Skocz do zawartości

Procesy o czary: fakty i mity


Gość Jaga_Wiedzma

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Jaga_Wiedzma

Ponieważ w kilku miejscach poruszany był temat czarownic i procesów czarownic moze pora zająć się i tym tematem. Wokół Inkwizycji narosło wiele mitów i niedomówień, jak choćby słynne (powtarzane nawet w prasie) stwierdzenie, ze w Miasteczku Salem palono czarownice. A to bzdura bo w systemie anglosaskim czarownic nie palono a wieszano je. Zresztą procesy czarownic w USA w tym w Salem sa dość specyficzne i wymagają odrębnego potraktowania, ale jeśli ktoś jest tego ciekawy to chętnie opowiem jak to z tymi czarownicami w Salem i USA było.

Jeśli więc jesteście zainteresowani tematem procesów o czary zachęcam do dyskusji i zadawania pytań.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Jaga_Wiedzma

Oj wiem sporo i mam trochę literatury na ten temat. Zaczęło się od waldensów, którzy byli heretykami. Spalono ich na stosie. Podobny los spotkał Katarów. Potem stopniowo do prześladowań związanych z herezją doszły prześladowania podejrzanych o czary. W tamtych czasach choroby i śmierć zbierały potężne żniwo wśród ludności Europy, lekarze zaś nie mieli dość wiedzy by walczyć z chorobami. Do tego tzreba dodać, ze uczelnie, które ich kształciły były związane z Kościołem i pod jego wpływem. Toteż najlepszym i najskuteczniejszym lekiem jaki się stosowało była modlitwa (i puszczanie krwi). Wiadomo, że skuteczność takiego leku byłą znikoma. Natomiast wiedźmy, czyli wiedzące, znacjhorki i zielarki, które uzdrawianiem parały się od pokoleń i od czasów pogańskich, osiągały spore sukcesy w walce z chorobami. I tak konkurencja wiedźm mogła zaszkodzić wizerunkowi wciąż jeszcze nowej wiary. Kolejną sprawą była kontrola urodzin, gdyż wiedźmy znały sporo metod antykoncepcyjnych a także umiały zaradzić "wpadkom". A tego Kościół już absolutnie tolerować nie mógł. I rozpętało się piekło Inkwizycji, która dla odmiany bardziej zajęła się wiejskimi znachorkami niż heretykami. Co ciekawe w obliczu procesów o czary zupełnie legalnie magią i czarami zajmowali się... Alchemicy i Czarnoksiężnicy, których w ówczesnej Europie nie brakowało. Bywali oni nawet pod patronatem papieskim, gdyż ich działalania lub potencjalne działania mogły przynbieść zyski.

O zyski też chodziło w procesach inkwizycyjnych, co było jakby pożądanym skutkiem ubocznym. Ówczesne prawo skazanego za czary skazywało także na karę konkwiskaty majatku. I tu już lawina ruszyła. Wystarczyło wskazać podejrzanego, a ten za sprawą metod śledczych przyznawał się do wszystkiego. Oskarżyciel uzyskiwał też jakiś procent z majątku skazanego, więc ofiar było dużo. Każdy chciał sie szybko wzbogacić a jednocześnie pozbyć nielubianego sąsiada czy krewnego. Tyle, ze to się szybko obracało przeciw gdyż skazany na torturach mógł wyjawić imię oskarżyciela jako współwinnego. Ale raz puszczona w ruch machina nie łatwo dała się zatrzymać. Ludzie popadli wręcz w obsesję, a stosy płonęły niemal bez przerwy. W Szwecji np na stos czarownicy rzucano także jej dzieci, jako potencjalnie skażone czarostwem, ile wówczas niemowląt i dzieci zginęło trudno się doliczyć. W zadawaniu tortur z kolei przodowała Hiszpania z juz przysłowiową hiszpańską inkwizycją.

Najłagodniej przebiegało to w krajach anglosaskich gdzie stosy nie płonęły, ale zamiast tego wieszano oskarżonych.

Trzeba też pamiętać, że najwięcej proscesów o czary przypada na okres między XV a XVII wiekiem, czyli już nie Średniowiecze a Renesans (Odrodzenie). Choć oczywiście pierwsze procesy zaczęły się w średniowieczu. Jednak to własnie renesans przodował w najwymyślniejszych torturach i największej ilości procesów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Jaga_Wiedzma

Masz rację. Oczywiście oskarżenie o czary i przekazanie podsądnego pod jurysdykcję świętego officium bardzo szybko mogło "załatwić" sprawę niewygodnych osób związanych z polityką, ale... No włąsnie, sprawa nie była taka prosta, jeśli w grę wchodziły bogate rody arsytokracja i szlachta. Tacy raczej na stos nie trafiali, a jeżeli nawet to nie tak szybko i prosto jak zwyczajni śmiertelnicy. Z Joanną była sprawa prosta, bo wszak ta waleczna panna pochodziła z chłopskiej rodziny. W jej przypadku oskarżenie o czary i stos były idealnym rozwiązaniem.

Innym wielkim procesem o herezję i czary, który był niczym więcej jak polityczną zagrywką i sposobem na uniknięcie... spłaty długów, był proces templariuszy i kaźń jaką zgotował papież razem z królem Filipem Pięknym mistrzom zakonnym. Tu najsłynniejszy bodaj spalony to Jakub de Molay, wielki mistrz zakonu templariuszy. Rzucił on poodbno już ze stosu przekleństwo na ród Filipa pięknego, które to przekleństwo ścigało królewskich potomków aż do czasów rewolucji francuskiej. Jest nawet taka opowieść, że w chwili ścięcia na gilotynie ludwika, jakiś mieszczanin krzyknął: Jakubie de Molay, zostałeś pomszczony.

Co do udziału koscioła w procesach o czary to sprawa jest oczywista. Ale i świecie władze nie były bez winy. Wspomniany już Filip Piękny doprowadził do zniszczenia templariuszy. A w Niemczech... Tam kiedy wybuchła reformacja zaniechano procesów o czary i kościół miał zakaz wyłapywania czarownic i posyłania ich na stos. Przynajmniej póki się wszystko z tą reformacją nie unormowało. A kiedy to się stało procesy inkwizycyjne ruszyły na nowo i to z nową siłą. Tyle, że przeprowadzane przez władze świeckie, nie kościelne.

c.d.n :czarodziej:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ciekawe, ciekawe, z zniecierpliwieniem oczekuję ciągu dalszego opowiadań ;)

ale z tą czarną magią i alchemią to mnie zagięłaś. naprawdę Kościół zezwalał na coś takiego? są jakieś przykłady?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czytałem rok temu fantastyczną książeke Małgorzaty Pilaszek pt Procesy o czary w Polsce w wiekach XVI - XVIII wieku jest to publikacja naukowa.( wydana 2008 rok)

  • Dziękuję 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Jaga_Wiedzma

Ksiażek o procesach o czary jest sporo i zaiteresowanym mogę podać literaturę.

Prawdą jest, ze magowie, astrlogowie i alchemicy byli pod swego rodzaju opieką Kościoła. Byli to najczęściej ludzie wywodzący się z arystokracji i bogatych rodów. Papieże oraz królowie często korzystali z ich rad i doświadczenia. Oczywiście oficjalnie nie było mowy o sprawach typu przywoływanie demonów itp, ale i też nikt za bardzo nie wnikał co się dzieje za drzwiami pracowni alchemików i magów. Ważny był efekt końcowy ich pracy. Np Król August II Mocny tak się zapalił do idei produkcji złota, że kazał pochwycić alchemika Johanna Friedricha Böttgera Ten zaczął pracować nad formułą uzyskania złota w procesie transmutacji metali (to pojęcie alchemiczne). Szło mu to opornie, jak większości alchjemików, a król się niecierpliwił. Ponaglany alchemik przypadkowo wyprodukował odłamek ceramiki. tak się tym zainteresował, ze stworzył saską porcelanę, zwaną białym złotem Saksonii. Dzięki temu bogaci arystokraci nie musieli już sprowadzać drogiej chińskiej porcelany, a władcy bogacili się na produkcji rodzimego wyrobu.

Ale wracając do procesów o czary. Były one zakazane także prawem, np Zwierciadło saskie, czy Kodeks Carolina wyraźnie zakazywały uprawiania czarów, a sankcje za to były poważne. Ale też alchemicy czy magowie, nie zajmowali się posolitymi czarami i mieli dość władzy i peiniedzy by nie opłacało się ich posyłać na stos. Co nie znaczy, że i oni czasem nie trafiali w ręce świętego officium. jednak były to raczej sporadyczne przypadki.

Na stos lub szubienicę wędrowały przede wszystkim kobiety zajmujące się zielarstwem, wiejskie znachorki, które magią ludową i dawnymi rytuałami pogańskimi pomagały ludziom. Nie miały szans na obronę, a potem jak machina ruszyla to nikt już nie mógł czuć się bezpieczny.

Ale też nie wszedzie. Np w Stanach zjednoczonych podczas jednego z procesów o czary jakiś farmer zeznał przed sądem (sądem świeckim), że widział trzy swoje sąsiadki jak latały noca na miotłach. Sąd oznajmił wówczas, ze w stanach nie ma prawa, które zabraniałoby latania komukolwiek na miotłach i oddalił oskarżenie. W Europie to samo równało sie wyrokowi śmierci i torturom.

Ale nowo powstające państwo jakim były wówczas stany zjednoczone miały swe własne poroblemy. I czarownice były najmniejszym złem. ale o tym następnym razem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Jaga_Wiedzma

kurt Bauschwitz "Czarownice', Jules Michelet "Czarownica" i z wydawnictwa ossolineum "Procesy o czary w europie wczesnonowożytnej"

A jak chcesz odrobinę beletrystyki to polkecam jacka Piekarę "Młot na czarownice" "Sługa boży' i kolejne.

A i oczywiście dzieło Sprengera, które rozpętało piekło stosów "Młot na czarownice" czyli słynny Maleus Maleficarum.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Jaga_Wiedzma

Interesuję się tym tematem i swego czasu dużo czytałam. mam też sporo na półkach. teraz nieco odkurzam wiedzę. bo z czasem to i owo wyleciało z głowy. postaram sie dziś dodac coś o prcesach w Salem i w USA

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Jaga_Wiedzma

To co człowiek potrafił wymyślić, by zadać bol drugiemu człowiekowi to horror w najczystszej postaci. Byłam kiedyś w muzeum tortur i ciarki przechodzą.

Podaję trochę literatury dotyczącej procesów o czary:

 

* Baranowski B., Procesy czarownic w Polsce w XVII i XVIII wieku, Łódź 1952;

* Baschwitz K., Czarownice. Dzieje procesów o czary, Warszawa 1971;

* Komar M., Czarownice i inni, Kraków 1980;

* Korcz W., Wspólniczki diabła czyli o procesach czarownic na Śląsku w XVII wieku, Katowice 1985;

* Levack B. P., Polowanie na czarownice w Europie wczesnonowożytnej, Wrocław-Warszawa-Kraków 1991;

* Orlicki Ł., Łowcy czarownic, [w:] "Odkrywca";

 

 

c.d.n.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

będę miała coś poczytać przez wakacje ;)

widzę, że lektury mi nie zabraknie. i tak sobie myślę, aby zebrać to ogółem w jakąś pracę na historię... może chociaż w ten sposób podniosę moje mizerne oceny.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Jaga_Wiedzma

Ja pisałam pracę dyplomową z Historii procesów o czary i to z punktu widzenia prawa. Prawo salickie, Kodeks Carolina czy zwierciadło saskie regulowały bardzo dokłądnie kwestię czarów.

polecam też książkę Juliana Tuwima "Czary i czarty polskie" oraz oczywiście "Maleus maleficarum" czyli słynny "Młot na czarownice".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...
Trzeba też pamiętać, że najwięcej proscesów o czary przypada na okres między XV a XVII wiekiem, czyli już nie Średniowiecze a Renesans (Odrodzenie).

Kulturowo rzecz biorąc, XVII wiek to już barok...

 

Zgodzę się, że "Młot na czarownice" to bardzo ciekawa i pouczająca lektura. Zdradza, do jakich niegodziwości mógł posunąć sie człowiek, którego duma została zraniona (w tym wypadku chodzi mi o mężczyzn snujących niebywałe historie).

Odnośnie zakonu Templariuszy, to tam chodziło tylko i wyłącznie o pieniądze. Klątwa, jaką rzucił ze stosu Jakub de Molay potwierdziła sie w dniu śmierci Filipa Pięknego. Zginął on 13 dnia miesiaca, podobnie jak Jakub. I jak tu nie wierzyć w pechową trzynastkę :jezyk2: Choć nie wszystkie źródła sie zgadzają do tej daty i do sposobu, w jaki król zginął.

 

Vivien, gdzie Ty pisałaś taką pracę dyplomową? To na prawdę ciekawy temat! Liczę na kontynuację tego wątku na forum. Późno się za niego zabieram, ale lepiej chyba późno, niż wcale?

Edytowane przez petra.b
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam coś ciekawego- to cytat, tylko żródła nie potrafię podać. Tak mam to zapisane, bez autora.

Będzie w kilku odcinkach, bo długie.

 

„ W roku 1775 we wsi Doruchowie koło Kępna w powiecie ostrzeszowskim odbyła się w miesiącu sierpniu egzekucja na czternastu kobietach posądzonych o czarodziejstwo. Było w tej wsi trzech dziedziców, ich nazwiska dlatego nie wymieniam, aby ich potomkom, jeżeli są jacy, nie wzbudzić przykrego wspomnienia. Dotychczas jest tam kościół parafialny, a mój wuj naówczas był miejscowym plebanem. Nie trudniąc się rolnictwem, lecz obowiązkami stanu swego i naukami, oddał rządy gospodarstwa rodzicom moim…

Żona dziedzica powyżej wzmiankowanego (Stokowskiego) zachorowała. Dostała wielkiego bólu w palcu, włosy na głowie zaczęły się jej zwijać. Był wtedy brak doktorów. Jedynie felczerzy po miasteczkach i to nie wszędzie mieszkali. Tą sztuką najczęściej trudnili się Żydzi, którzy nie posiadając żadnych wiadomości, a nauczywszy się u podobnych sobie mistrzów puszczania krwi i wyrywania zębów, byli jedynymi synami Eskulapa. Emulowali z nimi tak zwani olejkarze z Węgier; ci dawniej kupami włóczyli się po kraju, nosząc szkatułę na plecach z lekarstwami i wyłudzali z ciemnego ludu ostatni grosz, za który jeżeli nie szkodliwe, to przynajmniej nic nie znaczące dawali olejki.

Ta pani posłała po felczerza do Kępna. Lecz zamiast ulgi, ręka puchła coraz bardziej. Nareszcie zaczęły się drobne kosteczki z rany wychodzić, co wtedy postrzałem nazywano. Oddalono felczera. W pobliskiej wsi mieszkała pewna kobieta trudniąca się także leczeniem chorych, a którą miano za opętaną od diabła.

Zgadywał on przez nią wszystkie choroby i zwykle przypisywał winę ciotom (lud tak czarownice nazywał). Do tej kobiety zewsząd się zbiegano. Po nią posłał także dziedzic Doruchowa.

Trzeba wiedzieć, że Doruchów miano wtedy za główne siedlisko czarownic. Gdzie na granicy pomiędzy tą wsią a Przytocznicą leżał wielki kamień, nazywany Łysą Górą, tam czarownice co wtorek i czwartek miały swe nocne schadzki odbywać.

Kobieta wezwana do leczenia pani, znająca dokładnie wieś całą i wszystkie domowe stosunki, wszedłszy do pokoju zaczęła zaraz zżymać się okropnie… wymawiając przerywanym głosem: Cioty! Cioty! Zadały kołtuna. Dobra pierwsza! – wymieniła kilka kobiet.

Blisko probostwa mieszkał gospodarz Kazimierz, człowiek pracowity, trzeźwy, żona jego gospodyni rządna, oszczędna, dlatego mieli się dobrze. Za domem był niewielki sadek, a w nim gruszka rodząca owoc wyborny, po który także dziedziczka nieraz posyłała, nie mając we własnym sadzie tak smacznych gruszek. Ponieważ tej gospodyni na niczym nie zbywało, nazywaną ją Dobrą. Inne zaś kobiety zazdrosne wygadywały na nią, iż dlatego ma się tak dobrze, ponieważ oblubieniec diabeł wszystkiego jej dostarcza. Tak uchodząc we wsi za najgłośniejszą czarownicę, pierwsza została pojmana. Druga to była wdowa żyjąca z wyrobku, mająca córkę około 12 lat. Córce zrobił się wrzód w uchu, a ponieważ go zaniedbano, dostała flusu i na to umierać musiała. Lud zabobonny posądził matkę o czarodziejstwo, że nie mogąc kogo innego oczarować, własnej córce zadała.

Trzecie, młoda dziewka, nie wiedzieć z jakiego powodu udawała czarownicę. Rwała ona liście dębowe, suszyła na słońcu. Pasając w lecie bydło w polu, nosiła takowe liście przy sobie, a gdy wiatr powstał, aby pokazać wiejskim dzieciom, że umie myszy robić, dobywszy z kieszeni listek i chuchnąwszy w dłoń, puszczała go z wiatrem krzycząc głośno: Mysz leci! Mysz! Takim sposobem oszukiwała łatwowiernych i żeby lepiej udać tę sztukę, sama zwykle biegła za ową myszą i zadeptywała ją, aby młodych nie miała i szkody nie czyniła. Tak więc i ta dziewczyna, dla tak niewinnej igraszki za czarownicę posądzona, stała się sama przyczyną swej śmierci.

Inne kobiety z jakich powodów już nie pamiętam.

Wszystkim zarzucano, że panią postrzeliły, mianowicie Dobrą posądzono, jakoby zamiast ona gruszek, myszy pani sprzedawała i tak zadała jej kołtuna. Że to gruszki wcale myszkowatego smaku nie miały, ale były słodkie, soczyste, sam tego doświadczałem, bom je często jadł nieraz u Dobrej, która była dla mnie bardzo łaskawa i często zapraszała do swego sadu. Zarzucano im nadto, iż schadzki z diabłami odprawują w każdy czwartek, wylatując na miotłach kominami na Łysą Górę, posmarowawszy się maścią, umyślnie na to w osobnych słoikach chowaną, iż zatrzymywały w powietrzu deszcze, gdy ich było potrzeba, a w czasie słoty coraz większe ściągały ulewy, iż raziły ludzi postrzałami, do czego osobliwszej miały używać strzelby, to jest rękojeści od stłuczonych tyglów. Skoro więc czarownica dmuchnęła w taką rękojeść, już człek został postrzelony. Nadto, że krowom mleko odbierały i inne niedorzeczności i baśnie…

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewnego wieczora, mając się już udać na spoczynek z wujem (bośmy w jednym pokoju sypiali), usłyszeliśmy krzyk blisko probostwa. Nie widząc ognia, tylko słysząc jęki i płacz i narzekanie, wychodzimy na dwór pytając, co to znaczy. Na to podstarości: Z rozkazu pana pojmujemy czarownice.

Pojmano ich siedem tej nocy: pięć żon gospodarskich, jedną wdowę i jedną służącą dziewczynę. Wróciwszy do domu mój wuj całą noc spać nie mógł. Na drugi dzień, odprawiwszy mszę św. poszedł od dziedzica, chcąc go odwieść od karania niewinnych kobiet, lecz nic nie wskórawszy, przyszedł do probostwa w największej niespokojności. Ponieważ rodzice moi pełni byli przesądów, wierząc w czarownice i ich wspólność z diabłami, jak w artykuły wiary, przeto łatwo sobie wystawić można, że ich to niespodziewane wydarzenie bardzo ucieszyło; i ja się ucieszyłem, gdyż miałem wtedy osiem lat.

Tegoż samego dnia pławiono je w wodzie. Był to staw obszerny, który do dziś dnia egzystuje. Ponieważ w całej wsi i sąsiedztwie powstał rozruch wielki, przeto zgromadziło się niezliczone mnóstwo ludu na to rzadkie widowisko pławienia czarownic; poszedłem także z drugimi i w ciżbie nie byłbym na pewno nic widział, gdyby nie syn jednego z dziedziców, około 15 lat liczący, mając łódkę zabrał mię za sobą, tak więc popłynęliśmy naprzeciwko mostu, z którego czarownice pławić miano. Widzieliśmy dokładnie ceremonię. Wprowadzono je na most, miały ręce powiązane; brano jedną kobietę po drugiej, założono pod pachy powróz; czterech ludzi na tym powrozie spuszczało ją powoli z mostu w wodę. Żadna z nich nie tonęła, albowiem suknie, a zwłaszcza obszerne spódnice, nim namokły, unosiły każdą z nich na powierzchni wody. Dziedzic był przytomny na koniu, a widząc pływające wołał: Nie tonie – czarownica! Słowa te, jak się później pokazało, były nieodzownym wyrokiem, skazującym na śmierć niewinne ofiary. Ludzie natychmiast wyciągali kobiety i tym sposobem wszystkie siedem zostały czarownicami.

Po czym odprowadzono je na powrót do więzienia na spichlerz, posadzono w beczki, jakich do kiszenia kapusty na zimę używają. Tam nikomu nie wolno było wchodzić, jak tylko podstarościemu mającemu nad nimi dozór i sześciu ludziom, z innych dóbr umyślnie na to sprowadzonym, którzy je karmili i pić im dawali. Ciekawy byłem bardzo zobaczyć także owe czarownice. Podstarości miał syna w moim wieku, chodziliśmy razem do organisty uczyć się czytać i żyliśmy ze sobą w przyjaźni. Ten na moje żądanie uprosił ojca swego, iż nas obu wziął z sobą i wpuściwszy do spichlerza, drzwi na klucz za sobą zamknął.

Usłyszawszy jęczenie tych męczennic w ciemności, wydobywające się z beczek, jak z podziemnych lochów, zląkłem się okropnie i straciwszy ochotę zaspokojenia mej ciekawości, zaledwo obejrzałem jedną tylko beczkę, wszystkie jednak podobnie były urządzone. Ta, którą oglądałem, stała na dwóch podstawach; w klepkach blisko dna wyrżnięta była dziura, dość duża czworograniasta. Kobieta wsadzona w beczkę miała ręce i nogi z tyłu związane, które tą dziurą zewnątrz kołkiem drewnianym zatknięte były, tak że stać, ani siedzieć nie mogąc, przez cały czas, aż do okropnej egzekucji klęczeć musiała. Każda beczka pokryta była płótnem grubym, a na boku przylepiona karteczka z napisem: Jezus! Maria! Józef! – z przyczyny, aby diabli nie mieli do nich przystępu i nie uwolnili swych oblubienic od śmierci. Później z pobliskich wsi przywieziono, ale zawsze w nocy, już w takich beczkach uwięzionych jeszcze siedem innych kobiet, a zatem było ich wszystkich czternaście.

Zaczął dziedzic robić przysposobienie do egzekucji, kazał w boru kopać pnie sosnowe, takie, z których już biel w ziemi opróchniał, a tylko sam smól pozostał, kazał ścinać sosny najsmolniejsze i sążnie z nich bić. Wuj, widząc przygotowania, a nie mogąc odwieść dziedzica od tego krwawego zamiaru, postanowił jechać do Warszawy, aby u króla wyjednać ułaskawienie. Jakoż pojechał. Dziedzic, dowiedziawszy się o tym, zaraz po wyjeździe wuja kazał zwozić drzewo już przysposobione na granicę pomiędzy Doruchowem a Piłą, przy trakcie prowadzącym z Kalisza do Kępna. Naprzód sosnę wielką wkopano w ziemię i około niej stos okrągły układano, jednej warstwę pniów i smolnych drew, a drugą słomy, na kilkanaście łokci wysokości.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciekawością zdjęty poszedłem z synem podstarościego oglądać stosa, a widząc drabiny przystawione, chcieliśmy wnijść na wierzch. Ludzie będący na straży, aby go nie podpalono, zrazu bronili nam przystępu, atoli później dali się uprosić. Tutaj na samym wierzchu była słoma, równo usłana jak na stole, i kilkanaście klocków dębowych dosyć wielkich, na każdym z nich była przylepiona kartka z napisem Jezus! Maria! Józef! – dla wyżej wyrażonych przyczyn. Jeden z tych stróżów powiedział nam, że tymi klockami przyciskać będą czarownice, aby spokojnie na miejscu leżały.

Gdy ten stos już był wystawiony, sprowadzić dziedzic kazał dwóch katów, trzech sędziów z Grabowa (gdyż wtenczas każde niemal miasteczko miało prawo miecza) i trzech księży zakonnych dla dysponowania skazanych na śmierć czarownic.

Blisko spichlerza stał dom, kopcem zwany, naokoło oblany wodą; mieszkał w nim podstarości. Syn jego, przypadłszy po południu za szkoły, powiedział mi, że ojciec jutro musi się wyprowadzić ze swego mieszkania, gdyż tam nocą będę na torturach czarownice ciągnąć, dodając, że nikt przytomny być nie może prócz sędziów i katów. Całą noc spać nie mogłem przemyślając, jakby się tam dostać.

Nazajutrz wstawszy rano, wziąłem ukradkiem w kieszeń kawał chleba z masłem, elementarz pod rękę, udając, że idę do szkoły, a pobiegłem prosto na kopiec, skąd już rzeczy podstarościego wynoszono. Gdy już nikogo w domu nie było, wszedłem do izby i ulokowałem się na przypiecku, skąd nie będąc widziany, mogłem się dokładnie wszystkiemu przypatrzeć. Przyszedł podstarości i dwóch ludzi, ci uprzątnęli, a potem wyszedłszy zamknęli izbę.

Będąc sam jeden, jużem ze strachy chciał wołać oknem, aby mnie wypuszczono, ale chęć widzenia nowości przemogła. Było to przed południem, z nudów i bojaźni usnąłem. Musiałem spać dosyć długo, bo gdym się obudził, już słońce zachodziło; spojrzawszy na izbę zobaczyłem stół pod oknem, trzy stołki, na stole papier, pióro i kałamarz, lichtarze za świecami, butel wódki i kilka kielichów. Niedługo potem czterech ludzi przyniosło na noszach kloc wielki z żelaznym pałąkiem. Wszedł za nimi kat, zaczął laską w sufit pukać w jedną deskę, po czym zaraz usłyszałem mocny huk na górze; wyrąbano znaczny otwór, spuszczono nim koło małe od wozu, u którego wisiały dwa powrozy.

Po zachodzie słońca weszło dwóch ludzi, jeden przyniósł kilka kawałków tarcic, a drugi świecę płonącą. Tymi tarcicami zabito okna, świecę na stole zapalono; weszli sędziowie, usiedli na stołkach, a posiliwszy się gorzałką, kazali przyprowadzić czarownice. Wyszedł kat i niedługo czterej pomocnicy na tychże samych noszach przynieśli kobietę. Tutaj jeden sędzia zaczął się pytać, lecz o co, nie wiem, gdyż już byłem ze strachu na pół umarły. Miała ona nogi i ręce w tył związane. Z rozkazu sędziego oprawcy, gdyż dla słabości sama stać nie mogła, nogi pod pałąk podłożywszy, powrozem przymocowali. Do rąk w tył skrępowanych przywiązano powróz, od koła wiszący, na plecy włożono szpągę podobną do grabi z żelaznymi zębami, które w ciało wchodziły, tę przytwierdzono także cienkimi powrozami, na krzyż przez piersi opasanymi, a ich końce z tyłu do owych od koła powrozów przywiązali.

Gdy te okropne przygotowania skończono, sędzia jej zadawał pytanie. Czy odpowiedziała co lub nie, już tego nie pamiętam. Wtem kat zawołał na oprawców, na górze będących: Obracaj koło! Powrozy obwijały się około walca, ręce w tył unoszone, pociągały za sobą owe postronki od żelaznych grabi, których zęby wchodziły w plecy. Krew się zaczęła dobywać, kości w ramionach trzeszczeć, kobieta okropnie jękłą.

Ja przestraszony nigdy nie widzianą męczarnią krzyknąłem ze strachu na przypiecku. Łatwo sobie wyobrazić, w jakim byłem położeniu; dwaj oprawcy zaczęli szukać, a znalazłszy ściągali z przypiecka, myślałem, że mnie na śmierć prowadzą. Wziąwszy mnie na barki, wynieśli z izby dosyć daleko od tego domu i położyli na ziemi. Więcej może jak godzinę odpoczywałem na tym miejscu z przelęknienia, niżem przyszedł do sił. Gdym już późno w noc powrócił, rodzice moi jeszcze nie spali i byli o mnie w największej niespokojności nie wiedząc, gdziem się podział. Opowiedziałem im, com widział; odstąpił ich przesąd, a matka rzewnie zapłakała.

Tym sposobem wszystkie kobiety na tortury brano i męczono; nazajutrz po tych mękach trzy z nich umarły, żywych zostało się jedenaście. Dziedzic, pełniący urząd wielkiego inkwizytora, przyspieszając egzekucję, przysposobił czterech fornali w drabiach, jakich podczas żniw używają. Po południu, może o godzinie trzeciej, te fornalki zajechały przed spichrz i na te wozy pakowano kobiety w beczkach, na trzech wozach żywe, na czwarty umarłe także w beczkach. Na każdym wozie przy żywych siedział ksiądz zakonnik, odprowadzający je aż na plac egzekucji. Tu oprawcy wydobywali z beczki skrępowane kobiety, a uchwyciwszy je pod pachy, wciągali po drabinkach na stos, na którym stał już kat jeden z czterema pomocnikami; ci odebrawszy kobietę, kładli ją twarzą do ziemi i klockami przyciskali kark i nogi, po czy, owymi beczkami stos obstawili. Trzem kobietom zmarłym na klocku głowy poucinano, a potem w jednym dole, już na to wykopanym, ciała ich wraz z głowami złożono.

Stało wiele ludzi z pochodniami, przeznaczonych do zapalenia stosu, sędziowie byli także przytomni, ale już bez flaszki. Jeden z nich zawołał: Zapalaj pochodnie! Co gdy nastąpiło, kaci ustawili owych ludzi z pochodniami naokoło stosu. Sędzia krzyknął straszliwym głosem: Pal! I wkrótce cały stos stanął w płomieniach. Tu kat jeden przyniósł w chustce jakieś słoiki drewniane i kilka książek i wrzucił w ogień.

Gdy dym zaczął dusić, słychać było jęk niewinnych ofiar, jak spod ziemi podnoszący się ku obłokom. Zgromadzony lud, którego było do kilka tysięcy, wtenczas dopiero pobudzony do litości, zaczął się oburzać na dziedzica, przytomnego ciągle na koniu. Ten widząc zżymanie się i pogróżki tłumu, śpiesznie się oddalił. Stos całą noc się palił. Potem dopiero zmarłych trzech kobiet ciała przysypano ziemią.

Niedaleko tego miejsca stały trzy słupy, wkopane w ziemię żelaznymi obręczami. Po trzech kobietach umęczonych zostały 3 córki, około 15 lub 16 lat mające. Te także następującej nocy po spaleniu ich matek na plac egzekucji zaprowadzono, tam sędzia przeczytał im dekret: Że będąc córkami czarownic, musiały się nauczyć już tej diabelskiej sztuki i dusze swe czartom zapisać, aby się więc wyrzekły wspólnictwa z diabłami, mają by ć u słupów rózgami smagane. Po czym oprawcy obnażyli je po pas, każdą przywiązali do osobnego słupa, ręce i nogi do owych obręczy i tak je po gołych plecach rózgami bito. Jedna z nich w kilka dni potem umarła. Wuj mój powrócił z Warszawy, lecz niestety, za późno: już było po egzekucji.”

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Jaga_Wiedzma

Muszę się niebawem zabrać za kontynuację tego tematu :)

 

Petro ten temat pisałam na... Wydziale Prawa i Administracji ;)

Seminarium z powszechnej historii państwa i prawa. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Queen, wiedziałam, że takie rzeczy się działy blisko mojego miejsca zamieszkania, ba, wiedziałam, że to w Doruhowie, ale nigdy nie słyszałam tej relacji, którą przytaczasz! Muszę namówić męża, co by mnie zabrał w tamte miejsca. Jak już tam pojadę i będzie coś ciekawego, to porobię kilka zdjęć i wrzucę na forum. Choć nie obiecuję, że to tak od razu będzie...

 

Vivien, to widzę, że studiowałyśmy w podobnych klimatach. Dodatkowo teraz też robię prawo i administrację :) Musialaś trafić na fajnego promotora, że Ci pozwolił pisać taką pracę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Jaga_Wiedzma

Wiesz, to jakby nie patrzeć historia prawa ;)

Pisałam dokładnie o procesach o czary w Niemczech. Ciekawa tam była sytuacja bo najpierw były to procesy typowo inkwizycyjne i kościelne, potem po reformacji i chwili oddechu zaczeło się na nowo ale juz w świeckiej jurysdykcji.

 

A jako ciekawostkę pwoiem, ze w miesjcowości, w której teraz pomieszkuję, w Niemczech, jest wieża czarownic i nawet pomnik spalonych wiedźm. Jest też tablica z nazwiskami pomordowanych.

O tu są linki do zdjęć:

• Gelnhausen L3333 • Niemcy • Hexenturm • locr

• Gelnhausen L3333 • Niemcy • Hexenturm • locr

http://www.radroutenplaner.hessen.de/Bilder/GelnhausenHexenturm3.JPG

http://www.tuempelgarten-schule.de/PROJEK~1/img018.jpg

 

 

Ja tam w lecie chodziłam do ziołowego ogródka. Teraz to bardzo ciche i spokojne miejsce choć w centrum miasta ;)

Lubię tam posiedzieć na ławce.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W gruncie rzeczy masz rację z tym prawem. Choć i tak praca niebanalna! Chętnie bym poczytała :)

Ze zdjęć szczególnie ciekawa ta rzeźba... W ogóle fajnie mieć w okolicy takie miejsce, gdzie można się wyciszyć. Ja po kilku latach wróciłam do rodzinnego miasta i jakoś mi ciężko takie miejsce znaleźć. Choć mieszkam w mieście o historii liczącej prawie 19 stuleci.... Problem w tym, że w takie "zaułki historii" wdarła się tu komercja, albo..... bezdomni.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Byłam dziś w Doruchowie. Nawet za bardzo nie musiałam męża namawiać :) Piękny to był dzień na zwiedzanie! A ten cały Doruchów, to normalne, małe miasteczko, jakich pełno w południowej Wielkopolsce. W Internecie wyczytałam, że są dwa miejsca związane z procesem czarownic. Pierwsze, to wyspa na stawie w parku, a drugie, to "wzgórze czarownic" gdzieś przy drodze do Tokarzewa. Tylko, że żadnego "wzgórza" nie ma. Jeździliśmy tam i z powrotem i nic. Spytałam kilku osób, gdzie to jest, ale nikt nawet nie słyszał o tym. Dopiero jeden mężczyzna, de facto łowiący ryby w parkowym stawie, powiedział mi, że podobno ktoś kiedyś odkrył podczas orania pola jakies pozostałości po wielkim ognisku (dosł. "jakiś węgiel") i stwierdzono, że to zapewne był stos. Odnośnie stawu i wysepki, to identyfikowałabym to miejsce z domem podstarościego z powyższego tekstu. Wyspa jest dość spora, widoczne są na niej ruiny. I jeszcze jedna, zabawna sprawa. Mieści się tam dziś coś na kształ pubu, lokalu, nie wiem, jak to nawet nazwać (najpewniej jest to po prostu miejscowa "mordownia") o wdzięcznej nazwie "Kasandra". Wspomniany rybak powiedział, że lokal jest czynny od 17-tej, ale nie mogliśmy czekać tyle czasu, na jego otwarcie. Problem w tym, że jedynego wejścia na wyspę broni dość solidna brama na moście... O Czarownicach mężczyzna wypowadał sie ze śmiechem, że to takie historie "patykiem na wodzie pisane" i że sołtys pewnie by mi więcej powiedział na ten temat. Tak mi się pomyślało, że potomkowie tych samozwańczych inkwizytorów pewnie jeszcze gdzieś tam żyją... ciekawie by było z nimi porozmawiać, ale musiałabym jechać tam bez męża, bo on jest zbyt sceptyczny na takie historie...

Ciekawa sprawa wyszła ze zdjęciami, ale z przyczyn technicznych zamieszczę je dopiero w poniedziałek. Nic więcej nie mówię. Zobaczycie sami...

 

Zdjęcie "piwnicy" na wyspie, gdzie przetrzymywano i torturowano czarownice.

http://img36.imageshack.us/img36/1561/dscf0012vv.jpg

 

Zdjęcie "piwnicy" odwrócone "do góry nogami". Przyjżyjcie się na zbliżeniu wnętrzu pomieszczenia. Czy mi się zdaje, czy coś tam jest....

http://img24.imageshack.us/img24/2109/kopiadscf0009.jpg

 

...twarze dwóch kobiet. Po lewej kobieta w kapturze, po prawej lekko przekrzywiona, krzycząca twarz.

http://img21.imageshack.us/img21/2187/78485142.jpg

 

Jak coś, to mogę przesłać na maila zdjecia w dużo lepszej rozdzielczości. Widzę, że po zmniejszeniu bardzo to niewyraźne...

 

A to już zdjęcia baru "Kasandra"i mostu doń prowadzącego. Najbardziej rozśmieszyły mnie czarownice po bokach napisu. Ludzie to mają wyobraźnię :) I tak się tylko zastanawiam... w USA lub UK, to pewnie by z takiego miejsca zrobili główną atrakcję turystyczną całej okolicy...

http://img32.imageshack.us/img32/3105/dscf0021at.jpg

http://img29.imageshack.us/img29/2160/dscf0026az.jpg

Edytowane przez Silvey
Post pod postem
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Jaga_Wiedzma

Dokładnie tak. Jak w Gelnhausen, pędzą tam wycieczki do tego pzrewodnicy sa ubrai w stroje z pepoki. Naprawde fajnie to wygląda i przyciąga ludzi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 lata później...

Ciekawy jest proces sądowniczy grabarzy z lublina (w tym także czarownice) gdy trwała czarna dżuma. Warto poczytać artykuły o niej (google) cały proces został spisany i zachował się do dziś.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...