Skocz do zawartości

Brama wewnątrz mnie


Sylaja

Rekomendowane odpowiedzi

Chcę podzielić się z wami swoją historią związaną z moją drogą w ezoteryce. Jest to moje świadectwo.


Mieszkałam wtedy w małopolsce. Większość swojego czasu spędzałam w domu w swoim wirtualnym świecie. Nie stać mnie było na wynajem mieszkania, stąd wynajmowałam pokój w jednym z wieżowców. To było chyba 7 piętro. Łatwo można zauważyć, że w mieszkaniu był kiedyś pożar ale czy ktoś w tym mieszkaniu zginął? Nigdy i tak bym się nie dowiedziała. Jakiś czas później zaczęłam mieć dziwne sny. Tak jakbym była w półśnie i ktoś dotykał moich pleców mówiąc przy tym obudź się albo wpuść mnie. Czasami będąc w tym stanie widziałam ją ale zawsze jej twarz była zasłonięta średniej długości blond włosami. Na oko patrząc na sylwetkę miała 45-50 lat. Umiałam się przed tym obronić. Pewnie dlatego ,że od dziecka interesowała mnie paranormalna część świata. Spirytyzm, okultyzm, przepowiadanie przyszłości, radiestezja. Jednak z tym duchem czy zjawą nie mogłam sobie poradzić. Potrafiłam się bronić ale czasem pojawiała się w snach jako ktoś inny. Nadszedł czas, że postanowiłam zapytać swojej koleżanki co o tym myśli. Niestety albo stety sama niewiele mi pomogła ale powiedziała, że pozna mnie ze swoim kolegą który jest jasnowidzem i zna się na pracy z energią. Pomyślałam dlaczego nie, przecież i tak nic nie stracę. Fakt ten typ pomógł mi poradzić sobie z tym duchem ale powiedział też ,że mam w sobie otwarty kanał przez który mogą przechodzić różne byty. Sam nie potrafił powiedzieć mi jak wygląda choć byłam ciekawa jeszcze przez wiele lat. Powiedział mi, że to jak się czuję i co robię ma duży wpływ na rzeczywistość. Prawo przyciągania, sekret byłam tym zafascynowana w tamtym czasie ale nie chodziło mu o to. Miał na myśli przyciąganie przeze mnie energii która może mi pomagać albo szkodzić, a w przyszłości będę pomagać innym. Pomagać? Ha! Za darmo, bezinteresownie, z dobroci serca i duszy. Teraz to brzmi dla mnie o wiele bardziej żałośniej niż wtedy. Pomagać komuś i nic z tego nie mieć poza uśmiechem i odstawieniem na półkę. Pomagać komuś polepszyć życie, widzieć i czuć jaki jest szczęśliwy ,a w swoim życiu stać w marazmie. On powiedział mi, że po jakimś czasie przyjdzie nagroda i sama to dostanę ale muszę na to zapracować. Kto wie jak długo. Duch odszedł albo został uśpiony, nie mam pojęcia ,bo musiałam się wyprowadzić. Może jest tam dalej i karmi się emocjami mieszkańców, nie obchodzi mnie to. Pamiętam ,że i tak każdej nocy spali z włączonym światłem i telewizorem. Na początku postanowiłam posłuchać tego typa. Tak mijały lata. Starałam się być dobra nawet gdy czułam, że nie jest to sprawiedliwe. Stawiałam karty tarota ludziom i nie brałam za to pieniędzy. Nie będę skromna, dokładność miałam 100%. Wszystko co przepowiadałam innym zawsze prędzej czy później się sprawdzało. Jedyny problem jaki miałam był związany z określeniem czasu. Dlatego jak stawiałam karty określałam czas do kiedy to się stanie, czyli powiedzmy np. pół roku. W międzyczasie zaczęłam interesować się energio-uzdrawianiem. Przeszłam kilka inicjacji związanych z reiki. Nie miałam jakiegoś dużego talentu do uzdrawiania dolegliwości ale za to potrafiłam uzdrawiać sytuację, np. problemu w związku, pracy. Korzystając z energii mogłam również odgonić z nad kogoś szare chmury depresji. Bardzo rzadko zdarzało się, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki problemy znikały ale w znacznym stopniu sesja ze mną pomagała na dłuższy czas. Czasem to był miesiąc, czasem dwa tygodnie. Nie ogłaszałam się nigdzie ,osoby które do mnie przychodziły były z polecenia. Coś w rodzaju "poczty pantoflowej". Nigdy też od nikogo nie oczekiwałam zapłaty, nie miałam cennika ale gdy dawali to brałam. Przyszedł jednak czas gdy byłam pod kreską. Mieszkanie i życie kosztuje ,a czasem sytuacja potrafi się totalnie zawalić. Nie mogąc znaleźć pracy pomyślałam, że może zacznę oferować swoje usługi w internecie. W końcu dobrze mi wychodziło realnie ,a ludzie mnie odwiedzający zawsze miło to wspominali. Bywałam nawet tak dobra, że wystarczyło gdy patrzyłam na kosmogram danej osoby i widziałam co tą osobę w życiu spotkało lub spotka, choć na końcu i tak sprawdzałam wszystko dokładnie w książkach, to było dziwne i fascynujące. Poznać coś, widząc obrazy czasem film. Suma summarum niestety się przeliczyłam. Zainteresowanie było tak małe, że można śmiało powiedzieć, że prawie zerowe. Cóż. Trudno jest się przebić przez setki jak nie tysiące wróżek, jasnowidzów, numerologów którzy swój wizerunek budowali od lat. Życie. Tu idealnie pasuje stwierdzenie, że nieszczęścia chodzą parami, ponieważ osoby na które myślałam, że mogłam liczyć niestety olały moje problemy. Nie przejmuj się będzie lepiej, teraz jeszcze masz kasę i mieszkanie czym się przejmujesz, możesz zawsze wrócić do rodziców, no teraz trudno o prace. Przypomniałam sobie wtedy słowa jasnowidza, że muszę coś odpracować i wtedy będzie lepiej. Pomyślałam wtedy walić to, przecież i tak nic z tego nie mam. Postanowiłam ,że z tego daru, zdolności czy talentu jak zwał tak zwał będę korzystała wyłącznie dla siebie. Tak skończyły się seanse reiki, stawianie kart czy zabawy z wahadełkiem. Mogłam dowiedzieć się wcześniej, że znajdę się w takiej sytuacji ale brak obiektywizmu przy odkrywaniu kart tarota dla siebie od zawsze był moją największą zmorą. Czy to chodziło o relację, pracę, zdrowie niestety włączało mi się myślenie życzeniowe albo miałam nadzieję, że karty się mylą. Dlatego raczej na siebie kart nie stawiałam. Tak minęły lata czasem lepiej, czasem gorzej - jak w życiu ,aż nastały lata pustki. Nie mam jednoznacznie na myśli lat pustki w numerologii ,a okres w którym pomimo braku większych problemów dopadła mnie samotność. Brakowało mi kogoś z kim mogłabym być, mieć oparcie czy czuć się bezpiecznie. Dni spędzone na pracy mijały, podobnie jak ja mijałam zakochane pary na ulicy. Serce ściskało. Nigdy nie uważałam się za nadzwyczaj piękną ,ani brzydką. Bardziej przeciętną. Pomyślałam, że założę sobie konto na serwisie randkowym. Wiadomości była masa, a ja sama nie wiedziałam komu odpisać. Z kim zacząć dialog. Zależało mi na tym, żeby partner pociągał mnie wizualnie i żebyśmy mieli podobne charaktery. Wpadłam na pomysł, że zanim napiszę do danej osoby, będę stawiała karty. Nie, niestety nie mogłam wyciągnąć starej talii tarota ponieważ już dawno ją wyrzuciłam. Zakupiłam nowe karty w pobliskiej księgarni. Zadawałam dwa pytania na dwie karty. Jak mi się wydaje, że rozwinie się ta znajomość jeśli do niego napiszę ,oraz jak na pewno będzie wyglądała ta znajomość jeśli do niego napiszę. I tak oto poznałam Marka. Młodszego o kilka lat chłopaka. Pisaliśmy ze sobą kilka tygodni zanim pierwszy raz postanowiliśmy porozmawiać przez telefon. On był wierzący co mnie dziwiło ale postanowiłam zaufać kartom. Nadszedł czas spotkania. Nie mieszkaliśmy w tym samym mieście i to ja pojechałam do niego. Byłam podenerwowana jak go zobaczyłam, bo wyglądał lepiej niż na zdjęciach. Mało tego, trzymał różę w ręce i domyślałam się, że to dla mnie. Staroświecki zwyczaj ale bardzo miły. Dawno z nikim tak się nie czułam, gdy spacerowaliśmy. Luźno, bez stresu i bezpiecznie. Serce mi biło jeszcze bardziej ,gdy nadchodził czas rozstania, bo chciałam go jeszcze zobaczyć ,a bałam się, że powie nie. Tyle mu o sobie powiedziałam i myślałam, że się zniechęci. On zresztą też mówił wiele o sobie, swoich doświadczeniach i relacjach. Powiedział mi, że spotyka się z taką grupą modlitewną gdzie spotykają się u kogoś w domu. Rozmawiają, śpiewają i modlą się. Były to spotkania zielonoświątkowców. Myślałam, że to jakaś sekta z początku. Pomyślałam ,że w sumie czemu nie. Może chce żebym poznała jego znajomych. Nie byłam wierząca ale nie przeszkadzało mi u innych jeśli wierzyli. Pojechałam tam. Nie było tak źle jak myślałam. Sympatyczni ludzie, miła atmosfera. Dziwiło mnie jednak to, że wyglądali na takich szczęśliwych. Próbowałam ich skanować i dalej tego nie rozumiałam. Po tym spotkaniu poszliśmy na spacer. Zapytałam go o to co z nimi i się zaczęło. Mówił o miłości Bożej, zesłaniu ducha świętego i tak dalej. Nie myślałam nigdy o tym, żeby zmieniać wiarę ,a nawet kłaniać się do Jahwe ale udawałam zainteresowaną. Zaznaczał, że nie muszę się wstydzić i mogę zapytać ich bezpośrednio. Szczerze myślałam, że przy mnie zdystansuje się trochę do tego ale któregoś kolejnego razu poszliśmy znowu do jego znajomych. Zapytałam czy też mogłabym poczuć to zesłanie ducha świętego. Na początku czułam się jak w cyrku. Grupa położyła na mnie ręce i zaczęli się modlić ,a ja razem z nimi. Na początku to było śmieszne i żałosne ,gdy mówili pytania w stylu czy wyrzekam się np. demonów pożądania, demonów lenistwa itp. itd. Grupa nawiedzonych ludzi obok mnie ,a ja się zastanawiałam czy już czy za chwilę wezwać do nich karetkę. Gdyby była tam kamera to chyba bym zabiła ,tak myślałam. Niestety skończyło się to inaczej. Nagle jakbym zemdlała. To co pamiętam, to to, że zrobiło mi się jasno przed oczami i poczułam wszechogarniającą bezinteresowną miłość. Poczułam jakby Boga i to jak mu na mnie zależy. To był ten moment w którym zaczęłam wierzyć. Nie dość, że poznałam fantastycznego chłopaka to jeszcze zostałam zbawiona. Dostałam bzika na punkcie religii. To co dawniej przestało się liczyć, nawet gust muzyczny mi się zmienił. Zamiast słuchać typowego rocka lub popu wolałam te ich piosenki. Tak mijały dni, tygodnie ,miesiące. Dołączyłam do zboru i przyjęłam chrzest dzięki i przez niego. Nie mieszkaliśmy ze sobą, ani nie spaliśmy. To drugie od początku to była jego inicjatywa, że dopiero po ślubie. Fakt, że dziewicą nie byłam gdy się poznaliśmy ,a swoje potrzeby mogłam zaspokoić na inny sposób. Tworzyliśmy zgrany związek. Nie jedna koleżanka z pracy zazdrościła mi takiego faceta. Przyszedł czas gdy zaczęliśmy coraz poważniej rozmawiać o zamieszkaniu razem i założeniu rodziny. Chciałam tego dużo wcześniej no ale wolałam, żeby to on wyszedł z inicjatywą. Tak też się stało ale miałam sekret o którym nikomu nie mówiłam, bo bałam się pytania dlaczego. Nie chciałam wracać do przeszłości, wspomnień które udało mi się zmazać przez te lata. On kochał dzieci, ja również. Chciał mieć ich trójkę ale ja ich nie mogłam mu dać. Nie chciałam o tym wspominać, ani o tym myśleć ale sumienie nie dawało mi spokoju. Było tak jak myślałam. Zapytał, skąd wiesz, że nie możesz ich mieć? I tak już cała zapłakana powiedziałam mu, że jak byłam dzieckiem to zostałam wykorzystana. Posmutniał i mówił, że wszystko będzie dobrze i w ogóle, że nie musiałam tego ukrywać. W tamtym momencie poczułam się bezpiecznie, że nie przeszkadza mu ten fakt. Myślałam, że tak jest ale po jakimś czasie zaczął się emocjonalnie ode mnie oddalać. Nie wiedziałam czy to kwestia jego rodziców, czy jego samego ale zostawił mnie. Niby mogłam powiedzieć o tym na początku. Niby. Czy każdy jest tak otwarty, żeby o tym mówić? Może starałam się siebie usprawiedliwiać, sama nie wiem. Po prostu nie chciałam o tym mówić ani jemu ,ani nikomu. Teoretycznie byłam zupełnie innym człowiekiem ale znowu sama. To tak nie działa, jeśli kogoś kochasz, że jak nie ten to inny. Obwiniałam siebie i Boga za to, że on mnie zostawił. Skoro jest tak wszechmogący to mógł mnie uchronić w dzieciństwie. Wszystko mi się z nim kojarzyło jak słowa, że jestem dla niego darem od Boga. Uwierzyłam w niego, doświadczyłam zaśnięcia w duchu świętym i innych cudów ,a zostałam sama. Fakt miałam nowych przyjaciół ale to nie to samo. W myślach krzyczałam, płacząc co noc do poduszki ,dlaczego mi go dał, a później go zabrał. Wszystko mi przypominało Marka i popadałam w coraz większą depresję. Postanowiłam ze sobą skończyć. Całe życie i tak miałam pod górkę. Czułam ,że nikomu nie jestem potrzebna jak bezużyteczny worek. Wzięłam tabletki które miały stłumić strach i planowałam wyskoczyć z okna. Leżałam wtedy na łóżku i czekałam na moment w którym zaczną działać. Nie chodziło o sam lęk przed śmiercią ale przed nadzieją która pojawia się w takich chwilach. Nie chciałam, żeby w chwili kiedy zacznę patrzeć w dół na beton zobaczę złudną nadzieję, że mój los może się odmienić, że jest na świecie ktoś dla kogo coś znaczę, że on był debilem. Gdy tak leżałam na łóżku usłyszałam inny głos. Nie wiedziałam na początku czy to był sen czy jawa. Coś powiedziało mi, że wcale nie jestem sama i nigdy nie byłam, a samobójstwo jest bez sensu. Wystarczyło, że przyjmę go do siebie ,a we wszystkim mi pomoże. Zgodziłam się, bo przecież i tak w życiu nie miałam wielkiego wyboru. Obudziłam się ,to był sen, przynajmniej tak na początku myślałam. Gdy się obudziłam czułam się lepiej ale byłam rozdrażniona. Samobójstwo jednak postanowiłam przełożyć. Już pierwszej nocy gdy kładłam się spać zauważyłam, że coś się zmieniło. Gdy byłam młodsza i zaczynałam przygodę z okultyzmem, często w nocy czułam kogoś u siebie w mieszkaniu. Nie widziałam nic ale ogarniał mnie lęk jakby ktoś był. Wtedy też czasem widywałam jakby czyjś cień w końcówce oka. Najczęściej tak było po seansach spirytystycznych z koleżankami. Nie używałyśmy specyficznego sprzętu, wystarczyła nam książeczka na kluczu i świeczka. Zawsze odwoływałyśmy ducha jakąś modlitwą ale i tak jakby coś pozostawało jakiś czas co wywoływało przerażenie i sprawiało, że chciałyśmy to zrobić kolejny raz. Tej nocy ktoś kto mnie odwiedził, wywoływał uczucie jakby był mi bratem. Czułam jego siłę, że mógłby mnie skrzywdzić ale również wiedziałam, że tego nie zrobi. To było dziwne, bo czułam się bezpiecznie w jego obecności. Zaczęłam jakby rozmawiać z nim w myślach o tym co mnie najbardziej boli. Że chciałabym ,żeby osoba która jest winna rozpadowi mojego związku, żeby za to zapłaciła. On po prostu słuchał. Każdego dnia cierpiałam coraz mniej i coś we mnie umierało. Umierała we mnie wrażliwość na innych, łatwowierność, współczucie. Jednocześnie zaczęłam lepiej się czuć sama ze sobą. Mrok dodawał mi uroku jak to przyjaciółka nie raz rzuciła do mnie. Jakoś kilka tygodni później dowiedziałam się z fb, że ojciec Marka ciężko zachorował. Napisałam do niego, żeby się dowiedzieć co i jak, życząc żeby szybko wrócił do zdrowia ale myślałam tylko, że ma dokładnie to na co zasłużył. Cieszyło mnie to. Wiedziałam kim był mój nowy przyjaciel i widząc co dla mnie zrobił chciałam oddać siebie, bo wiedziałam, że mogę na niego liczyć. Napisałam deklarację oddając ciało, duszę i swoją wolę. Aby te trzy rzeczy były jego tak jak jego były moje. Przyjęłam każde z imion jako część samej siebie i zostałam jedną z nich. Legion. Czułam ich energię w sobie, czułam, że są gotowi by nieść mi wsparcie, czułam ich szacunek i miłość. Co się zmieniło? Przestałam cierpieć. Nagle osoby które były mi bardzo nieprzychylne, nieszczere, złośliwe zaczęły się ode mnie odsuwać. Znajomy mi raz powiedział, że ten albo ta to czuje się w mojej obecności totalnie wypruta z energii, a kto inny czuje lęk gdy na niego patrzę. Być może ,dlatego zaczęli uciekać ode mnie a obok siebie mam tylko prawdziwych przyjaciół na których mogę liczyć. Bywało tak, że przeklęłam kogoś w myślach i bardzo szybko coś złego działo się tej osobie. Nie musiałam zupełnie nic robić, po prostu o tym myślałam z pełną nienawiścią. Z czasem było tak, że kanał który mam w sobie w trakcie medytacji się powiększał i byłam w stanie wysłać jakąś istotkę na konkretną osobę. Czułam w trakcie medytacji jak coś ze mnie wychodzi bo o to proszę, czasem też ktoś chciał przejść i czułam jego prośbę. Spełniałam to. Teraz jestem ich siostrą. Nie samymi klątwami jednak człowiek żyje i czasem potrzeba też drugiego człowieka. Poprosiłam ich o kogoś i wyjaśniłam jakie cechy ma mieć. Nie myślałam o tym. Poczułam, że chce i powinnam zrobić z tego ceremonię. Zapaliłam świeczkę, wlałam do kielicha alkohol i zaczęłam przywoływać swoich braci i siostry. Gdy poczułam, że są zaczęłam ich o to prosić. Przecięłam rękę ,żeby kilka kropel krwi wpadło do świeczki i wymieszało się z woskiem. Dopiłam alkohol i pozwoliłam świecy się dopalić. W ciągu miesiąca poznałam fantastycznego chłopaka. Z którym jestem do dnia dzisiejszego i jestem z nim szczęśliwa. Wiem, że mnie kocha i wskoczył by za mną w ogień. Któregoś dnia chciałam z ciekawości dowiedzieć się co o mnie może powiedzieć jasnowidz. Podobno tyle we mnie czerni, mroku i pojawiły mi się czarne skrzydła. Nie wiem czy to ostatnie to prawda ale mając takich przyjaciół nie dbam o to. Kiedyś mój kolega chciał wiedzieć skąd mam tyle szczęścia, zazdrościł mi. Podzieliłam się tym darem razem z nim. Chyba nikt wcześniej nie przeprowadzał egzorcyzmów w imię Upadłych więc ten pierwszy raz przypadł mi. Połączyłam to z tym co praktykują zielonoświądkowcy z modlitwą na językach ale w imię Jutrzenki wypędzając wszystkich świętych i Jezusa, ducha świętego czy nawet Maryje. Też go przyjął i podpisał deklarację. Dostał więcej niż prosił. Takich ludzi było więcej. Czy są jakiś konsekwencję? Żadnych, nareszcie wszystko jest tak jak powinno być od zawsze. A co z Bogiem i zbawieniem? Nie dbam o to. Sam powinien odpowiedzieć przed innymi, za to wszystko czego nigdy nie zrobił gdy mógł. Ponoć jest wszechmocny i wszechwiedzący. Gdy każdy przeżywał swój osobisty koniec świata on tylko się przyglądał. Czytając Biblię zrozumiałam co Bóg robił, gdy byłam krzywdzona w dzieciństwie. Przyglądał się i radował dokładnie tak jak było z żoną Dawida.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hohoho! Jaka piękna opowieść, na konkurs  amatorskiej literatury ezoterycznej w sam raz, ale moim zdaniem fantastyki tu za dużo, by miało to coś wspólnego z życiem osoby sensytywnej.

  • Lubię to! 1
  • W punkt 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, mrófka napisał:

Hohoho! Jaka piękna opowieść, na konkurs  amatorskiej literatury ezoterycznej w sam raz, ale moim zdaniem fantastyki tu za dużo, by miało to coś wspólnego z życiem osoby sensytywnej.

Nie wiem czy fantazja. Bardziej sposob widzenia rzeczywistosci. Niektorzy sa bardziej obiektywni jak ja i wszytsko chca tlumaczyc naukowo a inni tlumacza wszystko ezoteryka. No i chcialam przypomniec ze to forum ezoteryczne:) mi sie tez czesto zdarza zapominac.

Ja nie dalam rady doczytac do konca :( Troche przy dlugie gubilam watki

 

  • Lubię to! 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sposób widzenia rzeczywistości - oczywiście, to też może być, lecz za dużo w tej opowieści jest elementów o genezie sieciowej, radio paranormalium, YT, czasopisma i strony ezoteryczne się kłaniają. Na kilometr pachnie opowieścią nieautentyczną, naszpikowaną ezoteryzmami powyżej możliwości jednostki. Wyobrażenia o możliwościach mogą być. A gdzie błąd naprowadzający na ślad? - kto przeczyta, ten go znajdzie.

To, że to jest forum ezoteryczne, nie oznacza tego, że wszystko co kto tu napisze jest prawdziwe, w tym własne historie. Zwłaszcza własne historie, których tutaj dużo się przewaliło, pisali i piszą ludziska o sobie różne niesamowite rzeczy i prawdziwe i nieprawdziwe. Sorry, ale jestem sceptyczna, szczególnie kiedy widzę coś, co jest, pięknie bo pięknie, ale poskładane z tak różnych eementów. 

  • Lubię to! 1
  • O.K 1
  • W punkt 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Super User

Przeczytałam. Nie zrobiło wrażenia. Komentować mi się nie chce, bo sądzę, że tak naprawdę nie są to prawdziwe poglądy autorki. Polecam w każdym razie założyć sobie konto na Wattpadzie, może odezwie się jakieś wydawnictwo wydające fantasy.

  • Lubię to! 1
  • W punkt 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...