Skocz do zawartości

Chrześcijaństwo a reinkarnacja


Queen

Rekomendowane odpowiedzi

Mam poważne pytanie i mam też nadzieję na poważne odpowiedzi. Otóż, chciałabym poznać doktryny, tezy i teorie na temat wiary w reinkarnację (karma, kroniki akaszy, hipnoza- regres, itd...) w zestawieniu z wiarą chrześcijańską, a w tym katolicką szczególnie. Jak się ma jedno do drugiego w publikacjach, które czytaliście i w Waszych odczuciach i przemyśleniach?

Mam pewne teorie, ale są to wyłącznie moje przemyślenia, nie znam faktów, nie czytałam literatury. Z mojej wiedzy wynika, że, o ile Kościół Katolicki głośno możliwości reinkarnacji nie głośi, to jednak też nie zaprzecza jej radykalnie. Jednak najlepsze tezy i najciekawsze teorie są raczej ukryte przed maluczkimi.

Czy ktoś ma ciekawe informacje?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy wiara w reinkarnację zawsze była sprzeczna z chrześcijaństwem i Biblią? Czy w historii Kościoła były próby pogodzenia tych dwóch rzeczy? Czy są kościoły chrześcijanskie którzy wierzą w reinkarnację?

 

 

Na pytanie nadesłane przez Czytelnika odpowiada Roman Zając - biblista i demonolog z KUL.

 

Wiara w reinkarnację jest obecnie bardzo popularna. Wielu chrześcijan nie widzi nic sprzecznego w przyjmowaniu, że po śmierci możemy urodzić się po raz kolejny i przeżyć inne życie. Reinkarnacja traktowana jest więc jako kolejna szansa dana człowiekowi. W zachodniej świadomości wiara w reinkarnację dostosowana jest bardzo do zachodniej mentalności. Newage'ową ideę reinkarnacji - w przeciwieństwie do wschodniej - cechu­je swoisty optymizm. Przede wszystkim pozwala ona spojrzeć na to nie­udane często życie z nadzieją, że "w przyszłym wcieleniu będzie lepiej". Poza tym wcielenia dokonują się tylko w postaciach ludzkich. Nie powraca się do wcieleń niższych, bo reinkarnacja jest pozytywnym sposobem autorealizacji. W buddyźmie i hinduiźmie mamy zupełnie inną wiarę w reinkarnację. Celem budddyzmu jest wręcz wyzwolenie się z ciągu wcieleń, bedących źródłem udręki.

 

Poglady dotyczące reinkarnacji pojawiły się wraz z powstaniem "Upaniszad" (ok. VII w p.n.e). Nie występowały nato­ miast ani w religii Aryjczyków, ani w "Wedach" (ok. XV w p.n.e.). Reinkarnacja nie była też znana w Chinach od momentu rozpowszechnienia się tam bud­dyzmu (VII w n.e.), a i później tradycja konfucjańska odrzucała ją jako sprzeczną z poczuciem godności człowieka. W Grecji reinkarnację przyjmowali natomiast: orficy, Pitagoras i Platon. Była natomiast obca "Iliadzie" i "Odysei". Koncepcje te jak wiadomo faworyzowały pierwiastek duchowy, uznając ciało za więzienie. Pitagoras (ok. 600 r. p.n.e.) twierdził, że dusze są w koniecz­ny sposób poddane prawu cyrkulacji, która obejmuje także świat zwierzęcy. Między narodzinami unoszą się one w powietrzu, aby w momencie poczęcia czy narodzin wejść w nowe ciało. Według Platona (+347 p.n.e.) dusza przebywa pierwot­nie w boskich sferach. Ulega jednak pożądliwości i musi się wcielić w człowie­ka. Jak człowiek postępował, tak też odrodzi się ponownie: chciwi staną się wilkami lub sępami, ludzie uczciwi pszczołami lub innymi ludźmi. Wybawienie możliwe jest tylko w egzystencji ludzkiej, jeśli dusza trzy razy przeżyję ludzki los, kierując się wiedzą filozoficzną i umiarem (Fajdros 249 a).

W Biblii nie znajdziemy nic, co mogłoby być potwierdzeniem dla tych teorii. Oczywiście zwolennicy tej doktryny za pomocą kilku opacznie interpretowanych wersetów sądzą co innego, ale świadczy to po prostu o nieznajomości Biblii. Na przykład próbuje się udowodnić, ze w Izraelu w czasach Jezusa istniała wiara w reinkarnację. Gdy Jezus zapytał, za kogo uważają go ludzie, usłyszał, że jedni mają go za Jana Chrzciciela, a inni za Eliasza (Mt 16,14). W udzielonej odpowiedzi chodzi jednak raczej o duchową kontynuację misji wielkich proroków. Ludzie nie mogli uważać Jezusa za wcielenie Jana Chrzciciela, gdyż Jezus z Nazaretu i Jan Chrzciciel żyli niemal w tym samym czasie. Nie mogli też uważać Jezusa za wcielenie Eliasza, gdyż w przekonaniu Żydów Eliasz w ogóle nie umarł (por. 2 Krl 2,11).

W J 3,3 - "powtórne narodziny" to nie narodziny w następnym wcieleniu, ale odrodzenie duchowe (por. 1 P 1,3n; 1 J 3,9). W J 9,2 - uczniowie pytają: "Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomy - on czy jego rodzice?". W pytaniu odbija się przekonanie o jednoznacznym związku cierpienia z grzechem.

Pomimo, że Jr 31,29n i Ez 18 występują przeciwko bezwzględnemu łączeniu tych dwu rzeczywistości, w powszechnej opinii odpowiedzialność za grzechy "przechodziła" z ojca na syna. Na jakiej podstawie jednak uczniowie przypuszczają, że jakiś grzech mógł zostać popełniony przed urodzeniem? A. Loisy uważał, że mamy tu wpływ hellenistycznej wiary w preegzystencję dusz.

Dzisiaj wyznawcy reinkarnacji widzą w tym biblijny dowód na potwierdzenie swojej wiary: uczniowie mieliby wierzyć, że człowiek przed urodzeniem, a więc w poprzednim wcieleniu, może zgrzeszyć, za co w kolejnym wcieleniu spotyka go kara. Tymczasem jest to nawiązanie do rabinackich spekulacji, że dziecko może grzeszyć już w stanie prenatalnym. Ten poglad rabinów znalazł swój wyraz na przykład w komentarzach do tekstu o walce Ezawa i Jakuba w łonie matki (Rdz 25,22n). Także w tekstach qumrańskich można znaleźć twierdzenie, że Bóg stwarza niektórych ludzi "w nieczystości" (1 QH 4,29; 15,17). W tym właśnie duchu faryzeusze oskarżają dawnego niewidomego, że urodził się w grzechach, a śmie ich pouczać (w 34). Odpowiedź Jezusa jest jednoznaczna - założenie, jakoby każde utrapie­nie stanowiło karę za grzech, jest błędne. Również tego człowieka Bóg ukochał i chce, aby w nim "objawiły się sprawy Boże" (w. 3).

Jak widać biblijne argumenty za reinkarnacją nie istnieją. W tym miejscu warto zatrzymać się na chwilę nad antropologią, jaką przekazuje nam Biblia. Biblijna wizja człowieka wyklucza bowiem całkowicie reinkarnację. W Piśmie Świętym ciało nie jest tylko ubraniem które zrzuca się, aby przyodziać nowe w nowej egzystencji. Nie jest częścią znamienną czy więzieniem wzniosłej i nieszczęśliwej z powodu historycznej egzystencji duszy, ale integralnym wymiarem osoby ludzkiej. Dlatego w Piśmie św. nazywa się człowieka albo słowem basar (ciało, grec. sarks), albo nefesz (dusza, grec. psyche). W tym właśnie sensie ewangelia Janowa stwierdza: "Słowo stało się ciałem" (sarks egeneto), aby wyrazić rzeczywistość, że Słowo stało się człowiekiem.

Hebrajskie słowo basar, to nie jest ciało odrębne od duszy, bo "bez duszy" - według myśli biblijnej, coś takiego nie może istnieć. Basar to również cały człowiek, ale widziany w perspektywie jego przemijalności: "Wszelkie ciało to jakby trawa, a cały wdzięk jego jest niby kwiat polny. Trawa usycha, więdnie kwiat" (Iz 40, 6-7). Gdy Adam stwierdza po stworzeniu Ewy: "Ta dopiero jest (...) ciałem z mego ciała" (Rdz 2, 23), wyraża myśl, że kobieta - w przeciwieństwie do zwierząt - jest tej samej natury co on. Jak można sobie wyobrazić, ze dusza ludzka mogłaby wedrować w ciałach zwierząt? Z kolei nefesz (psyche), to człowiek widziany w całym bogactwie jego życia psychicznego. Źródłem zaś życia osoby jest ruah (duch, grec. pneuma). Tym słowem Biblia określa Boskie źródło wszelkiego życia i Boską zasadę życia w człowieku. "Ja" istoty ludzkiej pozostaje w symbiozie z cielesnością przez współdziałanie Ducha Bożego.

Słowem, antropologia chrześcijańska jest jak najdalsza od opisywania cielesności człowieka wyłącznie w kategoriach materialnych i dualistycznych. Człowiek nie ma duszy i ciała, ale jest duchem, duszą i ciałem. Cielesność to nie tyle składnik, ile raczej znak jego "osobności" i osobowości, środek wyrazu i komunikacji ze światem, obraz osobowej historii, struktura ekspresji "ja" i przekazywania życia. Po zmartwychwstaniu będzie to odnowione, ale nasze ciało, które na ziemi było znakiem indywidualnego powołania Bożego i środkiem komunikacji z innymi. W tym sensie ludzkie ciało nie jest wygnaniem, powłoką duszy, ale inauguracją cielesności wiecznej, całkowicie "prześwietlonej" duchem.

W pierwszych wiekach chrześcijaństwa reinkarnację wyznawali gnostycy, niektórzy przedstawiciele szkoły aleksandryjskiej i neoplatończycy chrześcijańscy. Ojcowie Kościoła i apologeci chrześcijańscy stanęli w obliczu konfrontacji z tymi poglądami. św. Ireneusz z Lyonu (+202) nauczał, że nauka chrześcijańska o osobowej niepowtarzalności człowieka wyklucza reinkarnację. Tertulian (+ok.220) uważaŁ, że zaprzecza jej istotowa jedność ciała i duszy. Św. Augustyn (+ 430) w "Państwie Bożym" z ironią odnosił się do neoplatońskiej wiary w reinkarnację. Wspomniał, że platonik ma kłopoty, aby "pogodzić się z myślą, że matka obrócona w mulicę, miałaby wozić swego syna", dlatego taki platonik przyjmuje wiarę w reinkarnację tylko ludzką, ale skoro tak, czemu nie wstydzi się wierzyć, "że matka, obrócona w młodą dziewczynę, mogłaby poślubić syna" (X, 30)?

Reasumując, doktryna ta jest absolutnie nie do przyjęcia dla każdego, kto wyznaje wiarę chrześcijańską. Reinkarnacji nie da się bowiem pogodzić z ewangeliczną nauką, która głosi, że zbawienie - dar Boży w Jezusie - dokonuje się w jednym tylko życiu. Przez stulecia Kościół powtarzał słowa Listu do Hebrajczyków: "Postanowione ludziom raz umrzeć a potem sąd"(Hbr 9, 27). Na Soborze Florenckim (1439 r.) ogłoszono uroczyście, że los człowieka rozstrzyga się raz na zawsze po śmierci. Podobnie w sposób pośredni reinkarnacja odrzucona została przez Sobór Watykański II (1962-65) w Konstytucji dogmatycznej o Kościele (nr 48), w miejscu, w którym stwierdza się, że życie ludzkie jest niepowtarzalne: A ponieważ nie znamy dnia ani godziny, musimy w myśl upomnienia Pańskiego, czuwać ustawicznie, abyśmy zakończywszy jeden jedyny bieg naszego ziemskiego żywota (por. Hbr 9, 27), zasłużyli wejść razem z Panem na gody weselne i być zaliczeni do błogosławionych" (Mt 25, 31-46).

Reinkarnacja jest nie do pogodzenia z wielką godnością, jaką zostaliśmy obdarzeni. Bóg stwarza każdego człowieka jako istotę wyjątkową i niepowtarzalną oraz pragnie, aby spełnił się on w wieczności, mając za podstawę wiarę i zasługi zgromadzone w życiu doczesnym. Teoria reinkarnacji kontrastuje również z nauką o zmartwychwstaniu ciał. Bóg nie stwarza dla zagłady i pragnie zbawienia całego człowieka, ostatecznie także w jego cielesności. Które więc ciało miałoby być przeznaczone do zmartwychwstania, co działoby się z pozostałymi?

Wiara w zmartwychwstanie oraz reinkarnacja są całkowicie rozbieżne, tak jak dalekie są od siebie systemy religijne i kulturowe, z których pochodzą ? chrześcijaństwo i hinduizm. Wiarę w reinkarnację wyklucza chrześcijańska koncepcja zbawienia. Jan Paweł II w Liście Apostolskim "Tertio Millennio Adveniente" (1994), podejmując zagadnienie reinkarnacji, stwierdza: "Objawienie chrześcijańskie wyklucza reinkarnację i mówi o spełnieniu, do którego człowiek jest powołany w czasie jedynego życia ziemskiego. Spełnienie własnego losu osiąga [on] poprzez bezinteresowny dar z siebie samego. Taki [...] dar jest możliwy [...] tylko poprzez spotkanie z Bogiem. [...] Człowiek spełnia się w Bogu dlatego, że Bóg sam do niego przyszedł w swoim Przedwiecznym Synu". Według nauki chrześcijańskiej, zbawienie jest darem Boga, który daje się każ­demu człowiekowi w Jezusie Chrystusie, zaprasza do przyjęcia łaski Krzyża i Zmartwychwstania. Dlatego Jezus, przeciwstawiając się legalizmowi żydowskiemu, wystą­pił zarazem przeciw pretensji człowieka do samozbawienia. Legalizm opiera się z jednej strony na koncepcji świata, w którym nie ma ani miłosierdzia, ani przebaczenia, a z drugiej - na tytanicznym indywidualizmie istoty ludzkiej. Dotyczy to również hinduistycznego i buddyjskiego rozumienia prawa karmy, które niejako spada na człowieka i nikt - poza nim samym w tym lub następnym wcieleniu - nie może go zdjąć. W chrześcijańskim ujęciu zbawienia nawet cały szereg żywotów ziemskich nie wystarczy, aby człowiek oczyścił siebie i osiągnął swe przeznaczenie. Chrześcijaństwo wyklucza samozbawienie, głoszone przez reinkarnację, bo jedynym naszym Zbawicielem jest Jezus Chrystus.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ks. Waldemar Kulbat

 

Kościół a reinkarnacja

 

 

Reinkarnacja to przekonanie, że duch człowieka wciela się po śmierci powtórnie oraz że ten proces może się wielokrotnie powtarzać. Truizmem staje się pogląd, że wiara w reinkarnację staje się coraz powszechniejszym elementem współczesnej kultury. Prawie 1/4 mieszkańców Europy wierzy w reinkarnację. Ideę reinkarnacji popularyzuje ogromna liczba książek, artykułów, audycji i wykładów. Nawet niektórzy chrześcijanie ulegają idei reinkarnacji błędnie sądząc, że jest ona do pogodzenia z zasadami ich wiary. Rozpowszechnienie tych błędnych idei uzasadnia konieczność refleksji nad zagadnieniem wiary w reinkarnację, przyczynami jej popularności we współczesnym społeczeństwie. Wyjaśnieniu zagadnień związanych z wiarą w reinkarnację jest poświęcona niedawno wydana przez wydawnictwo "M" książka pt." Kościół a reinkarnacja". Jej autorami są: o. Dr Piotr Jordan Śliwiński OFMCap, z Krakowa, kard. Christoph Schoenborn OP z Wiednia, profesor teologii, oraz teolog bp Hans Ludvig Martensen z Kopenhagi.

O. Śliwiński w artykule pt. "Reinkarnacja pragmatyczna" z perspektywy antropologii i religioznawstwa analizuje reinkarnację jako element kultury świata zachodniego. Najpierw ukazuje źródła wiary w reinkarnację w cywilizacji zachodniej. Należy do nich m.in. hinduizm, buddyzm, starożytna Grecja, a w czasach nowożytnych kręgi spirytystyczne, okultystyczne oraz współcześnie New Age. Bardzo interesująco został przedstawiony rozwój idei reinkarnacji w nowych ruchach religijnych i psychoterapeutycznych a także uwarunkowania i współczesny kontekst reinkarnacji w ramach współczesnego społeczeństwa jako "społeczeństwa doznań", społeczeństwa konsumpcji. Ten nowy typ społeczeństwa charakteryzuje rozwój różnego rodzaju substytutów religii. Chrześcijanie zaangażowani w sprawę nowej ewangelizacji powinni zapoznać się zwłaszcza ze skutkami przyjęcia idei reinkarnacji przez chrześcijan. O. Śliwiński ukazuje jak wiara w reinkarnację okalecza człowieczeństwo poszczególnego człowieka niszcząc jego osobowość.

Teksty kard. Schoenborna i bpa Martensena zawierają teologiczną ocenę wiary w reinkarnację. W artykule "Reinkarnacja a wiara chrześcijańska" kard. Schoenborn konfrontuje ideę reinkarnacji z wiarą w zmartwychwstanie Chrystusa. Fundamentalna prawda o zmartwychwstaniu Chrystusa jest nie do pogodzenia z ideą kolejnych wcieleń człowieka w ramach reinkarnacji. Kardynał Schoenborn stara się odpowiedzieć na następujące pytania: Jakie stanowisko wobec reinkarnacji zajmował Kościół starożytny? Dlaczego Kościół odrzucał zawsze wiarę w wędrówkę dusz? Odpowiadając na te pytania Ks. Kardynał przedstawia stanowisko wielkich Ojców Kościoła: Orygenesa, św. Grzegorza z Nyssy, Ireneusza z Lyonu, którzy przeciwstawiali się błędom gnostyków. Bardzo interesujące są refleksje ks. Kardynała na temat współczesnych kłopotów z ideą reinkarnacji. Omawia m.in. publikacje, które przedstawiają rzekome empiryczne dowody reinkarnacji. Stwierdza stanowczo, że w chrześcijaństwie nie ma miejsca na reinkarnację, ponieważ życie w Chrystusie jest już celem ostatecznym. Czegóż można jeszcze szukać jeśli się Jego znalazło? To podstawowe doświadczenie chrześcijaństwa, które wyklucza reinkarnację.

Biskup Hans Ludvig Martensen rozważa ideę reinkarnacji w świetle wypowiedzi Pisma św. Demaskuje reinkarnację jako złudzenie, iluzję, fałszywą pociechę wobec prawdziwej nadziei jaką przynosi chrześcijańska wiara. To nic, zdają się mówić wyznawcy reinkarnacji, na miejsce unicestwionej osoby pojawią się inne formy istnienia i życia. A jednak tylko Bóg ma moc zachowania przy życiu tych, których umiłował.

Książkę wieńczy fragment z adhortacji "Tertio Millenio Adveniente" Jana Pawła II poświęcony zagadnieniu reinkarnacji. Mimo, iż reinkarnacja nie jest głównym tematem tego dokumentu, jednak w rozdziale II, numerze 9 znajdujemy ważną wypowiedź na ten temat. Jest tam mowa, iż Objawienie chrześcijańskie wyklucza reinkarnację i mówi o spełnieniu, do którego powołany jest człowiek w czasie jedynego życia ziemskiego. To doskonałe spełnienie człowiek znajduje w Bogu i tę prawdę objawia Chrystus - mówi Ojciec św. Tą wartościową i bardzo potrzebną pozycją powinni się zainteresować studenci teologii, religioznawstwa, w ogóle humanistyki oraz wszyscy, którzy pragną poznać przyczyny popularności wiary w reinkarnację oraz uzasadnienie chrześcijańskiej nadziei i wiary.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W zasadzie już na ten moment rozwiałaś moje wątpliwości, ale może ktoś ma zgoła odmienne materiały na ten temat? Chetnie skonfrontuję. Sama też poszukam czegoś ciekawego, ale dziś raczej nie będę miała już na to czasu. Postaram sie to nadrobić póżniej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A jednak coś znalazłam...

Artykuł nadesłany przez Adamsa - administratora strony: adamszewczak.republika.pl

 

Życie i śmierć to rytm, podobnie jak wdech i wydech, czuwanie i spanie - jedynie rozmiar rytmu

 

utrudnia człowiekowi jego dostrzeżenie. Doświadczenie potwierdza, że także i tutaj obowiązuje prawidło

 

rządzące dwoma biegunami: życie wymusza śmierć. Jedyną pewną rzeczą w momencie narodzin istoty

 

żywej jest fakt, że kiedyś będzie musiała umrzeć.

 

 

Śmierć następuje po życiu z tą samą pewnością, z

 

jaką po wydechu następuje wdech. Wszystkie formy istnienia posłuszne są prawu oscylacji: pływy

 

morza, pory roku, elektryczność, okresy wojen i pokoju, pory dnia - wszędzie obserwacje dostarczają

 

nam dowodów na istnienie rytmicznej gry polegającej na biegunowych zmianach. Tę rytmiczną

 

wędrówkę duszy przez życie i śmierć nazywamy od zawsze wędrówką dusz lub reinkarnacją (ponownym

 

wcieleniem). Każdy może wierzyć we wszystko poza reinkarnacją, powinien jednak zdawać sobie

 

sprawę z tego, że wszystkie hipotezy pozbawione aspektu reinkarnacji noszą znamię absurdu, gdyż

 

tylko reinkarnacja współbrzmi ze wszystkimi prawidłami tego uniwersum. Dusza przyobleczona w

 

cielesną powłokę, zbiera najpierw doświadczenia na ziemi, aby później, wyzwolona od materii, przeżyć

 

kompensacyjną fazę zwaną przez nas "śmiercią". Śmierć nie oznacza "niebytu", jest tylko inną formą

 

bytu, realizowaną na innym biegunie. Umieranie nie jest więc niczym innym, jak tylko przekraczaniem

 

tego progu, który oddziela od siebie dwa światy - żywych i umarłych. Świat doczesny i tamten świat nie

 

różnią się miejscem, można je raczej porównać z różnymi stopniami postrzegania lub stanami

 

świadomości. Określenie "tamten" wynika z punktu widzenia człowieka, który żyje tu i teraz. Z chwilą

 

gdy przekroczy on próg śmierci i dostanie się na tamten świat, wówczas właśnie "tamten świat" stanie

 

się dla niego światem doczesnym, ponieważ tylko miejsce jego aktualnego pobytu może być dla niego

 

światem doczesnym. Umieranie jest więc subiektywnym przeżyciem, a obiektywizm tego przeżycia trwa

 

i upada wraz z biegunowością. Dopiero nasza biegunowa świadomość zmusza nas, abyśmy postrzegali

 

bezczasowe i nieustannie trwające życie w kategoriach życia i śmierci. To, co z naszej perspektywy jest

 

śmiercią człowieka, z perspektywy "tamtego świata" jest narodzinami. Śmierć na "tamtym świecie" dla

 

nas na ziemi oznacza narodziny dziecka. Kto choć trochę wyzwoli się z subiektywnego postrzegania

 

zjawisk, zauważy, że ten i tamten świat, narodziny i śmierć są w końcu tym samym. Dopiero w naszej

 

biegunowej świadomości jedność rozpada się na przeciwieństwa, z jednoczesności powstaje kolejność.

 

 

 

Sens przeznaczenia staje się zrozumiały dopiero na tle reinkarnacji. Gdy przyglądamy się każdemu

 

życiu oddzielnie, to istotnie można byłoby zwątpić w jego sens - dlatego też wielu weń wątpi. Obojętne,

 

czy spojrzymy na to z punktu widzenia człowieka religijnego, czy ateisty: dość trudno wytłumaczyć

 

komuś, nie posługując się przy tym reinkarnacją, dlaczego właśnie on jest głuchy lub kulawy, dlaczego

 

właśnie on ujrzał światło tego "najlepszego ze światów" jako kaleka czy debil. Wytarty frazes o

 

"niezbadanych wyrokach boskich" także nie wytłumaczy przyczyny tego stanu rzeczy, ani nie sprawi, że

 

ktoś się z nim pogodzi. Życie pozbawione sensu byłoby dla człowieka nie do zniesienia. Dla człowieka

 

poszukiwanie sensu życia jest sprawą najważniejszą. Człowiek nauczy się dostrzegać go i uzna swój los

 

za sprawiedliwy, gdy stwierdzi, że jego życie to nie przypadek, ale fragment długiego łańcucha wcieleń.

 

Przeznaczenie jednego życia wynika z poziomu, jaki osiągnęliśmy w dotychczasowym, całościowo

 

rozumianym procesie nauczania. Przeznaczenie kieruje się tą samą zasadą - jedyna różnica tkwi w jego

 

nieskończonej cierpliwości, która stwarza człowiekowi ciągle nowe możliwości zrozumienia tego, czego

 

jeszcze się nie nauczył i kompensowania popełnionych błędów. Żyć to znaczy uczyć się, niezależnie od

 

tego, czy każdy z nas indywidualnie akceptuje to, czy nie. Przeznaczenie w nieprzekupny i sprawiedliwy

 

sposób dba o to, abyśmy poznali to, czego nie chcemy zaakceptować, przeciwko czemu najbardziej się

 

buntujemy.

 

 

 

Często słyszy się zarzut, że byłoby i nierozsądne, i niepraktyczne, gdyby zapominało się całą wiedzę

 

zebraną w wielu wcieleniach i musiało za każdym razem zaczynać od początku. Twierdzenie, że

 

zapominamy tę wiedzę i zaczynamy za każdym razem od początku, jest nieprawdziwe. Faktem jest coś

 

zupełnie przeciwnego. W każdym wcieleniu człowiek zaczyna od poziomu rozwoju osiągniętego

 

poprzednio i przekształca konkretną wiedzę w dojrzałość, wyrosłą z wiedzy i umiejętności. Dla

 

porównania: w szkole uczyliśmy się wielu konkretnych rzeczy, których dziś już nie pamiętamy. Jednak

 

zajmowanie się tymi konkretnymi rzeczami i sama nauka ukształtowały nas, wychowały. Osiągnęliśmy

 

pewien stan, który nadal istnieje, mimo że konkrety uległy zapomnieniu. Efekt nauczania polega na

 

pogłębianiu świadomości, przy czym przedmiot, z pomocą którego się uczymy, nie ma zbyt wielkiego

 

znaczenia. Ramka do czytania pomaga w nauczeniu się czytania; gdy osiągnęliśmy ten cel, ramka ta nie

 

ma już dla nas żadnej wartości. Wszystko to, czego nauczyliśmy się w łańcuchu naszych wcieleń,

 

znajduje odbicie w dojrzałości i stanie świadomości, z którym teraz przychodzimy na świat. Człowiek nie

 

zapomina niczego, co jest dla niego istotne. Zapomnieniu ulega tylko konkretna otoczka, która tak

 

naprawdę nie ma znaczenia.

 

 

 

Oficjalny Kościół Katolicki odrzuca naukę o powtórnych wcieleniach (wędrówce dusz). Wyjątek stanowi

 

gmina chrześcijańska kierująca się nauką Rudolfa Steinera i jest ona dowodem na to, że nauka

 

chrześcijańska daje się pogodzić z reinkarnacją. Mimo, że jest to trudne do udowodnienia, wiele

 

przemawia za tym, że wiara w reinkarnację za czasów Chrystusa, a także w kilka pierwszych wieków po

 

Nim, była czymś oczywistym. Dopiero w roku 533 na soborze ekumenicznym zwołanym przez cesarza

 

Justyniana została wyklęta wiara w reinkarnację: "Kto naucza o zmyślonej praegzystencji duszy i

 

monstrualnej restauracji będzie przeklęty".

 

 

 

Twierdzi się, że z Pisma Świętego usunięto jednocześnie pewne fragmenty. Pewności co do zasadności

 

tego twierdzenia można by nabrać po przestudiowaniu biblioteki watykańskiej. Mimo to istnieją miejsca

 

w Biblii, które wprawdzie nie wystarczają do uznania reinkarnacji za przedmiot nauki chrześcijańskiej,

 

ale jednoznacznie wykazują, że myśl o reinkarnacji była dla uczniów Chrystusa czymś oczywistym. U

 

wszystkich ewangelistów znajdujemy ustępy, w których rozważa się, czy Jan Chrzciciel był wcieleniem

 

Eliasza.

 

 

 

Ewangelia według świętego Marka, 8,27: "Potem Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod

 

Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: Za kogo uważają mnie ludzie? Oni mu odpowiedzieli: Za

 

Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za innego z proroków". Porównajmy także Ewangelię

 

według świętego Mateusza, 16,13-16. U świętego Mateusza znajdujemy następujący fragment, 17, 10:

 

"Wtedy zapytali Go uczniowie: Czemu więc uczeni w piśmie twierdzą, że najpierw musi przyjść Eliasz?

 

On odparł: Eliasz istotnie przyjdzie i naprawi wszystko. Lecz powiadam wam: Eliasz już przyszedł, a nie

 

poznali go i postąpili z nim tak jak chcieli. Tak i Syn Człowieczy będzie od nich cierpiał. Wtedy uczniowie

 

zrozumieli, że mówił im o Janie Chrzcicielu". Porównajmy w ewangelii według świętego Marka 9,11,

 

Mateusza 11,13: "Wszyscy bowiem Prorocy i Prawo prorokowali aż do Jana. A jeśli chcecie przyjąć, to

 

on jest Eliaszem, który ma przyjść. Kto ma uszy niechaj słucha!" To pytanie o Eliasza pojawiające się

 

we wszystkich ewangeliach zrozumiałe jest wyłącznie na gruncie reinkarnacji. Dotyczy to w

 

szczególności następującego ustępu z ewangelii według świętego Jana, 9-1: "[Jezus] przechodząc obok

 

ujrzał pewnego człowieka, niewidomego o urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: Rabbi, kto

 

zgrzeszył, że się urodził niewidomym - on czy jego rodzice? Jezus odpowiedział: Ani on nie zgrzeszył,

 

ani rodzice jego, ale [stało się tak], aby się na nim objawiły sprawy Boże". Pytanie, czy przyczyny

 

ślepoty od urodzenia należy szukać w winie własnej, czy rodziców, wymaga automatycznie przyjęcia

 

założenia o poprzednich wcieleniach. Nie zmienia tego faktu odpowiedź Jezusa, która nie podaje w

 

wątpliwość zasadności pytania, ale wprowadza trzeci aspekt, który nie został wymieniony w pytaniu.

 

Jeszcze liczniejsze i bardziej jednoznaczne są wypowiedzi wielu ojców Kościoła na temat reinkarnacji.

 

K.O. Schmid w swojej książce "Nie żyjemy tylko raz" (Wir leben nicht nur einmal) zgromadził wiele

 

cytatów, z których kilka przytaczamy poniżej. Wielki Origenes pisze, co następuje: "Gdy chcemy

 

wiedzieć, dlaczego dusza ludzka raz jest posłuszna dobru, a raz złu, to należy przyczyny tego szukać w

 

życiu poprzedzającym obecne życie. Każdy z nas zbliża się do doskonałości w kolejnych, następujących

 

po sobie życiorysach. Jesteśmy zmuszeni do prowadzenia coraz to lepszego życia, czy to na ziemi, czy

 

to w innych światach. Nasze zawierzenie się Bogu, który oczyszcza nas ze wszelkiego zła, oznacza

 

koniec naszych ponownych narodzin." Arcybiskup Louis Pasavali pisze: "Sądzę, że byłoby znacznym

 

krokiem naprzód, gdyby można było publicznie uznać ideę ponownych narodzin, i to zarówno

 

ponownych narodzin na ziemi, jak i w innych światach, gdyż w ten sposób udałoby się rozwiązać wiele

 

zagadek, które dziś na kształt mgły ogarniają ducha i rozum człowieka". Wszystkie przytoczone cytaty i

 

nazwiska nie powinny być traktowane jako próba zasugerowania, jakoby dało się udowodnić, że

 

reinkarnacja stanowi część nauki Chrystusa. Każdy znajdzie wystarczającą ilość cytatów i słynnych

 

autorytetów na poparcie swej opinii. Nie wierzę w to, że spór o reinkarnację należy toczyć posługując

 

się ustępami z Biblii. Bardziej sensowne wydaje mi się poważne rozważenie, czy ideologia

 

chrześcijańska i właściwa nauka Chrystusa zaprzeczają nauce reinkarnacji, czy też nie. Sprawdzenie

 

tego bez uprzedzeń spowoduje, że nie znajdziemy sprzeczności pomiędzy obiema naukami. Nikt z nas

 

nie stanie zatem przed dylematem, czy pozostać chrześcijaninem, czy też wierzyć w reinkarnację.

 

Prawdziwe chrześcijaństwo zawsze wymagało od swoich wyznawców odwagi, aby kroczyć własną drogą

 

wiodącą obok obowiązujących poglądów; pod tym względem nic się do dzisiaj nie zmieniło. "Uczeni w

 

Piśmie" wtedy też nie należeli do najbliższego kręgu przyjaciół Chrystusa.

Podaję link do zamieszczonego materiału.

Reinkarnacja - rytm życia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podsyłam fragmenty nietypowej książki Allana Kardeca. Nietypowej, ponieważ w większości napisanej przez duchy. Kardec był spirytystą, przygotował ponad tysiąc pytań, na które podczas wielu seansów spirytystycznych uzyskiwał odpowiedzi. Fragmenty pochodzą z Księgi duchów. Odpowiedzi duchów ujęte są w cudzysłowach:

 

O reinkarnacji

W jaki sposób dusza, która nie osiągnęła doskonałości w żywocie cielesnym, może się dalej oczyszczać?

"Przyjmując ponownie żywot ziemski."

A więc dusza przechodzi więcej żywotów cielesnych?

"Tak jest, wszyscy mamy już więcej żywotów za sobą."

Jaki jest cel reinkarnacji?

"Odpokutowanie i postępowa poprawa ludzkości."

Czy poczet żywotów cielesnych jest ograniczony, czy też duch będzie się wcielał w nieskończoność?

"Gdy się oczyści ze wszystkich brudów, wówczas nie potrzebuje już dalszych żywotów cielesnych.

Sprawiedliwość reinkarnacji

Na czym opiera się nauka o reinkarnacji?

 

"Na dobroci Bożej i objawieniu. Dobry ojciec pozostawia zawsze swym dziatkom drzwi otwarte do pokuty. Czyż nie mówi wam już zdrowy rozum, że byłoby wielką niesprawiedliwością pozbawiać nieodwołalnie wiecznej szczęśliwości wszystkich grzeszników, nie dając im już możności poprawy? Czy nie są wszyscy ludzie dziatkami Bożymi? Tylko między samolubnymi ludźmi istnieje niesprawiedliwość, zawiść nieustępliwa i kary niedopuszczalne."

Wszystkie duchy dążą do doskonałości, a Bóg i upadłym duchom daje możność zdobywać ją wśród doświadczeń żywota cielesnego i w swej niewyczerpanej sprawiedliwości zezwala, aby dokończyły w nowych żywotach, czego nie mogły uczynić lub osiągnąć w żywocie poprzednim.

Nauka o reinkarnacji, która przyjmuje dla człowieka więcej żywotów kolejnych, jest jedyną, która zgadza się z pojęciami, jakie wytworzyliście sobie o sprawiedliwości i dobroci Bożej, ona jest jedyną, która może wam wyjaśnić waszą przyszłość i zaspokoić wasze nadzieje, ponieważ podaje wam środki do odkupienia grzechów nowymi próbami życiowymi. Rozum wskazuje wam na to, a duchy pouczają was o tym.

Człowiek, świadomy swej niedoskonałości, czerpie z nauki o reinkarnacji nadzieję pocieszającą. Jeżeli wierzy w sprawiedliwość Bożą, nie może spodziewać się, że będzie wiecznie równy tym, którzy lepiej czynili, niż on. Myśl wszakże, że ta niedoskonałość nie pozbawi go na wieki szczęścia najwyższego, lecz że może je osiągnąć nowymi wysiłkami, wspomaga go i dodaje mu siły i wytrwałości. Któżby nie żałował na końcu swego żywota, że za późno nabył pewnych nauk, z których nie może już korzystać? Spóźnione to jednak doświadczenie nie jest stracone, ponieważ skorzysta z niego w nowym życiu.

 

Los dzieci po śmierci

Czy duch dziecka, zmarłego w młodym wieku, jest tak posunięty w rozwoju, jak człowieka dorosłego?

"Niekiedy nawet znacznie więcej."

Czy duch dziecka może być więcej rozwinięty, niż duch jego ojca?

"Bywa tak bardzo często, czyż nie widzicie tego sami często na ziemi?"

Dlaczego życie tak często bywa przerwane już w dzieciństwie?

"Życie dziecięce może być dla ducha wcielonego dopełnieniem pewnego żywota, przerwanego przedwcześnie, a jego śmierć jest często oczyszczającym cierpieniem zarówno dla niego, jak i dla rodziców."

 

Co stanie się z duchem dziecka, umierającego młodo?

"Rozpoczyna nowe życie."

Przyjmując, iż człowiek żyje tylko jeden jedyny raz na ziemi i że to życie ma stanowić o całym jego losie na wieki, trudno byłoby wytłumaczyć, dlaczego połowa ludzkości, umierająca w młodym wieku, miałaby zażywać wiecznej szczęśliwości, omijając trudy - nieraz tak gorzkie - i pokusy, którym podlega druga połowa ludzkości. Jakże pogodzić taki porządek rzeczy ze sprawiedliwością Bożą? Natomiast zasada reinkarnacji przynosi równość dla wszystkich; według niej przyszłość należy w równej mierze do wszystkich, bez wyróżniania jednostek. Kto przychodzi ostatni do celu, może to przypisać samemu sobie. Każdy jest w równej mierze odpowiedzialny za swoje czyny.

Nie jest też słuszne uważać dzieciństwo za stan niewinności. Czyż nie widuje się dzieci obdarzonych najgorszymi instynktami w wieku, gdy wychowanie nie mogło jeszcze wywrzeć swego wpływu? Czyż nie widuje się dzieci, które - zda się - przyniosły z sobą już od urodzenia fałszywość, obłudę, przewrotność, popęd do kradzieży i morderstwa i to pomimo dobrego przykładu całego otoczenia? Prawo ziemskie nie karze ich występków, orzekając, że działały bez rozumu; ma rację, gdyż w istocie działały więcej z popędu, niż z rozmysłu. Lecz skąd pochodzą te skłonności, tak różnorodne, u dzieci tego samego wieku, wychowywanych w tych samych warunkach i poddawanych tym samym wpływom? Skąd pochodzi owa przedwczesna przewrotność, jeśli nie z niższości duchowej, skoro wychowanie nie mogło jeszcze wywrzeć swego wpływu? Dzieci występne i znarowione są nimi dlatego, że duchem stoją jeszcze na niskim poziomie i muszą ponosić skutki nie za swe postępki jako dzieci, lecz za grzechy żywotów poprzednich; prawo jest dla wszystkich to samo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

i drugi fragment z innego rodziału:

 

 

Uwagi o wielości żywotów

Niektórzy mówią, że nauka o reinkarnacji nie jest niczym nowym, gdyż już Pitagoras ją głosił. Nigdy nie powiedzieliśmy, by spirytyzm był nowym wynalazkiem. Ponieważ jest on jednym z praw natury, musiał istnieć od początku wszechczasów. Nawet Pitagoras nie jest twórcą systemu metempsychozy; czerpał on swe wiadomości u filozofów hinduskich i u Egipcjan, gdzie ona była znana od niepamiętnych czasów. Idea wędrówki dusz była więc wierzeniem powszechnym, przyjmowanym przez najznakomitszych ludzi. Jaką drogą do nich przyszła? Przez objawienie czy intuicję? Nie wiemy tego, ale jakkolwiek by było, żadna idea nie mogłaby przetrwać tyle wieków i być przyjmowana przez sfery najinteligentniejsze, gdyby nie miała poważnej podstawy. Starożytność tej nauki stanowi więc nie zarzut, lecz właśnie dowód, przemawiający na jej korzyść.

Duchy więc, ucząc o wielości żywotów ziemskich, wznawiają tylko naukę, której początki sięgają do pierwszych wieków ludzkości i której świadomość zachowała się w duszy u wielu osób.

Niektórzy wysuwają przeciwko nauce reinkarnacji taki zarzut, iż Bóg, który jest najwyższym Dobrem, nie mógłby skazywać człowieka na to, by tyle razy przychodził na ziemię przeżywać ponownie cierpienia i trudy ziemskie. Czyż uważają, iż dowodem większej dobroci byłoby skazywać człowieka na wieczne męki za kilka chwil upadku i błędów (bo jakże krótką chwilą wobec wieczności jest nasze całe życie ziemskie), niż dać mu możność naprawienia tych błędów? - Dwaj przedsiębiorcy mieli po jednym pomocniku, z których każdy miał nadzieję zostać wspólnikiem swego pana. Zdarzyło się, że obaj pomocnicy spędzili raz jeden dzień jak

najgorzej i zasłużyli na wydalenie ich z pracy na zawsze. Jeden z przedsiębiorców wypędził swego pomocnika, nie zważając na jego prośby, a ponieważ ten nie znalazł nigdzie pracy, umarł z biedy. Drugi przedsiębiorca powiedział do swego pomocnika: "Zmarnowałeś jeden dzień, powinieneś mi go więc nagrodzić; pracę swoją źle wykonałeś. Pozwalam jednak, byś ją rozpoczął na nowo, uważaj jednak, byś ją dobrze wykonał, a zatrzymam cię u siebie. Wówczas możesz oczekiwać wyższego stanowiska, które ci przyrzekłem." Czy trzeba się jeszcze pytać - który z tych przedsiębiorców lepiej postąpił? Czyż Bóg, to najwyższe miłosierdzie, byłby więcej zatwardziały i nieubłagany, niż człowiek? Sama myśl, że los nasz ma być na zawsze ustalony przez kilka lat próby, zwłaszcza wtedy, gdy nie leży to w naszej mocy, by osiągnąć na ziemi doskonałość, ma dla nas coś rozdzierającego serce, podczas gdy pojęcie przeciwne niesie w sobie wielką pociechę, zostawiając nam nadzieję. A więc abstrahując od zagadnienia wielości żywotów, nie wypowiadając się w tej sprawie za, ani przeciw, nie ma chyba nikogo, kto by się opowiedział za wyrokiem bez odwołania. Pewien filozof powiedział, że gdyby nawet nie było Boga, musiano by Go wynaleźć dla szczęścia ludzkości. To samo można by powiedzieć o wielości żywotów.

Zastanówmy się nad tą sprawą jeszcze z innego punktu widzenia. Jeżeli nie ma reinkarnacji, czyli jeżeli każdy żyje na ziemi raz tylko, wówczas dusza każdego człowieka zostaje stworzona przy jego urodzeniu, chyba że przypuścimy, iż już przedtem istniała. A w tym ostatnim wypadku jaki był jej stan: czy miała świadomość siebie samej, czy nie? Jeśliby nie miała świadomości, to tak nieomal, jak gdyby nie istniała. A jeśli posiadała swą indywidualność, to albo postępowała naprzód, albo stała na jednym poziomie; w jednym i drugim wypadku na jakim stopniu znajdowała się, przychodząc do ciała? Jeżeli według wierzeń powszechnych przyjmiemy, że dusza rodzi się wraz z ciałem, czyli, co na to samo wychodzi, że przed urodzeniem miała tylko własności negatywne, wówczas nasuwają się następujące pytania:

1. Dlaczego dusza wykazuje zdolności tak różnorodne, niezależne od idei, nabytych przez wychowanie?

2. Skąd pochodzą nadzwyczajne zdolności niektórych dzieci w najwcześniejszym wieku dla tej lub owej gałęzi wiedzy, podczas kiedy u innych pozostają na niskim lub miernym poziomie przez całe życie?

3. Skąd pochodzą u jednych ludzi pojęcia wrodzone lub poglądy, których inni nie posiadają?

4. Skąd przychodzą u niektórych dzieci owe przedwczesne popędy do

cnotliwości lub występków, owo wrodzone poczucie dostojeństwa lub nikczemność, sprzeczne ze środowiskiem, w którym się urodziły?

5. Dlaczego pewne jednostki, wbrew otrzymanemu wychowaniu są więcej rozwinięte i uzdolnione, niż inne?

6. Dlaczego istnieją ludy cywilizowane i ludy dzikie? Gdybyśmy wzięli dziecko hotentotów od piersi matki, a wychowali je w zakładach najznamienitszych, czy stanie się z niego taki Łapiące lub Newton?

Pytamy się - która filozofia lub teologia może wyświetlić te zagadnienia? Dusze są przy narodzeniu albo równe, albo nierówne - to nie ulega wątpliwości. Jeżeli są równe, to skąd taka różnorodność uzdolnień? Powiecie może, że to zależy od organizmu? Ale taka nauka byłaby najpotworniejsza i najbardziej niemoralna. Człowiek byłby wtedy tylko jakąś machiną, igraszką materii; wówczas nie byłoby odpowiedzialności za swoje czyny, wtedy można by wszystko zwalać na nasze niedoskonałości cielesne. Jeżeli dusze są nierówne sobie, to znaczy, że zostały takimi stworzone. Ale w takim razie skąd ta wrodzona wyższość

jednych nad innymi? Czy taka stronniczość zgadzałaby się ze Sprawiedliwością Bożą i Miłością, jaką obdarza On wszystkie Swoje twory?

Jeżeli natomiast przyjmiemy wielość żywotów kolejnych, to wszystko się wyświetli. Ludzie przynoszą przy narodzeniu wewnętrzną świadomość tego, czego się nauczyli w żywotach poprzednich, stoją na wyższym lub niższym poziomie tych czy owych uzdolnień, zależnie od tego, jak przeżyli żywoty poprzednie. Bóg w swej sprawiedliwości nie mógł stworzyć dusz mniej lub więcej doskonałymi; nierówność, którą obserwujemy, nie ma w sobie nic sprzecznego z najdalej idącą sprawiedliwością. Przyczyną naszej pomyłki jest ta okoliczność, że widzimy tylko teraźniejszość, a nie przeszłość. Czy takie rozumowanie opiera się na teorii albo założeniach dowolnych? Nie, wychodzimy od oczywistych i niezaprzeczalnych faktów, a mianowicie od nierówności uzdolnień i rozwoju umysłowego i moralnego, której nie może nam wyświetlić żadna teoria, podczas gdy wytłumaczenie spirytystyczne jest proste, naturalne i logiczne.

Co do szóstego pytania, powie ktoś może, że hotentot należy do rasy niższej. Pytamy się na to: czy hotentot jest człowiekiem, czy nie? Jeżeli jest człowiekiem, dlaczego pozbawił Bóg jego i jego rasę przywilejów, które otrzymała rasa kaukaska? Jeżeli nie miałby być człowiekiem - dlaczego chcecie uczynić z niego chrześcijanina? Spirytyzm jest nauką szerszą, niż wszystkie inne, dla niego nie ma wielu rodzaj ludzkich, dla niego istnieją tylko ludzie, których duch jest mniej lub więcej zaniedbany i zacofany, ale uzdolniony do postępu i rozwoju. Czy to nie odpowiada lepiej pojęciu sprawiedliwości Bożej?

Badaliśmy duszę w jej przeszłości i teraźniejszości. Jeżeli wglądamy w jej przyszłość, napotykamy na te same trudności.

1. Jeżeli wyłącznie nasz obecny żywot ma rozstrzygać o naszym losie w przyszłości, to co będzie w żywocie przyszłym z człowiekiem dzikim a człowiekiem wykształconym? Czy będą na równym poziomie, czy będą w nierównej mierze zażywać szczęśliwości wiecznej?

2. Czy człowiek, który pracował całe życie nad swoim postępem znajdzie się na tym samym stopniu, jak ten, który mu nie dorównywał, nie tyle jednak z własnej winy, ile że nie miał czasu ni możności do takiego postępu?

3. Pracuje się nad oświeceniem, umoralnieniem i wykształceniem ludzi, lecz wobec jednego oświeconego widzimy miliony umierających przedtem, zanim światło doszło do nich. Jaki będzie ich los? Czy oczekuje ich potępienie? W wypadku zaś przeciwnym, co uczynili, aby zasłużyć sobie na takie stanowisko, jak inni?

4. Jaki będzie los dzieci, umierających w młodym wieku wprzód, zanim mogły uczynić coś dobrego lub złego? Jeżeli znajdą się między wybranymi, skąd te względy, gdy niczym sobie na to nie zasłużyły? Czemu zawdzięczają wyzwolenie z utrapień życiowych?

Czy istnieje jaka nauka, która mogłaby rozwiązać te zagadnienia? Przyjęcie zasady wcieleń kolejnych wszystko wyjaśnia zgodnie ze sprawiedliwością Bożą. Czego nie uczyniliśmy w jednym żywocie, to wykonamy w drugim; nikt nie ominie prawa postępu, każdy będzie wynagrodzony według istotnej zasługi i nikt nie jest wykluczony z dziedzictwa najwyższej szczęśliwości, jakiekolwiek przeszkody stawałyby mu na drodze.

Pytania takie można by mnożyć w nieskończoność, bo niezliczone są zagadnienia psychologiczne i moralne, które znajdują wytłumaczenie tylko w wielości żywotów; ograniczyliśmy się do najgłówniejszych.

Jakkolwiek bądź byłoby - powie ktoś może - nauka o reinkarnacji nie jest przyjęta przez Kościół; wyznawać ją tedy byłoby równoznaczne z burzeniem zasad religii. Nie zamierzamy w tym miejscu roztrząsać tej kwestii; poprzestajemy na tym, iż wykazaliśmy, że nauka ta jest

wybitnie moralna i zgodna z rozumem, a jako taka nie może być sprzeczna z religią, która wielbi Boga jako najwyższe Dobro i najwyższy Rozum. Cóż by się stało z religią, gdyby wbrew powszechnemu mniemaniu i świadectwu wiedzy wykluczono z Kościoła każdego niewierzącego w obrót Słońca w koło ziemi i stworzenie świata w sześciu dniach?! Na jaką wiarę zasługiwałaby i jakie znaczenie miałaby u narodów oświeconych religia, opierająca się na błędach oczywistych, uznawanych za artykuły wiary? Na szczęście uznała religia roztropnie zaszły fakt po jego udowodnieniu. Gdy już więc wykazano, że stan rzeczy, jaki istnieje, byłby niemożliwy bez reinkarnacji, a pewne punkty dogmatów mogą być tylko przez nią wyświetlone, wtedy musimy przyjąć i uznać, że sprzeczność tej nauki z owymi dogmatami jest tylko pozorna. Później wykażemy, że religia jest mniej od niej oddalona, niż się myśli i że przez uznanie jej nie ucierpiałaby więcej, niż przez uznanie obrotu ziemi i okresów geologicznych globu ziemskiego, co wydawało się na pierwszy rzut oka sprzeczne z naukami Pisma świętego. Zasada reinkarnacji przeziera zresztą z wielu miejsc w biblii i spotykamy ją i w ewangeliach.

"Gdy po przemienieniu zstępowali z góry, przykazał im Jezus, mówiąc: Nikomu nie powiadajcie tego widzenia, aż Syn człowieczy zmartwychwstanie. I pytali go uczniowie jego, mówiąc: Cóż tedy nauczeni w Piśmie powiadają, że ma Eljasz pierwej przyjść? A Jezus odpowiadając, rzekł im: Eljasz ci pierwej przyjdzie i naprawi wszystko; ale ja wam powiadam: iż Eljasz już przyszedł, wszakże nie poznali go, ale uczynili mu, cokolwiek chcieli; takci i Syn człowieczy ma ucierpieć od nich. Tedy zrozumieli uczniowie, że o Janie Chrzcicielu mówił do nich." Mat. XVII.

Ponieważ Jan Chrzciciel był Eljaszem, wtedy zaszedł tu fakt ponownej reinkarnacji ducha lub duszy Eljasza w ciele Jana Chrzciciela.

Ostatecznie sądźmy o zasadzie reinkarnacji, co chcemy - czy ją przyjmiemy, czy odrzucimy, poddać się jej musimy, jeśli ona istnieje. Główną rzeczą jest to, że nauka duchów jest przede wszystkim chrześcijańska, ponieważ opiera się na nieśmiertelności duszy, na karach i nagrodach przyszłych, na sprawiedliwości Bożej, na wolnej woli człowieka i na etyce Chrystusowej; nie stoi przeto w sprzeczności z religią.

Roztrząsaliśmy, więc sprawę, jak powiedziano, bez oglądania się na naukę spirytyzmu, która nie ma dla pewnych ludzi żadnego autorytetu. Żeśmy wraz z wielu innymi przyjęli naukę o wielości żywotów kolejnych, to nie dlatego, że pochodzi od duchów, lecz dlatego, że okazała się nam najrozsądniejszą i najlogiczniejszą i że ona jedynie wyświetla zagadnienia dotychczas niezrozumiałe. I choćby przyszła nauka ta od człowieka prostego, bylibyśmy ją także przyjęli i nie wzdragali się wyrzec dawnych poglądów. Z chwilą, gdy poznamy swój błąd, ma samolubstwo więcej do stracenia, niż do zyskania, jeżeli trzyma się zasad fałszywych. W ten sam sposób odrzucilibyśmy tę naukę, choćby przyszła od duchów, gdybyśmy sądzili, że sprzeciwia się zdrowemu rozsądkowi, podobnie jak odrzuciliśmy wiele innych, gdyż wiemy z doświadczenia, że nie wolno przyjmować ślepo wszystkiego, co pochodzi od duchów. Najprzedniejszą zaletą tej nauki jest jej ścisła logiczność, ale ma jeszcze inną zaletę, a mianowicie, że jest potwierdzona faktami - faktami prawdziwymi i namacalnymi, które nasuną się każdemu uważnemu i wytrwałemu badaczowi. Skoro tylko nauki i zjawiska te staną się powszechną własnością ludzi, jak nauki o stworzeniu i obrocie ziemi, trzeba będzie uznać istotny stan rzeczy.

Zrozumcie więc, że jedynie nauka o wielości wcieleń wyjaśnia to, co bez niej nie może być wyświetlone, że jest ogromnie pocieszająca, że zgadza się z najściślejszą sprawiedliwością, że jest kotwicą zbawienia dla ludzi, którą dał im Bóg w swoim miłosierdziu niewyczerpanym.

Nawet słowa Chrystusa nie dopuszczają w tym względzie żadnej wątpliwości. Czytamy bowiem w Ewangelii św. Jana w r. III.

"Odpowiedział Jezus Nikodemowi: Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: Jeżeli się kto nie narodzi znowu, nie może widzieć Królestwa Bożego.

Rzekł do niego Nikodem: Jakoż się może człowiek narodzić, będąc stary? Izali powtóre może wnijść w żywot matki swojej i narodzić się?

Odpowiedział Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Jeśliby się kto nie narodził z wody i z ducha, nie może wnijść do Królestwa Bożego. Co się narodziło z ciała, ciało jest, a co się narodziło z ducha, duch jest. Nie dziwuj się, żem ci powiedział: Musicie się znowu narodzić."

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I na koniec z rozdziału o Zmartwychwstaniu ciała:

 

Zmartwychwstanie ciała

Czy dogmat o zmartwychwstaniu dala jest potwierdzeniem nauki duchów o reinkarnacji?

"Czy chcecie, aby było inaczej? Ze słowem tym ma się rzecz tak samo, jak z wielu innymi, które wydają się niektórym ludziom niedorzecznymi, dlatego tylko, że tłumaczy się je dosłownie, a to prowadzi tak często do niedowiarstwa. Dajcie im rozumne wyjaśnienie a ci, których nazywacie wolnomyślicielami, przyjmą je snadnie, gdy im przemówicie do rozumu; bądźcie pewni, że oni niczego więcej nie pragną, jak tylko uwierzyć i więcej, niż wszyscy inni, pragną przyszłości, ale nie chcą przyjąć tego, co jest sprzeczne z wiedzą. Nauka o

wcieleniach wielokrotnych jest zgodna ze sprawiedliwością Boską i ona jedna tylko może wyświetlić, czego bez niej nie można wyjaśnić; jakże byście chcieli, żeby zasada jej nie wynikała z istoty samej religii?"

Czy więc Kościół dogmatem o zmartwychwstaniu wyznaje zasady reinkarnacji?

"Oczywiście; zresztą nauka ta wynika z wielu rzeczy, które przechodziły niepostrzeżenie, a które niedługo będą zrozumiane w znaczeniu właściwym. W krótkim czasie zrozumieją ludzie, że spirytyzm ujawnia się na każdym kroku z treści Pisma św. Duchy nie przychodzą do was, by obalać religię, jak to niektórzy twierdzą, przeciwnie: przychodzą, by ją potwierdzić i umocnić dowodami niezaprzeczalnymi. Ponieważ jednak minął już czas, gdzie posługiwano się mową obrazową, podobieństwami i porównaniami, wypowiadają się obecnie bez obsłonek i nadają rzeczom jasny i ściśle określony wyraz, który nie może być już dowolnie wypaczany. Dlatego też będziecie mieli w krótkim czasie więcej ludzi prawdziwie religijnych i wierzących, aniżeli dotychczas."

"Wiedza wasza istotnie wykazuje niemożliwość zmartwychwstania w powszednim tego słowa znaczeniu. Gdyby szczątki ciała ludzkiego, chociażby rozsypane i w proch obrócone, pozostały jednorodne, można by jeszcze zrozumieć ich połączenie w danym czasie; lecz w rzeczywistości tak nie jest. Ciało nasze składa się z wielu różnorodnych pierwiastków: z tlenu, wodoru, azotu, węgla itd.; wskutek rozkładu ciała rozpraszają się te pierwiastki i służą do tworzenia nowych ciał. W ten sposób ta sama cząsteczka węgla np. może kolejno wchodzić w skład wielu tysięcy różnych organizmów, tak że pewien osobnik może mieć w swoim ciele cząsteczki, należące kiedyś do ludzi z pierwszych wieków, a nawet cząsteczki organiczne, które przyjmujecie w pokarmach, mogą pochodzić z ciała znanego wam człowieka itd. Ponieważ materia istnieje w pewnej określonej ilości, a jej przemiany w ilości nieskończonej, w jaki sposób każde z tych ciał mogłoby się odbudować z tych samych pierwiastków? To jest materialne niepodobieństwo. Nie można przeto zmartwychwstania ciała pojmować inaczej, niż jako przenośnię, symbolizującą zjawisko kolejnych wcieleń, a wówczas nie ma w tym już nic, co by sprzeciwiało się rozumowi, co byłoby sprzeczne z zasadami wiedzy.

Prawdą zresztą jest, że to zmartwychwstanie stanie się dopiero po spełnieniu czasów, podczas gdy według naszej nauki spełnia się codziennie; ale czyż nie ma w obrazie sądu ostatecznego wzniosłego i pięknego podobieństwa, ukrywającego pod płaszczykiem alegorii jedną z owych niezmiennych prawd, która nie znajdzie niedowiarków; skoro tylko będzie rzeczywiście zrozumiana i uznana? Rozważcie tylko dobrze zasadę spirytystyczną o przyszłości duszy, oraz jej przeznaczeniu i losie wskutek rozlicznych doświadczeń, jakim się ma poddać, a zobaczycie, że sąd, który ma ją rozgrzeszyć lub potępić, nie jest żadnym wymysłem lub bajką, jak sobie to przedstawiają niewierzący."

 

 

-------------------------------------------------------------------------------------

Pozostaje Ci więc rozważyć skrajne poglądy i sama wyciągnąć wnioski :)

 

Pozdrawiam,

V.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

PROBLEM REINKARNACJI

 

 

 

Znajoma z dużym zaangażowaniem wyznaje teorię reinkarnacji. Dezorientuje mnie fakt, że jest gorliwą katoliczką i często przystępuje do komunii św. Czy wiara w wędrówkę dusz nie jest sprzeczna z chrześcijaństwem?

 

 

Chciałbym Panu pokazać, do jakiego stopnia hinduską teorię reinkarnacji oraz chrześcijańską naukę o zmartwychwstaniu cechuje zupełnie inne widzenie świata, zupełnie inny stosunek do rzeczywistości. Spotkał się Pan może kiedyś z takim popularnym rozróżnieniem, że chrześcijaństwo rozumie czas jako ciągle biegnącą naprzód i nigdy nie wracającą linię, podczas gdy hinduizm nie zna idei nieodwracalności czasu, czas według tamtej koncepcji biegnie raczej ruchem kolistym i raz po raz powtarza drogę wielokrotnie już przebytą. Otóż sądzę, że są to nie tylko różne koncepcje czasu, są to dwa bardzo różne widzenia rzeczywistości.

 

Mianowicie hinduizm w gruncie rzeczy chce usunąć czas z ludzkiego przeżywania rzeczywistości. Nic dziwnego też, iż rzeczywistość -- pozbawiona w ten sposób jednego z istotnych swoich wymiarów -- jawi się hindusowi czy buddyście jako coś mało realnego, właściwie nie istniejącego, pozornego. Bo usunąć czas z naszego widzenia świata to tak jakby trójwymiarową przestrzeń widzieć jedynie dwuwymiarowo. Hinduista twierdzi, że doświadczenie pozorności świata umieszczonego w czasie jest warunkiem wejścia w rzeczywistość daleko prawdziwszą, duchową. Nie zamierzam kwestionować wartości jego doświadczeń duchowych, kwestionuję jednak słuszność negacji tego, co czasowe i materialne.

 

Chrześcijańska droga do rzeczywistości duchowej jest inna (abstrahuję na razie od tego, co w chrześcijaństwie najistotniejsze: od wiary, że Syn Boży naprawdę -- że nie jest to tylko jakaś idea -- stał się człowiekiem i jest naszym Zbawicielem). Mianowicie chrześcijaństwo chce przyjąć człowieka i świat w całym ich realizmie. A więc nie tylko nie chce pomniejszać faktu, że czas jest istotnym wymiarem świata, w którym żyjemy, że cielesność jest istotnym wymiarem człowieczeństwa -- ale nawet szczególnie podkreśla, że czas jest zupełnie nieodwracalny, a życie jest jedynym darem Bożym, którego nie otrzymuje się dwukrotnie, że ciało jest otwarte na przeduchowienie i tak samo potrzebuje zbawienia jak dusza. Przeszkodą do wejścia w rzeczywistość duchową i zaprzyjaźnienia się z Bogiem jest zło, grzech, a nie czasowość, materialność czy cielesność naszej obecnej egzystencji.

 

O tym, że życie ludzkie jest niepowtarzalne, że zostało nam dane tylko raz i że można je nieodwracalnie zmarnować oraz że Bóg chce nas obdarować sobą w sposób absolutnie nieutracalny -- mówi Pismo Święte wielokrotnie. Przecież to jest podstawowy sens Bożej nauki o sądzie Bożym, o zbawieniu i potępieniu. "Postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd" -- pisze autor Listu do Hebrajczyków (9,27). Zaś syn Syracha: "Nie zapominaj, że nie ma powrotu" (38,21). Albo św. Paweł: "W czynieniu dobra nie bądźmy opieszali, bo gdy pora nadejdzie, będziemy zbierać plony, o ile w pracy nie ustaniemy. A zatem, dopóki mamy czas, czyńmy dobrze wszystkim, a zwłaszcza naszym braciom w wierze" (Ga 6,9n).

 

"Jednorazowość życia ziemskiego nadaje katolickiej eschatologii piętno szczególnie poważne. Memento mori, jakie ona nieustannie powtarza, ma w sobie coś z dzwonu bijącego na trwogę: nagli do pośpiechu celem ratowania swej duszy. Dopięcie celu ostatecznego ma w chrystianizmie charakter <wyratowania>, <zbawienia>, salus, soteria; wszelkie, nawet najmniejsze spóźnienie może tu być fatalne w następstwa; przypowieść Chrystusa o dziesięciu pannach tak wstrząsająco tę prawdę maluje."1

 

Proszę jeszcze zobaczyć, jak różne będzie samo rozumienie osoby ludzkiej, zależnie od tego, czy w naszym widzeniu świata czas będzie czymś ważnym czy też mało ważnym. Jeśli odbieramy światu jego tak istotny wymiar jak czas i zaczynamy dzięki temu doświadczać rzeczywistości materialnej, jak gdyby była czymś tylko pozornym, to w konsekwencji zaczyna się traktować jako pozorne również takie przeżycia jak szczęście i cierpienie, miłość i nienawiść, a więc przeżycia, które przecież nas tworzą i wyrażają. Ideałem tego światopoglądu będzie -- tak charakterystyczna dla hinduizmu i buddyzmu -- bierna życzliwość wobec wszystkiego (inna sprawa, że jakaś cząstka tej postawy nam, Europejczykom, bardzo by się przydała), natomiast czymś prawie nieznanym będzie tu przyjęcie cierpienia jako czegoś realnego, co jednak nie musi niszczyć człowieka, a może go wręcz budować. Podobnie czymś obcym będzie dla hinduizmu wezwanie do aktywnej miłości bliźniego czy do nienawiści zła. Wobec ludzkiej aktywności -- nie tylko tej duchowo pustej -- hinduizm jest podejrzliwy, boi się bowiem, że ona wyodrębnia człowieka, indywidualizuje go, a więc wiąże w świecie pozorów. Logika tego światopoglądu będzie domagała się, aby cel ostateczny człowieka widzieć jako całkowite roztopienie się w Duchowym Absolucie, ten zaś jest pojmowany raczej jako dobry, lecz bezosobowy Korzeń Istnienia niż jako osobowa i niewyobrażalnie aktywna Miłość.

 

Otóż chrześcijaństwo również ostrzega człowieka przed aktywnością bezpłodną, która prowadzi człowieka do zagubienia się w świecie. Zarazem jednak ostrzega przed zaniedbaniem aktywności osobotwórczej. Zbawienie w świetle wiary chrześcijańskiej to zjednoczenie się z Bogiem w miłości, a miłość nie odbiera przecież osobowości ani tożsamości, przeciwnie, pogłębia je. Zbawienie będzie więc polegało na uzyskaniu najgłębszej osobowej tożsamości, będzie bowiem wyzwoleniem z grzechu, który więzi nasze moce duchowe, oraz darem Bożego synostwa, przez który wszystko, co w nas dobre, doznaje -- strach wypowiedzieć to słowo -- przebóstwienia. Logika wiary chrześcijańskiej domaga się więc, aby świat oraz samego siebie -- również swoje ciało, swoje cierpienia i swoją miłość -- przeżywać jako coś rzeczywistego.

 

Owszem, chrześcijaństwu nie jest obce pojęcie powtórnych narodzin, ale nie tylko nie ma ono nic wspólnego z wędrówką dusz, lecz właśnie podkreśla jedyność naszego życia. Chodzi mianowicie o te narodziny, o których Pan Jezus mówił Nikodemowi, że "jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć Królestwa Bożego" (J 3,3). Mianowicie człowiek, który się narodził tylko cieleśnie, a nie narodził się duchowo, dla Boga, marnuje nie tylko swoje życie, ale samego siebie marnuje: bo tylko w tym życiu -- mamy je tylko jedno jedyne! -- można znaleźć Boga, a przecież nasze życie ma sens tylko w odniesieniu do Tego, który jest Miłością. Kto zmarnuje to życie, które ma obecnie, już nigdy tego nie naprawi.

 

Na koniec chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na jedno niebezpieczeństwo, które nam, Europejczykom, grozi dużo więcej niż Hindusom (Hindusi są narażeni z kolei na inne niebezpieczeństwa). Powiedzieliśmy, że dla chrześcijaństwa czas jest niezmiernie istotnym wymiarem rzeczywistości, w której obecnie żyjemy. Otóż nie sposób nie zauważyć, że czas, dany nam do przeżycia, jest krótki. Ponieważ zaś utraconego czasu nigdy już nie odzyskamy, łatwo rodzi się pokusa, żeby uciekający czas chwytać za mankiet. Stąd tak charakterystyczny dla cywilizacji europejskiej pośpiech, jedna z wielu chorób tej cywilizacji. Pośpiech polega na skąpieniu czasu, na nerwowym pragnieniu, żeby nie zmarnować ani chwilki. Otóż jest to postawa, która wynika z pozbawienia chrześcijańskiej koncepcji czasu jej odniesień transcendentnych. Zauważmy, że rodzoną siostrą pośpiechu jest obojętność na drugiego człowieka, a nawet na swoje własne dobro ostateczne. Toteż nie należy się dziwić, że pośpiech łatwo przeradza się w swoje przeciwieństwo, w nudę, kiedy nie wiadomo co z czasem zrobić, bo człowiek, gdzieś ciągle się śpiesząc, zapomniał w końcu, po co czas został mu dany. Jak to głęboko napisał Norwid: "Nam co zawsze niezupełnie święci: wciąż mało czasu i wciąż nadto życia". (Podobną myśl znajdziemy w Brandstaetterowym tłumaczeniu Psalmu 78,33: "Bóg uczynił grzesznikom, że ich dnie bezużytecznie mijały, a ich lata w trwożnym pośpiechu").

 

Prawdziwe przeżywanie czasu, który został nam dany, powinno raczej odtwarzać ideał Jana XXIII, który chciał "być zawsze zajęty i nigdy się nie śpieszyć". Nie trzeba marnować czasu, bo mamy go za mało, ale właśnie dlatego nie wolno nam się śpieszyć: żeby nie przeoczyć tego, co naprawdę ważne. W ten sposób nasz czas stanie się początkiem wieczności, bo wieczność będzie przecież polegała właśnie na tym, co Jedynie Ważne.

Jacek Salij OP: Szukającym drogi

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, Vivien, to już jest oczywiste, teraz natomiast ja wciąż szukam własnego poglądu. Muszę się w jakiś sposób określić, a nie jest to dla mnie proste. Nie mogę o sobie powiedzieć, że jestem ateistką (sytuacja byłaby prosta, bo pozostawiałaby mi pełną dowolność poglądów i idei do wyboru), nie mogę też stwierdzić, że jestem katolikiem (tu też byłoby prosto- jedyna słuszna idea, żadnych wyborów i dylematów). Zawisłam gdzieś pomiędzy... W Boga wierzę bezsprzecznie, kwestia teraz, w jakiego? Kim ma być mój Bóg? Czy wracam do korzeni, czyli chrześcijaństwa, a uścislając do katolicyzmu? A wtedy także do KK, bo inaczej byłby to dualizm, niespójność, nieuczciwość, W Kosciele istotne są sakramenty i uczestnictwo w życiu Kościoła. Jeśli chcę być katolikiem, nie mam wyboru innego, jak akceptacja struktur, dogmatów i całego "kodeksu", czyli wszelkich praw i obowiązków. Ogromną bzdurą jest twierdzenie- jestem wierzący (jednak tu rozumiemy-jestem katolikiem, i dokładnie o ten przypadek chodzi), ale nie praktykujący. Taka kategoria wierzących nie istnieje. Tak, jak nie można powiedzieć- jestem Polakiem, ale nie akceptuję Konstytucji, Prawa ustanowionego i symboli uznanych za narodowe. Totalna bzdura! Albo "kupuję" wszystko "z dobrodziejstwem inwentarza", zobowiązuję się stosować i akceptuję, albo dziękuję, w "ten interes" nie wchodzę. Jeśli decyduję się na małżeństwo to skladam przysięgę. To proste. Chcę być fair to dochowuję, a jak nie to dojdzie do rozwodu. Szukam własnych poglądów, własnej drogi, zanim opowiem się po którejś stronie, bo wtedy wezmę za tę decyzję ODPOWIEDZIALNOŚĆ.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem, akceptuję. Jeśli zaś codzi o mnie, przede mną jeszcze pewien odcinek drogi- na tym etapie nie umiem się zdeklarować, wciąż bliżej mi do chrześcijaństwa niż np. buddyzmu. Jest wiele spraw w KK, które trudno mi zaakveptować i to właśnie zmusz mnie do poszukiwań, zasadnicze natomiast dogmaty wiary i symbole religijne akceptuję bez zastrzeżeń. Są pewne płaszczyzny, na których mi się różne nurty ścierają... Między innymi reinkarnacja właśnie. Brak mi dowodów (takich, które w istocie można potraktować jako niezbite potwierdzenie, o naukowości sensu stricte trudno mówić, pozostaje to jednak kwestia wiary) na istnienie reinkarnacji i całego ciągu dalszego, który pojawia się w ślad za nią. Jeśli chodzi o doktrynę KK w tej kwestii to po pierwsze wychowałam się w niej, tkwiłam przez lat X (dużo) i trudno odrzucić, gdy nie dostaję przekonujących konkretów w zamian. Tak, więc nie piozostaje mi nic ionnego, jak szukać. W tej sytuacji i w tym kontekście, to chyba właśnie gnoza (jeśli cokolwiek) mogłaby dotrzeć do moich potrzeb albo bardziej przekonań, jest chyba najbliższa. Zbadam. I dziękuję Vivien za podpowiedzi, cenię je sobie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Queen, ja również stoję na rozdrożu i trudno mi się jednoznacznie określić - byłem wychowany w wierze katolickiej, do której dość mocno się zraziłem, przez wiele lat byłem ateistą, potem coś drgnęło, pojawiło się poszukiwanie w buddyźmie, medytacja, spirytyzm, aż wróciłem znowu do chrześciaństwa. Wierzę w Boga, w jego dobroć, miłosierdzie, sprawiedliwość ... ale wierzę również w reinkarnację dusz jako możliwość wzrastania i dojścia do Źródła, do Boga. Czy to sobie przeczy? Biorąc pod uwagę kodeks wiary katolickiej tak, ale jakiś głos wewnątrz podpowiada mi, że jest to do pogodzenia. Na obecnym poziomie samoświadomości mam wrażenie, że jest pewna prawda, która w całości nie jest ujęta w żadnej z religii czy ideologii. Jezus przybył na Ziemię, dawał przykład swoim życiem innym ludziom, głosił nauki, które zostały spisane w piśmie świętym. Zawiera to co Bóg zechciał w swej łasce nam przekazać (odgórnie). Budda natomiast do swojego oświecenia i wiedzy, którą posiadł dochodził samodzielnie przez lata praktyk (oddolnie). Badając własną rzeczywistość poznał prawa, które rządzą wszechświatem, różne stany umysłu człowieka, zobaczył swoje wcześniejsze wcielenia, uświadomił sobie ciąg przyczynowo-skutkowy (karma) a także to, co należy zrobić aby wyrwać się z tego cyklu śmierci i narodzin (efektem jest technika medytacji Vipassana), Boga jednak nie zobaczył. Czy to znaczy, że go nie ma? Nie! Wydaje mi się, że nie doszedł do Absolutu, bo jako człowiek nie mógł go pojąć. Mamy tu zatem spojrzenie na rzeczywistość z dwóch różnych stron - z jednej są to prawa, którymi ludzie powinni się kierować aby podążać dobrą drogą, druga to zasady działania wszechświata (aspekt techniczny). Aby lepiej zrozumieć o co mi chodzi posłuszę się bardziej przyziemnym przykładem. Książka obsługi systemu operacyjnego zawiera informację jak korzystać z jego funkcji, co klikać aby osiągnąć określony cel (czyli opis software'u). Nie mówi jednak dokładnie na temat samego komputera (hardware), z jakich komponentów się składa i jak są one zbudowane, nie opisuje zasad działania tranzystorów, itp. Zatem skoro podręcznik obsługi systemu nie mówi nic o komputerze to wcale nie znaczy, że go nie ma. Wydaje mi się także, że poziom nauki powinien być dostosowany do poziomu odbiorców. Ludzkość przez ostatnie 2000 lat zrobiła spore postępy, więc to co byłoby niepojęte w czasach biblijnych teraz mogłoby już zostać przyswojone. To jak z nauką dzieci na religii, nie sposób przerobić jakiegoś tematu z dziećmi i uznać go za zakończony. Powinno się nauczać w cyklach, w kółto tego samego ale podnosić poziom, który byłby dopasowany do odbiorców. Bóg w swej dobroci aby skrócić nasze cierpienia i liczbę prób opuszcza na wcielającego się ducha zasłonę zapomnienia, zaś podkreślając wyjątkowość i niepowtarzalnoć życia (mamy tylko jedno) skłania go tym bardziej do wytężonej pracy, aby pod koniec życia mógł stanąć przed Nim z podniesioną głową. Tak to bynajmniej przedstawiają duchy wyższe. Dopuszczam zatem myśl, że nauki chrześciańskie mogą nie zawierać całej prawdy lecz tylko jej wycinek, który jest nam ludziom potrzebny i wystarczający aby dojść do celu. Buddyzm, choć w istotnych kwestiach poza wiarą w Boga jest zgodny z chrześciaństwem pokazuje trochę inny wycinek, włączający reinkarnacje. Przypomina mi się tutaj przypowieść o 7 ślepcach, którzy mieli opisać jak wygląda słoń, każdy ze ślepców dotknął innej części ciała słonia - pierwszy głowy, drugi nogi, trzeci tułowia, czwarty ogona, piąty uszu, szósty trąby, siódmy kłów. Każdy z nich opisywał to co sam doświadczył macając własnymi rękoma. Oczywiście ostatecznie pokłócili się, ponieważ ich relacje się różniły, dla każdego z nich słoń wyglądał inaczej. Czy byli w błędzie? Nie do końca. Każdy miał bowiem rację ale brakowało im całościowego spojrzenia na słonia, aby pojąć go takim jakim on jest w rzeczywistości. Czy my ludzie nie robimy tak samo z religiami? Każdy uważa, że ma rację, że jego religia jest tą właściwą ... a być może prawda zatacza szersze kręgi niż ramy jakiejkolwiek z religii?

Moim poszukiwaniom patronują słowa Chrystusa „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”. Staram się poznawać tą prawdę niezależnie od tego w granicach jakiej religii czy ideologii się ona mieści. Czy więc zatem słuszne jest obstawanie przy jednej konkretnej religii i narzucanie sobie ograniczeń jakie ona nakłada tylko dlatego aby być w porządku? Wydaje mi się, że nie. Podobnie jak Ty Queen jestem zawieszony gdzieś pomiędzy. Wierzę w Boga, chodzę do kościoła, przyjmuję sakramenty ... ale także wierzę w reinkarnację i praktykuję medytację. Pomimo tego, że moje sumienie staje się coraz bardziej wyczulone te sprzeczności nie rodzą we mnie żadnych wątpliwości. Czy zostanę potępiony? Nie wiem, ale czuję, że nie. Mój Bóg jest miłością. Staram się być dobrym człowiekiem i dużo czasu poświęcam na poszukiwanie owej prawdy, więc w piekle chyba nie skończę. W końcu jestem TYLKO i zarazem AŻ człowiekiem :)

 

Pozdrawiam,

V.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A co do gnozy to pierwsze słyszę ale chętnie się zapoznam. Zatem zmiana poglądów będzie nieunikniona ... wszak zawsze część tego z czym się stykamy zostaje na nas :)

 

Biorąc pod uwagę, to , co napisałeś w poprzednim (dlugim, więc nie będę cytować) poście, właśnie bardzo się do gnozy zbliżasz.

Zdązyłam się już częściowo z gnozą zapoznać, mogę więc, powiedzieć Ci, że dzieli się ona na wiele nurtów, a jeden z nich nazywany jest chrześcijańskim

Manicheizm - Chrzecijaństwo wolnoci - Hugo Reimann , ale...

CHRZEŚCIJAŃSTWO I GNOZA... (1) , lub...

Klemens , Orygenes i gnoza - Kosciol.pl

Istnieją poza tym inne nurty gnozy. Jak, więc sam widzisz, "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia", czy w tym wypadku bardziej adekwatnie- "patrzenia".

Doskonale pojmuję Twoje stanowisko godzące religię chrześcijańską, czy nawet katolicką z wiarą w reinkarnację. Myślę jednak, że w moim przypadku rzecz jest bardziej skomplikowana. Jestem chyba... trochę radykałem(?) jeśli chodzi o religię i takie godzenie krańcowo przeciwstawnych zjawisk to dla mnie dualizm. To tak, jakby twierdzić trochę jestem katolikiem, a trochę buddystą/hinduistą/gnostykiem, etc... Albo trochę w ciązy, a trochę nie... Mnie się to ściera, mam potrzebę samookreślenia. Jeśli zadeklaruję, że stanę się gnostykiem, to zrezygnuję tym samym z Boga osobowego, Bóg stanie się absolutem i zniknie dobry, kochany, ale też sprawiedliwy Bóg Ojciec i miłosierny Syn Boży i mądry, oświecony Duch Święty. Przestanę byś katolikiem, a nawet chrześcijaninem. Biblię będe wówczas traktować, jako księgę historyczną. Owszem, uwolnię się wtedy, między innymi od całej armii na posługach WIELEBNEGO OJCA DYREKTORA RYDZYKA (nie mogłam sobie odmówić, wybacz), od obłudy wiernych KK i duchowieństwa, od ich monstrualnego materializmu, od chwilami przerośniętej ceremonialności "na pokaz". Świadoma jednak jestem, ile też stracę... Jeśli chodzi o moje uczucia, potrzeby dużo. Nawet ogromnie dużo. Dlatego, jest to dla mnie gigantyczny dylemat. Jestem zrośnięta z religią katolicką, na swój, bardzo osobisty sposób i to, co mogę otrzymać od Trójcy Świętej i pozostałej części niebieskiego panteonu jest dla mnie bezcenne, tego mi nie da Mahomet, Budda, Wisznu... Właściwie pojęta religia katolicka jest religią miłości, takiej aż do Krzyża, nadziei, zbawienia i życia wiecznego. I tu nie ma miejsca na wędrówkę dusz, nie ma prawa karmy. Jest Bóg i ja jako istota całkowicie wolna i niezależna, posługująca się zawsze aktem woli, nie podlegająca żadnym ograniczeniom i żadnemu prawu karmy.

W moim pojęciu nie istnieje coś takiego jak religia uniwersalna, byłby to twór sztuczny. Byłby to misz masz wartości uznanych w tym momencie za dogodne w różnych religiach, więc, zaadaptowanych dla potrzeb człowieka/moich, czyli w tym wypadku egoisty i konformisty. Od tego jestem daleka. Prawda jest taka, że każda z religii wymaga od wyznawców swego rodzaju poświęcenia, a tak wygodnie stworzona pseudoreligia niczego by nie wymagała, natomiast oferowałaby różne "atrakcje", w zależności od potrzeb chwili. Chcesz reinkarnację- proszę, należy do ciebie, chcesz się uwolnić od bolesnego poczucia rzeczywistości weż sobie od Buddy stan pustości umysłu, brak własnego ja, w końcu wyzbądź sie pragnień, jak cię żona wkurzy, to poglądy zaczerpnij z Islamu, sprawę z głupią babą rozwiążesz raz dwa, masz ochotę na zieloną choinkę w zimę to do katolicyzmu- taka choineczka ładnie wygląda i ten opłatek...

Prawda? Jakie to proste!

Nie akceptuję osobiście takich postaw, kłócą się z moim poczuciem uczciwości. Na taką postawę jestem zbyt dojrzała.

Nie wiem, dokąd dotrę... Na tym etapie wiem jedno- "niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie" i na podstawie tej dewizy (bardzo szeroko pojętej) szukam.

Edytowane przez Queen
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie gnębi pytanie, skoro chrześcijanie nie wierzą w reinkarnację, to czemu np. w Chinach jest wyż demograficzny? Władze Chin zezwalają na jedno dziecko, niektóre kobiety siłą są po zbywane możliwości rodzenia dzieci. Po za tym wierzę w reinkarnację, bo dzięki temu mamy możliwość poprawienia się jak nie w tym życiu to w następnym.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Vivien zapytaj się chrześcijan....Tak ale większość chrześcijan powie, że nie ma nic w Biblii o reinkarnacji, po co jest zmartwychwstanie?

Chiny nie są jedynym krajem gdzie jest wyż demograficzny.

Te niebo chrześcijan chyba jest bezkresne, nie ma końca.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czejak chyba nie zrozumialam, a co ma cgrzescijaństwo do wyżu demgraficznego w chinach?

Poza tym niektórzy chrześcijanie wierzą w reinkarnację, np chrześcijańscy gnostycy

 

A wiesz...? Jakby tak oddać się pewnemu nurtowi rozmyślań... To mógłby z tego wypłynąć ciekawy wniosek, że Zmartwychwstanie= Nirwana. To żaden dogmat, to moja konkluzja.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

:icon_smile2:

Różokrzyzowcy pokażą ci w Bibli miejsca gdzie jest mowa o reinkarnacji, a przynajmniej tak to można zinterpretować. Ale taka już magia Biblii, że jak chcesz to znajdziesz tam potwierdzenie każdej prawdy. Kwestia interpretacji.

Wiele jednak grup gnostyków chrzescijańskich wierz w reinkarację.

 

No cóż... Znów mi się tu nasuwa moje ulubione powiedzenie- "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia". Dokładnie, wszystko jest kwestią interpretacji, a na nią wpływa suma doświadczeń, oczekiwania, światopogląd ukształtowany zawsze pod czyimś/jakimś wpływem... Dowody naukowe nie istnieją, pozostaje wiara/niewiara i własny stosunek do rzeczy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Dzięki Vivien01 :)

 

Jeszcze nie teraz, ale może przyjdzie taki moment, że coś w środku popchnie mnie do lektury tych pozycji, które mi podałaś. Wewnętrzny głos zawsze najlepiej wie w którą stronę się skierować w danej chwlii :)

 

Pozdrawiam,

V.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 9 miesięcy temu...

Witam... :)

- Queen... czy mogę zapytać ?

- poszłaś do przodu... dałaś radę?

- pytam bo też przechodziłem takie dylematy z K.K. i reinkarnacją... ;):)

- i jakoś poszło... a jak u Ciebie ? ;)

- jak nie możesz tu... to zapraszam na PW... :)

 

---pozdrawiam ciepło... infedro :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Biblia mówi wprost: "Postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd" (Hbr 9,27). Oznaczałoby to, że śmierć ciała według przesłania Biblii następuje tylko jeden raz i że jedna dusza powiązana jest z jednym tylko ciałem. Zgadzam się z Queen, że fragment, mówiący o powtórnych narodzinach, dotyczy odrodzenia duchowego, narodzin z wody i z ducha, nie zaś kolejnego wcielenia. Pod tym określeniem kryje się chrzest, w którym moment zanurzenia w wodzie był na zasadzie analogii porównywany do złożenia Jezusa do grobu, chwila wynurzenia natomiast - do Zmartwychwstania i pozostawienia dawnego człowieka za sobą.

 

Jeśli chodzi o pośpiech i jego wpływ na życie duchowe, to przypominają mi się słowa (nie pamiętam już, czyjego autorstwa), że "w Bogu jest wieczne Teraz". Dotyczą one przede wszystkim tego, że dla Boga czas nie istnieje, bo On w jednej chwili ma przed oczami całe dzieje świata - przeszłe, obecne i przyszłe - ale można je także potraktować jako zachętę do tego, aby żyć tu i teraz, nie wypominając sobie przeszłości i nie martwiąc się przyszłością, tylko postarać się, aby chwilę obecną jak najlepiej wykorzystać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

La Papesse, nie, nie przyjmuję.

 

Dla mnie życie jest szkołą, w której mamy zaliczyć określone lekcje.

Każdy wg indywidualnego toku nauczania.

Powtórek nie ma, a zaległości możemy nadrobić na korepetycjach w tzw. czyśćcu.

Ale jest to przykre siedzenie po godzinach, gdy reszta kompanii pojechała już na wycieczkę.

 

Założenia reinkarnacji po prostu nie mają dla mnie sensu.

To jak kręcenie się w przeręblu z nadzieją, że po jakimś nieskończenie długim czasie uda się nam z niego wyjść.

A tym czasem brzeg cały czas pozostaje śliski, bez możliwości jakiegoś stałego zaczepienia.

Człowiek zamiast pracować na sobą, zamiast skupić się nad kształtowaniem swojej istoty szuka jakichś karmicznych powiązań, ściągawek z odpowiedziami, podrzuconych mu iluzji, wiąże nimi swój umysł i goni za cieniami.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A idea Nieba, Piekła i Czyśćca ma sens?

Niebo - tam zbawieni trafiają by po wieki grzać się w blasku boskiej chwały. Miejsce wiecznego szczęścia.

Piekło - Miejsce wiecznego cierpienia dla grzeszników. No rzeczywiście, to dopiero ma sens. Cierpieć wieczność za grzechy JEDNEGO życia? Żaden grzech nie jest tak wielki by ponosić za niego taką karę. Ale cóż, tak zarządził Bóg w swoim nieskończonym miłosierdziu.

Czyściec - Miejsce tymczasowej kary dla nie do końca zbawionych, czy tak? A ile mają tam siedzieć? Jak długo? Jest jakiś przelicznik? 10 lat za pobicie sąsiada i 100 za gwałt?

 

To dopiero jest brak sensu, szczególnie piekło jest nieadekwatne w stosunku do niczego, zarówno do grzechów ludzi jak i rzekomego bożego miłosierdzia. Nie uznaję reinkarnację za pewnik, za jedyną prawdę. Prawdę mówiąc nie mam na ten temat wyrobionego zdania. Ale nie mów, że coś nie ma sensu, jeśli jako kontrargument podajesz coś równie, albo nawet bardziej absurdalnego.

Edytowane przez HellVard
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A tym czasem brzeg cały czas pozostaje śliski, bez możliwości jakiegoś stałego zaczepienia.

Człowiek zamiast pracować na sobą, zamiast skupić się nad kształtowaniem swojej istoty szuka jakichś karmicznych powiązań, ściągawek z odpowiedziami, podrzuconych mu iluzji, wiąże nimi swój umysł i goni za cieniami.

 

Jest jeszcze chaoistyczny model reinkarnacji, z restrukturyzacją ducha/iskry życiowej. Bardzo odpowiada on procesowi naturalnemu(umieramy, rozkładamy się na kawałki czym zasilamy inne istoty jak rośliny, bakterie, zwierzęta, insekty).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie uznaję reinkarnację za pewnik, za jedyną prawdę. Prawdę mówiąc nie mam na ten temat wyrobionego zdania.

 

Ja tak samo, reinkarnacja wydaje mi się po prostu bardziej prawdopodobna :) Nie wydaje mi się, żeby to wszystko było takie proste - niebo, piekło, czyściec, umieramy, idziemy pod sąd, dostajemy spis naszych grzechów i dobrych uczynków i przydział do którejś krainy. To co jest "wyżej" raczej nie mieści się w granicach tego, co jestem w stanie pojąć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Założenia reinkarnacji po prostu nie mają dla mnie sensu.

To jak kręcenie się w przeręblu z nadzieją, że po jakimś nieskończenie długim czasie uda się nam z niego wyjść.

A tym czasem brzeg cały czas pozostaje śliski, bez możliwości jakiegoś stałego zaczepienia.

To nic innego jak koło samsary, w którym jesteśmy tylko dlatego, że mamy je za prawdziwe. Dla mnie wszystko jest iluzją, tak naprawdę łącznie z karmą, reinkarnacją, samsarą. Co jednak nie oznacza, że ich nie przeżywamy, po prostu jesteśmy słabi w rozpoznaniu, że ich nie ma. Trzymamy się tych iluzji. Jak w śnie, w którym możemy układać z poważną miną marchewki na fotelu, żeby było im wygodnie i obojętnie jaka to by nie była bzdura, to i tak myślimy, że to jest serio.

 

Człowiek zamiast pracować na sobą, zamiast skupić się nad kształtowaniem swojej istoty szuka jakichś karmicznych powiązań, ściągawek z odpowiedziami, podrzuconych mu iluzji, wiąże nimi swój umysł i goni za cieniami.

Jeśli traktuje pojęcia reinkarnacji, samsary pobieżnie (jak to robi New Age), interesuje go tylko szukanie powiązań, śladów poprzedniego wcielenia - to tak, goni za cieniami. Bo to ciekawe, fascynujące, ale tak naprawdę nie prowadzi go do rozpoznania jakichkolwiek iluzji - właśnie dlatego, że traktuje to tak serio, myśli, że takie szalenie ważne jest przypominanie sobie poprzedniego życia (jakby z obecnym nie miał dość problemów...). Dla takich osób wymyślono właśnie piekło i niebo - bo to jest łatwiejsze, dostajesz zbiór jasnych, określonych zasad i kompletnie się nie przejmujesz własnym rozwojem. Co w sumie nie jest takie złe, niektórzy potrzebują takiej prostoty i dobrze z nią działają.

 

Po prostu każdy praktykuje to, co jest w stanie ogarnąć na swoim poziomie.

Edytowane przez Reina
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla mnie życie jest szkołą, w której mamy zaliczyć określone lekcje.

 

nienarodzone dzieci mają dużo tych lekcji. ale logika hihi

a zaległości możemy nadrobić na korepetycjach w tzw. czyśćcu.

 

i na czym miałyby polegać te korepetycje :) coś się przeżywa, więc to po prostu inne wcielenie. to tylko hmm

nazwy.

 

Założenia reinkarnacji po prostu nie mają dla mnie sensu.

 

to jest zjawisko obserwowalne, i jego opis, a nie teoria stworzona na potrzeby jakiś bogów.

 

Człowiek zamiast pracować na sobą, zamiast skupić się nad kształtowaniem swojej istoty szuka jakichś karmicznych powiązań, ściągawek z odpowiedziami, podrzuconych mu iluzji, wiąże nimi swój umysł i goni za cieniami.

 

kto goni, ten goni. ale projektowanie swoich nieudanych eksperymentów to stary sport,

są nawet olimpiady.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A idea Nieba, Piekła i Czyśćca ma sens?

(...)

Piekło - Miejsce wiecznego cierpienia dla grzeszników. No rzeczywiście, to dopiero ma sens. Cierpieć wieczność za grzechy JEDNEGO życia? Żaden grzech nie jest tak wielki by ponosić za niego taką karę. Ale cóż, tak zarządził Bóg w swoim nieskończonym miłosierdziu.

Bóg nikogo na piekło nie skazuje.

 

Wyjdźmy może ze szkolnych ławek i urośnijmy trochę w rozumieniu niektórych tematów.

 

Jak już chyba gdzieś na tym forum pisałam (i to nie wiem czy nie w odpowiedzi na Twój post :) ...

Bóg w swoim nieskończonym miłosierdziu nikogo na piekło nie skazuje.

Bóg w swoim miłosierdziu przebacza ludziom ich przewinienia i stale oczekuje od nich odwzajemnienia swojej miłości.

 

Piekło to miejsce, w którym Boga nie ma, miejsce, do którego odchodzą ludzie/dusze, które całkowicie Boga odrzuciły.

To nie Bóg skazuje ludzi na piekło, ale ludzie sami piekło wybierają wyrzekając się Boga i odrzucając Jego miłosierdzie.

I paradoksalne idąc do piekła chwalą Boga, chwalą Jego miłosierdzie, w którym pozostawił im wolną wolę wyboru.

 

 

Czyściec - Miejsce tymczasowej kary dla nie do końca zbawionych, czy tak? A ile mają tam siedzieć? Jak długo? Jest jakiś przelicznik? 10 lat za pobicie sąsiada i 100 za gwałt?

Jeżeli zachciałbyś zajrzeć do tego tematu, to może nieco lepiej będziesz mógł zrozumieć "ideę" czyśćca:

http://www.ezoforum.pl/chrzescijanstwo/34028-szukajac-boga-stanaae-wobec-prawdy-o-sobie-czyli-o-kontaktach-z-duszami-czysaecowymi.html#post255994

 

Ktoś, kto doświadczy bliskości Boga, poczuje nieskończoność Jego miłości, miłości doskonałej wybaczającej, całkowicie akceptującej, sam będzie chciał odpokutować, zadośćuczynić za to, czym sprzeciwił się Bogu, czym zranił Jego miłość.

 

 

Jest jeszcze chaoistyczny model reinkarnacji, z restrukturyzacją ducha/iskry życiowej. Bardzo odpowiada on procesowi naturalnemu(umieramy, rozkładamy się na kawałki czym zasilamy inne istoty jak rośliny, bakterie, zwierzęta, insekty).

Słyszałam i o tej teorii. Niestety nie zmienia ona faktu, że nadal pozostajemy w przeręblu ;)

 

 

To co jest "wyżej" raczej nie mieści się w granicach tego, co jestem w stanie pojąć.

Tym bardziej nie jest to powodem, aby kurczowo trzymać ziemskich pojęć, wokół których obraca się teoria reinkarnacji ;)

 

 

Dla takich osób wymyślono właśnie piekło i niebo - bo to jest łatwiejsze, dostajesz zbiór jasnych, określonych zasad i kompletnie się nie przejmujesz własnym rozwojem. Co w sumie nie jest takie złe, niektórzy potrzebują takiej prostoty i dobrze z nią działają.

Tak, pozornie wygląda to dość prosto, prawie jak czytanie elementarza.

Ale ktoś, kto osiągnie znajomości owego elementarza może sięgnąć po nieco bardziej skomplikowaną literaturę, na coraz wyższych poziomach.

A to już wymaga pracy własnej, pracy nad rozwojem duchowym.

Ogólnie rzeczywiście nie jest to jakiś skomplikowany, wymyślny system, bo i nie o fajerwerki tu chodzi.

Niestety powtarza się w tym stara prawda, że najtrudniej jest znaleźć najprostsze rozwiązania.

 

 

Caliah, ja też nie przyjmuję, ale nie przyjmuję też "czyśćca", przynajmniej w tradycyjnym tego słowa znaczeniu.

Zajrzyj do linku, który podałam HellVard'owi :)

 

 

nienarodzone dzieci mają dużo tych lekcji. ale logika hihi

To też już gdzieś pisałam, ale co tam...

 

Ktoś kiedyś (chyba św. Teresa z Avilla) porównał ludzi do kwiatów w Bożym ogrodzie.

Są w nim róże, piękne, wyrosłe, specjalnie szczepione, ale są również inne kwiaty, w tym dzikie polne i leśne, a także malutkie cichutkie i delikatne jak dzwoneczki, łąkowe stokrotki i tysiące innych. A każdy przepiękny, dla każdego jest odpowiednie miejsce i każdy jest najważniejszy.

Tak samo jest z ludźmi. Są wśród nas osoby w jakiś sposób się wyróżniające, ale są i takie których wielu z nas nie zauważa. Są długowieczni starcy i są dzieci nienarodzone. Każde z nich doświadcza tego, czego doświadczyć powinno i w rzeczywistości jego doświadczenie nie jest w niczym umniejszone.

Wg naszych ziemskich wartości wydawałoby się, że te dzieci straciły coś istotnego, ale tak naprawdę poza przeżywaniem ludzkich namiętności nic ich nie ominęło.

Bóg w miłosierdziu swoim da im to czego im potrzeba, bo "wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie" (Mt 6, 8).

Tak że spoko ;)

Bóg wie lepiej, a od nas oczekuje jedynie miłości :)

 

 

i na czym miałyby polegać te korepetycje :) coś się przeżywa, więc to po prostu inne wcielenie. to tylko hmm

nazwy.

Reinkarnacja jako taka zakłada wcielenia ziemskie. Wiec znowu kręcimy się w przeręblu ;)

Droga w pojęciu chrześcijańskim nie zakłada kolejnego wcielenia, stania się inną, nową osobą przez przyjęcie innej tożsamości.

W tej drodze cały czas jesteś sobą, cały czas ten sam Sosnowiczanin :)

Tyle, że rozwijasz się, kształtujesz swoją osobowości, swoją duchowość.

Zakładając, że ziemia to podstawówka, czyściec można by umieścić np. na poziomie szkoły średniej, aby później można było wiecznie studiować ;)

 

 

to jest zjawisko obserwowalne, i jego opis, a nie teoria stworzona na potrzeby jakiś bogów.

O ile wiem naukowo nie jest dowiedzione, więc jest to jedynie teoria.

Są domniemania na podstawie regresingów, seansów hipnotycznych itp., ale źródło tych informacji też niestety nie stanowi niepodważalnego argumentu, a z punktu widzenia nauk związanych z chrześcijaństwem, judaizmem czy islamem, jego pochodzenie jest delikatnie mówiąc oceniane negatywnie.

Pozostajemy zatem nadal w kręgu wiary i doświadczeń własnych.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podstawowy błąd polega na pojmowaniu pojęcia karmy jako kary. Ponowne odradzanie się jako kara. Nieskończone przerabianie, odrabianie lekcji. Tak to może wyglądać z punktu widzenia ego, które kreuje Osobowość.

 

W zasadzie, w idei reinkarnacji pojęcie 'karma' jest zbędne, ale może ułatwić zrozumienie dlaczego. Karma nie jest niczym innym jak impulsem, który pobudza do rozwoju.

Nie istnieje na zasadzie - jeśli zgwałciłeś, to i Ciebie zgwałcą. To błędne pojmowanie. Niezupełnie ma w tym miejsce wyrównywanie rachunków, oko za oko...

 

Przy okazji - istnieje także nieświadomość pewnej odrębności między Duszą a Osobowością, która - wg mojej wiedzy - ukształtowana jest na podstawie przeszłych wcieleń wpływających na obecne oraz obecnego życia od poczęcia. Występuje między nimi zależność, ale Dusza może robić swoje, podczas gdy Osobowość swoje. Mogą rozwijać się swoimi torami, często bardzo odmiennymi. Nieświadomość czy też brak kontaktu z duszą i Wyższą Jaźnią uniemożliwia pełne panowanie nad Osobowością.

 

Zatem jest pewna różnica między kształtowaniem Osobowości, a Ducha.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale nikt tu nie pisze o karmie jako o karze, ale o karmie jako o ciągu, który w rzeczywistości nie daje człowiekowi żadnego oparcia, bo nigdy nie wiadomo czego nowego w następnym wcieleniu o sobie się dowiemy... i kręcimy się dalej.

 

To o czym napisałaś jest różnicą między istotą duszy, a istotą rozumu ludzkiego.

Ale co to ma do tematu Chrześcijaństwo a reinkarnacja? ;)

No może tylko tyle, że tak jak napisała Reina, w obecnym życiu mamy dość materiału do przerobienia, aby na nim rozwinąć, wykształcić osobowość swojej duszy.

Choćby w oparciu o tzw. filary życia duchowego:

- filar rozumu

- filar wiary

- filar znajomości Boga (nabywanie i pogłębianie wiedzy o Bogu, modlitwa, sakramenty)

- filar świętości (życie w czystości względem Prawa Bożego)

- filar odwagi

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Karma jako ciąg - owszem, tak długo, jak dusza będzie podejmowała decyzje co do doświadczania.

 

Nie wiadomo czego się w następnym wcieleniu o sobie dowiemy.... A czego się o sobie dowiemy w tzw. niebie?

 

Oczywiście, że rozpatrując ideę reinkarnacji rodzi się pytanie - po co mi znajomość przeszłych wcieleń, skoro mam wystarczająco dużo problemów w życiu obecnym? Sęk w tym, że wiele z tych problemów ma swoje źródło w poprzednich wcieleniach, a teraz manifestują się w taki, a nie inny sposób. Nie wszystkie problemy, ale wiele z nich. Nie wszystko ma swoje źródło w wczesnym dzieciństwie chociażby, choć wydarzenia z niego mogły także przypieczętować podobne sytuacje w dalszej przeszłości - w czasie podróży życiowej Osobowości i Duszy w jakiejś formie.

 

Nie wszyscy są nieszczęśliwymi posiadaczami blokad tkwiących w podświadomości od kilku (nastu) wcieleń. Ale dopiero zrozumienie źródła problemu i oczyszczenie go pozwala na pójście naprzód. Tego nie zrozumienie nikt, kto tego nie doświadczył i dla którego kontakt z duszą, podświadomością czy Wyższą Jaźnią jest abstrakcją.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Choćby w oparciu o tzw. filary życia duchowego:

- filar rozumu

- filar wiary

- filar znajomości Boga (nabywanie i pogłębianie wiedzy o Bogu, modlitwa, sakramenty)

- filar świętości (życie w czystości względem Prawa Bożego)

- filar odwagi

duchowego czy duchownego? :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słyszałam i o tej teorii. Niestety nie zmienia ona faktu, że nadal pozostajemy w przeręblu ;)

 

W jakim sensie?? Rozpadanie się iskry życiowej martwych istot na miliony kawałków i łączenie się w jedno "ciało" z którego powstają rodzą się nowe jest bardzo sensowne. Jednakże dla ego zapomnienie i odejście w nicość jest tragedią nie do pomyślenia:) Dla mnie taka reinkarnacja jest sensowniejsza od tej podstawej, nie opiera sie na jakichś pojęciach dobra/zła, nie mówi o wędrówkach tej samej duszy bez żadnego głębszego sensu(poza doskonalenem które to doskonalenie też w założeniu nie ma sensu, w końcu osiągnie się optimum i co wtedy?).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O ile wiem naukowo nie jest dowiedzione, więc jest to jedynie teoria.

Są domniemania na podstawie regresingów, seansów hipnotycznych itp., ale źródło tych informacji też niestety nie stanowi niepodważalnego argumentu, a z punktu widzenia nauk związanych z chrześcijaństwem, judaizmem czy islamem, jego pochodzenie jest delikatnie mówiąc oceniane negatywnie.

Pozostajemy zatem nadal w kręgu wiary i doświadczeń własnych.

Piekło, Niebo i Bóg także są jedynie teoriami nie mających poparcia naukowego, prawda? :]

 

Ale dopiero zrozumienie źródła problemu i oczyszczenie go pozwala na pójście naprzód.

Ale to nie oznacza konieczności znajomości poprzednich wcieleń. Wystarczy praca z emocjami i medytacja, przynajmniej jeśli chodzi o buddyjskie metody. Inne systemy mają inne metody.

 

Obawiam się, że zestawienie wierzeń chrześcijańskich z teorią reinkarnacji mija się z celem, przecież to oczywiste, że to pierwsze jej nie uznaje. Rozmawiamy o zjawisku jemu obcemu, które powinno rozpatrywać się w kategorii odpowiednich nauk, które wiedzą, co z nią zrobić i dają jakiekolwiek narzędzia do pracy.

Edytowane przez Reina
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale dopiero zrozumienie źródła problemu i oczyszczenie go pozwala na pójście naprzód.

 

Ale to nie oznacza konieczności znajomości poprzednich wcieleń. Wystarczy praca z emocjami i medytacja, przynajmniej jeśli chodzi o buddyjskie metody. Inne systemy mają inne metody.

 

 

Nie oznacza. Zależy od rodzaju problemu. Jeśli ma swoje źródło w którymś z poprzednich wcieleń - niestety praca z emocjami nie wystarczy. Choć niemal każdy problem jest podszyty ciężkimi emocjami, który sobie stworzył dany człowiek.

 

Są blokady (problemy), od których nie można uciec. Tkwią w podświadomości jak chwasty z głębokimi korzeniami, hamują rozwój. Z każdą taką blokadą prędzej czy później przychodzi nam się zmierzyć, jeśli dusza chce by zarówno ona, jak i dana osobowość ruszyła do przodu z swym rozwojem. Z naciskiem na dusza, bo osobowość jest w pewnym sensie tylko narzędziem.

 

 

Co do sprzeczności reinkarnacji z chrześcijaństwem to mam odmienne zdanie. A konkretnie o początkach chrześcijaństwa. Zdanie, które nie bazuje tylko na zapiskach. Ale obecnie nie zajmują mnie żadne religie, wypaczenia, zmiany czy ewolucje różnych odłamów chrześcijaństwa.

Ja jestem w stanie doszukać się w Biblii fragmentów, które przemawiają do mnie w taki sposób, że mówią o prawdziwości reinkarnacji. No ale ja jestem tylko interpretatorem Biblii. Nikim więcej. Ale jeśli obecny Kościół, choćby rzymskokatolicki, stanowi o tym, że reinkarnacja to bujda - nie mam nic przeciwko. :)...

Edytowane przez Nereida
uzupełnienie
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tej drodze cały czas jesteś sobą, cały czas ten sam Sosnowiczanin :)

 

nie. wszystko co się składa na "ja" jest w ciągłych ruchu, powstawaniu i wygasaniu.

nawet teraz, i to jest najbliższe nauce, mam na myśli powstawaniu wirów oddziaływan opisywanych przez

równania fizyki kwantowej.

i moje doświadczenia też takie są :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Karma jako ciąg - owszem, tak długo, jak dusza będzie podejmowała decyzje co do doświadczania.

W życiu doczesnym człowiek ma wystarczająco dużo czasu, aby podjąć decyzję o zdobywaniu doświadczenia/kształtowaniu/kształceniu duszy.

 

Nie wiadomo czego się w następnym wcieleniu o sobie dowiemy.... A czego się o sobie dowiemy w tzw. niebie?

W niebie, a dokładnie na sądzie szczegółowym dowiemy się wszystkiego, całej prawdy o sobie. Wszystko zostanie odsłonięte.

Dowiemy się co musimy jeszcze przepracować, aby udoskonalić naszą duszę i uzdolnić do przyszłej egzystencji.

 

Sęk w tym, że wiele z tych problemów ma swoje źródło w poprzednich wcieleniach, a teraz manifestują się w taki, a nie inny sposób. Nie wszystkie problemy, ale wiele z nich. Nie wszystko ma swoje źródło w wczesnym dzieciństwie chociażby, choć wydarzenia z niego mogły także przypieczętować podobne sytuacje w dalszej przeszłości - w czasie podróży życiowej Osobowości i Duszy w jakiejś formie.

A może w życiu naszych przodków?

 

Nie wszyscy są nieszczęśliwymi posiadaczami blokad tkwiących w podświadomości od kilku (nastu) wcieleń. Ale dopiero zrozumienie źródła problemu i oczyszczenie go pozwala na pójście naprzód. Tego nie zrozumienie nikt, kto tego nie doświadczył i dla którego kontakt z duszą, podświadomością czy Wyższą Jaźnią jest abstrakcją.

Nie trzeba zakładać istnienia reinkarnacji, aby dojść do źródła problemu i móc go przepracować.

Tym bardziej nie jest owa reinkarnacja potrzebna do kontaktu, zrozumienia swojej duszy i rzeczy z duchowością związanych.

Wystarczy świadomość realności świata duchowego i klarowne rozeznanie dobra i zła.

 

duchowego czy duchownego? :P

Duchowego :)

Które w życiu duchownych powinno być podstawą wynikającą choćby z powołania.

 

W jakim sensie?? Rozpadanie się iskry życiowej martwych istot na miliony kawałków i łączenie się w jedno "ciało" z którego powstają rodzą się nowe jest bardzo sensowne. Jednakże dla ego zapomnienie i odejście w nicość jest tragedią nie do pomyślenia:) Dla mnie taka reinkarnacja jest sensowniejsza od tej podstawowej, nie opiera sie na jakichś pojęciach dobra/zła, nie mówi o wędrówkach tej samej duszy bez żadnego głębszego sensu(poza doskonaleniem które to doskonalenie też w założeniu nie ma sensu, w końcu osiągnie się optimum i co wtedy?).

Właśnie o to chodzi. Nie wymaga pracy nad sobą, nie wymaga doskonalenia, brakuje w tym celu, motywacji. Można by powiedzieć, że takie podejście to zachęta do wegetacji, wręcz brak argumentów na powstrzymanie degeneracji.

Taka filozofia zdecydowanie twórcza nie jest, powiedziałabym, że wręcz destrukcyjna.

 

Piekło, Niebo i Bóg także są jedynie teoriami nie mających poparcia naukowego, prawda? :]

Ale ich oddziaływanie na ziemską rzeczywistość pozostawia widoczne, mierzalne naukowo ślady, których owa nauka wyjaśnić nie może, a które są materialnym potwierdzeniem owych teoretycznych założeń.

 

Ja jestem w stanie doszukać się w Biblii fragmentów, które przemawiają do mnie w taki sposób, że mówią o prawdziwości reinkarnacji. No ale ja jestem tylko interpretatorem Biblii. Nikim więcej. Ale jeśli obecny Kościół, choćby rzymskokatolicki, stanowi o tym, że reinkarnacja to bujda

W Biblii jest wiele stwierdzeń, które mogą być różnie interpretowane, ale jest też jasno powiedziane, że człowiekowi dane jest narodzić się raz i raz umrzeć, a potem jest sąd. Czyli nie ma czegoś takiego jak kolejna ziemska inkarnacja. Jest życie, inne, w "innej" rzeczywistości, dalsza droga, ale już w innym, nie ziemskim wymiarze.

 

nie. wszystko co się składa na "ja" jest w ciągłych ruchu, powstawaniu i wygasaniu.

nawet teraz, i to jest najbliższe nauce, mam na myśli powstawaniu wirów oddziaływan opisywanych przez

równania fizyki kwantowej.

i moje doświadczenia też takie są :)

Człowiek, który rozwija się duchowo nie jest istotą statyczną.

On właśnie znajduje się w ciągłym ruchu, zmienia się, współpracuje z tym, co go otacza, działa i podlega oddziaływaniom.

Ale to nadal nie wymaga kręcenia się w pralce reinkarnacji.

 

P.S.

Jutro wyjeżdżam na tydzień.

Jeżeli przez ten czas temat Wam się nie znudzi, to zajrzę do niego po powrocie :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale ich oddziaływanie na ziemską rzeczywistość pozostawia widoczne, mierzalne naukowo ślady, których owa nauka wyjaśnić nie może, a które są materialnym potwierdzeniem owych teoretycznych założeń.

Caliah, dla mnie to fascynujące, że rzucasz z takim przekonaniem jakieś stwierdzenia i nie widzisz, że one się kupy nie trzymają. Jakie ślady? Dla mnie takowe pozostawia właśnie reinkarnacja, ale ja się upierać nie będę, że ona faktycznie jest - w końcu sama jej nie pamiętam, ale (zgodnie z zasadą - mówmy za siebie), ta teoria najbardziej mnie popycha do rozwoju i nie chcę w następnym życiu być krówką żującą trawę tak jak Ty nie chcesz być w piekle. Po za tym: mierzalne naukowo ślady, których owa nauka wyjaśnić nie może. Wybacz, ale nie rozumiem, to zdanie to masło maślane - jeśli są mierzalne naukowo, to znaczy, że nauka może je jak najbardziej je wyjaśnić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On właśnie znajduje się w ciągłym ruchu, zmienia się, współpracuje z tym, co go otacza, działa i podlega oddziaływaniom.

 

oo, podoba mi sie ta dyskusja. najpierw mówisz że nic się nie zmienia, potem że się zmienia.

w ten sposób masz zawsze rację. Kiedy ktoś działa wg. zasad Sun Tzu, nie wypada mi nic innego jak

tylko oddalic się, przyznając Ci. świętą rację

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W życiu doczesnym człowiek ma wystarczająco dużo czasu, aby podjąć decyzję o zdobywaniu doświadczenia/kształtowaniu/kształceniu duszy.

 

 

Żeby stwierdzić coś takiego, trzeba mieć dużą wiedzę na temat mechanizmu kształcenia się duszy.

Ja twierdzę, że to kształcenie jest wielowymiarowe, nieograniczone wymiarem ziemskim oraz czasem ziemskim ani, prawdopodobnie, żadnym innym [czasem].

 

 

W niebie, a dokładnie na sądzie szczegółowym dowiemy się wszystkiego, całej prawdy o sobie. Wszystko zostanie odsłonięte.

Dowiemy się co musimy jeszcze przepracować, aby udoskonalić naszą duszę i uzdolnić do przyszłej egzystencji.

 

 

Do jakiej przyszłej egzystencji? Skąd pomysł, że w ''niebie" są jakieś inne wymiary egzystencji, których dana dusza może dostąpić?

 

 

Nie trzeba zakładać istnienia reinkarnacji, aby dojść do źródła problemu i móc go przepracować.

Tym bardziej nie jest owa reinkarnacja potrzebna do kontaktu, zrozumienia swojej duszy i rzeczy z duchowością związanych.

Wystarczy świadomość realności świata duchowego i klarowne rozeznanie dobra i zła.

 

 

Ja nie zakładam istnienia reinkarnacji. Ja wiem o jej istnieniu.

Zwykle najpierw coś zakładamy, a potem bierzemy za pewnik lub nie - i zmieniamy zdanie. U mnie wyglądało to odwrotnie. :) Wiedza od Wyższej Jaźni doprowadziła do odkrycia nieciekawej blokady ciągnącej się od nieciekawie długiego czasu.

 

 

 

W Biblii jest wiele stwierdzeń, które mogą być różnie interpretowane, ale jest też jasno powiedziane, że człowiekowi dane jest narodzić się raz i raz umrzeć, a potem jest sąd. Czyli nie ma czegoś takiego jak kolejna ziemska inkarnacja. Jest życie, inne, w "innej" rzeczywistości, dalsza droga, ale już w innym, nie ziemskim wymiarze.

 

 

W innym, nieziemskim wymiarze? To nadal nie wyklucza istnienia reinkarnacji. Wymiarów jest wiele.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisał Kaos

W jakim sensie?? Rozpadanie się iskry życiowej martwych istot na miliony kawałków i łączenie się w jedno "ciało" z którego powstają rodzą się nowe jest bardzo sensowne. Jednakże dla ego zapomnienie i odejście w nicość jest tragedią nie do pomyślenia:) Dla mnie taka reinkarnacja jest sensowniejsza od tej podstawowej, nie opiera sie na jakichś pojęciach dobra/zła, nie mówi o wędrówkach tej samej duszy bez żadnego głębszego sensu(poza doskonaleniem które to doskonalenie też w założeniu nie ma sensu, w końcu osiągnie się optimum i co wtedy?).

Właśnie o to chodzi. Nie wymaga pracy nad sobą, nie wymaga doskonalenia, brakuje w tym celu, motywacji. Można by powiedzieć, że takie podejście to zachęta do wegetacji, wręcz brak argumentów na powstrzymanie degeneracji.

Taka filozofia zdecydowanie twórcza nie jest, powiedziałabym, że wręcz destrukcyjna.

 

heh - a może potem nie ma nic... żyjemy w pustym nieludzkim wszechświecie, przewracasz się, przestaje bić serce, przestają przepływać impulsy elektryczne, gnijesz, użyźniasz ziemię et la commedia finita. Może tylko oszukujemy siebie że "coś tam jest"? Jakieś niebo i piekło, jakieś następne wcielenia, jakiś świat "astralny" dla dusz? może trzeba sobie uświadomić że to wszystko w co ładujemy nasze nadzieje i wiarę może wcale nie istnieć. I pogodzić się z tą możliwością.... A potem dalej mieć nadzieję :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie o to chodzi. Nie wymaga pracy nad sobą, nie wymaga doskonalenia, brakuje w tym celu, motywacji. Można by powiedzieć, że takie podejście to zachęta do wegetacji, wręcz brak argumentów na powstrzymanie degeneracji.

Taka filozofia zdecydowanie twórcza nie jest, powiedziałabym, że wręcz destrukcyjna.

 

Przecież mówiłem o stękaniu o wyższych celach itd. Dlaczego życie materialne ma prowadzić do czegoś lepszego?? Gdyby tak było to zwierzęta by też czyniły chrześcijańską miłość, miast mordować się tylko po to by przeżyć kolejny dzień. Motywacja jest, dla mistyków owy rozpad to najpiękniejsza rzecz, cel istnienia- połączenie się z bogiem(chrześcijan powinno to zadowolić). Dla maga to koszmar ale istnieją potężne metody mogące pomóc ominąc etap rekonfiguracji. Jeśli ta teoria byłbaby destrukcyjna to trzebaby uznać naturę za destrukcyjną bo etap "po śmierci" jest indentyczny do tego co się dzieje za życia jak i z naszym ciałem po opuszczeniu go przez "duszę". Oczywiście megalomański umysł człowieczy musi wszystkiemu nadawać wyższy cel, samo życie jest zbyt marne:). Poza tym ta teoria była wymyślona przez osoby nieskażone szowinizmem ego, o podejściu naturalistycznym oraz bardzo mało marzycielskim. Możliwe że przy tym modelu biblia miałaby trzymać nas w szachu za życia fizycznego(by nie ulec materialistycznemu zabobonowi), choć nie była ona tworzona pod zoogranizowane kulty.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
Po za tym: mierzalne naukowo ślady, których owa nauka wyjaśnić nie może. Wybacz, ale nie rozumiem, to zdanie to masło maślane - jeśli są mierzalne naukowo, to znaczy, że nauka może je jak najbardziej je wyjaśnić.

W skrócie jest to zdanie mówiące o niezaprzeczalności rzeczy objawionych, których natury nauka nie potrafi wyjaśnić.

Jak choćby cud w Lanciano.

Przepraszam, że przeklejam fragment z innego postu, ale wstawianie samego linku nie zawsze skutkuje skorzystaniem z niego. http://www.ezoforum.pl/chrzescijanstwo/34008-o-magii-w-krk-6.html#post256252

 

CUD EUCHARYSTYCZNY W LANCIANO

 

Rzeczywista obecność Chrystusa w Najświętszym Sakramencie została w cudowny sposób potwierdzona w małym kościółku pod wezwaniem św. Longina w miasteczku i Lanciano we Włoszech.

Było to w VIII w., podczas Mszy św., którą odprawiał mnich bazylianin. Po Przeistoczeniu opadły go wątpliwości co do istotnej obecności Ciała i Krwi Pańskiej w konsekrowanych postaciach Chleba i Wina.

Nagle, przed oczami dręczonego pokusą przeciw wierze kapłana, biała Hostia przemieniła się w cząstkę żywego ciała, w kielichu zaś ujrzał prawdziwą krew, która zakrzepła, tworząc pięć cząstek różnej wielkości i kształtu.

To Ciało i Krew Pańską, cudem uwidocznione oczom człowieka, przechowano aż do naszych czasów. W ciągu wieków dokonywano kilkakrotnie badań ze strony władz kościelnych.

We współczesnych nam czasach oo. Franciszkanie, którzy obsługują kościół, gdzie dokonał się cud, za zgodą Rzymu, powierzyli ekspertom przechowywane przez 12 wieków cząsteczki dla dokonania analizy naukowej. Badania zostały przeprowadzone w laboratorium pod ścisłym nadzorem dwóch profesorów uniwersytetu (Linoli i Bertelli). Uczeni ogłosili następujące końcowe wyniki:

■ Ciało jest prawdziwym ciałem, Krew jest prawdziwą krwią,

■ Jedno i drugie jest ciałem i krwią ludzką,

■ Ciało i Krew mają tę samą grupę krwi (AB),

■ Ciało i Krew należą do osoby ŻYJĄCEJ,

■ Diagram tej Krwi odpowiada krwi ludzkiej, pobranej z ciała człowieka w TYM SAMYM DNIU (w dniu dokonywanego badania),

■ Ciało jest złożone z mięśniowych tkanek SERCA,

■ Relikwie te, zachowane w stanie naturalnym przez tyle wieków i wystawione na działania fizyczne, atmosferyczne i biologiczne – są nadzwyczajnym fenomenem.

 

Eksperci przesłali do oo. Franciszkanów telegram następującej treści:

 

<<ET VERBUM CARO FACTUM EST>> A SŁOWO CIAŁEM SIĘ STAŁO!

 

Jeszcze jeden uderzający szczegół: gdy zważono oddzielnie poszczególne cząstki zakrzepłej Krwi (są różnej wielkości), każda z nich ważyła dokładnie tyle, co wszystkie pięć razem wzięte. – Miłość Boga do człowieka nie zna wagi ani miary!

Przypomnijmy sobie tu prawdę wiary, że w każdej konsekrowanej cząstce Chleba i Wina jest obecny cały Bóg-Człowiek z duszą, Ciałem i Bóstwem.

Imprimatur Renzio d ‘Antonio, arcybiskup z Lanciano

 

 

oo, podoba mi sie ta dyskusja. najpierw mówisz że nic się nie zmienia, potem że się zmienia.

w ten sposób masz zawsze rację. Kiedy ktoś działa wg. zasad Sun Tzu, nie wypada mi nic innego jak

tylko oddalic się, przyznając Ci. świętą rację

Ehh, nie ma w tym żadnego Sun Tzu, to jest tak proste, że aż boli.

Czy to tak trudno zrozumieć, że mały Jasio najpierw idzie do szkoły, w tym przypadku szkoły życia ziemskiego, w niej się kształci, rozwija duchowo, czyli tym samym zmienia swoją duchowość. Na skutek tych zmian z małego Jasia staje się Janem, ale nadal pozostaje tą samą istotą, tylko dojrzalszą.

Nie zmienia się w Zosię czy Grzesia (jak w przypadku reinkarnacji).

Po zakończenie drogi ziemskiej Jan nadal pozostaje Janem, zmienia się jedynie jego substancjalność i idzie dalej świadomy całego zgromadzonego doświadczenia, bez amnezji inkarnacyjnej.

 

 

Żeby stwierdzić coś takiego, trzeba mieć dużą wiedzę na temat mechanizmu kształcenia się duszy.

Ja twierdzę, że to kształcenie jest wielowymiarowe, nieograniczone wymiarem ziemskim oraz czasem ziemskim ani, prawdopodobnie, żadnym innym [czasem].

Każdy ma taką wiedzę na swoim poziomie.

Nie trzeba żadnych wielkich natchnień, żeby żyć w zgodzie z prawem i troszczyć się o jego przestrzeganie.

Jezus nauczał ludzi prostych....

 

A kształcenie zapewne jest wielowymiarowe i nieskrępowane czasem. W religii chrześcijańskiej pierwszym przykładem dalszego ciągu kształcenia są choćby "korepetycje" w czyśćcu.

 

Do jakiej przyszłej egzystencji? Skąd pomysł, że w ''niebie" są jakieś inne wymiary egzystencji, których dana dusza może dostąpić?

To "w niebie" było trochę na wyrost. Przyjmując, że niebo jest naszym obecnym punktem docelowym dalszej egzystencji miałam na myśli przystanek w tej drodze jakim jest sąd, podanie wyników sprawdzianu materiału przerobionego w życiu ziemskim.

Ad rem...

Przyszła egzystencja - egzystencja po zakończeniu ziemskiego życia w wymiarze określanym jako niebo, w czymś postrzeganym przez nas jako doskonałość, możliwość obcowania z Bogiem. Można to w uproszczeniu określić jako inny wymiar.

Problem w tym, że aby móc "funkcjonować" w tej doskonałej rzeczywistości człowiek też musi osiągnąć określony poziom doskonałości, czystości duchowej. Czyli jeżeli nie przepracował jakichś ludzkich słabości musi temat uzupełnić, doszlifować. Na zasadzie: do świętego może przyjść tylko święte.

 

Wiedza od Wyższej Jaźni doprowadziła do odkrycia nieciekawej blokady ciągnącej się od nieciekawie długiego czasu.

Wiedza o realności istnienia świata duchowego doprowadza do różnych doświadczeń dotyczących przeszłości. Dość często są to po prostu klątwy pokoleniowe.

 

W innym, nieziemskim wymiarze? To nadal nie wyklucza istnienia reinkarnacji. Wymiarów jest wiele.

Wyklucza, bo tak jak napisałam w odpowiedzi dla Sosnowiczanina: w tej podróży nadal pozostajemy sobą. W pełni świadomi tego, czego doświadczyliśmy.

Inny, nie ziemski wymiar, to jedynie przejście do życia bez powłoki cielesnej (przynajmniej na razie :)

 

 

Dlaczego życie materialne ma prowadzić do czegoś lepszego??

Nie życie materialne, a duchowe. Nauka religii chrześcijańskiej mówi o uwolnieniu się od przywiązania do rzeczy materialnych.

 

Gdyby tak było to zwierzęta by też czyniły chrześcijańską miłość, miast mordować się tylko po to by przeżyć kolejny dzień.

A skoro o zwierzętach:

Idzie misjonarz przez busz, patrzy a na przeciw wychodzi potężny lew.

Padł misjonarz na kolana i prosi: Panie wzbudź w tej bestii chrześcijańskie uczucia...

Patrzy..., a lew też padł na kolana i prosi: Panie pobłogosław dary, które spożywać będziemy... ;)

 

Przecież mówiłem o stękaniu o wyższych celach itd. Motywacja jest, dla mistyków owy rozpad to najpiękniejsza rzecz, cel istnienia- połączenie się z bogiem(chrześcijan powinno to zadowolić). Dla maga to koszmar ale istnieją potężne metody mogące pomóc ominąc etap rekonfiguracji.

Ale my nie musimy używać żadnych potężnych metod. My po prostu pozostajemy sobą i w tej formie wchodzimy w komunię z Bogiem.

 

Poza tym ta teoria była wymyślona przez osoby nieskażone szowinizmem ego, o podejściu naturalistycznym oraz bardzo mało marzycielskim. Możliwe że przy tym modelu biblia miałaby trzymać nas w szachu za życia fizycznego(by nie ulec materialistycznemu zabobonowi), choć nie była ona tworzona pod zoogranizowane kulty.

Teoria wymyślona przez osoby..., które miały doła i bały się tego co może być po śmierci, więc wolały założyć, że nie ma nic..., rozpad..., no chyba, że wejdziesz w wyższą magię...?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Każdy ma taką wiedzę na swoim poziomie.

Nie trzeba żadnych wielkich natchnień, żeby żyć w zgodzie z prawem i troszczyć się o jego przestrzeganie.

Jezus nauczał ludzi prostych....

 

A kształcenie zapewne jest wielowymiarowe i nieskrępowane czasem. W religii chrześcijańskiej pierwszym przykładem dalszego ciągu kształcenia są choćby "korepetycje" w czyśćcu.

 

 

Każdy ma wiedzę wprost proporcjonalną do swojego poziomu świadomości.

 

Ja nie uznaję Boga osobowego. ''Korepetycje" to dla mnie po prostu ''karma". Nie czyściec, tylko kolejne wcielenie bądź też nie - i praca nad sobą. Całościowa praca nad sobą - duszą, Osobowością, Wyższą Jaźnią, wszystkimi ''ciałami".

 

 

Wyklucza, bo tak jak napisałam w odpowiedzi dla Sosnowiczanina: w tej podróży nadal pozostajemy sobą. W pełni świadomi tego, czego doświadczyliśmy.

 

 

 

Zatem proszę o wyjaśnienie co wg Ciebie oznacza ,,bycie sobą" - pozostanie sobą? Co rozumiesz przez pojęcie JA ?

Edytowane przez Nereida
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zatem proszę o wyjaśnienie co wg Ciebie oznacza ,,bycie sobą" - pozostanie sobą? Co rozumiesz przez pojęcie JA ?

Ja, to świadomość istnienia mnie jako jednostki, jakiegoś elementu większej układanki.

Świadomość tego, czego doświadczyłam, świadomość moich wyborów, świadomość celu.

Świadomość zarówno na poziomie duszy jak i rozumu.

"Myślę więc jestem" :)

A że w życiu ziemskim posiadamy również ciało, więc jest ono również jednym ze składników mojego "ja".

 

Bycie sobą/pozostanie sobą, to ciągłość wspomnianej wyżej świadomości, niezależnie od formy egzystencji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak jak napisałaś caliah - w podróży nadal pozostajemy sobą.

 

Będąc na Ziemi moje JA (w taki sposób, w jaki pojmuję) składa się z 3 struktur - Osobowość, Dusza, Wyższa Jaźń. Po opuszczeniu ciała Osobowość ''umiera", ale cały zapis tego, czego dokonaliśmy, zawarty jest w Duszy oraz Wyższej Jaźni.

Punkt widzenia Osobowości i Duszy może się różnić.

 

Dlatego chcę zaznaczyć, że wg mnie nie ma czegoś takiego jak ''niebycie sobą", bez względu na formę. Osobowość (nieodłącznie związana z ciałem) jest jedynie potrzebna Duszy do doświadczania w materii.

 

'Niebycie sobą' istnieje dla mnie tylko w rozumieniu - niepostępowanie zgodnie z wolą swojej Duszy.

 

 

Tyle chciałam dodać. Pozdrawiam. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyli założenia dość podobne :)

Gdym w Twój opis włożyła używane przez mnie pojęcia wyglądałby następująco:

 

Będąc na Ziemi moje JA (w taki sposób, w jaki pojmuję) składa się z 3 struktur - Rozum (powiązany z cielesnością), Dusza, Świadomość (powiązana z osobowością). Po opuszczeniu ciała Rozum i ciało ''umiera", ale cały zapis tego, czego dokonaliśmy, zawarty jest w Duszy oraz Świadomości .

Punkt widzenia Rozumu i Duszy może się różnić i przeważnie się różni.

 

Dlatego chcę zaznaczyć, że wg mnie nie ma czegoś takiego jak ''niebycie sobą", bez względu na formę. Osobowość (nieodłącznie związana z ciałem) jest jedynie potrzebna Duszy do doświadczania w materii.

I tu się niestety nasze teorie rozstają, bo zakładając, że jesteśmy kolejną inkarnacją siebie, nie posiadamy niestety w kolejnym życiu ziemskim świadomości tego, co było wcześniej i nie posiadamy własnej, stałej osobowości, która jest zbiorem naszych cech indywidualnych.

Idąc natomiast drogą zgodną z koncepcją chrześcijańską owej świadomości i osobowości nie tracimy.

 

'Niebycie sobą' istnieje dla mnie tylko w rozumieniu - niepostępowanie zgodnie z wolą swojej Duszy.

Generalnie wszystko do tego się sprowadza :)

 

Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyli założenia dość podobne :)

Gdym w Twój opis włożyła używane przez mnie pojęcia wyglądałby następująco:

 

Będąc na Ziemi moje JA (w taki sposób, w jaki pojmuję) składa się z 3 struktur - Rozum (powiązany z cielesnością), Dusza, Świadomość (powiązana z osobowością). Po opuszczeniu ciała Rozum i ciało ''umiera", ale cały zapis tego, czego dokonaliśmy, zawarty jest w Duszy oraz Świadomości .

Punkt widzenia Rozumu i Duszy może się różnić i przeważnie się różni.

 

 

Owszem, schemat dość podobny, ale dla mnie zarówno Osobowość, Dusza jak i Wyższa Jaźń to 3 różne świadomości składające się na jedną istotę, współzależne od siebie. To wszystko jestem JA, z tym, że na 3 różnych poziomach. Dusza nie może funkcjonować bez Wyższej Jaźni, a Osobowość bez Duszy.

 

 

I tu się niestety nasze teorie rozstają, bo zakładając, że jesteśmy kolejną inkarnacją siebie, nie posiadamy niestety w kolejnym życiu ziemskim świadomości tego, co było wcześniej i nie posiadamy własnej, stałej osobowości, która jest zbiorem naszych cech indywidualnych.

Idąc natomiast drogą zgodną z koncepcją chrześcijańską owej świadomości i osobowości nie tracimy.

 

 

Każda dusza jest indywidualną, niepowtarzalną jednostką. Nie tyle każda ma jakąś swoją określoną osobowość, co charakter - zespół cech, zdolności charakterystycznych dla niej, definiującej ją.

Osobowość nie posiada (na ogół) od urodzenia świadomości tego, co działo się z duszą + Wyższą Jaźnią wcześniej, bo ta wiedza tkwi w nich, stąd m.in. moje postrzeganie Osobowości jako narzędzia dla Duszy. W pewnym sensie 'opakowania'. Ale gdy Osobowość uzyska świadomość z poziomu Duszy i Wyższej Jaźni - zrozumienie jest znacznie szersze.

 

'Stała osobowość' istnieje jedynie w obrębie jednego ciała. Następna może być inna, ale nie zupełnie różna; ukształtowana na podstawie zebranych doświadczeń.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Każda dusza jest indywidualną, niepowtarzalną jednostką. Nie tyle każda ma jakąś swoją określoną osobowość, co charakter - zespół cech, zdolności charakterystycznych dla niej, definiującej ją.

Czyli istota duchowości człowieka wygląda podobnie.

 

Osobowość nie posiada (na ogół) od urodzenia świadomości tego, co działo się z duszą + Wyższą Jaźnią wcześniej,...

Niestety droga tej istoty znacząco się już różni.

W chrześcijaństwie dusza nie ma przeszłości, jest czysta.

Łączy się z materią w czasie poczęcia i zaczyna swoją indywidualną edukację.

Jest droga w przyszłość bez żadnego bagażu z przeszłości, który tak naprawdę do niczego potrzebny nie jest.

Dziecko od małego uczy się od podstaw poznawać dobro i zło, uczy się i jest uczone.

Jako człowiek dorosły może na podstawie swoich doświadczeń korygować swoje podlądy i świadomie pracować nad sobą.

I rzeczywiście uzyskać stan, w którym całość jego istoty będzie bezporblemowo, zgodnie egzystowała.

 

Co prawda można interpretować życie po zakończeniu ziemskiej drogi (po śmierci fizycznej) jako potwierdzenie teorii reinkarnacji, ale jest to wyraźne "naciąganie" tej teorii, która w swoich podstawach zakłada inkarnację ziemską i karmę.

 

Czyli mamy dwie drogi, jedną liniową, podążającą do przodu i drugą, hmmm, kręcącą się w kółko?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyli mamy dwie drogi, jedną liniową, podążającą do przodu i drugą, hmmm, kręcącą się w kółko?

 

reinkarnacja, jako taka, nie jest "drogą". jest opisem cierpienia, i dobrobytu, jaki doświadcza się.

tak, w kółko ... dlatego właśnie objawiono drogi z tego kółka wyprowadzające.

 

świat, ma w ten sposób, swoje plusy i minusy - założeniem optymistycznym jest nietrwałość przebywania w stanach (światach) piekielnych, nienawistnych.

wariant pesymistyczny brzmi tak samo - nawet najlepsze boskie, błogie stany, kiedyś się kończą. :)

 

jest też inny aspekt, bardzo humanitarny - wszystkie istoty, zwierzęta, owady, kurczaki, a nawet diabły,

są sobie równe.

 

Jest droga w przyszłość bez żadnego bagażu z przeszłości, który tak naprawdę do niczego potrzebny nie jest.

 

cóż, oczywiscie że nie ejst potrzebny, ale, przy odrobinie spostrzegawczośći dostrzezony być powinien

- pewne istoty mają tak słabą siłę życiową, że umierają jeszcze w łonie matki,

niektóre istoty są całe życie nigdy nie widzą słońca, pewne istoty rodzą sie bez nóg ...

jest dość logicznym wyjaśnieniem patrzenia na to jako na konsekwencje śladów karmicznych, jaka dana

istota zebrała ... zebrała z własnej woli, lub zebrała siłą inercji, czyli, przyzwolenia.

 

(jest wiele teorii reinkarnacji, wiec warto uśiślać który model ma sie na myśli dyskutując; model buddyjski jest inny niż hinduski )

nie jest to prawo bezwględne, tzn jeśli odrąbiesz dłoń, to ktoś Ci odrąbie ... tego typu pojmowanie "sprawiedliwości"

wynika z jakiejś potrzeby ułożenia sobie świata w pewien niegodziwy sposób ...

jakkolwiek jeśli odrębujesz dłoń - nie szanujesz życia, pewnej energii, która nie zna granic ...

w przyszłości będziesz więc "ciągnął", niczym koło w koleinie, do pewnych sytuacji, w których będą hehe "latały noże"

 

Dziecko od małego uczy się od podstaw poznawać dobro i zło, uczy się i jest uczone.

 

rozumiem androcentryzm, rozumiem europocentryzm, ale tak trudno zrozumieć, że

świat i ludzie to nie jest obrazek z XIV w. gdzie świat jest idealny, na górze jaśnie pan król, na dole dobroduszni chłopi.

osobom które mają taki obraz świata w głowie, proponuję włączyć kablówkę, albo obejrzeć jakieś niusy informacyjne

jakieś inne niż wp.pl i onet.pl .......

 

Warunki, w jakich istoty się odradzają, są bardzo różne. pomijając istoty poza-ludzkie ...

ludzie mogą odrodzić się na teranach pozbawionych cywilizacji, z cywilizacją ale bez duchowości, oraz z cywilizacją z duchowością.

to jest ośmielę sie stwierdzić, fakt. takie są warunki. to nie jest tak, że wszyscy ludzie na planecie, rodzą sie w krakowie, wychowuja ich rodzice,

idą do szkółki, idą do pracy, ślub, dzieci , śmierć.

 

otóż ... nie

 

Jeśli mają szczęście dożyć 8 lat ( do tego czasu umieralność dzieci w większośći krajów poza tzw. Bogatą Północą jest drastycznie wysoka),

uczą się życia ... o ile nie urodzą sie na ogarniętych wieczną wojną afryce i ameryce południowej, przedmieściach moskwy etc. etc. ETC.

 

jesli założyć że 20% ludzkosci to tak zwane bogate kraje, to nawet, wśród nich, spora część ludzi raczje nie mają związku z duchowością....

nawet, po śmierci...

 

czy naprawdę siedzenie na klęczkach aż tak bardzo ogranicza wzrok, że nie widzi sie całego, biliardowego królestwa zwierzą, ludzkości poza-chrześcijańskiej etc...

????

czy naprawdę jedyna odpowiedź tak zwanej myśli dogma... chciaęłm pwiedzieć : chrześcijańskiej to brzmi , no my tu panie som wybrani

a te biedne dusze zwierzęce to idą w ****u, a dusze nieochrzczone są zbawiane z automatu, o ile są "dobre" ...

przecież to jest takie ... boleśnie alogiczne.

 

nie będę przedstawiał dokąłdnie mojego stanowiska (wynikającego z tzw. Nauk), powiem tylko tyle że mam szczęście patrzeć na świat

i mieć nadzieję że dusza psa, diabła może się samowyzwolić z cierpienia, i cieszyć sie nieuwarunkowanycm szczęściem.

to demokracja duchowa.

Edytowane przez sosnowiczanin
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W chrześcijaństwie dusza nie ma przeszłości, jest czysta.

Łączy się z materią w czasie poczęcia i zaczyna swoją indywidualną edukację.

 

Według Chrześcijaństwa Dusza Ludzka nigdy nie umiera. Ale jak to jest z jej początkiem? Czy ona kiedykolwiek powstała/narodziła się? Została stworzona w momencie naszego poczęcia, czy wcześniej? A jeśli tak, to kiedy? I dlaczego dopiero po jakimś czasie weszła w ludzkie ciało? Co się z nią działo przed narodzinami naszej ludzkiej powłoki? I dlaczego tego nie pamiętamy? A może istnieje możliwość przypomnienia sobie tego?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I dlaczego dopiero po jakimś czasie weszła w ludzkie ciało?

To już Twoje własne założenie. Dusza ludzka pojawia się w momencie poczęcia. Nie wcześniej (a greckie teorie zakładały że nawet później -sic!). Każda jednostka ludzka składa się z duszy i ciała a embrion jest już człowiekiem.

Edytowane przez siloam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- To już Twoje własne założenie.

- Dusza ludzka pojawia się w momencie poczęcia.

- Nie wcześniej (a greckie teorie zakładały że nawet później -sic!).

- Każda jednostka ludzka składa się z duszy i ciała a embrion jest już człowiekiem.

 

Hmm... a to już niby nie jest Twoim założeniem ?

- skąd możesz być tego takim pewnym... ?

- to ze tak twierdzi wielu... wcale nie jest dowodem... tylko nadal założonym twierdzeniem... czyli domniemaniem... ;)

- i to w równym stopniu jak i poprzednie... wiec tamto wcale nie jest gorsze... :P... a może nawet lepsze (zależy z jakiego punktu widzenia spojrzeć ;)

- wiec dlaczego trzeba wierzyć akurat Tobie... ?

 

--- pozdrawiam :)

Edytowane przez infedro
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To już Twoje własne założenie.

Wcale nie. To nie jest moje założenie, tylko pytanie. Napisałem: "I dlaczego dopiero po jakimś czasie weszła w ludzkie ciało?" Ale to wynikało z poprzedniego pytania: "Została stworzona w momencie naszego poczęcia, czy wcześniej?" Jeśli weszła w ludzkie ciało wcześniej , to wtedy należy właśnie zadać to pierwsze pytanie. Jeśli jednak weszła w nie z momentem poczęcia, to wtedy to pytanie nie ma racji bytu, jest niepotrzebne. Ja nie wypisywałem żadnych moich założeń. Ja pytam jak to wygląda w świetle Chrześcijaństwa.

 

Dusza ludzka pojawia się w momencie poczęcia.
A co rozumiesz przez słowo "pojawia"? Że już istniała, ale w tym momencie została włączona do ludzkiego ciała czy że w momencie poczęcia Bóg stworzył duszę i "przypisał" ją do tego właśnie ciała?
Nie wcześniej (a greckie teorie zakładały że nawet później -sic!). Każda jednostka ludzka składa się z duszy i ciała a embrion jest już człowiekiem.

To ciekawe. Później? Tzn. kiedy? Po jakim czasie? I dlaczego właśnie wtedy?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm... a to już niby nie jest Twoim założeniem ?

Moim, ale lepiej powiedzieć że nie tylko moim. Jest to założenie Kościoła z którego nauczaniem utożsamiam własne poglądy.

 

Napisałem: "I dlaczego dopiero po jakimś czasie weszła w ludzkie ciało?" Ale to wynikało z poprzedniego pytania: "Została stworzona w momencie naszego poczęcia, czy wcześniej?"

Nie wynikło. Wynikłoby gdybyś dodał dopisek " A jeśli wcześniej to dlaczego dopiero po jakimś momencie..." a Ty po prostu w drugim pytaniu założyłeś że wcześniej.

 

w momencie poczęcia Bóg stworzył duszę i "przypisał" ją do tego właśnie ciała?

Tak dokładnie to. Jednocześnie stworzył duszę i ciało.

 

Po jakim czasie? I dlaczego właśnie wtedy?

O to musisz się pytać Arystotelesa a nie mnie. Nie jestem aż tak biegły w greckiej filozofii.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Nie wynikło. Wynikłoby gdybyś dodał dopisek " A jeśli wcześniej to dlaczego dopiero po jakimś momencie..." a Ty po prostu w drugim pytaniu założyłeś że wcześniej.

Sorry, ale chyba jednak to ja wiem lepiej, co zakładam, a czego nie. I na drugi raz czytaj dokładniej. "Została stworzona w momencie naszego poczęcia, czy wcześniej? A JEŚLI tak, to kiedy? I dlaczego dopiero po jakimś czasie weszła w ludzkie ciało?" Nie cytuj tak wybiorczo, żebyś potem nie dochodził do jakichś dziwnych wniosków, które nie mają żadnego podparcia w rzeczywistości.

 

 

Tak dokładnie to. Jednocześnie stworzył duszę i ciało.

Hm. Ale przecież embrion powstaje z połączenia plemnika i komórki jajowej, które już wcześniej były w organizmach rodziców.

 

O to musisz się pytać Arystotelesa a nie mnie. Nie jestem aż tak biegły w greckiej filozofii.

Ok, zapytam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Tak dokładnie to. Jednocześnie stworzył duszę i ciało.

 

 

Wiesz... Tak może było w czasie WIELKIEGO WYBUCHU kosmicznego zwananego "BIG BANG" iem :)

Bo wiesz skoro na taką skale jaką jest nasza ziemia, powstaje każdego dnia tyle dusz... To jaka jest suma po jednym roku ?

A po dziesięciu ??

A co dopiero patrząc na szerszą skale... ;)

 

Nic dziwnego że w końcu wszystko Trzasło ;)

Biedaczek przegrzał się hahaha

 

Siloam po co kupować nowy dysk skoro można wyczyścić stary ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ehhh, Sosnowiczanin, napisałeś sporo nt tego co się dzieje na świecie i nie jest to żadną nowością.

Niestety Twoja wypowiedź nie jest jakimkolwiek kontrargumentem do tego co napisałam.

Każdy się rodzi/poczyna z jakimś potencjałem/zadaniem i idzie określoną dla niego drogą, niezależnie od tego gdzie się urodził.

Do tego nie jest potrzebna żadna reinkarnacja.

To, że ktoś rodzi się z jakąś wadą fizyczną nie jest żadną karą, ale może być zadaniem zarówno dla niego, jak i jego otoczenia. A czy się z niego wywiążą, to już kwestia między nimi a Bogiem.

 

rozumiem androcentryzm, rozumiem europocentryzm, ale tak trudno zrozumieć, że

świat i ludzie to nie jest obrazek z XIV w. gdzie świat jest idealny, na górze jaśnie pan król, na dole dobroduszni chłopi.

osobom które mają taki obraz świata w głowie, proponuję włączyć kablówkę, albo obejrzeć jakieś niusy informacyjne

jakieś inne niż wp.pl i onet.pl .......

Świat nie, ale ludzie tak.

Tak naprawdę potrzeby ludzkie nie zmieniają się od tysiącleci.

Zmienia się jedynie ich otoczenie, technologie, technika itd.

Kiedyś luksusem było np. posiadanie konia, później powozu, teraz fajnej bryki.

Potrzeby mamy takie same, ale dostajemy coraz to nowe propozycje ich zaspokajania.

Przyzwyczajamy się do czegoś, coś nam się nudzi i w tym momencie pojawia się nowe cacko, który !!!musisz mieć!!!

Tak było od zawsze.

Pytanie: czy bardziej skupisz się na pogoni za owymi cackami, czy na trosce o drugiego człowieka, bo właśnie w tym jest ukryta różnica.

 

 

czy naprawdę siedzenie na klęczkach aż tak bardzo ogranicza wzrok, że nie widzi sie całego, biliardowego królestwa zwierzą, ludzkości poza-chrześcijańskiej etc...

????

czy naprawdę jedyna odpowiedź tak zwanej myśli dogma... chciaęłm pwiedzieć : chrześcijańskiej to brzmi , no my tu panie som wybrani

a te biedne dusze zwierzęce to idą w ****u, a dusze nieochrzczone są zbawiane z automatu, o ile są "dobre" ...

przecież to jest takie ... boleśnie alogiczne.

Widzę, że masz bardzo mikrą wiedzę nt religii chrześcijańskiej.

Tak się składa, że jest w niej miejsce dla wszystkich.

Szkoda tylko, że zamiast zapoznać się z tematem, aby móc rzeczowo dyskutować uciekasz się do jakichś płytkich docinków.

 

 

Czy ona kiedykolwiek powstała/narodziła się? Została stworzona w momencie naszego poczęcia, czy wcześniej? A jeśli tak, to kiedy? I dlaczego dopiero po jakimś czasie weszła w ludzkie ciało? Co się z nią działo przed narodzinami naszej ludzkiej powłoki? I dlaczego tego nie pamiętamy? A może istnieje możliwość przypomnienia sobie tego?

Dla nas, ludzi żyjących w świecie materialnym można przyjąć, że została stworzona w momencie naszego poczęcia, czyli w chwili, w której plemnik połączył się z komórką jajową i zaczęło się nowe życie. Odnosząc ten moment do aktu stworzenia człowieka można powiedzieć, że jest ta chwila w której Bóg "tchną w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą".

Patrząc natomiast z perspektywy życia duchowego, życia istot duchowych i Boga, który jest poza czasem, gdzie Jego "teraz" jest wieczne można powiedzieć, że została stworzona przed wiekami, wtedy gdy zostali stworzeni wszyscy ludzie. To co dla nas jest czasem dla Boga jest "teraz".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sorry, ale chyba jednak to ja wiem lepiej, co zakładam, a czego nie. I na drugi raz czytaj dokładniej. "Została stworzona w momencie naszego poczęcia, czy wcześniej? A JEŚLI tak, to kiedy? I dlaczego dopiero po jakimś czasie weszła w ludzkie ciało?" Nie cytuj tak wybiorczo, żebyś potem nie dochodził do jakichś dziwnych wniosków, które nie mają żadnego podparcia w rzeczywistości.

Możesz się wypierać, ale do postawienia pytania:

dlaczego dopiero po jakimś czasie weszła w ludzkie ciało?

trzeba założyć fakt, że zaistniała wcześniej, bo "dlaczego" to pytanie o przyczynę danego stanu rzeczy.

 

Bo "jeśli tak", czyli jak?

Twoje założenie widać jak na dłoni ;]

Edytowane przez siloam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To, że ktoś rodzi się z jakąś wadą fizyczną nie jest żadną karą

 

a napisałem tak ? wskaż.

 

Widzę, że masz bardzo mikrą wiedzę nt religii chrześcijańskiej.

 

mhm, o rety, jaki dojrzały i wyważony argument ... na jaki temat ? może załóż osobny wątek w którym

podyskutujemy na temat mojej znajomości chrześcijaństwa

 

 

Tak się składa, że jest w niej miejsce dla wszystkich.

 

ta ... oprócz: diabłów, gejów, zwierząt, oraz generalnie całęj, niechrześcijańskiej planety. dlaczego ?

ponieważ myśl chrześcijańska ma jeden, ale za to ważny, wspólny z islamem mem (Mem) :

 

nasza idea, nasza księga, nasze tak zwane środki do zbawienia są najlepsze.

i choć niektóre się zbliżają do tego ideału, to właśnie nasze nasze nasze nasze ! jest naj naj naj ! a inne są, w najlepszym przypadku, niepełne.

jest to, pewien ewenement, ponieważ ani starożytni słowianie, germanie, celtowie etc. etc. ETC.

nie podbijali innych ludów z tym niezwykle wyrachowanym zamiarem "nawracania" innych, przy pomocy groźby, siły, lub systemu podatkowego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Możesz się wypierać, ale do postawienia pytania:

 

trzeba założyć fakt, że zaistniała wcześniej, bo "dlaczego" to pytanie o przyczynę danego stanu rzeczy.

 

Bo "jeśli tak", czyli jak?

Twoje założenie widać jak na dłoni ;]

 

Nie, nie nie :jezyk_oko: Ja nie zakładam, że stworzenie duszy miało miejsce przed stworzeniem ciała. Ale gdyby się okazało, że tak było, to wtedy powstaje pytanie pytanie, dlaczego po jakimś czasie dusza weszła w te ciało? Nie zakładam, że to fakt, tylko że istnieje taka możliwość. Chociaż z drugiej strony, być może konstrukcja mojego zdania sprawiła, że brzmi ono tak jak mówisz. Nie jestem niestety polonistą :usmiech: Chcę tylko,żebyś mnie dobrze zrozumiał. Ja nie twierdzę, (chociaż być może tak to wygląda) że było tak czy inaczej. Ja tylko zadaję pytania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mała dygresja:

W książce pt."Doświadczenie w śmierci" Paula Misrakiego zmarli (katolicy za życia) kontaktują się z wcześniej wymienionym panem i całą sprawę reinkarnacji przedstawiają jako poniekąd swoisty rodzaj kary, lecz lżejszy od mąk w Piekle. Podobnież grzesznik za życia, który nie jest godny nawet czyśćca, zostaje skazany na przebrnięcie przez życie na Ziemi raz jeszcze. Kara to o tyle okrutna, że zmarli doświadczywszy wizji Edenu wracają do świata śmiertelników co jest już jest puste, jałowe i nieszczęśliwe. Okropne uczucie towarzyszy do czasu utrzymania tamtej świadomości.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jest to, pewien ewenement, ponieważ ani starożytni słowianie, germanie, celtowie etc. etc. ETC.

nie podbijali innych ludów z tym niezwykle wyrachowanym zamiarem "nawracania" innych, przy pomocy groźby, siły, lub systemu podatkowego.

Kiedy czytam tego typu bzdury to zastanawiam się czy ukończyłeś w ogóle szkołę podstawową i czy w ogóle wiesz, że istniało chociażby państwo babilońskie. Poganie toczyli między sobą wojny także na tle religijnym i to jest historycznie udowodnione - vide chociażby egipskie lub perskie prawo dyskryminujące podbitych żydów lub zburzenie żydowskiej świątyni przez pogańskich Rzymian. Sosnowiczanin, Ty po prostu jesteś ślepy lub udajesz ślepego na powszechnie znane fakty historyczne. Poganie jak najbardziej używali tego typu "instrumentów" do narzucenia swoich wierzeń. Poczytaj sobie chociażby księgę Estery. Proszę, zanim zabierzesz głos w dyskusji zapoznaj się z faktami historycznymi w temacie, bo wypisujesz tutaj swoje wydumania nie mające nic wspólnego z prawdą i usiłujesz po prostu zaklinać rzeczywistość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chyba ktoś ma tu problem z oczami, ale to na pewno nie jest sosna... który pisze: "starożytni słowianie, germanie, celtowie". Twoja odpowiedź o straszliwym Babilonie, nierządnicy pogańskiej, jest zupełnie oderwana od toku rozumowania sosny. On mówi o ludach germańskich, o Wikingach, Waregach, także o ludach celtyckich, którzy robili wyprawy w celu gromadzenia łupów i zasiedlania nowych, żyznych obszarów, a nie nawracania ludności. Nie wiem czy kiedykolwiek patrzyłeś na mapę, ale od Mezopotamii do Norwegii czy Wysp Irlandzkich jest dosyć daleko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On mówi o ludach germańskich, o Wikingach, Waregach, także o ludach celtyckich

A także o Słowianach i kilka razy dodaje "etc"., co jest co najmniej insynuacją, że chodzi o pogan w ogóle. W innym wypadku nie byłby to żaden "ewenement".

Edytowane przez siloam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zburzenie żydowskiej świątyni przez pogańskich Rzymian.

 

ojej, przecież to już wiedza nieaktualna....

Rzeczpospolita Naród żydowski został wymyślony Shlomo Sand.pdf - sheeshaman - Chomikuj.pl

stąd weźmiesz sobie kopię ciekawego artu który sie swego czasu ukazał w RP,

normalnie jest on już płatny.

 

chociażby egipskie lub perskie prawo dyskryminujące podbitych żydów

 

ok, a poza wiecznie-uciśnionymi żydami ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

przecież to już wiedza nieaktualna....

Aktualna. Polacy też składają się z dawnych potomków Polan, Wiślan i in.plemion, co nie zmienia istoty rzeczy. Szukasz taniej sensacji.

 

ok, a poza wiecznie-uciśnionymi żydami ?

Rzymianie i Persowie uciskali nie tylko Żydów, a w podbitych krajach wprowadzali siłą swój system religijny. Żydzi nie byli pod tym względem wyjątkiem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

Rzymianie i Persowie uciskali nie tylko Żydów, a w podbitych krajach wprowadzali siłą swój system religijny. Żydzi nie byli pod tym względem wyjątkiem.

 

Nie do końca... Rzymscy bogowie byli stosunkowo mgliscie zarysowani, kult religijny nie polegał na zbawieniu duszy, nie rysował wyznaczników moralnych ani na żadnych wątkach tego typu się nie skupiał... Ich religia miała raczej harakter dyplomatyczny, nie troszczono się o jednestkę lecz o RES PUBLICA... Najwyższą sprawą było dotrzymanie rytuałów i ofiar by nie sprowadzić gniewu bogów na naród.

 

Mimo to jednak rzymianie zaczeli czcić bogów greckich. Od tamtej pory religia była połączeniem mitologi greckiej z wczesną religią rzymską, która z kolei zasadniczo różniła się od rzymskiej.

Oznacza to że rzymianie potrafili asymilować, z krojów pośredniczących, więc mysle iż określenie NAŻUCANIE WIARY jest troche nie na miejscu

 

Bogowie Rzymscy nie mieli też żadnych imion. Określały ich jedynie przydomki, wywodzące się często od zakresu ich władzy i możliwości działania. Nie otaczały ich żadne legendy i właśnie z tego powodu Rzymianie w starożytnym świecie uchodzili za najpobożniejszy z narodów. Sami Grecy podziwiali ich religię, która nie posiadała mitów, uwłaczających czci i godności bóstw.

 

Co do imperium perskiego też pudło... Persowie byli znani ze swojej tolerancji dla religii i wierzeń narodów włanczanych. Zostawiali im wolną rękę w sposobie rządzenia i wierzenia, z tą różnicą że ustawiali nad tym autorytet jakim jest imperium perskie.

Oczywiście grona nadmiernie stawiające opór trza było sprowadzić do parteru i po całości narzucić swoje, w celu przyłączenia do imperium... Taki było założenie...

Ale co do żydów masz racje... Widocznie byli tak nadgorliwi jak dzisiejszy katolicy i trzeba było ich sprowadzić do parteru...

Jak to mówią... Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.

Edytowane przez Reina
połączenie trzech następujących po sobie postów
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@sinksu

 

O czym Ty w ogóle piszesz? Mitologia rzymska stała się niemal kopia greckiej, a to z tego względu, że Grecy na poziomie kulturowym byli rozwinięci lepiej od Rzymian. Rzymianie mieli lepszy system militarny, dzięki któremu podbili Grecję, ale w tamtym okresie byli kulturowymi analfabetami i byli od olbrzymim wrażeniem kultury helleńskiej, którą przejęli niemal w całości razem z religią. Panteon głównych bóstw rzymskich pokrywa się z panteonem bóstw greckich. Już nie mówiąc o późniejszym zdecydowanie na wyrost narzucanym kulcie cezara.

 

Tolerancja w imperium perskim jak i w większości innych krajach zależała od władcy. W różnych okresach państwa perskiego bywało inaczej. Tam także podejmowano zabiegi unifikacyjne na poziomie religijnym.

Edytowane przez siloam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a w podbitych krajach wprowadzali siłą swój system religijny.

 

hm, czyli usprawiedliwiasz swoje drapieżne monoteistyczne poglądy "moja racja jest jedyna prawdziwa" porównując je z pogańskimi tyranami ?

 

w porządku, dla mnie ok.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hm, czyli usprawiedliwiasz swoje drapieżne monoteistyczne poglądy "moja racja jest jedyna prawdziwa" porównując je z pogańskimi tyranami ?

 

w porządku, dla mnie ok.

Dokonujesz celowej nadinterpretacji. Widać jak na dłoni, że rozprzestrzenianie się pogańskich systemów religijnych było związane z polityką. To aspekt w ogóle kultury a nie religii sensu stricto.

 

W chrześcijaństwie wygląda to inaczej. Chrześcijanie mają nakaz nauczania innych narodów w swoich pismach doktrynalnych.

Mimo iż chrześcijaństwo wyrosło z mozaizmu nas i Żydów dzieli między innymi aspekt misyjności. Zauważ, że Żydzi nie mieli i nie mają jakiś rzucających się w oczy sukcesów misyjnych. Religia żydowska jest ciągle hermetyczna, zamknięta wokół dziejów jednego narodu. Tak wyglądała "misyjność" Starego Izraela:

Pwt 7:16

16. Wytępisz wszystkie narody, które ci daje Pan, Bóg twój. Nie zlituje się twoje oko nad nimi, abyś nie służył ich bogom, gdyż stałoby się to sidłem dla ciebie.

(BT)

 

Pwt 12:2-3

2. Zniszczycie doszczętnie wszystkie miejsca, gdzie narody, których wy pozbawicie dziedzictwa, służyły swoim bogom: na górach wysokich, na wzgórzach i pod każdym drzewem zielonym.

3. Wywrócicie ołtarze, połamiecie ich stele, aszery ich ogniem spalicie, porąbiecie w kawałki posągi ich bogów. Zniweczycie ich imię na tym miejscu.

(BT)

 

Chrześcijaństwo natomiast jest bardzo misyjne, ponieważ chrześcijanie uważają że w Chrystusie spełniły się zapowiedzi proroków:

Ps 67:4

4. Niech Ciebie, Boże, wysławiają ludy, niech wszystkie narody dają Ci chwałę!

(BT)

 

Syr 40:10

10. Mądrość jego opowiadać będą narody, a zgromadzenie wychwalać go będzie.

(BT)

 

Iz 2:2-3

2. Stanie się na końcu czasów, że góra świątyni Pańskiej stanie mocno na wierzchu gór i wystrzeli ponad pagórki. Wszystkie narody do niej popłyną,

3. mnogie ludy pójdą i rzekną: Chodźcie, wstąpmy na Górę Pańską do świątyni Boga Jakubowego! Niech nas nauczy dróg swoich, byśmy kroczyli Jego ścieżkami. Bo Prawo wyjdzie z Syjonu i słowo Pańskie - z Jeruzalem.

(BT)

 

Żaden z apostołów nie ewangelizował ogniem i mieczem, a mimo to chrześcijaństwo stało się dominującą religią w cesarstwie rzymskim.

 

Dlatego św. Paweł głosi Ewangelię:

2 Tm 4:17-18

17. Natomiast Pan stanął przy mnie i wzmocnił mię, żeby się przeze mnie dopełniło głoszenie /Ewangelii/ i żeby wszystkie narody /je/ posłyszały; wyrwany też zostałem z paszczy lwa.

18. Wyrwie mię Pan od wszelkiego złego czynu i wybawi mię, przyjmując do swego królestwa niebieskiego; Jemu chwała na wieki wieków! Amen.

(BT)

Edytowane przez siloam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zauważ, że Żydzi nie mieli i nie mają jakiś rzucających się w oczy sukcesów misyjnych. Religia żydowska jest ciągle hermetyczna, zamknięta wokół dziejów jednego narodu. Tak wyglądała "misyjność"

zresztą po co mieliby nawracać? przecież nie-żyd jeśli przestrzega 7 praw synów Noego i tak znajdzie się w raju

istnieje nawet zwyczaj że rabin musi trzy razy "odpędzić" osobę która chce się nawrócić, zanim się zgodzi (o ile powód jest słuszny)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widać jak na dłoni, że rozprzestrzenianie się pogańskich systemów religijnych było związane z polityką.

 

rozprzestrzeniania się niemieckiego chrześcijaństwa w polsce i rusi czerwonej w przed X . zaś nie miało nic wspólnego z polityką...

oczywiście. :)

 

W chrześcijaństwie wygląda to inaczej. Chrześcijanie mają nakaz nauczania innych narodów w swoich pismach doktrynalnych.

 

mylisz misyjność, a przekonanie o posiadaniu jedynej racji.

 

Zauważ, że Żydzi nie mieli i nie mają jakiś rzucających się w oczy sukcesów misyjnych.

 

oj, czyli nie czytałeś artykułu pana profesora .. szkoda :(

masz rację, masz rację masz rację.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żaden z apostołów nie - ale już ich następcy owszem, i to jeszcze w starożytności, ci Twoi święci, doktorzy, ojcowie, biskupi i kto tam jeszcze - poczytaj więcej.

 

To Ty poczytaj więcej. Religie w państwach unifikowali władcy (nie przeczę, że poparcia kleru w tym nie było), ale przykładowo św. Augustyn występował wprost przeciw plądrowaniu pogańskich świątyń i robienia z siebie na siłę męczenników.

 

przecież nie-żyd jeśli przestrzega 7 praw synów Noego i tak znajdzie się w raju

A nakaz splądrowania pogańskich świątyń na terenach podbitych?

 

Doktryna o której mówisz jest talmudyczna. W judaizmie pojawiła się późno.

 

rozprzestrzeniania się niemieckiego chrześcijaństwa w polsce i rusi czerwonej w przed X . zaś nie miało nic wspólnego z polityką...

oczywiście. :)

To logiczne, że razem z religią następował transfer kulturowy. Wprowadzanie własnej religii na terenach podbitych było w dawnych czasach czymś powszechnym. Aczkolwiek tak jak mówiłem - chrześcijanie stali się najliczniejszą religią w cesarstwie rzymskim mimo iż, podejmowano kroki przeciwko nim, a apostołowie nie ewangelizowali w taki sposób.

 

mylisz misyjność, a przekonanie o posiadaniu jedynej racji

Jedno z drugim jest nierozłączne. Jeżeli ktoś nie jest przekonany co do tego co chce głosić innym powinien najpierw utwierdzić samego siebie w pewności.

 

oj, czyli nie czytałeś artykułu pana profesora .. szkoda :(

Przeczytałem. To, że narodem żydowskim, określa się faktyczny zlepek innych narodów to nie jest żaden zarzut. Równie dobrze można w taki sposób rozebrać na części np. naród angielski (brytowie i sasi) i wiele innych narodów.

Edytowane przez siloam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jedno z drugim jest nierozłączne. Jeżeli ktoś nie jest przekonany co do tego co chce głosić innym powinien najpierw utwierdzić samego siebie w pewności.

 

można misjonować z przekonaniem o wyższości, a można po prostu prezentować drogę rozwoju, w żaden sposób nie gorszą ani nie lepszą od innych.

z ideą że dla jednych lepsze jest to, dla innych to.

 

Równie dobrze można w taki sposób rozebrać na części np. naród angielski (brytowie i sasi) i wiele innych narodów.

 

a czemu chrześcijan nie nazwiesz narodem ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

można po prostu prezentować drogę rozwoju, w żaden sposób nie gorszą ani nie lepszą od innych.

Tyle że to nihilizm, bo po co byłoby w taki razie wywarzać otwarte drzwi? Chrześcijaństwo jest inne niż religie pogańskie. Drogą lepszą, wąską bramą, arką Noego.

 

a czemu chrześcijan nie nazwiesz narodem

Bo to termin religijny. Natomiast piszemy "Żydzi" gdy chodzi o naród i "żydzi" gdy chodzi o religię.

Edytowane przez siloam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hm... smiem twierdzic, ze rozne drogi prowadza nas na wierzcholek gory

nie ma lepszych i gorszych - sa po prostu rozne

 

Wiesz... wiele osób zmarło w górach z wycieńczenia, bo nie chodzili wyznaczoną trasą.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mieli tyle, że uważali się za mądrzejszych od Niego i nie chcieli korzystać z Jego pomocy. Udawali się sami w poszukiwaniu "nie gorszych-nie lepszych" tras.

w takim razie piszemy o dwoch roznych zjawiskach

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A nakaz splądrowania pogańskich świątyń na terenach podbitych?

 

Doktryna o której mówisz jest talmudyczna. W judaizmie pojawiła się późno.

 

siloam - ja wiem że starasz się dyskutować niezależnie czy wiesz o czym mówisz czy nie - byle "walczyc za boga"

 

jakbyś miał pojęcie o ty o czym piszesz wiedziałbyś że wsród tych 7 praw jest zakaz czczenia innych bogów oprócz Jednego - czyli monoteizm tylko jest ok.

poza tym ta doktryna pojawił się dość dawno i jest wspomniana nie tylko w Genezis ale również W Dziejach apostolskich (tzw. sobór w Jerozolimie)

 

a już na marginesie - widze że nie do końca rozumiesz występujący w judaizmie podział Tory na ustną i pisaną i to że obie dano na Mojżeszowi na górze...

ale w sumie po co ci ta wiedza? ty masz swój "czajniczek"... najlepszy... nie? :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

w takim razie piszemy o dwoch roznych zjawiskach

Raczej o dwóch różnych egzemplifikacjach tego samego zjawiska, bo bo wielu jest "najemników" i "ślepych przewodników ślepych", a korzystanie z takich doradców wiadomo jak się kończy.

 

wsród tych 7 praw jest zakaz czczenia innych bogów oprócz Jednego - czyli monoteizm tylko jest ok

To duże uproszczenie, bo dla żydów nie każdy monoteizm był i jest ok. Niby czemu odrzucają pojęcie Boga w trzech osobach? Dlaczego kamienowali pierwszych chrześcijan (skoro Ci przecież mogli uzyskać raj?)? Dla ortodoksyjnego żyda chrześcijaństwo w gruncie rzeczy jest formą politeizmu, bo oni nie potrafią na gruncie własnej teologii wnioskować przy użyciu pojęć "osoba" i "natura". Definicja to jedno, ale jej rozumienie i realizacja to drugie. Żydzi dotąd się modlą, aby chrześcijanie nie weszli do raju.

Edytowane przez siloam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Raczej o dwóch różnych egzemplifikacjach tego samego zjawiska, bo bo wielu jest "najemników" i "ślepych przewodników ślepych", a korzystanie z takich doradców wiadomo jak się kończy

nie przekonujesz mnie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To duże uproszczenie, bo dla żydów nie każdy monoteizm był i jest ok. Niby czemu odrzucają pojęcie Boga w trzech osobach? Dlaczego kamienowali pierwszych chrześcijan (skoro Ci przecież mogli uzyskać raj?)? Dla ortodoksyjnego żyda chrześcijaństwo w gruncie rzeczy jest formą politeizmu, bo oni nie potrafią na gruncie własnej teologii wnioskować przy użyciu pojęć "osoba" i "natura". Definicja to jedno, ale jej rozumienie i realizacja to drugie. Żydzi dotąd się modlą, aby chrześcijanie nie weszli do raju.

opowiadasz bzdury siloam

może dlatego że to się gryzie z monoteizmem? w sensie trójca sie gryzie z monoteizmem... ale żydzi uważają że Żyd nie moze być chrześcijaninem, wierzyć w trójcę itd. i dlatego prześladowali pierwszych chrześcijan - bo to byli mój drogi Żydzi. Poza tym nie pamiętam żeby wielu pierwszych chrześcijan zginęło przez judaizm... prędzej politykę Rzymu

 

zresztą co to za argument? bo znowu zaczniemy rozmawiać o krucjatach i innych mniej lub bardziej przyjemnych rzeczach... powinieneś wiedzieć, że czasem mordy religijne wynikają z teologii, czasem z innych powodów -politycznych, nacjonalistycznych, ekonomicznych itd.

 

Żydzi dotąd się modlą, aby chrześcijanie nie weszli do raju.

skąd to wziąłeś? z Protokołów Mędrców Syjonu? :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szkoda że żadko tu jestem bo troche mnie wyprzedziliście ale mimo wszystko...

 

@sinksu

 

O czym Ty w ogóle piszesz? Mitologia rzymska stała się niemal kopia greckiej, a to z tego względu, że Grecy na poziomie kulturowym byli rozwinięci lepiej od Rzymian. Rzymianie mieli lepszy system militarny, dzięki któremu podbili Grecję, ale w tamtym okresie byli kulturowymi analfabetami i byli od olbrzymim wrażeniem kultury helleńskiej, którą przejęli niemal w całości razem z religią. Panteon głównych bóstw rzymskich pokrywa się z panteonem bóstw greckich. Już nie mówiąc o późniejszym zdecydowanie na wyrost narzucanym kulcie cezara.

 

Fajnie że streściłem to co ja do Ciebie napisałem, tylko po co...

 

Tolerancja w imperium perskim jak i w większości innych krajach zależała od władcy. W różnych okresach państwa perskiego bywało inaczej. Tam także podejmowano zabiegi unifikacyjne na poziomie religijnym.

 

To dyskusja... Daj mi przykład

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

w sensie trójca sie gryzie z monoteizmem... ale żydzi uważają że Żyd nie moze być chrześcijaninem, wierzyć w trójcę itd. i dlatego prześladowali pierwszych chrześcijan - bo to byli mój drogi Żydzi.

Z jednej strony piszesz, że ja piszę bzdury, a z drugiej wyrażasz tą samą myśl co ja. Zdecyduj się. Po prostu dla żydzi w sporej liczbie nie uważają chrześcijan za monoteistów dlatego nie stosują tu rozumowania praw Noego, które Ty jednak tutaj przywołałeś ;]

 

Możemy rozmawiać o krucjatach skoro w tym temacie Ci nie idzie.

 

skąd to wziąłeś? z Protokołów Mędrców Syjonu? :P

Widać jak mało wiesz...

 

Żydzi w modlitwie o nazwie Amida modlą się o wyniszczenie heretyków (nie o nawrócenie).

Już nie wchodząc w szczegóły co Talmud poucza o chrześcijanach.

Edytowane przez siloam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z jednej strony piszesz, że ja piszę bzdury, a z drugiej wyrażasz tą samą myśl co ja. Zdecyduj się. Po prostu dla żydzi w sporej liczbie nie uważają chrześcijan za monoteistów dlatego nie stosują tu rozumowania praw Noego, które Ty jednak tutaj przywołałeś ;]

napisalem że żydzi uwazają że Żyd nie może być chrześcijaninem, natomiast nie-Żyd - tak, i to spełnia zasady Noachidów

 

Możemy rozmawiać o krucjatach skoro w tym temacie Ci nie idzie.

widzę że ci myslenie ciężko idzie - wskazałem tylko że przywołane przez ciebie na prześladowania pierwszych chrześcijan nie świadczą o judaizmie jako całości

chyba że krucjaty - świadczą o całym katolicyźmie

 

w sumie przepraszam - następnym razem postaram się bardziej łopatologicznie

 

Widać jak mało wiesz...

 

Żydzi w modlitwie o nazwie Amida modlą się o wyniszczenie heretyków (nie o nawrócenie).

 

Żydzi w modlitwie Amida modlą się o wytępienie heretyków - ale heretykami nie są w żadnym razie chrześcijanie czy inni nie-Żydzi

zresztą nawet Wikipedia o tym pisze :P żeby nie wskazywać źródeł w stylu 614 commandement society

Heresy in Judaism - Wikipedia, the free encyclopedia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

napisalem że żydzi uwazają że Żyd nie może być chrześcijaninem, natomiast nie-Żyd - tak, i to spełnia zasady Noachidów

Jak? :D Ty czytasz co sam piszesz? Według których żydów, bo według tych co uważają chrześcijan za politeistów to nie spełnia.

 

nie świadczą o judaizmie jako całości

Mamy wspólny mozaistyczny rdzeń, ale cała reszta jest już różna. Po odrzuceniu Jezusa judaizm popadł w antychrześcijańskie kompleksy od których w Talmudzie dosłownie się roi.

 

Żydzi w modlitwie Amida modlą się o wytępienie heretyków - ale heretykami nie są w żadnym razie chrześcijanie czy inni nie-Żydzi

zresztą nawet Wikipedia o tym pisze :P

 

Sprawdzam w wiki i co widzę?

Modlitwę tworzy dziewiętnaście wezwań, skierowanych do Boga. Owo dziewiętnaste, odmawiane jako dwunaste, jest prośbą o zniszczenie heretyków (minim) - w czasach powstawania za jedną z herezji uchodziło chrześcijaństwo).

Amida

 

Człowieku Ty nie masz podstawowych wiadomości na temat w którym się wypowiadasz. O tym przekleństwie pisał w II w. p. Ch. n. Justyn Męczennik w Dialogu z Żydem Tryfonem.

For you curse in your synagogues all those who are called from Him Christians; and other nations effectively carry out the curse, putting to death those who simply confess themselves to be Christians

Źródło

Edytowane przez siloam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...