Skocz do zawartości

Cała prawda o bogu


Piotr_Uduchowieni

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

- Według mnie bóg nie istnieje.

Hmm... wg mnie, to jeśli Ludzie są stworzeni na wzór i podobieństwo Boga... to i tak czy chcą czy nie, są Jego cząstką... a wiec ?

- w sumie... to jeśli nawet w Boga nie wierzą, a czynią "dobro" bo tak chcą z Własnej Wolnej Woli... to i tak spełniają się w Bogu... ;)

 

- Istnieje dla mnie dobro i zło, oraz 3 pośrednie sfery jedna pośrednia dobra, druga pośrednia zła, trzecia pośrednia neutralna.

- dobro i zło... istnieje w każdym z Nas, więc podejmując wybór w tą czy inna stronę... automatycznie określamy się KIM chcemy być, wiec za Naszą intencją idą myśli, za myślami słowa, a słowa zmieniają je w "czyn"... który z kolei kształtuje Naszą rzeczywistość... ;)

- czyli stajemy się dokładnie Tym (dobrym/złym)... czym chcemy być na Własne życzenie... i tu akurat nie ma żadnej winy Boga, a tylko Nasza własna...

 

--- pozdrawiam... infedro :)

Edytowane przez infedro
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ano to, że dusze oraz wszelkie inne byty nie mogłyby istniec gdyby nie było Boga, Uniwersalnej Energii, która wszystko ożywia.

 

No cóż, zagalopowałem się. Przyznaję rację

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam,

Według mnie bóg nie istnieje.

 

Istnieje dla mnie dobro i zło, oraz 3 pośrednie sfery jedna pośrednia dobra, druga pośrednia zła, trzecia pośrednia neutralna.

 

Pozdrawiam,

Deex

Dobro i zło? To zbyt ogólne i jednostronne pojęcia by się na nich opierać.

Pierworodni z Egiptu, znowu giną ludzie, dlaczego? Można by brutalnie powiedzieć, że skoro nie chcieli słuchać po dobroci.... Zanim Bóg postanowił wyprowadzić Izraela z Egiptu tamtejsi mieszkańcy mieli na Izraelitach niezłe używanie, gdyż Izraelici byli tam niewolnikami przymuszanymi do najcięższych prac. Autor opisu biblijnego wskazuje na to, że w ten sposób próbowano wręcz wyniszczyć naród Izraela. Ponieważ Żydzi skarżyli się na swój ciężki los, Bóg nakazał im wyjść z ziemi Egipskiej. I tu niestety zaczął się kłopotek, bo Egipcjanie niewolników puścić wolno nie chcieli. Potrzebny był zatem argument, który by ich przekonał. Niestety Żydzi nie posiadali tam prawie żadnego majątku, a tym bardziej broni. Skoro Izraelici nie byli w stanie samodzielnie nic na to poradzić, to do roboty zabrał się ich Pan, który im owo wyjście nakazał. Najpierw próbował delikatnie..., a to wodę w cuchnącą ciecz „zamienił”, a to żabki im podrzucił, komarki, a później muszki przysłał, ale niestety nic nie skutkowało.

Dziwne, że ten Bóg, co swój lud uratował od niewolnictwa, palcem nie kiwnął, gdy jego chrześcijanie o dowolnej płci i wieku ginęli najpierw z wygłodzenia i chorób, potem rozszarpywani przez lwy i krzyżowani. Czemu w tych dwóch podobnych sytuacji postąpił tak różnie?

Raczej nie takiego.

Owszem upominał swój lud, co jakiś czas, ale również pozostawiał mu dużą swobodę, o czym świadczy fakt, że mieli czas na kolejne odejścia od Boga. Gdyby Bóg stosował metodę natychmiastowego „po łapkach”, to ze strachu przed karą nikt nigdy nie opuściłby ani jednej litery z prawa, a tym czasem mieli taki lajcik, że se nawet cielaka ze złota uklepali. Tatuś zobaczył i mieli przechlapane...

 

Myślałem, że te "wychowywanie cywilizacji" odnosiło się ogólnie do ludzi na Ziemi, ale skoro on upominał tylko swój lud by tylko go nauczyć, to postępował trochę samolubnie. No i chyba stosował natychmiastowe "po łapkach", gdy np. zrzucił na ziemię potop.

Jeżeli przyjęlibyśmy założenie, że piekło, niebo, czyściec, to jedynie stan naszego umysłu, to z tego założenia wynikałoby, że wyżej wymienionych nie ma, gdyż razem ze śmiercią naszego materialnego ciała, kończy się funkcjonowanie naszego mózgu/umysłu. A skoro wszystko kończy się wraz z tym, w czym jest tworzone, to „życia po życiu” i wszystkich innych historii duchowych po prostu nie ma.

No nie do końca, nie potrzebne jest pojęcie "duszy", by istniało "życie po życiu". Przykładem może być buddyzm, w którym duszy nie ma, a jednak umysł po śmierci ciała nadal istnieje.

 

Z Hiobem, też paskudna sprawa, ale jednocześnie wielki dowód (Hiob prawdopodobnie był postacią rzeczywistą, wspomniany jest prze Ezechiela) na to, jak wielkiej siły udziela Bóg ludziom, którzy są mu wierni. Jeżeli natomiast chodzi o przyczynę cierpienia Hioba, czyli utratę dóbr materialnych oraz dzieci, to w odniesienia do życia wiecznego, pierwsze możemy spokojnie pominąć, natomiast ludzie, którzy odeszli z tego świata z pewnością nie zostali pozostawieni bez pomocy, opieki Stwórcy. Można powiedzieć, że zaczęli następny etap nieco wcześniej, niż to sobie prawdopodobnie planowali.

Potem w raju jedni będą sobie opowiadać wspomnienia z życia, a ci nic nie będą mogli powiedzieć, bo Bóg zabrał im je dla zakładu? Skoro z perspektywy życia wiecznego, życie na Ziemi jest tak mało ważne, czemu życie na Ziemi jest tak ważne w drodze do życia wiecznego?

Przypuszczam, że dobrze mnie zrozumiałeś.

Ciebie nie kusi, bo można powiedzieć, że Twój duch jest w dobrej kondycji, ale są osoby, które tylko szukają okazji, aby okazać w ten sposób np. swoją wyższość, dowartościować poranione ego.

O kurczę, a to mnie zaskoczyłaś :D No po prostu nie widziałem takiej możliwości, dlatego pomyślałem, że źle Cię zrozumiałem :D

Mówić, że jest się chrześcijaninem, to jedno, ale nim być, to czasem zupełnie nieznana dla niektórych droga.

A szkoda...

Raz w kościele słyszałem jedno takie kazanie... Coś tam było, że ksiądz opowiadał o takiej dwójce dzieci w szkole podstawowej. Na religii mieli coś tam przynieść Pismo Święte i chłopczyk przeczytał pewien fragment i nie do końca go rozumiał. Podszedł do dziewczynki i spytał się jak go rozumie. Dziewczynka powiedziała, że ona rozumie go tak... I w tym był jej błąd! Nie powinna samemu tego fragmentu interpretować, bo nie umie, słuszne jest tylko to co mówią mądrzejsi. Ogólnie było to bardzo dawno i pewnie masę rzeczy poprzekręcałem, ale sens był taki. Przynajmniej jak go tak odebrałem. Jednak parę osób mówiło mi, że ogólnie patrzę na świat dość prostoliniowo i nie ważne jak ktoś ubiera dany przekaz w słowa, widzę tylko jego sens, bez tego całego "ubarwiania", także wierzę, że go zachowałem. No ale wracając do tematu, wydaje mi się taki stan rzeczy przyczyną. Człowiek przychodzi do kościoła, ksiądz mówi mu takie coś, to co ma się wysilać, wystarczy robić to co każe ksiądz, skoro sam mówi, że tak jest najlepiej. Następstwem tego jest przychodzenie do kościoła by "odhaczyć" obecność, no bo skoro człowiek się sam nie angażuje, to w końcu wpada w taką rutynę. W końcu tylko siebie nazywa chrześcijaninem, ale żadnych wartości z tego stanu nie wynosi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziwne, że ten Bóg, co swój lud uratował od niewolnictwa, palcem nie kiwnął, gdy jego chrześcijanie o dowolnej płci i wieku ginęli najpierw z wygłodzenia i chorób, potem rozszarpywani przez lwy i krzyżowani. Czemu w tych dwóch podobnych sytuacji postąpił tak różnie?

Te dwie sytuacje wbrew pozorom dość istotnie się od siebie różnią.

W pierwszej chodziło o kolejny etap rozwoju narodu wybranego, czyli tego, który ma być wzorcem dla innych (o tym trochę później).

W drugiej mamy do czynienia z losem części Kościoła. Losem, w którym realizowało się zarówno powołanie i wybór tych, którzy ginęli, jak i tych, którzy ich śmierci towarzyszyli lub się do niej przyczyniali.

Wiem, że określenie "powołanie" w odniesieniu do ludzi, którzy zginęli (i nadal giną) z powodu wiary w Jezusa wygląda dość brutalnie, dla nas nieludzko i wręcz przeraża.

Ale perspektywa z jakiej na to patrzymy zmienia się wraz ze zbliżaniem się do Boga. Zmienia się wtedy cały system wartości, następuje odrzucenie wartości ziemskich.

Dla ludzi czujących bliskość Boga, Jego potęgę niczym się stają objawiające się wobec nich poprzez innych ludzi emanacje złego. Oni po prostu są już ponad cierpieniem, zanurzeni w Miłości Boga.

 

Bóg dokonuje cudów, leczy, ratuje życie, ale czasem pozwala również na cierpienie czy śmierć, która ma innym ludziom przypomnieć o Jego istnieniu, o realności wyboru.

I o potrzebie determinacji, konsekwentności tego wyboru, bo jest i druga strona medalu, która na różne sposoby od tego wyboru będzie próbowała człowieka odwieść, używając metod właściwych do miejsca i czasu.

 

Myślałem, że te "wychowywanie cywilizacji" odnosiło się ogólnie do ludzi na Ziemi, ale skoro on upominał tylko swój lud by tylko go nauczyć, to postępował trochę samolubnie.

Wychowywanie odnosiło się i nadal odnosi do całości ludzkości.

Zanim Bóg w jakikolwiek sposób objawił się ludziom, dał im swoje Prawo określane jako pieczęć na sercu, sumienie itd. Później zaczął ich nauczać przez Kapłanów i Proroków. Jedni tą naukę przyjmowali, inni nie. Z tych, którzy naukę przyjęli i zgodnie z nią żyli (Noe) wywodzi się naród wybrany, czyli ten, poprzez który Bóg objawił swoją Miłość wobec ludzi łącząc swoje Bóstwo z naszym człowieczeństwem w osobie Jezusa i poprzez Niego ukazując się światu.

 

"Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo" J 1, 1

i dalej:

"A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. I oglądaliśmy Jego chwałę,..." J 1, 14

 

Dlaczego więc jeden naród, jeden Mesjasz? Może dlatego, żeby uniknąć wieloznaczności i kolejnych sporów, do których i bez tego ludzie znajdą wiele powodów, a "ktoś" im jeszcze w tym dopomoże...

A naród rzeczywiście szczególny, obdarzony wyjątkową mądrością, ale niestety nie pozbawiony pychy...

 

No i chyba stosował natychmiastowe "po łapkach", gdy np. zrzucił na ziemię potop.

Potop, owszem nastąpił gwałtownie, ale jako zjawisko atmosferyczne.

Natomiast potop jako kara nie był klapsem "po łapkach" natychmiast po wystąpieniu pierwszego odstępstwa.

Od wypędzania z Raju do potopu wg Księgi Rodzaju upłynęło 7448 lat (o ile się nie pomyliłam w dodawaniu). W tym czasie wg zamieszczonego w ww. Księdze opisu życie ludzi na ziemi uległo zepsuciu, postępowali oni niegodziwie i właśnie skutkiem tego Bóg postanowił zniszczyć to, co stworzył, albo raczej to, co wśród Jego stworzenia uległo zepsuciu.

 

"Ziemia została skażona w oczach Boga. Gdy Bóg widział, iż ziemia jest skażona, że wszyscy ludzie postępują na ziemi niegodziwie, rzekł do Noego: Postanowiłem położyć kres istnieniu wszystkich ludzi, bo ziemia jest pełna wykroczeń przeciw mnie; zatem zniszczę ich wraz z ziemią." Rdz 6, 11-13

 

No nie do końca, nie potrzebne jest pojęcie "duszy", by istniało "życie po życiu". Przykładem może być buddyzm, w którym duszy nie ma, a jednak umysł po śmierci ciała nadal istnieje.

Najwyraźniej buddyzm nie różnicuje umysłu na kategorie umysł-rozum, czyli ten, który na co dzień wykorzystujemy do sprawdzania ceny w sklepie i umysł-duch, który np. chrześcijaństwo określa mianem duszy, czyli tej części istoty ludzkiej, która nie podlega śmierci, niezależnie od stanu części zwanej ciałem :)

Tu możemy się chyba spierać jedynie o nazewnictwo, bo skoro coś jednak po śmierci ciała istnieje, rozumuje bądź myśli, jest świadome swojego istnienia, to tak czy siak zgadzamy się z jego istnieniem, a reszta, to kwestia symbolu jaki temu nadamy :)

W każdym języku jego wymowa będzie brzmiała inaczej :)

 

Potem w raju jedni będą sobie opowiadać wspomnienia z życia, a ci nic nie będą mogli powiedzieć, bo Bóg zabrał im je dla zakładu? Skoro z perspektywy życia wiecznego, życie na Ziemi jest tak mało ważne, czemu życie na Ziemi jest tak ważne w drodze do życia wiecznego?

Życie na Ziemi jest ważne, gdyż jest ono drogą kształtowania naszej duszy, czy jak wolisz wg buddyzmu, naszego umysłu.

Życie na Ziemi jest czasem naszego dojrzewania do życia przyszłego i tak jak owoce, jedni ludzie dojrzewają szybciej, drudzy nieco wolniej, a niektórzy opadają niedojrzali z powodu toczącej ich choroby.

Jeżeli popatrzyłbyś na żywoty świętych, to w większości przypadków odchodzili oni z tego świata w dość młodym wieku. Osiągnęli już bowiem dojrzałość duchową, wypełnili to, co mieli do zrealizowania na Ziemi i dalsze ich tu przebywanie nie było konieczne.

Podobnie mogło być w przypadku dzieci Hioba. Skoro ojciec wyróżniał się tak wielką pobożnością, to możemy z dużym prawdopodobieństwem mniemać, że w takim samym duchu prowadził całą swoją rodzinę, a w szczególności dzieci, za które był bezpośrednio odpowiedzialny. Jeżeli zatem życie duchowe jego dzieci było bogate już od ich wczesnego dzieciństwa, to z pewnością bogate było również ich doświadczenie (choć być może różne do tego "światowego"), a co za tym idzie miały one już za życia sporo tematów, o których mogły rozmawiać :)

Może takie małe porównanie: matka będzie z fascynacją opowiadała np. o swoich dzieciach, zakonnica o doświadczeniach mistycznych w czasie modlitwy, dusze ludzi młodych o fascynacji światem, który widzieli, ktoś inny o miłości jakiej doznał itd.

Przyjmując, że w ogóle będziemy tam o czymś rozmawiać ;D

 

Raz w kościele słyszałem jedno takie kazanie... Coś tam było, że ksiądz opowiadał o takiej dwójce dzieci w szkole podstawowej. Na religii mieli coś tam przynieść Pismo Święte i chłopczyk przeczytał pewien fragment i nie do końca go rozumiał. Podszedł do dziewczynki i spytał się jak go rozumie. Dziewczynka powiedziała, że ona rozumie go tak... I w tym był jej błąd! Nie powinna samemu tego fragmentu interpretować, bo nie umie, słuszne jest tylko to co mówią mądrzejsi.

Prawdopodobnie zapamiętałeś dobrze.

Przypuszczam, że księdzu chodziło o to, aby ludzie nie "kombinowali" z interpretacją Biblii próbując się prześcigać w swoich domysłach/pomysłach.

Nie neguje to jednak wręcz potrzeby indywidualnego, osobistego studiowania Pisma.

Chodzi o to, aby ludzie, którzy zaczynają studiować Słowo Boże w przypadku niezrozumienia lub wątpliwości nie uciekali się do własnych wyobrażeń/fantazji, ale korzystali z nauki i doświadczenia badaczy Pisma, którzy już od setek lat, przez pokolenia zajmują się tym tematem.

Tym bardziej jest to właściwe, że przy lekturze Biblii można napotkać na różnego rodzaju przeszkody, takie jak np. odniesienie do sytuacji społecznej/ekonomicznej danego okresu, czy np. trudne dla niektórych czytelników formy literackie itd.

 

A Kościół wręcz zachęca do samodzielnej, nawet codziennej lektury Pisma Świętego, gdyż jest ono Słowem Boga skierowanym również indywidualnie do każdego człowieka. Z tym, że do tej lektury należy podejść z pełną pokorą i czystością serca.

I pewnym przygotowaniem, czyli na spokojnie, zorganizować sobie "bezkolizyjny" czas i miejsce, poprzedzić lekturę rozmową z Bogiem, prośbą o dar zrozumienia Jego Słowa. A po zakończeniu przemyśleć również na spokojnie przeczytany fragment, zadać sobie pytanie: o czym tu mowa, co to oznacza dla mnie, jakie ma odniesienie do mojego życia, itd. Można powrócić do rozmowy z Bogiem, prośby o wyjaśnienie na zasadzie: "Przystąpcie bliżej do Boga, to i On zbliży się do was." Jk 4, 8a, bo to właśnie od nas zależy jak blisko/daleko chcemy od Niego być. Nasze prośby lub ich brak, to nic innego, jak wyrażenie naszej woli.

 

"No ale wracając do tematu,"... nasze zaangażowanie jest właśnie podstawą całej drogi. Nie wystarczy zatem "odhaczyć", trzeba zacząć szukać ;)

 

"Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Mt 7, 7-8

Edytowane przez caliah
"P"
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"No ale wracając do tematu,"... nasze zaangażowanie jest właśnie podstawą całej drogi. Nie wystarczy zatem "odhaczyć", trzeba zacząć szukać ;)

Właśnie, lecz według mnie to kazanie do tego prowadziło.

Nie neguje to jednak wręcz potrzeby indywidualnego, osobistego studiowania Pisma.

Nie mówiłem, że negował indywidualne "studiowanie", lecz indywidualne... jakby to powiedzieć... przemyślenia! To dobre słowo. Właśnie dokładnie tak to odczułem.

Potop, owszem nastąpił gwałtownie, ale jako zjawisko atmosferyczne.

Tak czy siak, zamiast zebrać swoje dzieci, usadzić pod ścianą i usiąść przed nimi, przemówić ojcowskim tonem, zaproponować rozwiązanie problemu, być może jednocześnie ostrzegając przed konsekwencjami jakie będzie musiał wyciągnąć, gdy nie będą grzeczni, wziął i ich zabił. Czyż nie?

Najwyraźniej buddyzm nie różnicuje umysłu na kategorie umysł-rozum, czyli ten, który na co dzień wykorzystujemy do sprawdzania ceny w sklepie i umysł-duch, który np. chrześcijaństwo określa mianem duszy, czyli tej części istoty ludzkiej, która nie podlega śmierci, niezależnie od stanu części zwanej ciałem :)

Tu możemy się chyba spierać jedynie o nazewnictwo, bo skoro coś jednak po śmierci ciała istnieje, rozumuje bądź myśli, jest świadome swojego istnienia, to tak czy siak zgadzamy się z jego istnieniem, a reszta, to kwestia symbolu jaki temu nadamy :)

W każdym języku jego wymowa będzie brzmiała inaczej :)

Ajjaj :D To nie do końca tak. W buddyzmie jest umysł, świadomość, ale nie ma czegoś takiego jak dusza. Wyjaśnię na czym polega ten "umysł" (przynajmniej spróbuję): przymnij sobie siebie np. jak miałaś 10 lat. Na pewno bardzo się zmieniłaś, polubiłaś oliwki, nie lubisz już tak bardzo biegać, a wolisz usiąść z ludźmi i porozmawiać. Nie słodzisz tak bardzo herbaty jak wtedy i nie lubisz tak bardzo słodyczy (oczywiście to tylko przykłady). Prawdę mówiąc, stałaś się całkiem innym człowiekiem. Co więcej, w organizmie ludzkim wszystkie komórki w ciele wymieniają się po 7 latach. Znowu jesteś innym człowiekiem. Wyobraź sobie siebie za kilkadziesiąt lat. Kolejna kompletna zmiana. Ale jednak pamiętasz, że nawet jak miałaś te 10 lat miałaś świadomość i pamiętasz, że tam byłaś. Teraz też jesteś, masz jakąś świadomość, chociaż schowana pod swoim charakterem i myślami. To samo będzie za kilkadziesiąt lat. To coś, co właśnie zawsze było, ta świadomość, to jest to, co się nie zmienia i nie jest to dusza.

Życie na Ziemi jest ważne, gdyż jest ono drogą kształtowania naszej duszy, czy jak wolisz wg buddyzmu, naszego umysłu.

Oj tam od razu wolę :P Ale jak jest ważne, skoro nie przywiązujemy do niego wagi, bo ważniejsze jest życie po śmierci? Jak jest ważne, skoro ludzie rezygnują z tego co daje im to życie, żyją w ascezie itp. na rzecz Boga? Rezygnują z życia na rzecz kolejnego, czyli widocznie nie jest ważne. Tak samo Bóg odbierał tym ludzie życie ot tak, dla zakładu. Widocznie nie było ważne.

Życie na Ziemi jest czasem naszego dojrzewania do życia przyszłego i tak jak owoce, jedni ludzie dojrzewają szybciej, drudzy nieco wolniej, a niektórzy opadają niedojrzali z powodu toczącej ich choroby.

To, że są dojrzali, znaczy, że można im życie odebrać?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Telewizja radziecka kręci film o dobroci Stalina. Jedno z ujęć; Do Stalina podchodzi małe dziecko i mówi:

- Wujku, daj cukierka.

- Won ty s.....u! - Krzyczy Stalin

W tym momencie kamera kieruje obiektyw na planszę z napisem: A mógł zabić!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie, lecz według mnie to kazanie do tego prowadziło.

 

Nie mówiłem, że negował indywidualne "studiowanie", lecz indywidualne... jakby to powiedzieć... przemyślenia! To dobre słowo. Właśnie dokładnie tak to odczułem.

Może nie trafił we właściwe dla Ciebie argumenty, może przesadził z hiperbolą...

Nie zawsze udaje się nam przekazać to, co chcemy, a już na pewno jedną nauką nie można wzbogacić wszystkich słuchaczy.

Kazania/nauka głoszona w czasie mszy w kościele jest przygotowywana dla ogółu słuchaczy (często od dzieci po sędziwych staruszków), dlatego musi być możliwie uniwersalna. Skutkiem takiej konstrukcji zawiera wiele niedopowiedzeń. Próba doprecyzowania treści na poziomach odpowiadających wszystkim słuchającym skończyłaby się kilkugodzinnym kazaniem lub kazaniem w odcinkach ;)

Dlatego "nauczanie z ambony" trzeba traktować jako sygnał, przypomnienie problemu, który warto samodzielnie przemyśleć i np. zrobić to, co dokładnie Ty robisz. Zapytać, poszukać innych opinii, a może po prostu porozmawiać z kapłanem i omówić temat bardziej szczegółowo (oczywiście nie w trakcie mszy, ale w jakimś innym, dogodnym czasie :).

 

Do tego jednak potrzebny jest pewien wysiłek, zdecydowanie się na zadanie sobie drobnego trudu i postawienie kolejnego pytania. Niestety większości osób nie chce się tego kolejnego kroku uczynić i swoje lenistwo w tej materii usprawiedliwiają "odhaczeniem" wyjścia do kościoła. Nawet nie uczestnictwa we mszy, bo ono też wymaga pewnego zaangażowania.

 

Tak czy siak, zamiast zebrać swoje dzieci, usadzić pod ścianą i usiąść przed nimi, przemówić ojcowskim tonem, zaproponować rozwiązanie problemu, być może jednocześnie ostrzegając przed konsekwencjami jakie będzie musiał wyciągnąć, gdy nie będą grzeczni,...

Uważasz, że tak nie robił?

Moim zdaniem robił tak niejednokrotnie, tylko dzieciaki jakoś słuchać nie chciały. Być może ówcześni ludzie, podobnie jak obecnie, uznali się za tak dalece doskonałych, że ta "doskonałość" zamknęła im oczy na tyle, że Bóg przestał w ich świadomości istnieć (Rdz 6, 4). To często wystarczy, aby przestać słuchać...

Księga Rodzaju opisując najdawniejsze dzieje ludzkości, najstarsze fragmenty historii narodu wybranego opiera się na najstarszych przekazach ustnych. W związku z tym (nawet w porównaniu z późniejszymi księgami) ujmuje wydarzenia w sposób bardzo skrótowy.

Rzeczywiście nie ma w niej informacji podobnych do tych, jakie znajdujemy w kolejnych księgach, dotyczących upomnień, jakie JHWH mógł kierować do ludzi poprzez swoich kapłanów czy proroków.

Wydaje mi się jednak, że jakąś naukę im przekazywał skoro "w przyjaźni z Bogiem żył Noe" Rdz 6, 9.

 

To coś, co właśnie zawsze było, ta świadomość, to jest to, co się nie zmienia i nie jest to dusza.

Jesteś pewien? :D

 

A swoją drogą, to bardzo mi się podoba sposób, w jaki opisałeś tą przemianę :)

Jeżeli przyjmiemy ją w wersji light, to nawet do mnie pasuje ;D

 

Ale jak jest ważne, skoro nie przywiązujemy do niego wagi, bo ważniejsze jest życie po śmierci? Jak jest ważne, skoro ludzie rezygnują z tego co daje im to życie, żyją w ascezie itp. na rzecz Boga? Rezygnują z życia na rzecz kolejnego, czyli widocznie nie jest ważne.

Życie na ziemi jest szkołą i jest tak samo ważne dla naszego rozwoju duchowego, jak uczęszczanie do szkoły podstawowej/gimnazjum/liceum itd. jest ważne dla naszego bytu materialnego.

I w jednym, i w drugim przypadku zdobywamy określone wykształcenie, które uzdalnia nas do dalszej egzystencji.

Nie chodzi o to, aby nie przywiązywać do niego wagi, ale o to, aby nie przesłoniło nam ono dalszej perspektywy naszego istnienia.

Można powiedzieć, że korzystając z darów, jakie wraz z nim otrzymaliśmy, powinniśmy/mamy możliwość przeżyć je w szczęściu i radości. Ale korzystając z nich, a nie im ulegając...

 

Tak, jak zauważyłeś niektórzy ludzie rezygnują z części tych darów, "rezygnują z tego co daje im to życie", aby pełniej doświadczyć w nim obecności Boga i przez to bardziej się do Niego zbliżyć.

Rezygnują ze "światowych dodatków", a nie z samego życia. Oni po prostu doświadczają tego życia inaczej i w żadnym przypadku nie można powiedzieć, że w jakiś sposób gorzej.

Rezygnacja ta nie świadczy absolutnie o tym, że doczesne życie nie jest ważne, ale raczej o tym, że nie jest ono celem samym w sobie, o tym, że istnieje coś poza nim, po nim...

Jedni do tego "po" przygotowują się poprzez ascezę, bo ta forma jest im duchowo najbliższa, w niej czują się najpewniej, inni poprzez życie "w świecie", ale z przestrzeganiem "regulaminu", co też można uznać za pewnego rodzaju ascezę. Każdy człowiek idzie inną, niepowtarzalną, tylko dla siebie właściwą drogą :)

 

Tak samo Bóg odbierał tym ludzie życie ot tak, dla zakładu. Widocznie nie było ważne.

Wydaje mi się, że trochę za bardzo spłycasz problem. Jeszcze chwila a zostanie on "postawiony na głowie".

Nie był to zakład "ot tak", ale próba sił, etap wojny o człowieka.

A co by było, gdyby Hiob zaparł się Boga?

 

I nie wydaje mi się, aby życie dzieci Hioba nie było ważne. Moim zdaniem było ważne zarówno dla nich, jako ich etap istnienia/kształcenia, jak i dla Hioba, który był ich ojcem. Było z pewnością również bardzo ważne dla Boga, dla którego ważne jest każde życie, choć ten aspekt w księdze (o ile czegoś nie przeoczyłam) jest pominięty.

Ważne było również dla szatana, który poprzez ich śmierć zadał potężny cios przeciw Bogu.

 

To, że są dojrzali, znaczy, że można im życie odebrać?

Może nie tyle odebrać, co ich dalsze przebywanie na ziemi nie jest konieczne. Ich edukację można uznać za zakończoną i w zależności od tego, co/jakie zadanie itp. czeka ich w przyszłości mogą udać się w dalszą podróż.

Inna sprawa: co znaczy odebrać życie?

Czy ograniczenie naszych lat przebywania na ziemi nie jest również jakąś formą odebrania życia?

 

A z drugiej strony, czy jest to odebranie życia, czy danie życia nowego?

Jezus umarł, stracił swoje stare ciało, a później zmartwychwstał w nowym, doskonałym...

 

???:_usmiech:???:_usmiech:???

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może nie trafił we właściwe dla Ciebie argumenty, może przesadził z hiperbolą...

Albo miał to na myśli, o czym ja pomyślałem ;) Ale chyba wiem co chcesz powiedzieć. Próbujesz pokazać mi, że moje postrzeganie nie do końca mogło być obiektywne i starasz się przechylić czarę na drugą stronę bym mógł spojrzeć na sytuacje bardziej obiektywnie. Nie wiem, czy to naprawdę miałaś na myśli, ale tak to odczułem i prawdę mówiąc uważam to za całkiem słuszne ;P

Dlatego "nauczanie z ambony" trzeba traktować jako sygnał, przypomnienie problemu, który warto samodzielnie przemyśleć i np. zrobić to, co dokładnie Ty robisz. Zapytać, poszukać innych opinii, a może po prostu porozmawiać z kapłanem i omówić temat bardziej szczegółowo (oczywiście nie w trakcie mszy, ale w jakimś innym, dogodnym czasie :).

Prawdę mówiąc żadna osoba nie kontrargumentuje moich... wątpliwości tak jak Ty i w końcu zaczynają po prostu milczeć :P Dziękuję Ci.

Jesteś pewien? :D

 

A swoją drogą, to bardzo mi się podoba sposób, w jaki opisałeś tą przemianę :)

Jeżeli przyjmiemy ją w wersji light, to nawet do mnie pasuje ;D

Jestem pewien na 100% :D

Ano, staram się zawsze opisując taką przemianę podawać potencjalne zmiany, które mogą często zachodzić. Organizując czas dzieciom sam zauważam, że o wiele bardziej wolę teraz usiąść z przyjaciółmi i pogadać, niż się bić i biegać :D

Tak, jak zauważyłeś niektórzy ludzie rezygnują z części tych darów, "rezygnują z tego co daje im to życie", aby pełniej doświadczyć w nim obecności Boga i przez to bardziej się do Niego zbliżyć.

Ale czy to jest logiczne? Bóg daje im życie, daje im ciało, daje im czas na Ziemi, a oni rezygnują z Jego darów aby pełniej doświadczyć w życiu obecności Boga? Czy pełniej nie doświadczyliby jego obecności korzystając z tego, co On daje i dziękując mu za to?

Jedni do tego "po" przygotowują się poprzez ascezę, bo ta forma jest im duchowo najbliższa, w niej czują się najpewniej, inni poprzez życie "w świecie", ale z przestrzeganiem "regulaminu", co też można uznać za pewnego rodzaju ascezę. Każdy człowiek idzie inną, niepowtarzalną, tylko dla siebie właściwą drogą :)

Racja.

Uważasz, że tak nie robił?

Moim zdaniem robił tak niejednokrotnie, tylko dzieciaki jakoś słuchać nie chciały. Być może ówcześni ludzie, podobnie jak obecnie, uznali się za tak dalece doskonałych, że ta "doskonałość" zamknęła im oczy na tyle, że Bóg przestał w ich świadomości istnieć (Rdz 6, 4). To często wystarczy, aby przestać słuchać...

Księga Rodzaju opisując najdawniejsze dzieje ludzkości, najstarsze fragmenty historii narodu wybranego opiera się na najstarszych przekazach ustnych. W związku z tym (nawet w porównaniu z późniejszymi księgami) ujmuje wydarzenia w sposób bardzo skrótowy.

Rzeczywiście nie ma w niej informacji podobnych do tych, jakie znajdujemy w kolejnych księgach, dotyczących upomnień, jakie JHWH mógł kierować do ludzi poprzez swoich kapłanów czy proroków.

Prawda, możliwe, że ich ostrzegał... Ale tak czy siak, po prostu ich zabił. Mimo, że podobno jest miłosierny i wybaczający, zabił tych ludzi. Nie wydaje Ci się to okrutne? Może powinien dać im szansę do przeżycia swojego życia w normalnej długości, może udałoby im się jeszcze powrócić na dobrą ścieżkę? Jednak takiej szansy im nie dał i sprawił, że umarli wcześniej niż przeciętnie, pośrednio skazując ich na cierpienie przez niemożność zrehabilitowania swoich win podczas życia.

Życie na ziemi jest szkołą i jest tak samo ważne dla naszego rozwoju duchowego, jak uczęszczanie do szkoły podstawowej/gimnazjum/liceum itd. jest ważne dla naszego bytu materialnego.

Oj, jestem fanem serii "K-PAX" Gene'a Brewera :DD Nie uważam by szkoła była tak dobra, jak się mówi. Sama idea szkoły jest dobra, lecz jej wykonanie zostało spaczone przez ludzkie umysły. Nie tylko szkoła nas uczy, a prawdę mówiąc dużo ważniejsze czynniki warunkujące byt materialny znajdują się poza nią.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Albo miał to na myśli, o czym ja pomyślałem ;)

Być może :)

Ale wtedy bardzo spłyciłby nauczanie Kościoła w tym zakresie :)

 

I masz rację, próbuję pokazać Ci inny punkt widzenia :)

Zawsze, w miarę moich możliwości, próbuję daną sytuacje zrozumieć, spojrzeć na nią ze strony innych jej uczestników i jeżeli to możliwe odszukać to, co można z niej pozytywnego wynieść :)

A że zagadnienia tej natury zazwyczaj są dość złożone, a Ty jesteś cierpliwy... ;)

 

Prawdę mówiąc żadna osoba nie kontrargumentuje moich... wątpliwości tak jak Ty i w końcu zaczynają po prostu milczeć :P Dziękuję Ci.

Po prostu bardzo miło mi się z Tobą rozmawia, dziękuję :)

I bardzo przepraszam, że odpowiadam z dużym opóźnieniem, ale ostatnio jakoś czas mi się skurczył ;)

 

Jestem pewien na 100% :D

Hmmm, a jaka zatem jest różnica między duszą a świadomością, która istnieje? :)

 

Ale czy to jest logiczne? Bóg daje im życie, daje im ciało, daje im czas na Ziemi, a oni rezygnują z Jego darów aby pełniej doświadczyć w życiu obecności Boga? Czy pełniej nie doświadczyliby jego obecności korzystając z tego, co On daje i dziękując mu za to?

Pytanie kogo masz na myśli?

Jeżeli osoby żyjące w całkowitej ascezie, to wyrzeczenie się przez nie świata jest darem dla Boga. Najwyższym darem jaki poza swoim życiem mogą złożyć. Wyrzekając się świata oddają Bogu wszystko, co od Niego otrzymały.

Czy jest to najlepszy sposób w jaki mogą one Bogu podziękować?

Nie wiem, być może w ich przypadku tak.

 

Poza "światem" żyją też osoby, które wstąpiły do różnego rodzaju zakonów. Ale w ich przypadku wyrzeczenie się świata nie zawsze jest tożsame z daleko pojętą ascezą. To, co w szczególny sposób odróżnia osoby zakonne od ludzi żyjących w "świecie" to śluby czystości, czyli wyrzeczenie się obcowania płciowego z drugim człowiekiem.

Co do reszty darów, to jak najbardziej mogą z nich korzystać, radować się nimi i w ten sposób dziękować za nie Bogu :)

 

Druga sprawa to podejście do atrakcyjności naszej cielesności.

Nie dla wszystkich ludzi jest ona źródłem przyjemności i nie mówię tu jedynie o celibatariuszach, którzy owej atrakcyjności się wyrzekli.

Bóg daje nam nie tylko dary materialne, czyli ciało i cały świat widzialny :)

Problem w tym, że przyzwyczajeni do tych widzialnych "zabawek" nie dostrzegamy darów niematerialnych i wydaje się nam, że to co widzimy jest tym co najlepsze.

Osoby, które zrezygnowały z atrakcji świata materialnego zwracając swoją uwagę ku duchowości mogłyby powiedzieć niemal dokładnie to samo: dlaczego ludzie są tak bardzo zapatrzeni w "świat" i nie potrafią korzystać z tego, co Bóg dał im poza nim.

Tu znowu punkt widzenia zależy od punktu siedzenia :)

Niektórzy wręcz twierdzą, że ludzie zapatrzeni w materializm tracą całe swoje życie w pogoni za ułudą, za ciałem, które umiera, a zapominają o tym co nieśmiertelne.

 

Jesteśmy stworzeni w dużej różnorodności i wydaje mi się, że chodzi o to, abyśmy potrafili się w tej różnorodności odnaleźć, odnaleźć swoje miejsce i powołanie i z tego skorzystać.

 

Prawda, możliwe, że ich ostrzegał... Ale tak czy siak, po prostu ich zabił. Mimo, że podobno jest miłosierny i wybaczający, zabił tych ludzi. Nie wydaje Ci się to okrutne? Może powinien dać im szansę do przeżycia swojego życia w normalnej długości, może udałoby im się jeszcze powrócić na dobrą ścieżkę? Jednak takiej szansy im nie dał i sprawił, że umarli wcześniej niż przeciętnie, pośrednio skazując ich na cierpienie przez niemożność zrehabilitowania swoich win podczas życia.

Heh, zakładając, że Bóg jest wszechwiedzący, to chyba wiedział czy się poprawią, czy nie.

Zakładając, że jest miłosierny, przypuszczam, że dał im możliwość późniejszej poprawy.

Pytanie, czym dla Boga jest nasza cielesna śmierć.

My jesteśmy bardzo przywiązani do świata, z którym łączy się nasza świadomość istnienia.

Natomiast Biblia, Jezus w swoim nauczaniu istnienie łączy z życiem duszy.

Patrząc na problem śmierci spoza ograniczenia czasu i materii można by powiedzieć, że niegrzecznym dzieciakom po prostu za karę Ojciec zabrał zabawki, bo źle/niebezpiecznie się nimi bawiły.

Dzieci owszem, wkurzone, nadąsane, bo jak to..., no i zabawek żal, bo fajne były, ale czy lepiej zabrać zabawki, czy patrzeć jak dziecko robi sobie lub/i innym krzywdę? A skoro rodzice przeważnie wiedzą jakie mogą być skutki danej zabawy, to Bóg...

 

Oj, jestem fanem serii "K-PAX" Gene'a Brewera :DD Nie uważam by szkoła była tak dobra, jak się mówi. Sama idea szkoły jest dobra, lecz jej wykonanie zostało spaczone przez ludzkie umysły. Nie tylko szkoła nas uczy, a prawdę mówiąc dużo ważniejsze czynniki warunkujące byt materialny znajdują się poza nią.

Zgadza się, ludzie wprowadzają błędy do programu nauczania, dlatego trzeba starać się odnaleźć materiał źródłowy :D

I w miarę możliwości nauczyć się dystansu do materii, która dość istotnie zawęża rozważania nt naszego istnienia :)

Serii "K-PAX" niestety nie znam. Miałam okazję jedynie obejrzeć film o tym tytule :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a Ty jesteś cierpliwy... ;)

Dziękuję, jesteś pierwszą osobą, która mi to powiedziała :)

Po prostu bardzo miło mi się z Tobą rozmawia, dziękuję :)

A tego to jeszcze bardziej nikt mi nie powiedział :D Wzajemnie :)

I bardzo przepraszam, że odpowiadam z dużym opóźnieniem, ale ostatnio jakoś czas mi się skurczył ;)

Nie szkodzi, jak na razie udawało mi się cierpliwie wyczekać :D

Hmmm, a jaka zatem jest różnica między duszą a świadomością, która istnieje? :)

W duszę się wierzy lub nie, raczej mało kto zaprzeczy, że mamy świadomość.

Wyrzekając się świata oddają Bogu wszystko, co od Niego otrzymały.

Czy to aby na pewno jest podziękowanie? Ktoś daje mi jakiś prezent, cieszy się, że ja będę się z niego cieszył, a ja mu "podziękuję" i oddam ten prezent nie korzystając z niego.

Osoby, które zrezygnowały z atrakcji świata materialnego zwracając swoją uwagę ku duchowości mogłyby powiedzieć niemal dokładnie to samo: dlaczego ludzie są tak bardzo zapatrzeni w "świat" i nie potrafią korzystać z tego, co Bóg dał im poza nim.

Właśnie! Teraz, czy można rozwinąć się duchowo będąc jedynie zapatrzonym w świat materialny lub przeciwnie, cały ten świat odrzucając, umartwiając się? W końcu duch i ciało współgrają. Podobne pytanie zadał sobie Siddhartha Gautama po wielu latach wędrówki i długiej ascezy.

Niektórzy wręcz twierdzą, że ludzie zapatrzeni w materializm tracą całe swoje życie w pogoni za ułudą, za ciałem, które umiera, a zapominają o tym co nieśmiertelne.

Można też rzec w drugą stronę :) Ludzie ciągle szukający czegoś co nieuchwytne, starający się pojąć istotę wszechrzeczy nie zauważają, że życie koło nich przemyka a w raz z nim lekcje, które ono przynosi.

Heh, zakładając, że Bóg jest wszechwiedzący, to chyba wiedział czy się poprawią, czy nie.

Skoro jest aż tak wszechwiedzący, to po co żyjemy? Wie przecież, czy będziemy dobrzy czy źli i od razu może skierować nasze dusze w odpowiednie strony bez tego całego życia.

Patrząc na problem śmierci spoza ograniczenia czasu i materii można by powiedzieć, że niegrzecznym dzieciakom po prostu za karę Ojciec zabrał zabawki, bo źle/niebezpiecznie się nimi bawiły.

Dzieci owszem, wkurzone, nadąsane, bo jak to..., no i zabawek żal, bo fajne były, ale czy lepiej zabrać zabawki, czy patrzeć jak dziecko robi sobie lub/i innym krzywdę? A skoro rodzice przeważnie wiedzą jakie mogą być skutki danej zabawy, to Bóg...

Logiczne :)

 

A film też był fajny :D

Edytowane przez koteł
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W duszę się wierzy lub nie, raczej mało kto zaprzeczy, że mamy świadomość.

W nieśmiertelność świadomości też można wierzyć lub nie. :P

Wiemy, że jesteśmy świadomi/mamy świadomość (takich pojęć używamy), ale czym jest owa świadomość?

Wydaje mi się, że podobnie jak istoty duszy, tak samo istoty świadomości nie potrafimy obrazowo przedstawić.

Duszę próbujemy utożsamiać z sumieniem, uczuciami, sercem. W przypadku świadomości możemy próbować odnieść się do naszego umysłu, rozumowania, mózgu...

Ale przecież mózg jest śmiertelny...

Czym w takim razie jest ta świadomość?

 

Czy to aby na pewno jest podziękowanie? Ktoś daje mi jakiś prezent, cieszy się, że ja będę się z niego cieszył, a ja mu "podziękuję" i oddam ten prezent nie korzystając z niego.

A jeżeli Ty dasz komuś prezent i będziesz się cieszy, że ten ktoś będzie się z niego cieszył, a on podziękuje Ci za ten prezent, z pełnym szacunkiem "odłoży go na półkę" i powie Ci, że woli wybrać Ciebie?

..., że bliskości z Tobą pragnie najbardziej, bardziej niż wszystkich prezentów...?

 

Właśnie! Teraz, czy można rozwinąć się duchowo będąc jedynie zapatrzonym w świat materialny lub przeciwnie, cały ten świat odrzucając, umartwiając się? W końcu duch i ciało współgrają. Podobne pytanie zadał sobie Siddhartha Gautama po wielu latach wędrówki i długiej ascezy.

Rozwój duchowy przy całkowitym zapatrzeniu w świat materialny wg mnie wyklucza się z samego założenia.

Sytuacja odwrotna prawdopodobnie jest możliwa, pytanie tylko czy rozwój w tak skrajnych warunkach (zakładam tu skrajne formy ascezy) będzie przebiegał prawidłowo? Wydaje mi się, że niestety nie do końca.

Osobiście jestem za równowagą między życiem duchowym i materialnym. Powinniśmy cieszyć się tym, co daje nam życie, czerpać radość ze swojego istnienia na ziemi, nie zapominając jednocześnie o innym wymiarze naszego istnienia, o tym co niewidzialne, a jednak dotyka naszego istnienia :)

 

Można też rzec w drugą stronę :) Ludzie ciągle szukający czegoś co nieuchwytne, starający się pojąć istotę wszechrzeczy nie zauważają, że życie koło nich przemyka a w raz z nim lekcje, które ono przynosi.

Być może będą je musieli odrobić na korepetycjach, o ile nie odpracowali takowych na przedmiotach zastępczych ;)

Matematyka to potęga, równanie musi się zgodzić ;)

Z jednej strony żal by mi było opuścić niektóre lekcja, a z drugiej... trochę mi one to życie skomplikowały... ;)

 

Skoro jest aż tak wszechwiedzący, to po co żyjemy? Wie przecież, czy będziemy dobrzy czy źli i od razu może skierować nasze dusze w odpowiednie strony bez tego całego życia.

Wie jacy będziemy, gdy się ukształtujemy.

A życie jest dla nas, po to byśmy się właśnie ukształtowali :)

Żyjemy po to, aby rozwinąć swoją świadomość, nauczyć się panować nad swoją naturą, aby nauczyć się poruszać w świecie, w którym zamieszamy podobno na stałe.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W nieśmiertelność świadomości też można wierzyć lub nie. :P

Racja. Tylko nie mówiłem nic o nieśmiertelności świadomości :)

Duszę próbujemy utożsamiać z sumieniem, uczuciami, sercem. W przypadku świadomości możemy próbować odnieść się do naszego umysłu, rozumowania, mózgu...

Ale przecież mózg jest śmiertelny...

Czym w takim razie jest ta świadomość?

Sumienie, uczucia i serce również są warunkowane przez mózg. I owszem, możemy próbować, co nie znaczy, że nam się to uda :) Są np. ludzie, którzy stracili połowę mózgu i jakimś cudem przeżyli i żyją stosunkowo normalnie. Są w połowie świadomi? A może w 1/4?

Oprócz tego, dusza to takie "ja", jest związane z naszym życiem ziemskim i po śmierci cechami nabytymi za życia. Przynajmniej to wnioskuję z twojej wypowiedzi, że człowiek po śmierci żałował będzie za swoje złe czyny. Świadomość nie "żałuje".

A jeżeli Ty dasz komuś prezent i będziesz się cieszy, że ten ktoś będzie się z niego cieszył, a on podziękuje Ci za ten prezent, z pełnym szacunkiem "odłoży go na półkę" i powie Ci, że woli wybrać Ciebie?

..., że bliskości z Tobą pragnie najbardziej, bardziej niż wszystkich prezentów...?

Zasmuciłbym się, że tyle napracowałem się nad prezentem, a ta osoba go odkłada. Robiłem ten prezent własnymi rękoma, włożyłem w niego część siebie, chciałem, by ona patrzyła na ten prezent i przypominała sobie o mnie, gdy mnie nie będzie akurat widziała. A ona nawet nie spojrzała na niego, mówi, że go szanuje ale woli mnie, po czym wyciąga bat i zaczyna bić się nim w plecy.

Z jednej strony żal by mi było opuścić niektóre lekcja, a z drugiej... trochę mi one to życie skomplikowały... ;)

Eh.. zgadzam się ;)

A życie jest dla nas, po to byśmy się właśnie ukształtowali :)

Kształtujemy się przecież całe życie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Racja. Tylko nie mówiłem nic o nieśmiertelności świadomości :)

Czyżbym źle zrozumiała?

Napisałeś:

"To coś, co właśnie zawsze było, ta świadomość, to jest to, co się nie zmienia i nie jest to dusza."

Określenie, że coś zawsze było i się nie zmienia wskazuje, moim zdaniem, na nieśmiertelny/wieczny charakter tego czegoś :) Tak przynajmniej ja to odbieram.

 

Sumienie, uczucia i serce również są warunkowane przez mózg.

Racja, patrząc z punktu widzenia materialnego :)

A wychodząc poza nie, być może przez coś ponad nim (mózgiem), coś, co jest nieśmiertelne. Co było przed i zostanie po...

 

Oprócz tego, dusza to takie "ja", jest związane z naszym życiem ziemskim i po śmierci cechami nabytymi za życia. Przynajmniej to wnioskuję z twojej wypowiedzi, że człowiek po śmierci żałował będzie za swoje złe czyny. Świadomość nie "żałuje".

Nawet, jeżeli będzie świadoma, że np. wyrządziła jakąś krzywdę?

Przecież mówi się, że świadomość ludzi się zmienia, czyli kształtuje się pod wpływem napotkanych czynników, zdobywa doświadczenie/wiedzę.

 

Zasmuciłbym się, że tyle napracowałem się nad prezentem, a ta osoba go odkłada. Robiłem ten prezent własnymi rękoma, włożyłem w niego część siebie, chciałem, by ona patrzyła na ten prezent i przypominała sobie o mnie, gdy mnie nie będzie akurat widziała. A ona nawet nie spojrzała na niego, mówi, że go szanuje ale woli mnie, po czym wyciąga bat i zaczyna bić się nim w plecy.

Jeżeli okłada się batem, to zdecydowanie nie szanuje...

Jeśli ktoś postępuję w opisany przez Ciebie sposób, to zdecydowanie się z Tobą zgadzam.

To nie jest podziękowanie.

Zapomniałam wcześniej dodać, że pomijam średniowieczny ascetyzm, w którym dopuszczane były tego typu praktyki, które nie tylko moim zdaniem, były skutkiem błędnego zrozumienia idei cierpienia dla Boga.

Jezus nigdy się nie "samookaleczał". Owszem, znosił cierpienie zadane przez innych, ale sam nie tworzył sobie "problemów", żeby później chlubić się ich pokonaniem.

 

Co innego przyjęcie prezentu i korzystanie z jego licznych funkcji (może nie wszystkich - przecież nie ze wszystkich funkcji wielu urządzeń korzystamy, a jednak nie umniejsza to naszej wdzięczności za prezent wobec darczyńcy), a co innego przyjęcie prezentu i ekstremalne jego zużywanie w jakikolwiek sposób, nawet niezgodny z instrukcją (Biblią), bo wydaje się nam, że niezależnie od niej wiemy lepiej, co z nim zrobić.

A Bóg w Biblii nigdzie nie zaleca, nie nakazuje i nie żąda dewastacji powierzonych nam dóbr.

 

Kształtujemy się przecież całe życie.

Z tym zgadzam się w 100% :)

 

P.S.

...w 101% ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisałeś:

"To coś, co właśnie zawsze było, ta świadomość, to jest to, co się nie zmienia i nie jest to dusza."

Określenie, że coś zawsze było i się nie zmienia wskazuje, moim zdaniem, na nieśmiertelny/wieczny charakter tego czegoś :) Tak przynajmniej ja to odbiera

Tak napisałem, ale wcześniej pisałem o jednym ludzkim życiu, że człowiek się zmienia i ta świadomość to to, co zawsze było nie zmienione. Nic nie wspomniałem, że to wędruje gdzieś po śmierci. Stwierdzenie "To coś, co właśnie zawsze było, ta świadomość, to jest to, co się nie zmienia i nie jest to dusza." gdy w kontekście jest mowa tylko o ludzkim życiu, nie musi oznaczać życia po śmierci :) Przynajmniej tak mi się wydaje. Niemniej jednak, skoro jest to tak niezmiennie w ciągu życia, czemu ma być zmienne poza nim?

Przecież mówi się, że świadomość ludzi się zmienia, czyli kształtuje się pod wpływem napotkanych czynników, zdobywa doświadczenie/wiedzę.

Czyli nie jest mowa o tej niezmiennej świadomości.

Nawet, jeżeli będzie świadoma, że np. wyrządziła jakąś krzywdę?

Tu wystąpi co innego. Świadomość zgromadzi przy sobie (zresztą tak jak gromadzi myśli) uczucia. Jeżeli osoba wyrządziła komuś krzywdę, złe uczucie które wytworzyła kiedyś się uwolnią i znów (lub w ogóle) je odczuje.

 

Co innego przyjęcie prezentu i korzystanie z jego licznych funkcji (może nie wszystkich - przecież nie ze wszystkich funkcji wielu urządzeń korzystamy, a jednak nie umniejsza to naszej wdzięczności za prezent wobec darczyńcy), a co innego przyjęcie prezentu i ekstremalne jego zużywanie w jakikolwiek sposób, nawet niezgodny z instrukcją (Biblią), bo wydaje się nam, że niezależnie od niej wiemy lepiej, co z nim zrobić.

A Bóg w Biblii nigdzie nie zaleca, nie nakazuje i nie żąda dewastacji powierzonych nam dóbr.

Racja.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiam się na ile nasza rozmowa jest jeszcze związana z tematem ;D

Chociaż biorąc pod uwagę wszechobecność i uniwersalność Boga, raczej od niego nie odeszliśmy :)

 

Nie mogę jednak zrozumieć idei niezmienności świadomości, a może raczej czym tak właściwie owa świadomość jest.

Bo jeżeli przyjmiemy jej niezmienność choćby przez długość naszego życia ziemskiego, to powinniśmy założyć, że człowiek dorosły ma taką samą świadomość jak noworodek, czyli nawet nie potrafi stwierdzić czy jest, bo takiego pojęcie nie zna. Wydaje mi się, że poziom/rodzaj naszej świadomości związany jest z posiadaną przez nas wiedzą, a tą zdobywamy w czasie życia.

 

Tak na mój prosty rozumek, to inną świadomość ma dziecko, inną dorosły; inną człowiek zajęty swoją materialnością, a inną, gdy zacznie zajmować się tematyką dotyczącą duchowości.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak na mój prosty rozumek, to inną świadomość ma dziecko, inną dorosły; inną człowiek zajęty swoją materialnością, a inną, gdy zacznie zajmować się tematyką dotyczącą duchowości.

Tu jest mowa o trochę innej świadomości. Samej świadomości. Właśnie o tym, co tam sobie zawsze było. To, że człowiek ma inną świadomość w różnym wieku to racja, po prostu są to dwa różne zjawiska dla których nie ma oddzielnych wyrazów. Ta "sama świadomość" jest jakby jeszcze bardziej "pod" tą świadomością którą ujęłaś wyżej. Też jest mi to dość ciężko pojąć i nie do końca wiem czy mówię słusznie. Myślę, że ma tak każdy kto nie doświadczył prawdziwej natury tej "świadomości".

 

Zastanawiam się na ile nasza rozmowa jest jeszcze związana z tematem ;D

Chociaż biorąc pod uwagę wszechobecność i uniwersalność Boga, raczej od niego nie odeszliśmy :)

:) Ale komuś chyba spodobała się nasza dyskusja :D Pofatygował się nawet by podziękować na wszystkie nasze posty :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Caliah, mówisz o identyfikowaniu się z okolicznościami życiowymi. Inne doświadczenia ma dziecko, inne dorosły; zależą też od lokalizacji geograficznej (klimat), statusu majątkowego (bogaty/biedny), kulturze danego obszaru, itd. Podając skrajne przykłady, inną "świadomość" ma bezrobotny, a inną właściciel międzynarodowego koncernu. Inną matka kilkorga dzieci, inną słynna modelka czy piosenkarka. Chodzi o to, jakie aspekty życia sobie dana osoba "uświadamia" i wokół nich kształtuje swój wizerunek siebie, swoje opinie o życiu, swoje postępowanie, skupia innych znajomych, inaczej się do nich odnosi.

 

Hysterus chyba mówi o "ja", tym, którego nie można doświadczyć. Tym, co doświadcza.

 

Jest wieczne w tym sensie, że nie można doświadczyć jego istnienia ani nieistnienia.

 

Jeśli przestaniemy "istnieć", nie będziemy o tym nawet wiedzieć.

 

Dla nas cały świat się skończy wraz z zaprzestaniem doświadczania.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hysterus chyba mówi o "ja", tym, którego nie można doświadczyć. Tym, co doświadcza.

 

Jest wieczne w tym sensie, że nie można doświadczyć jego istnienia ani nieistnienia.

Skoro nie można go doświadczyć w żaden sposób, ani rozumowy, ani duchowy, to skąd w ogóle wiemy/zakładamy, że jest?

I dlaczego zakładamy, że nie jest to dusza? (Od tego założenia zaczął się wątek dotyczący świadomości :)

 

Jeśli przestaniemy "istnieć", nie będziemy o tym nawet wiedzieć.

 

Dla nas cały świat się skończy wraz z zaprzestaniem doświadczania.

To chyba logiczne :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skoro nie można go doświadczyć w żaden sposób, ani rozumowy, ani duchowy, to skąd w ogóle wiemy/zakładamy, że jest?

I dlaczego zakładamy, że nie jest to dusza? (Od tego założenia zaczął się wątek dotyczący świadomości :)

Hmm, myślę, że zakładamy (jeśli już zakładamy), że jest z paru powodów. Kilka może być podobnych do tych, dlaczego zakładamy, że istnieje dusza. Po prostu zapragnęliśmy być czymś więcej i ktoś to wymyślił. Drugi powód, to to, że po prostu logicznie widać, że to jest. Mały dowód na to już opisywałem. Trzecim powodem zapewne jest to, że było kilka osób, które podobno doświadczyły tego, że ten doświadczający jest i to rozpowiedziały, a teraz mówi się o tym na całym świecie.

 

Hmm... Założenie, że jest to "dusza" nadaje temu zjawisku zbyt wiele różnych cech i mistycyzmu. Może zacznijmy od drugiej strony: co nazywasz duszą? Co to jest ta dusza?

 

Dobrze, że drążysz ten temat, bo nie umiem Ci na niego konkretnie odpowiedzieć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm... Założenie, że jest to "dusza" nadaje temu zjawisku zbyt wiele różnych cech i mistycyzmu. Może zacznijmy od drugiej strony: co nazywasz duszą? Co to jest ta dusza?

Dusza - część istoty ludzkiej (która składa się z duszy, ducha i ciała).

 

Dusza - część istoty ludzkiej, a jednocześnie jej sedno. Stanowi podstawę istnienia człowieka. Można by niemal powiedzieć, że Dusza=Człowiek.

Stale jest w kontakcie ze sferą duchową całego istnienia i przede wszystkim z Bogiem.

Istnienia duszy doświadczamy w sferze, którą można określić jako psychiczno-moralną, często w zderzeniu z rozumową (związaną z ciałem) częścią człowieka.

Np. w sytuacjach, których rozwiązanie zgodnie z logiką rozumu powinno przyjąć opcję X, a "czujemy", że powinniśmy w rzeczywistości wybrać opcję Y. Często takie "czucie" określane jest jako działanie podświadomości, czyli jakiejś świadomości nie wypływającej z procesów rozumowania, a powiązanej z jakimiś strukturami niematerialnymi. I tu właśnie doświadczamy świadomości naszej duszy, będącej w kontakcie z resztą świata duchowego.

 

Duch - obecna w człowieku, w jego duszy część istoty Boga, czyli Duch Święty dany człowiekowi od Boga.

Źródło umożliwiające kształcenie/doskonalenie człowieka w duszy. Źródło/droga do poznania Boga.

 

Ciało - materialna emanacja człowieka. Struktura dana duszy, jako obszar w którym może dodatkowo doświadczać. Jest czymś szczególnym i niespotykanym u innych istot duchowych.

 

Tak to mniej więcej postrzegam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

Całkowicie się z tym nie zgadzam, i nie wiem co chciałeś tym tekstem udowodnić?A nie pomyślałeś, że Bóg jak wygnał Adama i Ewę miał na celu aby pokazać nam-dzieciom Bożym jakie są konsekwencje popełnianych przez nas błędów?Że chciał pokazać i udowodnić,że życie wcale nie będzie takie kolorowe jeśli mamy swoją wolną wole ?Że odpowiadamy za swoje czyny i przez to będziemy też cierpieć?Radziłabym ci pomyśleć nad tym, zanim kolejnym razem będziesz narzucał Bogu tak ciężkie czyny. Twierdzisz ,że Boga nie ma, że jesteśmy tylko my ludzie, zatem jak wytłumaczysz duchy, szatana?Już jako mała dziewczynka razem z rodzicami miałam z tym styczność, i mile tego nie wspominam. A ja tobie nie życzę abyś doświadczył tego co dla zwykłych ludzi jest niepojętne, nie życzę ci styczności z zjawiskiem paranormalnym...To, że ty nie wierzysz w Boga i twierdzisz że Biblia jest naciągnięta, nie narzucaj innym swojego zdania, ja np, poczułam się bardzo urażona, widać ty byś chciał mieć wszystko na tacy podane?Robić co ci się żywnie podoba i nie ponosić za to odpowiedzialności?gratuluję:)Po to masz oczy-aby wiedzieć i dostrzegać zagrożenie, uszy aby słuchać co się do ciebie mówi i przed czym może cię ktoś ostrzegać a wolną wolę abyś dokonał wyboru czy mimo wszystko chcesz zaryzykować i później cierpieć....zastanów się nad tym

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piękny i mądry post Ciuniu,niektórym rzeczy przykre i uciążliwe oraz niezrozumiałe tak nie pasują do schematu i ich punktu widzenia że ,nie chcą ich widzieć ,ani słyszeć o nich i spychają je w Głębię Swojej Psychiki ,i czekają tam Uśpione te Przykre Emocje jak Potwory czekając na sprzyjający czas w puźniejszym czasie ,a ukazujące się nie razz w snacxh jaako koszmary -tak nie można Uciec Od Siebie Samego .

Podsumowniem niech będą te oto cytaty :

 

Zmiana osobowości wymaga ciągłej walki z samym sobą, bo w człowieku kłócą się dwa uczucia: determinacja, by zmienić skórę i pragnienie pozostania we własnej. Gabriel Garcia Marquez

 

Służenie innym bez uczucia pokory jest jedynie zaspokajaniem egoizmu: zapatrzeniem się wyłącznie we własną osobę. Gandhi

 

Oczekiwanie. Pierwsza lekcja miłości. Dzień dłuższy w nieskończoność, snujemy tysiące planów, prowadzimy sami ze sobą wymyślone dialogi, przyrzekamy się zmienić - i trwamy w niepokoju, aż do nadejścia osoby, którą kochamy. A kiedy jest wreszcie obok, to brak nam słów. Bowiem długie godziny oczekiwania wywołują napięcie, napięcia przekształca się w lęk, a lęk sprawia, że wstydzimy się okazać własne uczucia. Paulo Coelho

 

Jeżeli sprawa dotyczy kasy, to uczucia nie są warte złamanego grosza. H. Jackson Brown, - P S Kocham Cię

 

Nasze zwyczaje i uprzedzenia, zasady i wierzenia, uczucia i temperament, w dalszym ciągu instytucje polityczne i prawne, poglądy moralne i estetyczne, w końcu nasze systemy filozoficzne, wszystko to w rozwoju dziejowym tworzy jedną zwartą kategorię - podłoża historycznego. Ludwik Krzywicki

 

Najmniejsza książeczka nasuwająca piękne myśli i szlachetne uczucia, więcej jest warta od wszystkich zakurzonych ksiąg mądrości i traktatów naukowych. France Anatol

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie,Nie Mylisz Się ,Masz Rację.Boga możemy jedynie doświadczać , poszukiwać go i poznaswać coraz bardziej ,a jeśli ktoś twierdzi że odnalazł Boga to,to będzie tylko jego wyobrażenie na temat Boga. ,bowiem żaden umysł ludzkl Boga pojąć do końca nie zdoła.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ileż razy pytałem młodych kobiet, które płacząc mówiły mi:

„Mąż mnie zdradził, bije mnie, odtrącił mnie; mówi mi, że czuje do mnie wstręt...

„Czy współżyliście prze ślubem?

Zawsze w takich okolicznościach jest to samo. Zawsze jest tak, że były grzechy przeciwko czystości.

Często niewyznawane przy spowiedzi, przyjmowane świętokradcze Komunie święte. Czyste ubrania na kobiercu weselnym nierzadko ukrywają brudne sumienia. Często nie odczuwają najmniejszego żalu za grzechy współżycia przedmałżeńskiego. Pokuta nie da się odtrącić, wraca zawsze jako pokuta:. odtrącenia.

Nigdy nie pozostaje to bez skutków. Grzech przynosi przekleństwo: miłość staje się nienawiścią; pożądanie przeradza ::się

w odrazę; bliskość w odrzucenie. Nienasycona seksualno. nigdy nieposkramiana, szuka nowych obiektów konsumpcji.

Po kilku latach wykrzywione, młode żony, porzucone przez:

mężów, stają w świątyni w pochylonych postawach i nie wiedzą nawet, co się stało w ich życiu.

Świątynie nie zawsze są miejscem nauczania, wcale nie rzadko to miejsca ogłoszeń i cenników. Stojąc więc w tłum ranią dalej swoje serca, nienawidząc się za to, że ich mężowie ich nienawidzą. Wydaje się, że ranę można uleczyć jeszcze jednym bólem, ale ranę serca można uleczyć tylko chwałą oddana Bogu. Tak też Biblia nazywa skruszone wyznawanie grzechów

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oto w jaki sposób Katolicyzm pojmuje zagadnienie istoty Boga:

 

-Bóg jest wszelką miłością

-Bóg jest miłosierny, dlatego miłuje każdego człowieka

-Bóg zawsze nam przebacza

-Bóg zawsze daje kolejną szansę

-Bóg kocha nas wszystkich jednakowo

-Bóg jest zaufaniem

-Bóg jest czystym sumieniem

 

A ja bym się z kilkoma punktami nie zgodził, jeżeli mówimy o nauczaniu Kościoła katolickiego. Otóż w świetle naszej wiary Bóg nie zawsze przebacza

i nie zawsze daje kolejną szansę. Ja się z tym nie zgadzam, ale jednak. Jako przykład podam grzech bluźnierstwa. Kościół naucza, że każdy kto nazwie Boga niegodnym Go określeniem, nawet w chwili złości, to choćby nawet płakał i żałował to nie dostanie rozgrzeszenia, a po śmierci jest od razu potępiony. No i gdzie tu jest cała logika?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

antubis, moja matka wyszła za mąż bez wpadek, bez współżycia przed. Ojciec jej w pewnym momencie życia nienawidził. Jest dobrą katoliczką, przez co ograniczonym człowiekiem.

 

Cieszyłem się, kiedy ojciec zmarł i kiedy myślałem wtedy o niej. W końcu zaczęła się mieć trochę lepiej i nikt jej tak nie traktował. A Twoje bzdety o grzechach przeciw czystości... schowaj to sobie.

Brak szacunku? Buta? Tak. Dla ludzi, którzy wciskają mi, że znają jakąś prawdę (a nawet Prawdę i PRAWDĘ), której ja nie znam, bo jestem ograniczony. Milczę aż do czasu, kiedy widzę, że raczej to oni są ograniczeni w głoszeniu swojej kłamliwej prawdy. Tak, to do Ciebie, nazwałem Cię kłamcą.

 

Dopiero po napisaniu posta przeczytałem do końca Twój. Piękne argumenty i wnioski. Aczkolwiek są jak ten dom z którejś z chrześcijańskich ewangelii. Bez dobrego fundamentu, na piasku. I tyle warte, co kłamstwo, od którego zostały wywiedzione.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 miesiące temu...

Witam wszystkich, jestem nowa na tym forum i bardzo sie ciesze ze tu trafilam.

Wychowana zostalam w wierze chrzescijanskiej,ale od dawna juz nie pasowal mi Bog jaki przedstawia nam kosciol katolicki - msciwy i gniewny, z tego powodu od kosciola i od Boga sie odwrocilam. Na szczescie niedawno odkrylam Boga na nowo, wiem juz,ze jest On bezwarunkowa miloscia, milosc jest jedyna prawda i tylko milosc moze leczyc. Dobrze mi z ta nowa swiadomoscia. A to,ze spotykaja nas w zyciu przykre rzeczy dzieje sie tylko i wylacznie dlatego,ze podswiadomie sami to manifestujemy. Bog spelnia kazde nasze zyczenie, czesto podswiadoma negatywna wiara jest silniejsza od tego czego swiadomie pragniemy. Takie jest moje zrozumienie Boga, tymczasowo przynajmniej, zmieniam sie, dojrzewam, moje zrozumienie Boga moze sie rowniez z czasem zmienic.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczywiście Gaia ,masz wiele komórek w organizmie i wszystkie pamiętają twoje przeszłe żywoty ,wszystkie twoje doświadczenia i istoty odkąd istnieje życie na ziemi są wkodowane i przechowywane przez twoje komórki ,jednym słowem cała twoja pamięć o tyum kim byłaś w poprzednich wcieleniach -żywotach zapisana jest w twoich komórkach czyli w tobie ,i to jest zadanie dla człowieka w tym życiu wymazywać wszystko co było negatywnego w naszej przeszłości -

 

Stworzyliśmy Skutki kiedyś =

 

Obecnie Mamy Przyczyny ,tych naszych skutków.,i przepracowując naszą Karmę ,stwarzamy Lepszą Przyszłość Dla Nas ,(Prościej - Pokonujemy Przeciwności Losu Na Drodze Ku Naszemu Przeznaczeniu Czyli Poączeniu Się Na Powrót Z Bogiem Stwórcą Jako Istoty Duchowe Wewnętrznie .) przecież wszyscy jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pit, dziekuje za wyjasnienie, czytalam o pamieci komorkowej,ale nie mialam jeszcze czasu zglebicic tego teamtu. Czy mozesz polecic jakies dobre zrodlo,zebym mogla na temat poczytac?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gaia o pamięci komórkowej to prostsze wyjaśnienie tego procesu według filozofi zachodu - a medycyny ,natomiast według nauk duchowych świata i wielu religii Pamięć Komórkowa To Reinkarnacja ,poczytaj o Reinkarnacji wtedy wiele zrozumiesz -tu masz na początek Reinkarnacja , REINKARNACJA

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
Cóż... Bez urazy, ale uznaję biblię za bzdurę. Pewnie nie chcecie wiedzieć kto i co dla mnie istnieje. l 3

 

tak trafi już się domyślamy... bynajmniej nie imponujesz

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a czy sw rita tez była grzeszna ze cierpiała

każdy grzech przynosi cierpienie

 

słowa Jezusa do argasinskiej

Dopóki wszyscy się nie nawrócą i nie zaczną żyć według przykazań Bożych, będą cierpieć zarówno oni, jak i cała ziemia. Będzie głód pożogi, trzęsienia ziemi, której wielkie połacie zaleją oceany. To będzie, Moje dziecko, upomnienie i przypomnienie wszystkim wyznawcom bożków, że Panem ziemi i całego ludu jest JEDYNY BÓG Jahwe.

 

niekture słowa Jezusa do Faustyny

 

Nie znajdzie ludzkość uspokojenia, dopokąd się nie zwróci z ufnością do miłosierdzia mojego.

Modlitwa duszy pokornej i miłującej rozbraja zagniewanie Ojca mojego i ściąga błogosławieństw morze.

Modlitwa ta jest na uśmierzenie gniewu mojego, odmawiać ją będziesz przez dziewięć dni na zwykłej cząstce różańca w sposób następujący: najpierw, odmówisz jedno "Ojcze nasz" i "Zdrowaś Maryjo", i "Wierzę w Boga", następnie na paciorkach "Ojcze nasz" mówić będziesz następujące słowa: "Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo najmilszego Syna Twojego, a Pana naszego Jezusa Chrystusa, na przebłaganie za grzechy nasze i świata całego"; na paciorkach "Zdrowaś Maryjo" będziesz odmawiać następujące słowa: "Dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla nas i świata całego". Na zakończenie odmówisz trzykrotnie te słowa: "Święty Boże, Święty Mocny, Święty Nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami i nad całym światem".

 

Na ukaranie mam wieczność, a teraz przedłużam im czas miłosierdzia, ale biada im, jeżeli nie poznają czasu nawiedzenia mego. Jeżeli dusza nie czyni miłosierdzia w jakikolwiek sposób, nie dostąpi miłosierdzia mojego w dzień sądu. Miłosierdziem swoim ścigam grzeszników na wszystkich drogach ich i raduje się serce moje, gdy oni wracają do mnie. Zapominam o goryczach, którymi poili serce moje, a cieszę się z ich powrotu. Powiedz grzesznikom, że żaden nie ujdzie ręki mojej. Jeżeli uciekają przed miłosiernym sercem moim, wpadną w sprawiedliwe ręce moje. Powiedz grzesznikom, że zawsze czekam na nich, wsłu****ę się w tętno ich serca, kiedy uderzy dla mnie. Napisz, że przemawiam do nich przez wyrzuty sumienia, przez niepowodzenie i cierpienia, przez burze i pioruny, przemawiam przez głos Kościoła, a jeżeli udaremnią wszystkie łaski moje, poczynam się gniewać na nich, zostawiając ich samym sobie i daję im, czego pragną.

hindusi terz wierze w piekło a tam nic nie pisze o tym

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Takie przeszłe słowa ,w dzisiejszych czasach nie mają żadnego pokrycia ,Bowiem Bóg Mieszka W Metaforycznej Duszy Ludzkiej Czyli Dokładnie W Sercu Człowieka ,i Tylko W Izolacji Od Ludzi Z Dala od Skupisk Ludzkich ,W Samotności Możemy Boga Odnaleźć I Z Nim Porozmawiać Jak Z Najlepszym Przyjacielem I Odpierającym Każdy Atak Zła Na Naszej Drodze Opiekunem Duchowym .

Ja tak Robię Codziennie Z Dobrym Skutkiem .

Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@antubis

 

Człowieku, Ty w ogóle zdajesz sobie sprawę, w co wierzysz? Wiara odebrała Ci umiejętność logicznego myślenia i czytania ze zrozumieniem?

 

 

słowa Jezusa do argasinskiej

Dopóki wszyscy się nie nawrócą i nie zaczną żyć według przykazań Bożych, będą cierpieć zarówno oni, jak i cała ziemia. Będzie głód pożogi, trzęsienia ziemi, której wielkie połacie zaleją oceany.

 

Przeczytaj ten fragment, dokładnie i ze zrozumieniem. Za grzechy mają cierpieć wszyscy? Nawet Ci niewinni? To ma być miłosierdzie? I gdzie tu rzekoma "wolna wola"? Przesłanie Boga w tym fragmencie jest bardzo proste: "Bądź posłuszny, albo zgiń". Od razu przychodzi mi na myśl wujek Stalin. A co do katastrof naturalnych, to nie mają one nic wspólnego z grzechem, są całkowicie normalne, miały miejsce na długo przed pojawieniem się człowieka i będą się zdarzały, nawet kiedy nas już nie będzie.

 

 

 

To będzie, Moje dziecko, upomnienie i przypomnienie wszystkim wyznawcom bożków, że Panem ziemi i całego ludu jest JEDYNY BÓG Jahwe.

 

O tak, jam jest wielki Jahwe, a wy, kmioty macie mnie słuchać. Co on się tak uparł na tą Ziemię? Jak go tu wszyscy wciąż denerwują, to niech się objawi mieszkańcom jakiejś innej planety, albo niech sobie stworzy nową.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dzisiejszych czasach można zauważyć wzrost sekt chrześcijeńskich przez niektórych tzw.ludzi ,bo żeby być Człowiekiem , i Jak NimSię Stawać Pokazał Jezus Chrystus W Historii ,który swoim życiem i śmiercią na krzyżu dał świadectwo Prawdzie I O Prawdzie , która znajduje się w człowieku.

A W Obecnych Czasach Skoputeryzowanych : Świat Wirtualny to Absolut ,Matriks Lub Bóg,Poziomy Świadomości Duchowej To Lewele W Grze Komputerowej ,A Ukończenie Gry To Oświecenie ,Game Ower To Śmierć.

Tak niekturzy ludzie na forum kojarzą Duchowość ,A Autentyczna DuchowośćTo Życie Pobożne,Mistyczne,Święte,Mnicha,Ascety W Celibacie ,to Ro9zwój Mówiąc Prosto EMOCJONALNO-PSYCHICZNY.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...