Skocz do zawartości

Rozmowa z tarocistką Danutą


Ismer

Rekomendowane odpowiedzi

  • Administrator

Wywiad Doroty Ch. z Tarocistka Danutą

 

Jaka jest dla Pani różnica pomiędzy wróżką a tarocistką? Dla wielu ludzi określenia te wydają się tożsame. Jakie jest Pani zdanie na ten temat?
Zawsze powtarzam, bo tak to widzę – wróżka „skazuje” kwerenta na przyszłość – tarocistka/tarocista pozostawia mu wybór . Zresztą właśnie dlatego nie przepadam za wróżbą typu „co mnie czeka”. Jestem zwolenniczką podejmowania decyzji, wdrażania w życie własnych na nie pomysłów i – jako zodiakalny Skorpion – pływania pod prąd. Wiem, wiem, wiem, ktoś powie „przeznaczenie”… Nie ma bata, „co komu przeznaczone, to na drodze rozkraczone” – jak mawiała moja Babcia. I tak – i nie. Bo oczywiście w przeznaczeniu naszym zapisane są pewne, nazwijmy to, „kamienie milowe”. Ale jakimi drogami pójdziemy, co na owych drogach spotkamy i, co najważniejsze, jak na to zareagujemy – to już jest nasz wybór.

 

Posługuje się Pani talią Thoth Tarot Crowleya. Czy tylko tą talią, czy jeszcze jakąś inną? Dlaczego taki wybór?
Ooo tak, mam mnóstwo talii – pewnie jak większość osób kładących karty. Niektóre z nich – tylko w ramach kolekcjonowania. Niektóre mnie zachwyciły jedną, dwiema czy trzema kartami – ich ujęciem graficznym, w moim mniemaniu, doskonale oddającym charakter tej karty. Ale reszta kart z tali powoduje, że kompletnie nie nadają się dla mnie do pracy. Ale pracując używam kilku tali – ja to nazywam „ miękkich” lub łagodnych. No i Thoth Tarot – to talia w mojej ocenie „twarda”, pragmatyczna: coś albo jest, albo tego nie ma, albo białe, albo czarne, albo sukces, albo porażka. Dla mnie jest to talia idealna do pytań o zdrowie, o sprawy materialne, zawodowe, jest genialna jeśli chodzi o nakreślanie stanów emocjonalno-psychicznych, doskonała przy analizie charakteru energii otaczających danego człowieka czy daną sprawę, jednak nieco zbyt twarda jeśli chodzi o sprawy uczuciowe. Czasami wręcz mówię, że jest w tym temacie bezwzględna.

 

Czy może nam Pani opowiedzieć, jak zaczęła się Pani przygoda z Tarotem? Jakieś wydarzenie? Pierwsze dotknięcie kart, pierwsze odczucie?
Hmmm… kiedy zaczynałam poznawanie tarota, to jakiegoś specjalnego wyboru nie było. W Warszawie był jeden czy dwa sklepy, gdzie można było kupić karty – o dotknięciu nie było mowy, bo wszystkie były szczelnie zafoliowane – więc żadnych mistycznych przeżyć (no, może poza kosmiczną jak na tamte czasy ceną) nie miałam. Ale nie tarot lecz karty klasyczne miałam w rękach, odkąd pamiętam, już jako smarkata chodziłam i coś tam sobie z nich „wróżyłam”, tylko proszę nie pytać, kto mnie uczył, bo dzisiaj sama się zastanawiam, skąd ja różne rzeczy wiedziałam. Później karty zniknęły z mojego życia – zaczął się zupełnie inny czas. I pewnego dnia właśnie tarot mrugnął na mnie okiem. I tak już pozostało do dzisiaj. Ale pamiętam, że kiedy pierwszy raz wzięłam do ręki MOJEGO pierwszego tarota, było mi dziwnie – nie umiem tego inaczej nazwać. Kiedy oglądałam obrazki, czułam się jak „dziecko w kinie”, kiedy gasną światła i pojawia się takie wewnętrzne podniecenie, dreszcz zapowiadający wielką przygodę. Z tą różnicą, że seans się zwykle kończy, a spotkanie z tarotem to swoiste „never ending story”. Każdego dnia te karty czymś potrafią mnie zaskoczyć, coś nowego wrzucić do mojej głowy, obudzić myśl, o którą bym się nawet nie podejrzewała. Tarot nie tylko inspiruje kwerenta do działania – inspiruje też tarocistę do poszukiwania.
Ale początkowo nie mogłam „uporać się” z tarotem marsylskim. Z jednej strony wywoływał on we mnie dziwne uczucie niepokoju, a z drugiej strony mnie rozśmieszał – nazywałam go „kurpiowskimi wycinankami”. I jest pewna talia, do której do dnia dzisiejszego się nie przekonałam, tarot pani Jaśniak – ilekroć patrzyłam na te karty, zawsze ogarniało mnie to samo ,nieprzyjemne uczucie jakiegoś irracjonalnego lęku i wewnętrznej paniki. Dlatego też nigdy tej talii nie zakupiłam. Talia Crowleya też mnie niepokoiła, ale inspirująco, pobudzająco. Złościła mnie, często zaskakiwała, początki pracy z tą talią często nazywałam „szarpaniem”. Ale później ułożyliśmy się ze sobą – znaczy ja i Thoth Tarot – i nasza współpraca przebiega harmonijnie z korzyścią dla osób zwracających się do mnie po poradę.

 

Jest Pani jedną z Gwiazd Ezo TV. Jak odbiera Pani pracę na wizji? Jak radzi sobie Pani ze stresem związanym z występami na żywo?
Gwiazda … hahaha. „Każda kobieta i każdy mężczyzna jest gwiazdą”, cytując Crowleya. Ale tak na poważnie nigdy nie czułam się gwiazdą ezo i nie patrzyłam w ten sposób na siebie – może dlatego, że nie ja a widzowie zawsze byli w moim pojęciu najważniejsi i bez ich obecności, bez ich zainteresowania, bez ich zaufania my, pracujący na wizji, bylibyśmy jak element wystroju studia. Więc jeśli ktokolwiek był gwiazdą w dobrym tego słowa znaczeniu, to byli Gwiazdami moi widzowie. A ja byłam tarocistką – tylko i aż.
Trema … hmm … może na samiutkim początku. Ale bardziej chyba chodziło o to, że – co by nie mówić – dość duże grono osób oglądało moje programy. Więc początkowo była obawa, a co jeśli kichnę albo złapie mnie czkawka, albo zadrapie w gardle i zacznę kasłać. Jednak dość szybko uświadomiłam sobie, że … a jeśli nawet, to i co z tego? Jestem człowiekiem. Jak mnie zadrapie w gardle, to pokaszlę i już. Ale miałam przez jakiś czas inny problem: rozśmieszało mnie nieziemsko mówienie w pustym studio do oka kamery. To było dla mnie coś okropnego. Zwykle, jak rozmawiamy, to następuje między rozmówcami jakaś interakcja, odpowiedź, mina, spojrzenie. A tu nic a nic – gadałam do siebie. Nie ukrywam, początkowo bardzo utrudniało mi to życie. Ale pewnego dnia moja przyjaciółka, kiedy jej się z tego zwierzyłam, powiedziała do mnie: Danuś, nie gadasz do siebie, zawsze gadasz do mnie, bo ja siedzę tam po drugiej stronie i słucham każdego twojego programu. I od tamtego dnia „martwe oko kamery” zamieniło się w uśmiechniętą i pełną zaciekawienia twarz mojej przyjaciółki. A później widziałam oczyma duszy twarze moich widzów … i już nie powróciło poczucie „gadania do ścian”.
Jedynym stresem, jaki pozostał, był problem, kiedy prognoza nie była pomyślna lub kiedy karty wskazywały na coś bardzo trudnego. Wiadomo, na wizji czas był niezmiernie ograniczony i za każdym razem stresowałam się, jak przekazać to, co leży „na stole”, w sposób jak najprecyzyjniejszy, a jednocześnie taki, który pozwoli słuchającemu coś z tym zrobić, a nie wpaść w przerażenie. Tak – to było, jest i pewnie na zawsze pozostanie najbardziej stresującym elementem mojej pracy.

 

Zechce nam Pani opowiedzieć najzabawniejszą historię z Tarotem w tle?
Kiedyś poszłam z moimi dziećmi na zakupy do pewnej galerii. Uchodziliśmy się niemiłosiernie i przyszedł czas na colę dla nich a kaweczkę dla mnie. Usiedliśmy sobie przy stoliczku graniczącym z pasażem handlowym. Był to czas, kiedy ZAWSZE, absolutnie zawsze miałam w torebce taką maleńką talię tarota Ridera Waiteʼa. A więc … torby z zakupami leżały wokół nas, my sobie piliśmy zamówione napoje … i nagle .. coś mnie zaczęło „ kręcić w brzuchu” … (heheh, tak to zwykle nazywamy, jak coś przeczuwamy).  Sięgnęłam wiec niewiele myśląc do torebki, wyjęłam mojego maciupkiego tarocika i wyciągnęłam sobie jedną kartę, żeby się dowiedzieć, o co chodzi z tym moim niepokojem. Pamiętam, że wyciągnęłam 7 mieczy (jednym ze znaczeń tej karty jest złodziej). Tak się uniosłam, że nieco zbyt głośno wrzasnęłam do moich dzieci: SIATKI POD STÓŁ! Dzieci jak to dzieci dostały wielkich oczu, ale posłusznie zebrały leżące wokoło nas siatki z zakupami i powkładały pod stolik, po czym wybuchły śmiechem. Nie ukrywam zresztą, że kilka tekstów określających mój stan umysłu też z siebie wyrzuciły. I ja też zaniosłam się śmiechem – do momentu, aż kilka stolików od nas nie podniósł się krzyk: ZŁODZIEJ, ZŁODZIEJ, łapać, ukradł mi siatkę! I mnie i moim dzieciom uśmiech na chwilę znikł z twarzy. I od tamtego czasu już nigdy nie dziwiło ich, jeśli nagle ni stąd ni zowąd łapałam torebkę i wyciągałam kartę.
Ale jest też pewna zabawna historia, która stała się już swego rodzaju anegdotką w moim życiu … tyle że bez tarota w tle. Kiedy byłam małą dziewczynką, miałam doskonałą pamięć i dykcję – wiec w przedszkolu zawsze brałam udział w różnych przedstawieniach. I kiedyś – miałam chyba z 5 lat – wystawialiśmy „Kopciuszka”. Baaardzo chciałam być kopciuszkiem – ale pani wychowawczyni popatrzyła na mnie i powiedziała: nie, nie, nie ! Ty będziesz wróżką! I słowo ciałem się stało.
I bardzo dobrze się stało!!

 

Ma Pani swoją ulubiona kartę?
Nie, nie mam ulubionej… Chociaż bardzo lubię kartę Cesarzowej. Ale ulubioną nie mogłabym jej nazwać.

 

Czym oprócz Tarota się Pani jeszcze zajmuje? Jakieś pasje?
Ezoterycznie – numerologia i runy. Ale runy nie wróżebne tylko jako potencjały energii, którymi można wesprzeć swoje działania. A nieezoterycznie… Ojjjj, lubię wiele rzeczy – pasjami uwielbiam gotować i piec. Standardowe pytanie mojego syna, kiedy mam trochę wolnego czasu i oddaję się kucharzeniu: „czy mamy w tym tygodniu jakiś pluton wojska na obiadach?” Uwielbiam pływać, więc to też jest coś, czemu się z lubością oddaję. Kiedyś haftowałam obrazy – ale zbyt dużo leży ich w szufladzie, więc zaprzestałam. Uwielbiam zgłębiać tajniki ludzkiego mózgu, więc sporo czytam na ten temat. A ostatnimi czasy pasjami polubiłam latać. Pasjonuje mnie również informatyka, tyle że teraz mam na to zbyt mało czasu. Zresztą ja nie lubię „nie umieć”, więc jak się okazuje, że coś by się przydało umieć, to do czasu zdobycia tej umiejętności staje się to moją pasją.

 

Jak Pani środowisko reaguje na Pani zajęcie?
Kiedyś dziwnie patrzono na mnie i niektóre osoby bały się, że „wszystko wiem”. Kolega, z którym wychowaliśmy się na jednym podwórku, jak „odkrył”, czym się zajmuję, skwitował to tak: wcale mnie to nie dziwi, ty zawsze byłaś jakaś taka, że kiedy patrzyłaś tymi swoimi oczami, to człowiek miał wrażenie, że zawartość żołądka widzisz. Część osób potrzebowała czasu, aby to, czym się zajmuję, przestało budzić w nich niepokój. A teraz w moim domu to nic dziwnego, że jak się idzie na egzamin, to się runy bazgrze na brzuchu, a jak się idzie po podwyżkę do szefa, to wyciąga się 3 karty, czy warto i czy to szefa nie rozsierdzi… Właściwie to jest tak naturalne jak wyjęcie łyżki z szuflady, kiedy ma się nalaną do talerza zupę.

 

Pięknie Pani opowiada o kartach, widać, że są częścią Pani życia.
Noooo, w pewnym sensie są… Ja w kartach chcę widzieć sprawy dnia codziennego: zapchany zlew, zwarcie instalacji elektrycznej, czy wybijające szambo… Bo „będzie dobrze, albo będzie źle” to w sumie każdy potrafi powiedzieć. Dlatego też, pracując z kartami, szukam w nich nie tylko znaczeń archetypowych, ale przede wszystkim tego, co musi fizycznie w życiu wynikać z takiego a nie innego układu energii, o którym „opowiada dana karta”. Zresztą na moich kursach właśnie tego staram się uczyć: jaka jest różnica w fizycznej manifestacji danej energii w zwykłym życiu. Ale nie mam manii odszukiwania „kart” w otaczającym mnie świecie na co dzień. Czasami (tak jak to było w przypadku naszej „zakulisowej” rozmowy o rozkroku) lubię poopowiadać rozmówcy, co musiałoby się dziać w danej sytuacji, żeby można ją było opisać taką a nie inną kartą. I wtedy najlepiej widać te niuanse między zbliżonymi do siebie znaczeniowo kartami.
Jestem państwu winna wyjaśnienie … rozmowa „ o rozkroku” dotyczyła 2 Buław a następnie 2 Denarów.

 

Czy jest coś, o czym marzy Tarocistka Danuta?
Tak jak każdy człowiek, tarocistka Danuta ma marzenie. Wszystkie wcześniejsze już się spełniły. Ale nie mogę go wypowiedzieć na głos, bo wtedy się nie spełni.

 

Pięknie dziękując za tę rozmowę, życzę spełnienia tego tajemniczego marzenia.

 

źródło: Klub Tarota

  • Lubię to! 1
  • Super 4
  • Dziękuję 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Ismer zmienił tytuł na Rozmowa z tarocistką Danutą

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...