Skocz do zawartości

Dyskurs analityczny nad techniką zrozumienia Boga


Gość Filozoficzny Pietras

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Filozoficzny Pietras

Dyskurs analityczny nad techniką zrozumienia Boga

stworzenie-adama-michala-aniola.jpg

 

Witam

 

Przyznam uczciwie, że poświęciłem wiele lat w kierunku domorosłego studiowania teologii krocząc drogą poszukiwań odpowiedzi na fundamentalne pytania odnośnie szeroko rozumianej sfery egzystencji człowieka w świecie i jego zależności z Bogiem mając tu na uwadze, także odnalezienie dowodów na jego istnienie. I tak oto penetrując sedno sprawy z dozą ścisłego, detektywistycznego analizowania faktów udało mi się dotrzeć do wiedzy na podstawie, której sukcesywnie udaje się zastosować na praktycznym przykładzie analogie symbolicznych określeń "Bóg" i "Diabeł" o jakim głosi wizja chrześcijańska i na jej podstawie naświetlić do czego konkretnie podmiot tych dwóch pojęć odwołuje się w kontekście istoty człowieka. Czyli inaczej mówiąc w jaki sposób można utożsamić człowieka z etykietami określeń przemawiający za tymi dwoma pojęciami religijnymi. Co prawda świat naukowy próbuje osiągnąć podobne wnioski na podstawie łączenia faktów opartych na posiadanej dotychczas wiedzy biologicznej, fizycznej, astronomicznej, archeologicznej, filozoficznej i w wielu też innych byle tylko opracować bezpośredni dowód materialny lub definicję zawartą na formule, która w sposób absolutny i bezsporny podważy istnienie "Boga" lub przeciwnie czyli zweryfikuje autentyczność jego jestestwa w sposób możliwy do przyjęcia go rozumem lub po przez zinterpretowanie bodźcami zmysłowymi (empirycznie). I tak oto penetrując w tej materii szereg publikacji książkowych udało mi się dojść do jedynego miarodajnego sposobu zrozumienia "Boga" i "Diabła" na fundamentach wiedzy psychologicznej, a dokładnie w odniesieniu do tematyki tak zwanego rozwoju duchowego, modnego we współczesnym świecie jak i szeroko propagowanego trendu w internetowych dyskusjach forumowych poświęconym temu zagadnieniu. Nie chcę oczywiście sugerować się na odkrywcę rodem "Krzysztofa Kolumba" czy "Mikołaja Kopernika" ale uważam, że to spostrzeżenie o którym za chwilę napiszę jest najbardziej możliwie racjonalnym do przyjęcia wytłumaczeniem i na tym też gruncie pozwala to zrozumieć sens istoty "Boga" i "Diabła" i uświadomić sobie do czego w rzeczywistości najtrafniej określenia te odwołują się w kontekście ludzkiej istoty i tym samym udowadniając merytorycznie, że "Bóg" i "Diabeł" jako tacy nie istnieją odrębnie lecz odwołują się one do natury psychologicznej człowieka i tylko pod takim kątem można weryfikować je jako autentyczne, a więc analogicznie wykazać, że istnieją naprawdę. Postaram się również przybliżyć te wnioski w sposób najbardziej możliwy do zinterpretowania rozumem, bo przecież oto tutaj chodzi, aby udowodnić istnienie "Boga" i "Diabła" w sposób możliwy do przyjęcia go logiką tak, żeby jednoznacznie udało się zweryfikować kwestie autentyczności wobec ich istnienia co jest też zresztą tak bardzo łakomie poszukiwanym symbolicznym świętym graalem dla wszystkich racjonalistów próbujących zrozumieć sens religijnych dogmatów.

 

A więc na początek należy cały ten dyskurs rozpocząć od rozłożenia go na części pierwsze i krok po kroku objaśniać ich definicje, żeby na końcu dojść do logicznego konsensusu. Dlatego zacznijmy od tego, że każda z osób wtajemniczonych w rozwój duchowy opiera swoją praktykę uduchowiania w postanowieniu osiągnięcia wewnętrznego stanu psychologicznego, który określa się mianem oświecenia. Ten z kolei bazuje na uzyskaniu takiego stopnia samoświadomości i wypływającej z niej emanacji błogiej radości z istnienia, a także poczucia wewnętrznej harmonijnej jedności z wszech otaczającą go rzeczywistością, której fundament ma być nieuzależniony od  kształtu projekcji ustanowionych w myśl pojęcia nazywanym "ego", a w instynkcie czego leży dążenie do jej ekskluzji. I tak oto ten proces polega na swego rodzaju batalii emocjonalnej, gdzie udział w niej biorą dwa odmienne stanowiska ekspozytury określonych cech uwarunkowanych przez naturę psychologiczną człowieka zwane "wewnętrznym ja" i "ego" z czego tylko to drugie jest tutaj stroną ofensywną, mającą ogłuszyć głos sumienia wynikający z tej pierwszej. I na czym konkretnie ma to polegać, omówię tu dalej przybliżając definicję "wewnętrznego ja lub bezkresnej jaźni" i "ego", których charakterystyka i anatomia przedstawia się w następujący sposób zaczerpując tutaj wiedzy z publikacji źródeł zewnętrznych do których link podam na końcu, a więc:

W świecie duchowości, ego postrzegane jest jako iluzyjny twór złożony z myśli, programów przetrwania, wspomnień czy strategii obronnych. Od poziomu świadomości zależy, na ile identyfikujemy się z jego treścią. Im wyższy poziom świadomości, tym bardziej jasne staje się, że ego jest jedynie niewielkim elementem całości naszej istoty, czyli Jaźni. Ego z kolei opisać można, jako rozpieszczone dziecko, nastawione jedynie na własny zysk. Ponadto to lubuje się we własnych dramatach – rozpamiętuje krzywdy, chce mieć rację. Szczególnie chętnie przyjmuje rolę ofiary, ponieważ daje to poczucie wyższości i słusznego, świętego oburzenia. Jest przekonane, że działa w dobrym celu, bo to jego cel. Dlaczego, w takim razie, tak ciężko jest podjąć pracę nad rozpoznaniem i nieutożsamianiem się z ego? Ponieważ jesteśmy z nim emocjonalnie związani. Kochamy je, dbamy o nie, odpowiadamy na potrzeby. Chcemy czuć, że jest ważne. Odrzucenie go, patrząc z tej perspektywy, rodzi lęk. Jesteśmy naturalnie przywiązani do głosu, który towarzyszy nam od zawsze. Celem pracy duchowej jest pogłębianie świadomości. Konsekwencją – rozpoznanie wewnętrznych pułapek, doświadczanie siebie w bardziej pełny, kompletny sposób. Najwyższy poziom świadomości to stan rozpuszczenia ego, ponieważ jest kruche, niedojrzałe, niestabilne. Powoduje to poczucie zagubienia i braku spójności wewnętrznej. Rodzi to trudności w codziennym życiu i uniemożliwia swobodne funkcjonowanie. Jaźń natomiast jest nielokalna, wszechobecna, nieskończona. Jest czystą prawdą. Zestrojenie się z nią to poziom oświecenia. Całkowicie wpływa to na sposób doświadczania rzeczywistości. Zmiana następuje nawet na poziomie układu nerwowego. Mózg zaczyna pracować w częstotliwości 4-7 Hz a w najwyższych poziomach oświecenia może zwolnić nawet do 2-3 Hz. Dla porównania, ego, które lubi szybko reagować na zmiany w świecie materialnym funkcjonuje w częstotliwości fal beta – 14 Hz. W tym kontekście oświecenie należy rozumować jako stan wolny od ego co też określa się pojęciem rozwoju duchowego mającym dążyć w tym aspekcie do zaznania głębokiego spokoju, wyciszenia i odczuwania jedności z istnieniem. Jej drogą i misją jest dążenie do tego osiągnięcia tego stanu, który polega ono na wyzbyciu się utożsamiania się z materialną formą zarówno przywiązaniem nadmiernej uwagi do swojego ciała, materializmu jak i kuszącej swoją krótkotrwałą, iluzoryczną uciechą – materialnością co dyktowane jest przez ego. Takie też jest pierwotne założenie wielu religii mających wspólne przesłanie w tym kierunku, jednak zostało one wypaczone i bywa opacznie wykorzystywane, wprowadzając podziały i nieporozumienia, poróżniając przy tym wyznawców odmiennych wierzeń. To o czym myślimy w dużym stopniu tworzy odczuwaną przez nas emocję. Dostrzeganie powiązania między swym myśleniem i emocjami polega na byciu "świadomością, wewnętrznym ja", która manifestuje się ponad tymi podziałami jakie projektuje w tej postaci ego. Ego to konglomerat powracających form myślowych i uwarunkowanych schematów mentalno-emocjonalnych, które zostały obdarzone poczuciem ja, poczuciem tożsamości. Czym też zatem charakteryzuje się EGO:

 

-Ego stara się zrównać posiadanie z istnieniem – mam więc jestem. A im więcej mam, tym bardziej jestem. Może to też prowadzić do poczucia wyższości nad tymi, którzy nie mają lub mają mniej.
-Ego bardziej chce chcieć, niż chce mieć. Miejsce ukrytego zadowolenia z posiadania szybko zastępuje chceniem czegoś jeszcze – nie może się nasycić, tym co już ma, szuka jeszcze większego zaspokojenia, wzmocnienia niepełnego poczucia ja i wypełnienia tego braku.
-Ego często odczuwa obawy z powodu rozbieżności między tym, co jest, a tym co chce.  
-Ego powoduje poczucie podziału, które je umacnia – ja vs oni (wróg). Aby przetrwało potrzebuje kierować się niskimi pobudkami – chce władzy, uznania, poczucia lepszości i a jego działania służą wyeliminowaniu poczucia lęku, który towarzyszy ciągłej potrzebie posiadania więcej.
-Ego towarzyszy wieczny niepokój, gdyż utożsamia się z formą (myślową, ale też cielesną) i obawia się z powodu nietrwałości wszelkiej formy materialnej.
-Ego nie potrafi dostrzec różnicy między sytuacją a swoją jej interpretacją lub reakcją na nią.

 

Jednak najważniejsze w tym przekazie jest to, że stanowi ono źródło nieszczęścia, gdyż działając z jego poziomu oddalamy się tym samym od swojej prawdziwej Istoty, i tym samym brak nam poczucia wewnętrznej harmonii czy spełnienia jakie definiuje wewnętrzne ja / bezkresna jaźń. Ego nie wie nic o Istnieniu, lecz uważa, że w końcu zostaniemy ocaleni dzięki temu, co robimy. Jeśli tkwimy w uścisku ego, sądząc, że robiąc coraz więcej, zgromadzając wystarczająco dużo “robienia”, w przyszłości poczujemy się spełnionym. A oto w jakich formach zachowania przejawia się Ego:

 

- Ego narzeka - każda skarga to krótka, stworzona przez umysł historia, w którą całkowicie wierzysz.
- Ego wyraża sprzeciw “wiele osób tylko czeka, aż znów pojawi się coś, przeciw czemu się zbuntują, co ich rozdrażni lub zmartwi. Nałogowo obrażają się i martwią sprzeciwiając się, ludzie ci potwierdzają i wzmacniają swoje poczucie (ego)
- Ego musi mieć rację: obwinia innych “narzekanie jak również doszukiwanie się błędów i sprzeciw pogłębiają w naszym ego poczucie granic i oddzielenia. Narzekając, sugerujesz, że masz rację, a sytuacja lub osoba, na którą się skarżysz lub której się sprzeciwiasz, nie ma racji. A gdy masz rację, zajmujesz pozycję wyimaginowanej wyższości moralnej w stosunku do osoby lub sytuacji, która jest osądzana i uznawana za niedoskonałą”
przylepia innym obraźliwe epitety, obgaduje, obraża (często nawet na samym poziomie myśli) 
- Ego żywi urazę: “uraza to silna negatywna emocja związana z wydarzeniem często bardzo odległym w czasie, którą podtrzymuje przy życiu kompulsywne myślenie, odtwarzanie w głowie tamtej historii lub odpowiadanie na głos o tym “co ten ktoś mi/nam zrobił”, a gdy myślisz o urazach albo je odczuwasz, zawarta w nich negatywna energia emocjonalna może zniekształcić twoją percepcję wydarzeń dzisiejszych”
- Ego ma pretensje: “pretensja oznacza, że czujemy się skrzywdzeni, oburzeni, dotknięci lub urażeni. Oburza nas czyjaś chciwość, nieuczciwość, niekonsekwencja, to co inni robi,  niekiedy ludzie rzeczywiście mogą błądzić, ale koncentrując uwagę na ich wadach, tylko je powiększasz. A to, na co reagujesz u innych osób, wzmacniasz w samym sobie”.
- Ego odbiera sytuacje osobiście: “ego bierze wszystko do siebie, osobiście. Powstaje emocja, chęć obrony i agresja umotywowana nienawiścią. Czy bronisz prawdy? Nie, prawda nigdy nie potrzebuje obrony, bronisz siebie lub raczej iluzji o sobie, stworzonego przez umysł substytutu”

Mierzenie się z tematem ego, stanowić może pewne wyzwanie, z tego prostego względu, że czasami zwyczajnie niełatwo przyznać jest się przed samym sobą do pewnych zachowań. Jednak już samo ich zauważenie, nazwanie ich, może spowodować zatrzymanie i przyzwolenie na chwilę refleksji np. nad tym, czy można inaczej. Warto pamiętać, aby w tym procesie nie oceniać a zauważać, bo “Ego nie jest złe, jest tylko nieświadome”. Po rozbiciu tej właśnie skorupy wyłania się nieskazitelność naszego "wewnętrznego ja" wyzwolonego spod jarzma ograniczanego przez perspektywę ego. Droga ku prawdziwej tożsamości wiedzie poprzez uświadomienie sobie istnienia EGO. Zauważenie wewnętrznego głosu, który czasem sprawia ból, powoduje dyskomfort, a niekiedy daje złudne poczucie satysfakcji, wyższości czy powierzchownego zaspokojenia potrzeb. Początkowo rozpoznanie głosu ego stanowić może wyzwanie, szczególnie gdy ego zajęte jest przetrwaniem (usilnie potrzebuje potwierdzić swoją tożsamość) lub gdy uaktywniają się wzorce emocjonalne z przeszłości. Jednak praktyka uważności, powracanie świadomego bycia w tu i teraz może stanowić ważny krok w obserwowaniu ego. Częste przebywanie w „obserwującej Obecności” to proces, który wspiera dystansowanie się od EGO, poszerzający świadomość i w długoterminowym spojrzeniu zmieniający perspektywę. W rozumieniu rozwoju duchowego - “Świadomość to siła kryjąca się w chwili teraźniejszej. Dlatego możemy ją nazwać także Obecnością. Ostateczny cel ludzkiej egzystencji, a więc również Twój, to wnieść ową siłę do tego świata. I także z tego względu uwalnianie się od ego nie może być celem wytyczonym na jakiś moment w przyszłości. Jedynie Obecność może wyswobodzić Cię z ego, a Ty możesz być obecny tylko teraz, nie wczoraj ani jutro. Tylko Obecność może zniweczyć przeszłość i w ten sposób zmienić Twój stan świadomości wyzwalając głos wewnętrznego prawdziwego ja. Ciało wewnętrzne, nie jest w istocie ciałem, lecz energią życiową, pomostem pomiędzy formą i bezpostaciowością. Gdy masz kontakt z ciałem wewnętrznym, przestajesz się utożsamiać ze swym ciałem fizycznym, a także umysłem. Oznacza to, że nie identyfikujesz się już formą, lecz odchodzisz od utożsamiania się z nią na rzecz bezpostaciowości, którą możemy też nazwać Istnieniem. To twoja tożsamość podstawowa. Świadomość ciała nie tylko zakotwicza cię w chwili teraźniejszej, lecz jest też wyjściem z więzienia, czyli ego.

 

I tak oto wracając do meritum wątku za pomocą przybliżenia wiedzy jaką definiują terminy "ego" i "wewnętrznego ja" na etapie rozwoju duchowego można w końcu sprecyzować logiczny wniosek odnoszący się do pytania kim i czym jest "Bóg" i "Diabeł" w odniesieniu do natury psychologicznej człowieka. Oczywiście dla ciekawskich polecam szerszy zakres informacji w tej dziedzinie, którą uzyskać możecie z publikacji niniejszych tytułów książkowych:

 

352x500.jpg

 

A po jej przeczytaniu sięgnąć po uzupełnienie jej przekazu wiedzą z następującej publikacji czyli - Wybaczenia:

 

745395-352x500.jpg

 

Zatem, żeby zrozumieć kim w rzeczywistości jest "Bóg" i "Diabeł" wystarczy tylko przeprowadzić prostą operację lingwistyczną polegającą na zsynchronizowaniu pojęć "Boga" i "Diabła" na miejsce "Wewnętrznego Ja" i "Ego". I na tej też podstawie wyłania się logiczny wniosek, że Bogiem i Diabłem w rzeczywistości jest człowiek, a ich obraz wygląda nie inaczej niż nasze własne lustrzane odbicie. Taka analogia racjonalnie umacnia stanowisko z przekonaniem, że nasze "wewnętrzne ja czyli Bóg" i "Ego w roli Diabła" jest lustrzanym odzwierciedleniem tego co znajduje się we wnętrzu natury psychologicznej każdego człowieka. A więc pod tym względem jesteśmy swoim wzajemnym lustrzanym odbiciem jako my ludzie - całostkowa jedność. I taka definicja z logicznego punktu widzenia wcale nie odbiega od kontekstu przesłania religijnego, że "Bóg" stworzył nas na swój obraz i podobieństwo. Sęk w tym, że religie należy tutaj rozumować jako treści symboliczne w formie drogowskazu odwołującego się do wnętrza każdego człowieka. I na podstawie tej wiedzy z zakresu psychologii kładącej fundamenty pod sens rozwoju duchowego wywnioskować można, że "Bóg i Diabeł" istnieją tylko w kontekście metaforycznym lecz nie w takiej postaci jaką kreuje ją wizja chrześcijańska czy inne też odłamy wyznań religijnych. Paradoksalnie odpowiadając na pytanie czy "Bóg i Diabeł" istnieją można odpowiedzieć jednocześnie tak i nie w zależności od tego do jakiej klarownej wiedzy możliwej do zinterpretowania logicznie formułujemy swoją treść informacji za tym przemawiającą. Porównanie "Boga i Diabła" do zagadnień jakie weryfikuje wiedza psychologiczna odnosząca się do kwestii "Ja" i "Ego" jest jednym z najbardziej miarodajnych, transparentnych sposobów do zinterpretowania tych zagadnień opartym na logicznym rozumowaniu faktów w racjonalnym tego słowa znaczeniu. I tak też oto wymiar fantasmagoryjny w kontekście dogmatów religijnych udaje się odzwierciedlić na wiedzy, która urzeczywistnia ich sens na przykładach możliwych do weryfikowania na płaszczyźnie materialnej, a więc tym samym nadając im podmiotowość realistyczną. 

 

Po prostu Twoje "Ego" i "Wewnętrzne Ja" jest tym co czyni Ciebie człowiekiem, a ze względu na to, że analogia porównań tych pojęć w zestawieniu ich na miejscu "Boga" i "Diabła" zdaje się potwierdzać ich znaczenie w sposób racjonalnie zrozumiały ze względu na podobieństwa ich opisów pasujących do siebie idealnie jak ulał. I posługując się tutaj metodą heurystycznego argumentowania wniosków to można powiedzieć, że każdy człowiek jest również w tym sensie "Bogiem" i "Diabłem", tym samym odpowiadając na fundamentalnie pytania odnośnie tego - Jak wygląda Bóg i Diabeł? i czy fakt ich istnienia możliwy jest do zinterpretowania rozumem bądź bodźcami empirycznymi. 

Mam nadzieję, że to spostrzeżenie również uznacie za godny prawdopodobieństwa, a tym samym będzie on wstanie zreformować sposób obiektywnego postrzegania dogmatów religijnych bardziej precyzyjnymi metodami właśnie takimi jakie spoczywają w kompetencji ludzkiego rozumowania. Moje osobiste stanowisko w tej materii jest takie, że nie doszukałem się innego możliwego sposobu zinterpretowania "Boga" i "Diabła" logiką i oczywiście uważam, że argumentacją jaką zastosowałem w tym artykule jest na tyle wymowna, żeby przynajmniej dać do myślenia. Mogę zaakceptować fakt, że błędnie to analizuję jednak tylko pod warunkiem, że to wypracowanie zostanie podważone merytorycznym zestawem informacji dobitnie kwestionujące słuszność identyfikowania pojęcia "Boga" i "Diabła" z kategoriami wiedzy psychologicznej odnoszącej się do kontekstu rozwoju duchowego jakie ta z kolei definiuje określenia terminów "Ego" i "Wewnętrznego Ja", a które manifestując się przez ludzką naturę psychologiczną stanowią pierwszoplanowy element jej fabuły. Z kolei sens tej pracy polega na osiągnięciu stanu oświecenia czy też pojednania z wewnętrznym ja co w kontekście wizji chrześcijańskiej można rozumować jako odnalezienie w sobie "Boga" i odrzucenie na tej ścieżce pokus podsuwanych przez symbolicznego "Diabła - Ego".

 

Nie posiadam innego logicznego zestawu informacji mogących wyjaśnić dylemat poruszonej kwestii w najbardziej możliwie racjonalny sposób jak ten przedstawiony tutaj, a jeżeli według Ciebie ogarnięcie rozumem dogmatów religijnych nie jest  możliwe to uzasadnij dlaczego mylę się i sam przedstaw ku temu dowody merytoryczne, że taki tok myślenia jaki tutaj prezentuje jest nieprawidłowy. Nie roszczę sobie monopolu do głoszenia prawdy absolutnej w tej materii ale proszę Cię chociaż oto zanim jednoznacznie wydasz swoją opinię, że jeżeli nie rozumiesz co mam tutaj na myśli to żebyś przynajmniej zechciał zaznajomić się z wiedzą jaka zawarta jest w tytułach książkowych jakie wyżej zaprezentowałem, bo mogą one szerzej naświetlić ci sedno dylematu i przyczynić się do wyjaśnienia tego od strony logicznej. W przedstawionej publikacji jest szczegółowo opisane jak ścieżka wybaczania do czego podsuwa głos sumienia pochodzący z wnętrza naszego "Jestestwa, Prawdziwego Ja" opiera się projekcjom "Ego" i także pod tym kątem rozumując "Boga" jako istotę miłosierną, a "Diabła" jako ucieleśnienie nienawiści, żalu i wrogości można tutaj w tym odniesieniu odwołać się zestawiając te określenia w jedną całą układankę, która jednoznacznie uzmysławia nam kim konkretnie jesteśmy my ludzie i co tak naprawdę łączy nas z "Bogiem" i "Diabłem" spoglądając na to z racjonalnego punktu widzenia. Osobiście uważam tą wiedzę za symboliczny święty graal, który definitywnie argumentuje autentyczność przekazu religijnego obnażając jego niekompetencje i zabobony, a tym samym ukazuje naszym oczom ten prawdziwy wygląd Boga nie personifikując jego bytu w sensie elementu egzystującego odrębnie i niezależnie od człowieka.

 

Jeśli mam być szczery to najbardziej precyzyjnie w tej materii na tle wszystkich odłamów wyznań religijnych prezentuje się Buddyzm. A oto czym różni się od chrześcijaństwa:

 

Pierwszą znaczącą różnicą między tymi dwiema religiami jest pojęcie Boga. W chrześcijaństwie Bóg jest istotą najwyższą, nieomylną i doskonałą. Cechuje go wielka mądrość. Jest on potężniejszy od wszystkich istot żyjących na ziemi. W buddyzmie natomiast Bóg nie ma nic wspólnego z jego chrześcijańskim odpowiednikiem. Sam Budda nie był Bogiem, tylko pierwszym człowiekiem który osiągnął oświecenie, czyli stan całkowitego wyzwolenia się z cierpienia. Bogowie w buddyzmie to również istoty które pragną osiągnąć nirwanę, nie jest to jednak możliwe, ponieważ ten stan można osiągnąć jedynie w ludzkim wcieleniu. Tym niemniej według buddyzmu mahajana można po śmierci ludzkiego ciała odrodzić się w Czystej Krainie by tam praktykować i dopiero osiągnąć nirwanę. Istnieje np. czysta kraina buddy Amitabha, najwyższego i doskonałego.

 

Chodzi tutaj oto, że buddyzm konkretnie odwołuje się do człowieka, a nie wyimaginowanego "Boga" wokół, którego nadaje się obłędnej apoteozy w formie kultu. Osobiście definitywnie przyjmuję stanowisko jakie chętnie i z wielką przyjemnością mogę merytorycznie uargumentować co już zresztą zrobiłem o ile przeczytałeś cały ten tekst, a mianowicie że "Bogiem w rzeczywistości jest Człowiek i że Bóg w odrębnej, nadnaturalnej postaci jaką jawi go wizja chrześcijańska nie istnieje. Tak naprawdę to wszyscy my jesteśmy lustrzanym odbiciem "Boga" czyli tego co stanowi nasze wewnętrzne ja spoczywające w naturze psychologicznej każdego człowieka i pod tym kątem można uznać, że "Bóg" istnieje naprawdę i tylko z takiego punktu widzenia można to stwierdzić ze stanowczą bezspornością nie wchodzącą też w żadną komplikacje z ludzkim rozumem. I tutaj też wygrane stanowisko osiąga "Rozum", a co najważniejsze wcale nie na zasadzie obalenia autentyczności "Boga", a wręcz przeciwnie - asymilując się z nim. Ponieważ okazuje się, że dzięki wiedzy psychologicznej można dojść do wniosku, że za Boga uznać można w tym kontekście nawet ludzki rozum, który uzyskuje możliwość pojmowania go logiką i co najważniejsze takim stwierdzeniem w oparciu na niej w żaden sposób nie deprecjonuje się, ani też nie podważa kwestii autentyczności jego istnienia, bo mowa tu o człowieku, a ten przecież istnieje widzimy go w końcu na co dzień lub nawet spoglądając na własne odbicie w lustrze. Dostrzegam definitywną synergię pomiędzy zależnościami poruszonych tutaj pojęć psychologicznych zwanych prawdziwym  "Ja" i "Ego" w odniesieniu do kontekstu "Boga" i "Diabła". Ciekawy konsensus?" 

 

Pod tym też względem uważam za bezsensowne chodzenie do kościoła, modlenie się do Boga czy spowiadanie w konfesjonale z tak zwanych "grzechów" itp, bo szczerza przemiana i chęć ujarzmienia naszych wyrzutów sumienia powinna odbywać się na poziomie wnętrza naszego jestestwa (uczuć) i tylko takie przebaczenie ma sens jeśli czujemy, że ulga związana z ich odpracowaniem przepływa bezpośrednio przez nas samych, a nie przez kogoś. To są rytuały tak samo zabobonne i prymitywne jak w przypadku pogaństwa. 

 

Dziękuję.

 

Źródła pomocnicze wykorzystane w niniejszym artkule:
https://virgobooks.pl/blog/ego-centrum-i-bezkresna-jazn-n192
https://mandaladoroty.pl/blog/oswiecenie-lub-stan-wolny-od-ego-b32.html
https://wszystkojedno.org/2016/11/10/rozwoj-duchowy-a-poziom-swiadomosci-ego/
https://ciemnanoc.pl/2013/09/09/wyzsze-ja-a-ego/
https://coachingbyjc.com/o-swiadomosci-i-filozofii-eckhart-tolle/

Edytowane przez Filozoficzny Pietras
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...