Yunugar Posted October 31, 2021 Share Posted October 31, 2021 Usłyszenie głosu zmarłego, nie poprzez osobę będącą medium, ale za pośrednictwem radia i magnetofonu było przełomowym momentem w porozumiewaniu się ze światem po tamtej stronie. Dawało ukojenie, nadzieję na życie wieczne, a także pomagało w ustaleniu zabójcy. W czerwcu mijają 62 lata, kiedy to latem 1959 roku znany śpiewak operowy, a przy tym i malarz, Friedrich Jürgenson, razem z żoną wypoczywał w letnim domu, w szwedzkiej miejscowości Mölnbo I na magnetofonie nagrywał śpiew ptaków. Nie przypuszczał, że w tym dniu stanie się coś, co zmieni całkowicie jego życie. Szpule magnetofonu obracały się przez wiele godzin. Po kilku dniach artysta rozpoczął odłuchiwanie taśm, na których najbardziej chciał usłyszeć głos ulubionych ptaków, którymi były zięby. Ku swojemu zdziwieniu usłyszał ludzkie głosy, raz niewyraźne, to znowu bardziej słyszalne. Głosy przypominały mu te, które słyszy się w radiu podczas szukania określonych stacji. Krótkie, urywane, to znów dłuższe i niewyraźne. Odłuchał taśmę jeszcze kilka razy, by się upewnić, że głosy są prawdziwe. Postanowił kontynuować ten osobliwy „eksperyment”. Włączał magnetofon o różnych porach dnia i nocy. Bezskutecznie. Friedrich, jesteś obserwowany Dopiero miesiąc później, w lipcu, gdy odłuchiwał taśmę, Poświęcając temu sporo czasu i koncentracji, żeby spo- śród dość głośnych szumów oraz trzasków usłyszeć zarejestrowane głosy, udało się – w końcu wyodrębnił trzy słowa wypowiedziane w języku angielskim. – Friedrich, jesteś obserwowany – usłyszał. Jak później przyznał, był tym bardzo zaskoczony i absolutnie nie wiedział, jak to wytłumaczyć. – Kto mnie obserwuje i z jakiego powodu? – zastanawiał się. A ponieważ doszedł do wniosku, że jest świadkiem zjawisk niezwykłych, nagrywał dalej. Kiedy z taśmy usłyszał kolejne głosy wypowiadane w różnych językach, pomyślał, że pochodzą one z włączonego w pobliżu radia. Po wysłuchaniu tej możliwości nabrał przekonania, że nie potrafi w sposób logiczny wytłumaczyć tego dziwnego zjawiska. Nić do wieczności Coraz częściej przypuszczał, że ma do czynienia z „nieznaną inteligencją”, bo tak ją nazywał. Doszedł do wniosku, że być może są to głosy należące do zmarłych, których zna, a których dusze przebywają po tamtej stronie i chcą nawiązać z nim kontakt. Zastanawiał go jeden głos żeński, który określił się jako „Lena” – „asystenka radiowa”. Podczas dalszych eksperymentów Jürgenson połączył tulejką radio z magnetofonem. – Nie wiem, skąd wziął się pomysł – powiedział. – Co ciekawe, po jednej z sesji nagraniowej, kiedy odsłuchiwał taśmę, usłyszał głos Leny, aprobującej ten sposób. Do nagrywania wybrał w radioodbiorniku miejsce na skali fali średniej – w pobliżu 1.485 kHz, którą do dzisiaj określa się jako „falę Jürgensona”. Nagrywanie głosów z tamtego świata potraktował bardzo poważnie i zajmował się tym fenomenem przez długie lata. Oświadczył też, że jest pewny, iż „śmierć nie jest śmiercią”. A komunikację z drugą stroną nazwał „nicią do wieczności”. Wielu badaczy uważa, że wydarzenia z roku 1959 należy uznać jako datę narodzin nowego obszaru badań, o którym mówi się dzisiaj jako o „instrumentalnej transkomunikacji”. Głosy z tamtego świata Jürgenson w roku 1967 wydał książkę o zastosowaniu radiotelefonii w nawiązywaniu kontaktów ze zmarłymi i do badań na ten temat wprowadził pojęcie „głosów z tamtego świata”. Dyskutował z technikami radiowymi, fizykami i psychologami. Chcąc wyjaśnić ten fenomen, w latach 1964-1970 współpracował z Hansem Benderem z Instytutu Parapsychologii Uniwersytetu we Freiburgu. Warto wspomnieć, że w czasach współczesnych Jürgensonowi zjawiskiem tym zajmowało się bardzo wielu naukowców i pasjonatów. Jednym z nich był łotewski pisarz, Konstantin Raudive (1909-1974) przez długie lata zajmujący się nagrywaniem głosów zmarłych. W roku 1968 ukazała się jego książka „Niesłyszalne i słyszalne”. Raudive analizował to zjawisko w kategoriach nauki. W marcu 1971 roku nagrywał głosy w tzw. puszce Faradaya w laboratorium firmy Belling & Lee Ltd w Londynie. W połowie lat 70. profesor fizyki z Moguncji, Ernst Senkowski (1922-2015), krótkofalowiec i korespondent wojenny podczas II wojny światowej, tak dalece zafascynował się tym fenomenem, że konstruował nawet „urządzenia”, przez które nawiązywał łączność z tamtym światem. Odtwarzanie pierwszych zapisów zakończyło się sukcesem i badacz jednoznacznie mógł określić głosy jako absolutnie ludzkie i niosące konkretne informacje. Jak twierdził, coraz bardziej umacniało go to w przekonaniu, że należą one do osób zmarłych. Nagrywaniem głosów zajmował się także proboszcz Leo Schmid z Oeschgen w Szwajcarii. Z kolei wiedeńskiego fizyka, Johannesa Hagela interesowało przede wszystkim to, czy nagrane głosy są dziełem przypadku, czy też „kompleksem przypadków”. Zastanawiał się nad tym, czy wychwycone frazy należą do obcych mu zmarłych. Szukał też definicji dla tego fenomenu. Zastanawiał się, czy można go określić jako „mechanizm akazualnej korelacji”. Nowoczesna forma spirytyzmu I tak, „electronic voice phenomena” (EVP) stały się polem eksperymentowania przede wszystkim dla ezoteryków, którzy uważali, że w ten sposób można komunikować się z duszami zmarłych. Ogromne zasługi na polu instrumentalnej komunikacji miał Ernst Senkowki. Dla niego było to nic innego, jak nowoczesna forma spirytyzmu. Oczywiście wokół eksperymentów skupiało się wielu sceptyków, jak i pasjonatów. Najważniejsze jednak były sposoby nawiązywania kontaktu ze zmarłymi. Należała do nich metoda mikrofonu przyłączonego do urządzenia nagrywającego, nasłuchiwanie obcojęzycznych stacji radiowych z przyłączonym lub nie mikrofonem, ustawianie radioodbiornika na określonej fali bez konkretnej stacji i nasłuchiwanie tzw. białego szumu, czyli wszystkich szmerów i trzasków. Później do nawiązania kontaktu używano programu komputerowego, np. EVP Maker. Niektórzy stosowali i stosują kombinacje różnych technik, i jak twierdzą, z powodzeniem. Wszystkie metody łączy to, że po nagrywaniu następuje odtwarzanie, pośród którego spośród szmerów i innych dźwięków wyławia się ludzki głosm, to co mówi i jakie ma to odniesienie do zadanego pytania. Pytania do policji kryminalnej Pytań w związku z tego typu transkomunikacją było coraz więcej. Zastanawiano się, do czego można by wykorzystać zastosowaną w niej technikę. Zauważono, że głosy zmarłych usłyszane bezpośrednio, czyli bez udziału medium są bardziej „prawdziwe”, zachowują barwę oraz brzmienie jak za życia. Przynoszą ukojenie w żałobie. Dają nadzieję żywym, że ich bliscy po śmierci nadal żyją po tamtej stronie. Badacze szybko doszli do wniosku, że techniki w komunikacji z tamtym światem dają duże możliwości policji kryminalnej, która mogłaby dowiadywać się od ofiar, kto jest ich oprawcą. Badacze zakładali, że mogą ujawnić nie tylko nazwiska zabójców, ale także opowiedzieć o okolicznościach zbrodni czy wskazać miejsce ukrycia ciała. Uzyskanie danych pomogłoby w ujawnieniu mordercy, który poniósłby konsekwencje swojego czynu. Jednak dla policji kryminalnej pozyskiwanie informacji za pośrednictwem mikrofonu i taśmy magnetofonowej czy radia budziło wiele wątpliwości. Takie stanowisko nie zniechęciło jednak pasjonatów nagrywania głosów z tamtej strony i wielu z nich rozpoczęło samodzielne eksperymentowanie w tym kierunku. Chcieli pomóc w wykryciu sprawcy w imię poczucia sprawiedliwości. Dwaj pasjonaci Jednym z nich był Hans Luksch (1922-1992), dla którego głosy z tamtego świata nagrywane na taśmę były mocnym atutem w dyskusji na temat istnienia duszy po śmierci fizycznej. Najchętniej pracował z mikrofonem i magnetofonem. Analiza pozostawionego przez niego materiału dowodziła, że kilka dni po zabójstwie nawiązywał kontakt z tamtą stroną i dowiadywał się, kim był sprawca. Czasami znał jego imię i nazwisko dwa miesiące wcześniej od śledczych. Kontakt z ofiarą zawsze nawiązywał w obecności świadków oraz osób postronnych. Pozostawione przez niego dokumenty oraz taśmy z nagranymi głosami były na bieżąco przekazywane pod opiekę prawnika. Drugim bardzo aktywnym pasjonatem był Franz Seidl (1912-1982). Oprócz nagrywania głosów zamordowanych rejestrował również na życzenie rodziny wypowiedzi ich bliskich znajdujących się po tamtej stronie, którzy przez policję uznani byli za zaginionych, a poszukiwania z braku śladów nie były kontynuowane. Zarówno Luksch, jak i Seidl uważali, że nagrywanie głosów jest bardzo ważne dla ich pracy badawczej. Technika w nawiązywaniu kontaktów Co spowodowało, że wiedeńczyk Hans Luksch prywatny detektyw, mechanik samochodowy i kierowca rajdowy zainteresował się nagrywaniem głosów? Od zawsze interesowały go zjawiska, których nie można było wytłumaczyć w empiryczny sposób. Transkomunikacja była dla niego obszarem pełnym tajemnic i to fascynowało go najbardziej. Bardzo szybko z nawiązywania kontaktów ze zmarłymi uczynił swoją życiową misję. Hans Luksch pod koniec lat 70. nawiązał współpracę z inżynierem Franzem Seidlem. Seidl z wykształcenia elektrotechnik, był znany w grupie badaczy PSI i opracował wiele „patentów” urządzeń umożliwiających nawiązanie kontaktów parapsychologicznych z tamtą stroną. Były to – Psitron, indykator pola czy Transsender, specjalny przesyłacz wykorzystywany do badań nad kontaktem z roślinami. Opracował też specjalne urządzenie do nagrywania głosów, które nazwał „Psychophon”. Działało ono na zasadzie radia. I jak twierdzą specjaliści, nie skonstruowano dotąd lepszego urządzenia do nagrywania głosów z tamtego świata. Do dzisiaj używane jest w wielu eksperymentach. Franz Seidl podkreślał, że wykorzystanie elektroniki do nawiązywania tego typu kontaktów należy do najciekawszych eksperymentów w parapsychologii. Inspirowały go osiągnięcia pionierów w osobach Friedricha Jürgensona i dr. Konstantina Raudive. Książka Seidla o fenomenie transcendentnych głosów cieszyła się ogromnym powodzeniem. Udowadniał on w niej, jak wielkie jest znaczenie techniki i jej udział w prowadzonych badaniach. Przekonywanie śledczych Franz Seidl razem z Hansem Lukschem doszli do wniosku, że forma nagrywania głosów na taśmę otwiera drogę do rozwiązania wielu zagadek i niejasności związanych z życiem określonej osoby i pomaga również rodzinie czy policji w ustaleniu zabójcy. Seidl przede wszystkim chciał zbierać dowody na istnienie świata po drugiej stronie i przekonać żywych, że można nawiązać kontakt z duszą zmarłego. Sukcesy, jakie obaj odnosili, umocniały ich w przekonaniu, że z ich doświadczenia i pozostawionego archiwum będzie mogło korzystać wielu pasjonatów. Hans Luksch założył VTFO – Austriacki Związek Badania Głosów Nagrywanych na Magnetofon. Mimo, że było bardzo krytykowany i doświadczył wielu osobistych ataków ze strony prasy, nie zaprzestał badań. Co więcej, nadał im nowy kierunek. Obaj badacze starali się przekonać sceptyków, także i w szeregach policji, że nagrywanie głosów z tamtego świata może być pomocnym źródłem podczas prowadzenia skomplikowanego śledztwa. Luksch twierdził, że nagrane głosy z pewnością nie są efektem tego, co tkwi w podświadomości prowadzącego eksperyment. – Bo skąd miałby on znać nieznanego z imienia i nazwiska zabójcę? – pytał. Ofiara podaje nazwisko mordercy Okazja pojawiła się wkrótce. Na początku lat 70. ubiegłego wieku w Wiedniu popełniono wiele zbrodni. W tej sytuacji obaj badacze postanowili sprawdzić, czy uda im się nawiązać kontakt z ofiarą po tamtej stronie i dowiedzieć się czy poda imię i nazwisko swojego oprawcy. W lutym w 1978 roku w miejscowości Gumpoldskirchen w pobliżu Wiednia Zauważono porzucony samochód, w którym znajdowało się ciało zastrzelonego Franza Mayerhofera. Policja kryminalna doszła do wniosku, że ofiara znała swego zabójcę. Hans Luksch razem z Ferdynandem Schachtnerem, Kurtem Wottowa i Alfonsem Steinerem przy użyciu posiadanego sprzętu rozpoczęli nawiązywanie kontaktu z ofiarą po tamtej stronie. Podczas odsłuchiwania taśmy, okazało się, że odpowiedź zarejestrowano w bardzo krótkim czasie. – Wśród szumów i trzasków wychwycono jeden wyraz. Było to słowo „buzek”. Luksch poinformował o tym policję. Po czterech tygodniach po zabójstwie zatrzymano taksówkarza, który przyznał się, że podczas kłótni zastrzelił Franza Mayerhofera. Jego imię i nazwisko brzmiało – Johann Boucek. Eksperyment ten zachęcił Hansa Lukscha do nawiązywania następnych kontaktów. Uważał bowiem, że ustalenie nazwiska mordercy jest bardzo szlachetnym czynem i daje ofierze poczucie sprawiedliwości oraz możliwość ukarania tego, kto przyczynił się do jej cierpienia i śmierci. Zmarły podaje miejsce ukrycia ciała W dokumentacji nagrań, gromadzonej w archiwach prywatnych oraz wielu stowarzyszeń parapsychologicznych, znajduje się sporo interesujących opisów przypadków nawiązywania kontaktów ze zmarłymi. Dzięki nim wiadomo, że w drugiej połowie lat 80. w jednym z mieszkań w Wiedniu, policjanci znaleźli niewielki odłamek kości, zidentyfikowany później jako pochodzący ze sklepienia czaszki. Prowadzone śledztwo wykazało, że dokonano tam przestępstwa. A, że zostało zgłoszone zaginięcie pewnego przedsiębiorcy, szybko ustalono, że to on mógł przebywać w tym miejscu. Zaginął też jego samochód. Nie było jednak wiadomo, czy jest ranny, czy też został zabity. Ciała nie znaleziono. Badacze postanowili nawiązać kontakt z poszkodowanym, chociażby po to, żeby potwierdzić bądź wykluczyć jego obecność na tamtym świecie. Najpierw pytający poprosili o „zgłoszenie się” zmarłego. Podczas odtwarzania usłyszano – „Lazlo Silos jest tutaj”. Było to potwierdzenie, że przedsiębiorca nie żyje i znajduje się po tamtej stronie. Na taśmie nagrał się również jego głos, który podczas odtwarzania jest słabo słyszalny ze względu na liczne szumy. Gdy zapytano o auto, głos wskazał miejsce, gdzie zostało zaparkowane. Na taśmie utrwaliło się też zdanie informujące o tym, że… „uderzenie było z tyłu… butelką”. Podczas przewijania taśmy spośród trzasków wyłowiono też głos wskazujący miejsce ukrycia ciała na miejskim wysypisku. Niestety nie odpowiedział na pytanie, kim jest morderca. Policja zgodnie ze wskazaniami głosu z tamtej strony, odnalazła ciało oraz auto. Sekcja potwierdziła, że przedsiębiorca poniósł śmierć od silnego uderzenia butelką w tył głowy. Wątpliwości sceptyków Dla badaczy i pasjonatów tego typu eksperymenty były nie tylko rozszerzeniem pola badań w zakresie zjawisk parapsychologicznych, ale także potwierdzeniem założenia, że nagrywane głosy pochodzą z innego wymiaru. W miarę rozwoju badań naukowcy na podstawie dykcji, brzmienia i intonacji głosu potrafili określić tożsamość osoby, do której należał, określić jej fizyczne parametry oraz powiedzieć, w jakim stanie psychicznym i emocjonalnym znajduje się zmarły po tamtej stronie. Sceptycy zarzucali badaczom, że głosy są wytworem strumienia podświadomości, że mają charakter życzeniowy i w związku z tym nie mogą być traktowane jako dowody naukowe. Przekonują również, że nie ma takiej technicznej możliwości, by nagrać je na taśmę lub też wychwycić przez włączone radio na celowo lub przypadkiem ustawionych falach. Przyznać jednak trzeba, że poglądy tego typu nie zrażają pasjonatów, którzy kontynuują nagrywanie głosów. …kamień, upadek, woda, trzcina… Znany jest też przypadek wyjaśnienia okoliczności zaginięcia 62-letniej Gertrudy Weiss. W grudniu, w roku 2003, Weiss wspólnie z siostrą mieszkającą w Wiedniu robiła świąteczne zakupy. Następnie wsiadła do metra, lecz do domu już nie dotarła. Policja przeszukiwała drogę do jej domu, lecz nie znalazła żanych śladów mogących wskazać okoliczności i zaginięcia. Postanowiono nawiązać z nią kontakt, by ustalić co zaszło. Eksperymentatorzy przygotowali sprzęt. Dysponując czułym mikrofonem i magnetofonem, w dniu 16 grudnia późnym wieczorem rozpoczęli nawiązywanie kontaktu. Kasety magnetofonowe zostały ponumerowane. Następnie odtworzono po kolei nagrane taśmy. – Chciałbym was, przyjaciele po drugiej stronie poprosić o pomoc – rozpoczął prowadzący – Czy jest wśród was Gertruda Weiss? Prawdopodobnie nie żyje, ponieważ nie można ustalić, co się z nią stało. Kto wie gdzie teraz się znajduje? – I dokładnie opisał okoliczności feralnego dnia. Po dłuższej chwili usłyszano głos – Pani Weiss was słyszy. Kolejne pytanie było już zwrócone bezpośrednio do zaginionej. Po chwili na taśmie dał się słyszeć głos – Jestem tutaj. Następnie pytano o okoliczności zaginięcia. Na pytanie, czy był to nieszczęśliwy wypadek, głos odpowiedział twierdząco. Na taśmie nagrały się wyrazy – kamień… upadek… woda… trzcina… A ponieważ głos nie zawsze brzmiał wyraźnie, taśmę przesłuchano kilkukrotnie. Kontakt z głosem pod drugiej stronie trwał kilkadziesiąt minut. Nie trzeba dodawać, że kiedy policjanci poznali zapis rozmowy, ta ułatwiła im rekonstrukcję zdarzeń. Założyli, że Gertruda Weiss prawdopodobnie spóźniła się na autobus i postanowiła pójść do domu krótszą drogą przez las. Doszli do jeziorka, w którym wśród gęsto rosnącej trzciny znaleźli zwłoki. Sekcja wykazała śmierć na skutek utonięcia. Wykluczono udział osób trzecich. – Gertruda Weiss musiała potknąć się o kamień, stracić przytomność i wpaść do wody – orzekli śledczy. Kim była „ona” Warto też wspomnieć inny przypadek. W kwietniu 1977 roku w miejscowości Linz w Austrii na ulicy został zastrzelony Günter B. Morderca nie pozostawił śladów. Kilka dni później Luksch nawiązał łączność z ofiarą po tamtej stronie. – Przywołuję Güntera B. Czy już wiesz, że przebywasz na tamtym świecie? Odpowiedz czy znasz nazwisko swojego mordercy? – Podczas przewijania taśmy usłyszano głos. Spośród trzasków wyłowiono tylko dwa słowa: „ona była”. Niestety głosu już więcej nie usłyszano. Nie było wiadomo o kogo chodzi. Kim jest „ona”? Po kilku dniach w komisariacie, blisko miejsca zamieszkania ofiary, pojawiła się żona zabitego i przyznała się do zastrzelenia męża. Trzeba tu zauważyć, że nawet taśmy z nagranymi głosami, która dość wyraźnie wypowiadają nazwisko swych oprawców, dla policji nie były wiarygodnym dowodem. Ale nie odrzucano całkowicie przedstawianej dokumentacji. Policja bardziej ufała medium. Medium miało „projekcje podświadomości”, opisywało okoliczności popełnienia zbrodni lub miejsce ukrycia zwłok. Medium „widziało” zabójcę i opisywało jego wygląd. W przypadku transkomunikacji policja mniej wierzyła w to, że zmarli mogą się kontaktować z żywymi za pośrednictwem radia czy magnetofonu i mikrofonu. Głosy ofiar Policjanci przyjęli jednak „do wiadomości” kolejną dokumentację nagrania dokonanego przez Lukscha i Seidla podczas innej popełnionej zbrodni. Tym razem w jednym z mieszkań w Wiedniu znaleziono pozbawione oznak życia starsze małżeństwo. Hedwig i Georg Widl zostali uduszeni. Policja wykluczyła zabójstwo na tle rabunkowym, ponieważ sprawcy nie zabrali ani biżuterii, ani gotówki. Sąsiedzi twierdzili, że nie mieli żadnych wrogów, a w okolicy postrzegani byli jako wyjątkowo spokojna i zgodna para. Luksch i Seidl dowiedzieli się o tej zbrodni, czytając przypadkowo gazetę. Postanowili nie tracić czasu tylko, tylko nawiązać kontakt ze zmarłymi i zapytać o sprawcę. Po zakończonym seansie odtworzono zapis z taśmy. Usłyszano kobiecy głos, który powiedział tylko imię i nazwisko – „Bozidar Sajn”. I rzeczywiście, po kilku tygodniach policja zatrzymała jugosłowiańskiego pracownika sezonowego, który nazywał się Bożidar Sajn. I jeszcze jeden przypadek. Dotyczył kilkunastoletniego Hansa Reinbergera. Chłopiec był widziany przez kilkudziesięciu widzów w kinie w miejscowości Reidling. Kiedy nie wrócił do domu, rozpoczęto poszukiwania i znaleziono go martwego niedaleko kina. A ponieważ film przeznaczony był dla widzów dorosłych, policjanci doszli do wniosku, że został „przemycony” na widownię przez osobę dorosłą, którą z pewnością znał. Luksch postanowił działać i nawiązać kontakt z chłopcem. Pytał go, z kim poszedł do kina, prosił o opisanie okoliczności i pobytu w kinie oraz o to, co się stało po wyjściu z seansu. – Podczas odsłuchiwania taśmy towarzyszyło nam ogromne napięcie – mówili potem uczestnicy eksperymentu. – Poczuliśmy ulgę, kiedy wśród szumów usłyszeliśmy delikatny głos chłopca, wypowiadający imię i nazwisko. Brzmiało ono – „Fritzi Bertanol”. Luksch przekazał dokumentację policji. Po kilku dniach został zatrzymany kelner, który nazywał się Gotfried Bertagnol, a wołano na niego „Fritz”. Te przypadki a także wiele innych eksperymentów w transkomunikacji instrumentalnej prowadzonych przez Hansa Lukscha opisywano i komentowano w wielu czasopismach na całym świecie, w tym również w amerykańskim „Psychic News”. Wiele miejsca poświęcał im w swojej publicystyce Lars Fischinger, omawiając je szczegółowo w swoim dwutomowym dziele poświęconym tematyce „tamtego świata”. Na marginesie warto dodać, że sporządzana przez lata działalności Lukscha dokumentacja jego pracy badawczej oraz przeprowadzonych eksperymentów została zdeponowana u wiedeńskiego prawnika, dr. Hermana Gaigga, który jak podała w grudniu 2004 roku „Wiener Zeitung”, zmarł w wieku 89 lat. Nowy model myślenia Transkomunikacja to fenomen liczący sobie tysiące lat. Prastarzy szamani „łączyli się” z duchami zmarłych. W spirytyzmie nawiązywano kontakt pomiędzy pojedynczym zmarłym a żyjącymi. Im więcej przybywało techniki, tym coraz to ciekawsze stosowano metody podczas nawiązywania komunikacji z drugą stroną. Ale interesujące bywały również wobec nich postawy naukowców. Niejeden badacz uważał, że do wyjaśnienia tego rodzaju eksperymentów nie można używać dotychczasowego modelu myślenia stosowanego w biologii, fizyce i psychologii. I twierdził, że trzeba opracować zupełnie nowy. Ilona Słojewska Czwarty Wymiar nr 6 2021 Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Recommended Posts
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.
Note: Your post will require moderator approval before it will be visible.