KiMiOni Napisano 1 Sierpnia 2009 Udostępnij Napisano 1 Sierpnia 2009 Nie wiem czy robię to dobrze, bo po raz pierwszy, ale śniło mi się coś tak niezwykle dziwnego, że chciałabym, aby ktoś wyjaśnił mi o co w tym wszystkim chodzi. Nie pamiętam od czego się zaczęło, ale pierwsze co pamiętam: strzelam do jakiegoś faceta (blondyna w czerwonej koszulce bez rękawów, nazwijmy go J.), a on do mnie. To trochę przypominało scenę z jakiegoś filmu: strzał, unik, znowu strzał. W końcu go trafiłam, ale nie mogłam go zabić, a musiałam, więc strzelałam i strzelałam, aż do kolejnego trafienia i tak, aż dostał "kulkę w łeb", ale i tak mógł chodzić, więc kolejną, kolejną i jeszcze jedną. Na koniec strzelił do mnie, a ja spadłam, bo okazało się, że staliśmy na betonowej platformie nad wodą, ale w ostatniej chwili chwyciłam się czegoś i wisiałam na jednej ręce pod sufitem (coś w stulu spadnięcia piętro niżej). Potem dokładnie nie pamiętam, ale wiem, że J. był zwłokami bez głowy, bez genitaliów (tak sądzę z dalszej części snu). Głowa przypominała bardziej amputowaną kończynę. Potem musiałam go ukryć i jak na złość zaczęli się zjawiać ludzie, którzy mieli do niego interes. Tutaj znowu mam małą lukę, ale wiem, że stałam z ukatrupionym J. na podwórku pod drzewem. Zaczęli się pojawiać ludzie w garniturach ustawieni w kółeczko i obserwujący jak kocham się z trupem, tyle, że oni nie wiedzieli, że J. jest martwy. Wsadziłam go sobie pod suknię ślubną (!), bo podobież mieliśmy się pobrać i "używałam sobie do woli", a tak naprawdę, czekałam, aż cały ten tłum gapiów zniknie, żebym mogła jakoś ukryć ciało. Potem kolejno zmieniałam pozycje, żeby nie było, że ciągle w jednej i udawałam orgazm, żeby nie wzbudzać podejrzeń, a tłum, ani myślał przestać obserwować. Co chwilę ktoś rzucał jakiś komentarz, a ja mówiłam, że potrzebujemy prywatności, itd. W końcu udaliśmy się do jakiegoś pomieszczenia (w rzeczywistości to mój pokój) w łóżku leżała jakaś parka (sistra J. z mężem), a ja z moim nagim trupem pod sukienką wtoczyłam się pod łóżko, ale jego siostra je podniosła (wiedziała co się dzieje, chociaż nikomu nie mówiłam). Na koniec J. odrosła głowa i genitalia, a bandaże, w które nie wiem kto i kiedy go zawinął zaczęł pękać odsłaniając nie tknięte nawet blizną ciało. No i J. miał wyraz bólu na twarzy, bo odrastająca głowa boli, a potem się do mnie uśmiechał. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi