Skocz do zawartości

A dla Ciebie kim jest Jezus Chrystus?


jarek_999

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Cuk-Ru Pud'Ru

Zaczynam się zastanawiać czy ukrzyżowanie Jezusa nie było jakimś rodzajem "czarnomadżnego"rytuału w którym chodziło o to by przez tortury jakim poddał się Jezusa,wyzwolić w sobie maksymalną energię potrzebną np do stworzenia swojej astralnej kopii która po śmierci ciała,nawiedzała wtajemniczonych?Takie oto myśli mi do głowy przychodzą w trakcie medytacji:]

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Cuk-Ru Pud'Ru

Pewny jestem jednego,Watykan i jego czołowe postaci to praktykujący okultyści bez względu na to jak bardzo przed nim ostrzegają i jakich to zagrożeń nam nie wymyślą byle stadko przypadkiem nie dobrało się do tej wiedzy i nie pojęło że już dłużej nie musi służyć elicie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jesteś na dobrej drodze kontynuuj ,a sam zobaczysz co z tego będzie.

Idąc zaproponowanym tokiem myślenia możemy odrzucić wszelki wpływ Boga, następnie istnienie Boga jako takiego.

Oczywiście należy połączyć z tym odrzucenie istnienia innych istot duchowych (z czym z pewnością zgodzi się większość dyskutantów tego forum, a zwłaszcza Ci, którzy twierdzą, że takich kontaktów doświadczyli).

 

Dobra droga "kontynuuj ,a sam zobaczysz co z tego będzie"...

 

 

Pewny jestem jednego' date='Watykan i jego czołowe postaci to praktykujący okultyści bez względu na to jak bardzo przed nim ostrzegają i jakich to zagrożeń nam nie wymyślą byle stadko przypadkiem nie dobrało się do tej wiedzy i nie pojęło że już dłużej nie musi służyć elicie. [/quote']Świadomość istnienia czegoś, znajomość jego właściwości i charakteru, a praktykowanie to dwie zupełnie inne rzeczy.

Jeżeli tak bardzo interesuje Cię rozległości wiedzy jaką posiadają księża, to mogę Ci powiedzieć, że głoszone tu rewelacje nie są dla niech niczym nowym.

Dla Ciebie być może rewelacją będzie informacja, że wiedzy tej Kościół nie ukrywa.

Owszem, nie głosi jej z ambony (wiadomo jaki miałoby to skutek), ale osoby, które pytaja nie pozostają bez odpowiedzi.

 

Druga sprawa jaka łączy się z Twoją teorią, to kwestia wyboru celu drogi i bardzo ważna w tej materii umiejętności czytania drogowskazów, aby ów świadomy wybór drogi doprowadził do wybranego celu.

Możesz skorzystać z określonej oferty, albo ją odrzucić i również otrzymać...

 

"Powiedz grzesznikom, że zawsze na nich czekam, wsłuchuję się w tętno ich serca, kiedy uderzy dla mnie. Napisz, że przemawiam do nich przez wyrzuty sumienia, przez niepowodzenie i cierpienia, przez burze i pioruny, przemawiam przez głos Kościoła, a jeżeli udaremnią wszystkie moje łaski, poczynam się gniewać na nich, zostawiając ich samym sobie i daję im, czego pragną."(Dz. 1728)

 

Swoją drogą' date='90% tych uzdrowień to psychomanipulacje.JAk ja mam niby sprawdzić że jakiś Izydor Kopciuszkiewicz faktycznie był chory i wyzdrowiał?Na słowo honoru tak?Dziękuję bardzo... [/quote']

Bardzo prosto: przyjedź do niego.

 

"Justyna Korczyńska zamieszkała w Lublinie. 26 lipca 2008 roku umierająca w szpitalu na ostrą białaczkę szpikową (99% komórek rakowych). W czasie nabożeństwa o uzdrowienie duszy i ciała w sanktuarium w Wąwolnicy, na którym jej rodzina modliła się o jej zdrowie, o godzinie 20.30 nagle sama usiadła na łóżku, a parę godzin później sama poszła do łazienki. Po przeprowadzeniu badań, nie wykryto żadnej komórki rakowej w jej organizmie." Parafia św. Wojciecha w Wąwolnicy

 

Dziewczyna miała już na ciele sine plamy wskazujące za zatrzymywanie krążenia. Była świadoma tego, że właśnie umiera.

Była przy niej matka, a brat chyba z żoną, czy ciotką (nie pamiętam dokładnie) pojechali do Wąwolnicy prosić o ratunek...

Lekarz, a konkretnie lekarka, która chwilę po tym, gdy Justyna usiadła na łóżku, weszła do sali o mało nie zemdlała. "Nieboszczka" była lekko zaróżowiona, bez żadnych zewnętrznych oznak choroby.

Jeżeli chcesz więcej dowodów, szczegółów, pofatyguj się do Justyny, to dziewczyna z krwi i kości.

W podanym linku, jeśli chcesz, znajdziesz opisy innych przypadków uzdrowień, których nie byłby w stanie dokonać żaden "oświecony" śmiertelnik.

A to tylko mały wicinek, tych "nie-cudów"...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam kolegę, który także umierał na raka :) Uzdrowił się ... sam :)

Rozumiem, że tak jak w podanym przeze mnie przykładzie, był już w stanie agonalnym, w którym człowiek nie jest już w stanie ruszyć nawet palcem i uzdrowił się sam?

Czy może raczej miał nowotwór w znaczenie mniej zaawansowanej formie i bardzo pragnął odzyskać zdrowie?

Napisz mi coś jeszcze o nim i jego rodzinie, a przypuszczam, że odpowiedź się znajdzie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie miał rodziny. Nowotwór był nieoperacyjny. Leżąc w szpitalu dowiedział się, że może wyłącznie wierzyć w uzdrowienie albowiem medycy właśnie skończyli. Uwierzył. Zdarzyło się tak temu ok. 14.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Idąc zaproponowanym tokiem myślenia możemy odrzucić wszelki wpływ Boga, następnie istnienie Boga jako takiego.

Oczywiście należy połączyć z tym odrzucenie istnienia innych istot duchowych (z czym z pewnością zgodzi się większość dyskutantów tego forum, a zwłaszcza Ci, którzy twierdzą, że takich kontaktów doświadczyli).

 

Doświadczyli lub nie ,ponieważ wszelkie istoty duchowe i świat astralny to tak naprawdę ludzkie myślokrztałty ,sam kiedyś myślałem że mam do czynienia z istotami duchowymi ,itp. teraz wiem że to iluzje umysłu ,a co do Boga to człowiek nie jest w stanie pojąc Boga rozumem .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie miał rodziny. Nowotwór był nieoperacyjny. Leżąc w szpitalu dowiedział się, że może wyłącznie wierzyć w uzdrowienie albowiem medycy właśnie skończyli. Uwierzył. Zdarzyło się tak temu ok. 14.

 

Ja sam miałem chorobę błędnika (czekał mnie wózek inwalidzki ) i zanik rdzenia kręgowego ,lekarze stwierdzili że to nieuleczalne ,lecz lata samodyscypliny duchowej (jaką jest Yoga - Mistyczna Droga Do Boga) sprawiły że teraz jestem pełen energii i zdrowy . Także uwierz i zaufaj Bogu z nim wszystko jest możliwe .

Pozwól że przytoczę ci pewną zasłyszaną kiedyś opowieść -w pewnym mieście żył chłopiec mający guza mózgu, lekarze dali mu pół roku życia ,rodzice zakupili trumnę ,lecz on nie poddawał się ,chodził po różnych specjalistach ,czytał wiele książek na tematy duchowe ,pewnego razu zetknął się z pojęciem wizualizacji i spróbował sam -wyobrażając sobie (wizualizując ) jak małe ludziki ścierają mu tego guza i jednocześnie chodząc do psychiatry na kontrolę ,po dłuższym czasie takiej wizualizacji ,lekarze stwierdzili że to cud ,ponieważ po guzie nie było śladu .

 

Więc siła ludzkich myśli ,jest tym mocniejsza im więcej ludzi myśli na jakiś temat czy też w jakiejś intencji ,i to są Boskie cuda kochani ,także gdyby ludzie na całej ziemi byli dostatecznie świadomi ,to byłby raj na ziemi ,ale niestety tak nie jest.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie miał rodziny. Nowotwór był nieoperacyjny. Leżąc w szpitalu dowiedział się, że może wyłącznie wierzyć w uzdrowienie albowiem medycy właśnie skończyli. Uwierzył. Zdarzyło się tak temu ok. 14.

Skąd Twoja/jego pewność, że uzdrowił się sam?

A może po prostu jego prośby zostały wysłuchane.

Bóg podobno kocha ludzi i obdarza ich licznymi łaskami. Może w jego przypadku właśnie tak było?

 

Doświadczyli lub nie ,ponieważ wszelkie istoty duchowe i świat astralny to tak naprawdę ludzkie myślokrztałty ,sam kiedyś myślałem że mam do czynienia z istotami duchowymi ,itp. teraz wiem że to iluzje umysłu ,a co do Boga to człowiek nie jest w stanie pojąc Boga rozumem .

Skoro świat duchowy, to myślokształy (na których istenienie również nie masz dowodów, więc nie bardzo wiem skąd Twoja pewność), Boga rozumem objąć nie możesz, to może przejdźmy do bardziej przyziemnych i równie niewytłumaczalnych zjawisk jak choćby deszcz ryb, żab, czy innych stworzeń.

Czy to też zaliczysz do dzieł człowieka?

Ilu Twoim zdaniem ludzi powinno myśleć intencyjnie (nie spytam już po co), żeby z nieba na ziemię spadały setki tysięcy sardynek?

I pytanie podobne do tego, które zadałam Xandhy'emu: skąd Twoja pewność, że w przypadku tego chłopca nie doszło do interwencji Boga?

 

A na koniec: połączenie dwóch Twoich myśli:

a co do Boga to człowiek nie jest w stanie pojąc Boga rozumem .
Więc siła ludzkich myśli ,jest tym mocniejsza im więcej ludzi myśli na jakiś temat czy też w jakiejś intencji ,i to są Boskie cuda kochani ,także gdyby ludzie na całej ziemi byli dostatecznie świadomi ,to byłby raj na ziemi ,ale niestety tak nie jest.

Zgadza się, Boga nie jesteśmy w stanie pojąć rozumem. Dlatego również nie jesteśmy w stanie określić ile w danym zdarzeniu było naszej pracy (która jako nasza potwierdzona deklaracja jest niezbędna do rozpoczęcia czegokolowiek), a ile Jego pomocy. Podobnie jest z siłą modlitwy we wspólnocie. Która, gdyby była zbudowana na czystej miłości i poparta wiarą choćby wielkości ziarnka gorczycy, byłaby w stanie mocą Boga góry przenosić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skąd Twoja/jego pewność, że uzdrowił się sam?

A może po prostu jego prośby zostały wysłuchane.

Bóg podobno kocha ludzi i obdarza ich licznymi łaskami. Może w jego przypadku właśnie tak było?

 

 

Skoro świat duchowy, to myślokształy (na których istenienie również nie masz dowodów, więc nie bardzo wiem skąd Twoja pewność), Boga rozumem objąć nie możesz, to może przejdźmy do bardziej przyziemnych i równie niewytłumaczalnych zjawisk jak choćby deszcz ryb, żab, czy innych stworzeń.

Czy to też zaliczysz do dzieł człowieka?

Ilu Twoim zdaniem ludzi powinno myśleć intencyjnie (nie spytam już po co), żeby z nieba na ziemię spadały setki tysięcy sardynek?

I pytanie podobne do tego, które zadałam Xandhy'emu: skąd Twoja pewność, że w przypadku tego chłopca nie doszło do interwencji Boga?

 

A na koniec: połączenie dwóch Twoich myśli:

 

 

Zgadza się, Boga nie jesteśmy w stanie pojąć rozumem. Dlatego również nie jesteśmy w stanie określić ile w danym zdarzeniu było naszej pracy (która jako nasza potwierdzona deklaracja jest niezbędna do rozpoczęcia czegokolowiek), a ile Jego pomocy. Podobnie jest z siłą modlitwy we wspólnocie. Która, gdyby była zbudowana na czystej miłości i poparta wiarą choćby wielkości ziarnka gorczycy, byłaby w stanie mocą Boga góry przenosić.

 

Ja jestem w stanie pojąc Boga ,ponieważ mam z nim kontakt na co dzień i jako mistyk mam pewność kontaktu z Bogiem pisałem o tobie i innych ,tzw, wierzących .,

Nie zwalajmy wszystkiego na Boga ,za wszelkie ludzkie dramaty ,które zdarzyły się w historii ,odpowiedzialny jest człowiek i tylko człowiek ,Boga w sercu szukaj a nie w kościołach i świątyniach .

Skąd Twoja/jego pewność, że uzdrowił się sam?

A może po prostu jego prośby zostały wysłuchane.

Bóg podobno kocha ludzi i obdarza ich licznymi łaskami. Może w jego przypadku właśnie tak było?

 

 

A co do tzw. cudów ,to pisałem że cudów nie ma i nie było ,jest co najwyżej intencja wielu ludzi i ich myślenie o tym ,i to jest ta Boska siła ,są ludzie różnych wyznań na forum ,więc nie dla każdego chrześcijaństwo jest tak silne i ingerencja Boga istniejąca w ludzkiej świadomości od pokoleń.

Edytowane przez Pit
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem w stanie pojąc Boga ,ponieważ mam z nim kontakt na co dzień i jako mistyk mam pewność kontaktu z Bogiem pisałem o tobie i innych ,tzw, wierzących .

[/quote ]

Napewno?

Jeżeli znasz już Boga, to nie powinno cię tu już być bo jaki w tym sens?

Skoro Twoja dusza jest tak rozwinięta, że "wie" wszystko to po co została skoro nie ma możliwości dalszego rozwoju.

Dopuszczasz możliwość, że jednak znasz tylko część i być może jutro poznasz jeszcze więcej.

Ja, gdy mi się zdaje, że już znam dostaje nowe spojżenie jeszcze wspanialsze i większe niż mogłam przypuszczać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem w stanie pojąc Boga ,ponieważ mam z nim kontakt na co dzień i jako mistyk mam pewność kontaktu z Bogiem pisałem o tobie i innych ,tzw, wierzących .

[/quote ]

Napewno?

Jeżeli znasz już Boga, to nie powinno cię tu już być bo jaki w tym sens?

Skoro Twoja dusza jest tak rozwinięta, że "wie" wszystko to po co została skoro nie ma możliwości dalszego rozwoju.

Dopuszczasz możliwość, że jednak znasz tylko część i być może jutro poznasz jeszcze więcej.

Ja, gdy mi się zdaje, że już znam dostaje nowe spojżenie jeszcze wspanialsze i większe niż mogłam przypuszczać.

Auruś ,cały czas odkrywam Boga w ludziach ,nie w sobie,za wiele grzechu i pychy na świecie ,ale, cóż postęp :lol: ,wiem że cały czas odkrywasz coś nowego ,rewolucja duchowa wiąże się z przyśpieszonymi zmianami psychicznymi.

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Auruś ,cały czas odkrywam Boga w ludziach ,nie w sobie,za wiele grzechu i pychy na świecie ,ale, cóż postęp :lol: ,wiem że cały czas odkrywasz coś nowego ,rewolucja duchowa wiąże się z przyśpieszonymi zmianami psychicznymi.

Pozdrawiam.

Więc, nie możesz powiedzieć, że znasz lecz tylko, że poznajesz wciąż na nowo :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zwalajmy wszystkiego na Boga ,za wszelkie ludzkie dramaty ,które zdarzyły się w historii ,odpowiedzialny jest człowiek i tylko człowiek ,Boga w sercu szukaj a nie w kościołach i świątyniach .

To co się dzieje na świecie jest wypadkową woli Boga i woli ludzi, którzy bardzo często nie są świadomi skutków swoich wyborów lub wręcz decydują się na wybranie zła.

 

 

A co do tzw. cudów ,to pisałem że cudów nie ma i nie było ,jest co najwyżej intencja wielu ludzi i ich myślenie o tym ,i to jest ta Boska siła ,...

Myślenia o czym?

 

Odnieśmy zatem Twoją wypowiedź do podanego przeze mnie przykładu uzdrowienia Justyny.

 

Dwoje ludzi zawozi prośbę o modlitwę o uzdrowienie, która to modlitwa kierowana jest bezpośrednio do Matki Bożej.

Nikt tam nie ćwiczył żadnej wizualizacji, żadnego przesyłanie energii, to nie był czas na eksperymenty, tylko prośba o pomoc. Fakt, że żarliwa i z całkowitą ufnością, bo do ostatniego już źródła ratunku.

 

Osoba, która o godz. 18 (początek nabożeństwa) otworzyła oczy i (od wielu dni tego nie robiła, pozostawała w całkowitym bezruchy z powodu skrajnego wyczerpania organizmu) po to aby powiedzieć matce, że wie, że właśnie umiera, o godz. 20:30 o własnych siłach siada na łóżku.

 

Mogę dodać jeszcze tyle, że gdy rozpoczęło się nabożeństwo, jeszcze przed oficjalnym złożeniem intencji, w tym samym czasie, w którym dziewczyna powiedziała matce, że umiera, kapłan prowadzący nabożeństwo (o oddalonej o wiele kilometrów kaplicy) poprosił ją, aby jeszcze trochę wytrzymała, aby wytrzymała do modlitwy o jej uzdrowienie.

Nie będzie chyba zaskoczeniem, gdy napiszę, że pierwsze oznaki powrotu do zdrowia zbiegły się w czasie z rozpoczęciem intencji.

Jeżeli to nie był cud, to dlaczego nie wcześniej. Wszak jej rodzina od dawna pragnęła dla niej zdrowia, a uzdrowienie nastąpiło dopiero w krytycznym momencie, w którym dziwnym trafem jej rodziny skierowała się do sanktuarium i tam, bezpośrednio zwróciła się o pomoc do Matki Bożej

 

są ludzie różnych wyznań na forum ,więc nie dla każdego chrześcijaństwo jest tak silne i ingerencja Boga istniejąca w ludzkiej świadomości od pokoleń.

Nie odnoszę zjawiska cudów do konkretnej religii, choć moje przykłady opierają się rzeczywiście o zdarzenia dotyczące obrządków tego wyznania.

Bóg jest Bogiem wszystkich ludzi niezależnie od tego, jakim imieniem starają się Go nazywać.

Próbując zaprzeczyć Jego działaniu i naszej od Niego zależności, musiałbyś także zaprzeczyć oddziaływaniu na ludzi istoty jaką jest Szatan i choćby takim zjawiskom jakim są np. egzorcyzmy.

 

Ja jestem w stanie pojąc Boga ,ponieważ mam z nim kontakt na co dzień i jako mistyk mam pewność kontaktu z Bogiem...

Skoro jesteś w stanie pojąć Boga, znaczy to, że jesteś w stanie pojąć również wszystkie Jego dzieła i objaśnić je innym...

Byłoby to jednoznaczne z tym, że znasz Boga i wiesz o Nim wszystko, nawet to czego nie wiedzą Jego Aniołowie?

Czy może jednak jest tak, że cały czas Boga szukasz, odkrywasz i ciągle się Go uczysz.

A skoro tak, jak my wszyscy uczysz się Boga, to dziwnym jest, że zaprzeczasz jakiejś Jego sferze, której zwyczajnie mogłeś jescze nie odkryć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja napisałem że Boga znam osobiście ze swojego doświadczenia jako mistyka ,lecz niektórzy ludzie tak Boga stłumili w sobie ,że są go nieświadomi ,ale szukając go we własnym sercu ,każdy może go poznać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi i o ile nie wyprzemy się tego dziedzictwa, możemy w nim współuczestniczyć, pamiętając jednak, że my jesteśmy dziećmi, a On Bogiem.

 

A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu.

J 3, 19-21

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
Wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi i o ile nie wyprzemy się tego dziedzictwa, możemy w nim współuczestniczyć, pamiętając jednak, że my jesteśmy dziećmi, a On Bogiem.

Nawiązując do tematu, Jezus jest dla mnie dzieckiem Bożym, osobą bardzo blisko Boga. Szkoda tylko, że wybrał cierpienie i śmierć. Dla sławy? Tego nie rozumiem. Może rzeczywiście:

(...) ukrzyżowanie Jezusa (...) było jakimś rodzajem "czarnomadżnego"rytuału w którym chodziło o to by przez tortury jakim poddał się Jezusa' date='wyzwolić w sobie maksymalną energię potrzebną np do stworzenia swojej astralnej kopii która po śmierci ciała,nawiedzała wtajemniczonych (...)[/quote']

A może chciał już być przy Bogu, tylko dlaczego powiedział "Boże, czemuś mnie opuścił?" ehh.. nigdy nie lubiłem historii, bo nie wiadomo co jest prawdą a co fikcją.

Edytowane przez BlueAnge7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... Jezus jest dla mnie dzieckiem Bożym, osobą bardzo blisko Boga. Szkoda tylko, że wybrał cierpienie i śmierć. Dla sławy? Tego nie rozumiem.

Gdyby pragnął sławy wystarczyłoby, żeby pozwoliłby obwołać się królem, ale na to przecież nie pozwolił. Zawsze w takich chwilach odchodził, usuwał się na pustynię.

Czy nie zastanawiało Cię nigdy porównywanie Jezusa do baranka paschalnego, do ofiary przebłagalnej?

Ofiary, która była niemożliwa do złożenia przez zwykłego człowieka, ofiary za grzechy ludzkości.

Rzeczywiście trochę trudno to zrozumieć bez wchodzenia w historię Izraela, jako ludu bożego.

 

 

A może chciał już być przy Bogu, tylko dlaczego powiedział "Boże, czemuś mnie opuścił?"
Jezus oprócz natury Bożej miał również naturę czysto ludzką.

Aby dokonało się to, co dokonać się miało, czyli żeby ofiara została złożona, a następnie dokonało się zmartwychwstanie Jezus-człowiek musiał umrzeć.

W trudnych chwilach człowiek bardzo często znajduje się w obliczu próby swojej wiary i wierności Bogu. Wielu ludzi napotykając na zwykłe, codzienne trudności złorzeczy Bogu, potrafi się go wyrzec obwiniając za wszystko, co ich spotkało.

Chociaż męczeństwo, droga krzyżowa i konanie Jezusa było niewspółmiernie większym cierpieniem niż wspomniane wyżej problemy nie odwrócił się On od Boga.

Jezus zgodził się na to, co zostało mu przeznaczone i pomimo uczucia opuszczenia do końca pozostał wierny.

Słowa, które zacytowałeś pochodzą z Ewangelii wg św. Marka. Uzupełnieniem do nich jest dalszy ciąg wypowiedzi Jezusa zawarty w Ewangelii wg św. Łukasza "Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego", z których można wnosić, że owa "próba osamotnienia" minęła.

 

... ehh.. nigdy nie lubiłem historii, bo nie wiadomo co jest prawdą a co fikcją.

W odniesieniu do Jezusa dochodzi jeszcze trzeci aspekt: wiara.

Czyli wyjście poza sfery, do których dociera "codzienne" rozumienie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdyby pragnął sławy wystarczyłoby, żeby pozwoliłby obwołać się królem, ale na to przecież nie pozwolił. Zawsze w takich chwilach odchodził, usuwał się na pustynię.

Żaden król nie zdobył takiej sławy, jak Jezus.

 

Czy nie zastanawiało Cię nigdy porównywanie Jezusa do baranka paschalnego, do ofiary przebłagalnej? Ofiary, która była niemożliwa do złożenia przez zwykłego człowieka, ofiary za grzechy ludzkości.

Z cały szacunkiem, ale nie widzę sensu w życiu jako ofierze. Poza tym jest mnóstwo przykładów równie bezsensownych, męczeńskich śmierci.

 

Jezus oprócz natury Bożej miał również naturę czysto ludzką.

Jak każda istota z duszą.

 

Aby dokonało się to, co dokonać się miało, czyli żeby ofiara została złożona, a następnie dokonało się zmartwychwstanie Jezus-człowiek musiał umrzeć.

Ale nie musiał się spieszyć, tylko jakby umarł normalnie.. to by nie zdobył sławy.

 

W trudnych chwilach człowiek bardzo często znajduje się w obliczu próby swojej wiary i wierności Bogu. Wielu ludzi napotykając na zwykłe, codzienne trudności złorzeczy Bogu, potrafi się go wyrzec obwiniając za wszystko, co ich spotkało.

Chociaż męczeństwo, droga krzyżowa i konanie Jezusa było niewspółmiernie większym cierpieniem niż wspomniane wyżej problemy nie odwrócił się On od Boga.

Jezus zgodził się na to, co zostało mu przeznaczone i pomimo uczucia opuszczenia do końca pozostał wierny.

Słowa, które zacytowałeś pochodzą z Ewangelii wg św. Marka. Uzupełnieniem do nich jest dalszy ciąg wypowiedzi Jezusa zawarty w Ewangelii wg św. Łukasza "Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego", z których można wnosić, że owa "próba osamotnienia" minęła.

Dobrze, że minęła, jednak sam Jezus na chwilę zwątpił. Zostanę przy swoim zdaniu, że Jezus to bardzo uduchowiona postać, dał ludziom mnóstwo dobrych rad, nie był jednak Bogiem. Bóg kojarzy mi się z miłością, nie męczeństwem.

Edytowane przez BlueAnge7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żaden król nie zdobył takiej sławy, jak Jezus.

A czy jakikolwiek inny ukrzyżowany zdobył?

Gdyby chodziło o sławę, która jest czysto ludzką wartością, to choćby dzięki Neronowi znalibyśmy wielu więcej pretendentów.

 

Ale czy to śmierć, jaką zginął, przyniosła Jezusowi sławę, o której piszesz?

Jezus był już wystarczająco sławny za życia. Tłumy, które za nim podążały do tego stopnia przerażały starszyznę Izraela, że odstąpiła od wszelkich praw, aby tylko Go zgładzić.

Jeżeli chciałby sławy, to by po nią bez problemu sięgnął, a posiadając moc, którą wielokrotnie objawił byłby najsławniejszym człowiekiem wszechczasów.

Tylko, że takie rozumowanie jest bardzo krótkie, kończy się wraz z odejściem z tego świata i dotyczy jedynie wszechczasów w pojęciu ludzkim.

Inaczej rzecz będzie wyglądała, jeżeli odniesiemy ją do rzeczywistości wykraczającej poza życie ziemskie i do zmartwychwstania, które po niej się dokonało.

 

 

Ale nie musiał się spieszyć, tylko jakby umarł normalnie.. to by nie zdobył sławy.

I nie złożyłby ofiary.

Czy nie zdobyłby sławy, tego nie wiemy. Przy Jego możliwościach, tak jak wyżej napisałam, nie byłoby to problemem, ale nie o sławę chodziło. Poza tym cóż warta jest sława? Tyle samo co wszystkie ziemskie, ulotne drobiazgi, do których ludzie tak bardzo się przywiązują.

 

Śmierć Jezusa była ofiarą. Wielka i niezwykłą, bo złożoną Bogu przez istotę Boską.

Ostatnią ofiarą przebłagalną.

W Prawie, które obowiązywało do chwili śmierci Jezusa Izraelici zobowiązani byli do składania ofiar ze zwierząt i roślin, jako wyrazu oddania Bogu, uznania Jego wyższości i tego, że wszystko od Niego pochodzi, więc do Niego należy.

Gdy któryś z Izraelitów wykroczył przeciw Prawu, składał wówczas ofiarę przebłagalną, jako zadośćuczynienie wobec Boga.

Niestety naród Izraelski był narodem niestałym. Wielokrotnie poprzez powszechne łamanie Prawa zrywał przymierza jakie zawierał z Bogiem.

Poza tym nie tylko Izraelici są stworzeniami Boga. Ludzie podzielili się na wiele narodów i w nich także występowano przeciwko Prawu, które jako naturalne wpisane jest w istotę każdego człowieka.

A że Bóg jest Bogiem sprawiedliwym i Prawo nadal obowiązuje, to jak wielka powinna być ofiara za tak wielkie sprzeniewierzenie?

 

 

Z cały szacunkiem, ale nie widzę sensu w życiu jako ofierze.

Nawet wtedy, gdy ktoś swe życie oddaje za przyjaciół swoich?

 

 

Poza tym jest mnóstwo przykładów równie bezsensownych, męczeńskich śmierci.

Oceniasz to bardzo powierzchownie i ogólnikowo.

Aby taki temat omówić należałoby odnieść się do każdego przypadku indywidualnie, a wtedy mogłoby się okazać, że gdzieś głębiej są wartości uniwersalne i ponadczasowe, a nawet zdarzenia, o których potocznie mówi się "nadprzyrodzone".

 

 

Dobrze, że minęła, jednak sam Jezus na chwilę zwątpił.

Nie zupełnie tak.

Poczuł się opuszczony, przestał odczuwać bliskość Boga.

Taki stan duchowy znany jest osobom, które doskonalą się w swoim rozwoju duchowym, w drodze do Boga. Jeżeli trwa dłużej nazywany jest pustynią duchową.

 

 

Zostanę przy swoim zdaniu, że Jezus to bardzo uduchowiona postać, dał ludziom mnóstwo dobrych rad, nie był jednak Bogiem. Bóg kojarzy mi się z miłością, nie męczeństwem.

Nie był Bogiem....? Hmmm...

Czy tzw. zwykły człowiek wytrwałby w tym wszystkim? Czy nie zbuntowałby się, nie cofnął? I czy zdolny byłby dokonać tego, czego dokonał Jezus? Czy miałby tak wielką moc, aby rozkazywać śmierci i leczyć to, co nieuleczalne?

 

Czym wg Ciebie jest miłości? Jak daleko może sięgać? Ile lub też co można zrobić z miłości do człowieka, aby wskazać drogę stworzeniu, które zbłądziło, a które samo nie potrafi już dostrzec celu swojej drogi?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A czy jakikolwiek inny ukrzyżowany zdobył?

Racja, bo o żadnym nie mówi się, że zmartwychwstał.

 

Ale czy to śmierć, jaką zginął, przyniosła Jezusowi sławę, o której piszesz?

Wiadomo, że nie tylko śmierć.

 

Jeżeli chciałby sławy, to by po nią bez problemu sięgnął, a posiadając moc, którą wielokrotnie objawił byłby najsławniejszym człowiekiem wszechczasów.

Chciał, sięgnął, objawił i jest... choć wszechczasów, to trochę na wyrost powiedziane.

 

Tylko, że takie rozumowanie jest bardzo krótkie, kończy się wraz z odejściem z tego świata i dotyczy jedynie wszechczasów w pojęciu ludzkim.

Inaczej rzecz będzie wyglądała, jeżeli odniesiemy ją do rzeczywistości wykraczającej poza życie ziemskie i do zmartwychwstania, które po niej się dokonało.

"krótkie rozumowanie" ważne, że owocne. "wszechczasów w pojęciu ludzkim" o jakich innych możemy rozmawiać? "rzeczywistość wykraczająca poza życie ziemskie" tego nikt nie potrafi zdefiniować. Ogólnie te 2 zdania to lanie wody.

 

I nie złożyłby ofiary.

Komu i z czego złożył tę ofiarę?

 

Poza tym cóż warta jest sława? Tyle samo co wszystkie ziemskie, ulotne drobiazgi, do których ludzie tak bardzo się przywiązują.

W świecie materialnym do życia potrzebne są rzeczy materialne, więc warto TEŻ o nie dbać.

 

Śmierć Jezusa była ofiarą. Wielka i niezwykłą, bo złożoną Bogu przez istotę Boską.

Dlaczego kościół potępia samobójców? To też istoty Boskie i poświęcają swoje ciało i ten ulotny świat.

 

W Prawie, które obowiązywało do chwili śmierci Jezusa Izraelici zobowiązani byli do składania ofiar ze zwierząt i roślin, jako wyrazu oddania Bogu, uznania Jego wyższości i tego, że wszystko od Niego pochodzi, więc do Niego należy.

To tak jakby pracownik biurowy, złożył ze służbowego komputera ofiarę, jako wyraz oddania Pracodawcy, uznania jego wyższości i tego, że wszystko od niego pochodzi, więc do niego należy. Co oczywiście jest prawdą. Ale jaki sens niszczyć dobry komputer, zwierzę, roślinę? Dla mnie takie zachowanie nie jest zbyt logiczne.

 

Poza tym nie tylko Izraelici są stworzeniami Boga.

To murzyni też?! :) Zauważyłeś, że poniżasz innych ludzi używając takich wyrażeń?

 

Ludzie podzielili się na wiele narodów i w nich także występowano przeciwko Prawu, które jako naturalne wpisane jest w istotę każdego człowieka.

A że Bóg jest Bogiem sprawiedliwym i Prawo nadal obowiązuje, to jak wielka powinna być ofiara za tak wielkie sprzeniewierzenie?

Jaka?

 

Nawet wtedy, gdy ktoś swe życie oddaje za przyjaciół swoich?

Mógłbym zaryzykować swoje życie dla przyjaciół. Ale oddawanie życia to raczej samobójstwo.

 

 

Oceniasz to bardzo powierzchownie i ogólnikowo.

Aby taki temat omówić należałoby odnieść się do każdego przypadku indywidualnie, a wtedy mogłoby się okazać, że gdzieś głębiej są wartości uniwersalne i ponadczasowe, a nawet zdarzenia, o których potocznie mówi się "nadprzyrodzone".

Uważam, że męczeńska śmierć jest bezsensowna i sama w sobie nie niesie żadnych wartości. Co innego radzenie sobie z trudami życia, w tym mogą być ukryte jakieś wartości.

 

 

Poczuł się opuszczony, przestał odczuwać bliskość Boga.

Taki stan duchowy znany jest osobom, które doskonalą się w swoim rozwoju duchowym, w drodze do Boga. Jeżeli trwa dłużej nazywany jest pustynią duchową.

Czyli Bogiem nie był.

 

Nie był Bogiem....? Hmmm...

Czy tzw. zwykły człowiek wytrwałby w tym wszystkim? Czy nie zbuntowałby się, nie cofnął? I czy zdolny byłby dokonać tego, czego dokonał Jezus? Czy miałby tak wielką moc, aby rozkazywać śmierci i leczyć to, co nieuleczalne?

Po czym poznać zwykłego człowieka? Bardziej motywująco działa na mnie wizja Jezusa, jako zwykłego człowieka. Jakie pokłady drzemią w każdym z nas! Czy to nie piękna wizja? Jezus był tylko kanałem, przez który Bóg czynił cuda.

 

Czym wg Ciebie jest miłości? Jak daleko może sięgać? Ile lub też co można zrobić z miłości do człowieka, aby wskazać drogę stworzeniu, które zbłądziło, a które samo nie potrafi już dostrzec celu swojej drogi?

Miłość to takie wewnętrzne uczucie radości, jeśli jest skierowana do człowieka, to mam wtedy ochotę przytulić, nawet nosić tę osobę na rękach. Mam wtedy ochotę spełnić każde życzenie takiej osoby, ale raczej nie dałbym się zabić. Jeśli ktoś zbłądził i spyta mnie o drogę, to chętnie się z nim podzielę moją wiedzą. Czy poświęciłbym swoje życie, umierając męczeńską śmiercią, jako ogólnie znany cudotwórca i przewodnik duchowy? To zrobiłbym dla sławy ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Jaga_Wiedzma

A ja się zastanawiam po co tyle jadu, walk i nienawiści? Ktos wierzy w to, ktos inny w coś innego i też nalezy to szanować. Religie i wiary to ludzki wymysł. Jednak od mędrców i prezywódców oraz oświeconych takich jak Jezus czy Budda oraz wielu innych mozna się wiele nauczyć. Po co, wiec tworzyć sztuczne konflikty by udowadniać swe racje? Racja jest tylko po stronie Boga, ten zaś nie przynależy do żadnej religii. Jest ponad nimi.

 

Caliah wracaj szybko

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Racja jest tylko po stronie Boga, ten zaś nie przynależy do żadnej religii. Jest ponad nimi.

 

Masz całkowitą rację Jago, Bóg "nie dba" o to w co wierzysz, tylko jakim jesteś człowiekiem i nie ma tu znaczenia którą religię wyznajesz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Jaga_Wiedzma

Ja uważam, ze Bóg jak każdy rodzic kocha swoje dzieci. Wszystkie. Nawet te co czynią czasem źle. Patrzy tylko smutnie na to. Ale nie ocenia. I my też się nauczmy tej trudnej sztuki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja myślę, że Jezusa nie rozumiano tak, jak się powinno rozumieć... bo fakt, po co religie to ludzki wymysł... i w 100% zgadzam się z Jagą :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie Jezus jest tylko zwykłym człowiekiem jak każdy z nas. Nie wierze w Jezusa poniewarz nic o nim nie wiem i nic nie widziałem ani nie doświadczyłem co by mnie przekonało do wiary w niego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie Chrystus jest Bogiem wcielonym. Bóg aby dać nam, ludziom się poznać objawił się najpierw jako JHWH, a następnie, aby to poznanie było pełne jako Jezus wskazał nam jedną z możliwych dróg do zbawienia/oświecenia.

 

PozP

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam :)

 

Przepraszam za opóźnienie w odpowiedzi, ale po powrocie czas mi się jakoś skurczył :)

 

Chciał, sięgnął, objawił i jest... choć wszechczasów, to trochę na wyrost powiedziane.

Wielu ludziom rzeczywiście może się wydawać, że takie sformułowanie jest na wyrost, ale przypuszczam, że nie mieliby takich wątpliwości, gdyby Jezus wykorzystał swoje możliwości do zdobycia sławy, jako celu swojego życia.

 

"krótkie rozumowanie" ważne, że owocne.

Ale te owoce są krótkotrwałe, nie dłuższe niż nasza ziemska rzeczywistość, czyli obecnie średnio ok. 73 lata.

 

"wszechczasów w pojęciu ludzkim" o jakich innych możemy rozmawiać?

A możemy rozmawiać o owocach, które pozostają poza czasem.

Taką małą próbką wykroczenia myślami poza ziemskie pojmowanie czasu może być np. ta wypowiedź Jezusa:

 

Jezus powiedział do swoich uczniów: "Jeszcze chwila, a nie będziecie Mnie oglądać, i znowu chwila, a ujrzycie Mnie". Wówczas niektórzy z Jego uczniów mówili miedzy sobą: "Co to znaczy, co nam mówi: «Chwila, a nie będziecie Mnie oglądać, i znowu chwila, a ujrzycie Mnie»; oraz: «Idę do Ojca»?" Powiedzieli więc: "Co znaczy ta chwila, o której mówi? Nie rozumiemy tego, co mówi".

Jezus poznał, że chcieli Go pytać, i rzekł do nich: "Pytacie się jeden drugiego o to, że powiedziałem: «Chwila, a nie będziecie Mnie oglądać, i znowu chwila, a ujrzycie Mnie»? Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość". J 16, 16-20

 

"rzeczywistość wykraczająca poza życie ziemskie" tego nikt nie potrafi zdefiniować.

W sposób doświadczalno-naukowy niestety jeszcze nie :)

Ale istnieje jeszcze inna sfera doświadczeń, w której rzeczywistość niematerialna sama się definiuje.

 

Ogólnie te 2 zdania to lanie wody.

Jeżeli całkowicie odrzucisz istnienie życia duchowego, to tak :)

 

Komu i z czego złożył tę ofiarę?

Bogu z siebie.

Wyrzekając się siebie oddał Bogu to, co do Boga należało (zgodnie z zasadami ofiary).

Oparł się pokusie wykorzystania dla własnych celów mocy jaką posiadał, pokusie sprzeciwienia się woli Boga.

I jednocześnie pokazał nam drogę. Tą, o której wcześniej mówiono teoretycznie,

Jezus pokazał w swoim życiu i zmartwychwstaniu.

 

W świecie materialnym do życia potrzebne są rzeczy materialne, więc warto TEŻ o nie dbać.

Oczywiście, ale tak jak napisałeś TEŻ.

Nie powinny być one najważniejsze, gdyż przemijają wraz z tym życiem, a my powinniśmy przede wszystkim zgromadzić to, co pozwoli nam godnie egzystować w dalszej drodze.

”To, co tutaj czynimy, budujemy, piszemy, jest ziemskie, czasowe, kruche i nietrwałe ale ważne i trzeba, aby było dobre, czy nawet bardzo dobre, bo ma to nas doprowadzić do tego co wieczne, niezmienne, trwałe.”

 

Dlaczego kościół potępia samobójców? To też istoty Boskie i poświęcają swoje ciało iten ulotny świat.

Samobójstwo nie jest aktem ofiarnym, ale aktem rozpaczy, beznadziei, a to już zupełnie co innego.

Samobójstwo jest świadectwem braku wiary, zaufania, świadectwem odrzucenia Boga przez człowieka. Odrzucenie miłości, miłosierdzia i pomocy Boga.

Żaden prawdziwie wierzący człowiek nie ucieknie się do aktu samobójczego. Taka osoba zwróci się o pomoc do Boga i zda się na Jego pomoc, Jego wolę, a Bóg już tak pokieruje życiem człowieka, że nie będzie on wątpił w Jego opatrzność i miłosierdzie.

"ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują".

1 Kor 2,9

 

Jezus nie popełnił samobójstwa, ale został zamordowany. Ujęty, "osądzony" i zabity.

Rzeczą niecodzienną w tej sytuacji było jedynie to, że nie wykazywał żadnej agresji wobec oprawców, nie „walczył”, ale spokojnie czekał na wypełnienie się tego co się miało stać.

Poza tym w jaki sposób miałby się bronić?

Odwołać cuda, które zdziałał czy zaprzeczyć nauce, którą głosił? :)

 

To tak jakby pracownik biurowy, złożył ze służbowego komputera ofiarę, jako wyraz oddania Pracodawcy, uznania jego wyższości i tego, że wszystko od niego pochodzi, więc do niego należy. Co oczywiście jest prawdą. Ale jaki sens niszczyć dobry komputer, zwierzę, roślinę? Dla mnie takie zachowanie nie jest zbyt logiczne.

Masz rację, ten przykład jest całkowicie nielogiczny w odniesieniu do ofiary, jaką złożył Jezus.

Błędne jest samo założenie, gdyż komputer nie jest integralną częścią istoty pracownika.

Taką ofiarę można by porównać do ofiar składanych z roślin czy zwierząt, jako wyrazu braku przywiązania człowieka do wartości materialnych. Ale w takim przypadku komputer musiałby być własnością pracownika. Więc też odpada.

Natomiast, jeżeli chcielibyśmy porównać ofiarę jaką może złożyć pracownik wobec pracodawcy do ofiary Jezusa, to pracownik chcąc złożyć ofiarę pracodawcy, do którego należy czas jaki pracownik powinien przebywać w miejscu pracy (sam pracownik do pracodawcy przecież nie należy), powinien swoją pracę wykonywać sumiennie i z całej swojej woli działać dla dobra firmy pracodawcy, oddając pracodawcy sumiennie czas, który do tego pracodawcy należy.

 

Poza tym nie tylko Izraelici są stworzeniami Boga.

To murzyni też?! :) Zauważyłeś, że poniżasz innych ludzi używając takich wyrażeń?

Wydaje mi się, że szukasz dziury w całym.

Nie wyraziłam się pogardliwie lub choćby negatywnie o jakimkolwiek stworzeniu, w tym również o innych ludziach nie należących do narodu Izraelskiego.

Jeśli ktoś chciałby doszukać się w czegokolwiek poniżającego w powyższym cytacie, to moim zdaniem byłabym to jedynie Twoja sugestia dotycząca rasizmu.

A skoro nierozumiałeś co miałam na myśli, to powiem nieco bardziej opisowo, że chodziło mi o podkreślenie dziedzictwa bożego obecnego we wszystkich ludziach, a nie jedynie w osobach pochodzących z narodu wybranego, które to określenie mogłoby właśnie sugerować umniejszenie wartości innych ludzi.

Krótko mówiąc zinterpretowałeś moją wypowiedź całkowicie opacznie.

 

Jaka?

W skrócie: adekwatna do popełnionego wykroczenia. Czy jakikolwiek człowiek byłby w stanie złożyć tak wielką ofiarę?

 

Mógłbym zaryzykować swoje życie dla przyjaciół. Ale oddawanie życia to raczej samobójstwo.

Samobójstwo (łac. suicidium) – akt celowego, świadomego odebrania sobie życia. (wiki)

O samobójstwie możemy mówić tylko wtedy, gdy ktoś sam w sposób świadomy powoduje swoją śmierć i celem tego działania jest pozbawienie siebie życia.

 

Natomiast ofiara, poświęcenie życia w celu ratowania innych jest deklaracją, tak jak napisałeś, zawiera ryzyko śmierci, ale nie zawsze się nią kończy.

I przede wszystkim nie jest aktem wobec siebie, ale zgodą na oddanie wartości, jaką jest życie, dla dobra innych. Czyli zawiera wyrzeczenie, jest darem. Jest działaniem skierowanym na zewnątrz, w odróżnieniu od samobójstwa, które skierowane jest do wnętrza i w rzeczywistości jest ucieczką.

Samobójstwo a ofiara, to dwie przeciwności. Celem pierwszej jest odebranie życie, celem drugiej jego zachowanie.

 

Uważam, że męczeńska śmierć jest bezsensowna i sama w sobie nie niesie żadnych wartości.

Jeżeli jej celem jest śmierć sama w sobie, to rzeczywiście jest bezsensowna i nie niesie żadnych wartości.

Jeśli zaś jest związana z walką, sprzeciwem lub z obroną określonych wartości, to pozostaje bardzo wyraźnym symbolem, wskazówką, wyrazem określonych wartości i wyrazem braku zgody na próbę ich niszczenia.

 

Co innego radzenie sobie z trudami życia, w tym mogą być ukryte jakieś wartości.

Tu masz całkowitą rację. W tym co jest dla nas trudne jest ukryte wezwanie do pracy nad określonym obszarem naszego życia.

Pokonywanie trudności pozwala nam na budowanie i wzrastanie.

Tu można by powrócić do tematu samobójstwa, które jest ucieczką od tej drogi, rezygnacją z duchowego dorastania, swoistą dezercją.

 

Czyli Bogiem nie był.

Był i Bogiem i człowiekiem.

Żył i czuł jak ludzie, dlatego Jego ludzkie męczeństwo i śmierć były prawdziwe tak samo, jak Boskie były rzeczy, które czynił, Jego zmartwychwstanie i wniebowstąpienie, których żaden człowiek swoją siłą dokonać nie może.

 

Po czym poznać zwykłego człowieka? Bardziej motywująco działa na mnie wizja Jezusa, jako zwykłego człowieka. Jakie pokłady drzemią w każdym z nas! Czy to nie piękna wizja? Jezus był tylko kanałem, przez który Bóg czynił cuda.

Co prawda określenie "kanał" nie bardzo mi odpowiada, ale prawda jest taka, że każdy z nas właśnie takim kanałem jest i to właśnie m.in. chciał nam przekazać Jezus.

Skoro jesteśmy dziećmi Bożymi, to coś po Ojcu dziedziczymy :)

Ale powinniśmy pamiętać, że jesteśmy dziećmi i naszym zadaniem jest nauka, a nie udawanie dorosłych :)

Bóg może działać przez każdego człowieka o ile ten wyrazi na to zgodę. Problem w tym, że ludzie owej zgody w większości przypadków wyrazić nie chcą :)

Używając sformułowania "tzw. zwykły człowiek" miałam na myśli osoby, które nie uznają możliwości wykroczenia poza swój stereotypowy świat, ściśle określone i ograniczone wartości, co zamykam im właśnie poznanie owych pokładów, o których napisałeś.

 

Czy poświęciłbym swoje życie, umierając męczeńską śmiercią, jako ogólnie znany cudotwórca i przewodnik duchowy? To zrobiłbym dla sławy ;)

A czy zdobył byś się na taką śmierć, gdybyś wiedział, że w ten sposób wskażesz wielu ludziom drogę do życia wiecznego, do wiecznego szczęścia, a przy tym sam nic tak naprawdę nie stracisz?

Wiedza teoretyczna niewielu przekonuje, jeżeli nie zna się wyników.

Jezus pokazał rozwiązanie zadania :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jezus - jeżeli istniał, to był nikim więcej, jak tylko charyzmatycznym przywódcą. Oczywiście moim zdaniem.

Dla mnie jest nikim, jakąś tam postacią z bardzo sugestywnej bajki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moze tylko male sprostowanie - jesli Jezus zlozyl ofiare ( pozostanmy przy tym porecznym okresleniu ) za WSZYSTKICH ludzi, to pozwole sobie nazwac to megalomania. Zaledwie malutka garstka ludzi wiedziala cokolwiek o jego istnieniu i o pomysle Jahwe - i odnosze wrazenie ze jest to pozniejsze przeklamanie z tymi WSZYSTKIMI ludzmi.

W aramejskim oryginale jest zdaje sie mowa ofierze "za nas" czy tez "za was" a nie za cala ludzkosc.

Istnialy zarowno wtedy jak i dzisiaj miliony ludzi dla ktorych pojecie grzechu, a tym bardziej jakiegos "grzechu pierworodnego" jest i bylo zupelnie obce.

Wiec dlaczego niby Jezus uzurpowal sobie prawo skladania ofiary w ich imieniu ?

Az chcialoby sie powiedziec - troche wiecej tolerancji i szacunku dla innych, drogi Jezu :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaledwie malutka garstka ludzi wiedziala cokolwiek o jego istnieniu i o pomysle Jahwe - i odnosze wrazenie ze jest to pozniejsze przeklamanie z tymi WSZYSTKIMI ludzmi.

To zależy z jakiego punktu stworzenia świata wyjdziesz.

Jeżeli przyjmiemy, że wszystko pochodzi od Boga, ża aktem stworzenie stworzył wszystkich ludzi, to również akt taki jak odkupienie, akt dokonany przez Boga, będzie się odnosił do wszystkich ludzi.

 

W aramejskim oryginale jest zdaje sie mowa ofierze "za nas" czy tez "za was" a nie za cala ludzkosc.

Niestety nie znam aramejskiego, ale z tego, co wiem, tłumaczenie ze starożytnych języków wschodu wcale nie jest takie proste. Poważnym utrudnieniem w tej pracy jest wieloznaczność wyrazów wynikająca m.in. z kontekstu wypowiedzi. Stąd też m. in. rozbieżności w tłumaczeniach Biblii.

Ale nie trzeba sięgać, aż do tak fachowej wiedzy, wystarczy zadać pytanie: co rozumiemy przez określenie "nas" lub "was" :)

Do kogo zwracał się Jezus mówiąc "oddaję życie za was"? Czy tylko do Izraelitów, skoro posłał Apostołów, aby głosili Ewangelię całemu światu? A może do wszystkich ludzi, o których mówił "dzieci moje"...

 

Istnialy zarowno wtedy jak i dzisiaj miliony ludzi dla ktorych pojecie grzechu, a tym bardziej jakiegos "grzechu pierworodnego" jest i bylo zupelnie obce.

Ludzie lubią wszystko nazywać, bo w ten prosty sposób mogą rozróżnić rzeczy.

Nazwy, pojęcia, symbole to tylko identyfikatory pomocne w orientacji.

Nie musisz czegoś nazywać grzechem, aby wiedzieć, że jest to złe, że prowadzi w kierunku, który w efekcie przyniesie szkodę.

Choć dla uproszczenia można takie trefne ścieżki oznaczyć tabliczką z napisem grzech :)

Ale nie jest to konieczne.

Zarówno wtedy, jak i dzisiaj ludzie mają coś co nazywają sumieniem, coś co przypomina im o Prawem Bożym, pieczęć moralną lub jak kto woli prawo wypisane na duszy.

Tak naprawdę, każdy z nas wie co jest dobre, a co nie, problem pojawia się jednak wtedy, gdy przychodzi pokusa działania wbrew prawu.

 

Wiec dlaczego niby Jezus uzurpowal sobie prawo skladania ofiary w ich imieniu ?

Az chcialoby sie powiedziec - troche wiecej tolerancji i szacunku dla innych, drogi Jezu :)

Można by przypuszczać, że przez to uzurpowanie spodziewał się dla siebie jakichś nadzwyczajnych zysków ;D

Jezus do niczego nie pretendował i niczego nie oczekiwał. Nikomu swoją ofiarą niczego nie odebrał i nikogo nie zniewolił. Pozostawił wszystkim ludziom wolny wbór.

Możemy z Jego ofiary skorzystać, możemy ją odrzucić

Po prostu otworzył nam drzwi.

A Ty zapytałeś: dlaczego otworzył drzwi dla wszystkich, jakim prawem? :)

Prawem Bożym prawem, bo miał prawo i obowiązek tak samo traktować wszystkich ludzi.

Czy przez te drzwi przejdziemy, czy nie, zależy wyłącznie od nas.

 

I nie ma się co fochać :)

To tak jakby ktoś dał wszystkim ogromny skarb, a Ty się boczysz, jakim prawem dał wszystkim :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie Jezus jest tylko zwykłym człowiekiem jak każdy z nas. Nie wierze w Jezusa ponieważ nic o nim nie wiem i nic nie widziałem ani nie doświadczyłem co by mnie przekonało do wiary w niego.

 

Najpierw mówisz, że dla ciebie Jezus jest zwykłym człowiekiem, a potem że w niego nie wierzysz - sprzeczność.

Hmm, naprawdę nic cię nie przekonało do wiary w istnienie Jezusa? To w takim razie co cię przekonało do wiary w Buddę, Newtona, Einsteina, Courbet'a, Michała Anioła, Edisona, Bolesława Chrobrego i innych mniej lub bardziej znanych postaci historycznych?

 

Jezus - jeżeli istniał, to był nikim więcej, jak tylko charyzmatycznym przywódcą. Oczywiście moim zdaniem.

Dla mnie jest nikim, jakąś tam postacią z bardzo sugestywnej bajki.

Najpierw mówisz, że jest charyzmatycznym przywódcą, a potem, że jest nikim. Czy to się według ciebie nie wyklucza? To, że był aż charyzmatycznym przywódcą, to już znaczy że był KIMŚ.

Do tego, jak ten jakiś Jezus może być nikim, skoro według obiektywnego punktu widzenia całkowicie, diametralnie zmienił cały świat? Nikt inny, kto był "nikim" nie zdołał tego zrobić...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Mafciek
Najpierw mówisz, że dla ciebie Jezus jest zwykłym człowiekiem, a potem że w niego nie wierzysz - sprzeczność.

Według mnie nie jest to sprzeczność a jeżeli już to raczej tautologizm...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zacznijmy od tego, że jeżeli rozmawiamy o logice, nie ma "według mnie" ; ) Tak jest, albo nie jest.

 

"Według mnie Jezus jest zwykłym człowiekiem, nie wierzę w niego"

Koniunkcja dwóch zdań "według mnie jest zwykłym człowiekiem" i "nie wierzę w niego". Pierwsze zdanie wyraża pogląd o Jezusie, że jest zwykłym człowiekiem. Skoro jest, to istnieje, a do tego według tej osoby, bo jest "według mnie..." w drugim zdaniu osoba pisze, że według niej on nie istnieje, co jest zaprzeczeniem, odwrotnością poprzedniego zdania. Skoro jest to koniunkcja, zawsze będzie sprzeczność: (p) ^ (~p) - nie ma prawa być zdaniem prawdziwym, bo koniunkcja jest prawdziwa tylko wtedy, gdy oba zdania są prawdziwe. Jeśli jedno jest prawdziwe, drugie jest nieprawdziwe, bo jest zaprzeczeniem poprzedniego (~) Tautologia jest wtedy, gdy niezależnie od wartości poszczególnych zdań, całość będzie zawsze prawdziwa. Gdzie tu tautologia?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Mafciek

Jest jedno ale wynikające chyba z błędnej interpretacji (a może ja się mylę, trzeba zapytać autora) słów autora. Gebarsha pisze, że Jezus jest zwykłym człowiekiem i nie wierzy w niego jako w Boga, nie chodzi tu o istnienie jego fizycznej postaci. Jeśli jest on zwykłym człowiekiem to niema powodu aby go wyznawać. Dwa zdania, które się potwierdzają. ;D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tu się zgadzam, ale Gebarsha wyraźnie napisala "nie wierzę w Jezusa", co wyraźnie oznacza, że nie wierzy w "kogoś" - "Jezusa", czyli w osobę ; ) Może miała co innego na myśli, niż to, co zrozumiałem, ale dla mnie jest to wyraźnie napisane ; ) Teraz chodzi tylko o różnice w interpretacji tekstu : P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Mafciek
idąc logicznym wywodem Hysterusa się niestety nie potwierdzają i są sprzeczne.

Owszem idąc wywodem Hysterusa zdania te się nie potwierdzają, natomiast idąc moim wywodem zdania te się potwierdzają ;D. Amen.

Nasza niemożność porozumienia się wynika z mnogości możliwych interpretacji.

Edytowane przez Mafciek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dla mnie osobiscie jest nikim.. jest tylko pacholkiem w swietle kosciola.. jestem w stanie uwierzyc ze Maria Magdalena wiecej zrobila niz on w swietle biblii..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szanuję twoje zdanie, ale nie rozumiem, dlatego proszę żebyś mi je bardziej wytłumaczyła ; )

Co to znaczy pachołek w świetle kościoła? Po pierwsze kościół to wspólnota wszystkich uczniów Chrystusa, który on sam założył, a Kościół Katolicki to co innego. Jeżeli miałaś na myśli KK, no to to jest całkiem logiczne , ale pomyśl, czy Jezus chciał być kimś więcej? On chciał być tylko pachołkiem, sługą, który zaprowadzi nas do Boga...

 

Zrobiła więcej w świetle Biblii... Po pierwsze, gdyby nie Jezus, wcale by jej w Biblii nie było ; ) Nie wiem, nie czytałem PŚ, może i zrobiła więcej w świetle Biblii, nie wiem co tam mogła zrobić, skoro tak mówisz. Ja na Jezusa nie patrze przez pryzmat Biblii, czy Kościoła, patrzę na niego przez pryzmat siebie. Patrzę ile zrobił w moim świetle.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

to jest tak wg mnie jest to bohater ksiazki, ktora wszyscy czytaja.. kosciol zrobil z niego bozka ktorego trzeba czcic.. to co papiez powie jest swiete... wcale takie nie musi byc.. biblia to historyjki ktore kosciol dawno dawno temu posklejal i zrobil z tego biblie.. pare odrzuci pare dopisal.. manipulacja byla wtedy na topie bo sie duzo o tym naczytalam..

 

moze i nie chcial byc kims wiecej ale z tego co mi piszesz to widze ze kreujesz go na wyzszego od samego Boga..

 

ja na Jezusa patrze przez pryzmat tego ze wcale nie on byl ten co stworzyl ta religie.. byl napewno jeszcze ktos kto nie mogl sie ujawnic ... poza tym jakby patrzec na kosciol katolicki to widze chory fanatyzm troszke gorszy od islamskiego... poznalam ta religie od podstaw.. i nie chce zeby moje dzieci sie w tej religii wychowywaly.. tzn nie tyle ile mam zal do samej religii ale do ich wyznawcow.. to takie wtracenie do jezusa ktory jest czascia tej religii..

przepraszam jesli kogos obrazilam.. nie mialam tego na uwadze..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

to jest tak wg mnie jest to bohater ksiazki, ktora wszyscy czytaja..

Bohater ksiazki czy nie, postac fikcyjna czy realna, mówił czasami mądre rzeczy, które warto wziąć do serca.

osciol zrobil z niego bozka ktorego trzeba czcic..

Według PŚ nie jest bożkiem, ale Bogiem...

 

a kto powiedział, że jest święte ;)?

Z tego co pamiętam, czasami papieże rzucali klątwy lub nimi straszyli, bo mieli takie widzi mi sie.. Czyli papież mógł coś powiedzieć i to było święte....

 

moze i nie chcial byc kims wiecej ale z tego co mi piszesz to widze ze kreujesz go na wyzszego od samego Boga..

Wyższego od Boga.. Nie uważam, żebym w swoim poście na takiego go kreował. A i nawet starałem się całkowicie pomijać moje odczucia w kwestii Boga. Po prostu pisałem, że warto samemu zrozumieć jego słowa i że słowa te, często były dość mądre...

poza tym jakby patrzec na kosciol katolicki to widze chory fanatyzm troszke gorszy od islamskiego...
poznalam ta religie od podstaw..

Trochę się gubię, najpierw mówisz, że w KK występuje chory fanatyzm, a potem, że poznałaś TĄ religię od podstaw. Którą religię? To nie po polsku. KK to nie religia.

religia

1. «zespół wierzeń dotyczących istnienia Boga lub bogów, pochodzenia i celu życia człowieka, powstania świata oraz w związane z nimi obrzędy, zasady moralne i formy organizacyjne»

Według tej definicji religią jest chrześcijaństwo. Nie Kościół Katolicki, nie Kościół Prawosławny, nie katolicyzm, nie prawosławie, nie kalwinizm. Często spotykam się, gdy ktoś mówiąc słowo religia ma na myśli np. katolicyzm. Nie zgadzam się z tym i choćby wszyscy ludzie byliby co do tego zgodni, nie zmienię zdania. Religia to chrześcijaństwo, katolicyzm to wyznanie. Dwie różne rzeczy.

 

manipulacja jest modna teraz przy okazji pisania książek o manipulacji ;)

Dobrze powiedziane : )

  • Lubię to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

z tego co ja wiem to Jezus jest wlasnie wg Pś synem bozym a nie samym Bogiem..

 

z tego co ja wiem to papiez to takze czlowiek.. wiec ja nie traktuje tego jako swietosc(odnosnie tego co mowi..)

 

no ok jest w Biblii wiele jego madrych uwag co do zycia.. ale niektore, jesli sie wglebi w ich sens to sa nietolerancyjne.. jest w nich wiele sprzecznosci i kopiowania z buddyjskich przekazow..

 

no tak KK to nie religia,sory wepchnelam to do jednego wora xD

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

to jest akurat błędny wniosek.

 

no jakiś wpływ na wczesne chrześcijaństwo buddyzm miał, skoro były wspomniane misje buddyjskie z Aleksandrii choćby.

były zakładane przez Asiokę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Według tej definicji religią jest chrześcijaństwo. Nie Kościół Katolicki, nie Kościół Prawosławny, nie katolicyzm, nie prawosławie, nie kalwinizm. Często spotykam się, gdy ktoś mówiąc słowo religia ma na myśli np. katolicyzm. Nie zgadzam się z tym i choćby wszyscy ludzie byliby co do tego zgodni, nie zmienię zdania. Religia to chrześcijaństwo, katolicyzm to wyznanie. Dwie różne rzeczy.

 

100% racji!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jest w nich wiele sprzecznosci i kopiowania z buddyjskich przekazow..

Nawet jeśli skopiowanych, to co z tego? I tak są mądre i tak... Do tego myślę że warto rozróżniać granice między "kopią", a "zrobieniem czegoś dzięki wpływowi czegoś"

 

agusi chyba nie chodzi o świętość, tylko o dogmat o nieomylności papieża, tylko chyba się źle wyraziła.

W tym względzie się z agusią zgadzam. Chyba Kościół trochę przesadził, niby czym to uzasadnić? Nie rozumiem tej pychy i ignorancji. Jak człowiek może być nieomylny? Bo papież pozostaje przecież zwykłym człowiekiem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Mafciek
z tego co ja wiem to Jezus jest wlasnie wg Pś synem bozym a nie samym Bogiem..
poczytaj dokładnie Biblię ;]

Jezus nie mówi nigdzie wprost "jestem Bogiem, czcijcie mnie", ale niektóre jego słowa jednoznacznie na to wskazują ;]

To kimże on właściwie jest bo już się trochę pogubiłem...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tym względzie się z agusią zgadzam. Chyba Kościół trochę przesadził, niby czym to uzasadnić? Nie rozumiem tej pychy i ignorancji. Jak człowiek może być nieomylny? Bo papież pozostaje przecież zwykłym człowiekiem.

Nie chodzi tu o pychę i uznanie "siebie" za coś nadzwyczajnego. I na pewno nie o uznanie nieomylności człowieka.

Albo raczej nie o człowieka w ogóle.

Papież jako pasterz przewodniczący tej części Kościoła, która znajduje się na ziemi uznawany jest za tego, który w głównej mierze odpowiada za zrozumienie natchnienia pochodzącego od Boga. I tylko tego dotyczy owa nieomylność. Zresztą wykorzystana była chyba raptem dwa razy, przy czym jeden przypadek dotyczył chyba ogłoszenia dogmatu Maryjnego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Papież jako pasterz przewodniczący tej części Kościoła, która znajduje się na ziemi uznawany jest za tego, który w głównej mierze odpowiada za zrozumienie natchnienia pochodzącego od Boga.

Tak myślałem, że o to chodzi, jednakże dlaczego powiedziane jest, że zrozumie to natchnienie pochodzące od Boga całkowicie prawidłowo? Dlaczego akurat on, a nie ktoś inny? Jest tym pasterzem przewodniczącym, ale przy wybraniu danej osoby na papieża, nie staje się ona nagle medium między Ziemią a Bogiem... Papież jest człowiekiem, czyli mają wpływ na niego emocje, pogoda, oświetlenie, ciasne buty. Do tego wybierany jest przez innych ludzi, którzy pozostają ludźmi. Nie możemy oczekiwać od Boga, że tak natchnie każdego papieża i kardynała, że dokonają jedynego najtrafniejszego wyboru, bo to jest pycha. Uznawać, że znamy zamierzenia Boskie, Jego plany, czytamy Mu w myślach, to jest pycha.

 

I na pewno nie o uznanie nieomylności człowieka.

Co jak co, dogmat o nieomylności papieża nazywa się "dogmatem o nieomylności papieża", podczas gdy papież pozostaje człowiekiem. Jeśli nieomylny jest papież i jeśli papież jest człowiekiem, to człowiek jest nie omylny. Prawie jak zerowe prawo termodynamiki.

 

 

Zresztą wykorzystana była chyba raptem dwa razy, przy czym jeden przypadek dotyczył chyba ogłoszenia dogmatu Maryjnego.

Wykorzystany czy nie, istnieje ; p

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Mafciek

Z góry sorry za offtop.

ciasne buty

Nieźle się uśmiałem XD. Widziałem kiedyś buty Jana Pawła II xDDDDD.

Dodam jeszcze tylko, żebyście się tym tematem tak bardzo nie emocjonowali bo widzę, że przysparza on wam niepotrzebnych negatywnych emocji ;].

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

przysparza on wam niepotrzebnych negatywnych emocji

Jeżeli mogliście tak odebrać moje wypowiedzi, to przepraszam ;) Wcale żadnych negatywnych uczuć nie miałem pisząc moje posty, rozumiem to, że ktoś ma odmienne zdanie ode mnie. Na tym polega dyskusja, aby przedstawiać swój punkt widzenia i dawać innym go przedstawić ;) A i nawet mogłem przypomnieć sobie na czym polega zerowe prawo termodynamiki! Rozumiem, że w moich wypowiedziach można było odczuć jakieś negatywne emocje, w końcu bardzo mała cześć konwersacji oddawana jest samymi słowami, bo do kontaktu między ludźmi dodawana jest mowa niewerbalna, która do tego przekazuje więcej treści niż same słowa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co jak co, dogmat o nieomylności papieża nazywa się "dogmatem o nieomylności papieża", podczas gdy papież pozostaje człowiekiem. Jeśli nieomylny jest papież i jeśli papież jest człowiekiem, to człowiek jest nie omylny. Prawie jak zerowe prawo termodynamiki.

"Prawie" robi wielką różnicę ;)

Jak sam zauważyłeś "nazywa się".

Jest to więc tytuł jakiejś większej całości. Trzeba zatem zajrzeć do treści, aby móc zrozumieć czego ten dogmat w rzeczywistości dotyczy.

To prawie tak jakbyś chciał opowiedzieć mi film znając jedynie jego tytuł :)

 

 

Dogmat o nieomylności papieża nazywa się "dogmatem o nieomylności papieża", podczas gdy papież pozostaje człowiekiem. Jeśli nieomylny jest papież i jeśli papież jest człowiekiem, to jest człowiekiem, który jest nieomylny w przekazywaniu słowa Bożego, zatem nieomylność nie dotyczy woli czy opinii papieża, ale słowa przekazanego mu od Boga. To już nie jest zerowe prawo termodynamiki, bo nie zamyka się jedynie w osobie papieża.

 

Tak myślałem, że o to chodzi, jednakże dlaczego powiedziane jest, że zrozumie to natchnienie pochodzące od Boga całkowicie prawidłowo? Dlaczego akurat on, a nie ktoś inny?

Spytaj Jezusa: dlaczego Piotr, a nie ktoś inny?

A zrozumie tak, jak wg woli Boga będzie miał zrozumieć.

Na tym polega istota religii chrześcijańskiej, na poddaniu się woli Boga.

Można improwizować po swojemu, ale przeważnie jest bardziej dookoła, dużo ciężej, a i efekty skromniejsze.

A można zgodzić się na propozycję Nauczyciela i skorzystać z Jego rad... :)

 

Jest tym pasterzem przewodniczącym, ale przy wybraniu danej osoby na papieża, nie staje się ona nagle medium między Ziemią a Bogiem... Papież jest człowiekiem, czyli mają wpływ na niego emocje, pogoda, oświetlenie, ciasne buty. Do tego wybierany jest przez innych ludzi, którzy pozostają ludźmi. Nie możemy oczekiwać od Boga, że tak natchnie każdego papieża i kardynała, że dokonają jedynego najtrafniejszego wyboru, bo to jest pycha.

To nie jest pycha. To jest wiara i nadzieja. O łaskę dobrego wyboru na konklawe prosi się Boga i wierzy się, że takiej łaski udzieli.

A że papież jest człowiekiem i narażony jest na wszelkie wpływy, tak jak każdy inny człowiek, to niezbędna jest mu łaska i pomoc Boga przez cały czas jego pontyfikatu, tak samo jak potrzebne są owe dary, każdemu księdzu. Dlatego tak często ponawiane są prośby o modlitwę w intencji papieża i kapłanów.

A swoistym medium między Bogiem, a ziemią jest każdy z nas. Każdy kto zechce wsłuchać się w Boga.

 

Uznawać, że znamy zamierzenia Boskie, Jego plany, czytamy Mu w myślach, to jest pycha.

Tak, to jest pycha, bo takiej wiedzy nie mają nawet aniołowie.

Taka postawa jest niestety czystym bluźnierstwem przeciw Bogu.

I jeżeli odnosisz ją do dogmatu o nieomylności papieża, to mogę Ci powiedzieć, że takich założeń ów dogmat nie zawiera.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(...) Za zgodą świetego Soboru nauczamy i definiujemy jako dogmat objawiony przez Boga, że Biskup Rzymski, gdy mówi ex cathedra - tzn. gdy sprawując urząd pasterza i nauczyciela wszystkich wiernych, swą najwyższą apostolską władzą określa zobowiązującą cały Kościół naukę w sprawach wiary i moralności - dzięki opiece Bożej przyrzeczonej mu w osobie św. Piotra Apostoła posiada tę nieomylność, jaką Boski Zbawiciel chciał wyposażyć swój Kościół w definiowaniu nauki wiary i moralności. Toteż takie definicje są niezmienne same z siebie, a nie na mocy zgody Kościoła.

Jeśli zaś ktoś, co nie daj Boże, odważy się tej naszej definicji przeciwstawić, niech będzie wyłączony ze społeczności wiernych

Dotyczy, czego dotyczy, ale nadal mówi, że papież jest nieomylny.

słowa przekazanego mu od Boga

Które zostanie przekazane MU, czyli człowiekowi.

Spytaj Jezusa: dlaczego Piotr, a nie ktoś inny?

Nie znam dobrze Pisma Świętego, ale czy Jezus powiedział, że Piotr jest nieomylny? Mianował kimś kto będzie głosił Słowo Boże, co wcale nie wyklucza omylności danego człowieka.

A zrozumie tak, jak wg woli Boga będzie miał zrozumieć.

Zgadzam się :P Ale równie dobrze mogę pójść, nakraść, poniszczyć cudze mienie i powiedzieć, że skoro to zrobiłem, tak miało być. Teraz rozmawiamy o słuszności danego zjawiska, jeśli jest słuszne to można tak powiedzieć, jeśli niesłuszne, to również można, ale wtedy to nie jest to argument będący za.

A można zgodzić się na propozycję Nauczyciela i skorzystać z Jego rad...

Mówisz rady, tak? :)

Jeśli zaś ktoś, co nie daj Boże, odważy się tej naszej definicji przeciwstawić, niech będzie wyłączony ze społeczności wiernych

Chyba będę musiał z nich skorzystać...

 

Za to pięknie byłoby dostawać rady, zamiast przymusów, pięknie byłoby mieć nauczyciela, zamiast animatora.

To nie jest pycha. To jest wiara i nadzieja. O łaskę dobrego wyboru na konklawe prosi się Boga i wierzy się, że takiej łaski udzieli.

Czy jak będę prosił Boga o łaskę i wierzył, że takiej udzieli i miał nadzieję, to będę mógł wsiąść w samochód pojechać w mieście 100 km/h a i najlepiej to jeszcze zawiązać sobie oczy opaską? Wystawianie Boga na próbę to bluźnierstwo.

Dlatego tak często ponawiane są prośby o modlitwę w intencji papieża i kapłanów.

W intencji kierowców również, może nie tak często ale jednak.

I jeżeli odnosisz ją do dogmatu o nieomylności papieża, to mogę Ci powiedzieć, że takich założeń ów dogmat nie zawiera.

Nie odnosiłem tej postawy do dogmatu, tylko do czegoś innego, ale przemyślałem to i to jednak zły argument ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Księgi, debaty, wojny, posągi, świątynie, w końcu fora internetowe. A wszystko poświęcone BOGU, a czym owy BÓG właściwie jest? każdy twierdzi inaczej, skąd mam wiedzieć która wersja jest prawdziwa? Myślę, że nawet studiowanie Biblii, Koranu i innych nie pomoże, tak jak kolejnym pokoleniom nie pomoże nagromadzenie naszych złotych przemyśleń umieszczanych w wygodnym, anonimowym internecie. Tylko JEDNYM z problemów nas ludzi jest nasza megalomania, wyższość człowieka nad wszystkimi i wszystkim, przeświadczenie, że jesteśmy jedyni i wybrani. I tu zaczyna się moja opinia- ta właśnie cechę wykorzystali mądrzy i chciwi władcy by zjednoczyć i utrzymać w kupie państwo. Cóż może być lepsze od historyjki, w której jesteśmy narodem wybranym, że BÓG na nas patrzy, że jednak mamy cel w życiu !! Na logikę, ludzie w starożytności byli niewykształceni, naiwni, podatni na wpływy-jak dzieci- a dzieci można wychować, trzeba po prostu wyznaczyć im granice, prawa i zbudować świat dla nas wygodny i tu pojawia się BÓG(tzn. Prawo Wróbelka Elemelka - bo tak ma być!) + znaleziona, tajemnicza księga= posłuszne stado. Owy BÓG załatwia nam wiele spraw- ludzie chociaż w części są bardziej prawi(ktoś zawsze na ich patrzy), są nowe preteksty do wojny, którą ówcześni tak uwielbiali, termin herezji pozwalał na ukaranie niewygodnych ludzi, poza tym gdy wierni mają jedna tak silną wspólną sprawę, to państwo znakomicie funkcjonuje- żyć nie umierać !- tylko czy, to nie wygląda jak typowe zamiatanie pod dywan? Tu pojawia się kolejna kwestia sporna- czy spowiedź zabija, czy uzdrawia tak zwaną duszę?- coraz częściej ograniczamy ją do formułki, która pozwala nam osiągnąć spokój, coraz rzadziej rozumiemy grzech, a gdy religia upraszcza formę jego wyznania i skruchy staje się on jedynie epizodem. Kara to nie 5 zdrowasiek, 2 bicze i 2 minuty klęczenia na grochu, ale wewnętrzne cierpienie, którego boimy się tak bardzo, że stosujemy katusze fizyczne. A jeżeli wiara, to tylko przykrywka dla ucieczki, wyrzeczenia się zwierzęcej natury, tego, że jesteśmy niedoskonali i nigdy tacy nie będziemy? Czy zapatrzeni w zawiłą księgę, określającą nas jako DZIECI BOŻE, zapomnieliśmy o prostocie człowieczeństwa? A teraz wersja hard corowa, dla lubiących szukania dziury w całym- a co jeżeli nasze istnienie nie ma sensu? a co jeżeli nasza wyimaginowana dusza, obiecane lepsze miejsce na ziemi, pola elizejskie, sam BÓG.. nie istnieją? Według Biblii zwierzęta nie idą do nieba, my wywodzimy się od małp, które różnią się od nas stopniem sfałdowania mózgu i owłosienia. Może powinniśmy się przygotować na koniec, w którym nie ma nic? Tej tezy większość ludzi nie jest w stanie nawet rozważyć, dzięki temu możemy ujrzeć jak bardzo oddziaływają na nas tradycje, przyzwyczajenia i uczucie azylu (nie muszę się martwić bo wierzę). Szanuję u ludzi otwartość i tolerancję, im bardziej obstają przy jednym torze rozumowania tym bardziej przypominają mi stado bydła domowego. Ale jak można ich winić za pragnienie spokoju i ustatkowania jakie daje im jednokierunkowa, najlepiej z krańcówką w niebie, u Pana Boga za piecem?

 

To pole nie jest obowiązkowe: sama nie wierzę w Boga jako osobę, dla mnie jest on wszędzie, w drzewach, niebie, wszystkim co nas otacza, dla mnie Bóg, to synonim piękna, niesamowitości, tego, że choć przez krótką chwilę mogłam doświadczyć cudu jakim jest życie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Według Biblii zwierzęta nie idą do nieba, my wywodzimy się od małp, które różnią się od nas stopniem sfałdowania mózgu i owłosienia.

Błąd! Nie wywodzimy się od małp :) Do tego zwierzęta również mają duszę, ale śmiertelną, w przeciwieństwie do nas (według chrześcijan) a czym różnimy się jeszcze od zwierząt? Mamy świadomość. Wyobraź sobie pierwszego człowieka, który natchniony wziął farby czy co on tam miał i namalował palcem na ścianie w jaskini to co miał przed oczami. Wyobraź sobie co czuł po raz pierwszy na Ziemi doświadczając czegoś niezwykłego, czegoś odmiennego niż do tej pory, czegoś przeszywającego całe jego ciało. Czuł się niezwykły po raz pierwszy. Czuł się poza swoją fizycznością, czuł się duchowo. Różnimy się tylko stopniem owłosienia i pofałdowaniem mózgu?

 

Świadomość pewnie jest efektem większej złożoności mózgu, chociaż naukowcy nadal mało wiedzą o tym zjawisku, ale czy różnimy się tylko tym stopniem pofałdowania dającym nam świadomość? Czy AŻ tym?

ta właśnie cechę wykorzystali mądrzy i chciwi władcy by zjednoczyć i utrzymać w kupie państwo

Prawdopodobna wersja, ale kiedy tworzono pierwsze religie, albo raczej wierzenia, to nie było państwowości, nie było władców. Może jakiś tam ważniejszy człowiek w plemieniu był i mógł być na tyle inteligentny, żeby zmanipulować resztę osób... Wydaje mi się jednak, że przestraszył się burzy albo statku kosmitów.

 

W swoim poście piszesz, jakby prawa etyczne i moralne proponowane przez religie były złe, że to manipulacja, żeby dzieci się nie buntowały. Spójrzmy jednak na to z punktu widzenia cywilizacji. Cywilizacja to kolejny etap rozwoju zjawiska jakim jest człowiek. W końcu dążymy nieustannie od początku życia na Ziemi, by przetrwać i być najsilniejszymi, gdy udało nam się zdobyć świadomość zaczęliśmy rozwijać cywilizacje, która idzie dalej i dalej. Wyobraźmy sobie utopijny świat, bez zła, głodu, wszyscy by chętnie pracowali, pieniądze nie byłyby potrzebne, nie byłoby wojen, ludzie poświęcali by się dla dobra innych. Taki świat jest chyba punktem wyjściowym praw etycznych, ale nie, że z przymusu, tylko każdy chciałby być dobry.Tak jak hiperbole na wykresie nigdy nie osiągną wartości 0, tak świat taki nie może istnieć, ale nie o tym mowa. Gdyby taki świat istniał, jak nasza cywilizacja prężnie by działała. Jedzenia wystarczająca ilość, naukowcy prężnie by działali i nieustannie zwiększali możliwości naszej cywilizacji. Czy to technicznie, czy biologicznie, czy jeszcze inaczej nie ważne, nie ma żadnej obawy, że cywilizacja zniszczy sama siebie atomówkami, czy epidemią jakiegoś wirusa z broni biologicznej. Nie ma obawy, że cały dorobek zostanie stracony, a jest zapewnienie, że osiągniemy jeszcze więcej. Czy to źle być dobrym?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odpowiedź do pierwszego postu

 

Nie będę się zbytnio odnosić do pierwszego cytatu, być może zbyt pochopnie operowałam nie znanym mi światem antropologii.. Natomiast druga wypowiedz, skłoniła mnie do pewnej kwestii. Zapewne w starożytności istniały obie wersje owego wodza- chciwa i wierząca w zielone ludki. Teraz tylko należy wybrać mniejsze zło. Co jest w takim razie lepsze dla podstawy wiary? Chciwość, czy głupota?

 

Nie dążyłam do obalenia kościoła i stworzenia idylli, bardziej zastanawiałam się nad sensem istnienia. Poza tym nie wyobrażam sobie świata bez zła, przecież to właśnie dzięki niemu dostrzegamy dobro, ale nie wiem czy na Ziemi znajdziemy kiedykolwiek tyle prawości by pokryć pustkę jaką stwarza ogrom wojny. A wracając do owej utopii- bardzo szanuję inne wiary i kultury, przecież to one tworzyły wielkie cywilizacje, za nie umierali ludzie, to dzięki nim posiadamy tak rozmaity dorobek kulturowy w postaci świątyń, języków, ksiąg.

Edytowane przez audri
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jezus , o ile istniał, powiedzmy, że tak- był nieszczęśliwym człowiekiem

Miał uczniów, którzy go słuchali, kochali, miał swoją ekipę. Przekazywał im swoje własne przemyślenia, takie z głębi serca, a oni nie mówili, że są głup-ie, chociaż to co mówił znacznie przekraczało epokę w której to mówił. Słuchali go i mówili "nieźle gadasz". Czy był aż tak nie szczęśliwy? Czy On potrzebuje mieć miliardy szarych ludzi, czy może woli mieć 12 równych gości?

Co jest w takim razie lepsze dla podstawy wiary? Chciwość, czy głupota?

Dlaczego głupota? To, że koleś nie rozumiał co to jest burza albo tym bardziej statek kosmitów, nie znaczy, że był głup-i. Za to spójrzmy, jaką mógł mieć wyobraźnię, błyskotliwość, żyłkę do odkrywania, skoro te zjawiska potrafił sobie sam wytłumaczyć. Co z tego, że nie prawidłowo, lepiej nieprawidłowo, niż wcale :)

 

edit:

dlaczego gwiazdkuje słowo "głu-pi"? (*****)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uczniowie może i wiele nie rozumieli, ale czy mogli zrozumieć? Albo czy musieli te nauki rozumieć? Już nawet pomijając kwestię boskości, nawet dzisiaj mówi się, że Jezus głosił nauki rewolucyjne jak na tamte czasy. Chcieli go zrozumieć, słuchali się go, ale co najważniejsze ufali mu, pokładali w nim nadzieję, liczyli na niego. To chyba takim chciałbym być człowiekiem, na którego można liczyć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nawet jeśli zastąpić słowo głup-ota słowem nie-wiedza, to żadne z nich nie będzie dobrą bazą do tworzenia wiary. Owszem można podziwiać człowieka za, to jak kreatywnie rozwiązał sprawę swojego niedoinformowania- ułożył sobie bajeczki, który później stanowiły nowe prawa i prowadziły do wojen. Jednak, bajki bajkami, a to na co miały wpływ to przecież Życie, Ludzie i Cywilizacje, na nie tak jak w historyjkach bywa wyimaginowani bohaterowie, a na końcu zawsze szczęśliwe zakończenie. Czy jeden niedouczony człowieczek powinien początkować wyznania wiary? Poza tym istnieje nie wielka granica pomiędzy oszukiwaniem się, a wiarą, czy nie lepiej podziwiać ziemskie piękna, uczucia i nauki niż dążyć do pojednania i zbliżenia się do wielkiego stwórcy, którego istnienie jest wątpliwe(tak jak i całej reszty świętych, duchów świętych, synów bożych i proroków). Ale co zrobić? Cała sprawa religii musiała się tak, a nie inaczej zacząć i skończyć, może już tak jesteśmy skonstruowani?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy jeden niedouczony człowieczek powinien początkować wyznania wiary

To na pewno nie był jeden człowiek i nie był niedouczony :) Może wiedział mniej niż my teraz, ale i tak my wiemy mniej niż za tysiąc lat będą wiedzieć, o ile nasza cywilizacja przetrwa. Do tego wcale nie wiemy, czy dzisiejsze wierzenia powstały z powodu zjawisk, których człowiek nie mógł zrozumieć. Coś tam z tego powstało, ale były to jakieś kulty słońca, księżyca, a nie chrześcijaństwo. Człowieka mogło ogarnąć uczucie pustki, czuł, że jest mały. Poczuł się metafizycznie i powiedział, że ma duszę. A dlaczego nie?

czy nie lepiej podziwiać ziemskie piękna, uczucia i nauki niż dążyć do pojednania i zbliżenia się do wielkiego stwórcy, którego istnienie jest wątpliwe(tak jak i całej reszty świętych, duchów świętych, synów bożych i proroków)

Nie jesteśmy w średniowieczu, gdzie najwyższe wartości duchowe to asceza, a najpiękniejsza wiara to najdroższy odpust. Dlaczego podziwianie i szanowanie ziemskiego piękna nie jest równoznaczne ze zbliżaniem do wielkiego stwórcy? Do tego nie rozumiem dlaczego kwestionujesz istnienie świętych i proroków... A dlaczego nie kwestionujesz istnienia uczonych i królów? :P To, że istniał taki św. Wojciech to w ogóle nieprawdopodobne, a Mikołaj Kopernik to już tak?

Cała sprawa religii musiała się tak, a nie inaczej zacząć i skończyć, może już tak jesteśmy skonstruowani?

Ha! A ja Ci powiem, że nic a nic nie musi. Jestem od tego, by przełamywać stereotypy :)

Powiem tak:

Może i religie mogły mieć taki nic nieznaczący początek, ale spróbujmy to wykorzystać dla siebie. Pięknie to było przedstawione w Quo Vadis: Winicjusz żyjący w świecie brutalności, świecie brutalnych bogów, płytkiej wiary, zako****e się w chrześcijańskiej kobiecie. Od tego momentu już nie cieszą go dotychczasowe rozkosze, impry, pijatyki itp. To wszystko dla niego traci sens, gdy jego zwierzęce pragnienia ścierają się z miłością przekazywaną w tej religii. Żył już tyle lat, a dopiero teraz poczuł tak naprawdę co to jest szczęście. To mu dał Bóg? Można tak to interpretować, ale on tego Boga nie znał, nic o nim nie wiedział, kiedy zaczął się zmieniać. Chrześcijaństwo zmieniało ludzi. Miłość, którą niosło chrześcijaństwo, zmieniało ludzi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Iwanov

Quo Vadis to fikcja literacka Sienkiewicza,który to właśnie propaguje pozytywne aspekty i idealizuje.Przełamywanie stereotypów na siłę,jest swego rodzaju stereotypem.

No zmieniało,całe społeczeństwa,zmieniło średniowiecze w ciemne wieki,utrwaliło system feudalny,lekcja historii się kłania,jak się rozwijało chrześcijaństwo.

Nikt nie kwestionuje ich istnienia,kwestionuje jedynie ich świętość i prawdziwość obrazu jaki się po nich zachował porównanie do Kopernika,nie na miejscu.

Jak się formują religie?Tego nikt nie wie i pewnie się nie dowie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Quo Vadis to fikcja literacka Sienkiewicza,który to właśnie propaguje pozytywne aspekty i idealizuje.

No i co?

No zmieniało,całe społeczeństwa,zmieniło średniowiecze w ciemne wieki,utrwaliło system feudalny,lekcja historii się kłania,jak się rozwijało chrześcijaństwo

Ehh, naprawdę szkoda mi kolejny raz o tym mówić... Naprawdę nie widzicie różnicy między religią a instytucją? Kościół Katolicki to instytucja, chrześcijaństwo to religia. Zupełnie dwie różne rzeczy, to wcale nie przez chrześcijaństwo zmieniło się średniowiecze w ciemne wieki, bo jeśli już, to przez Kościół, czyli przez ludzi żądnych władzy, a tacy nie istnieją tylko w chrześcijaństwie. Do tego wcale tak nie możesz mówić, stało się również wiele dobrego. Duchowni byli jedynymi osobami potrafiącymi pisać, do tego to w Kościele przetrwała cząstka dorobku imperium rzymskiego, które przecież upadło. Lekcja historii się kłania. Kościół w jakimś stopniu połączył Europę pod sztandarem religii, a klasztory i duchowni odgrywali ważne role.

 

Nie wiemy jakby wyglądała przyszłość gdyby nie Kościół, może byśmy teraz nawijali po arabsku albo budowalibyśmy forum romanum. I podkreślam różnice między Kościołem a chrześcijaństwem. Chrześcijaństwo samo w sobie nie ma nic złego, niesie miłość, to Kościół tworzy dogmaty, zakazy nakazy.

Nikt nie kwestionuje ich istnienia,kwestionuje jedynie ich świętość i prawdziwość obrazu jaki się po nich zachował porównanie do Kopernika,nie na miejscu.

Źle mnie zrozumiałeś i możliwe, że ja źle zrozumiał cytowany przeze mnie tekst.

którego istnienie jest wątpliwe(tak jak i całej reszty świętych, duchów świętych, synów bożych i proroków)

Niby dlaczego istnienie świętych jest wątpliwe? Porównanie z Kopernikiem jest jak najbardziej na miejscu, bo Kopernik to fizyczna postać, dokładnie tak samo jak św. Wojciech. Do tego spójrzmy na to: jak wyjaśnisz to, że są ludzie którzy znają św. Faustynę, skoro ona jest święta a wątpisz w istnienie świętych? Albo Jan Paweł II, który zostanie świętym. To co, jak on się stanie świętym, to nagle zniknie cała jego przeszłość i tak naprawdę to nie istniał?

Sprowadziło przywódców religijnych do roli bogów( nieomylność papieży)

Dogmat ten tak naprawdę został wprowadzony stosunkowo niedawno.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jezus dla mnie był człowiekiem (miał ludzkie uczucia ) w psychologii nazywa się to empatią (współodczuwanie emocjonalne ) i czuł mocno czyjś ból czy strach ,jak ja zajmując się filozofią wschodu oraz praktykując wiele wschodnich technik a będąc wychowany jako katolik ,zgłębiając dogłębnie nauki mistyczne oraz wszystkie religie świata itd. sam odczówam mocno ludzkie podświadome i nieświadome emocje i stwierdzam że Jezus zgłębił podobną wiedzę w tym ezoteryczną ,okultystyczną (Hitler czuł tę moc (Gniew) i nie potrafił sobie z nią poradzić ,natomiast Jezus Chrystus potrafił ją opanować i przekrztałcić Gniew w Miłość ) i dla prostego ludu w tamtych czasach był nazwany Bogiem ,ponieważ jak mówili/mówią mistrzowie duchowi (awatarowie -wcielenie Boga na ziemi ) -Miłość to największa siła we wszechświecie ,ponieważ dla ówczesnych ludzi nie były znane takie słowa jak oświecenie ,ezoteryka,okultyzm ,mistycyzm ,na szczęście świadomość ludzka wzrasta lecz choć jest XXI wiek ,nadal obserwuję pozostałości w ludzkiej mentalności rodem ze średniowiecza ,przesądy i zabobony .

Dodam od siebie : "Jak ktoś Boga w sercu swoim nie odnajdzie , to nie znajdzie go w żadnym kościele czy świątyni na świecie ".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

teologicznie Kościół Katolickie to coś więcej niz instytucja - zresztą w tamtych czasach Kościół nie był aż tak zinstytucjonalizowany.

Może i tak. Jest jeszcze po prostu Kościół czyli wspólnota wiernych. To jednak nadal nie jest Kościół Katolicki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam niezwykle silne wrażenie, że piszemy o zupełnie innych rzeczach.

Co to ma za znaczenie czy to będzie jeden człowiek, który pociągnie za sobą miliony, czy grupa, która zrobi to samo. Natomiast niedouczenie w moim zamyśle jest na skalę ogólną, a nie dopuszczalną na określony czas, my również jeszcze wielu rzeczy nie wiemy. Poza tym co jaka różnica jest między bajkami o słońcu, a bajkami spisanymi w świętych księgach, które są podstawą chrześcijaństwa i innych wierzeń, w cale nie jest pewnym czy wszystko tam opisane jest prawdą. "Poczuł się metafizycznie i powiedział, że ma duszę. A dlaczego nie?"-już wiemy, tym tylko potwierdzasz, że człowiek jest z natury megalomanem i miedzy innymi dzięki tej cesze rozpoczął ważną część kultury jaką jest religia, czyli tak czy inaczej wyznanie wiary musiało znaleźć drogę do umoszczenia się w naszym życiu. Natomiast ja, nie rozważam tego jak było i dlaczego tak było, chodzi mi bardziej o określenie czy powinno tak być ,i jak mogłoby być. Mówienie o religii dosłownie i w trybie oznajmującym nie jest dobrym pomysłem, świadczy jedynie o głębokiej wierze, ale i jednotorowym myśleniu, które prowadzi do głupoty. Nikt naprawdę nie wie jak było,możemy jedynie przypuszczać.

Szanowanie ziemskiego piękna jest według Biblii tylko jednym z objawów zbliżenia do Boga, a co z tymi ,którzy je szanują a nie wierzą w owego stwórce? Nie bierz mnie nie za idiotkę, ja nie kwestionuje ich istnienia, tylko świętość jaką się im przypisuje.

Poza tym, co do jasnej cholery ma jednostka ludzka, która zastanawia się nad zmianą wiary, a popęd człowieka(jak ogół ludzkości) do zmyślania i wyolbrzymiania wygodnych dla siebie faktów(przy czym nie mówię, że WSZYSTKO co związane z religią jest nieprawdą)- tworzenia wyznań;a jako koniec rozumiem wykorzystywanie wiary na przykład do celów politycznych, czyli zepsucie. Poza tym, na początku każda wiara wydaje się być piękna i nie skalana, dopiero gdy nie jest uciśniona i ma wielkie wpływy zaczyna się psuć.

 

Odchodząc nieco od dyskusji; powinieneś się zdecydować, czy odpisujesz na mój post, czy tworzysz własne historie, ponieważ widzę niejednokrotne odbieganie do tematu, poza tym ze stylu literackiego wnioskuję, że żyjesz w swoim zamkniętym świecie, do którego za pewne nic nie dopuszczasz, a starasz się to maskować elokwencją i negowaniem wszystkiego na co się natkniesz. Ale to tylko pobieżna analiza psychologiczna, w której mogę się mylić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za to pięknie byłoby dostawać rady, zamiast przymusów, pięknie byłoby mieć nauczyciela, zamiast animatora.

Wszystko zależy od Twojego wyboru :)

Jeżeli się zdecydujesz, to Twoim nauczycielem może być również Jezus :)

 

Zajrzyj choćby tu:

Jaki był Jezus?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Caliach piękny artrykuł ,którego nie czytałem ,na temat Jezusa chętnie poczytam zawsze był bez wątpliwości Awatarem (wcieleniem Boga na ziemi) jak Sai baba ,Budda i inni .czuję dokładnie to samo po opanowaniu praktycznie i teoretycznie Boskiej nauki życia jaką jest yoga ,stworzonej przez oświeconych mistrzów duchowych 2 ,5 tysiąca lat pne.

W dzisiejszych czasach wykazując się taką wrażliwością ,budzi to niezrozumienie i śmiech otoczenia ,widząc mnie (oprócz ludzi którzy mnie osobiście znają ) no cóż papież ma immunitet na dotykanie i nie posądzi się go o molestowanie :lol: -choć wyjątki są .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie chodziło mi o wyznania w obrębie chrześcijaństwa, a ogólnie o wszystkie istniejące religie.

Każde wyznanie nagięło ją jak chciało.

Nie rozumiem ;P

Mam niezwykle silne wrażenie, że piszemy o zupełnie innych rzeczach.

Ciekawe, mnie się wydaje, że mówimy o tym samym, ale innymi słowami :)

tym tylko potwierdzasz, że człowiek jest z natury megalomanem

Nie wydaje mi się, czy jak czujesz zakochanie, współczucie, miłość to znaczy, że jesteś megalomanką? A to właśnie miałem na myśli, uczucia te wydają się być duchowe, gdy je odczuwam czuję się metafizycznie. Nawet jeśli tak nie jest. Nie widzę tu żadnej megalomanii, człowiek poczuł coś nowego, co rozpaliło żar w jego sercu i powiedział, że to dusza. Gdzie tu megalomania?

Natomiast ja, nie rozważam tego jak było i dlaczego tak było, chodzi mi bardziej o określenie czy powinno tak być ,i jak mogłoby być. Mówienie o religii dosłownie i w trybie oznajmującym nie jest dobrym pomysłem, świadczy jedynie o głębokiej wierze, ale i jednotorowym myśleniu, które prowadzi do głupoty. Nikt naprawdę nie wie jak było,możemy jedynie przypuszczać.

W pełni się zgadzam, ale wydawało mi się, że cały czas podkreślałem, że to co piszę to tylko jedna z opcji jaka mogła istnieć. Dlatego pisałem w trybie oznajmującym, bo opisywałem jednotorowy tok myślenia, przed czym ostrzegłem, że właśnie to zrobię ;) Niemniej jednak przecież nie wiem jak było, dopuszczam wszystkie opcje.

Szanowanie ziemskiego piękna jest według Biblii tylko jednym z objawów zbliżenia do Boga, a co z tymi ,którzy je szanują a nie wierzą w owego stwórce?

Według Biblii... A czym jest według Ciebie?

Jeżeli ów Stwórca istnieje, to będą pięknymi ludźmi szanującymi ziemskie piękno i pewnie pójdą do raju, a jeżeli nie istnieje, to będą pięknymi ludźmi szanującymi ziemskie piękno.

Nie bierz mnie nie za idiotkę, ja nie kwestionuje ich istnienia, tylko świętość jaką się im przypisuje.

Wcale nie biorę cię za idiotkę, dopuszczam możliwość, że mogliśmy się źle zrozumieć. Ale jak mam rozumieć

którego istnienie jest wątpliwe(tak jak i całej reszty świętych, duchów świętych, synów bożych i proroków)

jak nie w sposób, który przedstawiłem.

a jako koniec rozumiem wykorzystywanie wiary na przykład do celów politycznych

fuuu! Swoją drogą na internetowej stronie gadu-gadu był artykuł o transparencie "Jarosław dobrem zwycięży" na uroczystości Popiełuszki.

Poza tym, na początku każda wiara wydaje się być piękna i nie skalana, dopiero gdy nie jest uciśniona i ma wielkie wpływy zaczyna się psuć.

To zależy od nas samych, jaka piękna i nie skalana będzie wiara.

Odchodząc nieco od dyskusji; powinieneś się zdecydować, czy odpisujesz na mój post, czy tworzysz własne historie, ponieważ widzę niejednokrotne odbieganie do tematu, poza tym ze stylu literackiego wnioskuję, że żyjesz w swoim zamkniętym świecie, do którego za pewne nic nie dopuszczasz, a starasz się to maskować elokwencją i negowaniem wszystkiego na co się natkniesz. Ale to tylko pobieżna analiza psychologiczna, w której mogę się mylić.

Odpisuje na twój post tworząc własne historie. Do tego uważam, że nie odbiegam od tematu, a historie bezpośrednio lub alegorycznie łączą się z tematem :)

Ehh, ile to już analiz psychologicznych o sobie słyszałem. Co prawda trochę mniej złożonych niż Twoja, ale też dość pobieżnych. Jestem głupi, nielogiczny, dziecinny, udaje, że jestem głupi, nie mam własnego zdania, dziewczyński, męski. Nawet ludzie psychologicznie oceniają moją orientację seksualną! Co się będę z nimi kłócił, wiem kim jestem, jestem ze sobą szczery, mam przyjaciół, którzy mnie znają, nie muszę nikomu siebie tłumaczyć. Za to z tym negowaniem wszystkiego to się zgadzam ;) Jednak nazwałbym to trochę innymi słowami. Staram się pokazać inny punkt widzenia - o, to dobre sformułowanie.

Jeżeli się zdecydujesz, to Twoim nauczycielem może być również Jezus :)

Hmm, powiem tak: niezły z niego facet, od dawna jestem jego uczniem :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Mafciek
zawsze był bez wątpliwości Awatarem (wcieleniem Boga na ziemi) jak Sai baba

Kiedyś oglądałem pewien film na discovery, w którym go zdemaskowano.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może Sai Baba nie był dobrym przykładem ,ale Sidartha Gautama (Budda) napewno ,obaj zarówno Budda jak i Chrystus mieli moc współczucia i świetnie czuli czyjeś emocje (serce) jak i ludzkie myśli (umysł) .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie mówię o uczuciach, które mogą być mimowolne i każdy z nas je odczuwa, samouwielbieniem jest dla mnie samo tworzenie wiary, mówienie, że jest takie miejsce jak niebo, że my mamy duszę, a ona jest nieśmiertelna, o Bogu który jest naszym ojcem, że jesteśmy wybrani, że to niewierni pójdą do piekła. Nie wiemy tego, nie możemy tego wiedzieć, niebo, piekło i czyściec jest równie prawdopodobne jak Nibylandia czy Kraina Oz. A jednak nie przestajemy myśleć i mieć nadzieje, że dla nas życie i śmierć to dopiero początek, nie dopuszczamy możliwości by na końcu życia otrzymać wielkie "NIC".

 

Na inne aluzje nie odpowiem, ponieważ są one za ogólne i można by zacząć z ich pomocą nowe tematy na forum, lub są zbyt zagmatwane.

 

Wracając do Twojej analizy psychologicznej: może i piszemy o tym samym jednak, ty masz bardzo zawiłe przemyślenia i małą zdolność przenoszenia ich na papier(w naszym przypadku na ekran komputera), że niekiedy można się pogubić i uznać cię za gadającego od rzeczy. Nie uważam dużej wyobraźni za wadę, jak i również cechy którą nazwałeś- głupi, nielogiczny, dziecinny, udaje, że jestem głupi, nie mam własnego zdania, dziewczyński, męski; sama mam identyczny charakter, ale różnica między nami jest taka, że ty jesteś nieco namolny i denerwujesz ludzi, poza ty te dwie cechy sam uważasz za atuty i ciągle je rozwijasz. W całej uwielbionej przez siebie arogancji i oryginalności zapominasz o subtelności i docieraniu do innych za pomocą pięknego języka i wewnętrznej pokory.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałam też kiedyś, że chrześcijanie do czwartego wieku wierzyli w reinkarnację, w czwartym wieku z Biblii wyrzucono wszystkie fragmenty na ten temat. Może i czytam książki tendencyjne, ale z drugiej strony trudno oczekiwać żeby chrześcijańska literatura krytykowała chrześcijaństwo.

Nic nie wykluczam, do tego biorąc pod uwagę, że Biblię pisali ludzie sytuacje tego typu są bardzo prawdopodobne :) Można mówić, że tych którzy pisali PŚ natchnął Bóg, tego też nie wykluczam, ale czy Bóg musiał natchnąć tych ludzi tak, by napisali prawdę? Źle to ująłem, czy Bóg musiał natchnąć tych ludzi tak, by napisali prawdę wprost? Jeżeli sprawy duchowe ciężko opisać słowami, to słowa w PŚ niczym się nie różnią, za to zagadki związane z PŚ + słowa w nim napisane mogą oddać więcej treści niż same słowa. Teraz Cię rozumiem i zgadzam się, sam słyszałem o wielu różnych "Kościołach", które tak to chrześcijaństwo zmodyfikowały, że trudno uważać je za chrześcijańskie wyznania.

Nie mówię o uczuciach, które mogą być mimowolne i każdy z nas je odczuwa, samouwielbieniem jest dla mnie samo tworzenie wiary, mówienie, że jest takie miejsce jak niebo, że my mamy duszę, a ona jest nieśmiertelna, o Bogu który jest naszym ojcem, że jesteśmy wybrani, że to niewierni pójdą do piekła. Nie wiemy tego, nie możemy tego wiedzieć, niebo, piekło i czyściec jest równie prawdopodobne jak Nibylandia czy Kraina Oz.

Według mnie, to nie jest samouwielbienie. I skoro tego nie wiemy, to nazywa się "wiara", a nie "wiedza". Gdyby droga do Nibylandii była tak inspirująca, ciężka, piękna jak do nieba, to bym nią szedł. Bo chyba o to tu chodzi - o drogę?

 

że ty jesteś nieco namolny i denerwujesz ludzi, poza ty te dwie cechy sam uważasz za atuty i ciągle je rozwijasz. W całej uwielbionej przez siebie arogancji i oryginalności zapominasz o subtelności i docieraniu do innych za pomocą pięknego języka i wewnętrznej pokory.

Przepraszam, jeżeli tak mnie odebrałaś. Denerwowania ludzi wcale nie uważam za atut, nie robię tego celowo. Może i jestem namolny, czepiam się szczegółów, ale dla mnie całość składa się z wielu szczegółów, dlatego każdy szczegół jest tak ważny. Jestem ścisłą osobą i właśnie szczegóły mnie drażnią, dlatego je wypominam. W matematyce takie szczegóły się liczą, zdanie "długość odcinka A dodać długość odcinka B" traci zupełnie sens gdy pominąć "długość". W programowaniu wystarczy zgubić jeden ';' i koniec. Staram się o ile potrafię o tych szczegółach wspominać i drążyć póki według mnie jest sens. Może i to namolne, ale nie zmienię siebie, szczegóły są dla mnie ważne. Przepraszam za mój język, ale jak już mówiłem jestem raczej osobą ścisłą, nie umiem pięknie pisać. Zdaje mi się, że pokorny jestem, ja po prostu bronię tego co uważam za słuszne, gdy ktoś przedstawi mi logiczny kontrargument, pokornie przyznam mu rację.

małą zdolność przenoszenia ich na papier

To niestety bardzo wiele osób już mi mówiło :D No nic, nie wiem co robię źle.

 

edit:

Do tego wydaje mi się, że mnie nie tylko zanalizowałaś psychologicznie, ale też oceniłaś. Uważasz, że jestem arogancki i namolny. Ja tam staram się nie oceniać ludzi, nawet gdy ich znam osobiście. No nic, może gdybyśmy się spotkali w rzeczywistości, w innych okolicznościach, to miałabyś o mnie inne zdanie ;) Ja za to cieszę się, że tak pięknie bronisz swoich racji i możemy popolemizować razem, stać się mądrzejszymi i rozszerzyć swoją wiedzę o inne perspektywy widzenia.

Edytowane przez koteł
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...
Czyli jeżeli nie lubię wymysłów pana Leszka to mój umysł nie jest otwarty?

Nie. Napisałem, że polecam ludziom o otwartych umysłach. Jest to po prostu jedna z możliwości. Mi pasuje, Tobie nie musi. Akceptacja wymysłów pana Leszka nie ma żadnego związku z posiadaniem otwartego umysłu. Gdybyś myślał logicznie, sam byś do tego doszedł.

Edytowane przez BlueAnge7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wątek jest o Jezusie nie o Tobie, czy Twoim umyśle, więc takie rzeczy powinieneś pisać na priv. Szczególnie jeśli są ironiczną (tym bardziej, nic nie wnoszącą do dyskusji) uwagą.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie Jezus Chrystus jest Synem Bożym jest moim przewodnikiem,powiernikiem jest czystą mądrością jest częścią mojego serca i mojej duszy...jest moim mistrzem... i mogę tak wymieniać i wymieniać...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
Jak dla mnie cała prawda o Jezusie jest tutaj. Polecam dla ludzi o otwartych umysłach :spoko:

Faktycznie, żeby coś takiego napisać trzeba mieć otwarty umysł, ba chyba nawet nie tylko otwarty, ale wręcz cierpiący na dość mocne przeciągi.

Zastanawiam się ile wcieleń Marii Magdaleny spotkał pan Żądło w swoich poszukiwaniach i na jakiej podstawie wybierał relacje tych "prawdziwych".

Niesamowitym jest też, że na 5 mld ludzi na świecie, te kilkaset najbliższych Jezusowi trafiło akurat w do tego pana.

 

Poza tym fajnie to napisane i może służyć jako pralka o niskich częstotliwościach gry psychologicznej.

Nie od dziś opowiada się kawały, w których po szpitalu psychiatrycznym przechadzają się dziesiątki Napoleonów, Cezarów itd.

Ludzka podświadomość buduje przeróżne obrazy, a wszystkie opierają się na podobnych schematach, dlatego "cudowna" zbieżność fantazji "regresowych" nie jest niczym nadzwyczajnym.

 

Heh, nie popisał się pan fantasta, nawet "obrona przez uprzedzenie ataku" mu nie wyszła :)

Po przeczytaniu tego "poważnego" artykułu czytelnik dochodzi do jednego wniosku: Jezus był obibokiem, rozpustnikiem itd., czyli prezentował wszystkie te cechy, które potępiał, więc był również kłamcą i oszustem. Jak nic, całkowite odwrócenie wartości. Ciekawe kto poza "kudłatym" miałby w tym interes?

 

Dziwne tylko, że wśród tego całego zła istniało coś dziwnego, co zostało określone jako Duch Święty.

Pan Żądło obalił co najmniej 90% tego o czym nauczają kościoły chrześcijańskie, a zostawił sobie Ducha Świętego?

Cóż, jak widać tworzy sobie swoją prawdę...

 

Pozdrowienia dla wszystkich o otwartym umyśle....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wg. mnie jest to ciekawa wizja, bardzo ludzka i nie oparta na wyidealizowanej wizji z ksiąg, taki ludzki Jezus jest o wiele ciekawszy niż ulizany chłopaczek bez zmazy i skazy, SAM przecież twierdził że każdy grzeszy, mógł grzeszyć potem z żalem przepraszać... śmieszy mnie taka fanatyczna wiara w niego jak w jakiegoś mitycznego Awatara. A ten artyukuł i przedstawiona w nim wizja nawet mnie trochę zainspirowała do pewnej rzeczy:), czas coś napisać......

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pan Żądło obalił co najmniej 90% tego o czym nauczają kościoły chrześcijańskie, a zostawił sobie Ducha Świętego?

Cóż, jak widać tworzy sobie swoją prawdę...

 

Pozdrowienia dla wszystkich o otwartym umyśle....

Każdy ma prawo czerpać wiedzę z różnych źródeł i samodzielnie wybierać w co chce wierzyć, bo nikt nie zna jedynej słusznej prawdy.

 

Pozdrowienia dla wszystkich o zamkniętym umyśle... ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm... Tak naprawdę wielokrotnie się zastanawiałam jak to jest jeśli chodzi o wiarę w moim życiu. Dostawanie po łapach od życia, czy też ciągłe stanie na rozstaju dróg bojąc się zrobić krok na przód.

Jednak w 2006 roku był przełom w mojej wierze. Będąc na Oazie Pallotyńskiej I*Oazy Nowego Życia w Podolu Górowej, mieliśmy nabożeństwo przyjęcia Jezusa na swego osobistego Pana i Zbawiciela. Pamiętam łzy w swoich oczach, gdy wiedziałam że tego nie zrobię. Dlaczego? Bowiem nie potrafiłam iść za tłumem. Musiałam być tego pewna, bowiem podeszłam do tego bardzo poważnie. Długa rozmowa z Animatorką nie tylko pokazała mi, że nic nie tracę, ale także otworzyła oczy na coś jeszcze.

Tego dnia było ponowne przyjęcie Jezusa ale w ciszy serca. Przyjęłam go w malutkim kościółku i od tamtej każdego dnia mówię "Jezu bądź moim Panem i Zbawicielem".

Modlić codziennie zaczęłam się w ok 2004 roku. Gdy w '06r. zaczęłam w to wkładać więcej serca i zrozumiałam siłę modlitwy stałam się spokojna. Bóg nigdy mnie nie opuścił. Podczas modlitwy się wyciszałam, odprężałam i mogłam przeanalizować miniony dzień. Nie raz cały rok musiałam się modlić codziennie o jedno i otrzymywałam to. Poza tym zawsze gdy się boję to wystarczy się pomodlić i czuje taki spokój w sercu. Wiem, że nic nie może mi zrobić krzywdy.

 

Jezus jest moim Panem i Zbawicielem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość 24house

taak...ja to pytanie o ile dobrze pamietam postawiłem wczesniej podczas dyskusji o buddyzmie

Kim dla Ciebie jest Jezus jedni Go wielbia inni opluwaja...wojna obrońców z przeciwnikami

 

a zadałem je nie bez powodu to pytanie rozpoznawcze systemu wartosci ja ki jest z czego zbudowany jak sie zachowa

 

systemy opieraja sie na wartosciach

 

dla umysłów logicznych pomyslcie i popatrzcie na ludzi którzy kieruja sie w zyciu takimi a nie innymi zasadami gdzie to ich prowadzi i jak wyglada ich zycie i czy to zycie jest "dobre" cofnijcie w czasie w stulecia i porównajcie zasady i wartosci i wybierajcie madrze te które sa sprawdzone i dobre

 

Edytowane przez 24house
jedna mała litera w niewłasciwym miejscu robi wielka róznice
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio ze znajomymi wdaliśmy się w dyskusję, w której religii nie było wojen i zabijania w jej obronie. Wyszło na to, że najmniej krwawą religią jest przede wszystkim buddyzm. Wyciszenie, spokój itd. Ja podałam do tego, że Chrześcijanizm, bo przez większość czasu istnienia tej religii to Chrześcijanie musieli się bronić przed atakiem innowierców. Dopiero później dotarło do nas, że czasy średniowiecza pokazały jak ortodoksyjna potrafi być ich doktryna i zasady. Zabijanie 'czarownic' czy innowierców było na porządku dziennym.

 

Ile jeszcze ludzie zrobią w obronie swego JEDNEGO BOGA ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie. buddyzm też ma na sobie krew. lepiej nie mieć co do tego złudzeń.

ale, pewne jego elementy powodują, że jest to czystsza energia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość 24house

matio14 "Chrześcijanie musieli się bronić przed atakiem innowierców. Dopiero później dotarło do nas, że czasy średniowiecza pokazały jak ortodoksyjna potrafi być ich doktryna i zasady. Zabijanie 'czarownic' czy innowierców było na porządku dziennym.

"

 

 

dla opisania zachowań sredniowuiecznych trudno znalezc nam wytłumaczenia ale były to czasy kiedy mordowanie ludzi było na porzadku dziennym tak jak karanie złodzieja ucieńciem mu ręki...

zabijanie czarownic czy palenie ich na stosie równiez było natomiast własnie w sredniowieczu odbywały sie jedne z najbardziej okrutnych rytuałów magicznych składanie ofiar z ludzi picie krwii orgie czczenie i przywoływanie na ten swiat szatana to tez trudno było ludziom owczesnym zrozumiec

jeszcze inny watek to np wojny krzyzowe trudno uwierzyc ze władcom chodziło o walke religijna raczej o ziemie bogactwa wpływy a wszystko pod płaszczykiem chrystjanizacji zakon templariuszy obrońców jerozolimy to własnie najbogatszy z zakonów

wiec to nie religia i jej załozenia były złe

 

Edytowane przez 24house
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak to się z Wami zgodzę. Buddyzm raczej zawsze kojarzył mi sie z takim odprężeniem, modlitwą i medytacją. I chyba najmniej w nim zakłamania.

A co do chrześcijaństwa... hmm... tak. To bylo na porządku dziennym i w sumie zastanawia mnie czemu teraz nie jest o tym głośno. Wszyscy mówią za to, jakie to nasze czasy są złe, jak trudno się w nich odnaleźć. Możecie mi przyznać jedno - to ludzie kształtują czas, społeczeństwo i obyczaje. Wcale nie jest lepiej niż w średniowieczu. Tylko wielu rzeczy dokonuje się teraz przy pomocy techniki

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

buddyzm to nie religia tylko filozofia zycia zakłamania w nim nie ma dobra i zła tez nie to stan neutralny ani taki ani taki dla mnie to jak brak odwagi do wyboru nie wiesz co wybrac nie robisz wiec nic...

 

bzdury.

choć nie odpowiada klasycznej definicji religii, skoncentrowanej na teizm, buddyzm jest również religią.

dobro i zło oczywiście że są. obojętność/ignorancja ("nic nie robienie") jest uważana za wręcz główną truciznę umysłu z którą się pracuje.

Nie należy oczekiwać jednak karzącego porządku typu rób to i to, nie rób tego, bo obrazisz czyjeś odczucia (tak zwanego boga stwórcy), a wtedy będzie potępiony na wiki wików.

 

konsekwencje tego i tego są takie i takie. możesz w to wierzyć lub nie :D

 

Buddyzm raczej zawsze kojarzył mi sie z takim odprężeniem, modlitwą i medytacją.

 

jeśli modlitwa i medytacja wspierają aktywność dla innych, są właściwe.

w innym przypadku, są najprawdopodobniej mentalną masturbacją.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jezus jest dla mnie obdarzonym wyjątkowymi (a przynajmniej - zakładając, że zdolności każdy ma, tylko nie każdy umie je z siebie wydobyć - wyjątkowo silnymi) zdolnościami i charyzmą człowiekiem. Czy Synem Bożym... Jak zwał tak zwał, chyba wszyscy według chrześcijan jesteśmy "Dziećmi Bożymi", więc poniekąd to oczywiste przyjmując ten punkt widzenia? Był przewodnikiem, przeszkadzającym w ówczesnych układach politycznych. Został ukrzyżowany, bo był dla motłochu niewygodny, stwarzał sytuacje, w których gawiedź musiała się konkretnie opowiedzieć przeciw władzy, a im było w sumie wygodnie bez "wariactw". Typowe, nic się w tej materii nie zmieniło przez wieki - podziwiać w ukryciu, przed panami być oburzonym, dla "świętego(haha) spokoju" i z braku kręgosłupa moralnego.

Jezus był ideowcem, ważną postacią historyczną, jest kimś kogo podziwiam i dla którego żywię szacunek. jednocześnie ubolewam, że jego nauki zostały tak niewybaczalnie wypaczone. (choć w sumie, nie ma co sie dziwić, wszak owo wypaczanie i interpretacje zaczęły się już od apostołów)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...