Skocz do zawartości

Pomogę


Aura

Rekomendowane odpowiedzi

Witaj aura!

Czuję,że stoję na rozdrożu...Mam wiele rozterek w związku z pracą zawodową i z obecnym życiem prywatnym.Dużo zmieniłam przez ostatnie 5 lat,ale stale mam wrażenie że stoję w miejscu.Coś mi nie pozwala odważyć się na własne przedsięwzięcie,choć wiem dałabym radę.Mam kogos bliskiego obok siebie,ale do końca nie czuje od niego wsparcia w swoich dążeniach...Tak jak by stał z boku i odcinał kupony od kolejnych wspólnych lat pożycia.

Nie wiem...może zbyt wiele oczekuję!?

Sama się już zastanawiam o co w tym wszystkim chodzi?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj

Tak naprawde wg. mnie chodzi o miłość i uczucie spełnienia. (tak na marginesie)

Wracając do twych rozterek jeżeli wiesz, że dałabyś rade to zastanawiam się dlaczego nie spróbujesz? Co cię powstrzymuje?

Proponuje przeanalizuj dokładnie jeszcze raz całą sytuacje przelicz wszystkie za i przeciw, zrób bilans ewentualnych zysków i strat. I do dzieła. Podejmij jakąś decyzje, a nie bądź tak w próżni.

Odważ się też na szczerą rozmowe z blizką ci osobą, może sama się zdziwisz, z rzeczy które usłyszysz. Może ta os. uważa cię za tak niezależną os. iż sadzi że nie oczekujesz na wsparcie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Próbowałam rozmawiać,ale nie potrafię dotrzeć...

Czuję,że zbyt mało okazuje mi ta osoba czułości, nie nazywa w słowach...tego co nas łączy.

Wiem,jego czyny świadczą o naszej bliskości...Tylko,że to ja podejmuję trudne decyzje życiowe za nas oboje i... to czasem mnie zastanawia.

Odważny,ale mało zdecydowany na zmiany na lepsze...

A co dalej,jak nie otrzymam wsparcia?

Jestem osoba silną wewnętrznie,ale o marnym zdrowiu?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to mamy coś wspólnego hahahaha siłę ducha i słabe zdrowie :uscisk:

Mówiłam, jeju pewnie nie przechodzi przez myśl, że możesz potrzebować wsparcia, to jest facet musisz podawać mu jasne i czytekne komunikaty.

Nie baw się w podchody bo nic z tego. Powiedz mu też, że potrzebujesz więcej czułości i ciepła. Narazie nie mów mu, zxe pragniesz też słów - niestrasz go.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak,ja to wiem...ale go bardzo kocham i okazuje mu to...

A on mam wrażenie...żyje poprzednim związkiem....

Duchowość nasz niejednokrotnie sie rozchodzi...

kiedy to zauważam...on się broni

Nie chce tak żyć,w niepewności!

Tym bardziej,że wiele lat tkwiłam w związku niszczącym mnie...

I tak wiele mi Twoje odpowiedzi dały...

Tym większą czuję moc...

Ale mam wybór razem czy osobno...

pozdrawiam serdecznie!!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam,

na wszystko to co zostało opisane jest jedno-jedyne wytłumaczenie "KARMA" a za Nim kryje się cała reszta spraw z serii "lekcje lekcje lekcje"

 

Można by rzecz ależ owszem "dlaczego mnie to spotkało" ale można i " czego miało mnie to nauczyć" i to jest włąściwie zadane pytanie.

Matkę, Ojca i wszystko co dotyczy miejsca narodzin i wychowywania się (otoczenie etc) wybieramy przed wcieleniem się. Wybieramy po coś...

 

Po pierwsze:

" nauka brzmi: naucz się akceptacji bezwzględnej wszystkiego i...wszystkich łącznie z losem jakich doświadczają Twoim bliscy/dalecy. Jeśli chcesz pomóc- rozmawiaj-podpowiedź jednak zrezygnuj z narzucania swojej woli. Czasami to, co widzisz i diagnozujesz jako "złe" jest darem od losu dla tych, co go przeżywają. Pomaga im poprzez doświadczenia odwrotności wnieść się na wyżyny.

To, co ułozone w planie Boskim nie zawsze jest od razu przez Nas rozpoznawane. Więc AKCEPTUJ i miej POKORĘ!

 

Po drugie:

zapamiętaj granica pomiędzy masochizmem a czystym pomaganiem jest cieńka.

"Nic dla mnie kosztem innych, nic dla innych kosztem mnie"

 

Po trzecie: WYBACZ. Wybaczenie poprzez zrozumienie mechanizmów.

na mojej stronie Emeya - Uwolnij Swe Moce Anielskie - Home w materiałach znajdziesz modlitwe powszechnego wybaczenia. Narzędzie czysto ezoteryczne i bardzo skuteczne. Popracuj nad nia ok 3 m-cy.

 

Na teraz urazowość jest b. duża a poziom zrozumienia sytuałcji minimalny.

 

Pozdrawiam w razie pytań-pisz....

 

Obejuję czystością Światła

Emeya

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakiej pomocy oczekujesz?

Chcesz by zwiększyła się czytelność twej str.?

Chyba tak, skoro weszłaś "dla szukających pomocy".

Po trzecie:

POKOCHAJJ SIEBIE I INNYCH.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pokochaj siebie i innych-pięknie brzmi i zrobiłam to.Ciężka praca zmieniłam swoj stosunek do świata.Zaczełam patrzyć sercem i wiele zrozumiałam,ludzi dlaczego są właśnie tacy,dlaczego tak postępują.Pomogło mi żyć.Nie potrafiłam nikogo skrytykować bo czułam jego ból w duszy.Wybaczylam osoba ,które mnie skrzywdziły i było mi cudownie.A teraz mam moment przygnębienia,bo czuje,że traktują mnie jak naiwniaczkę i wykorżystuja mnie co niektórzy. Jest mi przykro,gdzies sie chyba pogubiłam izle mi z tym.nie potrafie poradzić sobie z własnym życiem.SMUTNO MI.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość truskawka
A teraz mam moment przygnębienia,bo czuje,że traktują mnie jak naiwniaczkę i wykorżystuja mnie co niektórzy. Jest mi przykro,gdzies sie chyba pogubiłam izle mi z tym.nie potrafie poradzić sobie z własnym życiem.SMUTNO MI.

 

:przytul: Rozumie Cię, za dobra jesteś :przytul:

 

Mój sposób na to - może jest zbyt drastyczny, ale trzeba powiedzieć sobie dość i stać się asertywny. Powiedzieć NIE na wykorzystywanie i nie pozwolić sobie na to.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

napisałam wczesniej;

"nic dla mnie kosztem innych ale i nic dla innych kosztem mnie"

 

Cokolwiek robisz- spytaj siebie samą "czy ja tego naprawdę chce i potrzebuję"

Każdy z Nas dostaje w pakiecie podstawowym pelną liczbę emocji i mechanizmów działania, wzorców.... Grunt to rozpisać siebie, to co akceptowalne zostawić, to, co nie do przyjęcia powoli zmieniać.

Polecam pisanie- zeszyt duży ot rodziaj pamiętnika. To, co napiszesz dziś, za dwa dni zrozumiesz i inaczej zinterpretujesz.. Pomaga:)

 

Głowa do góry....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Droga Auro,

w świecie osób nazwijmy szumnie "duchowym" brak miejsca na konkurencję.

Zarowno Ty jak i ja dzielimy się tym, co mamy-prawda?

 

a więc "Boskość we mnie błogosławi Boskość w Tobie Auro"

Obejmuję...

 

Jakiej pomocy oczekujesz?

Chcesz by zwiększyła się czytelność twej str.?

Chyba tak, skoro weszłaś "dla szukających pomocy".

Po trzecie:

POKOCHAJJ SIEBIE I INNYCH.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Siedze i zastanawiam sie od czego zacząć... mam ogromny dylemat wiem ze decyzja ktora podejmie zawazy na mojej przyszlosci i chyba dlatego nie wiem w ktora stone podążyć. Od początku mialam 17 lat jak zaszlam w ciaze z chlopakiem poznanym na Gadu-gadu i po 3 miesiacach znajomosci. Ciezki szok dla mojej mamy nie odzywala sie do mnie przez 2 tyg (nie podobne do niej bo byla zawsze tolerancyjna) zaczela planowac slub .Pod koniec ciazy wyszlo ze moj synek bedzie bardzo chory moja mama powiedziala do mnie przy mezu : "lepiej zeby sie nie urodzil" zaczela szukac miejsc w ktorych "takich" dzieci nie ratuja . I w sumie od tego momentu zaczela sie rodzic nienawisc mojego meza do mojej mamy. oczywiscie nie dziwie sie ale to moja mama,poprostu sluchalam tylko siebie. Od mamy wyprowadzilismy sie po slubie Kubuś byl juz na swiecie . Mama strasznie to przezyla nigdy jej takiej nie widzialam plakala itd. ale ona nigdy predzej nie dala ani jednego powodu dla ktorego bysmy mieli tam zostac . Wyprowadzilismy sie pod pretekstem ze moja tesciowa jest na rencie i mi pomoze. no i zamieszkalismy wyremontowalismy poddasze zeby w trojke ni mieszkac w jednym pokoju ...ale Kubuś zmarl ... mial praiwe rok dla mnie zycie kompletnie przestalo sie liczyc nikt i nic nie dal mi tyle sily radosci pomimo tylu okropnych chwil z synkiem zwiazanych , z braku akceptacji ludzi do dzieci z zespolem downa .no i doszlismy z mezem do wniosku ze chcemy miec drugie dziecko ale raz poronilam nic nie poddajemy sie ale... no i tu jest problem mieli bysmy rozbudowac poddasze ale ja nie wiem czy chce mieszkac z tesciami nie zalezy mi zeby mieszkac z mama ale nie chce zeby pozniej kiedys tam nie byla sama samotna dzieli nas co prawda 30 km ale moj maz wszczyna awantury kiedy 3 raz w tyg pojade do mamy . On natomiast czuje sie zalezny od ojca chyba mu wpoil ze jak on to mawia " co Ty sam bys zrobil" czy mam zostac tutaj z tesciami dla meza tak jak wyprowadzilam sie od mamy czy dazyc do tego zeby mieszkac calkiem samemu ? ale tutaj pieniazki wchodza w gre raczej sie to nie uda. no i teraz jak powiedzialam co mysle mezowi on stwierdzil ze nic nie robimy i nie chce miec wiecej dzieci ... ah juz mi lepiej bo sie wygadalam ale problem zostal .... myslalam ze samo sie jakos ulozy ale idzie zupelnie w druga strone.......

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Free, najlepiej byłoby Wam abyście zamieszkali całkiem sami, osobno. Bez rodziców, teściów. Wiem, że największa bariera takiego kroku to finanse, ale nie zakładaj z góry, że się nie uda. Musi się udać i zacznij do tego dążyć z wszystkich sił... samo nigdy się nie ułoży.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a jak meza przekonac? a jak on mi mowi ze nie bedzie szczesliwy? ze zrobil by to tylko dla mnie ?jestem gotowa wiem ze ja tego chce, ale on sie boi on mysli ze nie ma tyle sily ... a ja juz nie mam tyle sily zeby wciaz popychac go do przodu .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niech zrobi to "TYLKO" dla Ciebie! ...i dla siebie... dla WAS! Mam wrażenie, ze nie potrafi odciąć pępowiny od rodziców. Boi się podjąć wyzwania, które nazywa się: być dorosłym.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ehh dziekuje za szybkie odpowiedzi ... ale do bycia doroslym go raczej nie zmusze probowalam od kazdej strony nawet spytalam czy nie marzyl zeby byc niezaleznym itd on odpowiedzial ze on nie ma marzen i gadaj tu z takim ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się z Arabiką lepiej dla was i waszej rodziny będzie, gdy zamieszkacie "na swoim". Fakt finansowo będzie wam trudniej ale dacie rade, wystarczy wszystko db. przemyśleć, poszukać nowego lokum w dostępnej cenie.

Zrozum swego mężą, on zareagował tak wrogo wobec twej matki, bo źle życzyła waszemu dziecku, on nie jest tak emocjonalnie z nią związany jak ty. Natomiat twoja matka nie miała prawa wygłosić tego znania (oczywiście, że martwiła się o ciebie - jesteś jej dzieckiem), bo to co jest w stanie wybaczyć dziecko swoim rodzicom tego nie koniecznie zrobi współmałżonek.

Postaraj się porozmawiać szczerze z mężem, poproś go byście się spotkali (pojechał z tobą) . Jesteście przecież rodziną niech zapomni o urazach i pogódźcie się by wasze dziecko miało db. przykład.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wskoczyłaś w dorosłość bardzo nagle i ta dorosłość dała ci kopa, strasznego kopa...

Do bycia dorosłym go nie zmusisz... oczywiście, ale może najwyższy czas wziąć swoje/wasze życie w swoje ręce?! Najwyższy czas odciąż pępowiny, a że..."gadaj tu z takim", no cóż - to świadczy o jego dojrzałości...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jasne ze rozumiem dlatego sie wyporwadzilam od mamy zebysmy mogli normalnie zyc ale on tylko uciekl od tego . straszne inni by sie nie zastanawiali tylko kambinowali na wszystkie strony zeby "isc na swoje" :)) pogadam jeszcze raz bedzie ciezko ale sprobuje czy bedzie zgoda zobaczymy :) boje sie strasznie udaje ze jestem silna a boje sie jak cholera czy sobie poradzimy w sumie dopiero szukam pierwszej pracy ;) dziekuje wam jeszcze raz za pomoc !!!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...
Witam,

opiszę o sytuacji, która kiedyś bardzo mnie dołowała, nie miogłam sobie poradzić. Pisałam juz kiedyś o tym na innych forach jak było mi źle. Szukałam wsparcia, bo czułam sie z tym problemem sama i szukałam chyba rady u osób, którym coś podobnego się przydarzyło.

A więc: 8 lat temu wyszłam zamąż. Mama z tatą chcieli, żebym została w domu.Dom był ruiną, praktycznie bez ogrodzenia, zniedbane podwórze. Zamieszkaliśmy razem z moimi rodzicami i z moim bratem. Dom dawno był mi obiecany, a więc mąż jeździł za granicę, wkładaliśmy w niego kasę, wyremontowaliśmy, mimo, że nie był nasz na papierze robiliśmy jak nasz własny. Zrobiliśmy podwórze, posadziliśmy roślinki, trawkę, zrobiliśmy ogrodzenie. Boże jak nas to wszysko wtedy cieszyło.

Układało się nam dobrze. Rodzice nigdy nie byli majętni, pomagaliśmy im finansowo i przy dbaniu o dom podwórze.. Brat pracował. Nie kłóciliśmy się i choć każdemu sie to wydawało dziwne ale żyliśmy w zgodzie.

Taka atmosfera trwała 4 lata. Zmarł mój tato. Dla mnie był to ogromny ciężąr. Życie straciło sens, nie mogłam sie pozbierać. Dopiero rok później jak urodziła sie moja córcia, powoli odzyskiwałam chęć życia. Ale nie o to mi chodziło. Po śmierci taty. W nasze życie zaczęła się wtrącać moja ciocia. Na początku mieliśmy ją za dobrą duszę, która chce dla nas jak najlepiej. Nieraz pomyślałam sobie "czemu ona nie jest moją matką". Naprawdę, wierzyliśmy jej i ufaliśmy. W życiu nie pomyślałam, że może chcieć dla nas źle. Dużo nam pomogła, dzięki niej mam pracę i wogule zawdzięczam jej sporo.

No ale sprtawy obrały taki tok, że w domu zaczęła się nieciekawa atmosfera, tzn. bez kłótni ale powolne odcinanie się od siebie, brak dialogu. Brat przestał pracować, był na naszym i mamy utrzymaniu. Mama finansowo tez sobie nie radziła bo ma marną emeryturę. Mąż załatwił bratu pracę za granicą, był 2 razy i koniec. Zaszył się w swoim świecie, dopóki miał za co pić to pił, a jak nie miał za co, to prawie cały czas spał. Zaczął buntować mamę, dołączyła się do tego ciocia. Próbowałam mamie wytłumaczyć co się dzieje ale wcale nie chciała mnie słuchać. Jeszcze jak była to rozmowa nie w obecności mojego brata to coś tam, wydawało mi się, że do niej dociera, ale jak przy nim lub mu powtórzyła, wszystko przybierało inny obrót.

Zmieniła zdanie, nie chciała juz na nas przepisać domu, choć taka była wola mojego taty, no i jej też. Mój mąż często przebywał za granicą, brat pzrestał mi pomagać w czym kolwiek, najciężej było mi w zimie, bo pracowałam, mała zostawała w domu, a ja po powrocie dopiero paliłam w piecu lub przed pjściem do pracy, bo nie mogła liczyć na brata.

Sytuacja zaostrzyła się 2 lata temu, kiedy zmarł teść i teściowa przepisała mieszkanie na mojego męża. Wtedy już zaczęliśmy myśleć, żeby się wyprowadzić. Przez te 2 lata, próbowałam z mamą rozmawiać, prosiłam żeby przepisała dom, bo chcieliśmy sprzedać mieszkanie zrobić dach i wyremontować do końca dom. Nie chcieliśmy od mamy ani od brata pieniędzy, zresztą nigdy nawet jak tatko żył nie dawali nam na remonty ieniędzy bo po prostu nie mieli. Miliby lepiej nie gorzej. Nie chcieliśmy nic w zamian.

Te dwa lata były najgorsze, bo byłam sama z małą , mąż przez 1,5 roku była za granicą. Czułam sięobca we własnym domu. Miałam niesamowite doły. Czułam się winna, zła. tak mnie też przedstawiał mój brat. Zaczynałam w to wszystko wierzyc co on o mnie mówił. Miałam wrażenie, że wszyscy wkoło są przeciwko mnie.

Wrócił mąż, poszliśmy do mojej mamy, ostatecznie powiedziała, że nie przepisze domu na nikogo, a po jej śmierci będziemy się o niego wszyscy bić (a jest nas 4 rodzeństwa).

W ciągu 2 miesięcy wyremontowaliśmy część mieszkania. Z wielkim bólem, żalem, ale dla chęci świętego spokoju; wyprowadziliśmy się. Jeden Bóg wie co przeżyliśmy, jak ciężko było nam się rozstać z tym co tak kochaliśmy i o co dbaliśmy. Gdzie nasze dziecko się wychowywało (ona też to przeżyła, moja mama była dla niej bardzo ważna).

Czuliśmy się wykorzystani, nie ma mowy o jakim kolwiek zwrocie włożonych przez nas pieniędzy w dom.

Minęło ponad dwa miesiące jak już tam mieszkamy. Lepiej nam jest. Zbliżyliśmy się do siębie, bo jest cieplejsza atmosfera, odzyskujemy spokój, radość życia. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.

Okazało się że wiele osób nas otaczających jest za nami, patrzyli na to z boku, nie podobbało im się to co moja mama robi, razem z ciocią i bratem. Przyszedł czas na refleksję. Do mamy zaczęło docierać jaki popełniła błąd. Płacze kiedy zabieram córcę do domu. Widze, że żałuje ale nie potafi się do tego przyznać. W takich sytuacjach dopadają mnie wyrzuty sumienia, choć wiem, że nic więcej nie mogłam zrobić, próbowałam dotrzeć do mamy nie udało się. Załatwiłam bratu pracę u siebie w firmie, zrezygnował po 1,5 miesiąca, chciałam i jemu pomóc, naprawde robiłam co mogłam.

Teraz dopiero mama płacze, teraz dopiero żałuje ale nikt nie myślał co z nami?

Stasznie długo ale już muszę kończyć.

Pozdrawiam.

 

 

 

Witam.

Od tego czasu dużo się zmieniło. Nadal mam żal do mamy ale jeżdżę tam, czasem zostawiam małą na cały dzień, bo wiem, że za sobą tęsknią. Nie jest mi już ciężko tam jechać choć jeszcze czasem sobie pomyślę- to jest praca moich rąk to jest moje.

Wybaczyłam mamie, teraz już wiem, że to nie była moja wina (czasem w chwilach zwątpienia tak myślałam, że czegoś jeszcze nie zrobiłam). Wybaczyłam ciotce. Żal mi ich obydwu, mamy na swój sposób i ciotki też, bo dość że ma zagmatwane życie to zagmatwała sobie go jeszcze bardziej- doradza każdemu, a sama nie może poukładać swojego życia.

Ale do rzeczy. Ta sytuacja nie sielankowa ale nazwałabym ją stabilną tak sobie trwała. Nie wylewałam żali do każdego kogo spotkałam (wyjątek to forum), za to moja mama każdemu przedstawiała swoją wersję, jaka to ona biedna i poszkodowana, a jaka ja zła, że to moja wina, że ona jest wspaniała i jest ofiara…

Domyślałam się tego ale nie wiedziałam na pewno. Domyślałam się patrząc na reakcję innych, tzn. dalszej rodziny, którą spotkałam po dłuższym czasie. I co się okazało? Mama odnowiła kontakty nawet z tą rodziną, z którą tych kontaktów nie chciała po śmierci taty już utrzymywać. Choć ją namawiałam żebyśmy jeździły do rodziny taty (i ja jeździłam) mama nie chciała. Teraz zaczęła kontakty i każdy myśli, że to moja wina Wczoraj była rodzina z którą widzimy się raz do roku albo i rzadziej, bo daleko mieszkają. Zawsze jak przyjeżdżaliśmy , to wszyscy się zabieraliśmy razem. Dzwoniliśmy do siebie, organizowałam coś (jak tam mieszkałam). Teraz też tak było tylko mama nie zadzwoniła po mnie. Wkurzyłam się bo z chęcią bym się z nimi spotkała. A mama ominęła tylko mnie.

Teraz sobie tak myślę, że chyba nieźle mnie oczernia. Było mi jej żal naprawdę, ale teraz sama już nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Jej postępowanie mnie zaskakuje, bulwersuje. Nie wiem, u mnie to chyba nie po mamie ale ja cały czas staram się opierać swoje życie na dobru, nie krzywdzę innych, staram się żyć w zgodzie ze sobą w harmonii. Staram się tak postępować, żeby życie nie oddało mi kiedyś, a poza tym życie jest za krótkie na złość, gniew i takie tam negatywne emocje.

Ale do rzeczy. Mam ochotę zadzwonić do mamy i zadzwonię, ale mam ochotę zacząć przedstawiać moją wersję wydarzeń. Nie ubarwioną ale prawdziwą. Wiem, że wtedy postawię mamę w złym świetle (jeśli w ogóle mi ktoś uwierzy) ale mam już dość. Nie zrobiłam nic złego. Wyprowadziłam się bez kłótni, bez sądowania się, bez oczerniania mamy ciotki brata, to mama straszyła mnie policja i kazała zabierać resztę rzeczy. Czasem jak sobie to wszystko przypomnę i przeanalizuję, to zastanawiam się , czemu jestem taka głupia jak mogłam wybaczyć i jeszcze tam jeździć i rozmawiać. Zamknęłam za sobą drzwi ( nie bez żalu) i chciałam żyć od nich z dala i spokojnie. Dla mnie to przeszłość .

Mama i ciotka zrobiła z nas złych i z tych co byli za nami, co realnie patrzyli na całą tą sytuację, z boku, nie wtrącając się. Rodzina odsunęła się od nich i od nas. Poradźcie coś proszę…

Dla mnie to toksyczni ludzie ale wśród nich jest moja matka.

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rosa, najlepszą obrona jest atak. To stara prawda, którą w swoim postępowaniu stosuje Twoja mama oczerniając Was przed innymi ludźmi.

Ona wie, że źle postępuje, ale brak jej odwagi, żeby się do tego przyznać.

Być może tak bardzo wmawiała sobie, to że cały świat winien jest jej niepowodzeniom, że w końcu w to uwierzyła.

 

Włożyliście w remont domu pieniądze i serce. Ale nie jest inwestycja stracona. Co do kosztów materialnych, zachowajcie rachunki i inne dowody potwierdzające Wasz wkład w remont. Mogą się one przydać, gdybyście jednak chcieli udowodnić swój udział w majątku.

Natomiast włożone, zainwestowane pozytywne uczucia zawsze procentują :)

 

Postarajcie się żyć własnym życiem. Utrzymujcie kontakty z ludźmi Wam przychylnymi. Na niesłuszne zarzuty odpowiadajcie spokojnym przedstawieniem prawdy.

Nie żałuj tego, co zrobiłaś kierując się dobrymi intencjami, żyj tak jak napisałaś:

staram się opierać swoje życie na dobru, nie krzywdzę innych, staram się żyć w zgodzie ze sobą w harmonii. Staram się tak postępować, żeby życie nie oddało mi kiedyś, a poza tym życie jest za krótkie na złość, gniew i takie tam negatywne emocje.

Ciesz się tym, co masz tu i teraz, bo na tym powinno opierać się nasze życie :)

 

Za mamę, ciotkę i brata możesz się modlić, prosić Boga, aby otworzył im oczy i pomógł wrócić na dobrą drogę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Własnie tak sie zastanawiałam czy dzwonić do mamy z pretensjami. Chyba jednak po raz kolejny sobie odpuszczę, bo nie chce mi się już i chyba to już nic nie da.

Nie wiem też dlaczego ale mimo tej złości która mnie chwilowo ogarnia, to czuję, że to wszystko sie skończy, czuję taka satysfakcję i widzę siebie szczęśliwą. Może dlatego też nie złoszcze sie tylko cierpliwie czekam na taki czas.

Bardzo bym też chciała, żeby mama wkońcu zrozumiała jak wiele zamieszania wprowadziła ciotka i nadal wprowadza.

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uzdrawianie relacji rodzinnych możesz zacząć od wybaczania.

Wybacz matce, że jest podatna na wpływy ciotki, że cię nie rozumie, że cię nie docenia...

Matkę masz kochać, a nie oceniać.

Wybacz ciotce, że się wtrąca, że ...

Wybacz SOBIE, że się przejmujesz rodziną, że chcesz dobrze, że chcesz zmienić inne osoby.

Przez zmianę siebie zmieniasz otoczenie. Nie staraj się, żeby inni zrozumieli swoje błędy, bo z ich punktu widzenia nie robią nic złego.

Zadbaj o siebie, o swoje samopoczucie. Martwienie się o innych może ci zaszkodzić fizycznie.

Sama to przeszłam i ta metoda, z wielu, była dla mnie najlepsza. Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam.

Właśnie tego nie rozumiem. Już wcześniej wybaczyłam. Na początku było mi ciężko z nimi rozmawiać, patrzeć im w oczy ale jakoś się przełamałam. Chciałam być inna niż one – lepsza. Wiele osób dziwiło się mojemu postępowaniu, mówiło, że nie przekroczyliby progu tego domu, bo zostaliśmy oszukani i okradzieni. Fakt. Ale powiem to jeszcze raz to moja matka. Powiem jeszcze jedno, gdybym tam została chyba bym ją znienawidziła. Wiem, że za ostro ale tak by było.

Moja mama po śmierci taty pokazała takie oblicze, że nie wiem co się z nią stało. Tzn. nie od razu, dopiero odkąd jej siostra stała się dla niej najważniejsza, a jej słowa święte.

Wybaczając i przełamując moją złość, myślałam, że zmienię tą sytuację, że będzie ok. Ale jak się dowiaduję co one opowiadają, jak widzę, że część osób z rodziny odwraca się od nas to porostu nie rozumiem, po co to robią? Mało im przykrych wydarzeń? Wszyscy cierpieli i po co im to, czemu my na tym cierpimy, mimo, że najwięcej straciliśmy.

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

rossa79 jeśli boli cię ta sytuacja to nie wybaczyłaś. Ich nie zmienisz. Jeśli zmienisz siebie, swój sposób myślenia i swój stosunek do nich to zmieni się świat wokół ciebie.

Skupiając uwagę na nich dajesz im siłę i wzmacniasz to czego nie chcesz.

A matce wyślij błogosławieństwo, bo może jest pod wpływem ciotki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Barra, może i masz rację, jeszcze tam coś we mnie siedzi o moim mężu to nie wspominam, bo jest tak przepełniony złością wobec ich obu, ze sam ze sobą nie może sobie poradzić. Ale ok. Poradź mi, jest jeszcze ta rodzinka z daleka o której wcześniej wspominałam. Zawsze utrzymywaliśmy kontakty, bardzo ich lubiałam. to oni zerwalize mną kontakt pod wpływem opowiadań mamy i ciotki. Z jednej strony mam ochotę do nich zadzwonić, bo oni mi nic nie zrobili- a zdrugiej strony, gdyby chcieli się ze mną zobaczyć to by chociaż zadzwonili, że są. Wiem, że uważają mnie za tą złą, naet kiedyś ciocia powiedziała mi że mama się na mnie zawiodła, nie zna faktów tylko relacje mamy. Oceniła mnie nie znając prawdy. Dzwonić czy nie narzucać się.

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rosa, sorki, że będę brutalna.

Pamiętam ile wysiłku włożyłaś w naprawe sytuacjii rodzinnej, nie nudało się trudno (nie z twej winy). Radę odpuść sobie na jakiś czas może później coś się zmieni. A na razie zkoncentruj się na swych najbliższych, córkę oczywiście możesz zawozić do babci gdy będzie chciała, a ty albo w tym czasie idź gdzieś lub rozmawiaj z mamą już bez wypominek, bez emocji, pamiętaj, że twoje emocje są siłą napędową jej złych poczynań.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Auro wiem i ciężo, ale przyznaję się do tego. I tak dużo się nauczyłam, zdystansowałam ale takie sytuacje jak ostatnio przypominaja mi o tym wszystkim i wtedy budzi sie we mnie pytanie "dlaczego"- przecież się starałam, przecież wyciągnęlam rękę, wybaczyłam...

Nie mam oparcia w innych, ani w mężu - bo inni uważają, że powinnam uciąć kontakty, obrazić się, znienawidzieć... No nie potafię, gdzies tam wychodzi ze mnie miękka natura...

Staram sie, lepiej mi się zyje, a więc chyba wszystko idzie w dobrym kierunku.

dziękuję i pozdrawiam:icon_smile2:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...
  • 4 miesiące temu...
  • 2 tygodnie później...

Witaj Auro:)

Chciałabym podzielić się z Tobą pewną sytuacją z mojego życia..

Przez mój były związek i dalsze mieszkanie z byłym parterem, czułam się wypompowana z emocji z czegokolwiek. To byl koszmar..

Jednak parę dni temu poznałam przemiłego Mężczyznę..jednak boję się a z drugiej strony nie chciałabym aby "znikł"..

Czy wkońcu moje życie nie będzie pustką ..?

Proszę o pomoc Anioły..mam nadzieje że moje życie nabierze kolorów..

Pozdrawiam ciepło..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Asys nigdy nie wątp w pierwsze odczucie to twoja dusza mówi, gdy się zaczynasz zastanawiać, analizować, rozdrabniać, szukasz racjionalnego wytłumaczenia (nie kiedy takiego nie ma), napływają wątpliwości, strach. To co mogło by być piękne zniknie nim się narodzi z obawy przed porażką, bólem. Dostałaś prezet i tak to potraktuj, a wyjdzie co ma wyjść. Jedno jest pewne, nie przekonasz się póki nie spróbujesz.

Więc idź śmiało, jeśli jesteś przekonana, że zainteresowania są odwzajemnione.

Zaufaj uczuciom, one wiedzą. :okok:

Edytowane przez Aura
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

całkiem przez przypadek trafiłam na twojego posta i stwierdziłam,że to jednak chyba nie był przypadek. Zacznę może od tego, iż od roku jestem mamą ślicznej dziewczynki. Od porodu nie przespałam żadnej nocy, ponieważ moje maleństwo budzi się po kilka razy w nocy z płaczem, a ja nie wiem dlaczego, próbowałam już wszystkiego, ale nic się nie zmienia. Ponadto moje małżeństwo również bardzo odbiega od ideału, nie jestem szczęśliwa i bardzo żałuję decyzji o ślubie. Mąż nie wspiera mnie w niczym, od roku pracuje za granicą i wiecznie go nie ma a jak przyjedzie to jest góra 2 tygodnie, nie mam w nikim oparcia, rodzina zarówno moja jak i męża nie interesuje się nami za bardzo. Jedynym ratunkiem są znajomi i przyjaciele, niestety jest to dość wąskie grono, o czym przekonałam się niedawno jak się strasznie z córką rozchorowałyśmy-było to bardzo przykre doświadczenie i strasznie to przeżyłam. Boje się, żeby nie wpaść w depresję, zauważyłam, że nic mnie nie cieszy, nic mi się nie chce i nie wiem co dalej robić. chciałabym wrócić do pracy, ale boję się powierzyć dziecko innej osobie, proszę o pomoc...proszę

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakbym czytała o sobie, chociaż nie do końca - miałam pomoc w rodzinie i znajomych.

Ale wiem jak jest wychowywać samotnie dziecko (u mnie 2) gdy mąż jest na saksach, a rodzina czy znajomi na noc nie mogą przyjść (mają też swoje domy).

Spróbuj zaufać jakiejś "sprawdzonej" opiekunce - poszukaj wśród znajomych może mają kogoś takiego.

Jeśli tylko masz taką możliwość wróć do pracy i "stań" na własnych nogach, nie martw się na zapas, niechcę cię straszyć ale te wyjazdy nic dobrego nie przynoszą.

Postaraj się porozmawiać z mężem o powrocie (może ty będziesz mieć więcej szczęścia i wróci), takie długotrwałe rozłąki nie cementują związków, choć może Ci mówić, że robi to dla Ciebie i dziecka. (obym się myliła)

Zacznij żyć idź "między ludzi".

Powodzenia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Jaga_Wiedzma
całkiem przez przypadek trafiłam na twojego posta i stwierdziłam,że to jednak chyba nie był przypadek. Zacznę może od tego, iż od roku jestem mamą ślicznej dziewczynki. Od porodu nie przespałam żadnej nocy, ponieważ moje maleństwo budzi się po kilka razy w nocy z płaczem, a ja nie wiem dlaczego, próbowałam już wszystkiego, ale nic się nie zmienia. Ponadto moje małżeństwo również bardzo odbiega od ideału, nie jestem szczęśliwa i bardzo żałuję decyzji o ślubie. Mąż nie wspiera mnie w niczym, od roku pracuje za granicą i wiecznie go nie ma a jak przyjedzie to jest góra 2 tygodnie, nie mam w nikim oparcia, rodzina zarówno moja jak i męża nie interesuje się nami za bardzo. Jedynym ratunkiem są znajomi i przyjaciele, niestety jest to dość wąskie grono, o czym przekonałam się niedawno jak się strasznie z córką rozchorowałyśmy-było to bardzo przykre doświadczenie i strasznie to przeżyłam. Boje się, żeby nie wpaść w depresję, zauważyłam, że nic mnie nie cieszy, nic mi się nie chce i nie wiem co dalej robić. chciałabym wrócić do pracy, ale boję się powierzyć dziecko innej osobie, proszę o pomoc...proszę

 

A jakiej pomocy oczekujesz? Czy szukasz opieki dla dziecka i przyjaźni czy kogoś kto da Ci magiczny eleiksir i rozwiaże Twoje problemy?

 

Pzrede wszystkim naucz się cieszyć drobiazgami i życiem. Z Twojego postu bije smutek, rozczarowanie i gorycz. Nie cieszysz się niczym, nawet dzieckiem. Przynajmniej tak ja to odbieram.

Naucz się patzreć na wszystko z perspektywy szkalnki, ona moze byc w połowie pusta lub w połowie pełna. Jeśli będziesz widziała tylko przykre i negatywne strony życia to takie ono będzie. Zamiast tego ciesz sie usmiechem córki, doceń tych kilku prawdziwych przyjaciół, powiedz mężowi że go kochasz i cieszysz się kiedy przyjeżdża.

Każdy z nas ma problemy, dla niego poważne i ważne. Ale naprawdę mozna i da się odwrócić zły los, zmieniajac tylko sposób postzregania swiata i siebie.

Nie pisze tu frazesów, lecz pisze z włąsnego doswiadczenia. Jestem samotną matką, bez pracy i z kupą długów, musze zostawiać synka i szuakć pieniedzy setki kilometrów od domu, jestem w wieku gdzie nie jest łątwo juz zaczynać od nowa. A jednak... Ciesze się, ze mam pracę, chłonę te chwilę bycuia z dzieckiem kiedy się da i nie mam juz w sobie żadnych lęków i zmartwień. I... faktycznie wiele rzeczy jest prostszych. Wszystko się układa. A jeszcze niedawno żyłam narzekajac, bojąc się i trwając w goryczy i gniewie. Teraz wiem, że mozna inaczej i radośniej.

Ty też spróbuj. Bo by się pzrebudzić i ujrzeć swiat wystarczy tylko otworzyć oczy. Nie potzreba do tego wieloletniej medytacji czy milionów kursów rozwoju osobowości.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

bardzo wam dziękuje za słowa otuchy, postaram się porozmawiać z mężem, bo te wyjazdy bardzo nas oddalają, nie potrafimy już nawet rozmawiać ze sobą, coraz częściej w ogóle nie rozmawiamy:( i muszę się zmobilizować z tą niańką dla dziecka, poszukam wśród znajomych. mam nadzieję, że jak wrócę do pracy moje rozczarowanie i rozgoryczenie zniknie, pozdrawiam serdecznie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

jestes wspaniala kobieta.. dalas mi tyle odpowiedzi dziekuje ci za rozmowe prawdziwa czarodziejka z ciebie a przy okazji uratowalas mojego kochanego Arturka przed przybyciem do mnie bo pewnie gdybym wywolala jego ducha to bylo by dla niego wyczerpujacym zadaniem tak sobie przyjsc na zywo do mnie..dziekuje jeszcze raz za rozmowe..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

Auro :kwiatek::kwiatek::kwiatek:

 

Czy mogłabym Cię poprosić o zapytanie Mojego Opiekuna, czy ma dla mnie jakieś plany na przyszłość :)

Nie mogę się ze swoim Aniołem porozumieć..

 

Pozdrawiam:kwiatek::kwiatek:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ma plan - taki, jaki ty masz sama dla siebie.

Czeka tylko cierpliwie, aż go odkryjesz, On nie może ci nic narzucić ale b. chętnie pomoże jeśli już będziesz wiedzieć czego chcesz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Byłoby mi o wiele łatwiej gdyby prowadził mnie w kierunku odkrycia tego planu..

Bo tak naprawdę nie wiem co mam robić i nie wiem czy w dobrym kierunku podążam.

Chyba czasem wolałabym aby mi cokolwiek narzucił..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To poproś Go, porozmawiaj z nim szxczerze, zagłęb się w siebie, posłuchaj co Ci w duszy gra, odnajdź wew. harmonie, zobacz co intuicja ci podpowie - to głos Anioła stróżą

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Szukam osoby,kolezanki z Krakowa,ktora by pomogla mi wrocic do normalnosci.Troche to dziwnie zabrzmialu,ale juz pisze o co chodzi.10lat temu mialam ciezkie operacji, w wyniku ,ktorych bylam sparalizowana. Az do tej pory mam rehabilitacje,paraliz calkowicie ustapil, mam tylko male zaburzenia rownowago czasem. W domu poruszam sie bez kul, natomiast gdzies indziej z kulami. Pozostal niestety ogromny lek przed przestrzenia,ktory mnie paralizuje tak , ze jak jest za duza przestrzec lub nie mam w poblizu czegos co moglabym sie przytrzymac , to nie dam kroku dalej.Inaczej jest np w malym pokoju,gdzie poruszam sie bez problemu, moge robic sklony,przysiady itd. Lek ogranicza moje zycie , takze w sumie wiekszosc mojego czasu spedzam w 4 scianach. Ogolnie jestem osoba bardzo optymistycznie patrzaca na zycie , ale mam z czasem duze wahania nastroju, bo boje sie o swoja przyszlosc , ze caly czas bede zalezna od innych osob. Nie wiem , chyba juz zapomnialam jak sie zycie na codzien. czasami nie potrafie sie odnalezc w otaczajacym swiecie.Zyje marzeniami.Szukam kolezanki, ktora by mi pomogla troche sie odnalezc,rozwiazac jakies problemy,pogadac.Chcialsabym tez poznac rozne metody uzdrawiania amej siebie lub poznac siebie, swoja przyszlosc.

 

Mam nadzieje , ze taka osoba sie znajdzie,ktora wypedzi ze mnie ten strach , bo ja juz nie daje rady, wszystko mi sie poalu wali..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie ma co się dziwić, skoro tyle lat byłaś "uziemiona". ja sama gdybym teraz nagle odzrowiała, usprawniła się nie wiem czy odnalazłabym się w "normalności".

Tak czasami sobie marzyłam by być sprawną choć na 1 dzień, ale teraz chyba z lęku nie chcę już .

Fakt jestem komunikatywna, nigdy nie pozwoliłam sobie na zamknięcie się przed innymi, wychodziłam z domu do ludzi nawet na wózku, czułam potrzebę pokazywania światu, że takie os. też istnieją, mają swoje pragnienia, marzenia.

Cieszę się, że jednak przełamałaś swoje opory i napisałaś, o swoich potrzebach i obawach.

Niestety nie jestem z Kraka, ale tylu ludzi przegląda to forum, napewno ktoś taki się tu znajdzie.

3mam kciuki, nie poddawaj się.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 miesięcy temu...

Dawno mnie nie było.

Nie mniej jednak pomagałam ludkom z privu.

Teraz wracam z nowymi siłami, by pomagać dalej.

Jeśli ktoś będzie mnie potrzebował, służę pomocą .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 miesiące temu...

Aura jestes przekochana i baaardzo cierpliwa :)

wszystko robisz ze szczerego serca, i jest to odczuwalne.

bardzo dziękuję że mi pomogłaś,i że trafiłam akurat na Ciebie :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 miesiące temu...

Bardzo Ci dziękuję za pomoc..za zrozumienie..teraz wszystko zależy ode mnie..nie będzie to łatwe, ale mam nadzieję, że się uda!

A to światełko, które w sobie masz niech nigdy nie gaśnie!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo Ci dziękuję za pomoc..za zrozumienie..teraz wszystko zależy ode mnie..nie będzie to łatwe, ale mam nadzieję, że się uda!

A to światełko, które w sobie masz niech nigdy nie gaśnie!

3mam kciuki za Ciebie, dużo siły i wytrwałości.

W razie czego znajdziesz mnie. :roza:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam,

też się wyżale,a właściwie napisze to o czym myśle...Otóż mam wrażenie,że znów zamknełam się w sobie,a to dlatego ,że czuję wiecznie powtarzający się schemat,odtrąconego dziecka przez rówieśników.Przewijało sie od zerówki aż po studia z dniem dzisiejszym i chyba ciągnąc się będzie dalej... Nie wiem czy to mój źle wykreowany światopogląd czy to Ja działąm na ludzi odpychająco. Czuje moją niezauważalność wśród ludzi lub co więcej ich strach przed zbliżeniem się do mnie i normalnej otwartej rozmowie...Wolą mnei obrażać lub traktować marginesowo...idzie przywyknąć przez te n lat do takiego ich zachowania,ale odbija się to na mnie i innych relacjach.Otóż jestem jak ekspedientka zaczynam posługiwać się tylko słowami kluczowymi,ewentualnie krótkim treściwym zapytaniem na które odpowiedz może być jednosłowna i ot cała niby"rozmowa" się kończy... Mam burzę myśli na różne tematy ...w sumie ciągle prowadzę monolog myślowy z własną osobą. Czuje izolacje od rodziny,kiedy wszyscy na około rozmawiają na temat pewnego wydarzenia,a ja nic nie wiem,w niczym mnei nie informują ani niczym sie nie dzielą,jakbym była jakimś marginesem aspołecznym... nie rozumiem...nie potrafie tego wytłumaczyć.Nie zarzuce sobie,że nie potrafiłam zmienić motywu "odtrąconego dziecka wsród rówieśników"ale nei przyniosło to skutków jakie bym chciała osiągnać.Kiedy pytam ludzi o co chodzi,próbując nawet wsrod rodziny dowiedzieć się czegoś zbywają mnie jednym zdaniem.Nie ogarniam tego wszystkiego.Jest mi smutno i przykro. Chciałabym być częscią chociaż rodziny,bo znajomi dzis sa jutro ich nie ma...ale jak człowiek ma się czuć kiedy pytają Cię tylko czy masz pieniądze ile jestes w stanie pożyczyć,i czy może załatwiłas jakies frykasy z pracy:( To jest ból. To się wypisałam. Dziękuję za uwagę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No fakt, wypisałaś się , zobacz nawet teraz od razu dziękujesz, bo założyłaś, że nikt Cię nie wysłucha, ani nie zrozumie, ba nawet nie postara o to.

Nie znam Twojej sytuacji, nie wiem jak było "od małego", wiem tylko tyle, że jesteś samotna i to Cię boli.

Może, za wiele rządasz? Może Twoje bycie "jak ekspedientka" odsuwa innych od Ciebie, a może jeszcze co innego, czego sama sobie nie uzmysławiasz.

Nie wiem co Co poradzić, ponieważ wyczuwam , że jesteś nastawiona na "nie" i dopóki tego nie zmienisz nic się nie zmieni.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niczego nie rządam,nie jestem osobą,która zawsze wie wszystko najlepiej,nie stawiam za wszelką cenę na swoim,i nikomu świadomie nie robię krzywdy.Widocznie to co napisałam ma wydźwięk na "nie", ja widzę to zupełnie inaczej,a osoby czytające odbiorą to też w zupełnie inny sposób.Rzecz może tkwić w fakcie,że dorastałam nie u boku rówieśników ale wśród ludzi dużo dużo starszych,inaczej patrze na pewne zachowania i rzeczy niz oni.Fakt faktem większośc mojego życia była na "nie".Jednak takie zjawisko pojawilo się od wieku 7 lat,kiedy to rówieśnicy zaczeli wyśmiewać się Z mojej tuszy,potem ucierpiała moja wartość.Teraz gdy przyglądam się sobie tak z boku mogłabym opisać się jako guma łamiszczęka -tyle przykrych rzeczy sie przewinelo przez to niedlugie zycie(jestem strasznie wrazliwa i wszystko biore do siebie",że stworzyłam wokół siebie warstwy ochronne pierwsza od zewnatrz to "nie" 2-lepiej rzeczy o sobie zostawic dla siebie 3-trzymac ludzi na pewnym dystansie i 4 w razie zblizenia sie innych agresja słowna....Widocznie myślałam przez te lata ze jak zamkne sie w sobie to unikne bólu.Teraz chciałabym to zmienic.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobrze, że już sobie uświadomiłaś, że "nie tędy droga".

Teraz przynajmniej możesz zacząć od zmian, pozbycia się złych wzorców myślowych "o sobie, o świecie".

To nie jest łatwe, sama to robiłam ciągle i gdy mi się wydawało, że już jest ok, wyskakiwał nowy wzorzec do zmiany.

Zresztą jeszcze dziś mi coś "wyskoczy" i muszę pracować nad tym.

Wspomogła mnie w moich poczynaniach befadka , którą mi przesłała e booka Louise L. Hay-Możesz uzdrowić swoje życie, więc jeśli byłabyś zainteresowana, mogę go i Tobie przesłać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 rok później...

Witaj Aura,

Nie wiem jak to się stało, ale coś mnie tu do Ciebie przywiodło, właśnie tego potrzebuje - pomocy. Inaczej oszaleje.

Spróbuję opisać moją historię, chociaż nie wiem czy potrafię oddać to co czuję.

Otóż w sierpniu (dokładnie w nocy z 8 na 9) poznałam pewnego chłopaka. Zwyczajnie - na imprezie w klubie. Byłam wtedy po wielu miłosnych rozczarowaniach, miałam dość, chciałam się po prostu wyluzować, dobrze zabawić. Jednak nasza znajomość się przeciągnęła, spędziliśmy razem kilka krótkich, ale intensywnych dni. Ponieważ on nie mieszkał na stałe w Polsce, ale przyjeżdżał do mojego miasta kilka razy w roku. O początku towarzyszyło mi dziwne przeczucie z nim związane. Czułam, że coś ukrywa, jednak uśpił trochę moje podejrzenia mówiąc mi od razu na początku znajomości, że był karany w przeszłości za "młodzieńcze wybryki". Jednak przeczucie dalej mnie nękało... Nie ułatwiałam mu niczego, jednak mimo to, robił wszystko, podczas swojego pobytu tutaj, żeby się ze mną spotkać, czasem dawał mi to do zrozumienia mówiąc : " bo z Tobą nigdy nie wiadomo", "pewnie masz kogoś" (co było nieprawdą). Powtarzał, że mu zależy, że postara się wrócić jak najszybciej, że mogę do niego pojechać. Myślałam, że mam wszystko pod kontrolą i że nasza znajomość się skończy razem z jego wyjazdem. Było inaczej. Po powrocie do siebie dzwonił do mnie, pisał, często używał słowa "tęsknie". Wtedy zrozumiałam, że mogę coś do niego czuć. Jest to coś dziwnego, nie mogę powiedzieć, że miłość, widziałam od początku jego wady, nieodpowiadające mi cechy, zachowanie, nawet mnie nie pociąga jakoś specjalnie. Mimo to czuje, że ta znajomość musi trwać. Musi mieć jakiś ciąg dalszy. To jakaś dziwna więź, kiedy tylko dzwonił, zanim wzięłam telefon do ręki wiedziałam, że to na pewno on, raz, jak już dłużej nie miałam z nim kontaktu to siadłam przy komputerze i zaczęłam czytać naszą rozmowę w archiwum - w tym samym momencie napisał. Jednak coś przeczuwałam, nie odpisywałam mu, skasowałam nr telefonu. Potem dokonałam odkrycia: okazało się, że od 3 lat jest w związku z pewną dziewczyną. Poczułam się strasznie - chociaż domyślałam się tego, śniło mi się to. Nawet bez tego... przecież łączy nas taka odległość, mógł być zupełnie kim innym niż mówił... nawet nie wiem czy na prawdę ma na imię Marek... Kiedy się dowiedziałam najpierw chciałam do niego napisać, powiedzieć że wiem o wszystkim, skontaktować się z ta dziewczyną, ale potem zrozumiałam, że:

1. pokażę, że mi zależy i że sobie wyobrażałam nie wiadomo co...

2. wyjdę na jakąś mściwą i zdesperowaną idiotkę,

3. stracę z nim kontakt,

4. już go nie zobaczę - i ta myśl przeraziła mnie najbardziej. Nagle ucieszyłam się, że skasowałam ten jego nr, bo pewnie w przypływie tej furii natychmiast bym zadzwoniła zapłakana do niego.

Teraz, gdy emocje opadły czekam na jakiś kontakt z jego strony, chcę dalej udawać, że nic nie wiem, chcę dalej czekać do jego przyjazdu. Ale co dalej? co zrobić jak już tu będzie? Czy to dobry pomysł żeby dać mu szansę na to, aby sam mi się do tego przyznał? Może jest jakiś sposób żebym tą wiedzę o tym, że on kogoś ma i że nie wie o tym że ja wiem jakoś wykorzystać... Jestem pewna, że nawet jak teraz mniej się odzywa to będąc tu na pewno się pojawi. Nigdy z nikim nie czułam się tak swobodnie, nasze rozmowy były też specyficzne, inne, bałam się go wypytywać już wtedy o jego życie, ale pamiętam, że na jedno z niewielu takich pytań odpowiedział, że nie ma nikogo. Zastanawia mnie też to, że kilka razy proponował, żebym do niego przyjechała. Co by wtedy zrobił? Jak by mnie ukrył przed tą dziewczyną?

Mam wrażenie, że podświadomie czekałam na spotkanie z nim, i znałam finał tej znajomości. Jakbym grała wg jakiegoś scenariusza. Jednak teraz decyzja należy do mnie.

Mimo tej goryczy i złości, moim największym pragnieniem i pierwszą myślą po przebudzeniu jest ON. Jest jak trucizna, którą jestem struta, moje myśli nie potrafią się skupić na niczym innym, a próbuję... Zaczęłam więcej wychodzić, poznaję nowych facetów, ale żaden nie umie znaleźć do mnie drogi... Co mam z tym zrobić?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie powiem Ci co masz zrobić, bo tego nikt po za Tobą nie powinien robić.

Mogę jedynie( i uczynię to) podpowiedzieć Tobie. Spojrzeć "z zewnątrz" na sprawę, bez Twoich emocji.

"klin klinem" to nie jest dobre w Twoim przypadku, powinnaś najpierw dowiedzieć się jaka jest prawda.

Piszesz "Potem dokonałam odkrycia: okazało się, że od 3 lat jest w związku z pewną dziewczyną".

Jak dokonałaś tego odkrycia?

Czy to wiarygodne źródło?

Wpierw dowiedz się od Niego (jeśli Ci zależy na Nim) jaka jest prawda.

Potem możesz podpiąć decyzję "co dalej", jednak nie spieszyłabym się by tak od razu do niego dzwonić czy też pisać. Poczekaj lepiej, aż On się odezwie.

Wtedy będzie wiedzieć "jak się rzeczy mają". Uporządkuj Swoje myśli, o narazie masz mętlik w głowie i możesz postąpić zbyt pochopnie.

Jeśli się jednak nie odezwie do Ciebie, to żyj dalej, bądź szczęśliwa, nie rozpamiętuj, ciesz się z nowego doświadczenia.

Ufaj jednak, że wszystko się wyjaśni niedługo.

  • Lubię to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To, że się odezwie jestem pewna. Ja to już po prostu wiem. Pewnie niedługo, w najmniej oczekiwanym momencie, ale się odezwie.

Też myślę, że nie będę pisać pierwsza, poczekam aż sam się odezwie. Źródło jest wiarygodne - to profil na znanym portalu tej dziewczyny, wszystko jest czarno na białym, wymowne zdjęcia z przeciągu tych kilku lat z nim. Wszystko jasne...

Już to doświadczenie mnie nauczyło by nie wierzyć tak bardzo w dobre intencje obcych ludzi.

Dziękuję bardzo za odpowiedź i czas jaki mi poświęciłaś:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 tygodni później...

no dobrze :) troche mam treme ,ale potrzebuje... pogadac:) ,tylko wolalabym priv ;/ :) ,jestem tutaj nowa i jeszcze nie moge wysylac "priv wiadomosci" :)...nie wiem jak mam wyslac jakies swoje dane :/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zawsze możesz mi maila wysłać, jest w profilu.

Odp. na niego, albo po udzielaj się trochę na forum i miej odpowiednią ilość postów.

P.S Nie stresuj się jestem tu po to by pomóc, a nie oceniać :okok:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam

Jeśli mogę prosić o pomoc...to bardzo proszę...

Zostałam ja , a dokładnie moja córka oszukana przez kogoś bliskiego...mam podejrzenia na jedną osobę z rodziny, najgorsze że to jest moja matka...nie teściowa ale moja własna matka...

ktoś ukradł pieniądze mojej córce, to pieniądze z gwiazdki, córka to jeszcze dziecko 7 letnie, i babcia prawdopodobnie ukradła jej pieniądze i jeszcze osądza perfidnie innych i oskarża bazwzględnie rodzinę męża...może się mylę ale chciałabym przynajmniej ukierunkować sie komu mam ufać , zwłaszcza ze moje życie nie jest łatwe... z matką nigdy nie mogłam dojść do porozumienia...mąż tez jest ciężki w pożyciu,... mam chwile zwątpienia, chęć porzucenia jego i zaczęcia od początku, ale mam dzieci i bez niczyjego wsparcia nie dam rady...

wynik tej sytuacji ma ogromny wpływ na to komu mam wierzyć i ufać...matka uważa mnie i moją rodzinę za gorszą, kogoś kogo można upokarzać i wykorzystać

...proszę o pomoc komu mogę ufać i wierzyć a komu nie...przykre że w rodzinie takie rzeczy mogą mieć miejsce...

nasze dane : córka Weronika ur.18.10.2005, mąż Robert ur. 01.06.1974, mama ur.06.07.1949, ja Aneta ur. 04.07.1973.

bardzo proszę za podpowiedź...:)

może dla kogoś to blachy problem ...ale dla mnie nie...

z pozdrowieniami Aneta P.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Komu ufać, ty sama powinnaś to wiedzieć.

Z tego co piszesz podejrzewasz matkę , widocznie masz ku temu powody.

Niestety nie złapałaś nikogo za rękę więc to tylko domysły.

Pytasz komu wierzyć, komu ufać.

Ufaj i wierz sobie co do reszty mniej "zasadę ograniczonego zaufania".

Rozmawiałaś szczerze kiedyś z mężem - teraz on to twoja najbliższa rodzina.

Chyba już czas na szczere wypowiedzi was obojga.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam Auro. Mam 22 lata. Proszę o poradę. Od jakiegoś roku czasu czułem (właściwie to teraz to zrozumiałem), że coś jest ze mną nie tak. Miałem kochającą dziewczynę , samochód, pracę, studia... ale coś wogóle nie pozwalało mi być szczęśliwym... Byłem jakby zmęczony, bez życia. Ciągłe wyrzuty w stosunku do dziewczyny, ciągłe awantury nie wiadomo o co których później cholernie żałowałem, a ona tak bardzo mnie kochała że to wszystko znosiła. Dwa lub trzy razy wypowiedziałem do niej słowa po których było mi tak cholernie przykro.. ale było to tak jakbym to nie ja wypowiadał te słowa... nie umiem tego nazwać... ale dalej była przy mnie... Potem jechaliśmy samochodem, pokłóciliśmy się (oczywiście to ja miałem problem)... znowu coś we mnie wstąpiło i ten głos w środku kazał mi jechać coraz szybciej i szybciej, ona w panice, płacze, po chwili się zorientowałem co ja takiego robie ?! Ale było już za późno. To był ostatni raz kiedy ją widziałem. Nie rozmawiamy ze sobą od pół roku. Nie mam zielonego pojęcia jak mam to nazwać to co sie działo w środku we mnie i co mi kazało to wszystko wyprawiać... nie byłem taki.. nigdy.. nie żałowałbym tego aż tak bardzo... zawsze stąpałem twardo po ziemi i nie wierzyłem w żadne rzeczy nadprzyrodzone, ale za cholere nie umiem tego wyjaśnić. Dodam jeszcze, że moja dziewczyna interesowała się ezoteryką , widzeniem aury, tarotem. Zawsze jakoś tak sceptycznie do tego podchodziłem, ale bardzo ją kochałem i mi to nie przeszkadzało. Uważała przez ten właśnie rok w którym się wszystko to działo, że jestem wampirem energetycznym. Nie wiem, czy to "coś" we mnie wysysało z niej energię. Czytałem o tym wampiryzmie energetycznym i to tak jak bym był pasożytem... jeżeli to prawda to przecież robiłem to nie świadomie, nigdy nawet o tym nie słyszałem. Cholera ja już naprawdę nie wiem co mam o tym wszystkim mysleć... Czuję, że tu mogę dostać jakieś wyjaśnienie. Kocham ją bardzo mocno... jestem cholernie załamany bo poprostu wiem że to właśnie ta jedyna. Raz widziałem ją ostatnio , chciałem porozmawiać ... ale powiedziała mi tylko że bierze ze mną rozwód energetyczny. nie mam pojęcia co to może oznaczać, cholera naprawdę zaczynam wierzyć w takie rzeczy...

 

Chciałbym jeszcze dodać że ostatnio próbowałem medytacji, modlilem się , chodziłem do kościoła i właściwie z dnia na dzień mój fizyczny stan się poprawia. Tzn. czuję, że chyba wraca mi ta energia, ale i tak pustka pozostaje... Bardzo bym Cię prosił o pomoc, co mam robić w tej sprawie... nie wiem jak mam odzyskać dziewczynę.. próbuje cały czas.. tylko nie wiem czy we właściwy sposób... Cholera nie jestem złym człowiekiem...

Edytowane przez artender
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kochana Auro, i ja piszę do Ciebie z prośbą o poradę.

Zaczął się 2013 rok, więc rocznikowo mam już 24 lata. Teoretycznie jestem dorosła i powinnam, jak moi znajomi, studiować, pracować, albo jedno i drugie, mieszkać już bez rodziców, być niesamowicie samodzielną itp. Tymczasem mam poczucie strasznej beznadziei w życiu. Kiedyś miałam dużo szczęścia, takiego życiowego fuksa i wszystko mi się układało mniej lub bardziej po mojej myśli. Miałam jakiś plan na swoje życie i on się całkiem ładnie spełniał. A potem wszystko się posypało, a zaczęło się od rozpadu mojego dwuletniego związku. To nie był zbyt dobry związek, więc nie płakałam specjalnie, ale od tamtej pory zamiast się czuć coraz lepiej i rosnąć w siłę, ja zaczęłam coraz bardziej spadać. Skończyłam szkołę policealną, załapałam się na staż do świetnej firmy i zrozumiałam, że minęłam się z powołaniem – to nie jest moja życiowa pasja, a mnie brak talentu, pomysłów (skończyłam grafikę komputerową) i zwyczajnie się do tego nie nadaję. Firma zbankrutowała, więc mnie zwolnili i od tej pory tułam się tylko po różnych mniej lub bardziej beznadziejnych pracach, z których z czasem odchodzę, bo nie wytrzymuję psychicznie. Zaczęłam studia, typowo dla zainteresowań, ale nawet to mnie przerosło. W mojej rodzinie wszyscy się śmiejemy, że nie jesteśmy stworzeni do nauki tylko do pracy, bo mało kto z nas dobrze się uczył i skończył studia. Dla mnie nie byłoby to problemem, gdybym wiedziała, co chcę robić w życiu, w jakiej branży pracować. Myślę teraz o kolejnej szkole, o „przebranżowaniu” się, ale teraz zastanawiam się nad kierunkami już tylko pod względem opłacalności, czyli czy dostanę po tym robotę, bo wiadomo, jak w naszym kraju teraz z tym krucho. Jak raz załapałam się na staż do wydawnictwa (praca moich marzeń i jedyna związana z grafiką, jaką chciałabym jeszcze wykonywać, czyli skład tekstu), pod koniec 2011 roku, to mnie tylko zwodzili do marca wizją współpracy, w międzyczasie dając kolejne zlecenia za głodowe stawki, aż w końcu zwolnili, bo firma mała i ledwo się na rynku utrzymywała, bo kryzys. W miłości mam nie lepiej. W 2011 roku poznałam chłopaka, którego pokochałam najbardziej na świecie, w lutym tamtego roku nawet razem zamieszkaliśmy, żadne z nas nigdy wcześniej nikogo tak bardzo nie kochało jak siebie nawzajem, ale potem to też się posypało. Facet odszedł, zostawiając mnie w depresji i z całą masą problemów na głowie, z mieszkaniem, przeprowadzką itd. Leczyłam się z niego ponad pół roku, bo nie pozwalał mi o sobie zapomnieć swoim głupim zachowaniem i marudzeniem o przyjaźń. Robił mi nadzieję mówiąc, że może do siebie wrócimy, a w międzyczasie próbował być z dwiema innymi dziewczynami, aż w końcu sobie znalazł jakąś na stałe. Wiem, że to źle, ale szlag mnie trafia jak o tym myślę. Pojawiają mi się w głowie myśli, że on nie zasługuje na to, żeby być teraz szczęśliwie zakochanym po tym, jak się zabawił moimi uczuciami. A nie chcę tak myśleć, bo wiem że tak się nie powinno.

Jestem strasznie samotna, bo zawsze byłam i jestem bardzo nieśmiała. Praktycznie nie mam znajomych, ludzie lubią wykorzystywać moje dobre serce – nazywają mnie przyjaciółką, zwierzają się z problemów, wiedzą że zawsze mogą do mnie przyjść, a jak ja mam problem i chcę pogadać, mają to w nosie i nie odbierają telefonów. Nie wierzę w prawdziwą przyjaźń. Nawet dwie dziewczyny, które nazywam moimi najlepszymi przyjaciółkami, wiele razy w życiu mnie zawiodły, ale im wybaczam, bo je kocham, i zawsze chcę wybaczać i dawać ludziom kolejne szanse. Ale nawet z dziewczynami rzadko kiedy mogę wyjść gdzieś do ludzi np. na jakąś imprezę, bo one wolą chodzić wszędzie same, a ze mną siedzieć w domu i pić herbatę. Bo ja nie piję alkoholu (w ogóle) i „na pewno źle bym się tam na imprezie czuła”. Jedna z nich kiedyś sama przyznała, że jej po prostu wstyd przede mną, że miałaby być pijana, a ja trzeźwa bym to widziała i pamiętała. Ludzie często mnie podziwiają za to, że nie piję, ale nie rozumieją tego kompletnie i nie ogarniają tego, że to nie jest kwestia mojej silnej woli, bo ja się do niczego nie zmuszam. Dla mnie to jest naturalne. Dla nich nie. Nawet dla moich własnych przyjaciółek. Dlatego mnie izolują od ludzi, choć ja nawet pomimo mojej nieśmiałości wolę iść na imprezę, nawet gdybym miała stać pod ścianą i tylko ludzi obserwować, bo dla mnie to i tak o wiele lepsze, niż spędzanie kolejnego samotnego wieczoru w domu. I tak, mówiłam to przyjaciółkom wiele razy. Kiwają głowami, „rozumieją”, a potem robią znowu to samo.

Czuję się po prostu strasznie zagubiona. Przez całe życie moim jedynym marzeniem było założyć rodzinę. Nie mam szczęścia w miłości, a to jej mi potrzeba. Często myślę, że mogłabym żyć w czasach, kiedy kobiety siedziały w domu i zajmowały się dziećmi, a ich mężowie zarabiali na rodzinę. Ja bym bardzo chciała poświęcić się rodzinie w pełni. Byłabym w stanie zrezygnować z pracy dla dzieci, opiekować się nimi, dbać o męża, stworzyć taką rodzinę pełną ciepła i prawdziwych uczuć, a nie jak u mnie w domu, gdzie wszyscy są ze sobą z przyzwyczajenia i nawet starać im się już nie chce. Wiem, że to w naszych feministycznych czasach brzmi głupio i nieambitnie. Dla wielu ludzi jestem tylko leniem, który wolałby nie pracować, tylko cały dzień gotować, zmieniać pieluchy i w ogóle się nie rozwijać, bo przecież to takie płytkie i ograniczające, nie chcieć robić kariery i pieniędzy. Faceci chyba też tak myślą, bo ci, których znam, a którzy chcą założyć rodzinę, to chłopacy moich koleżanek. Ja sama nie mogę jakoś takiego spotkać, zawsze mi się trafia taki, co jak się orientuje, że ja mówię poważnie o dzieciach (nie, że teraz i zaraz, ale w ogóle w moim życiu), stwierdza, że on jednak nie chce, bo tak naprawdę nie dojrzał do tego. A dla mnie to jest największe marzenie i jedyne, czego pragnę. Dlatego nie wiem, gdzie chcę pracować, bo po prostu nigdy, nawet jak byłam mała, nie zastanawiałam się nad tym jakoś specjalnie. Ja nigdy nie chciałam być lekarzem, psychologiem czy nauczycielką, ja zawsze chciałam być przede wszystkim żoną i matką. Potrzebuję miłości i kogoś, kto się mną zaopiekuje i kim ja będę się mogła zaopiekować. Jestem wiecznym dzieckiem (często ludzie zarzucają mi dziecinność, bo nie ubieram się kobieco, nie maluję, lubię się wygłupiać i żartować, nie zachowuję się kobieco, seksownie, dojrzale) i czuję się zupełnie nieprzystosowana do tego świata. Ludzie mnie odrzucają, bo jestem dziwakiem. Bo jak się przywiązuję, to już na amen, bo jestem straszną romantyczką, a teraz trzeba być twardym i pewnym siebie. Nie pakuję w swój organizm praktycznie niczego (papierosy, alkohol i inne używki, nawet leki, jeśli mi niepotrzebne, wolę łazić cały dzień z bólem głowy niż napchać się tabletkami, bo mnie otępiają), bo mam dobrze rozwiniętą podświadomość i chcę zachować czysty umysł, ale dla ludzi to nie jest normalne i nawet od mojego byłego, kiedy odchodził i wymienił mi całą listę moich wad, usłyszałam m.in. że on chciałby „móc ze mną gdzieś iść do ludzi i żebym się NORMALNIE z nim alkoholu napiła”. Nie rozumiem, czemu ludzie po prostu nie mogą być bardziej tolerancyjni i wyrozumiali. Słyszę tylko od wszystkich, żeby się wziąć w garść, to mi przejdzie. Wiadomo, że to jest najgorsze „pocieszenie” jakie może być.

Teraz co prawda jestem, niestety, na etapie bezrobocia i pracy szukam, więc dużo czasu spędzam samotnie w domu, bo znajomi, których prawie nie mam, mają czas rzadko na jakiekolwiek spotkania (mam swoje zainteresowania, ale najbardziej na świecie potrzeba mi ludzi, i ani książki, ani muzyka, ani pisanie, ani horrory mi tego nie zastąpią), ale to nie dlatego mam takie myśli. Samotna czułam się przez większość mojego życia i zawsze miałam takie wątpliwości, czy ja w ogóle pasuję do tego świata. Jak znajdę pracę to nic się nie zmieni, bo to że będę miała jakieś zajęcie nie będzie znaczyło, że poczuję się bardziej potrzebna (wiem, bo już to przerabiałam). Moja mama powiedziała mi jakiś czas temu, że kiedy była ze mną w ciąży i poszła do jakiejś ponoć dobrej i zaufanej wróżki, usłyszała, że nosi w sobie bardzo starą i doświadczoną duszę (czyli niby mnie), która przybyła tu z innego świata/wymiaru, by zebrać doświadczenie. Nie wiem, na ile to prawda (choć oczywiście taka myśl mile łechce moje ego, bo to by oznaczało, że jest jakieś miejsce, gdzie jednak pasuję), ale ja faktycznie czuję się często, jakbym „z kosmosu spadła”, jak to się mówi. Się rozpisałam, mam nadzieję że Cię nie to nie zniechęci, Auro. I w sumie nie wiem o jaką poradę/dobre słowo prosić. Byleby nie o „weź się w garść i zachowuj się jak wszyscy, to będziesz normalna i ci przejdzie”.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przepraszam, że dopiero teraz Tobie odp. ale byłam "zalatana".

Cóż nieciekawie to wygląda.

Ja mam ciut inne spojrzenie na tą sprawę i tego całego wampiryzmu energetycznego

 

Witam Auro. Mam 22 lata. Proszę o poradę. Od jakiegoś roku czasu czułem (właściwie to teraz to zrozumiałem), że coś jest ze mną nie tak.

Byłem jakby zmęczony, bez życia. Ciągłe wyrzuty w stosunku do dziewczyny, ciągłe awantury nie wiadomo

Nie mam zielonego pojęcia jak mam to nazwać to co sie działo w środku we mnie i co mi kazało to wszystko wyprawiać... nie byłem taki.. nigdy.. nie żałowałbym tego aż tak bardzo... zawsze stąpałem twardo po ziemi

Dodam jeszcze, że moja dziewczyna interesowała się ezoteryką , widzeniem aury, tarotem.

Uważała przez ten właśnie rok w którym się wszystko to działo, że jestem wampirem energetycznym.

Piszesz, że byłeś jakby zmęczony, bez życia, Ty, a nie Ona, nie rozumiałeś co się z Tobą dzieje.

Zmieniłeś się - jestem ciekawa czy taki byłeś tylko przy niej czy też przy innych osobach?

Obawiam się, że padłeś "ofiarą" być może urokowi miłosnemu, a w każdym razie ktoś b. manipulował Tobą i Twoją energią

 

 

 

Kocham ją bardzo mocno... jestem cholernie załamany bo poprostu wiem że to właśnie ta jedyna. Raz widziałem ją ostatnio , chciałem porozmawiać ... ale powiedziała mi tylko że bierze ze mną rozwód energetyczny. nie mam pojęcia co to może oznaczać, cholera naprawdę zaczynam wierzyć w takie rzeczy...

 

Chciałbym jeszcze dodać że ostatnio próbowałem medytacji, modlilem się , chodziłem do kościoła i właściwie z dnia na dzień mój fizyczny stan się poprawia. Tzn. czuję, że chyba wraca mi ta energia, ale i tak pustka pozostaje... Bardzo bym Cię prosił o pomoc, co mam robić w tej sprawie... nie wiem jak mam odzyskać dziewczynę.. próbuje cały czas.. tylko nie wiem czy we właściwy sposób... Cholera nie jestem złym człowiekiem...

Kochasz ją? Czy raczej wyobrażenie o niej?

Jeśli idzie o ten rozwód energetyczny, to sądzę, że odcięła się od Ciebie, to mogło się zbiec z twoją medytacją, pójściem do Kościoła i poprawą Twojego zdrowia.

Wraca Ci energia i oby dalej wracała, a pustka cóż jeśli ludzie odchodzą z naszego życia to jest coś normalnego

Zrobisz jak zechcesz, to Twoje życie ale Ja bym jej nie odzyskiwała.

3mam kciuki przemyśl db. co jest najlepsze dla Ciebie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj murhaaja.

Niestety nie dostaniesz rady typu "weź się w garść" bo to nic Ci nie da, doskonale wiem o jakim "niedopasowaniu" piszesz, niby są ludzie, imprezy, ale to nie to czego pragniemy, potrzebujemy, tak z trzewi.

Z tego co opisujesz jesteś starą duszą, już Cię nie bawią "przyjemności" jak dusze młode, które chcą doświadczać, Ty już tego nie potrzebujesz, już to "przerobiłaś"

Cóż Ci mogę poradzić - uwierz, że masz szczęście, nie wątp w to, ono jest i dobija się do Ciebie.

Wiem, że w okresach "buntu" będziesz się odsuwać od innych, postanowisz, że koniec z wykorzystywaniem i na jakiś czas dasz radę to zrobisz, potem znów wrócisz na "utarte tory", bo natury przecież nie da się oszukać.

Ta potrzeba "dawania siebie" jest w tobie i to właśnie przyciąga innych do ciebie, to Twoje własne światło, które bije od Ciebie.

Nie umiem Ci poradzić jak wyjść z tej sytuacji, jeszcze nie znalazłam 100% metody, a tym czasem rozwijaj się dalej, odrzuć pesymistyczne myśli i twórz, twórz dalej.

Życzę Ci dużo szczęścia, spełnienia w życiu, kochaj i bądź kochana.

  • Lubię to! 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję kochana. Same dylematy mam przez to wszystko, własnych myśli już czasem nie ogarniam, ale jak piszesz, że nie tylko ja tak mam, to lepiej mi wiedząc, że jednak nie taki ze mnie dziwak i sama nie jestem. I Tobie życzę bardzo szczęścia i miłości, a nam obydwu może większego zrozumienia przez innych, chociażby niektórych.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...