielnej Mszy Świętej istnieje na terenach i w zawodach, gdzie jest realnie możliwy do zrealizowania. Lekarz pełniący całodobowy dyżur w niedzielę nie ma grzechu, podobnie ktoś np. na Syberii gdzie kapłan odprawia Mszę raz w miesiącu nie ma grzechu, gdy nie będzie uczestniczył we Mszy w każdą niedzielę, a tylko wtedy kiedy jest to możliwe. To są podstawy teologii moralnej Hrefna. Zajrzyj do notatek. Tworzysz problemy, których de facto nie ma. Może próbujesz się jakoś usprawiedliwić sama przed sobą, a może z premedytacją chcesz ośmieszać chrześcijaństwo bazując na czyjejś niewiedzy. Tego nie wiem. Wiem za to, że się mylisz.

Edytowane przez siloam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czemu starasz się mnie i resztą swoich czytelników oszukać? Gdybyś patrzyła z niechrześcijańskiego punktu widzenia to raczej obstawałabyś przy tezie, że zjadamy tylko zwykły opłatek, a nie wypisywałabyś bzdury o kanibalizmie. Tymczasem zakładasz pewne tezy katolickie, które jednak wyjaśniasz w na swój własny, pokrętny sposób próbując w najzwyklejszy sposób ośmieszyć chrześcijaństwo. Prezentujesz poziom znany mi z "Racjonalisty", czyli poziom dna. Twoje "dowodzenie" błędności chrześcijaństwa podobnie jak u Agnosiewicza polega na tymczasowym przyjęciu części tez chrześcijaństwa, które poprzez absurdalne wyjaśnienie mają być zdeskredytowane. To jest tani chwyt erystyczny, a ja na zajęciach z erystyki nie spałem.

Widzisz... nie oszukuję ani siebie ani czytelników... to wy oszukujecie siebie i tych, których nawracacie, nazywając bogiem twór zbiorowego umysłu swoich religijnych poprzedników. Patrzę na chrześcijaństwo z punktu widzenia religioznawstwa to raz - i dwa z punktu widzenia teorii magii. I wyłania się rezultat, jaki się wyłania. Ośmieszyć chrześcjaństwa nie chcę - chcę ostrzec nieświadome, strzyżone i zarzynane owieczki, w czym tak naprawdę uczestniczą i czego są ofiarą - nie odrzucam jak Agnosiewicz tego, że jakaś tam istota, stanowiąca obiekt czci chrześcijan istnieje, natomiast UWAŻAM że jest to istota ludziom szkodząca, której jedynym celem jest pożywianie się ich mocą, żeby zwiększać własną, biblijne opisy to tylko mitologia, zaś tradycja narastała po to, by zwiększać ilość pokarmu dla tego bytu i utrzymywać wierzących pod kontrolą.

 

co do eucharystii - że powtórzę fragment z Alheana znowu, znów podkreślając jego najistotniejszą część:

Eucharystia chrześcijańska, z konsumpcją ciała i krwi Jezusa, ma te same cechy, co rytualny kanibalizm, mimo że została przeniesiona do sfery symbolicznej. W magii coś jest tym, za co to coś uznajesz. Jeśli uznasz, że kawałek chleba jest ciałem Jezusa to w magiczny sposób on się nim staje. Działa to do tego stopnia, że odnotowano udokumentowane i zweryfikowane naukowo wypadki, że konsekrowana hostia zamieniała się w ustach adepta w kawałek skrwawionego, ludzkiego mięsa. [Tzw. Cud w Dubnej, Polska, rok 1867; Cud w Stich, Niemcy, rok 1970. Jedno z ostatnich tego rodzaju zdarzeń odnotowano w 1984 r. w Watykanie w czasie komunii , której Jan Paweł II udzielał w swej prywatnej kaplicy grupie pielgrzymów z Azji. Gdy Komunię przyjmowała pewna Koreanka, hostia stała się kawałkiem ciała ludzkiego. Znane są 132 udokumentowane przypadki podobnych wydarzeń. przyp. autora].

 

Poziom dna to prezentują chrześcijanie - niezdolni do samodzielnego pomyślenia nad "prawdami" swojej wiary, ale jak papugi, zmieniając tylko sformułowania, powtarzający tylko to, co urząd nauczycielski ich kościoła im dyktuje... a z drugiej strony do kontaktu ze swoim pseudobogiem potrzebujący pośrednictwa kapłana... bo przecież tylko on dysponuje guziczkiem uruchamiającym konkretne zadziałanie demona-obiektu czci...

 

 

I nigdzie nie wspomniałam, że liczebność jest argumentem dla Ciebie, uprzedziłam ewentualne użycie tego argumentu przez KOGOKOLWIEK stwierdzeniem, że dla mnie argumentem nie jest...

Edytowane przez Hrefna
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hrefna,

Widzę, że zaczynasz już zaklinać rzeczywistość. Trudno. Udowodniłem Ci w sposób jasny manipulatorstwo. Zakładanie tezy chrześcijańskiej i jej pokrętne, nie mające już nic z chrześcijaństwem wspólnego wyjaśnienie nazywasz "punktem widzenia ze strony religioznawstwa"? Przecież to Twój własny punkt widzenia i próba pokrętnego "wyjaśniania", czego efektem jest absurd. Podobnie przywoływanie wydumanych problemów, które rozwiązał już Pan Jezus w przypowieści o wyciąganiu zwierzęcia ze studni w szabat, też nie ma z religioznawstwem nic wspólnego. Odwołujesz się wyłącznie do myślenia magicznego i własnej niechęci do chrześcijaństwa. To są Twoje własne tezy. Próba wmawiania czytelnikom czegoś innego jest najzwyklejszym oszustem z Twojej strony. Treść postów mówi sama za siebie.

 

Poziom dna to prezentują chrześcijanie - niezdolni do samodzielnego pomyślenia nad "prawdami" swojej wiary, ale jak papugi, zmieniając tylko sformułowania, powtarzający tylko to, co urząd nauczycielski ich kościoła im dyktuje...

Zwykłe odwracanie kota ogonem. Rozumiem Ty w ogóle nie korzystasz z dzieł, w których istnieją pewne tezy doktrynalne? Przedstawianie chrześcijan jako zasciankowców, bo przyjmują pewne argumenty "na wiarę" w czasie gdy samemu się to robi pachnie z lekka obłudą. Nawet w matematyce istnieją aksjomaty. Aby matematyka miała sens należy wstępnie założyć ich prawdziwość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Logiczne i racjonalne?

A coś na poparcie powyższego?

Virus :) Trudno udowodnić kwestię wiary na odległość ,bez obserwacji osobistej ,to tak jak udowodnić emocje i stany psychiczne ,które się zmieniają z chwili na chwilę ,taka dokładnie jest wiara głownie chrześcijańska ,jest nielogiczna .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak dowiodłam, zamieszczając linki - nie mój własny punkt widzenia, ale podziela go PRZYNAJMNIEJ jedna osoba, a wiem, że takich jest znacznie więcej, Jóźwiak nie zamieściłby w Tarace punktu widzenia bzdurnego i nienośnego...

 

Joszua ben Josef (o ile w ogóle istniał) nie żyje od 2000 lat i dla mnie nie jest żadnym Panem, ja pana żadnego nie mam, nie jestem niczyją niewolnicą żeby kogokolwiek panem nazywać, a wolnym człowiekiem, a jego przypowieści to takie same bajki, jak - no nie wiem - opowieści braci Grimm... No dobra, bajki La Fontaine'a - bo NIBY niosą jakieś przesłanie...

 

I nie zarzucam chrześcijanom zaściankowości dlatego że przyjmują pewne argumenty "na wiarę" ale dlatego, że nie są w stanie się poza nie wychylić, nie potrafią o kwestiach swojej religii pomyśleć samodzielnie... a może po prostu nie wolno im o nich samodzielnie myśleć?

 

Absurdem jest chrześcijańskie założenie, że człowiek rodzi się obciążony jakimś "grzechem pierworodnym" - że jest słaby i potrzebuje zbawienia. Że bóg w sposób "ponadnaturalny" (podczas gdy nic "ponadnaturalnego" nie istnieje, bo nie ma prawa istnieć, jeśli nie jest naturalne - nie istnieje i już - wszystko co istnieje, choć niekoniecznie jest materialne, jest naturalne) spłodził ludzkiej kobiecie, w dodatku od tego "grzechu" którym obciążony rodzi się każdy człowiek wolnej syna, który następnie pozwolił się ukrzyżować jako ofiara ów "grzech" zmywająca i zmartwychwstał, a potem poszedł do nieba... jak DOBROWOLNIE można wierzyć we własną wymagającą zbawczej ofiary słabość i nicość?

 

Człowiek ma moc tworzenia bogów i ich likwidowania, ma moc w granicach praw fizyki, poza które nie wykracza nawet magia, kształtowania świat wokół siebie... jak może dobrowolnie czynić się niewolnikiem własnego tworu?

 

No sorry, już judaizm ze swoimi założeniami o wiele bliższy jest logice i mniej urąga rozsądkowi, zwłaszcza we wspominanym w midraszach okresie politeistycznym...

 

 

Najlepsze podsumowanie prawdy o chrześcijaństwie i jego sensowności znajduje się chyba na tym znanym obrazku...

chrzescijanstwo.gif

Edytowane przez Hrefna
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hrefna,

Oczywiście, że to powyższe to Twój własny punkt widzenia. To, że zbieżne poglądy oparte na ignorancji i stereotypach mają też inni ludzie nie zmienia tego faktu.

 

I nie zarzucam chrześcijanom zaściankowości dlatego że przyjmują pewne argumenty "na wiarę" ale dlatego, że nie są w stanie się poza nie wychylić, nie potrafią o kwestiach swojej religii pomyśleć samodzielnie... a może po prostu nie wolno im o nich samodzielnie myśleć?

Ooooczywiście. Samodzielnym myśleniem - w Twoim mniemaniu - byłoby przyjmowanie podobnych założeń i dochodzenie podobnych wniosków, jakie sama reprezentujesz. To dopiero byłby szczyt obiektywizmu i pełnia "podejścia od strony religioznawstwa". Ty po prostu uważasz, że każdy kto przyjmuje chrześcijaństwo i w nie wierzy, pewnie jest głupi, nie myśli samodzielnie, bo mu nie wolno itp. itd. W rzeczywistości tylko taki argument w postaci sloganu Ci został. Zakładanie, że grzech pierworodny istnieje jest absurdem, bo... tako rzecze Hrefna. To rzeczywiście przekonywująca teza.

 

Zostało Ci tylko rozpaczliwe odwoływanie się do argumentum ad demotywator.

 

Spytam Cię jeszcze o jedno:

Wiara w to, że różne światy rosną sobie na wielkim drzewie, którego korzenie pogryza smok ma większy sens?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A Ty słyszałeś może o podróżach szamańskich i Axis Mundi? Jakoś tak się składa że Jesion odpowiada Osi Świata w większości kultur, w których praktyki/techniki szamańskie są stosowane. Słyszałeś o konstrukcji świata za Zasłoną na bazie Osi, po której można wspinać się i schodzić, tak jak biega po niej Ratatoskr? Gadałeś z jakimś praktykującym szamanem? Bo dość ciekawe, że doświadczenia z podróży szamańskich, nawet w kulturach pozornie zupełnie sobie obcych, są zbieżne, a Oś Świata lub Światów, łącząca je i umożliwiająca podróżowanie między nimi, ZAWSZE w nich występuje.

 

Co więcej jest to konstrukt indoeuropejski, a nie semicki :P - występuje w kulturach wywodzących się z Syberii, jak większość ludów obecnie Europę zasiedlających (tudzież spory kawałek Azji i obu Ameryk).

 

 

Oj, współczuję wam, chrześcijanie... kiedy pożarci po zgonie, stając się częścią "astralnej", "boskiej" kloaki, której za życia oddajecie cześć, przekonacie się, że nic was po tamtej stronie nie czeka, a już na pewno żadne zbawienie i życie wieczne - rączka będzie już w nocniku, po łokietek umazana kupą... własną. Ciekawe czy jeden z drugim zdąży pomyśleć, że warto może było żyć dla "tu i teraz" a nie dla jakiejś pośmiertnej nagrody...

 

Bo o tym czy macie rację, czy nie, wszyscy przekonamy się po zgonie dopiero - i wierzący podobnie do was i wierzący zupełnie inaczej... i tacy, którzy nie wierzą w nic. wtedy okaże się, kto będzie się śmiał ostatni.

Edytowane przez Hrefna
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie czasy się zmieniają,świadomość społeczna się rozrasta,oczywiście są maruderzy ,ale i ci się ugną przed nawałnicą nowej ery - Ery Wodnika symbolizującej połączenie racjonalnej wiedzy i nauki w jedno,czyli autentycznej duchowości.

Na szczęście Era Ryb symbolizująca chrześcijaństwo dobiega końca.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zbieżność pewnych tez w pogaństwie wydaje się być czymś zupełnie naturalnym. Należy wziąć pod uwagę chociażby to, że jedne ludy wyłaniały się z innych, a poza tym występował synkretyzm. Przykładowo bogowie nordyccy jedli jabłka dające nieśmiertelność, a Greccy i Rzymscy nektar. Poza tym trzeba dodać jeszcze oczywistą personifikację sił przyrody: bogowie nieba, ziemi, piorunów, morza itp itd.

 

Sama odwołujesz się do ludów indoeuropejskich, więc czemu tu się dziwić? Wspólne podłoże dało podobne efekty. Na początku wierzenia były wspólne. W miarę kulturowego i geograficznego oddalania się ludów następowały też zmiany religii. Nic nadzwyczajnego. Jesteś z wykształcenia religioznawcą, a podajesz za argument coś co jest jak najbardziej przez religioznawstwo teoretycznie wyjaśnione.

 

Oj, współczuję wam, chrześcijanie...

Chrześcijanie Ci też współczują.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... tylko proszę na wszystko co dla nich święte, niech nie próbują się za mnie modlić :P

 

BTW Grecy to nie indoeuropejczycy, większość plemion jest praeuropejska i ich mitologia jest równie obca ludom naszego rejonu Europy jak chrześcijaństwo - zbyt mocne tam zresztą skażenie Azją Mniejszą i Bliskim Wschodem w ogólności - zarówno u nich, jak i u Rzymian, którzy większość ich dobrodziejstwa inwentarza radośnie przejęli.

 

I jasne, mówię o rzeczach oczywistych - religia ukształtowana tak a nie inaczej jest naturalna dla konkretnych terenów. Takie natomiast chrześcijaństwo z zupełnie innym widzeniem, rozumieniem i wręcz czuciem świata nigdy nie powinno opuszczać Bliskiego Wschodu, ewentualnie śródziemnomorskiego basenu. Jest obce mentalności indoeuropejskiej, nienaturalne dla niej, tak jak Axis Mundi obca jest mentalności semickiej (i proszę nie wyjeżdżać mi teraz z sefirotami z kabalistycznego Drzewa Życia - ono z Osią Świata/Światów nic wspólnego nie ma).

 

No i dodam tu jeszcze, że Axis Mundi nienoniecznie jest "tezą" - zatem rzeczywistością opisu - jest również, a może przede wszystkim, rzeczywistością doświadczenia. Wśród moich znajomych wielu podróżuje - a gdy zaczynali o teorii szamanizmu bladego pojęcia nie mieli - zaczynali wspomagać się literaturą dopiero PO konkretnych doznaniach, żaden nie działał odwrotnie... i wielu z nich trudno nawet nazwać poganami - to raczej animiści...

 

A teraz wybaczcie, czas do drugiej pracy, gdzie kompa nie ma :P Sorry for show-breaking :P

Edytowane przez Hrefna
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie twierdzę, że Grecy to indoeuropejczycy. Podobne wyjaśnienie nieśmiertelności przez zjadanie czegoś mogło być efektem synkretyzmu lub po prostu antropomorfizacji (jedzenie daje siłę, bogowie też mają buzie usta i nos, więc coś jedzą itd). Dokładnie - religie pogańskie są dopasowane do geograficznego (w tym botanicznego) widzenia świata przez dane ludy. Tu się czci dęba czy wiąz, a tam gruszę (u greków był poświęcona Herze), część Kameruńczyków czci baobab, a w Polinezji pewnie czczą jakieś palmy.

 

W Kamerunie rosną też święte drzewa.

- Opowiem o pewnym baobabie, który rósł w naszej wiosce. U nas jest to symbol władzy, nawet więcej - to siedziba duchów przodków szefa wioski. Szef ma właściwie absolutną władzę w wiosce. Jest też największym autorytetem. Co ciekawe, władza państwowa uznaje ten tradycyjny autorytet. Każdy szef wioski jest jednocześnie, mówiąc naszym językiem, wójtem. Otóż pewnego dnia doszło do konfliktu między starszym pokoleniem a młodzieżą. Młodzież ścięła święte drzewo. To był niesłychany akt buntu. Sądzę, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu wszyscy by za to ponieśli śmierć. Baobab rósł przed domem szefa wioski, będącego również przewodniczącym rady parafialnej.

Młodzież uznała, że trzeba przerwać pewien brak konsekwencji. Albo jesteśmy chrześcijanami i nie wierzymy już w zabobony, budujemy nową rzeczywistość, nowy świat albo żyjemy ciągle w kręgu starych wierzeń i świętych drzew. Odważyli się na to, ponieważ uwierzyli w moc chrześcijaństwa. Młodzi ludzie byli głęboko przekonani, że moc naszej wiary ich ochroni. Był też i komiczny akcent tej historii. Szef i starszyzna wioski zgromadzili się jeszcze tego samego dnia i przenieśli całą władzę oraz siedlisko duchów do nowego drzewa.

Fragment ze strony "Posłańca Serca Jezusowego".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Virus :) Trudno udowodnić kwestię wiary na odległość ,bez obserwacji osobistej ,to tak jak udowodnić emocje i stany psychiczne ,które się zmieniają z chwili na chwilę ,taka dokładnie jest wiara głownie chrześcijańska ,jest nielogiczna .

 

Ciekawy pogląd o tej nielogicznosci.

Przedstaw kilka przynajmniej argumentów które "popierają" zasugerowaną przez Ciebie tezę.

 

:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A idź ty ,czyś ty taki tępy czy udajesz,chodziło mi że emocje są nie logiczne,czytaj uważnie NIE LOGICZNE ,NIE LOGICZNE ,tak jak wasza wiara bzdurna.

 

Z całym szacunkiem Pit, ale ja nie wyrażam się z taką obrzydliwą pogardą jak ty na temat twoich wierzeń, bo nie interesi mnie w co wierzysz, kogo wyznajesz, nawet jesli to jest latający potwór spaghetti.

I nie ważne że twoja wypowiedź kierowana była do siloama, ja reaguję bo mnie to wkurzyło do żywego.

Skoro "nasza wiara" jest bzdurna i nielogiczna, to co powiesz o jej wyznawcach? Np, o mnie? Czy uważasz mnie już za skrajnego, skręconego, nielogicznego *****a czy jeszcze nie?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pit, ale Viruska nie pytała Cię o emocje tylko o logiczne uzasadnienie swoich tez. Nie rozumiesz tego czy po prostu chcesz wyjść na "mędrca" i odwracasz kota ogonem zmieniając temat? Wydaje mi się, że bardziej to drugie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Agnarze mnie tam ten człowieczek może na dzyndzel wskoczyć ,w obliczu katastrofy której stoimy ,jego marne słówka będą niczym w ogólności,ja się tylko bawię z tym chorym ludzikiem pełnym Pychy i Egoizmu,już dla niego piekło gotowe.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Agnarze mnie tam ten człowieczek może na dzyndzel wskoczyć ,w obliczu katastrofy której stoimy ,jego marne słówka będą niczym w ogólności,ja się tylko bawię z tym chorym ludzikiem pełnym Pychy i Egoizmu,już dla niego piekło gotowe.

 

Sorry Pit ale czy Ciebie ktos obraża w tej dyskusji?

Zauważyłam pewną zależnosc, gdy brak Ci argumentów to uciekasz się do ad personam, stosujesz dziecinne wycieczki osobiste, ciekawe kto tu jest pełen pychy i egoizmu...

Hipokryzja goni hipokryzję.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wirusik ja odkąd jestem zarejestrowany na forum to tak nadludzką wytrzymałość muszę mieć dla ludzkiej tępoty i fanatyków religijnych czy tp. że aż się dziwię,że chyba jestem kimś weięcej jak człowiekiem.

Napiszę coś co niejednemu wyda się niewiarygodne,innym zmyśloną bajką ,a dla innych co przeżyli podobnie prawdopodobne.

 

 

Wiele Lat Zmagam Się Z Demonami i Siłami Zła Oraz Szatanem Czyli Moim Przeciwnikiem Anty Człowiekiem .

Mam w tym, doświadczenie więc ,ale nie każdy z ludzi na ziemi jest tego w pełni świadomym ,o atakach złych duchów i demonów pisałem na forum ,

 

A w filmie" Młody Budda" Bertolucciego ,jest to pokazane dokładnie jak Demon"Mara"wciela się we wszystko co drogie młodemu Buddzie by go skusić,lecz on spokojnie siedzi zatopiony w innym,ponadziemskim wymiarze w pozycji Medytacyjnej pod drzewewm Bodhi. .

 

A na pustyni zaś ,jest opisane w biblii jak Jezus Chrystus Jest Kuszony Przez Szatana.

Edytowane przez Pit
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Agnarze mnie tam ten człowieczek może na dzyndzel wskoczyć ,w obliczu katastrofy której stoimy ,jego marne słówka będą niczym w ogólności,ja się tylko bawię z tym chorym ludzikiem pełnym Pychy i Egoizmu,już dla niego piekło gotowe.

A ja wytłuszczę to zdanko....Pit,litości,bo jako człowiek myślący mam różne skojarzenia :faja:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wirusik ja odkąd jestem zarejestrowany na forum to tak nadludzką wytrzymałość muszę mieć dla ludzkiej tępoty i fanatyków religijnych czy tp. że aż się dziwię,że chyba jestem kimś weięcej jak człowiekiem.

Napiszę coś co niejednemu wyda się niewiarygodne,innym zmyśloną bajką ,a dla innych co przeżyli podobnie prawdopodobne.

 

 

Wiele Lat Zmagam Się Z Demonami i Siłami Zła Oraz Szatanem Czyli Moim Przeciwnikiem Anty Człowiekiem .

Mam w tym, doświadczenie więc ,ale nie każdy z ludzi na ziemi jest tego w pełni świadomym ,o atakach złych duchów i demonów pisałem na forum ,

 

A w filmie" Młody Budda" Bertolucciego ,jest to pokazane dokładnie jak Demon"Mara"wciela się we wszystko co drogie młodemu Buddzie by go skusić,lecz on spokojnie siedzi zatopiony w innym,ponadziemskim wymiarze w pozycji Medytacyjnej pod drzewewm Bodhi. .

 

A na pustyni zaś ,jest opisane w biblii jak Jezus Chrystus Jest Kuszony Przez Szatana.

 

Pit, nie ty jeden zmagasz się z demonami, z szatanem.

Wiem kim on jest, raz miałam z nim ostre starcie, na szczęscie w takiej postaci tylko raz. Wypompował mnie z sił, pozbawił radosci zycia, pozytywnego myslenia, ale na szczęscie na krótko. Wiem czym jest kuszenie, walka ze złem. Ale to nie obliguje mnie do tego by innym uwłaczać, nazywać fanatykami, bo w tej chwili zaczyna to trącić absurdem.

Tak że więcej pokory Pit.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Virus a czy ty masz tak że nie możesz nikogo pokochać,nikt ci nie wierzy,wszyscy prawie na osiedlu ,oraz w domu wśród najbliższych , mają cię za idiotę i nebezpiecznego wariata ,pogardzanego ,kogo trzeba się pozbyć ,chociaż jak ktoś bliżej by mnie poznał to stwierdził by coś wręcz przeciwnego ,bo cała wiedza na mój temat bierze się z niesłusznych oskarżeń,pomówień i plotek .

Także wybacz nie stać mnie już na grzeczność ,bo ludzie to i z anioła zdolni są uczynić diabła.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Virus a czy ty masz tak że nie możesz nikogo pokochać,nikt ci nie wierzy,wszyscy prawie na osiedlu ,oraz w domu wśród najbliższych , mają cię za idiotę i nebezpiecznego wariata ,pogardzanego ,kogo trzeba się pozbyć ,chociaż jak ktoś bliżej by mnie poznał to stwierdził by coś wręcz przeciwnego ,bo cała wiedza na mój temat bierze się z niesłusznych oskarżeń,pomówień i plotek .

Także wybacz nie stać mnie już na grzeczność ,bo ludzie to i z anioła zdolni są uczynić diabła.

 

Oj tak...i świętego potrafią wku***ć ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Virus a czy ty masz tak że nie możesz nikogo pokochać,nikt ci nie wierzy,wszyscy prawie na osiedlu ,oraz w domu wśród najbliższych , mają cię za idiotę i nebezpiecznego wariata ,pogardzanego ,kogo trzeba się pozbyć ,chociaż jak ktoś bliżej by mnie poznał to stwierdził by coś wręcz przeciwnego ,bo cała wiedza na mój temat bierze się z niesłusznych oskarżeń,pomówień i plotek .

Także wybacz nie stać mnie już na grzeczność ,bo ludzie to i z anioła zdolni są uczynić diabła.

 

Nie o to chodzi co mam a co nie.

Popatrz Pit,

nie znam cię zupełnie,znam tylko na podstawie postów twojego autorstwa. Gdyby te posty nie były obraźliwe (nie wszystkie oczywiscie) to mogłabym o tobie powiedzieć że jestes spokojny, ciepły, ciężko cię z równowagi wyprowadzić, że jestes ponad to wszystko, że to ci lata, bo i tak wiesz swoje i tego się trzymasz. Ale w momencie gdy uciekasz się do wycieczek osobistych i masz się za kogos lepszego od nas no to faktycznie, ciężko nie pokusić się o stwierdzenie że olewasz swoich rozmówców, a to powoduje że reakcja ludzi jest taka a nie inna.

Nie chcę tutaj budować nieprzyjemnych relacji Pit, tylko czasem warto zejsc na ziemię by zrozumieć że "jak cię widzą tak cię piszą".

Cieplutko pozdrawiam :)

 

I żeby nie było - lubię cię :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem ponad wszelkimi ludzkimi osądami -antypatiami i sympatiami,wcale niechce aby ktoś źle mnie odbierał ,ale z doświadczenia mam wprawę w wyczuwaniu sił negatywnych i złego ducha u człowieka,a wierz mi diabeł wcieli się i w ukochaną osobę by cię zwieść ,nawet mówi się gdzie diabeł nie może tam kobietę pośle,nie dosłownie,ale się w nią diabeł lub demon wcieli ,ponieważ kobieta świetnie potrafi omotać mężczyznę swym seksapilem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem ponad wszelkimi ludzkimi osądami -antypatiami i sympatiami,wcale niechce aby ktoś źle mnie odbierał ,ale z doświadczenia mam wprawę w wyczuwaniu sił negatywnych i złego ducha u człowieka,a wierz mi diabeł wcieli się i w ukochaną osobę by cię zwieść ,nawet mówi się gdzie diabeł nie może tam kobietę pośle,nie dosłownie,ale się w nią diabeł lub demon wcieli ,ponieważ kobieta świetnie potrafi omotać mężczyznę swym seksapilem.

A mężczyzna świetnie potrafi dac się omotać ;) I bilans wychodzi na zero lub jest 1:1 jak kto woli :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem ponad wszelkimi ludzkimi osądami -antypatiami i sympatiami,wcale niechce aby ktoś źle mnie odbierał ,ale z doświadczenia mam wprawę w wyczuwaniu sił negatywnych i złego ducha u człowieka,a wierz mi diabeł wcieli się i w ukochaną osobę by cię zwieść ,nawet mówi się gdzie diabeł nie może tam kobietę pośle,nie dosłownie,ale się w nią diabeł lub demon wcieli ,ponieważ kobieta świetnie potrafi omotać mężczyznę swym seksapilem.

 

Tutaj się zupełnie zgadzam, to jest prawda.

 

Co do seksapilu: facet jakby nie chciał to by się omotać nie dał, dla mnie to proste :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i żeśmy lekko od tematu odbiegli ;)

Chociaż jakby nie patrzec,to kobieta cudna jest i cudem jest też :)

 

Ale jak zobaczyłam link 'wikary,to nie dowiary',to....osłabłam:icon_razz:

Edytowane przez lioness
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lioness ,kłamię !!!!:)

 

Prawda wygląda tak

 

Pewnego dnia ,szedł sobię Adam ,przez raj ,idzie sobię idzie sobię i nagle podtknoł się o coś i rzekł o kurw.... I nagle słowo stało się ciałem.hehehe

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lioness ,kłamię !!!!:)

 

Prawda wygląda tak

 

Pewnego dnia ,szedł sobię Adam ,przez raj ,idzie sobię idzie sobię i nagle podtknoł się o coś i rzekł o kurw.... I nagle słowo stało się ciałem.hehehe

 

Nie byłoby popytu na... to i nie byłoby podaży ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lioness ,kłamię !!!!:)

 

Prawda wygląda tak

 

Pewnego dnia ,szedł sobię Adam ,przez raj ,idzie sobię idzie sobię i nagle podtknoł się o coś i rzekł o kurw.... I nagle słowo stało się ciałem.hehehe

 

A ja znam to inaczej

 

Że Bóg najpierw stworzył Adama bo zaczął od zera :diabelek:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...