Skocz do zawartości

Opowiem swoją historię


Paulla

Rekomendowane odpowiedzi

Hej,

muszę się komuś tak po prostu wywalić...

 

Moja historia:

 

Ojciec był alkoholikiem. Zmarł ponad 2 lata temu. Rodzice się rozwiedli, gdy miałam 3/4 lata. Mieszkałam wtedy do klasy pierwszej szkoły podstawowej z rodziną tzn. siostrą mojej mamy i jej rodziną. Ojciec przyjeżdżał przez pewien czas do mnie. Wtedy rozmawialiśmy szczerze, chodziliśmy na spacery. Ogólnie miło z nim mi się spędzało czas. Rodzina natomiast była zła o to. Nie chciała, zebym miała z nim kontakt i wymyślali różne głupoty, żeby mnie odstraszyć od niego. Byłam mała, więc się bałam i wstydziłan swoich uczuć do ojca, które były wyśmiewane. Moja mama pracowała w mieście i co jakiś czas, przyjeżdżała do mnie. Z reguły tylko spała, kupywała zabawki i nic poza tym. Wiadomo na tym więzi się nie zbuduje. Nagle od pierwszej klasy podstawówki zawalił się świat dziewczynce, która była wesoła, miała swoją "mamę" czyli ciocię, była bardzo lubiana, aktywna, bo jej rodzicielka zapragnęła za wszelką cenę wziąć ją do siebie pomimo protestów nauczycieli, rodziny, mojego. Nie miałam tak po prostu ochoty wychodzić z nią, bo wiadomo, że na wsi raczej sama wychodziłam, jeździłam na rowerze itd. Na siłę moja mama szukała mi "znajomych", których miałam dość. Po prostu potrzebowałam czasu zamiast przymusu. Moja mama poznała faceta, z którym zaszła w ciążę. Nie chciałam mieć wtedy młodszego rodzeństwa. Byłam zła o to. Nie byłam gotowa na te przeżycia. Zamieszkałyśmy z jej nowym facetem, który znęcał się później psychicznie tzn. wszystko było źle, kłótnie o pierdoły itd. Mama zawsze raczej stała po jego stronie. Mnie tępiła, a on złoty. Wszystkim wokół mówiła, że nie ma dowodów, aby coś z nim zrobić etc. Wtedy nagrałam awanturę i dałam mamie, wierząc, że coś z tym zrobi. Ona zamiast tego usunęła to nagranie i dalej swoje było. Po kilku latach wyjechał do Irlandii. Nie ma z nim żadnego kontaktu.

 

Nadal nie miałam dobrych relacji z matką. Poszlam do gimnazjum, które sama mi wybrała także na siłę. Była tam dziewczyna chora na raka. Bardzo ją lubilam, pomagałam. Nie miałam niestety czasu na rozmowy itd z rówieśnikami. Po pewnym czasie ona odeszła na indywidualne nauczanie, a ja zostałam sama. Były objawy somatyczne itd przez co opuszczałam szkołę, bo się tam fatalnie czułam. Byłam ambitna, ale pojawiła się przeszkoda, która uniemozliwiała mi normalne funkcjonowanie. Byłam na skraju miałam myśli samobójcze, bo rodzina tylko awantury mi robila, przeklinała, zabierali co mogli zamiast wspierać. Po pobycie w szpitalu, matka zmieniła mi szkole. Poznałam wtedy kogos, kto odmienił moje życie. Miałam już po co być na tym świecie. (I z tym kimś znam się już kilka lat i też nie wiem co dalej.) Sytuacja w domu nie była ok., ale ukończyłam to gimnazjum i dostałam się do liceum pomimo nie wiary mojej matki. Mojej mamie to nie było na rękę. Czepiała się itd aż doszło znów do punktu depresji i fobii szkolnej przez co rok powtarzam, niestety i nadal sypie mi się grunt pod nogami.

 

Wiecie, ja zawsze miałam określony cel, ambicję itd. i mnie to wszystko strasznie boli i rani. Nie chcę pracować nad relacją ze swoją matką. Czuję, że rodzina jest mi dziś obca. Kompletnie te drogi się rozeszły. Mam dość bluźnierstw, które mi serwują, kłótni, sporów, olewania, grzebania w moich rzeczach, braku (dla mnie) pieniędzy na ubranie itd. Nie chodzi o to, żeby to było super ekstra, ale wogóle. Nie mam spokoju duszy i burzy się wszystko. Z dnia na dzień czuję się gorzej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To, co w jakiś sposób mi jeszcze pomagało to modlitwa, medytacja i pisanie listów do Boga i Aniołów. Niestety w tym mieszkaniu nie da się tego pisać i robić zbyt często, bo moja mama chce wszystko wiedziec i rozpowiadać rodzinie. Wielokrotnie czytała pod moja nieobecność te listy, a później kpiła z nich i dzwoniła do ciotki, która jak przyjechała ze swoją córka ubliżała mi i, że jestem poje....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uczęszczam na terapię, ale mi to niewiele daje. Pani psycholog mówi, że i tak jestem skazana na nich dopóki nie zdobędę wykształcenia. Tylko jak mam zdobyć to wykształcenie jak ja po prostu życia nie mam i przez ta sytuację bardzo cierpię. Naprawić się nie da tej relacji z matką ona jest jak liść na wietrze. Każdemu wierzy nawet w plotkę i nie umie samodzielnie podejmować decyzji ani myśleć. Zawsze zwraca się o pomoc do kogoś. Nie ma dnia, zebym nie słyszała wypier... po swoich urodzinach. Nie ma takiego dnia. Co rodzina przyjedzie to bluźnierstwa na dzień dobry, a przyjeżdżają conajmniej 1 w tyg. Z reguły celowo, żeby mi dokopać. Czy muszę pogrzebać swoje marzenia, ambicje, szczęście?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Naprawiona relacja z matką nie musi polegać na tym że oboje się lubicie. Naprawiona relacja z matką może polegać na tym, że matka jest jaka jest, a ty potrafisz być od niej niezależna zarówno życiowo jak i emocjonalnie. Na początek warto zrobić coś z emocjami. Jesteś skazana na nich póki nie masz zdolności samodzielnego utrzymywania się (wyprowadzenia się, życia choćby na poziomie minimum, ale bez nich), ale na pewno nie jesteś skazana na to, żeby cierpieć z powodu ich zachowań i wymysłów. To nie ty jesteś powalona, a powalona jest twoja rodzina. Twój problem polega tylko na tym, że jesteś podatna na ich powalenie i to co z nim robią, wobec Ciebie. To wynika z zaniżonego poczucia własnej wartości, zależności od opinii rodziny ich humorów itp.

Popatrz sobie co oni sobą tak naprawdę reprezentują - czy naprawdę uważasz że taka banda świrów (bo nie wiem jak inaczej nazwać te ich zachowania), może wiedzieć cokolwiek na twój temat? Czy uważasz że w słowach osób które tak się zachowują, takimi są, może być coś prawdziwego na twój temat?

Na podstawie tego co piszesz, to myślę że jesteś najnormalniejsza w rodzinie. To nie ty jesteś nienormalna, a oni. Tym co ty możesz zrobić, jest uwierzyć że z Tobą wszystko (jako osobą) jest ok, po prostu masz problem polegający na tym że wierzysz w te ich głupoty (że cię dotykają).

 

Zacznij od przekonania się do tego, że ich opinie i dowałki, świadczą o tym co myślą i jakimi są osobami, a nie o Tobie. Oni po prostu zmagają się ze swoim umysłem i swoją głupotą, które wylewają na Ciebie. Oczywiście mówić im tego nie musisz, bo takie osoby biorą krytykę za prowokowanie do konfliktu a nic i tak w zasadzie do nich nie dociera.

 

Możesz też wziąć uwagę - możliwe że twoja matka nigdy Cię nie będzie wspierać. Możliwe też że nigdy się ona nie zmieni. W takiej sytuacji jedyne co się da zrobić, to stać się niezależną i wolną od podatności, na to co matka/rodzina mówi i myśli.

 

Polecam Ci poczytanie książki "Powrót do swego wewnętrznego domu" Johna Bradshawa. Choćby ściągając z chomikuj. Jest tam dużo wartościowych metod i tekstów na temat.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem... Bardzo Ci dziękuję. Trudno jest mi odnaleźć się w tym wszystkim czasami i się gubię jak cholera. Nie czuje się na siłach, żeby tego słuchać i taka bezsilność, że muszę to znosić czy chcę czy nie. Mam trochę inną filozofię życia od nich, a oni na siłę chcą mnie naprawiać czasami. Mam swoje marzenia, cele, które bym chciała spełnić w swoim życiu. Chcialabym pomagać innym - być nauczycielką, misjonarką lub psychologiem. Psychologia to moja pasja od 4 lub 3 klasy szkoły podstawowej. Chcialabym uporządkować sobie życie, aby dojść do tego. Za każdym razem, gdy myślę o tym, że przez tą sytuację mogę jedynie o tym wszystkim pomarzyć czuję się fatalnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nigdy nie jest tak, że można tylko pomarzyć. Tak, wiem, w przypadku osoby, która nie miała styczności z sytuacją, nie widziała jej "od środka" brzmi to jak czcze gadanie, psychologiczny bełkot. Ale tak jednak jest w rzeczywistości, tylko czasem wymaga to nadludzkiej wręcz siły woli. Sama wiem jak trudno jest uniezależnić siebie, swoje poglądy i decyzje od tego, co dzieje się w otoczeniu, zatkać wewnętrzne uszy wrażliwe na słowa i zamknąć wewnętrzne oczy wrażliwe na czyny. A w dodatku efekt może być dwojaki - czasem działa to na rodzinę/otoczenie wzmacniająco, a czasem zupełnie zrywa i tak wątłej jakości relację. Jednak teraz po dość długim czasie wiem, że to wzmacnia. Nie wiem, jak wpłynęło to na moją rodzinę i otoczenie, ale na pewno wpłynęło zbawiennie na mnie, i całą sobą dziękuję losowi za wszystko dobre i złe, co się w moim dotychczasowym życiu stało, pomimo tego (a może właśnie dlatego) że wymagało to całkowitej przebudowy siebie, od podstaw. Pozostaje mi tylko życzyć jak najlepszego obrotu spraw, i powiedzieć walcz o swoje, o marzenia, mimo krwi i bólu. To umacnia. A już na pewno nie zakładaj "mogę tylko pomarzyć", bo to tak jakbyś sama kopała sobie grób, z góry godząc się na wszystko.

 

Ps. Skoro chcesz pomagać, rób to. Pomagaj, kiedy tylko masz czas i siłę. Rozejrzyj się, w okół są dziesiątki organizacji, które potrzebują wolontariuszy, i którym przyda się absolutnie każda pomoc. Pomoc niekoniecznie musi oznaczać wydawanie pieniędzy, czasem może to być choćby dotrzymanie towarzystwa komuś, kto tego potrzebuje, lub zabranie na spacer schroniskowego psa, który nie ma szczęścia do ludzi.

Edytowane przez Kaisaran2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...