Skocz do zawartości

Zawziętość mężczyzn i kobiet - w kontekście związków


Miranda

Rekomendowane odpowiedzi

kto ma racje ten stawia kolacje
- czuję, że ta wycieczka po Europie będzie mnie "słono" kosztować :lol: . Pozdrawiam.

 

[ Dodano: 2006-08-31, 19:25 ]

jest szansa za sobą zatęsknić
- i tutaj też jest pułapka, bo tęsknota może wynikać z odczuwania braku kogoś z powodu np. przyzwyczajenia :cool: .
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

tesknota wywolac moze zazdrosc...a ta wywolac moze niepewnosc...czyz nie mierzymy innych swoja miara? wiec jesli ktos nam nie ufa, to moze sam nie jest godzien zaufania?

mnie odleglosc wcale nie pomogla...ale czy byla kiedys bliskosc? hmmmmm

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przy takich długoterminowych owszem - jest szansa za sobą zatęsknić :lol:

 

Jeśli mowa tu o długotrwałych związkach to ... myślę ze zależy od okolicznosci jakie spowodowaly rozpad. Weżmy np zdradę małzeńską. Jeśli meżczyzna odchodzi do innej kobiety, zamieszkuje z nią, to bywa że po 2-3 miesiacach wraca do żony z podkulonym ogonem, bo dochodzi do wniosku że tylko ja kocha a tą drugą był tylko zauroczony. Przebywając z kimś pod jednym dachem dopiero poznaje sie człowieka i bywa że przychodzi rozczarowanie.Docenia sie wtedy to co się straciło.Kochanka przestaje się jawić jako pocieszycielka, slodki anioł itp na tle rozkrzyczanej, rozżalonej zony ktora odkryła zdradę ale próbuje walczyć o związek. Natomiast jeśli nie wroci do żony to przynajmniej rozwiewają się wszelkie wątpliwości. Wiadomo wtedy że nie ma o co walczyć. Martwego zwiazku tak jak martwej rośliny poprostu się nie wskrzesi.

Moze to terapia szokowa ale mysle ze ma sens.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vivian a wiesz ile jest takich naiwnych kobiet, które przyjmują takiego gnoja z powrotem i męczą się potem do końca życia, mają nerwicę i depresję, oczywiście nic do niego nie czują i mało tego .... myślą, że za to poświecenie za życia, będzie im nagrodzone w niebie :lol::lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A to ja nie znam takich przypadków. Ostatnio większośc koleżanek przychodzi do mnie z nowiną, że odeszły od męża bądź mają taki zamiar (myślę, że zmądrzały). Ja bym nie potrafiła zaufać komuś kto zdradził ale to moje własne zdanie. Podobnie jak facet, jak zdradzi 1 raz, to drugi pójdzie mu jeszcze łatwiej i bez skrupułów.

P.S. Do tych koleżanek - nie chodzi tylko o zdradę ale o traktowanie (znęcanie, bicie).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vivian a wiesz ile jest takich naiwnych kobiet, które przyjmują takiego gnoja z powrotem i męczą się potem do końca życia, mają nerwicę i depresję, oczywiście nic do niego nie czują i mało tego .... myślą, że za to poświecenie za życia, będzie im nagrodzone w niebie

 

Masz rację, wiele jest takich kobiet. Mam przykłady wsród rodziny, znajomych. Żyją w zwiazkach dla dzieci, dla opinii publicznej dla ... idei? Przeżywają piekło za życia i nie potrafią powiedzieć odchodzę.

 

Bo czasem kobieta i mężczyzna naprawdę potrzebują próby pod tytułem "ta trzecia" lub "trzeci" - żeby przejrzeć na oczy ile jest warte ich małżeństwo, związek.

 

Z tym też się zgodzę w zupelności, bywają takie przypadki. Może być i tak, ze w zwiazku z wyrzutami sumienia, osoba zdradzająca robi się słodka jak miód dla partnera, chcąc jakby odkupić swoje winy.Oczywiście to mydlenie oczu ale jak na ironie może ożywić związek.

 

Podobnie jak facet, jak zdradzi 1 raz, to drugi pójdzie mu jeszcze łatwiej i bez skrupułów

 

Owszem, jak zasmakuje się czegoś na boku raz, to potem najczęściej jest już z górki, i sprawa dotyczy tak samo meżczyzn jak i kobiet. Choć bywa i tak jak napisała el argento. Zależy to chyba od wielu czynników.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeżywają piekło za życia i nie potrafią powiedzieć odchodzę.
- to jest bardzo smutne... i właśnie z tego powodu staram sie na wszelki wypadek zabezpieczyć poprzez zbudowanie fundamentów własnej niezależności. Nigdy nie wiadomo jak się trafi... małżeństwo bywa Totolotkiem. Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

przez 6 lat bylam w toksycznym zwiazku...toksycznym dla obu stron

mimo ogromnej milosci nie potrafilismy przestac sie krzywdzic...nie wiadomo od czego sie zaczelo, moze spotkalismy za wczesnie, nie bylismy dojrzali, nie szanwalismy sie nawzajem, kazde z nas obwinia to drugie mimo iz widzimy ze wina lezy po obu stronach...powinno sie powiedziec "wyciagam wnioski i ide dalej" a ja pewnie jakies wnioski wyciage i pewnie pojde dalej ale pomimo ulgi czuje straszny zal

i on tez...

najsmieszniejsze jest to ze z sychologii wiem ze obie strony czuja zazwyczaj to samo-milosc, strach, nienawisc, zniechecenie, chcec skrzywdzenia tej drugiej osoby, zal, nadzieje...moglabym tak wyliczac

trzeba sie szanowac i nic na sile

a teraz juz tylko powiedzenie ludowe "czas leczy rany"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nigdy nie wiadomo jak się trafi... małżeństwo bywa Totolotkiem. Pozdrawiam.

 

Zgadzam się, na .... 1000%

 

Przeżywają piekło za życia i nie potrafią powiedzieć odchodzę.

Muszę cos dodać by moja wypowiedz nie wydała się stronnicza ... Co prawda solidaryzuję się z kobietami, ale z przykroscią muszę stwierdzić że to piekło czasem kobiety potrafią same stworzyć :sad:

 

[ Dodano: 2006-09-03, 13:21 ]

najsmieszniejsze jest to ze z sychologii wiem ze obie strony czuja zazwyczaj to samo-milosc, strach, nienawisc, zniechecenie, chcec skrzywdzenia tej drugiej osoby, zal, nadzieje...moglabym tak wyliczac

trzeba sie szanowac i nic na sile

 

 

Tak, bo w sumie rozumie się problem ale poradzić sobie z własnymi rekacjami kiedy w grę wchodzą tak silne uczucia, i emocje .. wcale nie jest łatwo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...a poza tym przestalam juz wierzyc ze wszystko da sie naprawic...wystarczy tylko chciec, czasem zapedzamy sie w taki "kozi rog" ze juz nie ma jak z niego wyjsc

nie ma sie ochoty nawet na rozmowe

zreszta odkrylam cos pare lat temu, co jest b.wazne

jesli mezczyzna czaegos nie ma w sobie to nie moze tego nam dac chocby sie staral i nie wiadomo jak chcial, moze nam to dawac przez chwile ale na dluzsza mete to na nic, jesli ja nie mam czegos w sobie co on by chcila dostac to jakze na boga moge mu to dac? jesli wecie o co mi chodzi... :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...nie chcialam sie z tym pogodzic tak dlugo...ale wiem ze trzeba, nie dlatego ze tak bedzie latwiej, to sie po prostu dzieje...i nie oglada sie juz wspolnych zdiec...i nie pisze sie juz wierszy dla tej osoby mimo ze siedza w glowie tysiace slow

moze bez pancerza byloby latwiej bo znim ciezko i nie mozna sie dostac do nas? nie jste to takie latwe

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Dobrze jest kiedy umiemy się pogodzić z taką sytuacją i zachować twarz.Moim zdaniem, smutny jest fakt, że już po rozstaniu wiele osób nie pamięta tego dobrego co wniósł w ich życie zakończony zwiazek, tylko pielęgnują w sobie uczucie nienawiści. Wieszają psy na byłym czy byłej, potrafią sie mscić i oczerniać i raptem robią z niego potwora. Dziwne, że jak byli z zwiazku to jakos ten człowiek potworem sie im nie wydawał. Owszem, bywa, że w przypadku burzliwego rozstania obie strony pokazuję swoje złe cechy ale dlaczego tak szybko zapominamy o tym co było piękne w tym zwiazku? Wspaniale jest pielęgnować dobre wspomnienia .... tylko chyba nie zawsze potrafimy :sad:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vivian niestety nie brałaś pod uwagę przypadków, kiedy ta druga osoba zraniła tak bardzo, ze nie chce się pamiętac niczego z nią związanego - a złe chwile były tak bolesne, że najmocniej utkwiły w pamięci .............

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Większosć mężczyzn, których znam ma poprostu kompleksy...niektórzy potrafią to ukrywac i maskować ale prędzej czy później to wychodzi. To kompleksy niepozwalają mężczyzną powalczyć, osiągnąć cel...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

czasem przywolywanie dobrych chwil nie wychodzi na dobre! gdy bylo sie "rzuconym" i nadal sie kocha i trzeba pogodzic sie z rozstaniem... wizualizowanie sobie zlych momentow pomaga w zapomniniu...w ogolnym rozrachunku jednak dobre chwile do nas powracaja

do mnie powracaja, jak zly szelag :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To kompleksy niepozwalają mężczyzną powalczyć, osiągnąć cel...

 

No tak.... ale wiele kobiet tez ma kompleksy. Jakoś tak sie utarło, że to właśnie my kobiety jesteśmy bardziej zakompleksione, wrażliwsze.Może to stereotyp który powoli wychodzi z mody ale jednak jest jeszcze dosc powszechny. A moze właśnie ta walka kobiet wynika z lęku przed samotnościa, bezradnością .... sama nie wiem :???:

 

 

zasem przywolywanie dobrych chwil nie wychodzi na dobre! gdy bylo sie "rzuconym" i nadal sie kocha i trzeba pogodzic sie z rozstaniem... wizualizowanie sobie zlych momentow pomaga w zapomniniu...w ogolnym rozrachunku jednak dobre chwile do nas powracaja

do mnie powracaja, jak zly szelag

 

Moze i nie wychodzi na dobre, bo napewno bardzo boli. Mysle jednak że do pewnego czasu. Uważam że aby się z czymś pogodzić i przejsc nad tym do porzadku dziennego to właśnie trzeba myśleć i mówić o tym. Nie tylko o tych złych stronach, bo to oszukiwanie samego siebie... i tak wcześciej czy później wyleje sie ponownie fala goryczy i tęsknoty za tym co było dobre. Myśle że nalepszy jest rozrachunek typu: tyle straciłam, ale tyle zyskałam. Można też tłumaczyć sobie że każdy koniec jest też początkiem czegoś innego... moze jeszcze lepszego .. z czasem?

Oczywiście nie można wszystkich przypadków mierzyć jedna miara. Kazdy człowiek przeżywa inaczej, inaczej radzi sobie z własnym cierpieniem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Myśle że nalepszy jest rozrachunek typu: tyle straciłam, ale tyle zyskałam. Można też tłumaczyć sobie że każdy koniec jest też początkiem czegoś innego... moze jeszcze lepszego" - vivian - święte słowa :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...
Myśle że nalepszy jest rozrachunek typu: tyle straciłam, ale tyle zyskałam.

teraz gdy o tym myle wydaje mi sie to dobry pomysl, nie jest to latwe i wymaga wiele zasu, w moim przypadku.

Jesli chodzi o moj zwiazek, mam nadzieje ze juz po swietach wszytko sie zakonczy i wreszcie poczuje sie wolna, pokasuje nr tel, maile, linki do str internetowych...choc wszytko formalnie zakoncze to i tak wszytkie wiadomosci wbily mi sie na dobre w glowe...moze z czasem zapomne kombinacje numerow telefonu, adresy, imiona

Gdy sie z nim rostalam nie czylam nic, pustka calkowita w moim sercu i duszy, nie moglam uwierzyc ze nie czuje bolu, zlosci, ale nie czulam tez radoci (w stosunku do niczego) teraz, tyle miesiecy pozniej, czuje zal, zlosc, tesknote, ale czuje takze radosc, chcec zycia...chocnie jest lawo

a czas plynie jakby nigdy nic...prawda?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czasem pozwalamy sobie na to, by tkwić w związku bez przyszłości ... zapewne ze strachu przed samotnością.

Zdarza się, że kochamy namiętnie i tak prędko, że uczucie pryska niczym bańka mydlana.

A gdy wybieramy i odchodzimy ... też musimy zostać porzucone - tak dla zachowania równowagi ...

Jednak w tym wszystkim jest pewien sens - to, co odeszło widocznie nie było dla nas dobre.

Wiem jedno - nie należy rozpaczać - trzeba udać się w przyszłość z wiarą i dogonić szczęście.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...
Jednak w tym wszystkim jest pewien sens - to, co odeszło widocznie nie było dla nas dobre
- święta racja, a to co zostało z nami, jest nam przeznaczone. Pozdrawiam serdecznie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jednak ciagle, mimo iz rozstanie nastapilo juz tak dawno temu, ciagle zastanawiem sie czy nie moglam zrobic czegos jeszcze...czy jeszcze jednej szansy nam nie dac...ze tym razem byloby inaczej

choc nie wierze ze mogloby byc inaczej...

 

[ Dodano: 2007-01-14, 18:39 ]

ja najbardziej chcialabym zostac ze wszystkimi moimi bylymi facetami przyjaciolmi-kolegami...udalo sie tylko w 2 przypadkach...na pewno nie udalo sie w przypadku tej najwiekszej milosci...ale tam w gre wchodzilo za duzo uczuc...i chyba nie bylo to mozliwe

jednak ciagle wracam do swoich mezczyzn...chocby myslami...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jednak ciagle wracam do swoich mezczyzn...chocby myslami...

 

Tego nie da się uniknąć...może to kwestia charakteru, a ja taki mam niestety :???:

Ja do teraz utrzymuję znajomości z byłymi, nawet się spotykamy, tylko teraz jest

tak trochę dziwnie, niby na stopie koleżeńskiej, ale czasem przez przypadek komuś się

wyrwie i żartobliwie opowie jak to było z nami. Mój obecny przez te moje układy,

bardzo złości się na mnie i później mi wypomina... :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

przyjaznie sie z alexem...ale on jest amerykaninem i ma zupelnie inne podejscie do tych spraw, bardzo to lubie-przyjaznic sie z nim mimo wszytko

odkrylam tez ze nie jestem wcale zazdrosna o niego...ale nie lubie tez widziec jakichkolwiek dziewczyn zalecajacych sie do niego, nie raczy mnie on jednak takimi widokami :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie utrzymuję żadnych kontaktów z "byłymi". Zawsze szukam nowych partnerek z nowego towarzystwa. Powód? Jestem miłośnikiem prawdy i pojawia się...

 

Pewien schemat:

1. Kobieta mnie krzywdzi (wystawiając np. na zazdrość, gadając głupoty, przedstawiając się jako typ manipulancki, co może być niebezpieczne). Robi to, bo czuje się skrzywdzona (niesłusznie) tym, co mówię (prawda, dialektyka), bierze to za bardzo do siebie, za bardzo się porównuje. Każde słowo czyta np. jako sugestię, insynuację. Często porównuje się do tego, co mówię w tematach, które zataiła, co już zupełnie nie jest mi wiadome. Dlatego uważam ten punkt, za 1szy rzucony i to przez nią, kamień.

2. Mówię jej, że to nieodpowiednie zachowanie i próbujemy przemodelować związek, jednak... Ona tego nie wytrzymuje uważa mnie za: mentora, osobę dominującą, czuje się źle. Nie krzywdzę jej w żaden zwodniczy, ni prawdziwy sposób. Tylko prawdą. Heh...

3. Prawdy tej nie sposób nie powiedzieć, gdyż związek mógłby być niszczony stałością złych zachowań z punktu 1.

4. Dochodzi do eskalacji, w której ona nie wytrzymuje tego, że mam rację, co do związku i... Ponownie mnie krzywdzi...

5. Gwałtowny koniec.

 

Nie wyobrażam sobie jak mógłbym przyjaźnić się z kimś, kto mnie zdradził i skrzywdził. Musiałbym sam być zdrajcą, bo taka "przyjaźń" jest równoznaczna z wybaczeniem.

Co zaś do towarzystw "liberalnych" opanowanych przez, eks, którzy utrzymują ze sobą kontakty? Przecież to daje tym ludziom b. dużą wiedzę i władzę nad ich eks. Sytuacja zaczyna być amoralna. Skoro nie wytrzymali ze sobą, skoro zabrakło im miłości i mądrości, kto zagwarantuje, że nie użyją niedozwolonych informacji do niedozwolonych celów? W stylu: "ja ją dobrze znam, chodziłem z nią pomogę ci zagiąć na niej parol". Dochodzi do tego jeszcze szereg rozgoryczeń i zaszłości. Niektórzy albowiem nigdy nie porzucają błędnych i nieprawdziwych wniosków a wyciągniętych jedynie by ułatwić sobie rozstanie. Znam nawet towarzystwa, w których każdy był eksem każdego. Co więcej podwójnie. Zmieniano się żonami itp. O nie, to nie dla mnie. Potrzeba do tego słabych i przytłumionych uczuć. W takiej zaś grupie, jaką opisuje dochodzi do, jak by to nazwać, uśrednienia umysłowego (dużo informacji, plotkarstwo) i perwersji. Nie ma żadnych barier: można łatwo próbować zostać dziewczyną fajniejszego kolegi lub chłopakiem ładniejszej laski. Pojawia się straszna zazdrość i... Po pewnym czasie można już wszystko. Widziałem już wiele osób, które w ten sposób złamały sobie życie. Poza tym, co to przyjaźń? Szczególnie w dzisiejszych czasach. Powiecie pewnie: ja nic nie mówię o swoim eks swojemu obecnemu. Ja się jeszcze z czymś takim nie spotkałem. Potrzeba by było osób ekstremalnie sprawiedliwych a takie by się raczej nie rozstały. Co więcej, co chroni eksa przed podejrzeniami, że jego eks zdradził bądź może zdradzić o nim informacje? Nie wiem?

 

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

gdy eks zradzil lub zawiodl to jest zrozumiale...ale co jesli odkryje sie tak ja odkrylam ze czlowiek jest ok tyle tylko ze do siebie nie pasujemy, mamy inne cele w zyciu, jestesmy na innym etapie...

nie warto generalizowac i chowac urazy tylko o to ze nam nie wyszlo...zdarza sie i tak! byc moze nie w twoich doswiadczeniach...ale w moich tak :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Vanilia22
gdy eks zradzil lub zawiodl to jest zrozumiale...ale co jesli odkryje sie tak ja odkrylam ze czlowiek jest ok tyle tylko ze do siebie nie pasujemy, mamy inne cele w zyciu, jestesmy na innym etapie...

nie warto generalizowac i chowac urazy tylko o to ze nam nie wyszlo...zdarza sie i tak! byc moze nie w twoich doswiadczeniach...ale w moich tak :)

 

Mogę się z Toba zgodzić ale patrząc na swoje doświadczenia powiem, że kontaty "Przyjacielskie" z Eks nawet jeśli powody rozstania były wspólnie uzgodnione nigdy do końca nie będa miały charakteru prawdziwej przyjaźni.

Patrząc na moje doświadczenia- potrzeba na to dużej dozy mądrości i odcięcia się od przeszłości na co nie każdy się może zdobyć. Zawsze bedzie nieco bolesne zachownie danego partnera jeśli znjadzie kogoś drugiego...

Nie... Lepiej odciąć się całkowicie i poczasie mozna stwerdzić czy sie dorosło do przyjaźni z byłym... Ja tego nie umiem.

M.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

moze sek w tym ze ja nie przyjaznie sie z tym kogo kochalam, ale tylko z tymi z ktorymi bylam przez jakis czas...tego ktorego kochalam nie ma juz w moim zyciu i mnie w jego zyciu nie ma...przyjazn miedzy nami jest niemozliwa, z roznych powodow

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyznam, że nie wierzę w przyjaźń miedzy byłymi partnerami. Może ewentualnie koleżeństwo.

Przecież w rozpadającym zwiazku nie ma tak, że obie strony są szczęśliwe lub obojętne. Przynajmniej jedna jest zaangażowana i własnie ona dostaje gumowym młotkiem po łbie. Jeśli obie decydują się na koleżeństwo - jak dla mnie świadczy to jedynie o chłodnym związku.

W sumie z mojej strony takie zakończenie romansu jest możliwe. Głównie dlatego, że nieczesto angażuje się tak całkowicie. Jak nie wychodzi i tak nie ma wielkiego żalu z mojej strony (złość szybko mi przechodzi).

Kontakty z jedyną miłością mojego życia do przyjacielskich nie należa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Głównie dlatego, że nieczesto angażuje się tak całkowicie. Jak nie wychodzi i tak nie ma wielkiego żalu z mojej strony (złość szybko mi przechodzi).
- to jest sens się w ogóle angażować? A co w przypadku, gdy druga strona się mocniej zakocha? Lepiej sie wtedy czujesz? To asekuranctwo.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zawsze mam nadzieję, że może to on... zwykle wychodzi, że jednak nie.
- a może się okazać inaczej, skoro z założenia się nie angażujesz:
W sumie z mojej strony takie zakończenie romansu jest możliwe. Głównie dlatego, że nieczesto angażuje się tak całkowicie
? Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przyznam, że nie wierzę w przyjaźń miedzy byłymi partnerami. Może ewentualnie koleżeństwo.

wlasnie o kolezenstwo mi chodzilo...nie spotkalam sie jeszcze z przyjaznia na smierc i zycie w przypadku bylych partnerow...

tak to prawda, jedna str bardziej sie angazuje...przykre, ale prawdziwe

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

może się okazać inaczej, skoro z założenia się nie angażujesz:

 

Nie napisałam, że z założenia, a jedynie że tak się wszystko kończy. To wszystko jest ciut głębsze niż to trywialnie opisuję, ale nię będę tego tutaj publicznie analizować.

 

W sumie z mojej strony takie zakończenie romansu jest możliwe. Głównie dlatego, że nieczesto angażuje się tak całkowicie
? Pozdrawiam.

Nie jestem zraniona, więc i z mojej strony zakończenie koleżeństwem jest możliwe. Ale jak pisałam - zawsze ktoś musi cierpieć. Jesli nie ja, to były partner. I tutaj pojawia się zagwozdka, która ani nie daje mi satysfakcji, ani nie jest mi z nią dobrze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Vanilia22
moze sek w tym ze ja nie przyjaznie sie z tym kogo kochalam, ale tylko z tymi z ktorymi bylam przez jakis czas.

 

Hmm nie wiem czy tak potrsafię bo zazwyczaj sie nagażuję mocno ...

 

Może ewentualnie koleżeństwo.

 

Probowalam i nie wiem dlaczego ale jakoś nie wychoidzi to kolezeństwo... Nie wiem dlaczego.

 

Pozdrawiam

 

M.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chciałąm utrzymywać kontakt z moim byłym, ale to niemożliwe, bo on ciągle ma nadzieje, że kiedyś do niego wróce mimo, że wie, iż jestem z kimś innym. Uważa, że chce się wyszaleć iże czegoś szukam, ale jak "dorosne do jego wieku" to zrozumiem... tylko nie wiem co niby mam zrozumieć... :mad:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...

kilka tygodni tmu spotkalam sie z moim bylym z australii, nie widzialam go od wakacji, on byl u siebie ja troche tez podrozowalam...milo bylo mi go zobaczyc znowu, lubie go ale nie potrafilismy sie porozumiec-coz za okrutna zmiana po tym jak z moim ostatnim mezczyzna po prostu sie poznalismy i oboje wiedzielismy ze to jest TO, eh!

rozmawialismy bylo nawet milo, pilismy piwo ale on zaczal mnie calwac i mimo iz bylo przyjemnie nie chcilam tego wiec poprosilam go aby przestal i juz tego nie robil, odprowadzil mnie do domu i bardzo chcila wejsc na gore...tak bardzo ze zrobilby absolutnie wszytko aby tylko spedzic ta noc ze mna...splawilam go choc bylo trudno, i tu zachodzi pytanie czy kiedykolwiek moge byc z nim na stopie kolezenskiej jesli gdy on sie upije tak bardzo stara sie wpakowac mi sie do lozka?

w tym problem ja bym chcicla miec w nim kolege ale on najwyrazniej nie chce miec we mnie kolezanki...i to jest wlasnie bardzo przykre

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 rok później...
Gość winteer

To może jeszcze z innej strony...

 

Jak myślicie? Czy powrót po rozstaniu jest możliwy, mawet jeśli choć jedno z partnerów "po drodze" było w związku z kimś innym...

 

Jak dalece można wybaczyć odejście do innej/iinego.. po czym ten drugi związek również się rozpada... można wrócić do poprzedniego eks? Można jeszcze dostać kredyt zaufania pomimo że chciało się zaszaleć z inną/ innym, a osoba która naprawdę kocha zostaje porzucona dla kaprysu.

 

Co sądzicie o powrocie do źródeł?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość winteer

Skoro dziś nie mogę zasnąć, to dopiszę..

 

Partnerzy odchodzą od siebie z różnych powodów. Pojawia się ktoś trzeci, zaczyna brakować wspólnych tematów, pasji, planów. Ich uczucie wypala się całkowicie lub tylko przygasa. Rozstanie zawsze pozwala nabrać dystansu do siebie samych i do partnera. Uzmysławia, jak wiele można stracić, bez czego nie da się żyć, albo wprost przeciwnie - że po rozstaniu żyje się dalej, krew nie przestaje płynąć w żyłach, a serce wciąż bije.

Rozłąka bywa dla partnerów bolesną, ale potrzebną próbą; niczym terapia wstrząsowa uświadamia im, gdzie jest ich miejsce, kim są i czego naprawdę potrzebują. Z dala od partnera, kiedy cichnie pierwszy gniew i ból, dostrzegamy w nim to, czego z bliska czasem nie widać lub o czym zapominamy w codziennym związku pełnym normalności.

 

Powroty jednak nie zawsze wychodzą na dobre. Czasami bowiem wracamy do siebie nie dlatego, że pojęliśmy swój błąd i zrozumieliśmy, gdzie jest nasze miejsce, ale ze strachu przed samotnością, z tęsknoty za tym co znane i sprawdzone... Ważny jest powód powrotu, a nie sam powrót. Wracanie do siebie tylko po to, by sztucznie reanimować wygasłą już miłość, z uwagi na dobro dzieci, z potrzeby poczucia bezpieczeństwa lub stabilizacji materialnej jest jak dobijanie na raty umierającej już od dawna miłości. Nieprzemyślany powrót może zabijać nas samych, zadając tylko coraz głębsze i trudno gojące się rany. Partnerzy powinni podjąć świadomą decyzję o tym, czy są gotowi na powrót i nowy etap związku, bo po rozstaniu nie da się i nie powinno wracać do punktu wyjścia. Trzeba wszystko przegadać, przewartościować, nazwać po nowemu i na nowo uważnie wsłuchać się w partnera, analizując dokładnie przyczyny rozstania. W przeciwnym przypadku powrót nie ma sensu, bo nie wniesie do związku niczego cennego, nowego, bo będzie jedynie podyktowany lękiem, a nie rzeczywistym pragnieniem naprawienia wszystkiego.

 

A wyobraźmy sobie taką sytuację:

 

X i Ysą dojrzałym małżeństwem z kilkudziesięcioletnim stażem. Mają dwójkę dzieci, piękny dom na wsi i ostry zakręt za sobą, z którego ich małżeństwo wyszło jednak cało. Prawie 20 lat po ślubie on spakował walizki i wyprowadził się do młodszej. Był gotów wszystko zaprzepaścić, ale po kilku miesiącach nowego życia zreflektował się i pojął swój błąd. Wrócił, zanim było za późno. Jadwiga wybaczyła mu, bo podczas jego nieobecności w domu miała mnóstwo czasu, aby wszystko sobie przemyśleć. Ich małżeństwo ocalało, wyszli cało z tego ostrego zakrętu, na którym wiele par wypada z drogi. Dla nich rozstanie paradoksalnie okazało się budującym etapem. Jego odejście, jej smutek i jego tęsknota za nią kazały im się głęboko zastanowić nad tym, co dotąd w życiu razem zbudowali, jakie to jest bezcenne i jak łatwo przelotny płomień może wzniecić pożar, który wszystko pozostawia w zgliszczach. Jak pokazuje przykład, czasem trzeba się od siebie oddalić, aby się zbliżyć.

 

Rozstania na kilka miesięcy czy nawet lat potrafią przebudować związek, naprawić w nim to, co od lat szwankowało, dostrzec jego słabe i mocne strony. Mądrzy partnerzy dostrzegą w takiej chwilowej separacji koło ratunkowe dla swojego dotychczasowego związku. Decydując się jednak na powrót do partnera lub pozwalając temu, który odszedł wrócić, trzeba być świadomym tego korku z wszystkimi jego konsekwencjami. Powracanie do tej samej rzeki i nadawanie jej nowego nurtu wymaga od obojga partnerów dużej dojrzałości, wyrozumiałości i mądrości. Wielką sztuką jest schować wszelkie urazy, powstrzymać się od pretensji i wymówek, powoli odbudowywać wzajemne zaufanie, nauczyć się żyć z doświadczeniem, które podzieliło ten związek. Mądrzy partnerzy wiedzą, że co nie zabije ich związku, to go wzmocni.

 

W miłości nie ma reguł, a stare dobre przysłowia się nie sprawdzają. Jedni potrafią spędzić ze sobą całe życie niczym w bezchmurny letni dzień, a u innych burze przeplatają się z tęczą. Chociaż rozstania bywają często bolesnym finałem miłości, to w niektórych przypadkach nie kończą jej definitywnie, a jedynie otwierają jej nowy etap. Odejść i wrócić to trudna rola do odegrania. Tak samo trudna jak być porzuconym, a potem przyjąć partnera z powrotem. Warto jednak czasem spróbować zawrócić bieg rzeki i popłynąć z jej nowym nurtem.

 

Sama też byłam świadkiem podobnej sytuacji..

On był moim sąsiadem, ona mieszkała w kamienicy obok. Zaczeli być ze sobą, po tym gdy ona się wyprowadziła do innej dzielnicy. Byli ze sobą pół roku. Ona wyjechała na wakacje, tam poznała faceta. On ciężko to przeżył. Jednak po dwóch latach znów się zeszli. Nie jestem w stanie powiedzieć więcej na ich temat - po ich wyjeździe na Wyspy, straciłam z nimi kontakt.

 

I co Wy na to?

Jestem ciekawa Waszych opini.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To może jeszcze z innej strony...

 

Jak myślicie? Czy powrót po rozstaniu jest możliwy, mawet jeśli choć jedno z partnerów "po drodze" było w związku z kimś innym...

 

Jak dalece można wybaczyć odejście do innej/iinego.. po czym ten drugi związek również się rozpada... można wrócić do poprzedniego eks? Można jeszcze dostać kredyt zaufania pomimo że chciało się zaszaleć z inną/ innym, a osoba która naprawdę kocha zostaje porzucona dla kaprysu.

 

Co sądzicie o powrocie do źródeł?

"Powrót do żrodeł" jest możliwy jeśli obie strony tego chcą... Przypadek z życia wzięty:

 

Była sobie para( powiedzmy ze mieli na imię Kuba i Agata), byli w sobie bardzo zakochani i byli szczęsliwi ale co jakiś czas dochodziło u nich do kłótni, po jednej znich rozstali się ( byli z sobą dośc długo 2/3lata) On uniósł się honorem, Ona dumą....i tak każde poszło inną drogą...On postanowił wyjechać po pewnym czasie za granicę, co bylo z nia nie wiem:]

On szalał po dyskotekach, podrywał dziewczyny i zmieniał je jak rękawiczki, po 1roku takiej zabawy kiedy był na urlopie w Polsce poznał dziewczynę- spodobała mu się, wymienili się numerami telefonu, ale ponieważ mieszkał już we włoszech po pewnym czasie kontakt z tą dziewczyna się urwał...mineło 6 miesięcy przypadek sprawił że odnowila sie relacja z poznaną przypadkiem dziewczyną... zakochał się, uwierzył znów w miłość. Tej dziewczynie udało się coś co nie udawało sie innym zdobyła jego serce, tyle że w tym czasie ona była już zakochana w kimś innym(Damianie).ponieważ jednak to była nieszcześliwa miłość, a poznany chlopa bardzo o nią zabigał pomyślała że może jego miłość uleczy ja z tej nieszcześliwej miłości w myśl zasady "klin klinem"...

 

Byli z sobą pół roku, uczuć nie da się oszukać, metoda 'klin klinem' nie dziala... W ich związku czegoś brakowało oboje to czuli...oboje myśleli coraz częsciej o rozstaniu choc unikali tego tematu...po pewnym czasie On z nią zerwał dla...swojej pierwszej miłości...Bowiem jak się okazało pewnego dnia przypadkiem spotkał Agatę, poszli na kawę pogadać...zaczeli wspominac stare czasy i tak wspominając doszli do wniosku że jednak coś do siebie czują...kuba długo się zastanawiał czy rozstać się z obecną dziewczyną i znów ja zranić( nie wiedział ze w gruncie rzeczy ona nosi się z takim samym dylematem) ale w końcu postanowił ze nie moze dlużej oszukiwać siebie i tej dziewczyny...rozstali się a On ponownie zszedł się z agatą (po 2latach rozłeki zaliczając po drodzę 'związki" i ten jeden 'poważny" związek)....

 

więc odpowiedź na Twoje pytanie brzmi TAK:)

inna sprawa czy wart wchodzić ponownie do tej samej wody?

 

Związek Kuby i Agaty rozpadł się, po pewnym czasie pojawiły się problemy(nie potrafili się z sobą dogadać)...

ludzi nie da sie zminić i trzeba się z tym liczyć...

co do tamtej dziwczyny nadal coś czuję do Damiana i nadal to jest nieszczęliwa miłość...

 

więc ja się skłaniam do takiego wniosku iż jeśli coś nie"grało" to grać nie będzie i nie ma co się cofać i wchodzić do tej samej wody... ;]

 

 

Jesli chodzi o przyjaźń między ex...

 

Uważam że nie jest to możliwe...z tego powodu iż zawsze jednej ze stron zależy na tej drugiej stronie i ma ona nadzieję że były/była sie "obudzi" i zrozumie swój błąd i wróci;)... zreszta nie ma na czym takiej przyjaźni budować no bo na czym?? Jeśli związek nie wyszedł przyjaźń tym bardziej nie wyjdzie...

Ja tylko z jedną osoba z którą byłam utrzymuje kontak, ale jest elektroniczny. Po prostu raz na jkakiś czas któreś z nas się odezwię "co slychać'' czasem jak któreś z nas ma dołek to się wyżali pogada i na tym koniec. Żadne spotkania przy kawie nie wchodzą w gre i właściwie to dlatego utrzymujemy ze sobą kontak iz właściwie od początku nasz związek bardziej opierał się na przyjaźni niż na "chemii'... z innym ex nie utrzymuję żadnych kontaktów (oboję zerwaliśmy wszelkie łączące nas więzi) jak przypadkiem na siębie wpadniemy to tylko "cześc'' choć zdarza się że i tego słowa sobie nie mówimy tylko udajemy że się nie widzimy... z jeszcze inna osobą z którą mnie bardzo duzo łączy pomimo ciągłych prób nie potrafię ani być z tą osoba ani z nią zerwać kontaktu (tzn oboje tego nie potrafimy-brakuje nam konsekwencji) w tym przypadku jest o tyle trudniej iż jest kuzynem mojej przyjaciólki... nie potrafimy się odciąć od siebie, ciągle się ranimy....wiem że nigdy nie będziemy przyjaciólmi bo za dużo w nas siedzi emocji... razem raczej też nie będziemy bo jak już wczesniej napisałam ludzi nie da sie zminić i trzeba się z tym liczyć, jesłi coś nie gra to nie będzie grało...

Edytowane przez Justys
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość winteer

Przeczytałam kiedyś zdanie, że związek rozpada się bo jedna strona nie umnie okazać miłości. Moim zdaniem - to da się uratować pod warunkiem, że włoży się w to dużo wysiłku przy jakimś okresie czasu i wsparciu tej strony, która potrafi okazać miłość.

W tym wypadku warto wejść do tej rzeki ale już o innym nurcie i w tym wypadku może zagrać.

 

Natomiast nie da się uratować czegoś, czego nie ma.

 

Związki w których partnerzy nastawieni są na wzajemne poznawanie się, własnych oczekiwań, mają wspólny cel/kierunek, itp... no cóż... są skazane na sukces... nawet jeśli oznacza to reaktywację starego układu... ale koniecznie na nowych układach.

 

Masz rację Justys... "ludzi nie da się zmienić" na siłę..

 

Jeszcze jedno: układ w którym są dwie osoby nie oznacza związku opartego na harmoni, w którym partnerzy pracują nad tym związkiem...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałam kiedyś zdanie, że związek rozpada się bo jedna strona nie umnie okazać miłości.
zgadza się w końcu ta druga strona czuje sie niekochana, powstają wątpliwości,rodzi się zwątpienie itd i w końcu sie rozpada wszystko
Moim zdaniem - to da się uratować pod warunkiem, że włoży się w to dużo wysiłku przy jakimś okresie czasu i wsparciu tej strony, która potrafi okazać miłość.

W tym wypadku warto wejść do tej rzeki ale już o innym nurcie i w tym wypadku może zagrać..

No tak Ale aby "nurt się zminił" potrzeba 2 osób nie jednej....

 

Natomiast nie da się uratować czegoś, czego nie ma.
hmmm... jeśli mówimy o związku to coś tam zawsze "musi" być, inna sprawa czy wystarcza nam tylko "TO" czy chcemy czegoś więcej a czego ta druga strona nie ma/nie chce nam dać.

 

 

Zgadzam się z Tobą, że jęśli mają wyznaczona te same cele to istotnie są skazani na sukces pod warunkiem że oboje chca na prawde razem ten sukces tworzyć;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 rok później...

Biorąc pod uwagę naszą "kulturę", "moralność", "cywilizację", doktrynę polityczną i system społeczny ten temat powinien się nazywać:

 

Zawziętość mężczyzn i kobiet jeśli chodzi o rozwiązki!

 

Haha! :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że wynika to stąd, iż kobieta bardziej emocjonalnie angażuje się w związek, ponieważ faceci na ogół mają znacznie słabszy kontakt ze swoimi emocjami aniżeli kobiety. Dlatego zależy jej na tym, aby zatrzymać przy sobie daną osobę. Ponadto sądzę, iż kobiety nie mają (na ogół) takiej łatwości w zmianie obiektu uczuć, tzn. mniej skaczą z kwiatka na kwiatek (chyba że również są wpół emocjonalnymi zombie).

 

Inna rzecz, to że upada stereotyp macho i mężczyźni w dzisiejszych czasach są coraz bardziej kobiecy. To sprawia, że mniej wierzą we własne siły i niektórzy nie traktują swoich partnerek aż tak mocno jak swojej własności.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnio usłyszałam od chłopaka że muszę się o niego starać, żeby go nie stracić.. hm. dla mnie to było dziwne, ponieważ mężczyzna powinien się starać o względy kobiety.. wolałabym jakoś te starania podzielić na pół, żeby było sprawiedliwie..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

mari177: moim zdaniem, jeśli są podzielone na pół, to wszystko jest jeszcze dobrze. niestety, świat w którym wyłącznie mężczyzna stara się o względy kobiety już przeminął, w dzisiejszych czasach my faceci jesteśmy bardziej zamknięci w sobie i niepewni. trochę to nie fair ze strony chłopaka, że stawia takie warunki, z drugiej strony nie ma obrazu całej sytuacji, pewnie wina leży jak zawsze po obu stronach. może powiedz mu: będę się starać, jeśli i ty będziesz?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...