Skocz do zawartości

Niuanse miłosierdzia


vinitor

Rekomendowane odpowiedzi

Grzesznik może liczyć na boże miłosierdzie i uzyskać przebaczenie. A co otrzymuje jego ofiara (poszkodowany itp.)?

Miłosierdzie dla ofiary nie wchodzi w rachubę, gdyż skutków uczynku lub błędów grzesznika żadna siła nie naprawi. Tak więc moc miłosierdzia jest pociechą dla jednej strony a ta druga musi odejść z kwitkiem. A może się mylę i bóg zdoła wynagrodzić jego cierpienia i straty ( nie myślę o materialnych)?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żeby ktoś miał szczęście, ktoś inny musi mieć pecha, to tzw.: równowaga. Moim zdaniem, skoro winowajca otrzymuje przebaczenie, to poszkodowany odejdzie bez niczego, jeśli nic nie straci. Ale odwróćmy sytuacje. Winowajca nic nie otrzyma przebaczenia, a karę, natomiast poszkodowany otrzyma szczęście, kogoś wyjątkowego, albo nie będzie cierpiał. . .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli złoczyńca zostanie ukarany, to sytuacja ofiary nie ulegnie zmianie co znaczy, że bez względu jak zostanie potraktowany przez boga winowajca, poszkodowany dostanie figę. Ciekawostką jest fakt, iż religia chrześcijańska nacisk kładzie najbardziej na miłosierdzie i przebaczenie winy, niż na zajmowanie się tym, który ucierpiał wskutek niewłaściwego postępowania napastnika (złodzieja itd.). Kojarzy mi się to z pewnymi paragrafami, gdy winny miał większe prawa od napadniętego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wejdz na forum wiara.pl badz na katoliku i tam zadawaj takie pytania a nie posród nawiedzonych ezozteryków, których odpowiedzi to tylko misz masz wszystkiego z niczym.

 

Gwarantuję, że otrzymasz tam sensowniejsze odpowiedzi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na katoliku najwyraźniej mnie nie chcą, bo do dzisiaj nie przysłali mi hasła. Nie zależy mi tylko na odpowiedziach czysto katolickich, przesiąkniętym z góry ustalonym schematyzmem. Pojęcia winy, kary, nagrody i miłosierdzia znane są każdemu. Problem można rozpatrywać i bez uwzględniania istnienia boga. Tam, gdzie jest występek, bywają też ofiary. Przestępca może być ukarany a jaką rekompensatę otrzymuje poszkodowany? Żadna kara nie naprawi wyrządzonego zła czyli sprawiedliwość jest wycinkowa. Niektórzy winowajcy uzyskują przebaczenie, nie ważne czy ludzkie czy boga. Nie zmienia to faktu pozostawienia wyrządzonych szkód bez zmian. I wierzący wiedzą doskonale, że w takich okolicznościach nawet bóg nie potrafi tego zmienić. Typowym przypadkiem jest biblijny Hiob. Tak więc uczynki o wysokim stopniu szkodliwości bardzo trudno zrównoważyć odpowiednim dobrem. Popełnione błędy życiowe bywają zwykle nie do naprawy. Pewne grupy ludzi, na przykład spirytyści, stworzyli reinkarnację, aby móc się poprawić w nowym wcieleniu. Uważam, że jednak naprawa w tym innym życiu, to nie to samo, bo każde życie, zbiór zdarzeń, udział osób, stanów emocjonalnych i uczuć tworzą niepowtarzalny ciąg wydarzeń oraz sił prowadzących do zachowania równowagi (harmonii). Wyobrażam to sobie jako niezwykłą układankę. Każdy błąd i uchybienie pozostawia dziurę, bo to tak jak z niemożnością rzeczywistego naprawienia popełnionego zła. Szkoda pozostaje szkodą i dlatego miłosierdzie ma swoje drugie dno. Miłosierdzie boże czy ludzkie przebaczenie jest czymś w rodzaju żelaznego listu dla wyrządzającego szkodę bliźniemu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią w niebie

Szczęśliwi, którzy cierpią prześladowanie za sprawiedliwość, albowiem ich jest królestwo niebieskie.

Cieszcie się i radujcie, bo czeka was sowita zapłata w niebie.

 

Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie każ trąbić przed sobą, jak czynią obłudnicy w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: Już odebrali swoją zapłatę. na ziemi

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią w niebie

Szczęśliwi, którzy cierpią prześladowanie za sprawiedliwość, albowiem ich jest królestwo niebieskie.

Cieszcie się i radujcie, bo czeka was sowita zapłata w niebie.

Niestety, są to tylko słowa pociechy. Nie znajdzie się nikt kto potwierdzi te ogólnikowe obietnice. No bo jak rozumieć solidną zapłatę w duchowym świecie? Nie będzie to możliwe także w przyszłości, ponieważ jest nakaz nie kontaktowania się z duchami zmarłych. Słowa mają znaczenie tylko dla żyjących. Śmierć uwalnia od trosk, cierpień, szukania rozwiązń. Pałeczkę przejmują następne pokolenia. Wiara w słowa nabiera cech panaceum dla śmiertelników. I tak płynie czas...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

vinitor

 

Trochę enigmatycznie do tego zagadnienia podchodzisz . Doszukujesz się istoty rzeczy w filozofii twierdząc " Miłosierdzie boże czy ludzkie przebaczenie jest czymś w rodzaju żelaznego listu dla wyrządzającego szkodę bliźniemu"

Kto ustanowił miłosierdzie funkcjonujące w życiu chrześcijan i czemu to miało służyć. Lub służy do tej pory . Czy takie pojęcie (zdarzenie)może funkcjonować rzeczywistości .Nie . Kłóci się z podstawowymi prawami współżycia międzyludzkiego. Każda skoda podlega rekompensacie. "Żadna kara nie naprawi wyrządzonego zła czyli sprawiedliwość jest wycinkowa." Kara nigdy nie naprawi zła . Ale kara jest po to , byś drugim lub kolejnym razem nie popełniał tego błędu. Jak włożysz erkę do wrzątku to drugim razem będziesz unikał tego czynu . Co do sprawiedliwości tak zwanej wycinkowej - ona nie istnieje.

 

Tak więc uczynki o wysokim stopniu szkodliwości bardzo trudno zrównoważyć odpowiednim dobrem. Popełnione błędy życiowe bywają zwykle nie do naprawy. Pewne grupy ludzi, na przykład spirytyści, stworzyli reinkarnację, aby móc się poprawić w nowym wcieleniu. Uważam, że jednak naprawa w tym innym życiu, to nie to samo, bo każde życie, zbiór zdarzeń, udział osób, stanów emocjonalnych i uczuć tworzą niepowtarzalny ciąg wydarzeń oraz sił prowadzących do zachowania równowagi (harmonii). Wyobrażam to sobie jako niezwykłą układankę

 

To nie pewne grobki ludzi stworzyli reinkarnację by się poprawić . Tylko ona funkcjonuje w religii którą idzie udowodnić że istniała od 90000 tysięcy lat. Jak i system filozoficzny który pozostawił Pan Gautama mówi o reinkarnacji. Reinkarnacja nie jest żadnym wynalazkiem.

"Uważam, że jednak naprawa w tym innym życiu, to nie to samo.............."Zawsze jet to samo ,dążenie do równowago . A jakie zdarzenia doświadczysz lub komos coś zrobisz to będzie zależało od bagażu doświadczeń wyniesionych z poprzednich żyć . Nie wyrządzisz drugiej osobie krzywdy która jej nie jest pisana w jej kronice życia . Tak samo Ty nie doświadczysz pewnych zdarzeń choćby wszyscy w koło ciebie to doświadczali."bo każde życie, zbiór zdarzeń, udział osób, stanów emocjonalnych i uczuć tworzą niepowtarzalny ciąg wydarzeń " . Poco i komu ten ciąg wydarzeń jest potrzebny.

 

Dla mnie miłosierdzie to bajka, mit dla niegrzecznych dzieci by zaczęli wyznawać system wartości który im się narzuca a co do czynów które popełnili mieli nadzieje że im się wybaczy. Tylko w tym przypadku to ta nadzieja jest matką głupków.

Edytowane przez Wali
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Dla mnie miłosierdzie to bajka, mit dla niegrzecznych dzieci by zaczęli wyznawać system wartości który im się narzuca a co do czynów które popełnili mieli nadzieje że im się wybaczy. Tylko w tym przypadku to ta nadzieja jest matką głupków.

 

Miłosierdzie ma swoje dobre strony dla tego zamierzającego się poprawić. Jest jednostronne, bowiem zmazanie grzechów nie naprawia następstw złych uczynków.

 

Wierzyć w boga może każdy i nikt mu nie zabroni. Także wśród nich wyróżniają się dwie skrajne grupy – grzeczni i niegrzeczni. Ponieważ obecność niegrzecznych przysparza kłopotów, dochodzi grupa trzecia – poszkodowani. Żaden bóg i żadna wiara nie robi z tego powodu ceregieli, jakby ich istnienie nie miało większego znaczenia dla istoty wiary. W ramach specyficznej bożej sprawiedliwości są niezauważani i zostają wrzuceni do jednego kotła razem z grzecznymi. Grzesznik (mam tu na myśli tego działającego na szkodę drugiego) nie ma tak źle, spodziewa się bożej łaski, więc jego żywot nie jest tak dramatyczny jak ofiary.

Nawet ezoteryk powinien mieć rozeznanie, czy wizja opisanej niżej sprawiedliwości jest do przyjęcia. Dla boga to pestka lecz dla śmiertelnika na los którego wpływa łamiący prawo, to stanowczo za wiele. Zwracam tu uwagę na bożą sprawiedliwość a nie prawo ludzkie, które w miarę sił oraz środków wymierza karę winowajcy.

Za czasów Mojżesza a wcześniej w Babilonii obowiązywało prawo `oko za oko, ząb za ząb`.Jak na lud boży taka sprawiedliwość była okrutna. Co się stało już się nie odstanie. Sformułowanie to tłumaczy ludzką bezsilność lecz nijak nie usprawiedliwia bezczynności boga, który mógłby cofnąć szkody wyrządzone przez winowajcę lub coś z tym fantem zrobić. Czy prawo Mojżesza było bardziej ludzkie od tego w kodeksie Hammurabiego? Ani trochę. Lud wybrany przez boga korzystał z prawa zapożyczonego od pogan. W późniejszym czasie bóg okazuje wspaniałomyślność w postaci miłosierdzia. Na ukaraniu najbardziej zależy doznającemu uszczerbku ale z drugiej strony ma być nie gorszy od dobrego boga i również zdobyć się na przebaczenie szkodzącemu. I znowu typ spod ciemnej gwiazdy zostaje niejako oczyszczony mimo ewidentnej winy. Winowajca cieszy się w dwójnasób, zyskuje przebaczenie od źle potraktowanego bliźniego i łaskę od boga. Czy ktoś zauważył jak się potoczyły losy poszkodowanego? Tamten otrzymuje rozgrzeszenie i przebaczenie, ten „cieszy się” zadanym cierpieniem, które może ofiarować bogu w dowód wielkiej miłości, oddania i posłuszeństwa. Ludzkie prawo na swój sposób stara się zrekompensować straty poszkodowanego. A co daje mu prawo pana i władcy – boga? Dlaczego wszechmocny Bóg w tym miejscu jest bezsilny, bezuczuciowy, nie mający w sobie nic z Ojca? Nikt bogu nie zadał takiego pytania i żadne religijne źródła nie podejmowały tematu miłosierdzia w świetle zadośćuczynienia za wyrządzone zło.

Czy nikt nie zauważył, że siewca zła lokuje jego nadmiar w grupie osób zapomnianych (niedostrzeganych) przez boga? Czyż nie jest faktem, iż ofiara ma z reguły cięższy żywot od przestępcy? A jeśli ma do tego rodzinę Czy nie żartem jest domagać się od poszkodowanego przebaczenia nie dając w zamian nic oprócz gwarancji śmierci i nagrody w niebie, której prawdziwość tonie w morzu słów?

Bóg i wiara staje się rękojmią równego traktowania po śmierci. A w życiu danym przez Boga owa równość rozkłada się w ziemskim klimacie? Równość przed bogiem jako gatunek lecz nie jako odrębna jednostka, której los Stwórcę nie interesuje.

Gdy złodziej okradnie emeryta, rencistę, jedynego żywiciela rodziny a sprawca nie zostanie schwytany (bóg nie wspiera organów ścigania, nie zsyła manny z nieba), to jaką pociechą będzie dla okradzionego danie tamtemu przebaczenia i okazanie łaski? Czy uchroni go to od następstw tego występku? Człowiek jest kowalem własnego losu lecz nie uwzględnia się ingerencji przestępcy i bożej bierności.

Zajmowanie się zbawieniem stawia wymieniony wcześniej problem poza marginesem, bo okazałoby się, że równość na Ziemi wobec boga dotyczy duszy a ciało i jego potrzeby mają wartość pośmiertnego prochu. Miłość boga tak mocno eksponowana przez religijnych przywódców odnosi się do oddania hołdu i czci a nie zapewnienie rzetelnej opieki ludom mieszkającym na Ziemi.

Bóg podobno kocha wszystkich jednakowo i tego samego oczekuje od wyznawców. Bardzo hojną ręką okazuje jak umiłował ludzi, dając każdemu według własnego uznania: jednemu jeden, drugiemu dwa, trzeciemu trzy talary. Teraz wiadomo skąd się biorą biedni i bogaci. Jak z tego wynika, bóg daje życie ale nic sobie nie robi z jakości życia będących pod jego opieką a także następstwem ludzkich czynów niedozwolonych.

Pociecha i obietnica są jedynymi nagrodami od boga. Reszta jest nicością. W tej nicości jarzy się światełko miłosierdzia lecz zbyt słabe by dostrzegani byli cierpiący przez tych, którym okazywana jest łaska.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vini cały w tym ambaras, ze katolicy mają w kosciołach robione pranie mózgu.

antubis12 wskazał na cytaty, o których sama myślałam.

W kościele katolickim ludziom wpaja się, ze im bardziej zostaną skrzywdzeni za życia ziemskiego tym blizej Boga znajdą się po śmierci. )Fantastyczna perspektywa, nie ma co ;))

Jakiś czas temu poszłam na msze i ksiadz z zapałem maniaka opowiadał, jakim złem jest usmiechanie sie i radowanie z każdego dnia. Że człowiek powinien byc smutny bo dopierow smutku osiąga spokój i moze byc blizej boga. A wąłsnie takie 'złe' doświadczenia - typu kradzież, zbliżają nas w cierpieniu do Jezusa cierpiacego na krzyżu.

Więc w gruncie rzeczy powinniśmy Bogu dziękowac za to, zę spalono nam dom i jeszcze całować po nogach podpalacza, bo dzieki niemu jesteśmy blizej tronu Pana.

 

Na tym mniej więcej polega 'niuans miłosierdzia'.

Jeśli jesteś człowiekiem wielkiej wiary - będzie to dla Ciebie oczywiste, ze w gruncie rzeczy zyskujesz nawet więcej niż ten, któremu odpuszczono grzechy.

 

Mam nadzieję, ze napisałam w miarę czytenie, zrozumiale i obrazowo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Więc w gruncie rzeczy powinniśmy Bogu dziękowac za to, zę spalono nam dom i jeszcze całować po nogach podpalacza, bo dzieki niemu jesteśmy blizej tronu Pana.

 

Na tym mniej więcej polega 'niuans miłosierdzia'.

 

Być przewrotnym jest specjalizacją a to wymaga wielu lat pracy.

Zakładając wątek liczyłem na zrozumienie moich intencji wykazania wad miłosierdzia. Wad, bo boża sprawiedliwość, miłość, dobroć i dbałość o każdego człowieka odbiega od modelu ukształtowanego przez kapłanów i tzw. przewodników duchowych na ziemi. Pisząc "odbiega" mam na myśli niezgodność opisu w odniesieniu do prawidłowego znaczenia słów. Większość katolików nie wgryza się w sens dostarczanych im nauk. Jeśli nawet któryś uczyniłby to i z wątpliwościami udał się do Pasterza, mógłby być posądzony o konszachty z diabłem, a gdyby działo się to za czasów Inkwizycji, niechybnie zostałby przeznaczony do skutecznej kuracji ogniowej. Kościół wpływa na ludzkie umysły od najmłodszych lat i tą taktyką przerabia rzesze ludzi na wiernych.

Mieć boga byłoby czymś pięknym ale musiałby to być bóg prawdziwy a nie malowany ludzką ręką i językiem. Ludzie są zastraszeni i niezdolni do rzeczowej oceny duchowej karmy. Poza tym działają tu wieloletnie przyzwyczajenia i tradycje wprowadzone w celu zniewolenia i uzależnienia. Niestety, tak się tego nie widzi a niechby ktoś spróbował je skrytykować... Większym wrogiem nie ten co kradnie ale ten co gani "świętą prawdę" głoszoną przez wyszkolonych władców zagubionych i otumanionych dusz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

vinitor

 

Miłosierdzie ma swoje dobre strony dla tego zamierzającego się poprawić. Jest jednostronne, bowiem zmazanie grzechów nie naprawia następstw złych uczynków.

 

Bajka jak jest dobra to niesie jakiś morał, ale bajka o miłosierdziu niesie ignorancje duchową . Jedna jest dla małych dzieci by w przyszłości postępowali zgodnie z sumieniem i "normami społecznymi" lecz w drugim wypadku dzieci dorastają i niektórzy dają się karmić bajką bez morału jakim jest miłosierdzie.

Dla człowieka współczesnego , myślącego samodzielnie ta idea jest całkowicie zużyta i bezużyteczny . Nie jest już w stanie inspirująca jak w dawnych czasach. Współcześnie kiedy religia obnażyła ułomności idea miłosierdzia może tylko karmić filozofów nieprzebraną ilością rozstrzygnięć danego zganienia .

 

Czyż nie jest faktem, iż ofiara ma z reguły cięższy żywot od przestępcy?

 

Z mego punktu widzenia jest to pytanie z daną odpowiedzią . Postawmy poszkodowanego w roli oprawcy i vice versa . No cóż dług należy spłacić. Matka mi zawsze powtarzała "Bóg nie ruchliwy ale sprawiedliwy"

 

Bóg podobno kocha wszystkich jednakowo i tego samego oczekuje od wyznawców. Bardzo hojną ręką okazuje jak umiłował ludzi, dając każdemu według własnego uznania: jednemu jeden, drugiemu dwa, trzeciemu trzy talary. Teraz wiadomo skąd się biorą biedni i bogaci. Jak z tego wynika, bóg daje życie ale nic sobie nie robi z jakości życia będących pod jego opieką a także następstwem ludzkich czynów niedozwolonych.

 

A może czeka byśmy się uporali z własną ignorancją i niewiedzą a wtedy przyzna tych talentów więcej i więcej???!!!

 

 

Winowajca cieszy się w dwójnasób, zyskuje przebaczenie od źle potraktowanego bliźniego i łaskę od boga. Czy ktoś zauważył jak się potoczyły losy poszkodowanego? Tamten otrzymuje rozgrzeszenie i przebaczenie, ten „cieszy się” zadanym cierpieniem, które może ofiarować bogu w dowód wielkiej miłości, oddania i posłuszeństwa.

 

Można się zastanowić ile osób potrafi wybaczyć bezwarunkowo. I co z tego że powiesz "wybaczam " skoro będziesz w dalszym ciągu źle życzył winowajcy . Kłamstwo rani myśl pobudza do czynu.

Rozgrzeszenie to może tylko dać poszkodowany kiedy winowajca wyrówna szkodę tak by poszkodowany poczuł się zadowolony . Innej drogi nie widzę w tym zagadnieniu . Ale jako człowiek ****** mogę się mylić .

Czy cierpienie jest potrzebna Bogu. Cyba nie . To sadysta się karmi cierpieniem. Bóg daje bezwarunkową miłość i w tym nie ma cierpienia , jest tylko radość.

 

Reszta jest nicością.

 

Ta nicoś wypełnia nam życie tak szczelnie że nie widzimy jarzącego się światełka

 

Trida

 

Że człowiek powinien byc smutny bo dopierow smutku osiąga spokój i moze byc blizej boga.

 

Fatalne podejście do życia. Tacy ludzie zabijają poczucie własnej wartości i spełnienia się życiowo . Jak w smutku można osiągnąć pokój wewnętrzny bo o takim pokoju myślał ten jegomość.

Edytowane przez Wali
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niuanse miłosierdzia można rozpatrywać przede wszystkim z dwóch perspektyw - osoby wierzącej / wychowanej w wierze katolickiej i osoby niewierzącej.

 

Czy cierpienie jest potrzebna Bogu. Cyba nie
zależy, czy mówimy o Starym czy o Nowym testamencie ;)

 

Większość katolików nie wgryza się w sens dostarczanych im nauk
no własnie czasami wgryzają się i to za bardzo ale nie w słowa płynące z Biblii a w słowa kapłana.

 

Zakładając wątek liczyłem na zrozumienie moich intencji wykazania wad miłosierdzia
w mojej wypowiedzi chciałam pokazać tok myślenia 'katolików' (uogólniam, nie wieszać psów na mnie proszę).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trida

 

Niuanse miłosierdzia można rozpatrywać przede wszystkim z dwóch perspektyw - osoby wierzącej / wychowanej w wierze katolickiej i osoby niewierzącej.

 

Po głębszej analizie wątku i osoba wierząca może mieć z tym problemy . Chyba że przyjmie że to jest dogmat i na ten temat się nie dyskutuje . Jest to niemoralne dla przeciętnego profana (katolika) .Ci co mają monopol na moralność wiedzą że jest to sposób kontrolowania ludzkich zachowań . Z kościołem się nie polemizuje.

Osoba niewierząca lub wątpiąca od razu wyłapie niuanse i zacznie zadawać pytania.

 

zależy, czy mówimy o Starym czy o Nowym testamencie ;)

 

Jakiś podział narzucony przez ludzi. Do i od. Gdzie granica jest płynna trwająca kilka wieków.

Prawa przeznaczenia zawsze jest takie same.

 

w mojej wypowiedzi chciałam pokazać tok myślenia 'katolików' (uogólniam, nie wieszać psów na mnie proszę).

 

Widzę że wrażliwość bierze górę . Nie jest tak źle uczestniczyłem w potyczkach teologicznych gdzie padały ostre wręcz brutalne sformowania . Tutaj to jest podawane w białych rękawiczkach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To co chciałem się dowiedzieć już wiem.

Fascynuje mnie smutek zbliżający do boga. Zadaję sobie pytanie, kiedy okazać radość z posiadania takiego boga. Nie można równocześnie smucić się i cieszyć. Już mnie nie raduje miłosierdzie. Smucę się, że bóg z taką werwą okazuje życzliwość grzesznikom. Muszę pomedytować co jest bardziej opłacalne, grzeszyć czy żyć przykładnie, albo sprowokować światek przestępczy, żeby mi zabrali wszystko, pozostawiając bezgraniczny smutek.

Radujcie się naruszający prawo, bo i wam bóg otworzy niebiańskie podwoje. Nie wiem co się stanie jak wrócą stare nawyki...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po głębszej analizie wątku i osoba wierząca może mieć z tym problemy . Chyba że przyjmie że to jest dogmat i na ten temat się nie dyskutuje . Jest to niemoralne dla przeciętnego profana (katolika) .

Osoba wierząca z zasady ‘nie ma prawa’ wątpić – jest to ‘grzechem’.

 

Jakiś podział narzucony przez ludzi. Do i od. Gdzie granica jest płynna trwająca kilka wieków.

I tu się z Toba nie zgodze. Podział jest ‘narzucony’ odgórnie. Podział na Starego Boga i Nowego (to osobny temat mógłby z tego powstać, bo tutaj wychodzą kolejne niuanse, ze nie ma jednego Boga tak naprawdę w wierze katolickiej, ale ‘lud boży’ nie jest o tym uświadamiany)

 

 

Widzę że wrażliwość bierze górę .

możesz rozwinąć?

Jeśli chodzi Ci o wieszanie psów – staram się zawsze bezkonfliktowo podchodzić do wielu spraw i tłumacze często ‘łopatologicznie’, co może być błednie odebrane. Dlatego uprzedzam o niewieszaniu psów a potencjalnym dopytaniu się ;) chętnie dopowiem to i owo :)

 

 

Fascynuje mnie smutek zbliżający do boga. Zadaję sobie pytanie, kiedy okazać radość z posiadania takiego boga.

po śmierci, w raju. I ja pisze poważnie, takie są nauki kościoła.

 

Nie można równocześnie smucić się i cieszyć.

Można ewentualnie na mszy świętej :]

 

Radujcie się naruszający prawo, bo i wam bóg otworzy niebiańskie podwoje. Nie wiem co się stanie jak wrócą stare nawyki...

I tu kolejny paradoks – skoro bóg odpuszcza grzechy tych, co źle czynią – po co więc piekło? Skoro, naciągając trochę, wszyscy mogą zostać zbawieni, wystarczy, ze będą żałowali chwile przed śmiercią.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

po śmierci, w raju. I ja pisze poważnie, takie są nauki kościoła.

 

 

Można ewentualnie na mszy świętej :]

 

 

I tu kolejny paradoks – skoro bóg odpuszcza grzechy tych, co źle czynią – po co więc piekło? Skoro, naciągając trochę, wszyscy mogą zostać zbawieni, wystarczy, ze będą żałowali chwile przed śmiercią.

 

Nadzieja na radość dopiero po śmierci jest oczywistą zachętą, żeby życie nie trwało za długo. Wspaniale to tłumaczy przedwczesny zgon dobrych i sprawiedliwych na Ziemi. Długo żyjący tak dużo tracą...

 

Msza święta nie jest mi pisana i jestem w rozterce pod jaką władzą jestem, radości czy smutku. A jeśli nic we mnie nie ma, to oznacza moją lekkość i szansę na lot ku niebu.

 

Grzech śmiertelny, pomimo nieocenionego miłosierdzia, nie daje przepustki do miłościwie nam panującego Pana boga. Zwolennicy czeluści piekielnych widzą tam właśnie tych z niewybaczalnymi przewinieniami.

Wielu świętych otrzymało swoje profity w późniejszym wieku, gdy wyrazili skruchę i wielki żal za swoje wcześniejsze nędzne uczynki. Spowiedź przedśmiertna i ceremonia ostatniego namaszczenia jest wielką łaską na pogodzenie się z miłosiernym bogiem i ułatwione wejście do krainy wiecznej szczęśliwości. Łaska jest niewyobrażalna dlatego Kościół zbiera datki, aby oczyścić sumienie z zbędnego balastu i umożliwić zdobycie pośmiertnych zaszczytów bez paskudnego i brudnego pieniądza.

Popieram i czekam na pierwsze wpływy oczyszczające dusze. Ach, dzielenie się jest takim cudownym środkiem...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trida

 

I tu się z Toba nie zgodze. Podział jest ‘narzucony’ odgórnie. Podział na Starego Boga i Nowego (to osobny temat mógłby z tego powstać, bo tutaj wychodzą kolejne niuanse, ze nie ma jednego Boga tak naprawdę w wierze katolickiej, ale ‘lud boży’ nie jest o tym uświadamiany)

 

Niema narzuconego podziału odgórnie. Nie ma żadnego podziału .Starego mściwego i nowego miłującego . Wierzenie powinno odbywać się linearnie z pewnymi dopowiedzeniami. Wiara to nie symulator . Nie idzie wywołać zachowań zamierzonych. Można tylko bazować na materializmie co aż mato widać po współczesnym kościele.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość mahadeva
Grzesznik może liczyć na boże miłosierdzie i uzyskać przebaczenie. A co otrzymuje jego ofiara (poszkodowany itp.)?

Miłosierdzia nie dostąpi ten, który nie jest w stanie zrozumieć swojej winy, który nie rozumie zła jakiego dokonał. Nie jest to ot takie bezsensowne darowanie winy, jaki miałoby mieć to sens, jeśli ten człowiek pójdzie i dalej będzie dokonywał tych samych grzechów. Według mnie miłosierdzie nie dokonuje się bez bólu, najpierw trzeba poczuć żal, utożsamić się z ofiarą, wtedy dokonuje się w nas przemiana, którą można nazwać miłosierdziem. Jeśli ktoś zada mi krzywdę i nie widzę w nim nawet chęci poprawy, to rodzi się we mnie chęć zemsty, ale gdy jestem świadom, że ten ktoś zmienił się i więcej nie zrobi tego samego błędu, jestem gotowy odpuścić mu jego winę. Z drugiej strony to, dlaczego spotkała minie krzywda ze strony innego człowieka tłumaczy reinkarnacja, chrześcijaństwo tłumaczy to doświadczaniem przez Boga i szykuje dla swoich uciskanych nagrodę w niebie, co wydaje się raczej dość podejrzaną sprawą, tworzy to wizję boga na wzór kogoś niezrównoważonego psychicznie, który wedle swoich kaprysów decyduje, kto ma dziś cierpieć a kto być szczęśliwym, może jeszcze do tego rzuca monetą.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nadzieja na radość dopiero po śmierci jest oczywistą zachętą, żeby życie nie trwało za długo. Wspaniale to tłumaczy przedwczesny zgon dobrych i sprawiedliwych na Ziemi. Długo żyjący tak dużo tracą...

I tu masz taki miały problem bo pojawia się motyw potępienia przy popełnieniu samobójstwa ;) więc myśl, że tyle musisz czekać sprowadza na Ciebie smutek – czyli zgodnie z zamysłem.

 

 

Grzech śmiertelny, pomimo nieocenionego miłosierdzia, nie daje przepustki do miłościwie nam panującego Pana boga. Zwolennicy czeluści piekielnych widzą tam właśnie tych z niewybaczalnymi przewinieniami.

Jeśli będzie szczerze żałował za grzechy ui tak znajdzie się w niebie. Idąc tym tokiem rozumowania – w piekle zbyt dużo ziomków nie ma ;)

 

Trida

Niema narzuconego podziału odgórnie. Nie ma żadnego podziału .Starego mściwego i nowego miłującego . Wierzenie powinno odbywać się linearnie z pewnymi dopowiedzeniami. Wiara to nie symulator . Nie idzie wywołać zachowań zamierzonych. Można tylko bazować na materializmie co aż mato widać po współczesnym kościele.

Wali w gruncie rzeczy to jest po części narzucone… Patrząc ze strony Boga to zesłanie Czizasa było planowane od tego momentu miało się zacząć dziać inaczej i w ogóle i w szczególe. Więc – wierząc w Boga a nie w to, ze PS zostało stworzone przez ludzi – podział jest zamierzony.

 

 

Mah fajnie napisane, odniosę się jeszcze do tetgo:

Z drugiej strony to, dlaczego spotkała minie krzywda ze strony innego człowieka tłumaczy reinkarnacja, chrześcijaństwo tłumaczy to doświadczaniem przez Boga i szykuje dla swoich uciskanych nagrodę w niebie, co wydaje się raczej dość podejrzaną sprawą, tworzy to wizję boga na wzór kogoś niezrównoważonego psychicznie, który wedle swoich kaprysów decyduje, kto ma dziś cierpieć a kto być szczęśliwym, może jeszcze do tego rzuca monetą.

Chrześcijaństwo czegoś takiego jak reinkarnacja nie uznaje. To raz a dwa – z logicznego punktu widzenia – nie ma jednego boga w Piśmie Świętym więc różne nieścisłości i perełki można bardzo łatwo znaleźć. Tym bardziej porównując stary i nowy testament.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz doszedłem do wniosku, że tak naprawdę to idzie mi o zadośćuczynienie krzywd. Miłosierdzie nie ma znaczenia jednoznacznego. W chrześcijaństwie bardziej kojarzy się z pomocą drugiemu i przebaczeniem, w spirytyzmie nacisk kładzie się na wsparcie a krzywdy zalicza się do prób.

Jak dla mnie problem wyrównania krzywd nie został rozwiązany. A co z sumieniem? Czy pamięć o krzywdzie jest czymś bez znaczenia dla tego, który się jej dopuścił?

Sądzę, że katolickie odpuszczenie grzechów nie skasuje tego w ogóle a w spirytyzmie niepamięć ducha to czysta kpina. Przerzucanie winy za krzywdę na poszkodowanego, bo to jakoby jest jego próbą, to największe szalbierstwo, cynizm i niesprawiedliwość. W przebiegły sposób krzywdzący jest niewinnym barankiem a gorycz nieszczęścia wypija ofiara. W mojej teorii każda krzywda obciąża konto krzywdziciela. Łaska boga pozwala mu wejść do królestwa niebieskiego ale nie zmazuje krzywd. Przebaczający godzi się z takim werdyktem ale poniesione szkody są czymś niezniszczalnym. Przebaczenie zapobiega uczuciu mściwości i gniewu lecz zły uczynek wciąż znajduje się w rejestrze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

Witam :)

 

Grzesznik może liczyć na boże miłosierdzie i uzyskać przebaczenie. A co otrzymuje jego ofiara (poszkodowany itp.)?

Miłosierdzie dla ofiary nie wchodzi w rachubę, gdyż skutków uczynku lub błędów grzesznika żadna siła nie naprawi. Tak więc moc miłosierdzia jest pociechą dla jednej strony a ta druga musi odejść z kwitkiem. A może się mylę i bóg zdoła wynagrodzić jego cierpienia i straty ( nie myślę o materialnych)?

 

Zgodnie z nauką Kościoła Katolickiego grzesznik może liczyć na boże miłosierdzie, o ile zwróci się o nie do Boga.

A to prostą sprawą nie jest, bo im głębiej ów grzesznik trwa w grzechu, im jego przewinienia są cięższe, tym ciężej mu jest zwrócić się do Boga, do Miłości, z której wypływa Jego miłosierdzie. A ponieważ Miłość Boga nie jest miłością próżną (w odniesieniu do ludzkiego pojmowania można by to określenie porównać z miłością zależną od nastrojów), ale jest miłością wymagającą, kształtującą, stymulującą rozwój człowieka, Miłosierdzie nie jest "darmowym prezentem", ale drogą wymagającą często ciężkiej pracy nad sobą.

 

Co otrzymuje ofiara?

To, o co poprosi, o ile zechce ze swoim problemem zwrócić się do Boga.

O ile swój problem powierzy Mu do rozwiązania i zaufa Jego Bożej Mądrości.

A z tym też nie jest łatwo, bo jako ludzie przeważnie mamy swoje wizje "lepszego" rozwiązania problemu i chcielibyśmy, aby to Bóg dostosował się do naszych pomysłów i wymagań.

Przeszkodą jest też często brak wspomnianego we wcześniejszych postach przebaczenia, które jest niezbędne do całkowitego naprawienia danej sytuacji (poniesionej szkody).

 

 

w mojej wypowiedzi chciałam pokazać tok myślenia 'katolików' (uogólniam, nie wieszać psów na mnie proszę).

Delikatnie mówiąc i psów nie wieszając: trochę Ci nie wyszło :)

Czym innym jest w religii katolickiej zrozumienie sensu cierpienia, czym innym wyciszenia, a czym innym radość z celu drogi wskazanego przez Jezusa, popularnie zwanego zbawieniem.

Przy czym zrozumienie sensu cierpienia nie jest tożsame z dążeniem do cierpienia, które bynajmniej nie jest tu celem.

Z drugiej strony..., ciekawą sprawą jest próba pokazania toku czyjegoś myślenia... :)

 

Fascynuje mnie smutek zbliżający do boga. Zadaję sobie pytanie, kiedy okazać radość z posiadania takiego boga.

Czytając Biblię nie trafiłam na sformułowania typu: cierpcie i bądźcie smutni, ale na zdecydowane ich przeciwieństwo, czyli: radujcie się i niech radość wasza będzie pełna. Nie wiem zatem skąd takie przygnębiające i z mojego punktu widzenia zdecydowanie błędne wnioski.

 

Kiedy okazać radość?

Zawsze :)

Kiedy wstajesz, wciągu dnia, gdy szykujesz się do snu.

Nawet czas naszego życia nie jest tu ograniczeniem :)

 

Podział jest ‘narzucony’ odgórnie. Podział na Starego Boga i Nowego (to osobny temat mógłby z tego powstać, bo tutaj wychodzą kolejne niuanse, ze nie ma jednego Boga tak naprawdę w wierze katolickiej, ale ‘lud boży’ nie jest o tym uświadamiany)

Niestety nie masz racji.

W tzw. Nowym Testamencie Jezus wprowadza "nowy styl nauczania" o Bogu, ale niczego z wcześniejszej nauki nie zmienia, bo "Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni" Mt 5, 18.

To, co się zmienia, to nasze techniczne warunki życia, uwarunkowania kulturowe, ale Prawo pozostaje jedno i nie zmienione, tak jak jeden jest Bóg, o którym naucza Jezus (NT).

Natomiast podział na księgi Nowego i Starego Testamentu wypływa z tradycji, a nie z przyczyn odnoszących się do wiary, co zresztą potwierdza liturgia Mszy świętej, w której następują po sobie czytania zarówno z ksiąg Starego, jak i Nowego Testamentu.

 

Nadzieja na radość dopiero po śmierci jest oczywistą zachętą, żeby życie nie trwało za długo. Wspaniale to tłumaczy przedwczesny zgon dobrych i sprawiedliwych na Ziemi. Długo żyjący tak dużo tracą...

To chyba trochę nie tak :)

A może ci dobrzy i sprawiedliwi po prostu już dojrzeli do tego, aby znaleźć się "po tamtej stronie", natomiast ci mniej dojrzali muszą jeszcze nad sobą popracować, albo pomóc w pracy innym? :)

 

Msza święta nie jest mi pisana..."

Skąd to przekonanie?

 

Grzech śmiertelny, pomimo nieocenionego miłosierdzia, nie daje przepustki do miłościwie nam panującego Pana boga. Zwolennicy czeluści piekielnych widzą tam właśnie tych z niewybaczalnymi przewinieniami.

Wagę naszych grzechów może ocenić jedynie sam Bóg.

A czeluście piekielne, to najprawdopodobniej loża zarezerwowany dla tych, którzy całkowicie i ostatecznie Boga odrzucą, bo tylko tam oglądać Go nie będą.

 

W mojej teorii każda krzywda obciąża konto krzywdziciela. Łaska boga pozwala mu wejść do królestwa niebieskiego ale nie zmazuje krzywd. Przebaczający godzi się z takim werdyktem ale poniesione szkody są czymś niezniszczalnym. Przebaczenie zapobiega uczuciu mściwości i gniewu lecz zły uczynek wciąż znajduje się w rejestrze.

Przyznam, że Twoja teoria jest dość zbieżna z nauką Kościoła Katolickiego.

Zgodnie z nią krzywda obciąża konto krzywdziciela, z którego powinien on się rozliczyć za życia zadośćuczynieniem skrzywdzonemu lub odpracować "równowartość" po swoim odejściu z tego świata, gdyż oprócz Miłości i Miłosierdzia w naturze Boga zawiera się również Sprawiedliwość.

Pokrzywdzony podejmując akt przebaczenia (nie chodzi tu o pusty gest, ale o pracę z Bożą Miłością) uzyskuje wewnętrzny pokój i zrozumienie problemu, z którego wynikła doznana przez niego krzywda. Gdy przebaczenie jest pełne istota doznanej krzywdy traci całkowicie swoją wartość, a tym samym przestaje istnieć obciążenie z niej wynikające. Dlatego podobnie jak wszystkie tego typu akty, przebaczenie w swoim skutku ostatecznym zwrócone jest do osoby, która się go podejmuje, czyli do przebaczającego.

Krzywda zostaje wymazana z rejestru, gdy krzywdziciel dokona zadośćuczynienia, a pokrzywdzony w pełni przebaczy.

 

Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krzywda zostaje wymazana z rejestru, gdy krzywdziciel dokona zadośćuczynienia, a pokrzywdzony w pełni przebaczy.

[

Pozdrawiam :)

 

Mój punkt widzenia w wielu miejscach został skontrowany. Nie ma powodów do zmartwienia.

Analizując powyżej zacytowane zdanie nie potrafię sobie uzmysłowić w jaki to sposób krzywdziciel zdoła dokonać perfekcyjnego zadośćuczynienia. W Starym Testamencie korzystano z iście złotej zasady „oko za oko, ząb za ząb”. Czy takie postawienie sprawy rekompensaty było zadośćuczynieniem czy prędzej czymś w rodzaju odwetu, mściwym odwzajemnieniem się tym samym?

Pomimo upływu tysięcy lat sprawa zadośćuczynienia nie drgnęła ani o milimetr. Bóg wciąż wyręcza się znacznie mniej doskonałym człowiekiem do uporania się z problemem, który przerasta możliwości jego dzieła.. Dziesiątki tysięcy przebaczeń nie cofnie doznanej krzywdy oraz nie uwolni poszkodowanego od jej skutków. A jednak ta nieskuteczna metoda pozbawiona mocy naprawienia wyrządzonego zła trwa nadal, a niektórzy na różne sposoby starają się utrzymać ją przy życiu jako niezmienne i, na przekór faktom, doskonałe boże narzędzie sprawiedliwości.

Podam przykład. Skrzywdzony stracił oko. A teraz obrońcy idei przebaczania niech spróbują postawić się w sytuacji skrzywdzonego. Mnóstwo zawodów i możliwości zarobkowych jest dla niego w naszej rzeczywistości mocno okrojonych. Jego życie nie będzie już takie beztroskie. Czy modlitwy i prośby zanoszone do boga osłodzą mu żywot? Nieznane mi są przypadki cofnięcia się drastycznych skutków niezgodnych z dekalogiem. Sprawiedliwość pośmiertna to zupełnie co innego, ponieważ dla nieżyjącego minione życie jest obrazem przeszłości. To co było istotne zamieniło się w nicość. Największa kara lub nagroda ma tylko statystyczny wydźwięk. Goryczy bólu nie zduszą największe zwały słodkości.

Szatan za zgodą boga pozbawił Hioba dzieci. A jednak bóg mogący wszystko nie zwrócił mu ich po zakończeniu prób lecz musiał postarać się o nowe potomstwo. Czy to ma być zadośćuczynienie w stylu Stworzyciela, pana i władcy wszechświata?

I jak tu wierzyć w inne obietnice, skoro za życia bóg nie wysilił się na okazanie swojej siły stwórczej w takich choćby momentach jak w historii swojego sługi Hioba?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam :)

 

Analizując powyżej zacytowane zdanie nie potrafię sobie uzmysłowić w jaki to sposób krzywdziciel zdoła dokonać perfekcyjnego zadośćuczynienia. W Starym Testamencie korzystano z iście złotej zasady „oko za oko, ząb za ząb”. Czy takie postawienie sprawy rekompensaty było zadośćuczynieniem czy prędzej czymś w rodzaju odwetu, mściwym odwzajemnieniem się tym samym?

 

Jak najbardziej zgadzam się z tym, że człowiek nie jest istotą doskonałą i nie jest w stanie w swojej fizyczności dokonać "perfekcyjnego zadośćuczynienia".

Dlatego uleczenie ran w doniesieniu do sfery duchowej jest procesem powiązanym z aktem przebaczenia.

I nie trzeba dziesiątków tysięcy przebaczeń, czasem wystarczy szczera miłość i pomoc bliźniemu, a problem, który był dla niego do niedawna nie do udźwignięcia traci swój ciężar i przestaje istnieć.

Pytanie: czy my potrafimy okazać miłość? Czy w ogóle potrafimy bezinteresownie kochać i pomagać ludziom?

 

Zajrzyj np. na tą stronę: https://kupindeks.pl

Temat dotyczy dzieci, które ktoś skrzywdził, a ktoś inny pracuje nad tym, aby tą szkodę naprawić.

Można?

Można!

 

A co do prawa talionu, to niestety we współczesnych społeczeństwach nakręca ono jedynie spiralę nienawiści.

Było ono miarodajne w społecznościach pierwotnych, ale w miarę ich rozwoju i zmiany sposobu postrzegania znaczenia życia ludzkiego, zostało ono podniesione również do wyższych wartości. (Zob. Mt 5, 38 - Kazanie na górze, Prawo odwetu)

 

 

Pomimo upływu tysięcy lat sprawa zadośćuczynienia nie drgnęła ani o milimetr. Bóg wciąż wyręcza się znacznie mniej doskonałym człowiekiem do uporania się z problemem, który przerasta możliwości jego dzieła.. Dziesiątki tysięcy przebaczeń nie cofnie doznanej krzywdy oraz nie uwolni poszkodowanego od jej skutków.

 

Może wyjdźmy z pewnego, zasadniczego założenia: to nie Bóg, ale my mamy się doskonalić w tym życiu :)

 

Niektóre krzywdy można naprawić, a zadośćuczynienie może je zniwelować niemal w 100%. Pozostałe kilka procent wymaga pracy od poszkodowanego w akcie przebaczenia.

Problem w tym, że ludzi zdolnych do skruchy (przyznania się do winy) a następnie podejmujących się zadośćuczynienia za wyrządzoną szkodę jest mniej, niż owe kilka procent zamknięte w akcie przebaczenia.

 

Bóg stworzył ten świat i dał człowiekowi wolność. Nie uczynił go bezmyślną istotą, niezdolną do oceny własnego postępowania i nie zmusza człowieka do czynienia zła. Człowiek ma wzrastać, rozwijać się i doskonalić, musi zatem nauczyć się odpowiedzialność, zrozumieć konsekwencje swoich zachowań.

Rodzic, który we wszystkim wyręcza swoje dziecko naprawiając wszelkie wyrządzone przez nie szkody nie jest dobrym wychowawcą, gdyż w ten sposób uczy swoje dziecko braku odpowiedzialności, który w konsekwencji zawsze kończy się źle dla owego dziecka.

Podobnie i Bóg, nie może cały czas, po każdym z nas sprzątać i naprawiać skutków naszej głupoty. Jeżeli naprawiłby po jednym, musiałby również po każdym następnym, inaczej nie traktowałby nas równo. Gdyby w ten sposób postępował zatrzymalibyśmy się na poziomie rozwoju kilkulatka zdolnego do tworzenia kolejnych aktów destrukcji, która jest o wiele prostsza w swojej istocie niż jakakolwiek forma konstrukcji.

 

Więc zamiast oglądać się na to, czy ktoś (w tym przypadku Bóg) zrobi to za nas, wręcz "wyręczać się" Bogiem, ruszmy tyłki i weźmy się do pracy nad sobą.

Zauważ, jak wielką siłę ma szczere, z głębi serca powiedziane: przepraszam.

 

Podam przykład. Skrzywdzony stracił oko. A teraz obrońcy idei przebaczania niech spróbują postawić się w sytuacji skrzywdzonego. Mnóstwo zawodów i możliwości zarobkowych jest dla niego w naszej rzeczywistości mocno okrojonych. Jego życie nie będzie już takie beztroskie. Czy modlitwy i prośby zanoszone do boga osłodzą mu żywot?

Bóg jest w stanie wiele pomóc.

I o ile prawdopodobnie nie przywróci straconego oka, o tyle tak pokieruje życiem tej osoby, że nie będzie ona żałowała utracenia potencjalnej możliwości wykonywania jakichś zawodów, czy zarabiania większych pieniędzy.

Przecież nawet ludzie standardowo zdrowi nie wykonują w swoim życiu wszystkich możliwych zawodów, jest to jedynie teoretyczna możliwość. Wielu z nas (teoretycznie zdrowych) nawet bez przyczyny zewnętrznej (wystarczą uwarunkowania fizyczne) wielu zawodów wykonywać nie może, Natomiast wiele zawodów dostępnych dla tzw. ludzi zdrowych jest również dostępnych dla ludzi niepełnosprawnych.

Kolejna sprawa to wartość pieniądza...

W oczach Boga i osób patrzących poza ziemskie życie ma on wartość ograniczoną do minimum zapewniającego możliwość egzystencji.

"Nic bowiem nie przynieśliśmy na ten świat; nic też nie możemy [z niego] wynieść. Mając natomiast żywność i odzienie, i dach nad głową, bądźmy z tego zadowoleni!" 1Tm 6, 7-8

Zdarza się tak, że z woli Boga ktoś ma większą ilość pieniędzy/majątku niż jest mu potrzebna na utrzymanie. Jeżeli taka osoba jest osobą wierząca, żyje wiarą, może ów nadmiar wykorzystać na pomoc potrzebującym i w ten np. sposób również zadośćuczynić pokrzywdzonemu przez innego człowieka.

Hmm, aż się sama zdziwiłam, tym co napisałam.

Masz powyżej ewidentny przykład jednej z możliwych ingerencji Boga w przypadku braku zadośćuczynienia przez winowajcę.

A na początku, ci wolontariusze, którzy pomagają dzieciom...

 

Wiele osób oczekuje ingerencji Boga w postaci cudu, gromu z jasnego nieba, a on tymczasem działa w ukryciu.

Chyba nie lubi robić z siebie cyrku dla ciekawskich i żądnych wrażeń.

 

Goryczy bólu nie zduszą największe zwały słodkości.

Ukoi je akt przebaczenia.

Sprawdziłam na sobie :)

Co prawda nikt mi nie wyłupił oka, ani nie zabił osoby najbliższej, ale miałam sporo zranień z dzieciństwa, które obecnie są bez znaczenia :)

Znane są również świadectwa osób, które przebaczyły winowajcy krzywdy porównywalne, albo wręcz tożsame, z tymi, które wymieniłam i właśnie po realnym, pełnym przebaczeniu doznały ukojenia i powrócił do nich pokój.

 

Szatan za zgodą boga pozbawił Hioba dzieci. A jednak bóg mogący wszystko nie zwrócił mu ich po zakończeniu prób lecz musiał postarać się o nowe potomstwo. Czy to ma być zadośćuczynienie w stylu Stworzyciela, pana i władcy wszechświata?

I jak tu wierzyć w inne obietnice, skoro za życia bóg nie wysilił się na okazanie swojej siły stwórczej w takich choćby momentach jak w historii swojego sługi Hioba?

Hiob po prostu żył dalej i cieszył się możnością tworzenia nowego życia.

Zawierzył Bogu, poszedł do przodu i otrzymał jeszcze więcej.

 

Twierdzisz, że Bóg nie podjął się zadośćuczynienia wobec Hioba i nie okazał swojej siły stwórczej?

A mnie się wydaje, że szczodrze w ramach powyższego mu pobłogosławił...

 

"10 I Pan przywrócił Hioba do dawnego stanu, gdyż modlił się on za swych przyjaciół3. Pan oddał mu całą majętność w dwójnasób.

11 Przyszli do niego wszyscy bracia, siostry i dawni znajomi, jedli z nim chleb w jego domu i ubolewali nad nim, i pocieszali go z powodu nieszczęścia, jakie na niego zesłał Pan. Każdy mu dał jeden srebrny pieniądz4 i jedną złotą obrączkę.

12 A teraz Pan błogosławił Hiobowi, tak że miał czternaście tysięcy owiec, sześć tysięcy wielbłądów, tysiąc jarzm wołów i tysiąc oślic.

13 Miał jeszcze siedmiu (w innych przekładach czternastu - przyp. z Biblii Tysiąclecia) synów i trzy córki." Hi 42, 10-13

 

...i obdarzył długim życiem, tak, że widział cztery pokolenia swoich potomków.

Ładny prezent, prawda?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obawiam się, że bardzo różnimy się w rozumieniu zadośćuczynienia. Dla mnie nie jest ono werbalnym frazesem, bowiem oczekuję realnego wyrównania krzywd a nie sztuczek rozpraszających ponurą rzeczywistość. Moim zdaniem nie zastępuje go placebo w postaci kojących słów oraz czasu zabliźniającego rany. Słowa człowieka nawet najbardziej zaangażowanego nie są wstanie zrównoważyć skutków jakiegokolwiek czynu. To, z czym musi się godzić poszkodowany, jest także następstwem jego bezradności i niemocy, gdyż bóg – jeśli istnieje – nie jest nianią na zawołanie. Poza tym, jak donoszą źródła, pomaga komu chce i kiedy chce. W ten oryginalny sposób obrońcy dobroci boga wytłumaczą z łatwością dlaczego nic się nie dzieje, multum osób nie zazna pożądanej pomocy. Sprawdza się to i w okolicznościach, gdy bóg w ogóle nic nie robi dla swoich „dzieci”. Znakomite rozwiązanie dla przewodników i nauczycieli, bowiem ludzkie pomysły służą do osiągnięcie wzmocnionego efektu pocieszenia a przy okazji jego (boga) obecności. Nie ma przymusu wierzenia a religijni mędrcy pracują intensywnie nad metodami przekonywania wątpiących.

Prawda jest taka, iż nie ma na wskroś fizycznego zadośćuczynienia. Nie ma i nie będzie, dopóki bóg nie zmieni swojego stanowiska. Kara, nagroda, miłosierdzie czy przebaczenie nie zbilansują rachunku krzywd, podobnie jak ssanie palca nie nasyci głodnego. Mankament nieskuteczności oznacza jedno – zadośćuczynienie nie pochodzi od boga. Człowiek, istota inteligentna, wprowadził w życie uproszczony sposób na łatanie dziur powstałych z winy niewłaściwego postępowania. Wszechpotężny bóg stworzył człowieka, który byłby może doskonały, gdyby w jego życiu nie dawały się we znaki utajnione przez konstruktora wady pod kryptonimem „wolna wola” przechodząca płynnie w samowolę. Taki Mojżesz wybrany przez boga do wyprowadzenia Izraelitów z domu niewoli, obdarzył swój kochany lud prawem wzorowanym na kodeksie Hammurabiego, a tenże był poganinem i zarazem wrogiem dla owieczek Najwyższego. Komentarz wydaje się być zbyteczny.

Przemijający czas świadczy na niekorzyść pozostałościom po występku bliźniego. Nie ma jakichkolwiek szans na wniesienie poprawek, bowiem okazuje się, iż żadna siła ludzka nie zdoła wyeliminować ich z przeszłości. Do dyspozycji stoją zazwyczaj nieodłączne słowa pociechy i działania je wspierające. Czasem to wystarcza do „rozcieńczenia” następstw naruszenia prawa. Czas osłabia i do pewnego stopnia retuszuje wyrządzone zło lecz fakt pozostaje faktem, iż niegodziwość nasyciła swoje żądze i ktoś na tym ucierpiał.

Pomimo tych ciężkostrawnych usterek żyje się dalej, bo nie ma innego rozsądnego wyjścia. Każdy rodzi się z pragnieniem obecności wśród żywych. Doświadczanie szkód nie jest powodem do zerwania podarowanej nici życia.

Żal za grzechy dla pokrzywdzonego jest co najwyżej odpowiednikiem otarcia łez a nie likwidacją ich przyczyn. Dostrzegalne gesty dla złagodzenia dramatu mają jedynie znaczenie psychologiczne dla wywołania iluzji, że nic takiego się nie stało, że tak musiało być. „Iluzja” jest właściwym słowem, ponieważ stan faktyczny potwierdza niezbicie zaistniałe zmiany i przykrą nieodwracalność tego procesu.

Pismo Święte traktuje się jako słowo natchnione. I cóż takiego świętego zawiera biblia? Sporo miejsca zajmują walki Izraelitów chcących posiąść ziemię obiecaną im przez boga. Ziemia ta była zamieszkała przez inne narody, co nie przeszkadzało bogu skazać je na śmierć, aby stało się zadość obietnicy. Czy taka wojenna atmosfera służyła narodzeniu się szczerej miłości i właściwego zadośćuczynienia? Czy krwiożercze piętno zniszczenie nie przetrwało do dziś? Jaki owoc wydaje ziemia zroszona krwią przelaną w walkach zainicjowanych przez samego boga jedynego?

Co więcej, ani bóg, ani Chrystus nie zakwestionowali prawa Mojżeszowego oraz zabijania ludzi w biblijnych potyczkach, ludzi będących istotami ulepionymi z tej samej gliny. Oni nie otrzymali żadnej szansy nawrócenia się i zbliżenia się do poznania prawdy dostarczonej tylko Izraelitom.

Bóg nie przyznaje się do utrwalania w ludziach nawyku niszczenia oraz pozbawiania życia. A stało się to po daniu swojemu ludowi dziesięciu przykazań.

Podczas zdobywania terenów ziemi obiecanej przykazania nie dotyczyły zapewne narodów podbijanych terenów. Jaką naukę mogli z tego wynieść pogromcy? Dekalog stał się farsą nie tylko w tamtych odległych czasach. Kto komu ma przebaczać, kto jest temu winien, gdzie jest sens i jaki jest odnośnie zadośćuczynienia i naprawienia krzywd?

  • Lubię to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obawiam się, że bardzo różnimy się w rozumieniu zadośćuczynienia.

Masz rację, różnimy się :)

 

Różnimy się zarówno w rozumieniu pojęcia "zadośćuczynienie", jak i w określeniu osoby do niego zobowiązanej.

 

Pojęcie...

Z tego, co napisałeś wnoszę, że dla Ciebie zadośćuczynienie, to cofnięcie rzeczy, które się wydarzyły.

Tymczasem, w definicji wręcz słownikowej zadośćuczynienie jest to moralne lub materialne odszkodowanie za wyrządzoną szkodę.

Czyli nie tyle zwrot np. utraconego mienia (to nie zawsze jest możliwe), co przekazanie jego równowartości.

Możemy przy tym wrócić do wspomnianej wcześniej przez Ciebie historii Hioba i jednego z często zadawanych pytań: dlaczego Bóg nie oddał mu jego pierwszych dzieci?

Może dlatego, że owe dzieci też mają swoją księgę życia i ginąc w tamtej katastrofie rozpoczęły jej kolejny rozdział, poszły dalej.

My patrzymy na nasze ziemskie życie z bardzo ograniczonego punktu widzenia. Bóg widzi dalej...

 

Obowiązek...

Zasadnicza różnica polega na tym, że Ty chcesz obarczyć Boga winą za czyny popełnione przez ludzi wobec innych ludzi.

Tymczasem do zadośćuczynienia zobowiązany jest winowajca, czyli człowiek, który dopuścił się czynu krzywdzącego.

 

Bóg może jedynie pomóc uleczyć rany, o ile się o to do Niego zwrócimy.

 

To, z czym musi się godzić poszkodowany, jest także następstwem jego bezradności i niemocy, gdyż bóg – jeśli istnieje – nie jest nianią na zawołanie. Poza tym, jak donoszą źródła, pomaga komu chce i kiedy chce. W ten oryginalny sposób obrońcy dobroci boga wytłumaczą z łatwością dlaczego nic się nie dzieje, multum osób nie zazna pożądanej pomocy. Sprawdza się to i w okolicznościach, gdy bóg w ogóle nic nie robi dla swoich „dzieci”.

Masz rację Bóg nie jest "nianią na zawołanie" :)

Gdyby nią był ludzie nie mieliby szansy na dorośnięcie :]

Wyobrażasz sobie np. 30 letniego mężczyznę, dookoła którego biega niania wycierając mu nosek, poprawiając śliniaczek...

To nie jest dowód na niemoc czy bezradność, ale na miłość wymagającą i konstruktywną, pozwalającą na naukę, dorastanie, budowanie.

 

Pomaga komu chce i kiedy chce...

Jest to bardzo skrótowy wniosek, który dla dobrego zrozumienia należałoby uzupełnić o kolejne parametry: pomaga wtedy, gdy ta pomoc rzeczywiście jest potrzebna, bo problemu nie da się rozwiązać ludzkimi siłami, gdy ktoś rzeczywiście oczekuje jego pomocy i jej nie odrzuca.

 

Ostatnio podobne zagadnienie wyjaśniałam 16 letniemu chłopakowi, który zapytany przeze mnie, czy prosił o pomoc Boga odpowiedział: "Tak, ale wiem, że to i tak nie ma sensu". Zapytałam go: "Czy zatem chce pomocy od Boga, czy nie?" Bo stwierdzeniem: że to i tak nie ma sensu, tę pomoc po prostu odrzuca.

 

Prawda jest taka, iż nie ma na wskroś fizycznego zadośćuczynienia. Nie ma i nie będzie, dopóki bóg nie zmieni swojego stanowiska.

Czyli jak?

Sprawi, że będziemy mogli coś psuć, a On będzie po nas sprzątał?

Że będzie jak w grach komputerowych: odstrzelimy komuś głowę, a później On zrestartuje wybrany przez nas fragment bajki?

 

Widzisz w tym wzrost, możliwość dojrzewania?

 

Kara, nagroda, miłosierdzie czy przebaczenie nie zbilansują rachunku krzywd, podobnie jak ssanie palca nie nasyci głodnego.

Mam wrażenie, że z premedytacją mieszasz pojęcia i starasz się uwiarygodnić ich błędne rozumienie.

Ani kara, ani nagroda, miłosierdzie czy przebaczenie nie są narzędziami zadośćuczynienia, którymi posługuje się winowajca.

Dwie pierwsze, służą wychowaniu, dwie kolejne mogą być wzięte pod uwagę przez pokrzywdzonego w odniesieniu do winowajcy.

 

Mankament nieskuteczności oznacza jedno – zadośćuczynienie nie pochodzi od boga. Człowiek, istota inteligentna, wprowadził w życie uproszczony sposób na łatanie dziur powstałych z winy niewłaściwego postępowania.

No i jesteśmy niemalże we właściwym punkcie :)

Nie tyle nie pochodzi od Boga, ile Bóg nie jest do niego zobowiązany, gdyż zadośćuczynienie jest powinnością człowieka.

Bóg może natomiast dopomóc w jego realizacji.

 

Wszechpotężny bóg stworzył człowieka, który byłby może doskonały, gdyby w jego życiu nie dawały się we znaki utajnione przez konstruktora wady pod kryptonimem „wolna wola” przechodząca płynnie w samowolę.

Uważasz, że wolna wola jest wadą? :)

Wolałbyś być bezwolnym robiocikiem, albo marchewką? :)

Z wolnej woli, jak z wielu innych atrybutów życia trzeba uczyć się korzystać.

 

Taki Mojżesz wybrany przez boga do wyprowadzenia Izraelitów z domu niewoli, obdarzył swój kochany lud prawem wzorowanym na kodeksie Hammurabiego, a tenże był poganinem i zarazem wrogiem dla owieczek Najwyższego. Komentarz wydaje się być zbyteczny.

Wręcz przeciwnie :)

Komentarze w takich przypadkach są nieodzowne, a w nich należałoby wspomnieć o okresie historyczno-kulturowym, w którym jedynie tego typu prawo "przemawiało" do ludzi.

W czasach, w których składano ofiary z ludzi, w których tradycja usprawiedliwiała takie praktyki, jak np. nierząd sakralny, jedynie kary współmierne do wyrządzonych nieprawości skłaniały do zastanowienia się, do przemyślenia wartość danego czynu.

Bóg przemawia do ludzi językiem, który są oni w stanie w danym czasie/epoce/miejscu pojąć. Dotyczy to zarówno słów, symboli, jaki i gestów.

 

Lektura Biblii nie jest sprawą ani prostą, ani łatwą :)

Do zrozumienia tekstu potrzebna jest znajomość realiów historycznych, w których powstawały poszczególne Księgi, znajomość tradycji Narodu Żydowskiego, specyfiki języka (używanych pojęć)...

To bardzo rozległe zagadnienie, dla którego należałoby stworzyć oddzielny temat :)

 

Żal za grzechy dla pokrzywdzonego jest co najwyżej odpowiednikiem otarcia łez a nie likwidacją ich przyczyn. Dostrzegalne gesty dla złagodzenia dramatu mają jedynie znaczenie psychologiczne dla wywołania iluzji, że nic takiego się nie stało, że tak musiało być. „Iluzja” jest właściwym słowem, ponieważ stan faktyczny potwierdza niezbicie zaistniałe zmiany i przykrą nieodwracalność tego procesu.

Jeżeli krzywdzący nie podjął się zadośćuczynienia, to sprawa wygląda rzeczywiście tak, jak powyżej opisałeś.

Kończy się na pustych słowach i gestach.

Jednak prawdziwe zadośćuczynienie, to realne działanie, podjęte w celu wyrównania/naprawienia (jeśli to możliwe) wyrządzonej szkody.

A zrzucanie na Boga winy, za ludzkie lenistwo, brak współczucia i poczucia obowiązku, to zwyczajna "spychologia", która nas, ludzi w żaden sposób nie usprawiedliwia.

 

Pismo Święte traktuje się jako słowo natchnione. I cóż takiego świętego zawiera biblia?

Przeczytaj, to się dowiesz :)

Zajrzyj do Nowego Testamentu :) , bo z tego co napisałeś mogę wnioskować, że nie miałeś okazji nawet spotkać się z tą częścią.

 

W skrócie mogę Ci podpowiedzieć, że Biblia jest instrukcją użytkowania człowieka.

Napisano w niej, jak przeżyć życie, aby być wolnym i szczęśliwym.

 

Co więcej, ani bóg, ani Chrystus nie zakwestionowali prawa Mojżeszowego oraz zabijania ludzi w biblijnych potyczkach, ludzi będących istotami ulepionymi z tej samej gliny. Oni nie otrzymali żadnej szansy nawrócenia się i zbliżenia się do poznania prawdy dostarczonej tylko Izraelitom.

Odpowiedź dotyczącą losu ludów ziemi Kaanan znajdziesz w Księdze Rodzaju.

Czy nie dostali takiej szansy?

Nie wiem.

A Ty wiesz, co działo się z nimi po odejściu z życia ziemskiego?

 

Bóg nie przyznaje się do utrwalania w ludziach nawyku niszczenia oraz pozbawiania życia. A stało się to po daniu swojemu ludowi dziesięciu przykazań.

Skoro dał X przykazań, to najwyraźniej nie chciał, aby te "nawyki" się utrwalały.

Wręcz przeciwnie: dając przykazania nakazał wykorzenienie owych "nawyków".

 

Podczas zdobywania terenów ziemi obiecanej przykazania nie dotyczyły zapewne narodów podbijanych terenów. Jaką naukę mogli z tego wynieść pogromcy? Dekalog stał się farsą nie tylko w tamtych odległych czasach. Kto komu ma przebaczać, kto jest temu winien, gdzie jest sens i jaki jest odnośnie zadośćuczynienia i naprawienia krzywd? ?

Wydaje mi się, że nie miałeś okazji żyć w tamtych, odległych czasach, aby mieć pewność, jak ówczesny naród Izraelski odnosił się do Dekalogu.

Wysuwasz wnioski na miarę Dana Browna :)

Ale, aby się tego dowiedzieć nie musisz dokonywać podróży w czasie, Hebrajczycy żyją do dziś :)

Od nich możesz się również dowiedzieć, jak wyglądało życie narodu bez ziemi. Narodu, który uciekł z niewoli egipskiej i "szukał" miejsca zamieszkania.

A skoro tyle wiesz o tamtych czasach, wiesz zapewne również to, że ówczesne narody "szczerze i bez problemu" dzieliły się ziemią, którą zamieszkiwały :]

 

Heh, prawdę mówiąc odpowiedzi na wszystkie Twoje pytania znajdziesz w Biblii...

Pod warunkiem, że znajdziesz dużo wolnego czasu na jej poznanie.

 

Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Bóg przemawia do ludzi językiem, który są oni w stanie w danym czasie/epoce/miejscu pojąć. Dotyczy to zarówno słów, symboli, jaki i gestów.

 

Lektura Biblii nie jest sprawą ani prostą, ani łatwą :)

Do zrozumienia tekstu potrzebna jest znajomość realiów historycznych, w których powstawały poszczególne Księgi, znajomość tradycji Narodu Żydowskiego, specyfiki języka (używanych pojęć)...

To bardzo rozległe zagadnienie, dla którego należałoby stworzyć oddzielny temat :)

 

 

Jeżeli krzywdzący nie podjął się zadośćuczynienia, to sprawa wygląda rzeczywiście tak, jak powyżej opisałeś.

Kończy się na pustych słowach i gestach.

Jednak prawdziwe zadośćuczynienie, to realne działanie, podjęte w celu wyrównania/naprawienia (jeśli to możliwe) wyrządzonej szkody.

A zrzucanie na Boga winy, za ludzkie lenistwo, brak współczucia i poczucia obowiązku, to zwyczajna "spychologia", która nas, ludzi w żaden sposób nie usprawiedliwia.

 

W skrócie mogę Ci podpowiedzieć, że Biblia jest instrukcją użytkowania człowieka.

Napisano w niej, jak przeżyć życie, aby być wolnym i szczęśliwym.

 

Skoro dał X przykazań, to najwyraźniej nie chciał, aby te "nawyki" się utrwalały.

Wręcz przeciwnie: dając przykazania nakazał wykorzenienie owych "nawyków".

 

 

Wydaje mi się, że nie miałeś okazji żyć w tamtych, odległych czasach, aby mieć pewność, jak ówczesny naród Izraelski odnosił się do Dekalogu.

Wysuwasz wnioski na miarę Dana Browna :)

Ale, aby się tego dowiedzieć nie musisz dokonywać podróży w czasie, Hebrajczycy żyją do dziś :)

Od nich możesz się również dowiedzieć, jak wyglądało życie narodu bez ziemi. Narodu, który uciekł z niewoli egipskiej i "szukał" miejsca zamieszkania.

A skoro tyle wiesz o tamtych czasach, wiesz zapewne również to, że ówczesne narody "szczerze i bez problemu" dzieliły się ziemią, którą zamieszkiwały :]

 

Heh, prawdę mówiąc odpowiedzi na wszystkie Twoje pytania znajdziesz w Biblii...

Pod warunkiem, że znajdziesz dużo wolnego czasu na jej poznanie.

 

Pozdrawiam :)

 

Usiłujesz przekonać mnie, że biblia zawiera odpowiedzi na wszystkie moje pytania i wątpliwości. A ja powiadam Ci, że patrzący w krzywe zwierciadło też widzi siebie i uważa to za rzecz normalną. Co się za tym kryje? Otóż czytający Pismo widzi prawdę po swojemu lub korzysta z pomocy innych. Miarą zrozumienia jest zadowolenie, radość z zaznajomienia się z zawartością przyjmowaną jako świętą. Nie bez znaczenia jest także przypadnięcie do gustu rozpatrywanego materiału. Ta fascynacja, choćby i odpowiadała obrazowi z tegoż lustra, nie doczeka się protestu i podejrzeń przekrętu z tego względu, iż źródło informacji traktuje się jako niepodważalną rzeczywistość. Interpretacja biblii i rola boga została uformowana przez ludzi dla ludzi. Na przykładzie przekształceń i zmian wprowadzonych przez KK, odbiegających od pierwowzoru z czasów apostolskich, każdy ma prawo mieć zastrzeżenia do wyniku ostatecznego. Byłoby nierozsądne nie liczyć się z faktami, iż obecny kształt wiary z okresu pierwszych chrześcijan został zmieniony. Uczynili to ludzie i nie ważne, że podający się za następców Jezusa. Zapiski biblii od strony religijnej tworzyli z pokolenia na pokolenie prorocy i ci którym zależało na zachowaniu w takiej formie, czyli wykonawcy tzw. woli boga ale nie byli to jego niebiańscy pełnomocnicy. Jakie są zatem podstawy, żeby wierzyć we wszystko, co zostało tam napisane, skoro Kościół nadał sobie o wiele wyższe prawa zarówno do zmiany treści jak i sensu pism źródłowych. Twórczość człowieka nie może być w żadnej mierze wiarygodna, bo przecież biblię napisali i tłumaczyli wiernym ludzie a ci, jak wiadomo od wieków, nie muszą być szczerzy i prawdomówni. Zawartość biblii i wprowadzonych zmian teraźniejszych nie ma boskiej autoryzacji. Same słowa zapewnienia o prawdziwości tekstów tam się znajdujących nie są dowodem. Dla łatwowiernych - tak lecz nie dla poważnie podchodzących do spraw trudnych, nie dających się przedstawić tylko za pomocą mowy i pisma.

Zwracam uwagę, że nawet wybrańcy boga dopuszczali się odstępstw od boskiego prawa. Któż więc poza bogiem jest w stanie bezstronnie zweryfikować biblię łącznie z jej interpretacją, aby zabezpieczyć się przed niedomówieniami oraz wszelkimi błędami tudzież zakamuflowanymi niedokładnościami? Wizja boga jest przedstawiana przez dzieło stwórcy a nie przez niego samego. Jest to o tyle ważne, iż z doświadczenia wiadomo, że opisy świadków jakiegoś zdarzenia mogą się znacznie różnić a przez to być niedokładne, a nawet niezupełnie prawdziwe. Dotyczy to jeszcze bardziej ustnych przekazów, tak jak to bywa z plotką.

Biblia nie wyjawia mnóstwo spraw i to tych całkiem ludzkich. Dlaczego Mojżesz posłużył się prawem skopiowanym od pogańskiego władcy? Bóg jakoś nic nie miał przeciwko temu, mimo że obwieścił już przykazania. Dawid zamiast 100 filistyńskich trofeów dostarczył dwa razy tyle. Wykazał się okrucieństwem z uzasadnioną gorliwością czy nadgorliwością przyszłego króla? A jak ocenić pomoc boga w gromieniu nieprzyjacielskich wojsk przy pomocy anielskich zastępów? Czyż nie zachęcał w ten sposób do mordowania i utrwalania w psychice ludu wybranego, że uśmiercanie jest dozwolone i godne sługi bożego? I znowu działo się to w obecności znanych nam dziesięciu przykazań. Czy miała to być parodia własnego prawa? Jak można było różnicować śmierć po obu walczących stronach. Jak prosty człowiek miał ocenić słuszność zabicia tego a karę za innego? A wracając do pomocy militarnej boga. Czy nie zachęcała ona do działań wojennych a z braku przeciwnika przeniesienie zabójczego procederu i szabrownictwa na własne podwórze?

Zatrzymajmy się przez chwilę przy kwestii naprawiania szkód przez boga. Bóg nie musi, to prawda, A jednak jako wyłączny konstruktor jest moralnie odpowiedzialny za czyny swojego dzieła. Podobnie ma się rzecz na płaszczyźnie ludzkiego prawa, gdy rodzice sprawują pieczę nad swoimi dziećmi; gdy twórca urządzenia musi zadbać o bezpieczeństwo mających z niego korzystać. Człowiek pomimo swej dorosłości przez całe życie jest tym bożym dzieckiem dla konstruktora lecz niewielki ma z tego pożytek. Rzecznicy boga w osobach wiernych odrzucają taki tok rozumowania.

Bóg stworzył ponoć człowieka doskonałego. Ta pogłoska nie doczekała się potwierdzenia przez tysiące lat jego pobytu na Ziemi. Jak należy potraktować sławną wolną wolę, która dosłownie psuje renomę wspaniałego stwórcy? Wszelkie prawa skojarzone z bogiem są zawarte w słowie mówionym i pisanym, a więc w formie dostępnej i najprostszej, możliwej do przyjęcia przez ludzi. Dlaczego bóg wszechrzeczy wykorzystał tak prymitywne środki przekazu a nie w postaci strukturalnej w organizmie stworzonego dzieła? Słowa i ich znaczenie są wyjątkowo nietrwałe i zbyt często zmieniają podstawowe znaczenie.

Dziecku od najmłodszych lat wpajane są zasady i prawa a większość ich nie zmienia się przez całe życie. Zasadniczym problemem jest też kto się tym zajmuje. Odpowiedź prosta – niedoskonały człowiek o zróżnicowanym poziomie wiedzy, czyniący dobrze i źle. Wynik tego nauczania jest aż nadto widoczny i bezdyskusyjny. Sprawa prosta jak drut, błędy się powielają a to przynosi beznadziejne plony i doprowadza do krytycznych następstw.

Naprawa rzeczy martwych nie musi kończyć się sukcesem. Bezużyteczny przedmiot trafia na śmietnik a jego miejsce zajmuje nowy nabytek. Tego nie da się zastosować w stosunku do istoty żywej. Połowiczne powodzenie w usuwaniu usterek, to najczęstszy efekt ludzkich umiejętności. Bóg nie interweniuje, bo uniesiony honorem nie przejmuje się losem cierpiących ponad miarę. Sam człowiek może niewiele. Gdyby rzeczywiście był doskonały, problem zła by nie istniał a zadośćuczynienie nie miałoby racji bytu.

Adam i Ewa wiedli rajskie życie ale już na początku tych bajecznych rozkoszy wyszło na jaw, że dobro i zło zostało im zaimplementowane jako para nierozłączka. Tak więc na podstawie biblijnych informacji wiemy, że Konstruktor zażyczył sobie, aby wolność wyboru oscylowała między obydwoma przeciwieństwami. Religia wytycza drogę dobra a to jednoznacznie daje do zrozumienia, że bóg od razu mógł stworzyć człowieka czyniącego same dobre rzeczy i zapobiec nie kończącej się walce dobra ze złem. Człowiek nie jest zdolny unicestwić ciągot do złych nawyków. Dzięki hojności Konstruktora musi z tym żyć. Zamiast wybierać w decyzjach dobrych intencji jest skazany na opowiadanie się po stronie zła lub dobra, których zrozumienie zbyt często natrafia na poważne przeszkody.

Para wrogich sobie reakcji tworzy mieszankę wybuchową, co przynosi nieobliczalne straty. Czy winien temu jest tylko człowiek? Ten rodzaj eksperymentu Konstruktora serwuje nam liczne zagrożenia. Czy modlitwy potrafią udobruchać władcę wszechświata, aby zdjął z barków człowieka ciężar wad oraz niedogodności w cyklu zamkniętym pomiędzy narodzinami i śmiercią?

Religia, zdaje się, próbuje to zmienić ale wysiłki te nic konkretnego nie wnoszą, Te same rany wciąż się odnawiają, czyli leczenie wiarą nie daje zamierzonego postępu.

Nie rozumiem dlaczego niedoskonała matka poświęci swoje siły i uczyni maksymalne starania dla swego dziecka a potężny bóg patrzy z taką obojętnością na dole i niedole. Przecież to On wydał wyrok.

Biblijny Adam i Ewa za swoją niefrasobliwość, za swoje pierwsze przewinienie zapłacili natychmiastowym wygnaniem. Nie było miejsca na litość i miłosierdzie, nie było szans na poprawienie się. Bóg okazał się bardzo surowym Ojcem. Na tym jednym akcie się nie skończyło, bo jak podaje Księga Rodzaju, musieli jeszcze ponieść konsekwencje chwilowej niesubordynacji, które trwają do dziś. To nie ludzkie cztery pokolenia lecz setki. I kto tu mówi o bożej miłości?

A przecież na tej karze się nie kończy. Religia katolicka umiejscowiła jeszcze tą ostateczną w przyszłości z nieznaną datą. Wygląda na to, że obecna to preludium. Cieszmy się, bo może być gorzej.

I na koniec kilka zdań o ludzkim zadośćuczynieniu i sprawiedliwości.

Kryminalista za złamanie prawa idzie do paki, dostaje wikt i opierunek. Żeby było śmieszniej, odbywa się to na koszt ofiar i tych z czystym sumieniem. To jest dopiero klasyczne zadośćuczynienie. Kara wymierzona przez człowieka jest w porównaniu z karą boga dla pierwszej pary i następnych pokoleń, żartobliwym uszczypnięciem. Złoczyńca nie musi się martwić o środki na utrzymanie, ani losem tamtego na wolności.

Ludzkie prawo ma jeszcze inne niespodzianki, bywa że skazuje niewinnego. Co z dobrą opinią, rekompensatą za stracone lata? Nikt mu ich nie wróci a życie się nie przedłuży, pomijając indywidualne skutki takiej sprawiedliwości.

Bóg umywa ręce, bo to jakby nie jego wina. Cierpi niewinny ku chwale czego? Temida opiera się na dowodach rzeczowych i zeznaniach świadków ale one nie odsłaniają całej prawdy, gdyż część dowodów jest widoczna tylko dla Stwórcy.

Zarzuca się ludziom, że są zimni i nieczuli. Bóg jest tym bez skazy chyba dlatego, że pan ma zawsze rację i ostatnie słowo.

Słowo

Obietnicą cacy, cacy, tłumy ziemian bóg uraczył.

Teraz tylko czekać trzeba, aby dostać się do nieba.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...