Skocz do zawartości

Wędrówki między światami - czyli o dwóch metodach tzw. "przekraczania miedzy".


Hrefna

Rekomendowane odpowiedzi

Wędrówki między światami, obecne zarówno w starych indoeuropejskich tradycjach magicznych, jak i w praktykach szamańskich, stanowiące także część europejskich religii pogańskich, są stare jak świat. Truizm. Nie należy ich mylić z pathworkingiem, kierowaną medytacją, czy wizualizacją, ani nawet z ezopopularnym oobe. To zdolność, którą się ma lub nie, moim zdaniem nie można się jej ot-tak, po prostu od kogoś nauczyć czy wytrenować. Dotyczy to przede wszystkim drugiego z opisanych niżej sposobów. Zdolność do przekraczania miedzy — bo takiego terminu pozwolę sobie użyć jako tłumaczenia angielskiego słowa hedgecrossing może być wrodzona lub „właczyć się” w wyniku różnych życiowych doświadczeń, często traumatycznych albo z pogranicza śmierci. I bywa potwierdzona w doświadczeniu szamańskiej inicjacji, które zwykle wiąże się z kompletną dezintegracją, doświadczeniem śmierci i — czasem długotrwałym i mozolnym — odbudowaniem własnego „ja” na nowo. Niekiedy bywa tak, że ktoś podróżuje nieświadom tego, że zagląda lub wchodzi za Zasłonę Światów. Co oczywiście nie jest dla niego bezpieczne.

 

Przekraczanie miedzy jest możliwe nawet wówczas, gdy żadna z części duszy nie odrywa się od naszej całości. Jest to zresztą najczęściej stosowana metoda kontaktu z Zaświatami, zdecydowanie bezpieczniejsza niż wysyłanie za miedzę jednej z części siebie. Ten sposób zresztą do pewnego stopnia może być wyćwiczony i można go praktykować pod kontrolą czy opieką innych, bardziej od nas doświadczonych. Wymaga to umiejętności wchodzenia w trans, a sposobów na jego osiągnięcie jest wiele. Trans otwiera nasze cielesne zmysły na rzeczywistość spoza Zasłony, pozwala na jednoczesne przebywanie w dwóch miejscach — jedną nogą tu, drugą w Zaświatach. Metoda transowa bywa przydatna do komunikacji z bogami, z przodkami, z naszymi opiekunami, gospodarzami-duchami miejsc czy różnymi istotami różnie nazywanymi w różnych tradycjach religijnych bądź kulturach, a jednak mającymi z sobą wiele wspólnego i prawdopodobnie z sobą tożsamymi. Można ją także wykorzystać — i zwykle jest wykorzystywana w pracy dywinacyjnej, wizjonerskiej albo magicznej. Nie jest to jednak podróż bardzo daleka — właściwie nie wchodzimy wtedy za Zasłonę, a jedynie unosimy jej rąbka i zaglądamy za nią, co bywa przydatne do rozmaitych dalszych — nazwijmy to — czynności, stanowiąc wprowadzenie i przygotowanie do konkretnego, skierowanego na osiągnięcie danego celu działania.

 

Podróżowaniu bez rozdzielania części duszy sprzyjają miejsca graniczne. Może to być granica pola i lasu, brzeg rzeki, strumienia czy morza, rozstajne drogi. Nawet drzwi własnego domu albo wręcz połowiczne wyłączenie świadomości, przez np. zamknięcie jednego oka czy jednostronne wyciszenie odbioru zmysłowego. Paradoksalnie, również, a wręcz zwłaszcza, pełna synchronizacja wszystkich zmysłów temu stanowi sprzyja. Najpowszechniejszą i bardzo skuteczną metodą na rozpoczęcie podróży jest wówczas wsłuchanie się w otaczający świat, zjednoczenie z nim, otwarcie na wszystko, co dzieje się wokół w naturze, z jednoczesnym wyciszeniem własnych myśli i własnego ja. Otwarcie na spotkanie z każdą otaczającą nas obecnością poprzez zjednoczenie z danym miejscem — a przez nie z całym światem. Wymaga to umiejętności „rozmycia” się w otoczeniu, w świecie — a do tego prowadzi wiele metod — celtycka metoda z użyciem systemu Duile czy germańska utiseta, mające z sobą wiele wspólnego, to bardzo skuteczne sposoby osiągania tego stanu. Jeśli komuś wyciszenie się sprawia trudność, może stosować metody czysto fizyczne, często polecane początkującym podróżnikom, do których należą rytmiczne bębnienie, duży wysiłek fizyczny, aż po kraniec wydolności własnego organizmu (ekstatyczny taniec lub bieg w miejscu) czy hiperwentylacja.

 

Bywa także, że ów stan rozmycia, zjednoczenia, czy jakkolwiek inaczej to nazwać, indukuje się sam, co często zdarza się dzieciom. Metody „farmakologiczne”, użycie „wspomagaczy” tutaj pomińmy.

 

Wiąże się to oczywiście z pewnymi zagrożeniami — zerkając za Zasłonę łatwo zwrócić na siebie uwagę mieszkańców Zaświatów, wśród których zdecydowanie więcej jest istot egoistycznych, mogących próbować wykorzystać podróżnika jako transporter do naszego świata lub do najrozmaitszych własnych celów, czy wręcz próbować go na stałe „zasiedlić”, „zamieszkać”.

 

O wiele trudniejszą i bardziej niebezpieczną metodą podróży, zdecydowanie głębszej i dalszej jest „wychodzenie z siebie” czyli wysyłanie poza miedzę jednej z części składających się na naszą całość. Najczęściej/zwykle przebiega ono na zasadzie pewnego rodzaju częściowej/duchowej zmiennokształtności. Podróżuje zwykle ta część duszy czy składnik całości, jaką stanowimy, który w anglosaskich, budowanych na celtyckich podstawach i samych celtyckich z pochodzenia tradycjach jest nazywany fetch, a w tej, z którą ja sama jestem związana — fylgja. Zwykle owa część nas, wybierając się za miedzę, przybiera postać zwierzęcia, konkretnego, tego samego we wszystkich podróżach, choć nie zawsze w ten sposób to odbieramy. Sami nie możemy jej dostrzec, natomiast można w pewnym sensie doświadczać rzeczywistości spoza Zasłony Światów jej „zmysłami” jest to zresztą ta sama część nas, która komunikuje się z tym bóstwem, istotą, czy opiekunem, które jest nam najbliższe, któremu jesteśmy w szczególny sposób oddani czy odczuwamy z nim najmocniejszą więź. Bądź z którą to ono się komunikuje. I czasem — właśnie w wyniku posiadania wrodzonej zdolności albo przeżycia traumatycznych doświadczeń, może ona wybrać się w podróż bez naszej kontroli, zresztą zwykle naszej kontroli nie do końca podlega. Bywa czasem, że odłącza się od nas w wyniku bardzo silnych, zazwyczaj bolesnych doświadczeń emocjonalnych, jak utrata kogoś bardzo bliskiego, komu podświadomie nie pozwalamy odejść i „wysyłamy” ją za nim. Nieumiejętność panowania nad włączającymi się automatycznie stanami „podróżniczymi” tego rodzaju, niezdolność do utrzymania swoich składników w integracji jest bardzo niebezpieczna; może doprowadzić do tego, że ta część nas pozostanie od nas oderwana, na jakiś czas lub na stałe, co może zaowocować tym, że będziemy niepełni, utratą życiowego szczęścia i powodzenia — czasową lub nieodwracalną, a jej odzyskanie i ponowne scalenie z resztą całości będzie wymagało długich i trudnych starań, które mogą okazać się bezskuteczne lub zakończyć się po prostu śmiercią lub szaleństwem w wyniku kompletnego rozbicia.

 

Tej metodzie podróży sprzyja stan „małej śmierci” — między snem a jawą. Należy jednak zdecydowanie odróżnić ją od snu jako takiego; często wyznacznikiem jej rzeczywistości/prawdziwości jest bardzo gwałtowne zapadanie w fazę REM, tuż po zamknięciu oczu lub śnienie od chwili zaśnięcia do przebudzenia powtarzających się snów, zwykle nie mających nic wspólnego z codziennością i znaną nam rzeczywistością, bądź rozwijających się i rozbudowanych sennych historii, w których obecni i aktywni są bogowie, przodkowie, opiekunowie, duchy; w których stajemy się uczestnikiem mitycznych albo eschatologicznych zdarzeń… choć nie zawsze w taki sposób to po powrocie rozpoznajemy. Często zrozumienie tego, czego doświadczyliśmy w podróży przychodzi z czasem, często również wymaga rady kogoś, kto wie o Zaświatach więcej od nas. Nie można jednak zapominać o tym, że nasza podświadomość ma bardzo bogatą wyobraźnię i dopiero po wielu powtórkach niezrozumiałych a powracających sennych wydarzeń lub po przeżyciu rozwijającej się ze snu na sen rozbudowanej historii można uznać podróż za rzeczywistą. Nie wszystko, co brązowe i leży pod krzakiem to butelka po piwie… a sny z tak zwanych Tych bywają przez podświadomość „podrabiane” Wiąże się z to zresztą z pewnymi mechanizmami związanymi z podświadomym „chciejstwem” ale o tym może kiedyś, kiedy indziej.

 

W podróż drugą metodą, o ile nie następuje ona samoistnie, nie należy wybierać się bez wyraźnej i bardzo poważnej potrzeby. I dotyczy to również osób uważających się za doświadczonych praktyków. To nie zabawa. Wiąże się bowiem ze wspomnianym wyżej ryzykiem dezintegracji, która może być nieodwracalna. A jeśli takie „wycieczki” następują samoistnie, bez udziału naszej woli, bezwzględną koniecznością jest nauczenie się ich blokowania, nawet poprzez unikanie snu tak długo, jak to konieczne, by zmęczona „całość” nie była w stanie po zapadnięciu w sen się rozdzielić…

 

Tyle prywatnego, popartego dość trudnymi przeżyciami z niedawnego czasu, związanymi z „metodą numer dwa”, połączonymi z celową bezsennością, której i niniejszy tekst jest owocem, spojrzenia na tę sprawę — być może ktoś uzna je za przydatne dla siebie…

Edytowane przez Hrefna
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...