Skocz do zawartości

Święta śmierć – kim jest La Santa Muerte i jej wyznawcy?


Ariesza

Rekomendowane odpowiedzi

  • Super User

Poniższy tekst napisany jest na podstawie książek „La Santa Muerte. Magia i Mistycyzm Śmierci” Tomasa Prowera, „Santa Muerte. Święta Śmierć”, R. Andrew Chesnuta oraz różnych źródeł internetowych.

Zaznaczam, że nie mam kontaktu z Meksykiem i z tego powodu tekst ten, będący kompilacją zewnętrznych źródeł, może nie oddawać w pełni tematu. Osobom zainteresowanym polecam dalsze badania na własną rękę.

***********************

 

La Santa Muerte (hiszp. „Święta Śmierć”) i jej kult to stosunkowo nowe zjawisko, mające swój rodowód w Meksyku. Można ją traktować jako synkretyczne bóstwo łączące ludowy katolicyzm oraz meksykańskie wierzenia. Istnieje kilka teorii na temat tego, skąd wzięło się przedstawienie tej kościstej świętej, przypominającej wyglądem Ponurego Żniwiarza.

 

spacer.png

La Santa Muerte

 

Według badaczy istotnym wpływem były przedstawienia tańczących kościotrupów oraz Kostuchy (hiszp. La Parca), jakich pełno powstawało w średniowiecznej Europie. Wyrażały równość wszystkich stanów społecznych. Te obrazki stały się nad wyraz popularne podczas epidemii dżumy, dziesiątkującej mieszkańców Starego Świata. 

 

spacer.png

Dance makabre
 

Hiszpanie zawieźli te wizerunki do nowej kolonii, Meksyku, gdzie wpisały się one w lokalny, zwłaszcza aztecki, kult bóstw o kościstym wyglądzie i związanych ze śmiercią – przede wszystkim z Mictlantecuhtli, która razem ze swoim mężem władała Mictlanem, światem podziemnym. Tą boską parę przedstawiano jako dwa kościotrupy lub postaci z trupimi głowami. Aztecy wierzyli, że bogów można przywołać zza światów, i prosić o spełnianie ludzkich życzeń.

 

spacer.png

Mictlantecuhtli

 

Mieszkańcy Ameryki Południowej, zobaczywszy wizerunki La Parca, potraktowali jej kult jako własny i zaadaptowali po swojemu do rozwijającego się tam katolicyzmu.

 

Na wzmiankę zasługuje także La Catrina, postać stworzona przez artystę José Guadalupe Posada na początku XX wieku. Ta kobieta-szkielet, ubrana w eleganckie ubrania, to kolorowy symbol śmierci. Śmierć jest tematem ważnym dla Meksykanów, i La Catrina pojawiała się często podczas święta zmarłych.



spacer.png

 

La Catrina

 

Wszystkie te trupie postaci połączyły się w jedno w osobie La Santa Muerte, upodabnianej często także do Matki Boskiej z Guadelupe, obdarzanej wielką czcią patronki Meksyku. Ponieważ Meksyk jest katolickim krajem, wielu wyznawców Santa Muerte wywodzi się właśnie z tej tradycji. Rytuały i nabożeństwa do Świętej Śmierci często przypominają modlitwy do Maryji – stosuje się nowenny, podobne symbole (jak róże, które według legendy zakwitły po objawieniu Matki Boskiej z Guadelupe) i czasami także podobne określenia, jak Matka Boska. Istnieją także legendy, łączące Santa Muerte z rzymskim katolicyzmem: według niektórych Santa Muerte jest archaniołem, przyjmującym rozkazy bezpośrednio od Boga. Według innych była ona kiedyś człowiekiem, który teraz pokutuje za swoje grzechy jako bóstwo śmierci. W jeszcze innych jest boginią, która odprowadzała do nieba Jezusa po jego śmierci. Santa Muerte dla wyznawców często wydaje się być ważniejsza od samego Boga – szukają oni raczej wsparcia wśród świętych, natomiast Bóg wydaje się bardzo odległą postacią.

 

W XX wieku rozpoczął się kult Santa Muerte takiej, jaką mniej więcej znamy. Swoją karierę zaczynała jako specjalistka od magii miłości. Jej rola z czasem zaczęła się poszerzać o nowe dziedziny, jednak najwięcej sławy (czy raczej niesławy) przyniosły odkrycia jej licznych figur i ołtarzy w domach karteli narkotykowych i zabójców. Media (zwłaszcza amerykańskie) podchwyciły temat i zaczęły trąbić o „satanistycznym” kulcie szerzącym się wśród narkobiznesmenów. Obecnie rząd amerykański aktywnie toczy walkę z kapliczkami i miejscami kultu na granicy amerykańsko-meksykańskiej, mając nadzieję, że niszczenie ich pomoże zwalczyć handel narkotykami. W rzeczywistości efekt jest odwrotny od zamierzonego – działania te rozsławiły Santa Muerte i zaczęły powstawać książki amerykańskich pisarzy, którzy chcieli światu przedstawić Santa Muerte od innej strony i udowodnić, że nie jest ona boginią przestępców, a kolorową boginią wszystkich ludzi na ziemi, która wysłuchuje wszystkich próśb: od miłości, po finanse, ochronę i zdrowie, bo chociaż jest ona personifikacją śmierci, uchodzi także za wielką uzdrowicielkę. Przypisywanie jej czarnej magii jest tylko małym strzępkiem dużo większej całości.

 

Tutaj warto zaznaczyć, że powyższe opisy odnoszą się do tego, jak Santa Muerte mogą postrzegać osoby, które są z nią bezpośrednio związane. Kult Santa Muerte nie jest akceptowany przez kościół katolicki w Meksyku i nie jest ona oficjalną świętą. Pozostaje w sferze ludowych, niszowych kultów. Mimo wszystko większość Meksykan pozostaje na łonie kościoła i nie zajmuje się Santa Muerte. Ich opinie na jej temat w skali kraju bywają podzielone, i bywa przez nich stereotypowo łączona wyłącznie ze światem przestępczym - w wielu domach przestępców i dilerów znajdowano kapliczki z Santa Muerte.
 

 

image.png.c2de91322b86dbee439f541f1557146b.png

Matka Boska z Guadelupe oraz Santa Muerte

 

Sami Meksykanie targani są trudną sytuacją kraju – różnice pomiędzy bogatymi mieszkańcami a biedotą są niezwykle zauważalne, Meksyk przoduje w ilości porwań ludzi, i stanowi istną fabrykę narkotyków. Prawo w zasadzie nie istnieje, zgłaszanych jest zaledwie 12% przestępstw, i ofiary rzadko mogą liczyć na pomoc. Santa Muerte pochyla się nad każdą grupą społeczną: modlą się do niej zabójcy, narkomani, prostytutki, ale także strażnicy więzienni, policjanci, politycy i wielcy biznesmeni. Jest pocieszycielką i wróżką, która przyciąga miłość dla kobiet, które pozbawione opieki mężczyzn w Meksyku często popadają w trudne sytuacje życiowe. W zależności od potrzeb, w tej brutalnej i pełnej przemocy rzeczywistości modlą się do niej wszyscy i widzą w niej nie tylko nieoceniającą nikogo boginię, ale także matkę, przyjaciółkę i… po prostu Meksykankę. Jak mawiają meksykańscy wyznawcy, „jest toporna jak my”. Wyznawcy budują jej domowe ołtarzyki i nie obawiają się składać w podarunku tego, co sami chcieliby dostać: jako dary pojawiają się mocne, ale tanie alkohole, papierosy, słodycze, a nawet narkotyki.

Fenomen Kościstej Śmierci polega na tym, że jest uznawana ona za najbardziej sprawiedliwe bóstwo. Nie jest straszną Kostuchą, Ponurym Żniwiarzem, a boginią, która nikogo nie ocenia, każdego traktuje tak samo: niezależnie od stanu posiadania, bogactw, sławy i zasług. Ostatecznie każdy umrze tak samo. Jest to wielkie pocieszenie dla Meksykanów żyjących w kraju tak pełnym niesprawiedliwości i podziałów, a śmierć nie jest czymś strasznym, tylko przynoszącym upragnioną sprawiedliwość, a czasami wydaje się jedynym sposobem na rozwiązanie problemów w brutalnym, bezkompromisowym świecie. 

 

Do Świętej Śmierci może się zwrócić każdy: pokazuje to jej odarte ze skóry ciało, nagi szkielet, który mógłby należeć do kogokolwiek. Płeć, rasa, orientacja seksualna czy wiek przestają mieć znaczenie podczas kontaktu z Santa Muerte. Ona nie ocenia, nie moralizuje. Dla niej każdy i każda prośba niezależnie od rodzaju są równie wartościowe. Każdy może się czuć przy niej komfortowo, także osoby, które my byśmy ocenili jako spod ciemnej gwiazdy, i które są odrzucane zarówno przez społeczeństwo, jak i przez wszystkie inne religie.

 

 

Edytowane przez Ariesza
formatowanie
  • Lubię to! 1
  • Medal 2
  • Super 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W Polsce pan Mateusz (La Santa Muerte Poland) jest w to ostro wkręcony. Wydał w 2022 r. pierwszą, dość obszerną  (grubo ponad 100 stron) broszurę na ten temat, skierowaną do polskich wyznawców - La Santa Muerte. Anioł Śmierci. Kosztuje kilka złotych, bo w zamierzeniu miało być to non-profit. Jest sporo o kolorach "Chudzinki", modlitwy, rytuały. Jest trochę powtórzeń, ale to ciekawa pozycja. A ostatnio odpalił profesjonalną stronę internetową. 

  • Lubię to! 3
  • Super 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Administrator

Santa Muerte – meksykański kult śmierci potępiony przez Kościół. Czy naprawdę jest niebezpieczny, jak twierdzi Watykan?

Kult Świętej Śmierci z roku na rok zyskuje w Meksyku kolejne rzesze nowych zwolenników. Kim jest Santa Muerte i dlaczego wzbudza tak wiele kontrowersji szczególnie wśród duchownych Kościoła katolickiego?

 

Trudy codziennego życia w Meksyku wyniosły na ołtarze nowe postaci, które czci się na równi z tradycyjnymi świętymi. Jedną z nich jest Santa Muerte, czyli Święta Śmierć, przedstawiona pod postacią szkieletu kobiety odzianego w pelerynę z kapturem i trzymającego w ręku kosę (czasami także wagę, symbolizującą równowagę między dobrem a złem). Mimo potępienia Watykanu, który uznał kult za „bluźnierstwo” i „degradację religii”, grono jej zwolenników stale rośnie.

Aby lepiej zrozumieć fenomen Santa Muerte, zachęcamy do zapoznania się z  reportażem meksykańskiej dziennikarki, Almy Gullermprieto, która przybliża postać nieformalnej patronki przestępców. 

 

Skąd się wzięła Santa Muerte? 
Więzień znany jako El Nińo, po hiszpańsku „Chłopczyk”, trafił za kraty dziewięć i pół roku temu. Wysoki i kościsty, niezdarny w ruchach, ze szczerym, dziecinnym uśmiechem, wygląda, jakby nigdy nie miał dorosnąć. Jednak na myśl o jego czynach włos się jeży na głowie.

Porzucony przez ojca jako siedmiolatek i wychowywany przez dziadków ze strony matki, w wieku 20 lat popełnił morderstwo, za co trafił do tego właśnie więzienia w północnym Meksyku. Jego kumpel Antonio, starannie ubrany, czujny, zwinny, o szczerym, naiwnym spojrzeniu, wylądował w tej samej celi oskarżony o porwanie. – Zostaliśmy przyjaciółmi – mówią zgodnie.

Trudno przewidzieć, kiedy El Nińo wyjdzie zza krat, ale jest pełen nadziei. Liczy na swego protektora, który – jak wierzy – uniemożliwił strażnikom znalezienie u niego kilku absolutnie zabronionych przedmiotów, co mogłoby przedłużyć jego wyrok o wiele kolejnych lat. – Niczego nie zauważyli, chociaż wszystko leżało na wierzchu – mówi.

Ta nadnaturalna siła otacza El Nińo opieką, gdy wróg się zbliża, i chroni go zawsze. Nie tak jak fałszywi przyjaciele, którzy opuszczą cię w potrzebie i zostajesz sam jak pies – potwierdza Antonio. Ów czyniący cuda opiekun i najbardziej bezbronnych, i największych grzeszników, to La Santa Muerte – Święta Śmierć.

Jest ona tylko jedną z wielu postaci z innego świata, do których Meksykanie zwrócili się, gdy na ich kraj spadły plagi. A było ich niemało: susza, epidemia świńskiej grypy odpowiedzialna za załamanie turystyki, wyczerpanie się złóż ropy, głównego towaru eksportowego, kryzys ekonomiczny i ponad wszystko nieszczęsny narkotykowy szlak, o którym głośno na świecie z powodu popełnianych na nim bestialskich zbrodni. Chociaż liczba zabójstw w Meksyku ustabilizowała się w ciągu ostatnich 20 lat, narkotykowe gangi panoszą się tak, że Meksykanie otwarcie zastanawiają się, czy aby las mafias nie wygrały już wojny z rządem.

W Ciudad Juárez, na granicy z Teksasem, zbudowano nowoczesną kostnicę. 1,5 mln dolarów zagranicznej pomocy poszło na ten cel po masowych – i wciąż niewyjaśnionych – zabójstwach kobiet. Ponad 400 z nich porwano, zgwałcono i torturowano, a ciała znajdywano zakopane na pustyni w pobliżu miasta. W ciągu dwóch lat w Ciudad Juárez w wojnach narkotykowych zabito ponad 4 tys. ludzi.

 

– Emocjonalna presja i napięcia związane z życiem w kryzysie sprawiają, że ludzie zaczęli poszukiwać symbolicznych postaci, które mogą im pomóc stawić czoło zagrożeniom – twierdzi José Luis González, profesor z Meksykańskiej Narodowej Szkoły Antropologii i Historii, specjalizujący się w badaniu popularnych kultów. Wśród tych postaci są afrokubańskie bóstwa oraz przestępcy, którym przypisuje się moc czynienia cudów, tacy jak legendarny bandyta z północnego Meksyku Jesús Malverde.

Nawet niektórzy chrześcijańscy święci pomagają teraz nie w zbawieniu, ale w osiągnięciu sukcesu. Panteon bóstw się powiększa, ale kult ubranego w długą szatę szkieletu z kosą – La Santa Muerte – szerzy się chyba najszybciej. – Jeśli wziąć pod uwagę, że przez ostatnią dekadę Meksyk był oswajany z gwałtowną śmiercią, to ten szkielet bezpośrednio odwołuje się do obecnej sytuacji – mówi González.

 

Jak wygląda Santa Muerte? 
Postać Świętej Śmierci przypomina średniowiecznego Mrocznego Żniwiarza. Tyle że całkowicie różni się od zabawnych szkieletów z Dnia Zmarłych – święta, w którym ukochani bliscy na kilka godzin wracają do żywych i są przez nich wspominani. Ołtarze poświęcone La Santa Muerte można dziś spotkać w całym Meksyku, na rogach ulic i w ubogich domach.

Czczą ją i kobiety, i mężczyźni. Każdego pierwszego dnia miesiąca w buntowniczej dzielnicy w sercu miasta Meksyk Enriqueta Romero prowadzi modły do szkieletu. Twarda, sprośna i macierzyńska zarazem Romero była jedną z pierwszych i najbardziej żarliwych propagatorek kultu, który podobno został zapoczątkowany w miastach nad Zatoką Meksykańską, a teraz obejmuje zasięgiem niemal cały kraj.

W Kalifornii i Ameryce Środkowej młodzi ludzi palą świece dla La Santa Muerte i tatuują na ciele jej wizerunki – czasem maleńkie, a czasem ogromne. Kilka lat temu Ministerstwo Spraw Wewnętrznych uznało ten kult za nielegalny. Bez skutku. Powszechnie dostępne są filmy z instruktażami, jak się modlić do La Santa Muerte, i nawet intelektualiści zaczęli mówić, że kult jest muy auténtico – jak najbardziej autentyczny.

Kult Santa Muerte i Jesus Malverde
Nie tylko kryzys, ale i rodzaj problemów, w obliczu których stanęli dziś ludzie, przyczynił się do gwałtownego rozprzestrzeniania się nowych kultów. Wyobraźmy sobie, że żyjemy w jednym z miast na wybrzeżu, na narkotykowym szlaku, co noc słyszymy terkot karabinów maszynowych i obawiamy się, że dosięgnie nas zbłąkana kula. Czyż nie jest zrozumiałe, że ludzie szukają protekcji kogoś takiego jak bandyta i „święty” Jesús Malverde, którego czczą handlarze narkotyków?

Z kolei wierzący katolicy zwracają się do św. Judy Tadeusza. Jego popularność rośnie wśród ludzi, którzy znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. Można ją przyrównać jedynie do tej, którą cieszy się La Santa Muerte, być może dlatego, że święty znany jest jako patron spraw beznadziejnych.

Piętnaście lat temu Daniel Bucio zaczął się modlić do św. Judy. Przed sześciu laty święty go wysłuchał i wreszcie pozwolił jego matce odejść, po długiej, pełnej cierpienia chorobie. Dziś Bucio co miesiąc chodzi do starego, jeszcze z epoki kolonialnej, kościoła pw. San Hipólito, tuż obok głównej turystycznej trasy w centrum Meksyku. Modli się tam w podzięce przed cudowną figurą św. Judy, ofiarowaną świątyni jakieś 30 lat temu.

Historyków narkobiznesu uderzyłby zapewne zbieg okoliczności: jakieś 30 lat temu handlarze z Medellín w Kolumbii, słynący z oddania św. Judzie, nawiązali pierwsze kontakty ze swoimi meksykańskimi odpowiednikami. Dzień św. Judy oficjalnie obchodzi się 28 października, ale tysiące natchnionych wiernych przychodzą do kościoła 28. dnia każdego miesiąca. Od świtu do wieczora w parafii celebruje się wtedy 16 mszy, a ludzie idą do figury na klęczkach, modląc się o pomoc, protekcję i ratunek.

Ich rzesza jest tak liczna, że policja musi zamykać sąsiednie ulice. Daniel Bucio kocha te romerías, z dzikim tłumem, jedzeniem na ulicy i niekończącymi się paradami, w których niesione są figury św. Judy. Niektóre są tak wielkie, że aż trudne do udźwignięcia, inne mniejsze, ale fantazyjnie udekorowane. Ta jego ubrana jest według starych religijnych tradycji z rodzinnego miasta Daniela – w długą do kostek błyszczącą szatę i pióropusz azteckiego władcy.

Jednak w ostatnich latach przyjemność czerpaną z comiesięcznych pielgrzymek psują mu coraz liczniejsze gromady młodych ludzi o twarzach bez uśmiechu i ciałach ozdobionych tatuażami i łańcuchami. Krążą wśród wiernych i podczas błyskawicznych transakcji wymieniają coś, co wygląda jak cukierek w opakowaniu. Bucio wie, o co chodzi. – Niestety, tych dzieciaków przybywa coraz więcej. Kalają imię Naszego Pana i św. Judy, który nie ma nic wspólnego z tym całym narcotráfico. Gdyby każdym, kto tu przyszedł, kierowała szczera wiara, nie spotkałbyś ich tak wielu – mówi.

Ojciec Jesús García, drobnej postury, wesoły duchowny z zakonu Klaretynów – Zgromadzenia Misjonarzy Synów Niepokalanego Serca Maryi – jest świadomy, że do św. Judy modlą się też ludzie, którzy wyglądają, jakby chcieli zarobić dużo pieniędzy w bardzo krótkim czasie. Zdaje sobie sprawę, że ta nowa pobożność dotyczy wszystkich warstw społeczeństwa i zawodów. – Ostatnio przyszedł do mnie pewien polityk i poprosił o modlitwę za swoje zwycięstwo w wyborach. Wyobraża pani sobie!? – wykrzykuje rozbawiony na niebywałą myśl, że św. Juda mógłby być patronem narkobiznesu.

– Mówią, że kiedy figura św. Judy trzyma swoje atrybuty w lewej ręce, to znaczy, że pracuje dla handlarzy narkotyków, i inne takie bzdury – dodaje. Ojciec Jesús woli zająć się nowymi wyznawcami prawdziwej wiary. Jeśli sądzić po pozorach, jedynie meksykańscy handlarze narkotyków nie mają powodów do narzekań w obliczu kryzysu, który gnębi ich rodaków.

Dostarczają niemal całą kokainę, która konsumowana jest na północ od granicy, uprawiają też i przemycają większość marihuany i coraz większą ilość chemicznych środków odurzających, które lubią konsumenci z USA. Posługują się przemocą jako środkiem perswazji, okrutnie okaleczając swoje ofiary i wystawiając zwłoki na widok publiczny, żeby pokazać wszystkim siłę i brak skrupułów. To świadoma strategia wzbudzania strachu.

Kiedyś handlarze wywodzili się z niewielkiego stanu Sinaloa na północy kraju, z małych grup sąsiedzkich, połączonych rodzinnymi więzami. Położony pomiędzy Zatoką Kalifornijską a łańcuchem górskim Sierra Madre Zachodnia, prawie 500 km od granicy ze Stanami Zjednoczonymi, rolniczy stan Sinaloa zamieszkany był przez biednych chłopów.

Dzięki temu okazał się idealnym terenem dla rozwinięcia cichej produkcji na amerykański rynek. Wcześniej handlarze ograniczali się tu do uprawy marihuany w górach lub kupowania jej od innych plantatorów z wybrzeża Pacyfiku. Szmuglowali ją potem z niewielkim zyskiem na terytorium USA. Przez dziesięciolecia był to stosunkowo mało ryzykowny biznes na niewielką skalę, a przemoc nie dotyczyła osób z nim niepowiązanych.

Wojny gangów narkotykowych w Meksyku
W latach 70. meksykański rząd, przy współpracy z amerykańskim, zorganizował serię akcji przeciw handlarzom z Sinaloa. To było jak próba pozbycia się wirusa przez wpuszczenie go do krwiobiegu. Wprawdzie pewną liczbę mafijnych „żołnierzy” wykonujących brudną robotę aresztowano lub zabito, ale większość przywódców zdołała ujść z Sinaloa bez szwanku i rozpoczęła działalność w sąsiednich stanach i dużych miastach wzdłuż granicy amerykańsko-meksykańskiej. Z każdą kolejną operacją wojskową narkotykowi bossowie przenosili się w nowy rejon i rośli w siłę.

Wraz ze wzrostem ich dochodów przybywało broni i handlarzy, którzy w nowych miastach i regionach korumpowali coraz więcej polityków oraz stróżów prawa. Nie można było powstrzymać samego handlu, bo działała tu prosta zasada: sprzedawaj nielegalne dobra z wysoką marżą bogatym konsumentom i zatrudniaj siłę roboczą spośród młodych ludzi bez pieniędzy i przyszłości, którzy chcą dobrze się ubierać, działać bez litości i mieć poczucie władzy. Tak oto w latach 80. zapanował nowy, brutalny porządek. Narkotykowi baronowie kontrolowali przestępcze podziemie i najważniejszych członków sił bezpieczeństwa w takich miastach jak Guadalajara, Tijuana i Juárez.

Podczas niepewnego zawieszenia broni, które jednak przetrwało lata, rozdzielili miasta pomiędzy poszczególne „rodziny”. W latach 90. kruchy pokój między wysiedlonymi z rodzimego regionu klanami z Sinaloa został przerwany. Zaczęły walczyć o kontrolę nad najważniejszymi granicznymi punktami tranzytowymi i czasami razem z nimi, a czasami przeciw nowym grupom handlarzy niezwiązanych z Sinaloa, takim jak kartel Del Golfo ze stanu Tamaulipas. Jego odgałęzieniem stali się Los Zetas, jedni z najokrutniejszych zabójców.

Nadeszły nowe czasy i walczący w coraz krwawszych wojnach narkotykowych „żołnierze” stojąc w obliczu strasznej śmierci, właśnie do niej zwrócili się po protekcję. Ci żołnierze sił specjalnych, wyszkoleni przez władze Meksyku i USA, przeszli na stronę kartelu znad Zatoki i wypowiedzieli wojnę byłym pracodawcom.

Zwykli Meksykanie naprawdę pojęli, jak brutalna stała się przemoc związana z narkobiznesem, gdy we wrześniu 2006 r. grupa na czarno ubranych mężczyzn wtargnęła do przydrożnej dyskoteki w stanie Michoacán, wysypując na podłogę zawartość worka na śmieci. W środku było pięć odciętych głów.

Aresztowany Santiago Meza przyznał się, że rozpuścił w sodzie kaustycznej 300 zwłok, a ich szczątki zakopał na przedmieściach Tijuany. Narkotykowy gang płacił Mezie 600 dolarów tygodniowo za „utylizację” ciał swoich rywali zabitych w wojnie o wpływy. – Dostarczali mi zwłoki, a ja się ich po prostu pozbywałem – wyznał, dodając, że tę „pracę” wykonywał przez 10 lat. Rywalizacja jest bezwzględna, bo zyski meksykańskich narkotykowych gangów ocenia się nawet na ponad 20 mld dolarów rocznie.

Nastąpiła nowa epoka coraz krwawszych starć między konkurującymi ze sobą kartelami i „żołnierze” stojąc w obliczu okrutnej śmierci, właśnie do niej zwrócili się po protekcję. To podczas pierwszej antynarkotykowej kampanii mit i kult narkoświętego Jesúsa Malverde rozszerzył się poza granice Sinaloa. Według legendy Malverde żył w XIX w. i był przestępcą, który rabował bogatych i rozdawał pieniądze biednym.

Został za to powieszony, po czym zza grobu zaczął czynić cuda. Jego kult stał się popularny w latach 70., gdy postanowił się do niego modlić były uliczny handlarz Eligio González. Syn Gonzaleza – silny, spokojny i poważny Jesús, siedząc przed kaplicą Malverde w Culiacán, opowiedział mi o cudzie. Otóż w 1976 r. Eligia, który pracował wtedy jako kierowca, napadnięto, zraniono nożem i postrzelono, po czym pozostawiono na śmierć. Zwrócił się wtedy do Malverde, którego jedynym w tym  czasie pomnikiem był stos kamieni w miejscu, gdzie podobno został pogrzebany. Ranny obiecał, że zbuduje mu odpowiednią kaplicę, jeśli święty bandyta uratuje mu życie. Gdy wyzdrowiał, dotrzymał słowa.

González najwyraźniej rozumiał, że ludzie potrzebują wizerunku Malverde, żeby mogli go czcić. Niestety, nie istniała ani jedna fotografia, a nawet żaden dowód, że kiedykolwiek żył. González zwrócił się więc do swego sąsiada rzemieślnika, by wykonał gipsowe popiersie: „Zrób tak, żeby był podobny trochę do Pedra Infante i trochę do Carlosa Mariscala” – poprosił. Infante to gwiazdor filmowy z Sinaloa, a Mariscal – miejscowy polityk.

Prowizoryczna, zbudowana z pustaków kapliczka poświęcona Malverde stoi dokładnie naprzeciw kompleksu budynków władz stanowych. Jej pomalowane na zielono ściany wewnątrz i na zewnątrz pokrywają wota zawieszone przez wyznawców. Gipsowe popiersie „świętego” jest umieszczone w szklanej gablocie i otoczone tuzinami bukietów, głównie plastikowych kwiatów. Jest też mnóstwo fotografii i ozdobnych tabliczek z wzorem liści marihuany lub „rogu kozła”, jak mówi się w slangu na karabin AK-47.

Jesus Malverde – meksykański patron przemytników narkotyków
Status Malverde jako opiekuna handlarzy narkotyków nie podlega dyskusji – w Sinaloa jest oczywiste, że gdy jakiś baron chce się pomodlić do „świętego”, cała ulica zostaje zamknięta, by mógł uczynić to w spokoju. Ale, jak podkreśla strażnik z więzienia w Culiacán, Malverde jest teraz tak popularny wśród mieszkańców Sinaloa, że stał się już czymś więcej niż świętym.

W Meksyku szef więzienia odmawia wstępu reporterom, którzy nie chcą podpisać zobowiązania, że nie będą pisać „propagandowych” tekstów na temat kultu La Santa Muerte.

Z kolei w zakładzie karnym w północnym Meksyku, w którym siedzi El Nińo, dyrektor pozwala mi rozmawiać z osadzonymi o ich wierze, nie stawiając żadnych warunków. Eskortowana przez strażników mijam kolejne punkty kontrolne. Na koniec ląduję w długim korytarzu pod gołym niebem, którego lewa ściana jest ku memu zdumieniu udekorowana portretami bohaterów dziecięcych kreskówek, takich jak Królewna Śnieżka, Kanarek Tweety czy SpongeBob Kanciastoporty.

Strażnik wyjaśnia, że namalowano je na prośbę więźniów, by dzieci nie czuły strachu, gdy przyjdą spędzić święta z ojcami. Naprzeciw ściany z postaciami z kreskówek znajduje się wysokie ogrodzenie z drutu, a za nim przypominające hangary budynki otoczone trawą i nielicznymi drzewami.

To tam Antonio, oskarżony o porwanie, pisze corridos – więzienne ballady, z których kilka nawet zostało nagranych. Tam też El Nińo, skazany za morderstwo nawleka igły kolorowymi nićmi i pracochłonnymi wzorami obszywa wizerunki Dziewicy z Guadalupe, Chrystusa i La Santa Muerte. O Świętej Śmierci po raz pierwszy usłyszał w telewizji, z dość osobliwego źródła duchowego objawienia, ale dla zamkniętego za drutami była to jedyna droga. Teraz nic nie jest w stanie złamać jego wiary w nowego protektora.

Rozmawiamy w cieniu liści drzewa na więziennym dziedzińcu. Kilkunastu skazańców przysłuchuje się rozmowie, przytakując, gdy Antonio wyjaśniał, dlaczego La Santa Muerte przyciąga tak wielu wyznawców: – Śmierć jest zawsze obok – nawet jeśli jest to jej maleńki wizerunek, który przykleisz nad pryczą. Masz pewność, że się nie ruszy, że nigdy nie odejdzie. Przybrana matka zapowiedziała El Nińo, że jeśli kiedyś wyjdzie z więzienia, ona nie zechce go widzieć i nie życzy sobie także, by jego córka znów się z nim spotkała. Nigdy.

Ale w przeciwieństwie do najbliższej rodziny La Muerte go potrzebuje: – Jeśli obiecasz jej biały kwiat i go nie przyniesiesz, poczujesz się fatalnie, bo ona będzie płakać – mówi El Nińo. Dlatego składa obietnice, których dotrzymuje. Zbliża się południe i upał narasta. Mężczyźni trącają się łokciami, w końcu jeden z nich idzie po plastikowy pojemnik z wodą, którym z nieoczekiwaną kurtuazją częstuje niespodziewanego gościa. 

Pytam o plotki na temat rytuałów związanych z rozprzestrzeniającym się kultem La Santa. Mówią, że wykorzystuje się w nich ludzką krew, a nawet poświęca ludzi na ofiarę. Więzień z innego zakładu potwierdził, że to prawda. El Nińo i Antonio mówią, że La Santa Muerte nagrodzi twoje modlitwy, jednak trzeba jej zapłacić i że ta zapłata musi być proporcjonalna do cudu, o który się prosi, a kara za niespłacenie długu wobec niej jest straszna.

Uprzejmość tych mężczyzn wobec mnie pomaga wyobrazić sobie, że nie są winni ciężkich zbrodni, że kult La Santa Muerte wziął się z wyboru, a nie z desperacji ludzi spodziewających się najgorszego. Zapytałam El Nińo, czy myśli, że kiedy już odsiedzi swoje, będzie mógł wieść normalne życie.

Skrzywił twarz w gorzkim uśmiechu: – Po tym wszystkim, co zrobiłem? Są ludzie, którzy czekają, żeby mnie wykończyć, jak tylko pojawię się za bramą. Podaliśmy sobie ręce i obaj skazani ciepło podziękowali mi za pogawędkę. Opuściłam więzienie z przeświadczeniem, że także za jego murami nadzieja wymaga wielkiej wiary.

Święto Świętej Śmierci nieoficjalnie przypada na dzień 1 listopada. Wówczas w całym kraju organizowane są procesje ku czci Santa Muerte. 

 

Tekst: Alma Gullermprieto, 2010

źródło: Modlitwa do świętej śmierci 

 

  • Lubię to! 1
  • Medal 1
  • Super 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Administrator
W dniu 3.09.2023 o 08:45, Quiddity napisał:

Ale nie jest tak - jak mogłoby wybrzmiewać z poprzednich wpisów, że to kult adresowany dla kryminalistów.

 

Bo nie jest. W artykule w National Geographic autorka stara się wyjaśnić , skąd się wziął ten kult i dlaczego zyskał taką popularność. I dla mnie jest to oczywiste i logiczne biorąc pod uwagę sytuację w Ameryce Środkowej oraz zderzenie wierzeń tamtejszych Indian, które nigdy nie wygasły i są wciąż żywe, z chrześcijaństwem.

Wątpię, by ten kult masowo wyszedł poza Amerykę. Nie jestem wyznawczynią żadnego kultu, lecz gdybym musiała się do któregoś odwołać, to zdecydowanie bliższe są mi bóstwa europejskie. 

  • Lubię to! 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Moderators
W dniu 3.09.2023 o 08:45, Quiddity napisał:

"Chudzinka" ma wiele szat i każdy może znaleźć odpowiednią dla siebie.

 

No właśnie, nic nowego. Cokolwiek by nie powstało, to zaraz znajdzie się wiele funkcji i nazw dla boskiej osobistości. Taka już jest ludzka natura, że musi przyczepić bóstwu różności. Tu wyjątków nie ma. Nie ma znaczenia co/ kogo się czci, czy to jest Jezus, czy makaron, czy śmierć, czy Sai Baba.

I może ta śmierć jest sprawiedliwa, bo teoretycznie nie ocenia i praktycznie kosi wszystkich i w tym różnicy dla nikogo nie ma, ale już sposób, w jaki wyzwala człowieka z okowów nie jest dla każdego jednaki.

Ale tworzenie pod kult "szat" czyli funkcji śmierci, które nijak do niej nie pasują i nie są kojarzone ze śmiercią w ogóle, to jak dla mnie jest mek-syk, czyli skrzyżowanie kozy z wężem. Ale, de gustibus non est disputandum, jakie są czasy takie są umysły (coraz bardziej zresztą puste). W sumie legenda o Jezusie też nie jest w niczym lepsza.

  • Lubię to! 3
  • Super 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bóstwa od zawsze miały swoje aspekty. Często pozornie sprzeczne ze sobą. Trudno np. o pozornie większą sprzeczność niż Śiwa Nataradźa i Śiwa Mahajogin. Większość osób zdziwiła by się widząc (zdjęcia poniżej) takie przedstawienie Jezusa w XIII wiecznej księdze, a jeszcze bardziej widząc taką postać na ołtarzu w kościele. A to przecież tylko Baranek Boży, który (tym razem dosłownie) nadchodzi zgładzić grzechy świata. 

Dla mnie to raczej taka wizja religijna, którą zawęża pola i kompetencje najwyższych bytów wydawałaby się sztuczną intelektualną konstrukcją. Coś jak przedstawienie greckich bogów w podręczniku historii dla szkół podstawowych. 

Uważam , że w synkretyzmie jest jakiś przebłysk mądrości wskazujący, że po pierwsze rzeczywistość jest bardziej skomplikowana niż mogłoby się wydawać, a po drugie nasze wyobrażenia są jedynie próbami opisu czegoś, co zdecydowanie wymyka się opisowi w ludzkich kategoriach i ocenach. Nie wiem. Ja widzę w tym raczej pokorę, niż bezczelność...

 

IMG_20230904_141435.jpg

cbi8blzo0jh81.jpg

  • Lubię to! 2
  • W punkt 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Moderators

Ja widzę raczej tylko niewiedzę. Gdybyśmy znali prawdę, to wątpię, czy potrzebny byłby jakikolwiek wizerunek i atrybuty, ba! samo bóstwo nie byłoby potrzebne.

  • Lubię to! 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...